wscieklyuklad
01.11.22, 16:30
Po pierwszej fali mordów Kościół jednoznacznie poparł Franco i dał jego zwolennikom moralną legitymizację. Była to naturalna postawa obronna, podbudowana światopoglądowym powinowactwem z obozem narodowców - problem w tym, że również popełniającym krwawe zbrodnie. Co gorsza, poprzez zaangażowanie Kościoła rozgrywający się w Hiszpanii konflikt ówczesnych doktryn politycznych i ekonomicznych - faszyzmu, nacjonalizmu, konserwatyzmu, anarchizmu, komunizmu, socjalizmu, kapitalizmu - stał się moralnie czarno-białą cruzadą, czyli krucjatą przeciw wrogom Boga i Ojczyzny. A tymczasem faszyści traktowali czasem Kościół po prostu instrumentalnie: tam, gdzie księża stanęli po stronie Republiki, np. w Kraju Basków, narodowcy nie wahali się deportować ponad 400 duchownych, a 16 rozstrzelali.
Kościół zapewniał frankistom przede wszystkim wsparcie propagandowe. Biskup Salamanki Pla y Deniel ogłosił list pasterski, zatytułowany „Dwa miasta”; zdaniem hierarchy wojna domowa była klasyczną krucjatą, kolejnym aktem odwiecznego starcia Dobra i Zła. Podobny list, pod wiele znaczącym tytułem „Katolicyzm i Ojczyzna” wydał ówczesny prymas Hiszpanii, kard. Isidro Goma. Prymas zredagował też zbiorowy list hiszpańskich hierarchów do biskupów świata z lipca 1937 r., w którym bez cienia wątpliwości moralną rację przypisano nacjonalistom. Wielu księży maszerowało na front z oddziałami frankistów, niektórzy walczyli (np. ks. Izudriag z Nawarry, który kierował też nacjonalistyczną propagandą). Frankistów zagrzewały wizje z manichejskich w treści traktatów. Oto fragment „Poematu o Bestii i Aniele”, który napisał zaangażowany po stronie narodowców poeta i dramatopisarz Jose Maria Peman:
A wróg wciąż ten sam: grzeszny Wschód. Jest tylko: Ciało i Duch. Jest tylko: Lucyfer i Bóg.
Soborowy „strzał w plecy”
Po zakończeniu wojny Kościół stał się, obok armii i lojalnych wobec dyktatury partii i stowarzyszeń, podstawowym źródłem legitymizacji dyktatury - zresztą przez kilkanaście lat dyktaturze tej niemal zupełnie podporządkowanym. Gdy prymas Goma chciał ogłosić list o „odpuszczeniu grzechów” republikanom, rząd zablokował inicjatywę. Również nominacje biskupów uzależnione były od Franco: nuncjusz i władze przygotowywali listę sześciu kandydatów. Trzech z nich wybierał papież, a ostatnia decyzja należała do caudilla. Po podpisaniu w 1953 r. konkordatu ostatecznie ustaliła się następująca zasada: dyktator wyznaczał ordynariuszy (z trzech kandydatów), a Watykan już na własną rękę - biskupów pomocniczych.
Cdn