pi.asia
25.12.11, 20:55
Sąsiedni wątek o torbie od Fryca natchnął mnie do ponownego sięgnięcia po "Żabę" i przypomnienia sobie sceny powrotu ojca marnotrawnego.
I po raz kolejny wstrząsnęło mną zachowanie Róży. Oto znienacka, bez uprzedzenia, po pięciu miesiącach niebytu i milczenia wraca jej ukochany, a ona co? Przez chwilę milczy i patrzy na niego oczami jak pięciozłotówki. Potem podchodzi do niego, kładzie mu rękę na ramieniu i mówi: no chodź, właśnie mamy świeże ciasto. I Róża mówi to spokojnie!
Po czym daje się pocałować.
Ludzie kochani, czy naprawdę tak zachowuje się kochająca kobieta, do której wraca facet?
Nie zbladła, nie zarumieniła się, zero radości, zero złości, zero wyrzutów, zero płaczu. Płaczu choćby z ulgi, że wrócił, że nie okazał się świnią, że cała jej miłość nie poszła na marne, że będzie dobrze....
Przypomniała mi się - dla porównania - scena z "Rozważnej i romantycznej", gdy do Emmy Thompson przychodzi Hugh Grant i jej się oświadcza. Ona biedna od dawna była pewna, że on jest żonaty i cierpiała w milczeniu, a gdy wyznał jej miłość - całe jej opanowanie pękło i rozpłakała się jak dziecko. To była prześliczna, szalenie wzruszająca i przede wszystkim - prawdopodobna psychologicznie reakcja.
A zachowanie Róży - porażka. Android. Godna partnerka Fryca.