pi.asia
18.05.23, 21:11
Genowefa ma - tak na oko pani Marty Jedwabińskiej - ze sześć lat.
I to sześcioletnie dziecię gania sobie samo po ulicach Poznania w tę i z powrotem.
Pierwszy raz widzimy ją niedaleko kościoła Dominikanów, gdzie obserwuje Maćka Ogorzałkę. Od jej bloków na Norwida jest około 800 metrów.
Potem idzie za Maćkiem w stronę ulicy Roosevelta, skąd do domu ma 600 metrów.
Jakiś czas później Geniusia objawia się tuż przy gmachu Opery - z Norwida jest to ponad kilometr. Potem idzie w ślad za Matyldą - już ponad półtora kilometra od domu.
I tak się zastanawiam - czy sześcioletnie dziecko naprawdę ma już tak rozwiniętą orientację przestrzenną, że może sobie beztrosko pozwolić na tak dalekie wycieczki i nie pobłądzić?
Od państwa Lewandowskich miał ją odprowadzić do domu Sławek, ale pojawiła się Ida i dla Sławka świat przestał istnieć, dziecko stwierdziło, że samo trafi do domu - w końcu to tylko 600 metrów, po tej samej stronie ulicy.
Ale wyprawa pod Operę? Geniusia musiała pokonać kilka ruchliwych arterii i zaliczyć parę przejść dla pieszych. A potem jeszcze śledziła Matyldę, oddalając się coraz bardziej od Norwida w gęstej śnieżycy i zapadającym zmroku!
Pomijam beztroskę i nieodpowiedzialność Lisieckiej - zresztą ona nie wiedziała, że dziewczynka zamiast być na palcu zabaw łazi po całym mieście. Zdumiewa mnie brawura sześciolatki.
Ze swego dzieciństwa pamiętam że trzymaliśmy się swego podwórka między blokami. A gdy proponowało się komuś wyprawę na drugą strone ulicy - o niebo spokojniejszej niż Roosevelta - padała odpowiedź "mama mi nie kazała".
Siedmioletni Tomcio Kowalik też wybrał się na wyprawę, ale w miejsce, które dobrze znał. A Geniusia eksploruje nieznane tereny i nigdy nie błądzi. Cuda, panie, cuda.