januszcz
09.03.09, 11:26
Wpadliśmy wczoraj z rodzinką do Laguny. Jak wiadomo, woda wzmaga apetyt więc w
drodze powrotnej postanowiliśmy coś przekąsić. Zauważyliśmy szyld baru z
chińszczyzną i wolne miejsce na parkingu...
Zajęliśmy miejsce przy stoliku i podano nam karty dań. Poprosiłem kelnerkę aby
zapaliła światło, no bo jak czytać w mroku maluteńkiej świeczuszki płonącej na
stoliku? Kelnerka odparła, że światło nad stołem nie działa. No cóż, zdarza
się. Jakoś, z trudem, odczytaliśmy menu i złożyliśmy zamówienie.
Niestety, przyzwyczajeni do pewnej szczecińskiej restauracji z chińszczyzną
(nie podam jej nazwy aby nie być posądzonym o reklamę), nastąpiło ogromne
rozczarowanie. Kaczka po kantońsku miała chrupiącą skórkę, ale mięsa nie
dawało się pogryźć. Danie z frutti di mare to totalna porażka: w kisielowatej
masie z warzywami kilka krewetek. Sprawdziliśmy, że taka sama kisielowata masa
towarzyszyła kaczce. Zupa z owoców morza również nie zachwyciła bo dominował w
jej smaku sos sojowy a nie rybny czy ostrygowy, który powinien nadać zupie
odpowiedniego charakteru. Jedynie sajgonki były dobre w smaku, ale zbyt zimne.
Surówka z kapusty, słodka...
Kiedy nasz wzrok przyzwyczaił się do ciemności można było dostrzec brud na
szybach. Pomyśleliśmy sobie, że to "zaciemnienie" miało pewnie za zadanie
ukryć mankamenty wnętrza...
To nie koniec rewelacji, niestety. Najgorsze nastąpiło rano w toalecie...
Stanowczo odradzam korzystanie z tego baru wszystkim potencjalnym amatorom
chińskiego jadła.
J.