mawka_yas
15.06.23, 20:53
Wybaczcie, nie mam ostatnio natchnienia do pisania na forum. A i w plecach strzyka od siedzenia przed kompem w pracy. Mam wrażenie że obiecywałam tu pół roku temu, iż zrobię analizę osobowości i zachowania Laury w kolejnych kilku tomach po „Noelce”. Napisałam sobie na brudno poniższe refleksje o Laurze w „Pulpecji”, ale potem miałam jakieś opory co do dalszej analizy, w kolejnych tomach, aż musiałam ten tom wraz z „Dzieckiem piątku” oraz „Nutrą i Nerwusem” oddać do biblioteki i jeszcze zapłacić karę za przetrzymanie... a przecież szkoda kasy na te tomy po „Noelce”. Ale co się ma marnować mój tekścik, może coś z tego się urodzi, jeśli w końcu wyślę go na forum... Wszak wybieram się na spotkanie, to muszę się trochę przedtem poudzielać.
Ogólne wrażenie moje jest takie, że podobnie jak w „Noelce” Laura wygląda raczej jak normalne, choć psotne dziecko. Nie wiadomo jeszcze, co z niej wyrośnie, narrator wprost pisze, że z niej „promieniowała tajemnica”. Wiadomo, trzeba ją wychowywać, karcić za głupie psoty takie jak numer z różą, przeszkadzanie parze młodej w nocy poślubnej czy durnowate kawały primaaprilisowe. Dużo dzieciaków zachowuje się podobnie i jak już ustaliliśmy, nie ma tu nic nienormalnego.
Nasuwa mi się myśl, że Laura jest osóbką sprytną i zwinną i że ta cecha się u niej najbardziej rozwinęła od poprzedniego tomu, skoro Gabriela zadaje sobie pytanie „Nie wiem, jak ona to zrobiła, ale zrobiła”. Chodzi zapewne o to, jak takiego numeru dokonała w krótkim czasie, kiedy Marek był w łazience, a Pyziakówny miały spać. Ale czy taki numer był niemożliwy? Wprawdzie MM prawdopodobnie postrzega większość facetów jako niespędzających wiele czasu w łazience, ale przecież to była noc poślubna, Marek na pewno umył się cały porządnie, nie tylko zęby. Laura mogła obudzić się wcześniej lub do tej pory nie spać, mieć wszystko wcześniej zaplanowane, różę upatrzona wśród ślubnych bukietów umieszczonych pewnie w kuchni czy pokoju uczty (w którym pokoju było weselicho, pamięta ktoś? W Zielonym?), poczekać na moment gdy skrzypną drzwi u nowożeńców, w przedpokoju zaklapią męskie stopy w klapkach i rozniesie się zapach wujka Marka, szybko wyskoczyć z łóżeczka, pobiec tam gdzie składowano bukiety ślubne, wyjąć z nich biała różę, wparować do pokoju nowożeńców, wsadzić ciotce Idzie i cichutko wrócić do swojej sypialni. Więc miała Laura troszkę czasu na zrealizowanie szalonego pomysłu, ale wpaść na niego musiała sporo wcześniej. Chociaż... Musiałaby przewidzieć, że myć się pójdzie pan młody, a panna młoda będzie spała. Więc mogła też, usłyszawszy i poczuwszy, kto wstaje do tej łazienki, spontanicznie wpaść na taki pomysł i od razu przystąpić do realizacji. Ma to chyba sens.
Natomiast nie wierzę w ten jej jasełkowy śpiew porywający i wzruszający całą publiczność obojga płci i w różnym wieku. Owszem, śpiew siedmiolatki jest zawsze słodki i zachwycający dla dorosłych, niezależnie czy dziecko talent ma czy nie. Laura mogła mieć talent, mogła mieć dobry słuch muzyczny, ale gdzie by go mogła zdążyć jako pierwszoklasistka rozwinąć do tego stopnia, żeby to była Sztuka przez duże S, żeby dorośli ludzie przezywali to tak jak jakąś operę czy poważny koncert sakralny? Nic nie pisze narrator, żeby Tygrys chodziła wtedy na jakieś zajęcia ze śpiewu. A nie da się raczej, mając tylko te 2 godziny tygodniowo muzyki w szkole, po upływie półrocza, wśród około trzydzieściorga innych dzieci (wtedy klasy były liczne, wszyscy urodzeni w latach 80tych to pamiętają) gdzie nauczycielka musi wszystkich i każdego z osobna ogarniać, gdzie się nie tylko śpiewa, ale także rysuje klucze wiolinowe i ćwiczy bębenek, jakieś cymbałki, czasem nawet i flet – tak pracować nad emisją głosu. Znów odnosząc się do swojego przykładu, ja mam podobno dobry słuch muzyczny, ale nigdy w dzieciństwie i młodości nie miałam czasu i możliwości kształcić zdolności wokalnych. I czasem gdy śpiewałam, zarzucano mi, że fałszuję lub że wręcz słuchu nie mam, co jest nieprawdą i co zostało zweryfikowane i zdezaktualizowane gdy dopiero w dorosłości zaczęłam chodzić na zajęcia ze śpiewu. Ludzki głos to specyficzny instrument, potrzebuje czasu na ćwiczenia, ten czas się liczy w latach, nie w tygodniach. Śmiem nawet twierdzić, ze u dzieci z wczesnej podstawówki wygląda to tak, ze słuch mogą mieć wybitny, ale głosu wyrobionego mieć raczej nie mogą.
To tyle jeśli chodzi o Laurę w „Pulpecji”...
Jeszcze bym się podzieliła paroma innymi refleksjami na temat tej książki, ale boję się, by nie strzelić jakiegoś babola, bo książki pod ręką już nie mam.