kocynder
16.11.21, 17:23
Trochę z inspiracji wątkiem o Laurze i Róży...
Od razu uprzedzę, ze książki nie mam pod ręką, więc być może faktografia nie jest prawidłowa, jakby co - proszę o poprawki, głównie z datami/porami roku, kolejnością.
Wystarczyłyby dosłownie DWIE poprawki, by książka całkowicie zmieniała swoją wymowę.
1. Florian nie informuje Pulpy, że Roma wyjechała z rodzicami i narzeczonym, i jak możesz tego nie wiedzieć jako jej przyjaciółka. Mówi coś w stylu
- Kowalików nie ma. Tomek wybył na grzyby/do dziewczyny/na księżyc, staruszkowie pojechali do Łeby, do brata któregoś z nich, a Roma wyjechała ze znajomymi z kursu.
- Ale jakiego kursu?
- A to nie wiesz? Roma się zapisała na takie kursy, przygotowujące do egzaminów na medycynę/studiów medycznych (nie pamiętam, czy wówczas były egzaminy?). Organizuje to Studenckie Koło Naukowe. I teraz całą paczką z tych kursów wyjechali na dwa tygodnie w góry/nad morze, na jeziora/dokądkolwiek.
2 Gdzieś pod koniec, sam już koniec książki scena typu (od razu uprzedzam, że ja nie Homer, ani Orwell, ani nawet Musierowicz wczesna, więc nie oczekiwać cudów, bo nie o stricte słowa tu chodzi a o wyraz sceny):
"... Patrycja stała w pobliżu przystanku autobusowego i mokła czekając na Florka, który wszedł na chwilę do sklepu. Na wieczór zaplanowali zagrać wraz z rodzicami w Skojarzenia/Państwa i Miasta/warcaby. Z nudów obserwowała pasażerów, ale i ci byli nieliczni, gdyż ruszające właśnie 157 uwiozło większość w kierunku Placu Barykad. Na ławeczce została tylko wyfiokowana trzydziestokilkulatka tłumacząca trzymanemu pod pachą yorkowi, że nie może pobiegać, bo by sobie pomoczył łapki i staruszka, mamrocząca coś pod nosem i zawzięcie szukająca czegoś w torbie w kratkę. Nieco bliżej Patrycji, już obok wiaty stała jakaś dwójka młodych ludzi. Dziewczyny Patrycja nie widziała zbyt dobrze, stała tyłem, ale chłopak... Wyglądał jak człowiek prometejski, idealnie wysoki, przystojny jak młody Bóg, ze złocistą grzywką opadającą zawadiacko na szafirowe oczy... W jednej ręce trzymał ogromny, pomarańczowy parasol, którym osłaniał od deszczu siebie i swoją dziewczynę, drugą troskliwie i opiekuńczo oparł na jej talii, podkreślanej, przez modny, wiązany w pasie płaszczyk. Dyskutowali zawzięcie choć cicho, najwyraźniej zachwyceni sobą i swoim towarzystwem. Nagle Patrycję dobiegł radosny śmiech dziewczyny. Zaraz! Ona znała ten głos!
- Roma!? - Krzyknęła zdumiona. Dziewczyna odwróciła się powoli. I tak, to była Romcia, ale jakże dziwnie zmieniona! Znikły gdzieś nietwarzowe lenonki, mysie włosy, zapewne "zaczarowane" wprawną ręką Kopiec Arletty nabrały objętości, a asymetria cięcia podkreśliła ciekawe rysy twarzy niegdysiejszej brzydulki. Płaszczyk w odcieniu bursztynowo - herbacianym świetnie się prezentował na jej szczupłej sylwetce, a fantazyjnie zamotany pasek podkreślał perfekcyjną talię, wciąż obejmowaną przez towarzyszącego jej chłopaka. Roma uśmiechnęła się, choć bez wylewności.
- O, cześć, Patrycja. Co słychać?
- No, nic nowego, a co u ciebie? Kto to jest? - wskazała na jej towarzysza.
- Mój chłopak, Bartek. Poznaliśmy się na kursach, na uniwerek medyczny. - Ze sklepu wyszedł Florian, taszczący dwie butle napoju "Orange" i pięć paczek chipsów. Krzyknął z podziwem
- O, cześć, Roma! Super wyglądasz, jak modelka z najlepszych wybiegów!
- Baltona? Cześć, staruszku! Syrenka się rozsypała? - Roześmiała się nieco złośliwie i bez żadnych sentymentów. W tej chwili przerwał ów człowiek prometejski imieniem Bartek.
- Przepraszamy was, ale... Muszko, kochanie, jedzie 142, jeśli mamy zdążyć do "Medyka" na dzisiejszą wieczornicę to musimy jechać. Chyba, że wolisz porozmawiać z koleżanką? Wtedy tylko zadzwonię, że nas nie będzie, dobrze?
- Nie, nie, kochanie. Jedziemy! Tak czekałam na ten wieczór... Na razie Pat! - I para odpłynęła w stronę hamującego właśnie autobusu 142. Patrycja patrzyła jeszcze, jak Bartek troskliwie pomaga Romci wspiąć się na stopnie, zręcznie wskakuje za nią i odjechali. Patrycja zmarszczyła brwi. Nie, nie zazdrościła Romie, w końcu miała ukochanego Florka, ale... Coś ją gryzło. Nie, nie fakt, że Roma kogoś ma. Raczej... Takie przykre, niemiłe uczucie, że jej dotychczasowa satelitka - ośmiela się nie tylko świecić własnym światłem, ale na dodatek... Jakby to ująć? Kompletnie ma to dla niej znaczenia. Jakby zupełnie nie liczyło się to, że Patrycja jest ładniejsza, że zawsze i bez fatygi zdobywała każdego chłopaka... Ale znacznie bardziej dotkliwe było to, że ów Bartek patrzył na Pulpecję... Tak jakby widział w niej właśnie tylko "Pulpeta". Ot, apetyczne to, może i "smakowne", ale pulpety można dostać w każdej garkuchni i każdym garmażu, a prawdziwa dziewczyna - jest jedna! Patrycja w zamyśleniu postukała się palcem wskazującym po pulchnych wargach. Florek pociągnął ją za rękę.
- No, ruszajmy, Patrycjo, bo pada coraz mocniej! Wręcz leje! A swoją drogą - Romka się na serio wylaszczyła, super wygląda!
I voila. Nie mamy paskudnego ze strony MM sprzedania Romci cwaniakującemu doktorkowi, za to mamy malutki pstryczek w nos zarozumiałej i zadufanej w sobie pannicy, że nie jest centrum wszechświata i nie będzie się on (ów wszechświat) wokół niej kręcił. Za to mamy info, że Romie zakochanie we Florze minęło, że ma SWOICH znajomych, nie jest tylko doklejona do Patrycji "na doczepkę". Ba, nawet i późniejsze info o Clooneyu z uszami mi pasuje - bo wynika z tego, że ów student Bartek NIE ZOSTAŁ koniecznie jej mężem i wypełniaczem ramion!