marutax
15.08.16, 10:17
W kilku wątkach pojawia się motyw pierwszego wstrząsu – chwili, w której czytelnik zauważa, że coś tu jest baaardzo nie w porządku, nie może uwierzyć w to, co przeczytał, czuje się ogłuszony... Taki symboliczny początek Neo-Jeżycjady, który pamięta się nawet po wielu latach/tomach i który do dziś dzień wywołuje dreszcze obrzydzenia, zawodu lub złości.
W moim przypadku nastąpiło to dość wcześnie, bo w "Noelce", którą ogólnie uważam za jedną z lepszych części cyklu i do której chętnie wracam. Mimo to są w tej książce dwa fragmenty, które najchętniej wymazałabym z pamięci i które są dla mnie przykładem wmawiania czytelnikom, jak powinni postrzegać bohaterów i wydarzenia.
Scena pierwsza – Gaba stoi w drzwiach kuchni i obserwuje rodzinę. Ojciec, matka, rumiana Pyza i Laura –
"Leniwe, wdzięczne, smukłe stworzonko siedmioletnie o przewrotnym uśmieszku, ciemnych lokach i stalowych oczach swego ojca.
Aj! - Zabolało. Po ukłuciu w sercu Gabrysia poznała, że dotarła do właściwej przyczyny swego smutku."
W tym momencie pierwszy raz mną zatrzęsło. Gaba patrzy na córkę i automatycznie myśli o złym, zdradzieckim mężu, a serce kłuje... Innymi słowy – widok Laury (bo przy Pyzie skojarzeń nie ma) wywołuje u matki smutek i ból. Bo ma oczy Janusza. Serio?
Niestety scenka okazała się zwiastunem tego, w jaki sposób Gabrysia będzie patrzyła na Laurę w przyszłości. Otoczoną cieniem Janusza, uwarunkowaną pyziaczym dziedzictwem. Brrr.
Scena druga – reakcja Elki, kiedy dziewczyna dowiaduje się, że osobą, do której Grzegorz poszedł na wigilię, jest Gabriela. Słowa:
"Nie wiedziałam, co mam zrobić. Przecież ja mu urządziłam w południe awanturę o to, że idzie do jakiejś baby. Gdybym wiedziała, że to chodzi o Gabrysię!"
zabrzmiały w moich uszach (oczach? ;-) jak efekt prania mózgu. Najpierw przez x stron Autorka podkreślała, że Elka uważa Gabę za istotę wyższą – ciepłą, energiczną, wrażliwą, rozumiejącą, wspaniałą, cudowną matkę itd. A w finale ładuje takie stwierdzenie, bo przecież sam fakt, że to GABRYSIA wszystko zmienia! Gaba nie może postąpić źle, nie może kogoś skrzywdzić. Ba, nawet Grzegorz przestaje być w tym momencie winny, bo świętość Gaby nobilituje i jego uczynki.
Jak już pisałam w innych wątkach, zachowanie Grzegorza i Gabrysi przy okazji tej wigilii było paskudne. Ona nie powinna go zapraszać, wiedząc, że facet ma w domu nastoletnią córkę bez matki i dwóch starszych krewnych. On nie powinien tego zaproszenia przyjmować, zwłaszcza, że wigilia była dla Elki bardzo ważna. Kompletnym świństwem jest to, że Grzegorz i Gaba zdecydowali już, że będą razem, a mimo to rodzina Strybów nawet nie wie o istnieniu pani Pyziak. Podsumowując – prawie wszystko jest tu nie w porządku. Ale co z tego – przecież to Gabrysia! Czyli mamy chyba pierwszą sytuację, gdy Autorka nakazuje interpretować wydarzenia przez pryzmat bohaterów, a dokładniej – adautorskiego wyobrażenia bohaterów. Zachowanie, które obiektywnie jest złe, staje się akceptowalne tylko dlatego, że osobą "zachowującą się" jest odautorsko pozytywna Gabrysia.
Wyszło długo i z rozmachem, bo jak widać do dziś mam do tych scen stosunek emocjonalny ;-) Dla mnie na nich kończy się prawdziwa Jeżycjada. A jak to wygląda u innych czytelników?