ako17
20.03.23, 20:42
1.
- Tutaj damy pąsowe portiery – z uróżowanych usteczek wydobywał się nieustanny szczebiot - i do tego złote sznury, z frędzlami. Albo nie! Pompony! Pompony będą lepsze, tylko takie wiesz, duże!
- Dobrze, damy. Tylko nie o tym teraz rozmawiamy – jęknął z rezygnacją Józef Pałys. - Ja bym chciał najpierw ustalić, którą ścianę mogę wyburzyć, żeby był ten salon z aneksem. Doświetlony.
- A to nie wiem, to ty się na tym znasz. Ale w aneksie koniecznie musi być duży ekspress do kawy. Taki błyszczący, widziałam taki w Żonach Hollywood – jego zleceniodawczyni miała inne priorytety.
- Ale sprzęty sami sobie kupicie i postawicie, ja muszę zaprojektować wnętrze!
- No to co masz za problem, połącz kuchnię z salonem, zrób aneks a ja ci mówię – tutaj będzie duża kanapa i na niej będą takie puchate poduszki. Wszystkie w odcieniach czerwieni. Albo nie! Różowe. Pudrowy róż. A kanapa będzie złota i obok będą takie małe stoliczki kawowe, ze złoconymi blatami. Z grawerunkiem!
Józef ukończył studia architektoniczne, ale na nadmiar zleceń nie narzekał. Brakowało mu jakiegoś punktu zaczepienia: możliwości pochwalenia się doświadczeniem, znajomości w branży, może jakiegoś protektora? Jego portfolio obejmowało na razie przeróbkę poddasza, w którym obecnie mieszkali z Dorotką. Pięknie to wyszło, ale gdy pokazał z dumą swój projekt w kilku pracowniach, do których zaproszono go na spotkanie, jego rozmówcy podnosili jakieś niestosowne kwestie, dotyczące np. przegrzania powierzchni latem, czy niedogrzania zimą. Pytali też o umiejscowienie łazienki, a w odpowiedzi „na dole” patrzyli na niego z niedowierzaniem.
I tak się skończyły Józefa starania o przyjęcie, choćby na staż, do jakiejś pracowni architektonicznej. Nawet niekoniecznie renomowanej.
Dorota studiowała medycynę, do ukończenia brakowało jeszcze prawie 2 lata. Tymczasem ogromnie brakowało im pieniędzy. Fakt – rodzice Józefa i mama Dorotki pomagali finansowo, ale coraz częściej przebąkiwali, że już czas, aby młodzi stanęli na własnych ekonomicznych nogach (matka Józefa celowała w dowcipnych powiedzonkach). I że skoro chcieli się żenić, to chyba wiedzieli, z czego będą po ślubie żyć.
Starali się jak mogli, ale kurczaki i jaja, odstawiane do sklepu pani Kasi przez Dorotę nie wystarczały na ich – skromne w końcu – potrzeby.
Dramatycznie potrzebowali zleceń dla Józefa. Tymczasem nic takiego się nie działo. Józef zatrudnił się więc w urzędzie gminy – w perspektywie miał nadzieję zostać naczelnym architektem powiatowym. Na razie jednak jego rola ograniczała się do architektury krajobrazu – czyli sprzątania trawników.
W końcu jednak los dał mu szansę. Józef wystawił swoje ogłoszenie na tablicy w centrum wsi (pamiętał, jak doskonale to działało w przypadku agroturystyki Dorotki i jej babć) i patrzcie państwo – odezwali się.