aa9612
29.03.06, 16:57
Polowanie na Kaczyńskich
28.03.2006 06:00
Układ rządzący III RP chciał wyeliminować Kaczyńskich - pisze "Gazeta
Polska"; fot. M. Nabrdalik / Agencja SE/East News
Jarosław Kaczyński otarł się o śmierć w wyniku wypadku samochodowego
spowodowanego przez nieznanych sprawców. Lecha Kaczyńskiego zastraszała mafia
pruszkowska.
Prokuratura prowadziła przeciwko obecnemu liderowi Prawa i Sprawiedliwości
trzy sfingowane sprawy. Brukowiec wydrukował jego sfałszowaną lojalkę ze
stanu wojennego, TVP zaś wyprodukowała szkalujący braci film. Robiono z nich
homoseksualistów i przysposobione przez rodziców dzieci lumpów. Arsenał
środków, jakich układ rządzący III RP użył, by raz na zawsze wyeliminować
Kaczyńskich z polityki, pokazuje skalę patologii w polskim życiu publicznym.
Nakłuć na oponach samochodu Jarosława Kaczyńskiego dokonano specjalnym
narzędziem. Z wielką precyzją. W każdym kole po dziesięć. W taki sposób, żeby
przy większej prędkości musiały pęknąć. Był 1993 r. i odbywający dużą liczbę
spotkań w kraju Kaczyński jeździł szybko. Takie działania wobec Kaczyńskiego
i jego współpracowników powtarzały się.
W 1996 r. Jarosław Kaczyński o mało nie zginął. Jechał w okolicach Mławy swym
oplem vectrą. - Samochód wypadł z drogi przy szybkości 160 km na godzinę -
wspomina. - Byliśmy o włos od śmierci, policjanci powiedzieli nam, że
przeżyliśmy tylko dlatego, że to niemiecki solidny wóz. Po drodze wyrwaliśmy
drzewo z korzeniami. Jak się okazało, ktoś lekko poluzował zawór w kole, by
powietrze powoli uchodziło.
Sprawdzić, czy Jarosław Kaczyński miał narzeczoną i dlaczego się z nią
rozstał, albo czy nie jest homoseksualistą - taka dyrektywa pojawia się w
papierach tzw. zespołu Lesiaka, który w czasie inwigilacji prawicy miał
doprowadzić do eliminacji lub - jeśli się nie uda - marginalizacji
politycznego środowiska Kaczyńskich. Obelżywą, kłamliwą plotkę o rzekomym
homoseksualizmie obecnego lidera PiS ludzie Urzędu Ochrony Państwa
kolportowali w ramach służbowych obowiązków. Podobnie jak pracownicy
białoruskiego prezydenta Aleksandra Łukaszenki, którego propaganda głosi, że
homoseksualistami są działacze demokratycznej opozycji.
Choć Kaczyńscy bywali zwalczani metodami zbliżonymi do tych, jakie wobec
opozycji stosuje białoruski reżim, w III RP rzadko mogli liczyć na obronę ze
strony mediów i autorytetów. A duża część wręcz brała w atakach udział.
Lojalka, czyli fałszywka służb specjalnych
Dziennik Jerzego Urbana opublikował fałszywą lojalkę J. Kaczyńskiego / RMF
3 czerwca 1993 r. "Oświadczam, że będę przestrzegał przepisów stanu
wojennego" - taki dokument podpisany rzekomo przez Jarosława Kaczyńskiego 17
grudnia 1981 r. drukuje będący u szczytu popularności tygodnik "Nie".
Kaczyński odpowiada, że wydrukowana lojalka to ordynarna fałszywka. -
Powycinano litery z pisma, w którym podpisania lojalki odmówiłem. Dostarczono
też sfałszowaną notatkę o rzekomym podpisaniu przez mnie lojalki ze
sfałszowanymi podpisami nieżyjących oficerów - mówi dziś "GP".
Proces wytoczony przez Kaczyńskiego gazecie Jerzego Urbana trwał 6 lat.
Jeszcze w 1996 r. Marek Barański dostarczył do sądu nowe dokumenty. Dopiero w
1997 roku oświadczył, że on i jego pismo padli ofiarą prowokacji, gdyż ktoś
dostarczył im sfałszowany dokument. Ostatecznie sąd skazał Barańskiego na 10
tys. zł grzywny.
Kopia fałszywki odnalazła się w szafie płk. Jana Lesiaka, odpowiadającego za
inwigilację prawicy. Znaleziono tam też próbki pisma Kaczyńskiego, którymi
próbowano uprawdopodobnić autentyczność dokumentu.
To nie jedyna prowokacja "Nie" wobec Kaczyńskich. W gazecie ukazał się też
fotoreportaż "Jeden dzień z życia Jarosława K. - Na zdjęciu w "Nie" pokazano
kogoś podobnego z postury do mnie. Miał zainteresowania z pogranicza sex-
shopów i pedofilii - wspomina Jarosław Kaczyński.
Kaczyński klaszcze z playbacku
Rozpowszechniano plotki o homoseksualizmie J. Kaczyńskiego; fot. M.
Rozbicki / Agencja SE/East News
Ale podobne metody stosują wobec Kaczyńskiego nie tylko brukowce. Czerwiec
1990 r. Podczas posiedzenia Komitetu Obywatelskiego Lech Wałęsa w obcesowym
tonie wypowiada się o będącym w podeszłym wieku Jerzym Turowiczu. "Panie
Turowicz, Polska czeka na pańskie pretensje do Wałęsy i do demokracji" -
nawołuje. Zachowanie Wałęsy jest powszechnie potępiane.
W mediach pojawia się informacja, że jedynym, który klaskał po niestosownym
zachowaniu Wałęsy był Jarosław Kaczyński. - Potem TVP zmontowała nawet
materiał, w którym pokazano, jak biję brawo. Rzecz w tym, że tego dnia
zaspałem i w tym momencie na sali w ogóle mnie nie było - wyjaśnia sam
zainteresowany.
Podobnie traktowany był obecny prezydent. W 1991 r. "Kurier Polski" oskarżył
Lecha Kaczyńskiego o to, że będąc w Waszyngtonie podjął rozmowy mające
ułatwić amerykańską akceptację dla odwołania Leszka Balcerowicza. Lech
Kaczyński nie był wtedy w Waszyngtonie ani w ogóle w Stanach Zjednoczonych.
Jak z Mrożka
Powodem brutalnych ataków na Kaczyńskich jest konflikt z najsilniejszymi na
scenie politycznej siłami. Nie tylko komunistami, ale także z tymi
środowiskami z dawnej "Solidarności", które poszły z nimi na układy.
Nie udało się usunąć Kaczyńskich z polskiej sceny politycznej; fot. M.
Nabrdalik / Agencja SE/East News
27 września 1989 r. Lech Wałęsa podejmuje decyzję o tym, że to Jarosław
Kaczyński będzie redaktorem naczelnym "Tygodnika Solidarność". Rozpoczyna się
frontalny atak mediów oburzonych, że gazeta wymyka się z rąk ludzi Unii
Demokratycznej. Z "Tygodnika Solidarność" odchodzi większość podbuntowanych
przeciwko Kaczyńskiemu dziennikarzy. To wydarzenie jest prawdziwym
początkiem "wojny na górze". Ataki wzmagają się, gdy Kaczyński zakłada
Porozumienie Centrum, które wysuwa kandydaturę Wałęsy na prezydenta.
Kaczyński jest głównym twórcą programu Wałęsy i Porozumienia Centrum. Wkrótce
po wygraniu wyborów Wałęsa rezygnuje z jego głównych postulatów. Kaczyński,
który odszedł od Wałęsy, wkrótce potem, stara się doprowadzić do realizacji
programu. Postulaty takie jak dekomunizacja, lustracja, rozbicie
postkomunistycznych układów na styku państwa i biznesu czy - początkowo -
nasze wstąpienie do NATO i sojusz z Ameryką, pozostają w sprzeczności z
interesami układu.
W czasach PC powszechnie stosowaną przeciw Kaczyńskim metodą były rozsiewane
przez służby specjalne plotki. - Rozpowszechniano plotkę, że jesteśmy
przysposobionymi przez rodziców dziećmi jakichś lumpów - wspomina Jarosław
Kaczyński.
Niestworzone rzeczy opowiadano o majątku zgromadzonym przez ówczesnego lidera
PC. Miał być właścicielem masarni, fabryki i banku. W tym samym czasie
mieszkał w jednym mieszkaniu z rodzicami. Chwilami przypominało to sceny z
Mrożka. Do Kaczyńskiego dzwoniono ze skargami, że samochody jego firmy
zakłócają rano ludziom spokój. Polityk tłumaczył, że nie ma żadnej firmy. Po
jakimś czasie dotarły do niego podziękowania, że samochody już nie hałasują.
Rozbić i zniszczyć
Za nagonką na Kaczyńskich miało stać środowisko Wachowskiego; fot. P.
Grzybowski / Agencja SE/East News
Najostrzejsze działania przeciwko Kaczyńskim i ich politycznym sojusznikom
podjęte zostały w czasie tzw. inwigilacji prawicy po obaleniu wspieranego
przez PC rządu Jana Olszewskiego. Określenie "inwigilacja" nie do końca
oddaje jednak charakter tych działań. - To było coś więcej niż inwigilacja
czy obserwowanie. Grupa Lesiaka działała po to, żeby nas rozbić i zniszczyć -
mówi Kaczyński.
W latach 1991-1997 w gabinecie szefa UOP działała grupa pod nazwą Zespół
Inspekcyjno-Operacyjny. Szefem zespołu był Jan Lesiak, były funkcjonariusz
Służby Bezpieczeństwa. Lesiak od drugiej połowy lat 70. pracował w
Departamencie III Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, zajmującym się
działalnością opozycji. Rozpracowywał Komitet Obrony Robotników. W 1990 r