mjot1
20.08.03, 19:14
Ponieważ wątek o tygrzyku rozrósł się już do znacznych granic a nie chciałbym
by temat owadzi zginął śmiercią naturalną ośmielam się oto zacząć
wątek „nowy” temat „robactwa” kontynuujący.
No któżby pomyślał, że tygrzyk okaże się aż tak popularnym...?
Dla odmiany więc niejako. Na zasadzie naszej narodowej cechy „przeginania
pały ze skrajności w skrajność” proponuję zwrócić uwagę na owada naprawdę
powszechnie występującego.
Owada którego (nawet może i nie zdając sobie z tego sprawy) zna każdy.
Jest to to coś takiego kruchutkiego, seledynowo przeźroczystego latającego
czasem i w naszych mieszkaniach. Kojarzyć się może jedynie z najlżejszymi
modelami latającymi wykonanymi z jakichś błonek lub z bańką mydlaną.
Jest to jednocześnie to coś na widok czego wspaniała część naszego gatunku
(czyli istot rozumnych) z gromkim okrzykiem bojowym „mol” rzuca się gnana
świętym a szczerym poczuciem zbawiania świata z krwiożerczą chęcią
zatłuczenia bestii!
Owad ów to złotook. Złotook sprzymierzeniec każdego miłośnika roślinek.
Złotook bestia straszliwa dla mszyc.
Ta jego delikatność, bezdźwięczność, ulotna zwiewność...
Postać doskonała żyje chyba jedynie miłością... Ponoć miłością
można „ciągnąć” ładnych kilka miesięcy?
W naszym domu Złotook ma zagwarantowany azyl. Każdy z naszych znajomych o tym
doskonale wie. Każdy z przygodnie goszczących natychmiast się o nietykalności
dowiaduje, jeśli tylko złotook się pojawi a gość ów czyni jakikolwiek gest
czy choćby grymas. Natychmiast go zmrozi (dosłownie) nasz wzrok czy syk
wydobywający się z naszych zaciśniętych do białości ust.
Hmmm... Ciekawe, co sobie o nas myśli ludność cywilizowana...?
Lubicie złotooka?
Najniższe ukłony!
Złotookolubny M.J.