dorota_333
21.06.21, 13:06
... jest co prawda dokumentowana w wątku "Makroekonomia, inflacja, budżet", ale temat jest tak istotny i tak na czasie, że postanowiłam wyodrębnić. Inflacja na świecie i w Polsce. Czynniki wzrostu cen, przejawy w różnych aspektach.
Na początek wywiad z piwotalnym (eh, co za czasy były

) prof. Hausnerem. Bardzo ciekawy.
"Rok temu chodziło o to, by nie dopuścić do głębokiej recesji jako następstwa pandemii i wprowadzonych w związku z nią restrykcji. Ale teraz już nie jesteśmy w recesji. Przeciwnie - jesteśmy w fazie ożywienia i wejdziemy w fazę ekspansji. Należałoby z tej polityki wyjść. Po 2007 r. w skali globalnej mieliśmy długi okres długiej recesji, ale potem wyjątkowo długi okres wysokiego wzrostu. A mimo to nie wycofano się ze skupu aktywów. Dlaczego? By nie zabijać wzrostu. I teraz też tak się mówi. Ale to jest pułapka.
(...)
- Wejście w niekonwencjonalną politykę pieniężną to jest jazda ulicą jednokierunkową - z górki bez trzymanki. Im dłużej się tak jedzie, tym odwrót jest trudniejszy. Jego koszty gospodarcze, społeczne i polityczne są coraz wyższe.
Jasne jest, że po powstrzymaniu się od drukowania pieniędzy wzrost gospodarczy, który tak podtrzymujemy, siądzie. Im później jednak to zrobimy, tym bańka pęknie z większym hukiem, będą poranieni, będą złe długi, będą nowe postępowania sądowe.
(...)
Niektórzy uważają, że jak będzie wysoki wzrost, to szybciej wyrośniemy z długu, jaki dodatkowo powstał. Przed pandemią było już tego ponad bilion złotych, teraz doszło jeszcze 300 mld zł w jeden rok. Co z tym zrobić? Najprostsza odpowiedź, którą oferują nam zwolennicy nowej teorii monetarnej, to „wyrośnijmy z długu".
Brzmi dobrze. Ale znów trochę jak magia.
- Czy 5-proc. wzrost PKB to dobry wynik? W sumie tak, ale zależy, co z tego wynika. Wzrost może być jałowy, pusty z punktu widzenia zaspokajania podstawowych potrzeb. Wprawdzie unikamy stagnacji w gospodarce, ale wcale nie oznacza, że unikamy zagrożenia inflacyjnego. W ten sposób ten tak wysoki przecież nawis długu pokazuje swoje działanie. To po prostu transfer długu publicznego z budżetu marnie zarządzanego państwa do naszych kieszeni. On nie znika za pomocą operacji księgowych, ale jest transferowany do sektora przedsiębiorstw i gospodarstw domowych. Czy zwykli ludzie widzą dług, który zaciągnęło państwo? Wydaje się, że nie, a tymczasem ujawnia się on w postaci inflacji.
(...)
cel inflacyjny nie jest określony sztywno, inflacja wcale nie musi twardo tkwić w jednym punkcie, by dostosowania polityki były możliwe. Jednak wypuszczenie inflacji poza granice dopuszczalnych odchyleń od celu (1,5-3,5 proc.) – bez żadnej reakcji, próby gaszenia - potęguje szkody, bo zaczyna się przekładać na oczekiwania inflacyjne.
(...)
- Trzeba rozładować tę bańkę, rozminować to pole. NBP, Komisja Nadzoru Finansowego i Ministerstwo Finansów mają różne narzędzia, mogą z nich korzystać w porozumieniu. Jeśli nie zrobią tego w imię podtrzymywania wzrostu, to będziemy iść na zderzenie ze ścianą. Pęknięcie takiej bańki pociągnie za sobą całą falę: upadek firm, utratę pracy przez ludzi, niespłacane kredyty… Nie można do czegoś takiego doprowadzać ponownie.
Jak w soczewce widać to na przykładzie sektora budowlanego: mamy szalony popyt, chętnych na kupno nie brakuje, ceny rosną, materiały drożeją, chętnych jest jeszcze więcej, kręci się, kręci, kręci… Do kiedy? Aż ciężar tej inflacji, która w sektorze mieszkaniowym jest wyższa niż w całej gospodarce, będzie nie do udźwignięcia. Będzie to stanowiło potężne zagrożenie dla banków, dla stabilności systemu finansowego.
Jeśli ktoś wierzy, że przez sam wzrost PKB z tego długu wyrośniemy, to mówię wprost: nie."
Właściwie całość można by cytować, całość tutaj:
wyborcza.biz/biznes/7,177151,27213265,prof-jerzy-hausner.html#S.main_topic-K.C-B.1-L.2.duzy#s=BoxWyboImgLink