wscieklyuklad
26.01.13, 17:01
itd, to wiemy.
Pojawia się jednak pytanie: wobec zróżnicowania pojęcia "smaku", gdzie szukać granicy ustępstw?
Kichho_nor na innym wątku dał przykład "rażącego Go Jasnogrodu".
A przecież równie łatwo można pogrzebać w dowolnej historii sztuki, by zadać identyczne pytanie.
Czy "Dawid" Miśka Anioła (skądinąd podejrzanie zorientowanego) z "tym" na wierzchu, jest już sam w sobie zachętą do rozpusty w dodatku monopłciowej? Czy odzwierciedla ukryte (acz znane) "dewiacje" artysty? I czy ma budzić konsternację? A może współczucie, że "taki mały" moiście Wy? Albo zazdrość, że trochę "zbyt wielki" oj tam, oj tam?
Czy obrzucenie zatem tejże rzeźby zgniłym jajem, pomidorem, pomarańczą wreszcie byłoby zatem aktem uprawnionym, gdyby u jego podstaw leżało dowolne zniesmaczenie?
Większość zachwyca się więc "Dawidem" i strzela tuż obok fotkę. Przemyślenia odnośnie męskich atrybutów zachowuje w świadomości własnej.
Ileż prawdziwych dzieł sztuki zdewastowano z powodu uwidocznienia pierwszorzędowych i drugorzędowych cech płciowych "na desancie"? Zamalowywano, odłamywano (joj!), lub utrącano (tylko nie po jajach!).
Tak więc scenkę tramwajową przytoczoną przez Kicho_nora osobiście traktuję, jako przejaw sztuki o typie społecznego happeningu.
I tym samym otwieram kolejną dyskusję nad granicami smaku, oraz ich wpływem na naszą tolerancję inności lub naruszenia norm dowolnych w znaczeniu uniwersalnym (takich zatem, które wyznaje nie 100% ale mimo to większość)