Dodaj do ulubionych

gwozdziem po szybie

16.03.08, 18:08
pl.youtube.com/watch?v=Glqrt4KoIbA&NR=1
czuliscie sie tak kiedys? tak absurdalnie? kiedy wasze nieszczescie jest tak obce swiatu, kiedy jestescie niemal wrogiem swiata przez swoje kalectwo takiej czy innej kategorii?
czy zdarzaja wam sie chwile kiedy bardzo bardzo chcecie zharmonizowac sie z radosnym swiatem, ale po prostu nie jestescie do tego zdolni?
a moze macie zupelnie inne refleksje na temat tego zestawu youtuba?
Obserwuj wątek
    • prairiewind Re: gwozdziem po szybie 16.03.08, 20:53
      swiat nie jest wcale radosny. wszyscy udajemy
      • szarylemur Re: gwozdziem po szybie 16.03.08, 22:28
        troche jest, zalezy z ktorej strony spojrzec i w jakich osobistych
        okolicznosciach :)
    • solaris_38 wątek 16.03.08, 23:56
      Lemurka zamieść to an wątku o pięknie

      to jest piękne

      :)
      • szarylemur serio? 17.03.08, 00:37
        ty to masz, solaris, doprawdy wyjatkowe poczucie estetyki ;)
        tak kusilo mnie aby to w Watku ;) zamiescic, ale myslalam ze to raczej diabel
        mnie kusi...
        • solaris_38 narodzenie też boli 17.03.08, 23:30
          to dobra alegoria życia

          idziesz
          tracisz różne swoje części i siły
          mało widzisz jeszcze mniej rozumiesz
          ale idziesz
          aby sie po drodze w pył obrócić

          nie martwiło mnie powstawanie z pyłu
          także zamiana w pył wydaje mi się piękna

          choć boję sie jej
          bo może bolec

          wszak Narodzenie tez bolało:)

          ale na wątku jest też trochę o rzeczach strasznych
          niech i one nie bedą wygnane

          • szarylemur Re: narodzenie też boli 18.03.08, 04:20
            hmm, ciekawe spojrzenie!

            "nie martwiło mnie powstawanie z pyłu
            także zamiana w pył wydaje mi się piękna"

            mnie tez nie martwilo, ale to chyba dlatego ze nie mialam swiadomosci
            a przynajmniej nie pamietam aby dane mi bylo rozwazac jak by to bylo nie byc lub
            nie byc pylem...
            natomiast rozpadajac sie ku smierci taka swiadomosc lub jakies wyobrazenia o
            bolu i o braku bolu mam
            i tutaj wydaje mi sie lezy glowna roznica miedzy tymi dwoma stanami

            nie wiem solaris czy zamiana w pyl jest piekna
            zalezy pewnie od perspektywy

            ale faktycznie, dzieki tobie zyskalam zupelnie nowa perspektywe
            nie widzialam w tym zestawie nic z tego o czym napisalas
            ale kiedy juz to co napisalas przeczytalam
            nie moge tego nie widziec
            :)
            ze tak zamotam...
            • solaris_38 Re: narodzenie też boli 18.03.08, 23:12
              jak wielu ludzi kocha stare meble
              rozpadające sie ruiny
              zaschnięte kwiaty
              stare cmentarze

              to co sie rozpada wciąż opowiada historie o sobie

              zacytuję siostrzenicę
              " nie boję sie końca.
              Doświadczam go w każdy początku"
              • szarylemur Re: narodzenie też boli 19.03.08, 03:35
                a jak niewielu ludzi kocha ludzi ktorzy sa
                jak stare meble
                rozpadajace sie ruiny
                zeschniete kwiaty
                stare smetarze...?
                mimo ze wciaz chca opowiadac historie o sobie
                nieliczni godza sie ich sluchac

                wiesz, moja matka tez niby nie bala sie konca
                ale kiedy smierc jej w oczy zaczela zagladac juz czesto
                rozpaczliwie czepiala sie zycia

                moze slaba byla...
                w kazdym razie cichaczem podlozyla mi skrypt z tekstem:
                nie mow hop poki nie przeskoczysz

                ja jestem wiosennym dzieckiem
                choc lubie ruiny i smetarze tez czasem
                to smierci jednak nie lubie
                moge pokornie schylic glowe przed silniejsza
                ale nie lubie
                obumierania rozpadu itp jesiennych klimatow
                • solaris_38 Re: narodzenie też boli 19.03.08, 21:19
                  mój były mąż nauczył mnie cieszyć się
                  późnym latem
                  razem z tym
                  przyszła do mnie otwartość na piękno milknącego dnia
                  • szarylemur Re: narodzenie też boli 20.03.08, 03:08
                    solaris, prosze, wstaw w ten klip siebie zamiast tego czlowieka, ale w stanie w
                    jakim on sie znajduje i w jego wieku
                    czy jestes otwarta na piekno tej sytuacji?
                    • solaris_38 Re: narodzenie też boli 20.03.08, 11:38
                      skąd wiesz ze tak już nie jest
                      • szarylemur Re: narodzenie też boli 20.03.08, 16:26
                        z nikad nie wiem, solaris.
                        po prostu: nie wiem, i prosilam cie abys przeprowadzila taki eksperyment.
                        • solaris_38 Re: narodzenie też boli 26.03.08, 20:38
                          przeprowadziłam go
                          jako osoba potrzebuję zastanawiać się nad moim osądem
                          gdybym była w innym ciele czasie środowisku

                          jestem świnią którą wiodą na rzeź i oprawcą który czuje że musi zabijać
                          nie mam oczu i nóg
                          lub mam najpiekniejsze
                          jestem Mateuszem z Zywotu Mateusza Vesasa
                          i pomarańczową cipą z Aktów w miłości Kazana
                          jestem Katią z czechowa i dzwonnikiem z Notre dam
                          szalonym królem z dramatów Strindberga i Poloniuszem z Hamleta

                          jestem w wyobraźni

                          pragnę choć wyobrazić sobie pole odczuwanie innych

                          niektóre postacie bolą do szpiku kości

                          najbardziej te drętwe pół żywe stereotypowe zatrzaśnięte w stereotypach za
                          życia wystraszone

                          nie potrafię sobie wyobrazić co czuje Howking zamknięty w ciele
                          jak może on swój piękny mózg uprawiać w tak upośledzonym cierpiącym i
                          sparaliżowanym ciele

                          niektórych rzeczy nie potrafię sobie wyobrazić

                          boję sie
                          nie umiem
                          nie chce

                          • szarylemur Re: narodzenie też boli 27.03.08, 00:59
                            hmm, a wiec z pewna latwoscia znajdujesz sens i piekno w czyims przemijaniu,
                            bedac tego przemijania obserwatorem.
                            natomiast wczucia sie boisz, nie umiesz i nie chcesz?

                            nadal nie ulozyla mi sie w glowie zadna puenta do tego watku, wiec nic wiecej
                            ani bardziej kategorycznie napisac nie moge.
                            • solaris_38 Re: narodzenie też boli 27.03.08, 22:20
                              w swoim też
                              dlatego codziennie kontempluję to przemijanie

                              nie zostawiam tego jak zły uczeń na ostatnią chwilę przed śmiercią bo wtedy jest
                              .. za późno ?
                              • leda16 Re: narodzenie też boli 01.04.08, 07:12
                                dlatego codziennie kontempluję to przemijanie

                                Zawsze irytują mnie takie egzaltowane, bezmyślne, szczeniackie teksty. Przypuszczam, że gdyby Ci matka lub jedyne dziecko umierało na raka w hospicjum, przestałabyś z emfazą pierdzielić bez sensu jakie to przemijanie piękne :(.
                                • solaris_38 dobre owoce 02.04.08, 09:55
                                  kiedy umierał mój kochany ojciec
                                  istota kóra najbardziej na świecie kochałam (może dodam że umarł on wcześnie
                                  kiedy dopiero sie kształtowałam)
                                  wtedy czułam to najpełniej

                                  akceptację
                                  i wdzięczność że miałam takeigo ojca
                                  i że tyle miłości doznałam

                                  kiedy moje dziecko było malutkie
                                  drżałam każdego dnia ze może umrzeć
                                  wydawało mi sie że nei zdołałabym tego przeżyć
                                  wtedy podjęłam decyzję
                                  KADZY dzień mojego dziecka ma być wypełniony moją miłością
                                  a jeśli sie zdarzy że umrze
                                  przyjmę to i będę sie cieszyć tym co otrzymałam
                                  a macierzyństwo jest wspaniałym stanem którego życzę każdej kobiecie
                                  takie podejście irytuje się i drażni
                                  jednak zwróć uwagę
                                  że dzięki niemu nie marnowałam czasu na lęk gorycz rozpacz nienawiść do świata
                                  że mi coś zabrał bądź mozę zabrać
                                  a zarówno mój ojciec jak i moje dziecko doznali ode mnie wiele radosci i
                                  czuli jak wdzięczna jestem światu za każdy z nimi dzień

                                  może to podejście jest trochę nei z tego świata
                                  może to obcowanie ze śmiercią tego mnie nauczyło
                                  nie wiem

                                  ale to dobre podejście i daje dobre owoce

                                  • leda16 Re: dobre owoce 03.04.08, 07:07
                                    Akceptację i wdzięczność czego, śmierci ojca????!!!
                                    Twoje dziecko, czy może jednak Wasze? Miałaś dziecko, bałaś się, że umrze, więc "nie marnowałaś czasu na lęk,gorycz, rozpacz, nienawiść do świata"? A co ma za przeproszeniem piernik do wiatraka? Chyba tylko tyle, że Twoja szczeniacka egzaltacja sięgnęła granic absurdu :(. Stawiam tezę, że nie "obcowałaś" z żadną śmiercią a śmierć ojca spłynęła po Tobie jak woda po kaczce. Inaczej nie zachłystywałabyś się wypowiadanymi z lubością wyświechtanym, grafomańskimii frazesami o "pięknie przemijania" i nie koncentrowała na czubku własnego nosa ("ja czułam, ja drżałam, ja podjęłam decyzję, ja, ja ,ja). Owoc egocentryzmu może tylko śmierdzieć :(.
                                    • solaris_38 Re: dobre owoce 04.04.08, 00:09
                                      jesli spotkasz coś dobrego i to sie kończy
                                      masz zawsze dwa wyjścia
                                      płakać że sie skończyło i w ten sposób okazywać swoje przywiązanie i zal po
                                      stracie
                                      albo dziękować że miałaś to szczęście spotkać coś dobrego i byś wdzięcznym

                                      nie chcę porównywać mojej i twojej miłości do taty bo to nie sa rzeczy
                                      porównywalne tak bardzo to jest osobiste

                                      co zaś do różnych twoich odczuć to być może twoje ego-centrum jest zranione i
                                      nie możesz na nie spoglądać przyjaznym okiem ani u siebie ani u innych

                                      ja jest czymś dla człowieka bardzo ważnym

                                      twoje czy moje każde jest ważne

                                      jesteś niezwykle emocjonalna

                                      ale masz swoja własną madrosć i nic mi do tego




    • bene_gesserit Re: gwozdziem po szybie 17.03.08, 01:27
      Jestes kaleka, wiec jestes obca albo jestes obca, wiec jestes
      kaleka. Czasami naprawde nie chodzi o rekacje swiata na nas, ale
      nasza reakcje na swiat.

      Wszyscy (blogoslawieni) ktorzy czuja sie jakby byli nie stad, na
      wiecznej przepustce, przerwie, lunchu, co sie przeciez skonczy
      znaja doskonale to uczucie zadziwienia, kiedy zaczynaja sie
      przygladac swiatu. Jak ogladanie chomikow przez szybe terrarium w
      sklepie akwarystycznym albo homarow w akwarium w wykwintnej
      restauracji. I one, i mizerny pejzazyk ktory je otacza i szyby i
      kit w szybach sa tak samo godne uwagi.

      Z tego oczywiscie moga wyniknac piekne rzeczy, jakas dzika odwaga,
      drzemka w miejscu swietym, jakies fandanga i szalejace tlumy
      (ktorych czlonkowie naprawde nie lapia, o co cho).
      • szarylemur Re: gwozdziem po szybie 17.03.08, 02:01
        chodzilo mi o poczucie obcosci wobec swiata, poczucie bycia wyrzuconym poza
        normalnosc i to uczucie ktore rodzi sie po wielokrotnych nieudanych probach
        wlaczenia sie w nurt zwyklego zycia. stan kiedy okazuje sie ze piekne slogany o
        braterstwie i milosierdziu i wspolczuciu i rownosci i pomocy sa tylko sloganami
        przykrywajacymi odraze.
        stan kiedy wcale nie krytykujesz tych normalnych ludzi, jedynie pragniesz z
        calego serca dolaczyc do nich, ale - z przyczyn od ciebie nie - tak -
        bezposrednio - zaleznych , nie jestes w stanie dokonac tego o wlasnych silach.
        stan, kiedy stopniowo dociera do ciebie, ze jestes tredowata a inni albo maja
        cie gdzies, albo sie ciebie boja. stan w ktorym stoisz w opozycji do pieknego
        swiata, kiedy chcialabys nawet uczestniczyc w tym chomiczym kolowrocie,
        przylaczyc sie do zabaw promowanych przez abecadla radosci, potwierdzic teze o
        tym, ze wiara czyni cuda, ale ... nie mozesz...po prostu nie i juz...
        • bene_gesserit Re: gwozdziem po szybie 17.03.08, 02:19
          No wiec wlasnie chodzi o to, zeby to poczucie chcenia puscic, a
          poczuc i powitac swiadomosc bycia obcym/niechcianym/
          niezapraszanym/kosmita - w kazdym razie etatowym innym.

          Z calego serca cie wtedy nie obchodzi ani sasiadka i jej wscibskie
          ucho, ani tlumy szlochajace na czarno po smierci papieza.

          A jesli gdzies i tak kolata sie chec wspolnego oddychania, to
          przeciez kazdego dnia swiat sie zmienia, takze na lepsze:
          tnij.com/LS50
          Moze odkryja caly wszechswiat dla ciebie, moze ktoregos poranka
          odkryja ciebie, modl sie i pracuj :) Ewentualnie przeczytaj cos o
          kruchosci swiata tego.
          • szarylemur Re: gwozdziem po szybie 17.03.08, 02:54
            hmm, przemyslec musze twoje slowa jeszcze chwilke, na razie dziekujeee za
            lemura. znam go, kontemplowalam juz milion razy, lapy, oczy, rece, mine,
            wszystko. jest on na mojej liscie top ten na nastepne wcielenie :)))
          • szarylemur Re: gwozdziem po szybie 17.03.08, 05:16
            poczucie obcosci, innosci towarzyszy mi od dziecinstwa. w normalnych warunkach
            nie mam tez wielkich checi dlugotrwalego obcowania z ludzmi.
            troche obchodza mnie sasiadki, ale od dosc dawna mieszkam wsrod milych i
            malowscisbskich ludzi, poza tym moj ekscentryzm nie jest juz glosny ani
            skandaliczny.
            tlumy po smierci papieza uwazam za aberracje narodowa i tlumow takich czy innych
            nie trawie.

            a jednak nie lubie zyc w opozycji do swiata, raczej wole na marginesie tak
            nieco, poza glownym rwacym nurtem.
            zestaw cunningham + jackson 5 kojarzy mi sie z sytuacja kiedy przymusowo
            zostajesz odcieta od swiata zywych normalnie funkcjonujacych ludzi, zepchnieta w
            cien, zamieciona pod dywan.
            co jest do lubienia w rozpadaniu sie? co jest do lubienia w konstatacji ze nie
            jest sie zdolnym do normalnej zabawy, samodzielnego chodzenia;ze ludzi gorszy
            wrecz twoj stan, a i ciebie sama - przeraza.
            to video to "warunki nienormalne" - zdarza sie ze potrzeba zmusza aby wyjsc do
            ludzi. wolasz cala soba " na pomoc, ratunku", w odpowiedzi na co slyszysz szczek
            zasuwanych zaluzji. dyskretnie lub brutalnie zamaszycie zamykaja sie przed toba
            drzwi.
            kiedy potrzebuje pomocy, ostatnia rzecza jaka mi w glowie jest godzic sie na
            bycie niechciana.

            dla mnie koles z tego klipu jest kims kto - gdyby mogl - i brzytwy by sie
            schwycil. ale nie moze, bo zadnej brzytwy nie ma.

            choc wlasciwie chwytanie sie brzytwy jest tylko krotkim przedluzeniem watku,
            iluzja rozwiazania problemow...
            • bene_gesserit Re: gwozdziem po szybie 18.03.08, 23:59
              szarylemur napisała:

              > a jednak nie lubie zyc w opozycji do swiata, raczej wole na
              marginesie tak
              > nieco, poza glownym rwacym nurtem.

              Tak, wlasnie - bo zycie w opozycji zaklada wysilek opozycjonistki,
              a rozmawiamy o tym, co jest naturalne, z urodzenia chyba.

              > zestaw cunningham + jackson 5 kojarzy mi sie z sytuacja kiedy
              przymusowo
              > zostajesz odcieta od swiata zywych normalnie funkcjonujacych
              ludzi, zepchnieta
              > w
              > cien, zamieciona pod dywan.

              Jeden madrala (ktory potem z tego wszystkiego dostal swira) mawial
              mi w takich sytuacjach: 'a jakbys tak teoretycznie zalozyla, ze to
              sie zdarzylo po cos, to po co by sie to mialo ci zdarzyc?'

              > co jest do lubienia w rozpadaniu sie? co jest do lubienia w
              konstatacji ze nie
              > jest sie zdolnym do normalnej zabawy, samodzielnego chodzenia;ze
              ludzi gorszy
              > wrecz twoj stan, a i ciebie sama - przeraza.

              Dzis czytalam, ze w nie tak dawnych szamanskich i szeptunskich
              czasach traktowano chorobe jak pieknego przybysza i tak tez sie do
              niej zwracano - z szacunkiem i podziwem. Na Kurpiach mowiono do
              bolu 'o moj najpiekniejszy'.

              Totalna samotnosc to lepkie dno, czana pochlaniajaca dziura, ale to
              sie zdarza. Po prostu.

              > to video to "warunki nienormalne" - zdarza sie ze potrzeba zmusza
              aby wyjsc do
              > ludzi. wolasz cala soba " na pomoc, ratunku", w odpowiedzi na co
              slyszysz szcze
              > k
              > zasuwanych zaluzji. dyskretnie lub brutalnie zamaszycie zamykaja
              sie przed toba
              > drzwi.
              > kiedy potrzebuje pomocy, ostatnia rzecza jaka mi w glowie jest
              godzic sie na
              > bycie niechciana.

              A czy to nie jest moment prawdy, nawet jesli niesprawiedliwej i
              niezasluzonej?

              > dla mnie koles z tego klipu jest kims kto - gdyby mogl - i
              brzytwy by sie
              > schwycil. ale nie moze, bo zadnej brzytwy nie ma.
              >
              > choc wlasciwie chwytanie sie brzytwy jest tylko krotkim
              przedluzeniem watku,
              > iluzja rozwiazania problemow...

              Historie takie jak Hioba dzieja sie codziennie, ale 'zazwyczaj
              komus innemu'. To nie jest, oczywiscie, krzepiaca swiadomosc, ale
              warto ja miec z tylu glowy.
              • szarylemur Re: gwozdziem po szybie 19.03.08, 17:12
                hmm, nie widze potrzeby okreslenia mnie jako opzycjonistki wobec swiata. kiedy
                cos mi odpowiada mowie " tak", kiedy nie - " nie". wydaje mi sie to bardziej
                uwaznym stylem zycia niz ciasna rola oredownika czy opozycjonisty.
                ^^^
                'a jakbys tak teoretycznie zalozyla, ze to
                > sie zdarzylo po cos, to po co by sie to mialo ci zdarzyc?'
                ojej, tysiac scenariuszy moznaby dopisac...
                taka deterministyczna postawa wobec zycia w ogole mi nie odpowiada.
                moglabym odpowiedziec tak: to, co sie zdarzylo mialo zdarzyc sie po to, aby
                pokazac tobie i mi, ze niektore rzeczy zdarzaja sie przypadkiem.
                albo inaczej: nie jestem w stanie objac zbioru wszystkich wczesniejszych wobec
                tego zdarzenia zdarzen,wiec dla mnie jest to przypadek i bezsens. co wiecej, ty
                rowniez, ani nikt inny, nie jest zdolny do objecia tego wszystkiego co wywolalo
                " x", tak wiec kazda odpowiedz bedzie mniej lub bardziej strzelaniem na slepo.
                ^^^
                tak, choroba wyrzuca nas poza nawias codziennego kolowrotka, daje, a raczej
                narzuca mozliwosc spojrzenia na swiat, na siebie z innej perspektywy,
                przemyslenia, refleksji.
                mowic o bolu" o moj najpiekniejszy"? kojarzy mi sie z ofiarami
                skladanymi bogom w celu oblaskawienia ich, z przymilnym plaszczeniem sie przed
                sila wyzsza...
                ^^^
                moment prawdy?
                tak samo jak momentem prawdy jest szczescie i doznanie harmonii. nie mniej, nie
                wiecej. prawda wg mnie, nie jest statyczna i jednowartosciowa. ale taki
                swiatopoglad na pewno ugruntowany jest na meandrach mojej osobowosci.
                ^^^
                historia hioba to jedna z najohydniejszych lekcji od boga jakie dostala
                ludzkosc. a inaczej : to jedna z najbardziej pokretnych prob jakie czlowiek
                podjal w celu zaasymilowania ogromu bolu, zla i niesprawiedliwosci zycia.
                taka swiadomosc mam z tylu glowy ja

                pozdrawiam
                • bene_gesserit Re: gwozdziem po szybie 20.03.08, 00:23
                  szarylemur napisała:

                  > hmm, nie widze potrzeby okreslenia mnie jako opzycjonistki wobec
                  swiata. kiedy
                  > cos mi odpowiada mowie " tak", kiedy nie - " nie". wydaje mi sie
                  to bardziej
                  > uwaznym stylem zycia niz ciasna rola oredownika czy opozycjonisty.

                  O, to chwalebne, ale trudne, bo wymaga ciaglego zadawania sobie
                  pytan. Ludzie na ogol tego wysilku nie robia, bo go nie lubia :)

                  > ojej, tysiac scenariuszy moznaby dopisac...
                  > taka deterministyczna postawa wobec zycia w ogole mi nie
                  odpowiada.
                  > moglabym odpowiedziec tak: to, co sie zdarzylo mialo zdarzyc sie
                  po to, aby
                  > pokazac tobie i mi, ze niektore rzeczy zdarzaja sie przypadkiem.
                  > albo inaczej: nie jestem w stanie objac zbioru wszystkich
                  wczesniejszych wobec
                  > tego zdarzenia zdarzen,wiec dla mnie jest to przypadek i bezsens.
                  co wiecej, ty
                  > rowniez, ani nikt inny, nie jest zdolny do objecia tego
                  wszystkiego co wywolalo
                  > " x", tak wiec kazda odpowiedz bedzie mniej lub bardziej
                  strzelaniem na slepo.

                  To jest pytanie pomocnicze, a nie deterministyczne:) Uparte go
                  doswiadczanie pomaga uwierzyc, ze dzieje sie to, co wlasciwe.
                  Mozna milion razy pytac 'dlaczego ja', 'dlaczego akurat to', ale na
                  te pytania nie ma odpowiedzi. 'Jesli nie umiesz zmienic rzeczy,
                  zmien swoj stosunek do rzeczy' - i zeby nie bylo nieporozumien:
                  chodzi nie o zyciowy konformizm, ale raczej madrosc modlitwy Marka
                  Aureliusza (ta z mityngow AA).

                  Oczywiscie, to (pytanie i wiara) przestaja dzialac w momentach
                  najwiekszego cierpienia i bezradnosci, ale zawsze mozna powiedziec,
                  ze to tez jest po cos. Duzo pozniej, ale mozna.

                  > ^^^
                  > tak, choroba wyrzuca nas poza nawias codziennego kolowrotka,
                  daje, a raczej
                  > narzuca mozliwosc spojrzenia na swiat, na siebie z innej
                  perspektywy,
                  > przemyslenia, refleksji.
                  > mowic o bolu" o moj najpiekniejszy"? kojarzy mi sie z ofiarami
                  > skladanymi bogom w celu oblaskawienia ich, z przymilnym
                  plaszczeniem sie przed
                  > sila wyzsza...

                  A mi z 'Mezczyzna, ktory pomylil swoja zone z kapeluszem' Sacksa.

                  > ^^^
                  > moment prawdy?
                  > tak samo jak momentem prawdy jest szczescie i doznanie harmonii.
                  nie mniej, nie
                  > wiecej. prawda wg mnie, nie jest statyczna i jednowartosciowa.
                  ale taki
                  > swiatopoglad na pewno ugruntowany jest na meandrach mojej
                  osobowosci.

                  Wedlug mnie tez nie jest statyczna!
                  Prawda jest w doswiadczaniu, a nie w tym, co sie dzieje, bo tego
                  mozemy doswiadczac falszywie, nakladajac na to rozne swoje
                  ulatwiajace-wszystko-filtry. W doswiadczaniu skrajnych emocji - i
                  rozpaczy i bezradnosci i ekstazy te filtry przestaja dzialac.

                  Noale odruch buntu przeciw cierpieniu jest naturalny.

                  > ^^^
                  > historia hioba to jedna z najohydniejszych lekcji od boga jakie
                  dostala
                  > ludzkosc. a inaczej : to jedna z najbardziej pokretnych prob
                  jakie czlowiek
                  > podjal w celu zaasymilowania ogromu bolu, zla i
                  niesprawiedliwosci zycia.
                  > taka swiadomosc mam z tylu glowy ja

                  Wg mnie, to Hiob tu nie mial nic do gadania - Bog po prostu mial
                  ochote na mala zabawe, nie pierwszy i nie ostatni raz w Starym
                  Testamencie. Wlasnie fakt, ze Hiob nie mial tu nic do powiedzenia
                  jest imo w tej historii najwazniejszy.

                  czulko
                  • szarylemur Re: gwozdziem po szybie 20.03.08, 02:41
                    byc moze ludzie jako ogol preferuja stale role, bycie oredownikiem badz
                    opozycjonista
                    taka automatyzacja swiatopogladu usprawnia dzialanie
                    nic mi do tego
                    ja po prostu sie w tym nie odnajduje
                    byc moze gra tu role nawyk
                    dla mnie wielkim wysilkiem byloby biegac od switu do nocy przez najrozniejsze plotki
                    nie chcialabym zeby ktokolwiek mnie do tego zmuszal
                    :)

                    " dzieje sie to co wlasciwe" wlasciwe dla czego? przyjmujemy w ten sposob
                    zalozenie ze zycie jest seria lekcji, ktore maja nas czegos nauczyc...
                    ale czego? madrosci? tego jak poruszac sie w zyciu?
                    oczywiscie, zdarzaja sie sytuacje ktore po prostu rzucaja na kolana. wscieklosc
                    kiedy przetrawi wlasna bezsilnosc staje sie pokora. peka swiat wyobrazen, i
                    kiedy ochloniemy, trzeba sie w nim na nowo odnalezc rozczarowanym. jesli
                    wlasciwym w sytuacji gdy pragniemy pomocy jest to ze jej nie otrzymujemy, to -
                    jesli przezyjemy i sie jakos "odkujemy" - mozna powiedziec ze to mialo umocnic
                    nasza samodzielnosc.a jesli nie otrzymawszy pomocy zginiemy, ktos inny
                    powiedziec moze , ze wlasciwym bylo abysmy zgineli jako zbyt slabi aby zyc...
                    a moze wlasciwym byloby to, co nas ominelo, tj pomoc? tak, moze inni patrzac na
                    nas powiedza, ojej, tosmy niewlasciwie postapili...
                    uroczy teatrzyk lalkowy...
                    oczywiscie, wiara w opatrznosc, w sensownosc/ celowosc przytrafiajacych sie nam
                    zdarzen jest wielka sila. wlasciwym zatem sposobem radzenia sobie z zyciem
                    nieraz nieskonczenie dalekim od czyichs pragnien jest wiara w jakiegokolwiek
                    rodzaju boga wszechmogacego, planujacego i dobrego nawet jesli jego dobroc jest
                    dla nas nie do pojecia , a nawet jest sprzeczna z naszym pojmowaniem dobra.
                    tylko taka wiara moze nas przeprowadzic przez noc.
                    tylko mistycyzm, myslenie magiczne moze uchronic swiat przed hiobem i hioba
                    przed zalosna smiesznoscia?

                    ***
                    nie czytalam " mezczyzny, ktory pomylil swoja zone z kapeluszem". dlaczego
                    kojarzy ci sie z odami do bolu?

                    dwa czulki
                    • bene_gesserit Re: gwozdziem po szybie 20.03.08, 16:37
                      szarylemur napisała:

                      > byc moze ludzie jako ogol preferuja stale role, bycie
                      oredownikiem badz
                      > opozycjonista
                      > taka automatyzacja swiatopogladu usprawnia dzialanie
                      > nic mi do tego
                      > ja po prostu sie w tym nie odnajduje
                      > byc moze gra tu role nawyk
                      > dla mnie wielkim wysilkiem byloby biegac od switu do nocy przez
                      najrozniejsze p
                      > lotki
                      > nie chcialabym zeby ktokolwiek mnie do tego zmuszal
                      > :)

                      Hehe.
                      Jakos mi nie przyszlo do glowy, ze latwiejsze jest to, co sama
                      sobie wybralam. Ale to inspirujacy pomysl :)

                      > " dzieje sie to co wlasciwe" wlasciwe dla czego? przyjmujemy w
                      ten sposob
                      > zalozenie ze zycie jest seria lekcji, ktore maja nas czegos
                      nauczyc...
                      > ale czego? madrosci? tego jak poruszac sie w zyciu?

                      Tego, ze bunt przeciw temu na co nie mamy wplywu sprawia ze
                      cierpimy bardziej. Sprawia tez, ze czesto nie mozemy przyjac
                      cennego doswiadczenia w calosci. W zasadzie - w ogole.

                      > oczywiscie, zdarzaja sie sytuacje ktore po prostu rzucaja na
                      kolana. wscieklosc
                      > kiedy przetrawi wlasna bezsilnosc staje sie pokora. peka swiat
                      wyobrazen, i
                      > kiedy ochloniemy, trzeba sie w nim na nowo odnalezc
                      rozczarowanym. jesli
                      > wlasciwym w sytuacji gdy pragniemy pomocy jest to ze jej nie
                      otrzymujemy, to -
                      > jesli przezyjemy i sie jakos "odkujemy" - mozna powiedziec ze to
                      mialo umocnic
                      > nasza samodzielnosc.a jesli nie otrzymawszy pomocy zginiemy, ktos
                      inny
                      > powiedziec moze , ze wlasciwym bylo abysmy zgineli jako zbyt
                      slabi aby zyc...

                      Czasem istotnie lepiej nie zyc niz doswiadczac bolu ponad
                      wyobrazenie.

                      > a moze wlasciwym byloby to, co nas ominelo, tj pomoc? tak, moze
                      inni patrzac na
                      > nas powiedza, ojej, tosmy niewlasciwie postapili...

                      No tak, ale to czasem w ten sposob nie dziala. Albo dziala na
                      zasadzie 'wez zrob cos ze soba w koncu', 'wez sie w garsc'. Totalne
                      doswiadczenie samotnosci moze nauczyc wrazliwosci na innych. Nie
                      tylko uslyszenia glosu prosby, ale i wlasciwej reakcji na niego.

                      > uroczy teatrzyk lalkowy...
                      > oczywiscie, wiara w opatrznosc, w sensownosc/ celowosc
                      przytrafiajacych sie nam
                      > zdarzen jest wielka sila. wlasciwym zatem sposobem radzenia sobie
                      z zyciem
                      > nieraz nieskonczenie dalekim od czyichs pragnien jest wiara w
                      jakiegokolwiek
                      > rodzaju boga wszechmogacego, planujacego i dobrego nawet jesli
                      jego dobroc jest
                      > dla nas nie do pojecia , a nawet jest sprzeczna z naszym
                      pojmowaniem dobra.

                      Byloby dosc dziwnie, gdbyby Bog sprawial nam same mile rzeczy, bo
                      to by czynilo zycie niemozliwym :)
                      Sakralizacja doswiadczenia to nie to samo, co wiara w Boga, tylko
                      domorosle nadawanie zyciu - takiemu, jakie jest - sensu. Mozna to
                      oczywiscie nazwac proteza - jak mozna 'proteza' nazwac wiare w
                      Boga - ale to akurat ten rodzaj wiary, ktory pozwala maksymalnie
                      wykorzystywac doswiadczenie do dorastania.

                      > tylko taka wiara moze nas przeprowadzic przez noc.
                      > tylko mistycyzm, myslenie magiczne moze uchronic swiat przed
                      hiobem i hioba
                      > przed zalosna smiesznoscia?

                      Dla wielu ludzi, ktorzy przezyli jakims cudem Holocaust, historia
                      Hioba jest historia o nich. Zapewne odnajduja sie w niej ocalency
                      wszystkich zaglad tego swiata. Mysle, ze ich historie to akurat te,
                      ktore sie na 'teorie sensu' nie lapia.
                      Ale cos im po przezyciu pomoglo przestac 'przezywac', a zaczac zyc.

                      > nie czytalam " mezczyzny, ktory pomylil swoja zone z kapeluszem".
                      dlaczego
                      > kojarzy ci sie z odami do bolu?

                      A bo tam opisane sa - jedna po drugiej - historie o tym, co choroba
                      _wnosi_ do zycia.

                      czulko
                      • szarylemur Re: gwozdziem po szybie 20.03.08, 17:57
                        "bunt przeciw temu na co nie mamy wplywu sprawia ze
                        cierpimy bardziej. Sprawia tez, ze czesto nie mozemy przyjac
                        cennego doswiadczenia w calosci. W zasadzie - w ogole."

                        jasne, tyle ze najpierw musimy sprobowac zawalczyc aby przekonac sie czy
                        rzeczywiscie na cos nie mamy wplywu.
                        i chyba najbardziej bolesne w calym tym procesie uswiadamiania sobie
                        rzeczywistosci jest stopniowe lub nagle, tracenie ukochanych slodkich kojacych
                        zludzen.

                        "Czasem istotnie lepiej nie zyc niz doswiadczac bolu ponad
                        wyobrazenie." to juz kwestia osobista bardzo, nie zyjac nie doznajemy
                        cierpienia, ale tracimy tez szanse na odwrocenie sytuacji.
                        mysle, ze instynkt zycia jest silniejszy niz wszelkie teoretyczne konstrukcje
                        jakie jest w stanie stworzyc dumne ego, dlatego nie dowierzam tym co latwo godza
                        sie na smierc.

                        "Totalne
                        doswiadczenie samotnosci moze nauczyc wrazliwosci na innych. Nie
                        tylko uslyszenia glosu prosby, ale i wlasciwej reakcji na niego."
                        takie doswiadczenie moze nauczyc tez msciwej niewrazliwosci na innych...

                        "sakralizacja doswiadczenia ... pozwala maksymalnie
                        wykorzystywac doswiadczenie do dorastania."
                        no, tak, jako ze nie da sie przeforsowac wlasnej wizji swiata, trzeba zgodzic
                        sie na dopasowanie do tego co zastalismy. " jak sie nie ma co sie lubi, to
                        trzeba nauczyc sie lubic to co sie ma." czy dziecinnym jest mowic swiatu ze jest
                        zly bo nie odpowiada naszym pragnieniom? pewnie tak.
                        czy dojrzalym jest chwalic swiat za to jaki jest? hmm, bo ja wiem... jest to
                        jakas strategia przezycia, ale zalatuje mi nieco zapachem zadowolonego
                        niewolnika. ale moze - w ogolnym rozrachunku - byc zadowolonym niewolnikiem
                        uwarunkowan zewnetrznych - jest wszystkim co w zyciu mozemy osiagnac?

                        to tak roboczo, pozdrawiam
                        • bene_gesserit Re: gwozdziem po szybie 20.03.08, 23:56
                          szarylemur napisała:

                          > jasne, tyle ze najpierw musimy sprobowac zawalczyc aby przekonac
                          sie czy
                          > rzeczywiscie na cos nie mamy wplywu.

                          Nie musimy - chcemy. Ale tak - imo to najslistszy moment w tym
                          procesie - ocenienie, czy mamy na to cos wplyw. Tu czeka wiele raf,
                          z Krytykiem na czele.

                          > i chyba najbardziej bolesne w calym tym procesie uswiadamiania
                          sobie
                          > rzeczywistosci jest stopniowe lub nagle, tracenie ukochanych
                          slodkich kojacych
                          > zludzen.

                          To w zasadzie jest sciezka bez powrotu. Mozna sie zatrzymac, ale
                          raczej trudno zapomniec, ze iluzje, ktore sie juz odczarowalo, sa
                          tylko iluzjami. Mozna to np zapic, oczywiscie. Generalnie to wybor
                          miedzy 'glupi i szczesliwy' i 'nie najmadrzejszy i nieszczesliwy'.
                          :)

                          > "Czasem istotnie lepiej nie zyc niz doswiadczac bolu ponad
                          > wyobrazenie." to juz kwestia osobista bardzo, nie zyjac nie
                          doznajemy
                          > cierpienia, ale tracimy tez szanse na odwrocenie sytuacji.
                          > mysle, ze instynkt zycia jest silniejszy niz wszelkie teoretyczne
                          konstrukcje
                          > jakie jest w stanie stworzyc dumne ego, dlatego nie dowierzam tym
                          co latwo godz
                          > a
                          > sie na smierc.

                          A ja dowierzam. Mysle, ze silowe zabieranie ludziom tego prawa jest
                          bezmyslne i okrutne.

                          > "Totalne
                          > doswiadczenie samotnosci moze nauczyc wrazliwosci na innych. Nie
                          > tylko uslyszenia glosu prosby, ale i wlasciwej reakcji na niego."
                          > takie doswiadczenie moze nauczyc tez msciwej niewrazliwosci na
                          innych...

                          No tak. A mlotka mozna uzyc do wbicia nader pozytecznego gwozdzia
                          albo do zabicia nader nieprzyjemnego sasiada.

                          > "sakralizacja doswiadczenia ... pozwala maksymalnie
                          > wykorzystywac doswiadczenie do dorastania."
                          > no, tak, jako ze nie da sie przeforsowac wlasnej wizji swiata,
                          trzeba zgodzic
                          > sie na dopasowanie do tego co zastalismy. " jak sie nie ma co sie
                          lubi, to
                          > trzeba nauczyc sie lubic to co sie ma."

                          E.
                          "Boże, daj mi cierpliwość, bym pogodził się z tym, czego zmienić
                          nie jestem w stanie. Daj mi siłę, bym zmieniał to co zmienić mogę.
                          I daj mi mądrość, bym odróżnił jedno od drugiego."
                          To nie jest to samo, co 'jak sie nie ma, co sie...'

                          > czy dziecinnym jest mowic swiatu ze jes
                          > t
                          > zly bo nie odpowiada naszym pragnieniom? pewnie tak.

                          Pewnie nawet bardzo, ale mysle, ze czasem jest fajnie obrazic sie
                          na rzeczywistosc.

                          > czy dojrzalym jest chwalic swiat za to jaki jest? hmm, bo ja
                          wiem... jest to
                          > jakas strategia przezycia, ale zalatuje mi nieco zapachem
                          zadowolonego
                          > niewolnika. ale moze - w ogolnym rozrachunku - byc zadowolonym
                          niewolnikiem
                          > uwarunkowan zewnetrznych - jest wszystkim co w zyciu mozemy
                          osiagnac?

                          Alez skad. Chodzi mi raczej o swiadomosc wyboru w kazdej chwili.
                          Nawet, jesli nie mozesz czegos zmienic, mozesz wybrac swoje do tego
                          nastawienie.

                          czulko
                          • szarylemur Re: gwozdziem po szybie 21.03.08, 02:11
                            wybacz, ale nadal uwazam, ze aby stwierdzic czy na cos wplywu nie mamy, musimy ( a nie - chcemy) sprobowac na to wplyw wywrzec.
                            jesli chodzi o samo wywieranie wplywu, to racja - wcale nie musimy, lecz raczej jedynie chcemy.
                            o najslistszym momencie pisalam w innym watku, o tym, kiedy sie poddac, kiedy uznac ze cos jest poza naszym zasiegiem.

                            czlowiek z klipu poddawal sie powoli, widze w nim przywiazanie do zycia wbrew logice i mimo nadzwyczajnej kruchosci ;)

                            co do wyboru miedzy zyciem w cierpieniu a nie - zyciem. jak juz pisalam : to kwestia bardzo osobista. ja wierze i tym co chca umrzec i tym co pragna zyc mimo wszystko. wierze nawet tym, co skladaja dumne ( takie czy inne) deklaracje na zas... wierze im klarownym wizjom, ale nie traktuje tego ani troche powazniej niz wizji wlasnie...

                            co do mlotka, oczywiscie masz racje. wydalo mi sie stosowne skontrowanie wznioslosci - maloscia, dla zachowania rownowagi. idiotyczne byloby dla mnie gdyby ktos zechcial powolac sie na slowa "Totalne doswiadczenie samotnosci moze nauczyc wrazliwosci na innych." i odmowil komus pomocy, po to aby ... pomoc tej osobie w rozwoju " duchowym".

                            "Boże, daj mi cierpliwość, bym pogodził się z tym, czego zmienić
                            nie jestem w stanie. Daj mi siłę, bym zmieniał to co zmienić mogę.
                            I daj mi mądrość, bym odróżnił jedno od drugiego."
                            To nie jest to samo, co 'jak sie nie ma, co sie lubi to sie lubi co sie ma"

                            dla mnie to jest to samo, mniej wiecej, tylko slowami marka aureliusza wyrazone piekniej.
                            dokladniej: jesli nie masz tego co lubisz, masz dwie drogi: sprobowac zdobyc to co lubisz, albo polubic to co masz.
                            jesli nie mozesz zdobyc tego czego pragniesz, musisz zdobyc sie na to, aby w tym co masz odnalezc wartosc.
                            a twoja madrosc posluzy ci do okreslenia czy mozesz osiagnac swoj ideal, czy masz sily na jego realizacje, czy tez raczej nie.

                            ---
                            "Chodzi mi raczej o swiadomosc wyboru w kazdej chwili.
                            Nawet, jesli nie mozesz czegos zmienic, mozesz wybrac swoje do tego
                            nastawienie."
                            to znaczy tak: bardzo cos lubie, ale okazuje sie ze tego miec nie bede, bo nie moge. przez moment sie jeszcze szamocze, by po chwili pokornie schylic glowe. jesli jest sie zbyt slabym na to aby zmienic swiat, nalezy zmienic swoje nastawienie i nie obrazac sie na prawa rzadzace swiatem, lecz dostosowac do nich i w ich obrebie szukac przyjemnosci zamiast wypartywac ich poza obszarem tego co mozliwe.
                            tak, ja wiem, inaczej nie mozna, to jest mozna, ale to nie prowadzi w zadne urocze rejony.
                            ale chodzi mi o to, ze to jest niewolnictwo! to jest postawa tylez rozumna co nabozna wobec rzeczywistosci. jesli nie moge miec tego co mi sie przysnilo, biore co jest i w tym co jest staram sie odnalezc wartosc, gdyz kara za niesubordynacje jest rozczarownie.
                            a jednak warto sie czasem obrazic na swiat, i warto pragnac tego czego nie ma, co nie istnieje, warto probowac wiecej niz trzy i trzydziesci trzy razy, warto czasem oderwac sie od ziemi i nie dac sie latwo ukoic w zalu za nierealnym.
                            chora ambicja, niezadowolenie z tego co jest, marzycielstwo, niepokornosc nie zapewnia spokoju ani osiagniecia czegokolwiek, ale otwiera droge ku tworczosci, wynalazczosci.
                            przecietni ludzie korzystaja z tego, co juz jest stworzone, w obrebie rzeczy istniejacych szukaja swojego szczescia. ich cnota jest umiarkowanie i zdrowy rozsadek.
                            niektorzy z tych, ktorzy przecietni byc nie chca lub nie umieja, zostaja kreatorami nowego takze dzieki brakowi umiarkowania i zdrowego rozsadku. czasem sporo sily zyskuje sie przez odebranie jej wewnterznemu i zewnetrznemu krytykowi.

                            dla mnie
                            hiob nie jest piekny, klip cunninghama nie jest piekny, obie te historie sa straszne, obrzydliwe, absurdalne i nie powinny miec miejsca!!! godze sie na nie obie, gdyz nie czuje sie na silach zmienic praw fizyczno - spolecznych ani skutecznie lagodzic skutkow ich dzialania. nastepnie moge dokonac operacji mentalno - nominalnej, w wyniku ktorej to, co wydawalo mi sie dotad ohydne, nazwe normalnym, i jako norme przyjme i zaakceptuje. schylenie glowy przed ogromem ( absurdu, bezimiennego sprzezonego z zyciem okrucienstwa) przyniesie mi spokoj i pogode ducha. moge wytlumaczyc sobie ( na sile!) , ze to nie ja, lecz rzeczywistosc ma racje, ze zyjemy na najlepszym z mozliwych swiatow. dopasowac swoj system nerwowy do rzeczywistosci.
                            nadal przypomina mi to bardzo mocno sytuacje krola schwytanego przez najezdzce i zamienionego w niewolnika, kogos kto aby cieszyc sie dniem dzisiejszym musi porzucic swoje stare krolewskie ja i odnalezc radosc w kategoriach przewidzianych dla niewolnikow.
                            ja wiem, ze jest to metoda skuteczna. ale nadal boli moja proznosc mechanizm wedlug ktorego funkcjonuje swiat.
                            'swiat jest zgnity" mawial moj znajomy.
                            mlodziutka wtedy bylam, probowalam dowiedziec sie o co mu chodzi, wydawalo mi sie ze swiat czynia tak podlym ludzie.
                            po jakims czasie zrozumialam o co chodzilo A.
                            z ludzmi wszystko jest w porzadku,
                            chodzi o to, ze swiat funkcjonuje na zasadach, ze tak oglednie powiem, wrogich harmonii, kiepskich

                            mamy g...niany system operacyjny
                            tak mysle
                            choc istnieje ogromne prawdopodobienstwo ze sie myle

                            :)
                            • bene_gesserit Re: gwozdziem po szybie 22.03.08, 01:25
                              szarylemur napisała:

                              > wybacz, ale nadal uwazam, ze aby stwierdzic czy na cos wplywu nie
                              mamy, musimy
                              > ( a nie - chcemy) sprobowac na to wplyw wywrzec.

                              A schomikowane doswiadczenie? Czasem naprawde nie trzeba siadac na
                              rozgrzanej blasze, zeby zalozyc, ze to sie nie uda.
                              Jest jeszcze kwestia kosztow - rownie wazna. Swiety spokoj ma swoja
                              cene, lepsze wrogiem dobrego, sukces tez moze przerazac, koszty
                              dzialania dla bliskich, brak tego czy owego, itd - tego sa cale
                              dlugasne listy.
                              ...

                              > czlowiek z klipu poddawal sie powoli, widze w nim przywiazanie do
                              zycia wbrew l
                              > ogice i mimo nadzwyczajnej kruchosci ;)

                              Zawstydzam sie, kiedy widze cos takiego. Na krotko, ale zawstydzam.

                              > co do wyboru miedzy zyciem w cierpieniu a nie - zyciem. jak juz
                              pisalam : to kw
                              > estia bardzo osobista. ja wierze i tym co chca umrzec i tym co
                              pragna zyc mimo
                              > wszystko. wierze nawet tym, co skladaja dumne ( takie czy inne)
                              deklaracje na z
                              > as... wierze im klarownym wizjom, ale nie traktuje tego ani
                              troche powazniej ni
                              > z wizji wlasnie...

                              Pieklo ze srodka wyglada zupelnie inaczej niz z zewnatrz. Mozna
                              przypuszczac i niedowierzac, ale to jest czyjes - twoje np -
                              niedowierzanie, a nie tej osoby ze srodka.
                              To czasem jest cenna perspektywa, takie wszystkobedzie dobrze, ale
                              czasem wiadomo, ze nie bedzie.

                              > idiotyczne byloby dla mnie gdyby kt
                              > os zechcial powolac sie na slowa "Totalne doswiadczenie
                              samotnosci moze nauczyc
                              > wrazliwosci na innych." i odmowil komus pomocy, po to aby ...
                              pomoc tej osobie
                              > w rozwoju " duchowym".

                              To by znaczylo, ze nawet walniecie mlotkiem w glowe by tu nie
                              pomoglo. Zadziwiajace, ze tacy ludzie sie zdarzaja.

                              > "Boże, daj mi cierpliwość, bym pogodził się z tym, czego zmienić
                              > nie jestem w stanie. Daj mi siłę, bym zmieniał to co zmienić mogę.
                              > I daj mi mądrość, bym odróżnił jedno od drugiego."
                              > To nie jest to samo, co 'jak sie nie ma, co sie lubi to sie lubi
                              co sie ma"
                              >
                              > dla mnie to jest to samo, mniej wiecej, tylko slowami marka
                              aureliusza wyrazone
                              > piekniej.
                              > dokladniej: jesli nie masz tego co lubisz, masz dwie drogi:
                              sprobowac zdobyc to
                              > co lubisz, albo polubic to co masz.
                              > jesli nie mozesz zdobyc tego czego pragniesz, musisz zdobyc sie
                              na to, aby w ty
                              > m co masz odnalezc wartosc.
                              > a twoja madrosc posluzy ci do okreslenia czy mozesz osiagnac swoj
                              ideal, czy ma
                              > sz sily na jego realizacje, czy tez raczej nie.

                              No nie, madralo - wszystkie trzy linijki sa wazne, a ty skupiasz
                              sie na pierwszej i ostatniej. I 'lubienie' mocno to wszystko
                              trywializuje.

                              > "Chodzi mi raczej o swiadomosc wyboru w kazdej chwili.
                              > Nawet, jesli nie mozesz czegos zmienic, mozesz wybrac swoje do
                              tego
                              > nastawienie."
                              > to znaczy tak: bardzo cos lubie, ale okazuje sie ze tego miec nie
                              bede, bo nie
                              > moge. przez moment sie jeszcze szamocze, by po chwili pokornie
                              schylic glowe. j
                              > esli jest sie zbyt slabym na to aby zmienic swiat, nalezy zmienic
                              swoje nastawi
                              > enie i nie obrazac sie na prawa rzadzace swiatem, lecz dostosowac
                              do nich i w i
                              > ch obrebie szukac przyjemnosci zamiast wypartywac ich poza
                              obszarem tego co moz
                              > liwe.
                              > tak, ja wiem, inaczej nie mozna, to jest mozna, ale to nie
                              prowadzi w zadne uro
                              > cze rejony.
                              > ale chodzi mi o to, ze to jest niewolnictwo! to jest postawa
                              tylez rozumna co n
                              > abozna wobec rzeczywistosci. jesli nie moge miec tego co mi sie
                              przysnilo, bior
                              > e co jest i w tym co jest staram sie odnalezc wartosc, gdyz kara
                              za niesubordyn
                              > acje jest rozczarownie.

                              Druga linijka! Przy jej pomocy robiono rewolucje, palono staniki i
                              wymyslano szczepionki na wscieklizne.

                              > a jednak warto sie czasem obrazic na swiat, i warto pragnac tego
                              czego nie ma,
                              > co nie istnieje, warto probowac wiecej niz trzy i trzydziesci
                              trzy razy, warto
                              > czasem oderwac sie od ziemi i nie dac sie latwo ukoic w zalu za
                              nierealnym.
                              > chora ambicja, niezadowolenie z tego co jest, marzycielstwo,
                              niepokornosc nie z
                              > apewnia spokoju ani osiagniecia czegokolwiek, ale otwiera droge
                              ku tworczosci,
                              > wynalazczosci.

                              Ja wierze, ze wiekszosc wynalazkow powstala z lenistwa.
                              I ciagle: naprawde, decyzja 'uda sie - nie uda' nie zawsze musi sie
                              konczyc na 'nie'.

                              > przecietni ludzie korzystaja z tego, co juz jest stworzone, w
                              obrebie rzeczy is
                              > tniejacych szukaja swojego szczescia. ich cnota jest umiarkowanie
                              i zdrowy rozs
                              > adek.
                              > niektorzy z tych, ktorzy przecietni byc nie chca lub nie umieja,
                              zostaja kreato
                              > rami nowego takze dzieki brakowi umiarkowania i zdrowego
                              rozsadku. czasem sporo
                              > sily zyskuje sie przez odebranie jej wewnterznemu i zewnetrznemu
                              krytykowi.

                              Ci dwaj krytycy tak naprawde sa najczesciej jednak w srodku.
                              Zazwyczaj oni sie - nawet jesli zewnetrzni najpierw - bardzo szybko
                              uwewnetrzniaja, czesto na cale zycie.
                              Ale wewnetrzny krytyk jest potrzebny. Tylko nie na poczatku.

                              Zreszta - wiele moich niewatpliwie genialnych osiagniec kuchennych
                              (bo na swoja skale, kazdy z nas jest tworca, nie tylko artysci i
                              naukowcy) bylo dzieckiem przypadku i pustawej lodowki.

                              > dla mnie
                              > hiob nie jest piekny, klip cunninghama nie jest piekny, obie te
                              historie sa str
                              > aszne, obrzydliwe, absurdalne i nie powinny miec miejsca!!! godze
                              sie na nie o
                              > bie, gdyz nie czuje sie na silach zmienic praw fizyczno -
                              spolecznych ani skute
                              > cznie lagodzic skutkow ich dzialania. nastepnie moge dokonac
                              operacji mentalno
                              > - nominalnej, w wyniku ktorej to, co wydawalo mi sie dotad
                              ohydne, nazwe normal
                              > nym, i jako norme przyjme i zaakceptuje. schylenie glowy przed
                              ogromem ( absurd
                              > u, bezimiennego sprzezonego z zyciem okrucienstwa) przyniesie mi
                              spokoj i pogod
                              > e ducha. moge wytlumaczyc sobie ( na sile!) , ze to nie ja, lecz
                              rzeczywistosc
                              > ma racje, ze zyjemy na najlepszym z mozliwych swiatow. dopasowac
                              swoj system ne
                              > rwowy do rzeczywistosci.
                              > nadal przypomina mi to bardzo mocno sytuacje krola schwytanego
                              przez najezdzce
                              > i zamienionego w niewolnika, kogos kto aby cieszyc sie dniem
                              dzisiejszym musi p
                              > orzucic swoje stare krolewskie ja i odnalezc radosc w kategoriach
                              przewidzianyc
                              > h dla niewolnikow.
                              > ja wiem, ze jest to metoda skuteczna. ale nadal boli moja
                              proznosc mechanizm we
                              > dlug ktorego funkcjonuje swiat.

                              Ejze, przeciez caly czas robimy tak, jak z niesmakiem to opisujesz.
                              Gdzies tam torturuje sie ludzi, gdzies brutalnie gwalci i zabija,
                              gdzies ginie starozytna kultura, pare domow dalej rodzice
                              przepijaja caly zasilek i po pijaku katuja syna itd itd. Codziennie
                              mozna o tym przeczytac, uslyszec, ba - obejrzec filmik na ktoryms z
                              serwisow. Rusza cie ta swiadomosc? Co pare sekund umiera ktos na
                              AIDS w Afryce, co pare sekund ginie z glodu kolejne dziecko. A
                              spimy spokojnie, wpuszczamy jednym uchem i wypuszczamy drugim, bo
                              jakby sie tak tym przejac, to nic tylko rozdac majatek i ruszyc na
                              ratunek, przeciez jest kredyt do splacenia i za dwa lata obiecali
                              awans, a wlasnie planujemy dziecko i moze kupimy samochod...

                              > 'swiat jest zgnity" mawial moj znajomy.
                              > mlodziutka wtedy bylam, probowalam dowiedziec sie o co mu chodzi,
                              wydawalo mi s
                              > ie ze swiat czynia tak podlym ludzie.
                              > po jakims czasie zrozumialam o co chodzilo A.
                              > z ludzmi wszystko jest w porzadku,
                              > chodzi o to, ze swiat funkcjonuje na zasadach, ze tak oglednie
                              powiem, wrogich
                              > harmonii, kiepskich
                              >
                              > mamy g...niany system operacyjny
                              > tak mysle
                              > choc istnieje ogromne prawdopodobienstwo ze sie myle

                              Mysle, ze jakby byl gowniany, to by to wszystko pie..elo juz
                              dawno.
                              • szarylemur Re: gwozdziem po szybie 22.03.08, 05:12
                                odnosnie schomikowanych doswiadczen i " koniecznosci" sprawdzania.
                                mysle, ze schomikowanymi doswiadczeniami zawiaduje apodyktyczny krytyk co woli dmuchac na zimne.
                                ale byc moze nie jest to powszechne, tj jest tak tylko u mnie a i to tylko czasami :0


                                "> czlowiek z klipu poddawal sie powoli, widze w nim przywiazanie do
                                zycia wbrew logice i mimo nadzwyczajnej kruchosci ;)
                                Zawstydzam sie, kiedy widze cos takiego. Na krotko, ale zawstydzam."

                                nie rozumiem, co cie zawstydza? moja wypowiedz czy sytuacja w jakiej znalazl sie ten czlowiek czy moze jego sposob radzenia sobie z ta sytuacja?

                                "Pieklo ze srodka wyglada zupelnie inaczej niz z zewnatrz."
                                chyba mnie nie zrozumialas - nie chodzi o to, ze niedowierzam czyjemus cierpieniu. niedowierzam deklaracjom skladanym przez w miare zdrowych wobec tego jak by sie zachowali wobec cierpienia i umierania. wierze, ze tak wlasnie zachowac by sie chcieli, i tak zachowac sie zamierzaja, ale nie wierze, ze nigdy nie zmienia zdania.

                                ---
                                ok, zgodze sie, ze fraza " jak sie nie ma co sie lubi, to sie lubi co sie ma" nie wnosi ze soba tyle wazkich tresci co aforyzm marka aureliusza. aforyzm ten jest pelna wykladnia problemu, podczas gdy przyslowie odnosi sie tylko do jego fragmentu.
                                ---
                                "wewnetrzny krytyk jest potrzebny. Tylko nie na poczatku." a to juz wlacza sie chyba metakrytyk, znaczy krytyk oceniajacy kiedy potrzebny jest krytyk.
                                taa, z ta madroscia sluzaca do odrozniania, oceniajaca relacje ja - swiat to chyba najwiekszy problem :)
                                ---
                                to ze caly czas robimy tak, jak to z niesmakiem opisuje - tj, przymykamy oczy na nasze wyobrazenia o tym jakie zycie powinno byc, wyrzekamy sie naszych snow za niewolnicza porcje realnego spokoju i szczescia - to... co? to znaczy, wg ciebie, ze nie mam prawa o tym z niesmakiem stukac? aby byc szczesliwym trzeba ogluchnac i oslepnac nie tylko na czyjes ale nawet na swoje wlasne pragnienia. i przestac nazywac straty poniesione przez ego stratami.
                                czy to takie straszne ze spimy i jemy i krecimy sie na karuzelach z wata cukrowa w dloni, kiedy mali zahifieni mieszkancy afryki padaja jak muchy?
                                tak, to jest straszne.
                                ale straszniejsze wydaje mi sie tlumaczyc takim osobnikom, ktorzy nie maja gdzie spac nie maja co jesc i nikt ich na karuzele nie wpusci, ze i tak jest pieknie, ze winni sa pokore, ze moga tak wymodelowac swoje ja ze beda pekac z radosci, wdzieczni losowi za te babie lato co sie ich jol jol udzialem stalo.
                                nie odwazylabym sie pojsc glosic im ewangelii.
                                zaczyna mi sie zdawac ze spokoj umyslu uzyskujemy poprzez odwracanie wzroku od nieprzyjemnych widokow i kierowanie go na rzeczy ladne. przemieszczanie osrodka zainteresowania ze strefy rzeczy na ktore nie mamy wplywu, do obszaru gdzie cos znaczymy, gdzie nasza sila jest sila.
                                tak, to tez jest swego rodzaju wysilek. to chyba wszystko co mozemy zrobic, i - gdybym byla silna prawdopodobnie nie martwiloby mnie to ani troche.
                                a ze nie zawsze silna jestem, to coz...czasem mnie to martwi...
                                reasumujac z przekasem:
                                mysle, ze hiob cunninghama powinien rozwazyc swoja sytuacje na spokojnie i nie paletac sie po ulicach, nie wykrzywiac tak twarzy, nie uciekac przed wyrokiem, lecz z pokora przyjac swoj los. wtedy z godnoscia moglby zostac obroconym w proch ;)
                                • bene_gesserit Re: gwozdziem po szybie 23.03.08, 01:54
                                  szarylemur napisała:

                                  > odnosnie schomikowanych doswiadczen i " koniecznosci" sprawdzania.
                                  > mysle, ze schomikowanymi doswiadczeniami zawiaduje apodyktyczny
                                  krytyk co woli
                                  > dmuchac na zimne.
                                  > ale byc moze nie jest to powszechne, tj jest tak tylko u mnie a i
                                  to tylko czas
                                  > ami :0

                                  Wydaje mi sie, ze u znakomitej wiekszosci ludzi tak jest. Z dwoch
                                  powodow - po pierwsze, krytyka nam wtloczono, polscy rodzice nie
                                  wiedziec czemu to na ogol defetysci, jesli chodzi o uda sie - nie
                                  uda ich dzieci, od najwczesniejszych lat (nie wchodz na murek, bo
                                  spadniesz, nie skacz, bo sie przewrocisz). Po drugie - kazda
                                  zmiana, nawet taka na lepsze, to stres.

                                  > nie rozumiem, co cie zawstydza? moja wypowiedz czy sytuacja w
                                  jakiej znalazl si
                                  > e ten czlowiek czy moze jego sposob radzenia sobie z ta sytuacja?

                                  Zawstydza mnie cudzy irracjonalny heroizm. Na szczescie szybko o
                                  tym zapominam.

                                  ...
                                  > "wewnetrzny krytyk jest potrzebny. Tylko nie na poczatku." a to
                                  juz wlacza sie
                                  > chyba metakrytyk, znaczy krytyk oceniajacy kiedy potrzebny jest
                                  krytyk.
                                  > taa, z ta madroscia sluzaca do odrozniania, oceniajaca relacje
                                  ja - swiat to ch
                                  > yba najwiekszy problem :)

                                  Nie, alez skad - nie chodzi o metakrytyka, ktory zapewne
                                  potrzebowalby swojego wlasnego metametakrytyka, ale o proste
                                  narzedzie: guzik do wylaczania fonii.
                                  Kiedy pojawiaja sie pomysly na rozwiazanie problemu, nalezy
                                  krytykowi te fonie wylaczyc i spokojnie generowac kolejne
                                  pojawiajace sie idee. Kiedy czuje sie, ze juz nic sie z siebie nie
                                  wycisnie, zadnego malutenkiego albo najglupszego pomyslu, krytyk
                                  zostaje wlaczony. Wtedy moze stac sie zyczliwym, madrym doradca.

                                  > to ze caly czas robimy tak, jak to z niesmakiem opisuje - tj,
                                  przymykamy oczy n
                                  > a nasze wyobrazenia o tym jakie zycie powinno byc, wyrzekamy sie
                                  naszych snow z
                                  > a niewolnicza porcje realnego spokoju i szczescia - to... co? to
                                  znaczy, wg cie
                                  > bie, ze nie mam prawa o tym z niesmakiem stukac? aby byc
                                  szczesliwym trzeba ogl
                                  > uchnac i oslepnac nie tylko na czyjes ale nawet na swoje wlasne
                                  pragnienia. i p
                                  > rzestac nazywac straty poniesione przez ego stratami.
                                  > czy to takie straszne ze spimy i jemy i krecimy sie na karuzelach
                                  z wata cukrow
                                  > a w dloni, kiedy mali zahifieni mieszkancy afryki padaja jak
                                  muchy?
                                  > tak, to jest straszne.
                                  > ale straszniejsze wydaje mi sie tlumaczyc takim osobnikom, ktorzy
                                  nie maja gdzi
                                  > e spac nie maja co jesc i nikt ich na karuzele nie wpusci, ze i
                                  tak jest piekni
                                  > e, ze winni sa pokore, ze moga tak wymodelowac swoje ja ze beda
                                  pekac z radosci
                                  > , wdzieczni losowi za te babie lato co sie ich jol jol udzialem
                                  stalo.
                                  > nie odwazylabym sie pojsc glosic im ewangelii.

                                  Czesto myslac 'wiara', mieszkancy takiej np Polski mysla 'KK',
                                  czesto myslac 'swiat', skupiamy sie na cywilizowanej, zamoznej
                                  Europie. To, co dziala u sytej, odaszonej, mieszkajacej w bogatym i
                                  cywilizowanym kraju osobie, nie zadziala u nie znajacego jutra
                                  nedzarza. Nie trzeba byc Maslowem, aby wiedziec, ze by myslec o
                                  emocjach czy silic na dojrzalosc, dystans i takie tam rzeczy,
                                  najpierw nalezy miec pelen brzuch i podstawowe poczucie
                                  bezpieczenstwa.

                                  > zaczyna mi sie zdawac ze spokoj umyslu uzyskujemy poprzez
                                  odwracanie wzroku od
                                  > nieprzyjemnych widokow i kierowanie go na rzeczy ladne.

                                  Mhm. A deficyt nieprzyjemnych emocji uzupelniamy w kinie na
                                  dreszczowcach albo w galeriach ogladajac sztuke wspolczesna.
                                  Drazni, ale tylko na chwile, a potem idziemy cos zjesc na miescie.

                                  przemieszczanie osrodka
                                  > zainteresowania ze strefy rzeczy na ktore nie mamy wplywu, do
                                  obszaru gdzie co
                                  > s znaczymy, gdzie nasza sila jest sila.
                                  > tak, to tez jest swego rodzaju wysilek. to chyba wszystko co
                                  mozemy zrobic, i -
                                  > gdybym byla silna prawdopodobnie nie martwiloby mnie to ani
                                  troche.
                                  > a ze nie zawsze silna jestem, to coz...czasem mnie to martwi...
                                  > reasumujac z przekasem:
                                  > mysle, ze hiob cunninghama powinien rozwazyc swoja sytuacje na
                                  spokojnie i nie
                                  > paletac sie po ulicach, nie wykrzywiac tak twarzy, nie uciekac
                                  przed wyrokiem,
                                  > lecz z pokora przyjac swoj los. wtedy z godnoscia moglby zostac
                                  obroconym w pro
                                  > ch ;)

                                  O, ja bym sie nie zgodzila. Mi to sie zawsze wydaje, ze tacy
                                  ludzie - bez nogi, perspektyw na cokolwiek, bez niczego zupelnie,
                                  ktorzy i tak walcza - sa upgradeowani, maja cos ponad moje pojecie,
                                  moje standardowe wyposazenie. Wiec ja nie mam pojecia.
                                  • szarylemur Re: gwozdziem po szybie 23.03.08, 03:52
                                    potraktujmy ten klip metaforycznie. nie musisz byc czarna ani porcelanowa aby
                                    grac w nim glowna role.to nie ma znaczenia czy bedziemy biala burzuazje
                                    kontrowac czarnymi zahifionymi afryczatkami...
                                    wystarczy ze zadowolonych, jako tako stabilnych przeciwstawimy tym, ktorym
                                    wlasnie wali sie swiat.
                                    aby utrzymac stan radosnej afirmacji zycia, swiata, musimy odwrocic wzrok,
                                    zobojetniec na cierpienie innych, a - w co drastyczniejszych przypadkach - wlasne.
                                    byc moze jednak gdybysmy byli w stanie objac swiadomoscia calosc wydarzen,
                                    bilans piekna/ brzydoty wyszedlby na zero albo nawet dodatnio.
                                    ale nie wiadomo.

                                    krotka wstawka retrospektywna: gdy po raz pierwszy szlismy z kumplem ulicami
                                    walencji, zawylam: boze, dlaczego urodzilam sie w polsce, skoro moglam urodzic
                                    sie tu??? na co kumpel odrzekl: ano moglas sie rownie dobrze w somalii urodzic,
                                    wiec nie narzekaj :]
                                    kiedy opowiadalam ta historie znajomej portugalce, ta sie mocno skrzywila.
                                    byc moze somalijczykom obce sa przyjemnosci europejskich " bogaczy", lecz nie
                                    znaczy to wcale, ze obce sa im przyjemnosci zycia w ogole.
                                    mysle, ze aforyzm marka aureliusza ma odniesienie uniwersalne, nie jest
                                    adresowany do zadnej konkretnej grupy spolecznej ani nacji ani plci ani rasy.
                                    te kilka wersow mozna uczynic mottem swojego zycia niezaleznie od tego czy jest
                                    sie krolem czy zebrakiem. kazdy z nas dysponuje jakas sila, i nikt z nas nie
                                    jest wszechmogacy. oczywiscie, beznogi zebrak z koniecznosci * dzieki madrosci*
                                    bedzie mial wieksze pole do popisu w zakresie pokory i cierpliowosci, zas krol -
                                    sily... i tutaj widze pulapke, pulapeczke...
                                    pulapeczka zastawiona jest na nieszczesnikow nieco mniej szczodrze przez los
                                    wyekwipowanych. szczytne hasla rewolucji francuskiej nijak sie maja do
                                    rzeczywistosci. nie ma rownosci, nie ma braterstwa, a " o wolnosci juz nawet
                                    nikt nie wspomina mi". sa labirynty ukladow i ukladzikow. nie wystarczy wierzyc
                                    w idealy aby byc szczesliwym, trzeba poznac rzeczywiste schematy dzialania
                                    zycia, spoleczenstwa, aby moc odnalezc szczescie na tej ziemi.
                                    trzeba zdradzic swoje marzenia, dokonac rewolucji kopernikanskiej, zgodzic sie
                                    iz egocentryzm wlasciwy jest wczesnym stadium rozwojowym istoty ludzkiej.
                                    trzeba odlozyc do lamusa bardzo wiele z dzieciecych bajek, wyrzec sie wielu
                                    procent wlasnego ego, aby zrobic miejsce na to, co oferuje swiat.
                                    szczegolnie jesli sie jest dziedzicem mitycznej nieistniejacej fortuny, jesli
                                    sie nagle traci grunt pod nogami.
                                    " Mi to sie zawsze wydaje, ze tacy
                                    ludzie - bez nogi, perspektyw na cokolwiek, bez niczego zupelnie,
                                    ktorzy i tak walcza - sa upgradeowani, maja cos ponad moje pojecie,
                                    moje standardowe wyposazenie. Wiec ja nie mam pojecia."
                                    mi sie wydaje, ze sa upgradeowani dokladnie tak jak sie upgraduje viste do xp,
                                    tj w zasadzie w dol, ale jednak nie do konca :)
                                    tacy ludzie mocniej doznaja istynktu przetrwania.
                                    w czasie wojen podobno znacznie spada odsetek ludzi z depresja...

                                    problem w tym, ze jesli caly kraj pograzony jest w wojnie, jednostki w tym kraju
                                    laczy mniej wiecej podobna perspektywa poznawcza czy jaka tam.
                                    w pewnym sensie znacznie gorszym, ciezszym doswiadczeniem dla jednostki jest byc
                                    ofiara wojny/ choroby w sytym, bezpiecznym, spokojnym kraju.
                                    trudno wowczas nie czuc sie obcym, wyalienowanym. trudno nie oczekiwac pomocy,
                                    lecz trudno ja otrzymac wsrod tych, ktorym doswiadczenie " poskapilo" naszych
                                    doznan.


                                    pozdrawiam!
                                    • bene_gesserit Re: gwozdziem po szybie 25.03.08, 02:13
                                      szarylemur napisała:

                                      ...
                                      > aby utrzymac stan radosnej afirmacji zycia, swiata, musimy
                                      odwrocic wzrok,
                                      > zobojetniec na cierpienie innych, a - w co drastyczniejszych
                                      przypadkach - wlas
                                      > ne.
                                      > byc moze jednak gdybysmy byli w stanie objac swiadomoscia calosc
                                      wydarzen,
                                      > bilans piekna/ brzydoty wyszedlby na zero albo nawet dodatnio.
                                      > ale nie wiadomo.

                                      Raczej jednak wiadomo. Ale od tego tez lepiej odwrocic wzrok.

                                      > krotka wstawka retrospektywna: gdy po raz pierwszy szlismy z
                                      kumplem ulicami
                                      > walencji, zawylam: boze, dlaczego urodzilam sie w polsce, skoro
                                      moglam urodzic
                                      > sie tu??? na co kumpel odrzekl: ano moglas sie rownie dobrze w
                                      somalii urodzic,
                                      > wiec nie narzekaj :]
                                      > kiedy opowiadalam ta historie znajomej portugalce, ta sie mocno
                                      skrzywila.
                                      > byc moze somalijczykom obce sa przyjemnosci europejskich "
                                      bogaczy", lecz nie
                                      > znaczy to wcale, ze obce sa im przyjemnosci zycia w ogole.

                                      Zapewne dzieciaki, zyjace w brazylijskich domkach z dykty jak i
                                      pare milionow im podobnych wspolobywateli tez maja swoje
                                      przyjemnosci, bo wlasciwie czemu nie. Jednak upre sie, ze nie mozna
                                      porownywac perspektywy i zadowolenia sytego i glodnego. Takiego,
                                      ktory moze zginac ot tak od tego, ktorego spokoj i majatek
                                      pilnowany jest przez uzbrojonych funkcjonariuszy. Itd.
                                      Badania poziomu szczescia udowadniaja, ze odsetek ludzi, ktorzy sa
                                      szczesliwi jest w prawie wszystkich grupach ekonomicznych taki sam -
                                      okolo 7%. Siedem procent bogaczy, siedem procent przedstawicieli
                                      klasy sredniej, siedem procent niezamoznych. Ale te siedem procent
                                      nie dotyczy nedzarzy. Maslow.

                                      > mysle, ze aforyzm marka aureliusza ma odniesienie uniwersalne,
                                      nie jest
                                      > adresowany do zadnej konkretnej grupy spolecznej ani nacji ani
                                      plci ani rasy.
                                      > te kilka wersow mozna uczynic mottem swojego zycia niezaleznie od
                                      tego czy jest
                                      > sie krolem czy zebrakiem. kazdy z nas dysponuje jakas sila, i
                                      nikt z nas nie
                                      > jest wszechmogacy. oczywiscie, beznogi zebrak z koniecznosci *
                                      dzieki madrosci*
                                      > bedzie mial wieksze pole do popisu w zakresie pokory i
                                      cierpliowosci, zas krol
                                      > -
                                      > sily... i tutaj widze pulapke, pulapeczke...
                                      > pulapeczka zastawiona jest na nieszczesnikow nieco mniej
                                      szczodrze przez los
                                      > wyekwipowanych. szczytne hasla rewolucji francuskiej nijak sie
                                      maja do
                                      > rzeczywistosci. nie ma rownosci, nie ma braterstwa, a " o
                                      wolnosci juz nawet
                                      > nikt nie wspomina mi". sa labirynty ukladow i ukladzikow. nie
                                      wystarczy wierzyc
                                      > w idealy aby byc szczesliwym, trzeba poznac rzeczywiste schematy
                                      dzialania
                                      > zycia, spoleczenstwa, aby moc odnalezc szczescie na tej ziemi.
                                      > trzeba zdradzic swoje marzenia, dokonac rewolucji
                                      kopernikanskiej, zgodzic sie
                                      > iz egocentryzm wlasciwy jest wczesnym stadium rozwojowym istoty
                                      ludzkiej.
                                      > trzeba odlozyc do lamusa bardzo wiele z dzieciecych bajek, wyrzec
                                      sie wielu
                                      > procent wlasnego ego, aby zrobic miejsce na to, co oferuje swiat.
                                      > szczegolnie jesli sie jest dziedzicem mitycznej nieistniejacej
                                      fortuny, jesli
                                      > sie nagle traci grunt pod nogami.

                                      No nie, to nie moze byc az tak. 'Zeby byc szczesliwym, trzeba
                                      zdradzic siebie' - nie zgodze sie na to, to kit, nie recepta. To
                                      jest kwestia wyboru, rozwazenie kosztow i nastepstw decyzji, tego,
                                      co sie faktycznie moze zrobic itd. Wazna jest 'madrosc, abym
                                      odroznil' i decyzja, co sie wybiera: mniej lub bardziej
                                      metaforyczne afrykanskie dzieci, ktore gina z glodu czy wlasna
                                      wygodna kanape. Wbrew temu, co sie sadzi o zaniechaniu, ono takze
                                      jest wyborem i rodzajem dzialania. Niekoniecznie najgorszym, bo
                                      moze nie jest sie stworzonym do ratowania swiata. Takiej Emilii
                                      Plater wydawalo sie, ze zbawia Polske, tymczasem reszta oddzialu
                                      uwazala ja za klopotliwy, nieprzydatny i nieznosnie natchniony
                                      nadbagaz.

                                      > mi sie wydaje, ze sa upgradeowani dokladnie tak jak sie upgraduje
                                      viste do xp,
                                      > tj w zasadzie w dol, ale jednak nie do konca :)
                                      > tacy ludzie mocniej doznaja istynktu przetrwania.
                                      > w czasie wojen podobno znacznie spada odsetek ludzi z depresja...

                                      Nie pamietam juz kto upieral sie, ze ludzi od zwierzat rozni
                                      niedoskonalosc ludzkiego instynktu. Nie mozemy na nim polegac i
                                      musimy kombinowac, wymyslac rzeczywistosc i przyrzady do niej.
                                      Mozliwe, ze w sytuacjach ekstremalnych zaczynamy polegac na
                                      instynkcie. Nie bez powodu cialo migdalowate nazywane jest 'gadzim
                                      mozgiem'.

                                      > problem w tym, ze jesli caly kraj pograzony jest w wojnie,
                                      jednostki w tym kraj
                                      > u
                                      > laczy mniej wiecej podobna perspektywa poznawcza czy jaka tam.
                                      > w pewnym sensie znacznie gorszym, ciezszym doswiadczeniem dla
                                      jednostki jest by
                                      > c
                                      > ofiara wojny/ choroby w sytym, bezpiecznym, spokojnym kraju.
                                      > trudno wowczas nie czuc sie obcym, wyalienowanym. trudno nie
                                      oczekiwac pomocy,
                                      > lecz trudno ja otrzymac wsrod tych, ktorym doswiadczenie "
                                      poskapilo" naszych
                                      > doznan.

                                      No tak, laczy wtedy perspektywa 'z wnetrza piekla'. Ci, ktorzy w
                                      piekle nie byli, musza uzbroic sie w uwage i szacunek.



                                      czulko
                                      • szarylemur Re: gwozdziem po szybie 25.03.08, 05:14
                                        witaj po swietach :)
                                        troszke pomieszalam w miejscu gdzie pisze o " koniecznosci zdradzenia siebie"...
                                        chodzi mi o koniecznosc wyzbywania sie elementow wlasnej wizji swiata. nie musi
                                        to dotyczyc wcale kwestii wznioslych czy ogolnoludzkich. mi np, trudno bylo sie
                                        pogodzic z utrata nadziei na to ze kiedykolwiek naucze sie latac *
                                        niemetaforycznie*.
                                        uzylam dramatycznego zwrotu " zdradzic siebie" chyba niekoniecznie potrzebnie,
                                        raczej - wyrzucic z glowy utopijne rojenia, pragnienia zastepowac wiedza, RACZEJ
                                        szukac spelnienia w obrebie rzeczywistosci niz plakac nad tym, ze np wstretne
                                        takie prawa fizyczne ograniczaja moja wolnosc...
                                        ty widac mialas na mysli nieco bardziej wziosle idealy piszac o ewentualnej ich
                                        zdradzie :)
                                        moznaby jednak polaczyc nasze perspektywy i zapytac, czy zatroskanie sytuacja
                                        dzieci afryki nie jest tak samo idiotyczna zapora przed afirmacja rzeczywistosci
                                        jak zal nielota za lataniem?
                                        czy tak jak madrosc podpowiada, ze czlowiek nie jest stworzony do latania wiec
                                        nie ma co sie gryzc tym ze sie latac nie umie i nigdy nie nauczy, czy
                                        podpowiada ona tez, ze na los dzieci afryki wplyw mamy niewielki, wiec i nad
                                        nimi nie warto plakac?
                                        swoja droga, "bogu dzieki" za te dzieci afryki i inne male latynoski z burdelow,
                                        bez nich zdaje sie stracilibysmy nasz ostatni kij i chusteczke do nosa pt" jesli
                                        ci zle, pomysl jak zle jest im". ciekawe tylko co owym " im" rzucic na otarcie
                                        lez? moze jakies krolestwo niebieskie ???
                                        ---
                                        niemal wszystko a moze wszystko po prostu, poddane odpowiedniej przerobce,
                                        moznaby umiescic w watku o tym ze swiat jest coraz piekniejszy.
                                        wystarczy tylko chciec...
                                        ---
                                        myslac o badaniach maslowa ( ktorych nie znam i opieram sie tylko na tym, co
                                        napisalas ty), chcialam wyobrazic sobie taka spolecznosc nedzarzy, ale mi sie
                                        nie udalo. nedzarze sa wszedzie, tak samo jak inne klasy spoleczne. nawet w
                                        najbiedniejszej skupinie ' somalijczykow' tworza sie jakies warstwy, choc dla
                                        nas moga oni wszyscy, lacznie z krolem, byc nedzarzami. dlatego mysle, ze faktu
                                        urodzenia tutaj czy tam, nie mozna latwo przekladac na poczucie dobrostanu.
                                        dobrostan jest relatywny :)

                                        ---
                                        "Mozliwe, ze w sytuacjach ekstremalnych zaczynamy polegac na instynkcie. "
                                        dokladnie tak, tj tak mysle. takie poleganie na instynkcie ma tylez zalet co
                                        wad, ale przeciez jest na te wady sposob ;)
                                        ---
                                        "No tak, laczy wtedy perspektywa 'z wnetrza piekla'. Ci, ktorzy w
                                        piekle nie byli, musza uzbroic sie w uwage i szacunek."
                                        tyle, ze wybieramy/ lub " wybieramy" odwrocenie uwagi raczej niz uwage, a juz na
                                        pewno nie lubimy - generalizuje, przepraszam - byc bombardowanymi cudzym
                                        nieszczesciem.

                                        pozdrawiam :)))
                                        • bene_gesserit Re: gwozdziem po szybie 26.03.08, 03:01
                                          szarylemur napisała:

                                          > witaj po swietach :)

                                          Dobrywieczor :)

                                          > troszke pomieszalam w miejscu gdzie pisze o " koniecznosci
                                          zdradzenia siebie"..
                                          > .
                                          > chodzi mi o koniecznosc wyzbywania sie elementow wlasnej wizji
                                          swiata. nie musi
                                          > to dotyczyc wcale kwestii wznioslych czy ogolnoludzkich. mi np,
                                          trudno bylo sie
                                          > pogodzic z utrata nadziei na to ze kiedykolwiek naucze sie latac *
                                          > niemetaforycznie*.
                                          > uzylam dramatycznego zwrotu " zdradzic siebie" chyba
                                          niekoniecznie potrzebnie,
                                          > raczej - wyrzucic z glowy utopijne rojenia, pragnienia zastepowac
                                          wiedza, RACZE
                                          > J
                                          > szukac spelnienia w obrebie rzeczywistosci niz plakac nad tym, ze
                                          np wstretne
                                          > takie prawa fizyczne ograniczaja moja wolnosc...

                                          Pamietasz ten fragment rozmowy o samotnosci? Ze to paskudne jest,
                                          kiedy sie potrzebuje/prosi o pomoc i znikad ratunku? Napisalam
                                          wtedy, ze to jest moment prawdy, niekoniecznie milej, ale jednak
                                          prawdy.

                                          Na tym imo polega dorastanie - na kolejnym, mozolnym i
                                          ultrabolesnym rozbijaniu iluzji. W jednym z opowiadan Lema facet
                                          lyka jakies pigulki i nagle widzi, ze caly swiat jest udawany, tzn
                                          on zaczyna widziec go _naprawde_ - ze wszystko jest szare i
                                          odrapane, a ludziom rozne rzeczy sie wydaja i w tym zyja, nawet
                                          roslinki w doniczkach to tak naprawde druciane stelaze z troczkami
                                          od kalesonow zamiast lisci. Pozniej cos takiego bylo w Matrixie.

                                          Kultura lubuje sie w dramatyzmie, ale przeciez po lyknieciu
                                          czerwonej pigulki mozna tez zobaczyc rozne nieiluzoryczne diamenty,
                                          ktorych jakos wczesniej nie mozna bylo zauwazyc.

                                          ...
                                          > moznaby jednak polaczyc nasze perspektywy i zapytac, czy
                                          zatroskanie sytuacja
                                          > dzieci afryki nie jest tak samo idiotyczna zapora przed afirmacja
                                          rzeczywistosc
                                          > i
                                          > jak zal nielota za lataniem?
                                          > czy tak jak madrosc podpowiada, ze czlowiek nie jest stworzony do
                                          latania wiec
                                          > nie ma co sie gryzc tym ze sie latac nie umie i nigdy nie nauczy,
                                          czy
                                          > podpowiada ona tez, ze na los dzieci afryki wplyw mamy niewielki,
                                          wiec i nad
                                          > nimi nie warto plakac?
                                          > swoja droga, "bogu dzieki" za te dzieci afryki i inne male
                                          latynoski z burdelow
                                          > ,
                                          > bez nich zdaje sie stracilibysmy nasz ostatni kij i chusteczke do
                                          nosa pt" jesl
                                          > i
                                          > ci zle, pomysl jak zle jest im". ciekawe tylko co owym " im"
                                          rzucic na otarcie
                                          > lez? moze jakies krolestwo niebieskie ???

                                          Prawda pewnie lezy gdzies po srodku. Ze niby niewiele mozemy, ale
                                          jednak cos tam mozemy. Sa programy 'adopcji na odleglosc', sa rozne
                                          konta, na ktore mozna wplacac. Rownie dobrze moznaby sie uprzec, ze
                                          tego typu pomysly istnieja po to, zeby juz calkiem na dobre pozbyc
                                          sie poczucia winy.

                                          > niemal wszystko a moze wszystko po prostu, poddane odpowiedniej
                                          przerobce,
                                          > moznaby umiescic w watku o tym ze swiat jest coraz piekniejszy.
                                          > wystarczy tylko chciec...

                                          Nie zagladalam do watku, ale mi to smierdzi. Wole zakatki ponure i
                                          wilgotne.

                                          > myslac o badaniach maslowa ( ktorych nie znam i opieram sie tylko
                                          na tym, co
                                          > napisalas ty),

                                          Aaa. A ja myslalam, zes ty po psychologii.
                                          Maslow to ten psycholog od 'piramidy Maslowa':
                                          pl.wikipedia.org/wiki/Hierarchia_potrzeb - po angielsku jest
                                          to o wiele lepiej opisane.
                                          Donioslosci tej teorii nie sposob przecenic, mozna tlumaczyc nia
                                          bardzo wiele zachowan ludzkich, mozna jej uzywac w bardzo wielu
                                          sytuacjach.

                                          chcialam wyobrazic sobie taka spolecznosc nedzarzy, ale mi sie
                                          > nie udalo. nedzarze sa wszedzie, tak samo jak inne klasy
                                          spoleczne. nawet w
                                          > najbiedniejszej skupinie ' somalijczykow' tworza sie jakies
                                          warstwy, choc dla
                                          > nas moga oni wszyscy, lacznie z krolem, byc nedzarzami. dlatego
                                          mysle, ze faktu
                                          > urodzenia tutaj czy tam, nie mozna latwo przekladac na poczucie
                                          dobrostanu.
                                          > dobrostan jest relatywny :)

                                          No jasne, trzeba miec grupe odniesienia.
                                          Najdziwniej jest, kiedy ci, ktorych mielismy za 'biedaczkow' (z
                                          tego czy owego wzgledu) lituja sie nad nami. Bosmy tacy biedni. To
                                          jest dopiero lekcja.

                                          > "Mozliwe, ze w sytuacjach ekstremalnych zaczynamy polegac na
                                          instynkcie. "
                                          > dokladnie tak, tj tak mysle. takie poleganie na instynkcie ma
                                          tylez zalet co
                                          > wad, ale przeciez jest na te wady sposob ;)

                                          E tam, nudno jest jak sie tak bardzo zgadzamy. To w takim razie
                                          zapytam, jaki jest na te wady sposob?

                                          > "No tak, laczy wtedy perspektywa 'z wnetrza piekla'. Ci, ktorzy w
                                          > piekle nie byli, musza uzbroic sie w uwage i szacunek."
                                          > tyle, ze wybieramy/ lub " wybieramy" odwrocenie uwagi raczej niz
                                          uwage, a juz n
                                          > a
                                          > pewno nie lubimy - generalizuje, przepraszam - byc bombardowanymi
                                          cudzym
                                          > nieszczesciem.

                                          No nie, niekoniecznie, nie zyjemy w pustce pelnej emocjonalnych
                                          wydmuszek. Jest cala masa ludzi, ktorzy - z milosci, empatii czy
                                          innych chwalebnych pobudek zadadza sobie trud.
                                          czulko
                                          • szarylemur Re: gwozdziem po szybie 26.03.08, 07:06
                                            dzieki za streszczenie lema. moze mi sie przysni :)
                                            co do lykania kolorowych pigulek rodem z matrixa - kiedys skatowalam znajomych
                                            pytaniem o to, ktora by wybrali.
                                            zaskoczylo mnie, ze kilka osob wybraloby niebieska
                                            obecnie zastanawia mnie czy aby wszystkie pigulki nie sa niebieskie... tj, czy
                                            mamy dostep do prawdy czy tylko do kolejnych kolorowanek?

                                            ( bezwiednie zabilam pajaka idacego po scianie)

                                            co do zalu nad dziecmi afryki, chodzilo mi tutaj wlasciwie nie o nie same i nie
                                            o pomoc im, lecz o to, czy ograniczonosc pomocy jakiej mozemy im udzielic, moze
                                            przeslaniac radosc naszego istnienia. te " dzieci afryki" staja sie karta
                                            przetargowa pomiedzy zwolennikami a przeciwnikami tezy o pieknie swiata.
                                            poczucie winy wpojone " europejczykom" moze pomoc niektorym z tych dzieci,
                                            jednak najwyrazniej swiat jest zgnity i regul na jakich odbywa sie gra zwana
                                            zyciem zmienic wedle wlasnych idealow sie nie da. lecz z tej niezgody na status
                                            quo czlowieka, chocby z niezgody na bycie nielotem, powstaja rozne nowe ciekawe
                                            a czasem nawet uzyteczne wynalazki. a jesli juz czegos zmienic sie nie da - to
                                            czy warto tego nienawidziec, chocby tych regul? mam wrazenie ze krece sie w
                                            kolo, zadajac wciaz te same pytania... :)

                                            zajrzyj do watku o pieknie, jest tam sporo interesujacych rzeczy. zastanawiam
                                            sie jednakze, co" kaze " nam widziec pelne pol szklanki? czy jest to forma
                                            zastepcza, dopelnienie utraconej czesci instynktu przetrwania, moze...

                                            piramide maslowa mniej wiecej znam, nie znam natomiast badan nad poziomem
                                            szczescia w poszczegolnych ' klasach spolecznych"

                                            "No jasne, trzeba miec grupe odniesienia.
                                            Najdziwniej jest, kiedy ci, ktorych mielismy za 'biedaczkow' (z
                                            tego czy owego wzgledu) lituja sie nad nami. Bosmy tacy biedni. To
                                            jest dopiero lekcja." ano :)))

                                            jaki jest sposob na wady? ten sam co zwykle: przymknac oko, odwrocic glowe,
                                            zmienic oswietlenie, zracjonalizowac, oddac hold nalezny tradycji lub potupac
                                            nozkami..." bo ja tak chce"
                                            nie chce mi sie z toba klocic, musialabys sprobowac mnie sprowokowac, jakims
                                            szmatlawym epitetem w moja strone rzucic. podyskutowac jak najbardziej, jesli
                                            wiec ten temat sie skonczyl/ wysechl calkiem lub tymczasowo, mozna wziac na
                                            warsztat inny temat.


                                            jest wielu ludzi ktorych widok nieszczescia poruszy i skloni do pomocy.
                                            jest takze wielu takich ktorych biernej afirmacji rzeczywistosci nic nie pokona.
                                            takich, ktorzy w ramach pomocy rzuca garsc banalow, zechca swoja biernosc
                                            uzasadniac fraza ' sam sobie winien', lub wrecz stwierdza ze czyjes cierpienie
                                            tak naprawde nie jest cierpieniem bo prawdziwym cierpieniem jest to, to i tamto.
                                            i to jest ten moment prawdy, powiadasz? czego zatem dotyczy prawda tak objawiona?

                                            od watku o pieknie wolisz miejsca ponure i wilgotne
                                            to znaczy wolisz puste pol szklanki? czy raczej widziec ze szklanka jest tak
                                            samo pusta jak pelna?



                                            pozdrawiam sennie :)
                                            • bene_gesserit Re: gwozdziem po szybie 27.03.08, 02:58
                                              szarylemur napisała:

                                              > obecnie zastanawia mnie czy aby wszystkie pigulki nie sa
                                              niebieskie... tj, czy
                                              > mamy dostep do prawdy czy tylko do kolejnych kolorowanek?

                                              A czytalas Cortazara takie short story o tym, jak mrowka widzi
                                              ogrod? Jestesmy potwornie ograniczeni naszymi zmyslami, naszą
                                              skalą, automatyzmami percepcyjnymi, inteligencja, intencja i czym
                                              tam jeszcze. Czy 1/55500 prawdy to prawda?

                                              Zdarza mi sie natknac tu i tam w roznych ksiazkach i opowiesciach
                                              na opisy pewnego specyficznego stanu, ktory mozna okreslic
                                              jako 'doswiadczanie boskiej jednosci', noale nie ma gwarancji, ze
                                              to najprawdziwsza prawda. Moze to kolejna iluzja, tym razem błoga?
                                              W dodatku wepchnieta w ciasny jezyk i ciasnye szparki naszego
                                              pojmowania.

                                              W kazdym razie mi to sie wydaje, ze prawdy nie mozna wymyslec,
                                              mozna jej natomiast doswiadczyc. Chyba to, co opisuja mistycy,
                                              poeci i niektorzy natchnieni fizycy to jedyne, na co mozemy liczyc.

                                              ...
                                              > co do zalu nad dziecmi afryki, chodzilo mi tutaj wlasciwie nie o
                                              nie same i nie
                                              > o pomoc im, lecz o to, czy ograniczonosc pomocy jakiej mozemy im
                                              udzielic, moze
                                              > przeslaniac radosc naszego istnienia. te " dzieci afryki" staja
                                              sie karta
                                              > przetargowa pomiedzy zwolennikami a przeciwnikami tezy o pieknie
                                              swiata.
                                              > poczucie winy wpojone " europejczykom" moze pomoc niektorym z
                                              tych dzieci,
                                              > jednak najwyrazniej swiat jest zgnity i regul na jakich odbywa
                                              sie gra zwana
                                              > zyciem zmienic wedle wlasnych idealow sie nie da. lecz z tej
                                              niezgody na statu
                                              > s
                                              > quo czlowieka, chocby z niezgody na bycie nielotem, powstaja
                                              rozne nowe ciekawe
                                              > a czasem nawet uzyteczne wynalazki. a jesli juz czegos zmienic
                                              sie nie da - to
                                              > czy warto tego nienawidziec, chocby tych regul? mam wrazenie ze
                                              krece sie w
                                              > kolo, zadajac wciaz te same pytania... :)

                                              'odroznic jedno od drugiego'.
                                              Wystarczy popatrzec na tych, ktorzy cos zrobili, nieloty ktore
                                              zaczely smigac po niebie. Malgorzata Chmielewska, Janina Ochojska,
                                              Matka Teresa, Ghandi i zapewne cale miliony cichych bohaterow,
                                              dzieki ktorym jednak sie kreci.

                                              > zajrzyj do watku o pieknie, jest tam sporo interesujacych rzeczy.
                                              zastanawiam
                                              > sie jednakze, co" kaze " nam widziec pelne pol szklanki? czy jest
                                              to forma
                                              > zastepcza, dopelnienie utraconej czesci instynktu przetrwania,
                                              moze...

                                              Potrzeba wiary, ze wszystko dobrze sie skonczy, po burzy przychodzi
                                              tecza, a swiat jest sprawiedliwy. Po co zagladac w czelusc, malo
                                              kto by potem mogl zyc spokojnie.

                                              > piramide maslowa mniej wiecej znam, nie znam natomiast badan nad
                                              poziomem
                                              > szczescia w poszczegolnych ' klasach spolecznych"

                                              A, ok. Chodzilo mi o to, ze te badania, o ktorych pisalam, idealnie
                                              w zasadzie pokrywaja sie z piramida - bo te 7% dziala dopiero
                                              wtedy, kiedy potrzeby z pierwszych dwoch stopni piramidy sa
                                              zaspokojone.

                                              > jaki jest sposob na wady? ten sam co zwykle: przymknac oko,
                                              odwrocic glowe,
                                              > zmienic oswietlenie, zracjonalizowac, oddac hold nalezny tradycji
                                              lub potupac
                                              > nozkami..." bo ja tak chce"

                                              No nie, mozna jeszcze uderzyc w czynow stal, zmienic swiat i
                                              wszyscy bedziemy zyli dlugo i szczesliwie.

                                              > nie chce mi sie z toba klocic, musialabys sprobowac mnie
                                              sprowokowac, jakims
                                              > szmatlawym epitetem w moja strone rzucic.

                                              Czytalam kiedys, ze jedna z nauczonych jezyka migowego szympansic
                                              nazywala swoja opiekunke w chwilach zlosci 'zla, zepsuta ubikacja'.

                                              ...
                                              > jest wielu ludzi ktorych widok nieszczescia poruszy i skloni do
                                              pomocy.
                                              > jest takze wielu takich ktorych biernej afirmacji rzeczywistosci
                                              nic nie pokona
                                              > .

                                              Noi ktorzy sa szczesliwsi?

                                              > takich, ktorzy w ramach pomocy rzuca garsc banalow, zechca swoja
                                              biernosc
                                              > uzasadniac fraza ' sam sobie winien', lub wrecz stwierdza ze
                                              czyjes cierpienie
                                              > tak naprawde nie jest cierpieniem bo prawdziwym cierpieniem jest
                                              to, to i tamto
                                              > .

                                              Wierze - zlosliwie - ze za takie numery ludzie (ja tez, tez) placa.
                                              Bo gdzies sie ten obraz cudzego cierpienia w tyle glowy plącze,
                                              wiec trzeba go jakos zabic - imo min stad biora sie kompulsyjne
                                              nawyki i nalogi - z rozgniecionej jak pajak na scianie wrazliwosci.

                                              > i to jest ten moment prawdy, powiadasz? czego zatem dotyczy
                                              prawda tak objawion
                                              > a?

                                              Zapewne tego, ze sie jest samemu.
                                              Rzeczywistosc pozayoutubowa pokazuje jednak, ze w realu bywa
                                              inaczej - zwykle znajduje sie ktos, czasem nawet pare osob, ktore w
                                              cierpieniu towarzysza, czasem nawet nader umiejetnie.
                                              Nawet jesli nie, to - o ile sie to wszystko przezyje - mozna zaczac
                                              budowac takie wiezi z ludzmi, ktore nie pekna latwo.

                                              > od watku o pieknie wolisz miejsca ponure i wilgotne
                                              > to znaczy wolisz puste pol szklanki? czy raczej widziec ze
                                              szklanka jest tak
                                              > samo pusta jak pelna?

                                              Powiadaja, ze pesymista widzi tunel, optymista - tunel i swiatelko
                                              na koncu, a realista - tunel, swiatelko i nastepny tunel.

                                              A poza tym troche sie boje, ze w watku o pieknie
                                              spotkalabym zbyt wiele wpisow
                                              ktore sa pisane

                                              bialym uroczystym wierszem.
                                              Nie cierpie

                                              ...tego

                                              (doceniam, ze w tym watku tak nie piszesz ;)

                                              czulko
                                              • mmax20 Re: gwozdziem po szybie 27.03.08, 08:28

                                                pl.wikipedia.org/wiki/Hierarchia_potrzeb
                                                na szczycie możnaby wpisać: wolność, samotność, nuda i co dalej?
                                              • szarylemur Re: gwozdziem po szybie 27.03.08, 17:08
                                                "Czy 1/55500 prawdy to prawda?" nie, oczywiscie, nie
                                                tyle ze dosc powszechne jest przekonanie o osobistym poznaniu calej prawdy.
                                                malo pokory jest w ludziach na codzien, stad koniecznosc rzucania ich na kolana,
                                                zapewne ;)

                                                tak jak czystorozumowe ( apriori) poznanie prawdy wypaczaja struktury umyslu,
                                                twory w stylu logiki i aksjomatow, tak i poznanie doswiadczalne nie jest wolne
                                                ani bezposrednie, lecz zawsze filtrowane, wtlaczane w ramy tych struktur,
                                                dopasowywane do tego co juz wiemy.
                                                obiektywna prawdziwosc doswiadczenia mistykow rowniez poddalabym krytyce. nie
                                                sposob wykroczyc poza subiektywnosc, jedyne co mozna, to zapomniec o tym, by moc
                                                cieszyc sie wizja/ objawieniem.

                                                "> jest wielu ludzi ktorych widok nieszczescia poruszy i skloni do
                                                pomocy.
                                                > jest takze wielu takich ktorych biernej afirmacji rzeczywistosci
                                                nic nie pokona
                                                > .

                                                Noi ktorzy sa szczesliwsi?"

                                                NIE WIEM, a wedlug ciebie - ktorzy?
                                                ---
                                                nie boj sie watku o pieknie
                                                nie wszystko tam jest uroczyste
                                                a nawet wobec tych uroczystosci mozesz ustawic sie na pozycji opozycji i
                                                dyskusja sprowokowac zmiany.

                                                pozdrawiam !!!
                                                • bene_gesserit Re: gwozdziem po szybie 28.03.08, 01:20
                                                  szarylemur napisała:

                                                  > "Czy 1/55500 prawdy to prawda?" nie, oczywiscie, nie
                                                  > tyle ze dosc powszechne jest przekonanie o osobistym poznaniu
                                                  calej prawdy.
                                                  > malo pokory jest w ludziach na codzien, stad koniecznosc rzucania
                                                  ich na kolana
                                                  > ,
                                                  > zapewne ;)

                                                  A to zazwyczaj widac na forum, kiedy to dwoje spiera sie nie o
                                                  swoje poglady na prawde, ale o prawde. I az dziwne, ze kazdy te
                                                  prawde ma inna, a nawet zupelnie, lustrzanie inna.

                                                  > obiektywna prawdziwosc doswiadczenia mistykow rowniez poddalabym
                                                  krytyce. nie
                                                  > sposob wykroczyc poza subiektywnosc, jedyne co mozna, to
                                                  zapomniec o tym, by mo
                                                  > c
                                                  > cieszyc sie wizja/ objawieniem.

                                                  No nie mozna, chyba ze ktoregos dnia ty albo ja zostaniemy bogiem,
                                                  ale roboczo to wykluczam.
                                                  Chociaz wydaje mi sie, ze takie olsnienie, doznanie transcendencji,
                                                  braku granic, swiadomosci typu 'fala jest morzem', jest tak
                                                  niebywale, ze - z naszej mrowczej perspektywy - jest wszystkim, co
                                                  mozemy udzwignac, jesli mowa o prawdzie.
                                                  Wilber o tym pisal w "Niepodzielonym", zreszta dosyc sprytnie.

                                                  > "> jest wielu ludzi ktorych widok nieszczescia poruszy i skloni do
                                                  > pomocy.
                                                  > > jest takze wielu takich ktorych biernej afirmacji rzeczywistosci
                                                  > nic nie pokona
                                                  > > .
                                                  >
                                                  > Noi ktorzy sa szczesliwsi?"
                                                  >
                                                  > NIE WIEM, a wedlug ciebie - ktorzy?

                                                  Ci, ktorzy postapia zgodnie ze soba chyba. Cokolwiek przez to
                                                  rozumiec. I nawet, jesli ta zgodnosc ze soba opiera sie na
                                                  klamstwie (tzn wrazliwosc cierpi, ale rozsadek racjonalizuje,
                                                  ze 'nic im nie jest, a ty sie zaraz spoznisz do pracy, wiec
                                                  zapomnij'), to byc moze w tym momencie jest akurat wszystko, na co
                                                  kogos stac. Siebie samego nie mozna przeskoczyc. Plączę?

                                                  > nie boj sie watku o pieknie
                                                  > nie wszystko tam jest uroczyste
                                                  > a nawet wobec tych uroczystosci mozesz ustawic sie na pozycji
                                                  opozycji i
                                                  > dyskusja sprowokowac zmiany.

                                                  Otoz
                                                  nic z tego
                                                  uparlam sie
                                                  iiiiii


                                                  nigdy tam nie wejde

                                                  czul.
                                                  • szarylemur Re: gwozdziem po szybie 28.03.08, 01:50
                                                    w wyniku dyskusji ( uwaga! dyskusji a nie walenia sie po jajach na oslep ;)
                                                    budujemy jakas tam prawde intersubiektywna. taka prawda intersubiektywna bedzie
                                                    odpowiednikiem " mniejszego zla", nadal prawda/ dobrem nie bedac.
                                                    wniosek ( moj) z tego - warto dyskutowac, nie warto przeceniac wagi dyskusji.

                                                    " niepodzielonego" tez nie czytalam :( wlazisz mi na ambicje ;), ale
                                                    powiem szczerze, ze kusiloby mnie przezycie doswiadczenia mistycznego, ktore raz
                                                    na zawsze daloby mi poczucie pewnosci tego jak jest, co jest dobre co zle itd. z
                                                    drugiej strony nie wierze w obiektywna prawdziwosc objawienia, wiec i pewnosc i
                                                    spokoj uzsykane w jego wyniku zdaja mi sie podobne do zbawczych konsekwencji
                                                    lobotomii ( o ktorej tez malo wiem, wiec mozliwe ze bredze).

                                                    wydaje mi sie ze swietne wyniki w terapii zycia daje jakakolwiek byle silna i
                                                    jak najmniej swiadoma siebie wiara. moze byc to takze wiara w rozum. cokolwiek.
                                                    w sumie kazdy z nas ma jakis sposob na zycie i tylko drazni mnie czesto ludzka
                                                    arogancja...

                                                    " szczesliwsi beda ci , ktorzy postapia w zgodzie z soba"
                                                    byc moze wlasnie jestem na etapie wyszukiwania potwierdzen dla mojej
                                                    wczesniejszej tezy, ale ... wlasnie je znajduje w tym zdaniu.
                                                    aby byc szczesliwym nalezy miec w sobie system silnie ugruntowanych przekonan,
                                                    ktory bedzie dzialal jak program do obrobki danych naplywajacych z zewnatrz i
                                                    wewnatrz.
                                                    dosc dramatyczne sa momenty kiedy okazuje sie ze program nie obsluguje formatu
                                                    danych z ktorymi akurat przyszlo nam sie zmierzyc.
                                                    wowczas, na gwalt musimy dograc sobie jakas wtyczke do naszego programu albo
                                                    wywalic calosc w cholere i zastapic nowym, albo miec dwa/ lub wiecej programy o
                                                    roznym przeznaczeniu.
                                                    marzeniem jest aby miec program uniwersalny. cos niezawodnego na kazda okazje.
                                                    aforyzm marka aureliusza jest calkiem niezlym programem z tej kategorii :)
                                                    ---
                                                    z jednej strony zazdroszcze ci uporu w oporze
                                                    z drugiej dziwi mnie ten upor
                                                    mnie zasadniczo kusza rozne nowosci i odmiennosci, choc z wiekiem krytyk
                                                    dziamoli/ ostrzega coraz bardziej stanowczo...
                                                    hem,
                                                    no spytam:
                                                    czemu nigdy TAM nie wejdziesz???

                                                    czulki :)
                                                  • mmax20 soorry za bąknięcie 28.03.08, 09:03
                                                    mam odczucie, że uraziłem..
                                                    ostatnio zdarza mi się coraz częściej rąbnąć coś pasującego jak
                                                    piernik do wiatraka... tak że nic, tylko się rozpłakać.
                                                    traktuję to jako rodzaj ułomności, z którą przyszło mi żyć, a która
                                                    tłumiona przez lata, zaczyna się dopominać o należny jej respekt.
                                                    hm, zgłębianie własnych cieni nie należy do szczególnych
                                                    przyjemności, ale jaki mam wybór?, mogę czmychać, tylko, że robiłem
                                                    to do tej pory..

                                                    pozdrawiam



                                                  • mmax20 to bylo do szaregolemura 28.03.08, 09:05

                                                  • szarylemur Re: soorry za bąknięcie 28.03.08, 16:28

                                                    no, co ty? milo cie znowu widziec, choc jesli bakniecie ma cos wspolnego z puszczaniem bakow, to niekoniecznie milo, choc to niby takie ludzkie ...
                                                    zalozywszy, ze nie ma - milo cie widziec
                                                    odnoszac sie do zdania:
                                                    "na szczycie możnaby wpisać: wolność, samotność, nuda i co dalej?"
                                                    uwazasz, ze zaspokojenie calej tej piramidy potrzeb przyniosloby ze soba poczucie wolnosci, samotnosci i nudy?
                                                    jesli tak, to nie zgodze sie, gdyz potrzeby swobody,przynaleznosci i poznawcze/ p. samorealizacji znajduja sie na nizszych stopniach piramidy.
                                                    moze tylko wolnosci potrzebe moznaby ustawic na samym szczycie, uznac za jedna z idealnych potrzeb duchowych.
                                                    zreszta, wydaje mi sie ze bardzo rzadko zdarza sie totalne zaspokojenie ludzkich potrzeb, a i nie jest tak, jakoby - kazdorazowo czlowiek musial zaspokajac wszelkie nizsze szczeble potrzeb, aby moc zapragnac czegos wiecej...

                                                    a jesli miales na mysli cos innego, to wytlumacz :)
                                                    owszem, dosc czesto, kiedy cie czytam, trudno mi powiedziec o czym piszesz wlasciwie. chyba za bardzo skrotowo.
                                                    mam nadzieje, ze otuchy doda ci, ze ja ostatnio coraz czesciej mam wrazenie, ze jestem debilka, stoje i nie rozumiem.
                                                    no, coz...
                                                    pozdrawiam :)
                                                  • mmax20 Re: soorry za bąknięcie 28.03.08, 18:35
                                                    szarylemur napisała:

                                                    >
                                                    > no, co ty? milo cie znowu widziec, choc jesli bakniecie ma cos
                                                    wspolnego z pusz
                                                    > czaniem bakow, to niekoniecznie milo, choc to niby takie
                                                    ludzkie ...
                                                    > zalozywszy, ze nie ma - milo cie widziec
                                                    > odnoszac sie do zdania:
                                                    > "na szczycie możnaby wpisać: wolność, samotność, nuda i co dalej?"
                                                    > uwazasz, ze zaspokojenie calej tej piramidy potrzeb przyniosloby
                                                    ze soba poczuc
                                                    > ie wolnosci, samotnosci i nudy?
                                                    > jesli tak, to nie zgodze sie, gdyz potrzeby swobody,przynaleznosci
                                                    i poznawcze/
                                                    > p. samorealizacji znajduja sie na nizszych stopniach piramidy.
                                                    > moze tylko wolnosci potrzebe moznaby ustawic na samym szczycie,
                                                    uznac za jedna
                                                    > z idealnych potrzeb duchowych.
                                                    > zreszta, wydaje mi sie ze bardzo rzadko zdarza sie totalne
                                                    zaspokojenie ludzkic
                                                    > h potrzeb, a i nie jest tak, jakoby - kazdorazowo czlowiek musial
                                                    zaspokajac ws
                                                    > zelkie nizsze szczeble potrzeb, aby moc zapragnac czegos wiecej...
                                                    >
                                                    > a jesli miales na mysli cos innego, to wytlumacz :)

                                                    niewiele jest do tłumaczenia:), tylko tyle, że człwiek dziwnie nie
                                                    docenia tego, co osiągnął lub otrzymał, i dlatego po -teoretycznie-
                                                    osiągnięciu wszystkiego w piramidzie ogarną go te uczucia, o których
                                                    mówiłem.. he,he,
                                                    w ogóle, cały ten system działa - moim zdaniem - na tej zasadzie:
                                                    niedoceniania, wręcz lekceważenia tego, co się ma, i przeceny
                                                    CHCENIA, aby nie dopuścić do jakiegoś globalnego rozmamłania
                                                    nakręcana jest spirala potrzeb.. hi


                                                    > owszem, dosc czesto, kiedy cie czytam, trudno mi powiedziec o
                                                    czym piszesz wla
                                                    > sciwie. chyba za bardzo skrotowo.
                                                    > mam nadzieje, ze otuchy doda ci, ze ja ostatnio coraz czesciej mam
                                                    wrazenie, ze
                                                    > jestem debilka, stoje i nie rozumiem.
                                                    > no, coz...

                                                    faktycznie, że mnie wzmocniło, dzięki;)), ostatnio ogarnia mnie
                                                    jakaś niechęć do mówienia, wolę ciszę myśli, i gdyby nie twoja
                                                    wstawka z jajami, już by mnie nie było,
                                                    potraktowałem osobiście:)))))

                                                    ciekawy wątek, lubię czytać
                                                    pozdrawiam

                                                  • szarylemur Re: soorry za bąknięcie 29.03.08, 02:11
                                                    o tym niedocenianiu, nawet za mojej " kadencji" byla mowa juz wielokrotnie.
                                                    coz, jak to napisala bene : " dont hejt de pleja, hejt de gejm"
                                                    najwidoczniej tak skonstruowany jest swiat, tak, ze jako jego modelu moznaby
                                                    uzyc ulubionej karuzelki chomikow...
                                                    mysle, ze na samym szczycie tej piramidy znajduje sie - jako jedna z potrzeb
                                                    duchowych/ samotranscendencji - pragnienie sensu ponadjednostkowego a nawet
                                                    uniwersalnego. choc moze to pragnienie sensu dopada czlowieka nie tylko wtedy
                                                    gdy juz zaspokoi wszystkie ponizsze pragnienia, lecz takze wtedy gdy w
                                                    realizacji " nizszych" pragnien natknie sie na mur nie do przeskoczenia, nie do
                                                    rozbicia, nie do podkopania itd.

                                                    bardzo fajnie odpisala mi gadagad w watku o przeszkodzie. w moim wolnym
                                                    przypomnieniu: kazdy sukces jest zapowiedzia kolejnej przeszkody.

                                                    latwo manipulowac ludzmi trzymajac im przed nosem marchewke i popedzajac kijem.
                                                    jesli tylko nie znajda sposobnosci do zamyslenia, beda skakac przez coraz wyzsze
                                                    plotki, niemal pewni ze jeszcze tylko tego czy tamtego ( niekoniecznie stricte
                                                    materialnego ) brakuje im do szczescia.
                                                    i tak! ja tez ...
                                                    choc lenistwo wielokrotnie uratowalo mnie przed smiesznoscia ;)

                                                    jesli robimy z zycia poscig za kroliczkiem, to nic dziwnego ze czujemy pustke
                                                    trzymajac w zebach matke - krolice.
                                                    na szczescie takie krolewskie polowanie rzadko konczy sie sukcesem, tj na ogol
                                                    na horyzoncie znow pojawia sie jakis intrygujacy fantom,
                                                    a przeciez - dzieki wlasnie tej proznej ambicji zaspokojenia coraz nowszych
                                                    pragnien, rozwija sie/ pieknieje nasz cudny kolowrotek, przepraszam, swiat.

                                                    a moglibysmy przeciez juz teraz polozyc sie nucac pod nosem " co chcesz procz
                                                    tego co masz" ...
                                                    mysle ze napedza nas drapiezniczy instynkt. mamy taki swiat jaki mamy, moze
                                                    moglby byc inny, ale problem w braku powszechnej zgody na gwaltowna zmiane.
                                                    jesli ty polozysz sie dzisiaj cieszac sie swoim status quo, to jutro obudzisz
                                                    sie z reka w nocniku, dlatego, ze twoj sasiad/ zona/ kochanek/ szef/ pies/
                                                    zmutowany w nocy wirus ma w dupie duchowa rewolucje.

                                                    so, dont hejt de pleja, pokochaj gejm...
                                                    albo i nie

                                                    ===
                                                    jaja w ogole nie byly do ciebie, paranoiku ;)))
                                                  • mmax20 Re: soorry za bąknięcie 29.03.08, 11:45

                                                    > o tym niedocenianiu, nawet za mojej " kadencji" byla mowa juz
                                                    wielokrotnie.
                                                    > coz, jak to napisala bene : " dont hejt de pleja, hejt de gejm"
                                                    > najwidoczniej tak skonstruowany jest swiat, tak, ze jako jego
                                                    modelu moznaby
                                                    > uzyc ulubionej karuzelki chomikow...
                                                    > mysle, ze na samym szczycie tej piramidy znajduje sie - jako jedna
                                                    z potrzeb
                                                    > duchowych/ samotranscendencji - pragnienie sensu
                                                    ponadjednostkowego a nawet
                                                    > uniwersalnego. choc moze to pragnienie sensu dopada czlowieka nie
                                                    tylko wtedy
                                                    > gdy juz zaspokoi wszystkie ponizsze pragnienia, lecz takze wtedy
                                                    gdy w
                                                    > realizacji " nizszych" pragnien natknie sie na mur nie do
                                                    przeskoczenia, nie do
                                                    > rozbicia, nie do podkopania itd.

                                                    ja myślę, że zagubiona stycyjka parowej ciuchci nad brzegiem
                                                    Wielkiego Oceanu, tam się znajduje..

                                                    >
                                                    > bardzo fajnie odpisala mi gadagad w watku o przeszkodzie. w moim
                                                    wolnym
                                                    > przypomnieniu: kazdy sukces jest zapowiedzia kolejnej przeszkody.
                                                    >

                                                    na pewno, w końcu inni też zdobywają..

                                                    > latwo manipulowac ludzmi trzymajac im przed nosem marchewke i
                                                    popedzajac kijem.
                                                    > jesli tylko nie znajda sposobnosci do zamyslenia, beda skakac
                                                    przez coraz wyzsz
                                                    > e
                                                    > plotki, niemal pewni ze jeszcze tylko tego czy tamtego (
                                                    niekoniecznie stricte
                                                    > materialnego ) brakuje im do szczescia.
                                                    > i tak! ja tez ...
                                                    > choc lenistwo wielokrotnie uratowalo mnie przed smiesznoscia ;)

                                                    twoim zdaniem: czy walenie głową w mur jest ośmieszaniem się?

                                                    > a moglibysmy przeciez juz teraz polozyc sie nucac pod nosem " co
                                                    chcesz procz
                                                    > tego co masz" ...
                                                    > mysle ze napedza nas drapiezniczy instynkt. mamy taki swiat jaki
                                                    mamy, moze
                                                    > moglby byc inny, ale problem w braku powszechnej zgody na
                                                    gwaltowna zmiane.

                                                    EWOLUCJA, ruch motylich skrzydeł, takie paradygmaty, w to wierzę..
                                                    podobało mi się, co napisałaś o wierze

                                                    > jesli ty polozysz sie dzisiaj cieszac sie swoim status quo, to
                                                    jutro obudzisz
                                                    > sie z reka w nocniku, dlatego, ze twoj sasiad/ zona/ kochanek/
                                                    szef/ pies/
                                                    > zmutowany w nocy wirus ma w dupie duchowa rewolucje.

                                                    a to co jak nie paranoja ;))

                                                  • szarylemur smiesznosc 29.03.08, 17:05
                                                    myslisz ze na zagubionej stacyjce zrealizowalbys / zrealizowalaby sie twoja
                                                    potrzeba samotranscendencji, tam odnalazlbys sens, dostapil objawienia?

                                                    coz, ja ostatnio rozmyslam nad posada latarnika na jakiejs egzotycznej zacofanej
                                                    , ale z internetem wyspie...
                                                    choc mysle, ze raczej zaspokoiloby to moja potrzebe samorealizacji niz
                                                    samotranscendencji.

                                                    moim zdaniem, walenie glowa w mur jest osmieszaniem sie, ale czesto warto sie
                                                    osmieszyc. wydaje mi sie, ze ocena innych zalezy od tego, czy uda ci sie ten mur
                                                    przebic czy nie. jesli nie, to zleca sie ciotki potrzasajac glowami " a nie
                                                    mowilam?", jesli sie uda, tez sie zleca tym razem z haslem " no pain, no gain"
                                                    poza tym, kazde doswiadczenie mozemy zuzyc jako material edukacyjny dla nas
                                                    samych, ale tez wcale nie musimy, chyba.

                                                    ciesze sie, ze podobalo ci sie co napisalam o religii, niestety nie pamietam co
                                                    pisalam o religii... mam wrazenie ze ostatnio pisywalam tylko o silnych czesto
                                                    nieuswiadomionych przeswiadczeniach, takich prywatnych religiach. kazdy jakas
                                                    ma, chyba, bo swojej jakos dociec nie moge, ale to pewnie dlatego ze najtrudniej
                                                    mi dokonac wiwisekcji samej siebie.

                                                    pisanie o tym ze jesli nie idziesz do przodu to sie cofasz, poparte przykladami
                                                    to nie paranoja, to tylko przejaskrawe przejaskrawienie, ktore - zauwazam -
                                                    stosuje nader szczodrze i niekoniecznie potrzebnie. znow sie powtorze i napisze,
                                                    ze trzebaby bylo silnej wiary, przekonania na poziomie samych korzeni, zeby
                                                    machnac reka na wyscig i trwac niewzruszenie przy swojej zbawczej prawdzie o
                                                    naturze i celu swiata.

                                                    pozdrawiam :)
                                                  • mmax20 Re: smiesznosc 01.04.08, 10:31

                                                    myślę, że dla NIEGO/NIEJ nie ma rzeczy śmiesznych..
                                                    nie pytaj, dlaczego, nie mam pojęcia :)
                                                  • szarylemur Re: smiesznosc 01.04.08, 17:27
                                                    czy chodzi tu o jakiegos boga/ boginie?
                                                  • mmax20 Re: smiesznosc 02.04.08, 09:43

                                                    eh, to taka próba odwrócenia uwagi i spojrzenia gdzieś tam, nie
                                                    wiem, każdy ma swoją perspektywę, moja jest taka, widzę coś nie
                                                    potrafię określić, gubię się w domysłach i natrojach, patrzęz nowu ,
                                                    nic nie widzę, taki nie wiedząc co i jak
                                                    ciao
                                                  • bene_gesserit Re: gwozdziem po szybie 29.03.08, 03:15
                                                    szarylemur napisała:

                                                    > w wyniku dyskusji ( uwaga! dyskusji a nie walenia sie po jajach
                                                    na oslep ;)

                                                    No wlasnie, wlasnie. Onlajnowe spotkanie malpiatki z czarownica z
                                                    odleglej planety samo w sobie dziwne nie jest. Egzotyczna jest sama
                                                    rozmowa.

                                                    > budujemy jakas tam prawde intersubiektywna. taka prawda
                                                    intersubiektywna bedzie
                                                    > odpowiednikiem " mniejszego zla", nadal prawda/ dobrem nie bedac.
                                                    > wniosek ( moj) z tego - warto dyskutowac, nie warto przeceniac
                                                    wagi dyskusji.

                                                    No tak, bo nad miedlenie ozorami i wyniki tegoż przedkladamy te
                                                    nieliczne momenty totalnego bycia tu i teraz. O ktorych mozna sobie
                                                    poopowiadac, ale o wiele lepiej je przezyc.

                                                    > " niepodzielonego" tez nie czytalam :( wlazisz mi na ambicje ;),

                                                    Wlazenie ci na cokolwiek nie bylo moja intencja, raczej niechetna
                                                    uczciwosc wskazania, ze moje pomysly maja swoje zrodlo. Jesli nie
                                                    znasz Wilbera, to poznaj, spodoba ci sie - i warto zaczac od
                                                    Niepodzielonych wlasnie, chociaz on sie potem wycofal z paru tez z
                                                    tej ksiazki.

                                                    Tak czy inaczej patrzenie na to, jak zgrabnie on syntetyzuje
                                                    doswiadczenie Wschodu i Zachodu to czysta przyjemnosc. Noi sam
                                                    model integracji osobowosci, ktory on tam prezentuje jest bardzo
                                                    praktyczny i do codziennego uzytku, jak obierak do ziemniakow.

                                                    ale
                                                    > powiem szczerze, ze kusiloby mnie przezycie doswiadczenia
                                                    mistycznego, ktore ra
                                                    > z
                                                    > na zawsze daloby mi poczucie pewnosci tego jak jest, co jest
                                                    dobre co zle itd.

                                                    Nie nie, to nie tak.
                                                    Najlepiej, jesli z streszcze jedna z tez tej ksiazki.
                                                    Wilber uwaza, ze rozwoj wiaze sie ze znoszeniem granic. Pierwsza
                                                    jest ta we wnetrzu psychiki - miedzy Cieniem a Persona, Anima i
                                                    Animusem itd. Kiedy (wulgaryzuje) czlowiek sie jako-tako zintegruje
                                                    na tym poziomie, winien zniesc granice miedzy 'soba' a 'cialem'
                                                    (ktre w naszej kulturze nie jest 'mna', a 'czyms, co ja
                                                    posiadam', 'biednym bratem osiolkiem'). No a potem - to kolejne dwa
                                                    stopnie - zintegrowany wte i wewte czlowiek moze zniesc kolejna
                                                    granice - miedzy 'ja' i 'nie ja'. Tanscendencja.

                                                    I to doswiadczenie ladnie opisuje jeden chrzescijanski mistyk
                                                    jako 'fala, ktora jest morzem' - roztopienie sie takie. Jestes
                                                    jednoscia ze Wszechswiatem, a nie Supermozgiem. Zreszta - wg
                                                    Wilbera Bog uwaza, ze zlo i dobro to dwie czesci tej samej
                                                    jednosci :)

                                                    > z
                                                    > drugiej strony nie wierze w obiektywna prawdziwosc objawienia,
                                                    wiec i pewnosc i
                                                    > spokoj uzsykane w jego wyniku zdaja mi sie podobne do zbawczych
                                                    konsekwencji
                                                    > lobotomii ( o ktorej tez malo wiem, wiec mozliwe ze bredze).

                                                    Przeczytaj, przeczytaj. Jesli nie to, to Willigisa Jaegera 'Fala
                                                    jest morzem' np.
                                                    To, czy takie przezycie jest 'obiektywne' czy jakiekolwiek inne,
                                                    nie ma zadnego znaczenia.

                                                    > wydaje mi sie ze swietne wyniki w terapii zycia daje jakakolwiek
                                                    byle silna i
                                                    > jak najmniej swiadoma siebie wiara. moze byc to takze wiara w
                                                    rozum. cokolwiek.
                                                    > w sumie kazdy z nas ma jakis sposob na zycie i tylko drazni mnie
                                                    czesto ludzka
                                                    > arogancja...

                                                    To jest udowodnione akurat, ze silnie wierzacy sa zdrowsi fizycznie
                                                    i psychicznie. A arogancja? 'Unikaj glosnych i napastliwych, sa
                                                    udreka ducha'. Na forum mozna ich splonkować.

                                                    > " szczesliwsi beda ci , ktorzy postapia w zgodzie z soba"
                                                    > byc moze wlasnie jestem na etapie wyszukiwania potwierdzen dla
                                                    mojej
                                                    > wczesniejszej tezy, ale ... wlasnie je znajduje w tym zdaniu.

                                                    Hihi.
                                                    'Bycie soba' mi sie kojarzy z tym, co mowia bohaterowie roznych Big
                                                    Braderow i gwiazdki, ktore udzielaja pierwszego wywiadu.

                                                    Jesli tak w ogole jestem madra, a teraz chrzanie jak potluczona, to
                                                    jestem madra? Jesli seryjny zabojca zginie, ratujac dziecko z
                                                    pozaru, to jest dobrym czy zlym czlowiekiem? Prawda o sobie
                                                    istnieje tylko w tu i teraz, chociaz lubimy wierzyc, ze jestesmy
                                                    jacys tacy bardziej okresleni. 'kiedy biegam, to jestem biegaczem/
                                                    kiedy fruwam, to jestem fruwaczem'.

                                                    > aby byc szczesliwym nalezy miec w sobie system silnie
                                                    ugruntowanych przekonan,
                                                    > ktory bedzie dzialal jak program do obrobki danych naplywajacych
                                                    z zewnatrz i
                                                    > wewnatrz.

                                                    Nie wiem, nie wiem. Mi to sie kojarzy z osobowoscia autorytarna.
                                                    A w ogole np taki defensywny pesymista jest szczesliwy, kiedy
                                                    uciekna mu sprzed nosa trzy autobusy. Bo moze wtedy z satysfakcja
                                                    wycedzic 'A nie mowilem? One tak zawsze'.

                                                    > dosc dramatyczne sa momenty kiedy okazuje sie ze program nie
                                                    obsluguje formatu
                                                    > danych z ktorymi akurat przyszlo nam sie zmierzyc.
                                                    > wowczas, na gwalt musimy dograc sobie jakas wtyczke do naszego
                                                    programu albo
                                                    > wywalic calosc w cholere i zastapic nowym, albo miec dwa/ lub
                                                    wiecej programy o
                                                    > roznym przeznaczeniu.
                                                    > marzeniem jest aby miec program uniwersalny. cos niezawodnego na
                                                    kazda okazje.
                                                    > aforyzm marka aureliusza jest calkiem niezlym programem z tej
                                                    kategorii :)

                                                    Uwielbiam wytrychy.

                                                    > z jednej strony zazdroszcze ci uporu w oporze
                                                    > z drugiej dziwi mnie ten upor
                                                    > mnie zasadniczo kusza rozne nowosci i odmiennosci, choc z wiekiem
                                                    krytyk
                                                    > dziamoli/ ostrzega coraz bardziej stanowczo...
                                                    > hem,
                                                    > no spytam:
                                                    > czemu nigdy TAM nie wejdziesz???

                                                    Bo w dziecinstwie zmuszano mnie do jedzenia i od tamtej pory tupie
                                                    nogami, jak kto na co nalega :)
                                                  • szarylemur Re: gwozdziem po szybie 29.03.08, 04:20
                                                    egzotyczna jest ta rozmowa w jakim sensie? ze nie jest onlajnowym waleniem po
                                                    wirtualnych jajach?
                                                    jesli tak, to: e tam, ja tu siedze jak kot przy mysiej norze i czyham, czyham, a
                                                    nuz pojawi sie jakis drugi kot do uciecia wartowniczej gadki ;)
                                                    a jesli nie, to o co idzie z ta egzotyka?

                                                    "bo nad miedlenie ozorami i wyniki tegoż przedkladamy te
                                                    nieliczne momenty totalnego bycia tu i teraz. O ktorych mozna sobie
                                                    poopowiadac, ale o wiele lepiej je przezyc."

                                                    aha, a mi wcale nie to bylo na mysli! nie warto przecieniac wagi dyskusji, bo
                                                    choc moze prowadzic do sformulowania jakiejs prawdy intersubiektywnej, do
                                                    odkrycia tej obiektywnej nie doprowadzi nigdy. tzn: ja mysle, ze to moje
                                                    twierdzenie o prawdzie jest prawdziwe, ale jakos tak wynika, ze niekoniecznie musi.

                                                    co to jest byc tu i teraz? i dlaczego niby przedkladamy je nad miedlenie
                                                    ozorami? z jakiego powodu? czy to jest przyjemne?czy bycie ma wlasciwosci zbawcze?
                                                    czy jest moze jakims egzotycznym afrodyzjakiem dla przejedzonych europeanow?
                                                    moze nie pojmuje istoty bycia tu i teraz, stad debilnie zabrzmiec moze moje
                                                    pytanie, lecz je zadam mimo to: chcialabys byc tu i teraz gdy odpada ci reka
                                                    i/lub noga? zreszta, nawet pominawszy doswiadczenia nieprzyjemne, wydaje mi sie,
                                                    ze aby przyswoic doswiadczenie musimy miec jakis kontekst dla tego, jakies ramy.
                                                    moze nie dotyczy to prostych, fizjologicznych doswiadczen, jak fizyczny bol czy
                                                    przyjemnosc. ale wszystkich bardziej " wyrafinowanych" bodzcow juz tak. no,
                                                    jeszcze raz: co to znaczy byc tu i teraz i co w tym jest takiego ze to jest TO?

                                                    dalej - transcendencja modelem wilbera chyba jednak mnie przerasta...jak mam
                                                    zniesc granice miedzy ja i nie ja? i po co?
                                                    jesli udalo ci sie to kiedys - roztopic we wszechswiecie - to sprobuj prosze
                                                    opisac roznice miedzy stanem normalnym czlowieka a stanem roztopienia.
                                                    roznice postrzegania, odczuwania czy jakies inne wazne.

                                                    dla mnie MA znaczenie czy przezycie mistyczne odslania prawde obiektywna czy
                                                    jest tylko subiektywna wizja. ma, gdyz w tym miejscu zastanawialam sie nad
                                                    obiektywna wartoscia wiedzy plynacej z objawienia. nie neguje nigdzie ze takie
                                                    dosw ma jakas wartosc, tylko pytam czy sluzy poznaniu obiektywnej prawdy i w to
                                                    watpie.

                                                    odnosnie " bycia soba", a raczej " bycia w zgodzie z soba" to ty podalas to jako
                                                    recepte na bycie szczesliwszym.

                                                    "Jesli tak w ogole jestem madra, a teraz chrzanie jak potluczona, to
                                                    jestem madra? Jesli seryjny zabojca zginie, ratujac dziecko z
                                                    pozaru, to jest dobrym czy zlym czlowiekiem?Prawda o sobie
                                                    istnieje tylko w tu i teraz, chociaz lubimy wierzyc, ze jestesmy
                                                    jacys tacy bardziej okresleni. 'kiedy biegam, to jestem biegaczem/
                                                    kiedy fruwam, to jestem fruwaczem'."
                                                    no, niezupelnie. istnieje tez cos w stylu prawdy statystycznej. nikt nie jest
                                                    ani calkowicie dobry ani calkowicie zly ( w podstawowce piekne wypracowanie
                                                    obroncze hitlerowi napisalam :0, och, pamietam to jak dzis ;)
                                                    widze ze " filozofia" bycia tu i teraz opiera sie na traktowaniu zycia jako
                                                    serii oddzielnych epizodow, przeciwstawnie do tradycyjnej europ. koncepcji
                                                    celowosci, przyczynowosci, nastepstw przyczyn i skutkow, wzajemnego powiazania/
                                                    odzialywania konkretnych faktow.
                                                    hmm, moze byc to tu i teraz terapeutyczne dla jednostek, a nawet - dlugofalowo -
                                                    wywolac zmiany w kulturze, lecz nie bardzo widze sposob na zastosowanie
                                                    koncepcji tu i teraz na szersza spoleczna skale. co z edukacja, co z
                                                    sadownictwem, chociazby? bardzo mi zalezy, zebys odpowiedziala na to ( byc moze
                                                    powstale na skutek nieprzecietnej ignorancji pytanie)
                                                    czy mialby byc to program glowny( wytrych, aksjomat) czy moze pomocniczy?


                                                    "Mi to sie kojarzy z osobowoscia autorytarna.
                                                    A w ogole np taki defensywny pesymista jest szczesliwy, kiedy
                                                    uciekna mu sprzed nosa trzy autobusy. Bo moze wtedy z satysfakcja
                                                    wycedzic 'A nie mowilem? One tak zawsze'."
                                                    albo: bog tak chcial, albo: to nic, za chwile przyjedzie nastepny; albo:
                                                    cokolwiek innego, wazne ze nie zastanawia sie dlaczego akurat tak a nie inaczej
                                                    odpowiada na dany bodziec, wazne ze asymilacja tego doswiadczenia idzie gladko,
                                                    nic sie nie wiesza, nie zgrzyta.
                                                    ---
                                                    he he
                                                    mnie tez zmuszano do jedzenia, wiec ...
                                                    mysle ze to normalne kogos do czegos zmuszac dla jego dobra ;)
                                                    to zart
                                                    poniekad, mam nadzieje...
                                                    nie zmuszam cie zatem juz wiecej
                                                    za to
                                                    pozdrawiam !
                                                  • bene_gesserit Re: gwozdziem po szybie 30.03.08, 03:26
                                                    szarylemur napisała:

                                                    > egzotyczna jest ta rozmowa w jakim sensie? ze nie jest onlajnowym
                                                    > waleniem po wirtualnych jajach?

                                                    Tak, tak.
                                                    Od paru lat czuje sie w cyberze tak, ze mam ochote pokiwac glowa
                                                    jak starsza pani w kapelusiku i rzucic cos w rodzaju 'ach, co to
                                                    sie porobilo, kiedys ludzie byli inni'.

                                                    > tzn: ja mysle, ze to moje
                                                    > twierdzenie o prawdzie jest prawdziwe, ale jakos tak wynika, ze
                                                    niekoniecznie m
                                                    > usi.

                                                    A to na razie wychodzi tylko tyle, ze mozesz miec jak najbardziej
                                                    obiektywna, boską w jakosci prawde, ale niekoniecznie o tym
                                                    wiedziec.

                                                    > co to jest byc tu i teraz? i dlaczego niby przedkladamy je nad
                                                    miedlenie
                                                    > ozorami? z jakiego powodu?

                                                    To jest skomplikowany i dlugi temat.
                                                    Bycie tu i teraz to jest ten stan, kiedy nie niejestesmy tam i
                                                    gdzies. Ludzie w wiekszosci maja tendencje do zycia w przeszlosci
                                                    ('a moglam jej powiedziec...', 'a przeciez moglem tego nie
                                                    robic...') albo w przyszlosci ('od jutra rzucam fajki', 'za pare
                                                    lat na pewno napisze magisterke').

                                                    Zycie w przyszlosci polega np na tym, ze kiedy parzysz sobie
                                                    herbate, zeby ja spokojnie wypic, a potem pojsc na umowione
                                                    spotkanie, to tak naprawde nie parzysz herbaty, tylko juz zalozylas
                                                    kurtke i wyszlas, a kiedy wychodzisz po wypiciu herbaty, to tak w
                                                    glowie swojej juz na to spotkanie doszlas, a kiedy dojdziesz na
                                                    miejsce, to juz dawno jestes po spotkaniu... itd. Zawsze pare
                                                    minut/godzin/lat do przodu, nigdy nie ma cie w tej chwili.
                                                    Analogicznie z zyciem w przeszlosci - zamiast skupiac sie na boskim
                                                    smaku herbaty placzesz nad rozlanym piec lat temu mlekiem.

                                                    Niebycie tu jest z tym scisle zwiazane (itd itd)

                                                    Wiec bycie tu i teraz jest taka magiczna umiejetnoscia, ktora
                                                    pozwala zycie przezywac nie w sensie wegetacji, ale - to nie jest
                                                    najlepsze slowo - celebracji i prawdziwosci.

                                                    A przez miedlenie ozorami mozna cos przemiedlic na amen.
                                                    Ludziom sie czesto wydaje, ze teoretyczne rozpracowanie pewnego
                                                    problemu/zagadnienia jest jednoznacze z przyswojeniem go w
                                                    praktyce. Nie jest. A im kto bardziej inteligentny *niekoniecznie
                                                    pisze tu o sobie*, tym lepiej go moze teoretycznie rozpracowac i
                                                    tym bardziej moze mu sie wydawac, ze posiadl cala madrosc tego
                                                    swiata. A guzik.

                                                    > chcialabys byc tu i teraz gdy odpada ci reka
                                                    > i/lub noga? zreszta, nawet pominawszy doswiadczenia nieprzyjemne,
                                                    > wydaje mi sie,
                                                    > ze aby przyswoic doswiadczenie musimy miec jakis kontekst dla
                                                    > tego, jakies ramy.

                                                    No tak - to jak z tym mlotkiem, co to mozna i to, i to.
                                                    Kiedy mi cos odpada, wycofuje sie na pozycje, zwlaszcza kiedy bol
                                                    jest nieznosny. To jest ok i chroni mnie i pewnie innych przed
                                                    szalenstwem. Natomiast zycie gdzies i kiedys, gdy w poblizu nic
                                                    nikomu nie odpada jest juz patogenne, uwazam.

                                                    > moze nie dotyczy to prostych, fizjologicznych doswiadczen, jak
                                                    fizyczny bol czy
                                                    > przyjemnosc. ale wszystkich bardziej " wyrafinowanych" bodzcow
                                                    juz tak. no,
                                                    > jeszcze raz: co to znaczy byc tu i teraz i co w tym jest takiego
                                                    ze to jest TO?

                                                    Kiedy obejmuje cie ukochany, jesli sie na tu i teraz skupisz,
                                                    odczujesz bliskosc tak wielka, ze w zasadzie jest ona jednoscia.
                                                    TO. Jesli natomiast w momencie jego ciebie obejmowania przed oczami
                                                    bedzie ci sie natretnie pojawiac zolza z pracy, ktora pod toba
                                                    dolki kopie, niewypelniony PIT i pomysly na jutrzejszy obiad, to
                                                    juz TEGO nie doswiadczysz. Ani zreszta on.

                                                    Na jednym z licznych warsztatow, na ktorych bylam, zapracowanym
                                                    ludziom zaproponowano, aby w ramach cwiczenia poszli do
                                                    nieodleglego parku i pobyli w nim godzine, starajac sie byc tu i
                                                    teraz. Wrocili odmienieni, ze zdziwieniem opowiadajac, ze liscie sa
                                                    takie zielone, a ptaki to kazdy inaczej spiewa, z tylu sluchac bylo
                                                    dzieci, ziemia pachnie, a na niebie sa chmurki... Zdziwienie, jakby
                                                    wrocili z innej planety. Pisze o tym, zeby bylo jasne, ze bycie tu
                                                    i teraz mozna praktykowac rowniez w samotnosci :)

                                                    > dalej - transcendencja modelem wilbera chyba jednak mnie
                                                    przerasta...jak mam
                                                    > zniesc granice miedzy ja i nie ja? i po co?

                                                    No bo ja to pokretnie opisuje, on to o wiele lepiej wyjasnia.
                                                    Wg niego to jest pewien wlasciwy kierunek rozwoju. Jesli sie kto np
                                                    zabierze za rozwoj duchowy (poziom 3 i 4) przed zrobieniem porzadku
                                                    w poziomach 1 i 2, to moze miec potezne problemy. Albo jesli bedzie
                                                    probowal sie zintegrowac z wlasnym cialem, kiedy nie bedzie nawet
                                                    wiedzial, co ma w Cieniu - bez sensu.

                                                    Widzialam pare takich historii na wlasne oczy i wychodzi na to, ze
                                                    Wu mial racje.

                                                    > jesli udalo ci sie to kiedys - roztopic we wszechswiecie - to
                                                    sprobuj prosze
                                                    > opisac roznice miedzy stanem normalnym czlowieka a stanem
                                                    roztopienia.
                                                    > roznice postrzegania, odczuwania czy jakies inne wazne.

                                                    Eee. No tak, mi sie to kilka razy wydarzylo spontanicznie, bez
                                                    intencji, tak po prostu jak ziewniecie. Tego nie da sie
                                                    opisac. 'jestem fala, ktora jest morzem'. Totalna jednosc i
                                                    bliskosc. Jak odkopie Niepodzielone, to moze tu wklepie jakis
                                                    najfajniejszy cytat z tych opisow, ktore on tam cytowal.

                                                    > dla mnie MA znaczenie czy przezycie mistyczne odslania prawde
                                                    obiektywna czy
                                                    > jest tylko subiektywna wizja.

                                                    To jest nieweryfikowalne. Rownie dobrze to moga byc jakies spiecia
                                                    na neuronowych laczach.

                                                    ma, gdyz w tym miejscu zastanawialam sie nad
                                                    > obiektywna wartoscia wiedzy plynacej z objawienia. nie neguje
                                                    nigdzie ze takie
                                                    > dosw ma jakas wartosc, tylko pytam czy sluzy poznaniu obiektywnej
                                                    prawdy i w to
                                                    > watpie.

                                                    Nie ma wiedzy. To jest odczucie, nie odmyslenie. Pozostaje pamiec
                                                    pewnego ultraintensywnego stanu.

                                                    > no, niezupelnie. istnieje tez cos w stylu prawdy statystycznej.
                                                    nikt nie jest
                                                    > ani calkowicie dobry ani calkowicie zly ( w podstawowce piekne
                                                    wypracowanie
                                                    > obroncze hitlerowi napisalam :0, och, pamietam to jak dzis ;)
                                                    > widze ze " filozofia" bycia tu i teraz opiera sie na traktowaniu
                                                    zycia jako
                                                    > serii oddzielnych epizodow, przeciwstawnie do tradycyjnej europ.
                                                    koncepcji
                                                    > celowosci, przyczynowosci, nastepstw przyczyn i skutkow,
                                                    wzajemnego powiazania/
                                                    > odzialywania konkretnych faktow.

                                                    E-e. No skad. Chodzi nie o nastepstwa, przyczyny i td, ale o zycie
                                                    w realu, a nie we wlasnej glowie, w niby-swiecie. Bedac tu i teraz
                                                    mozna byc bankierem, gwiazda filmowa albo jak Wilber zbic fortune
                                                    na ksiazkach.

                                                    co z edukacja, co z
                                                    > sadownictwem, chociazby? bardzo mi zalezy, zebys odpowiedziala na
                                                    to ( byc moze
                                                    > powstale na skutek nieprzecietnej ignorancji pytanie)
                                                    > czy mialby byc to program glowny( wytrych, aksjomat) czy moze
                                                    pomocniczy?

                                                    Wychowac pokolenia ludzi spokojnych i szczesliwych jak buddyjscy
                                                    mnisi? Wolalabym to zamiast tabliczki mnozenia. Od tabliczki sa
                                                    kalkulatory.

                                                    > mnie tez zmuszano do jedzenia, wiec ...
                                                    > mysle ze to normalne kogos do czegos zmuszac dla jego dobra ;)

                                                    Tak tak - a potem mama odkrywa po paru dniach surowke z marchewki w
                                                    kieszeni fartuszka i jest problem.
                                                    Gwizdze na wasza liste, ja swoje blogoslawienstwa licze codzien, i
                                                    to spiewajaco.
                                                  • szarylemur sie rozpisalam ... 30.03.08, 06:55
                                                    hm, ja ( na szczescie :) w cyberze nawet roku jeszcze nie jestem, wiec nieco inne refleksje mam.
                                                    pierwszy upadek pod wirtualnym krzyzem mam za soba, ale bylo to rzeczywiscie ciezkie doswiadczenie
                                                    nadal, co i rusz zdumiewa mnie czestotliwosc wypowiedzi PO PROSTU agresywnych, najwidoczniej obliczonych na odreagowanie. zdumiewa, ale juz nie tak bardzo.
                                                    dobrze to czy zle, ze sie przyzwyczajam? ze zaczynam uwazac iz najwidoczniej istnieje spora grupa ludzi, ktorzy UWIELBIAJA SIE KLOCIC. tylko, cholera, nadal nie moge pojac fenomenu tych, co bluzgaja na innych nawet piszac. coz, zapewne wynika to z roznic w historii osobistej, innego nastawienia do tematu.
                                                    czasem dziala jeszcze impuls zeby pouczyc czy zaprotestowac czy przywalic na wirtualny odlew. ale przekonanie o tym, ze ' to bedzie na dlugo", znaczy ze wdam sie w jakas wyniszczajaca mnie psychicznie bijatyke ( slowna) , kaze mi siedziec na krzesle i nie wstawac. nie dla mnie te ' rarytasy'. a jednak cos tam krzyczy we mnie w strone panow i pan jazgotek: ...no nie bede pisac co, jak starczy mi odwagi i ochoty i przekonania, okazja do napisania tego pod wlasciwym adresem pewnie sie znajdzie :]
                                                    a co do tego, ze " ludzie kiedys byli inni" tego nie wiem, ale zauwazam ze przez forum co jakis czas przetaczaja sie burze, po ktorych jest spokoj, po ktorym znow sa burze. tyle, ze glowne postacie dramatu sie zmieniaja *a napewno ich nicki * :]
                                                    ---

                                                    "mozesz miec jak najbardziej obiektywna, boską w jakosci prawde, ale niekoniecznie o tym wiedziec."
                                                    ano wlasnie o to sie rozchodzi! mozemy widziec swiatlo prawdziwego slonca, ale nie mamy mozliwosci zweryfikowania tej prawdziwosci. wszystko co mamy to hipotezy, przynajmniej odnosnie tematow z dziedzin bedacych poza granicami tzw twardej nauki - metafizyki, aksjologii, etyki, czy chocby sztuki dobrego zycia.

                                                    ___

                                                    hmm, dlaczego bycie tu i teraz ma byc czyms wiecej niz wegetacja? jest stopieniem sie z chwila obecna, czasem moze byc przyjemniejsze, czasem mniej przyjemne niz zycie tym co bedzie lub bylo. rozumiem ( pewnie nie spodoba ci sie to slowo tutaj... ), ze takie skupienie na smaku wypijanej herbaty, moze oczyszczac nas z mysli o tym, co akurat teraz sie nie dzieje, a przez to odciazac mozg i inne narzady, ale czy cos ponad to? dosc czesto celebruje rytual picia ' porannej ' kawki z bita smietana i cynamonem, pollezac na dachu wchlaniajac slonce i blekit nieba. dobrze relaksuje na poczatek dnia.
                                                    ale jakos nie wyobrazam sobie celebrowania kazdej czynnosci jaka sie zajmuje, np mycia wlosow , wiazania butow, jazdy winda. zwyczajnie NIE MAM NA TO CZASU, sa rzeczy ciekawsze niz to! nie lubie wstawac na 10minut przed pojsciem do pracy ani zyc w biegu, kiedy to lykam herbate szukajac jakiejs bluzki, wiaze buty w windzie itd. lubie miec kilka godzin na rozkrecenie sie. najchetniej w ogole porzucilabym prace zarobkowa aby moc byc sobie tu i teraz, i jeszcze pomarzyc i powspominac, jednakze ... sama wiesz jak jest :)
                                                    nie wiem, moze technika tu i teraz ma nam zwrocic uwage na bogactwo swiata, odwrocic nasza uwage od planowania i rozpamietywania i zwrocic ja ku temu co realnie jest w naszym zasiegu a co lekcewazymy, traktujemy jako makiete, tlo dla naszych pragnien?
                                                    ale czy snucie planow i wspomnien to juz wegetacja?

                                                    "A przez miedlenie ozorami mozna cos przemiedlic na amen.
                                                    Ludziom sie czesto wydaje, ze teoretyczne rozpracowanie pewnego
                                                    problemu/zagadnienia jest jednoznacze z przyswojeniem go w
                                                    praktyce. Nie jest. A im kto bardziej inteligentny *niekoniecznie
                                                    pisze tu o sobie*, tym lepiej go moze teoretycznie rozpracowac i
                                                    tym bardziej moze mu sie wydawac, ze posiadl cala madrosc tego
                                                    swiata. A guzik."
                                                    ano guzik, racja

                                                    "Kiedy obejmuje cie ukochany, jesli sie na tu i teraz skupisz,
                                                    odczujesz bliskosc tak wielka, ze w zasadzie jest ona jednoscia.
                                                    TO. Jesli natomiast w momencie jego ciebie obejmowania przed oczami
                                                    bedzie ci sie natretnie pojawiac zolza z pracy, ktora pod toba
                                                    dolki kopie, niewypelniony PIT i pomysly na jutrzejszy obiad, to
                                                    juz TEGO nie doswiadczysz. Ani zreszta on."
                                                    zalozmy ze nie pojawi mi sie przed oczami w tym momencie ani zolza z pracy ani pit ani zaden obiad, a jedynie rzeczonego ukochanego przykre dla mnie zachowanie z np wczoraj, czy poddac sie magii tu i teraz czy nie?
                                                    oto jest pytanie nurtujace mnie w tym miejscu dyskusji. poddac sie, a w nastepnym epizodzie pt tu i teraz jest mi przykro z powodu twojego zachowania, zaglebic sie w istote tej przykrosci?czy jak?
                                                    ---
                                                    co do warsztatow - mi przydalyby sie raczej takie w stylu jak w weekend stac sie rekordowym szczurem wyscigowym... oczywiscie na nic takiego sie nie zapisze ...
                                                    ja wiem ze liscie sa zielone itd. mieszkam w miejscu gdzie chyba tylko daltonista moglby to przeoczyc o tej porze roku. natura tutaj jest tak bujna i fantazyjna ze odciaga uwage od wszystkiego innego. palmy daktylowe daktyluja, inne kwitna dziwnymi bialymi liszkopodobnymi liscmi o frapujacej strukturze, kwiaty wariuja po prostu, a najlepsze ze wszystkich sa i tak pomaranczowe drzewka uliczne, co to naraz owocuja i kwitna. nie da sie nie wpasc w wir kontemplacji tych cudow!
                                                    podobnie " zasysajaco' dziala na mnie kontakt z kotami :)

                                                    ---
                                                    wilber mnie intryguje, moze gdzies znajde jakiegos ebooka. byloby mi milo, gdybys wrzucila tu jakies smaczne cytaty
                                                    ---

                                                    wszystko to sa rowniez spiecia neuronalne czy jak to sie nazywa ( nie wiem). chodzilo mi o to, jakiej kategorii info te spiecia niosa. jest to nieweryfikowalne, zgadzam sie, rzecz jasna. ultraintensywnosc jakiegos stanu nie przeklada sie ( wbrew potocznym odczuciom) na obiektywnosc istnienia bodzcow ktore uczestniczyly w jego spowodowaniu, ze tak przynudze.
                                                    "Nie ma wiedzy. To jest odczucie, nie odmyslenie. Pozostaje pamiec
                                                    pewnego ultraintensywnego stanu."
                                                    i wlasnie dlatego kilka postow temu, wyrazilam moj ambiwalenty stosunek do dosw mistycznego. moze byc ono jakims glebokim rytem transformujacym osobowosc, styl zycia czlowieka, ale jakosciowo nie jest zdaje sie wcale bardziej cholera prawdziwe niz jakakolwiek inna wiedza czy wiara czy doswiadczenie. moze byc przezyciem tak silnym ze niwelujacym wszelkie watpliwoscia, ale to - z mojego upartego akurat tutaj punktu widzenia, nie czyni go bardziej wartym uwagi niz lobotomia.
                                                    kto wie ( znaczy : ja pojecia nie mam) moze ludzie po lobotomii sa szczesliwsi,a mimo to ja glupia nadal sie waham ;]

                                                    "Wychowac pokolenia ludzi spokojnych i szczesliwych jak buddyjscy
                                                    mnisi? Wolalabym to zamiast tabliczki mnozenia. Od tabliczki sa
                                                    kalkulatory." * podlozylas sie, a ze mnie drapiezna fretka wylazla na to :)
                                                    hmm, no tak, ale prawdopodobnie bez znajomosci tabliczki mnozenia nie moznaby tych kalkulatorow wymyslic...

                                                    wiec moze jednak program dodatkowy?
                                                    ---
                                                    i jeszcze jedno: gdzie ja wlasciwie jestem kiedy tak stukam i stukam te swoje mysli, totalnie na nich i stukaniu skoncentrowana?

                                                    ---

                                                    "a potem mama odkrywa po paru dniach surowke z marchewki w
                                                    kieszeni fartuszka i jest problem."
                                                    he he, ja tam wrzucalam za wielki ciezki regal w salonie...

                                                    a tak na marginiesie tego urywku dyskusji:
                                                    przyszlo mi na mysl, ze identyfikujesz sie z dzieckiem, podczas gdy ja - z rodzicem.
                                                    tutaj, ale niestety nie tylko tutaj, a " niestety" tez ma swoje nastepstwa.
                                                    ----

                                                    "Gwizdze na wasza liste, ja swoje blogoslawienstwa licze codzien, i
                                                    to spiewajaco."
                                                    myslisz ze naleze do " ugrupowania solaris" ?
                                                    nie, nie naleze, czasem wrzucam co mi sie wydaje swiadczyc o pieknieniu swiata, czasem z nia polemizuje czasem slucham czasem jej zazdroszcze czasem podziwiam czasem jestem wdzieczna za jej slowa czasem mam ochote ja udusic
                                                    zastanawiajace, ze z mojej perspektywy wy dwie, a raczej wasze filozofie zyciowe maja wiecej ze soba wspolnego niz moja ( jakas taka fantomowa, zmienna i cherlawa)

                                                    pozdrawiam :)))
                                                    aha, interesujace rzeczy napisalas w watku o asertywnosci, dzieki.
                                                  • bene_gesserit Re: sie rozpisalam ... 31.03.08, 02:36
                                                    szarylemur napisała:

                                                    [jazgot]
                                                    Tak. Mi tez sie zdarza wdawac w pyskowki i robie to z upodobaniem,
                                                    lubie wyzsza temperature rozmow, pod warunkiem, ze sama rozmowa ma
                                                    sens. Ale akurat na tym forum pyskowki to chyba niewiele daja, co.

                                                    > wszystko co mamy to hipote
                                                    > zy, przynajmniej odnosnie tematow z dziedzin bedacych poza
                                                    granicami tzw twarde
                                                    > j nauki - metafizyki, aksjologii, etyki, czy chocby sztuki
                                                    dobrego zycia.

                                                    Tak, ale jak sie temu przyjrzec, to to jest nawet zabawne.

                                                    > hmm, dlaczego bycie tu i teraz ma byc czyms wiecej niz wegetacja?
                                                    jest stopieni
                                                    > em sie z chwila obecna, czasem moze byc przyjemniejsze, czasem
                                                    mniej przyjemne
                                                    > niz zycie tym co bedzie lub bylo.

                                                    Bo nie mozesz zmienic przeszlosci, a na przyszlosc masz znikomy
                                                    wplyw ('jesli chcesz rozsmieszyc Boga, opowiedz mu o swoich
                                                    planach'). Zycie w przeszlosci i przyszlosci to jedne z
                                                    najczestszych przyczyn stresu.

                                                    Noi wieczna pogon za tym, co bedzie, albo trucie sie tym, co bylo
                                                    sprawiaja, ze zycie zwyczajnie i po prostu przecieka ci przez
                                                    palce. Bo zyjesz we wlasnej glowie, a nie na jawie. Terazniejszosc
                                                    jest wszystkim, co istnieje.

                                                    rozumiem ( pewnie nie spodoba ci sie to slowo
                                                    > tutaj... ), ze takie skupienie na smaku wypijanej herbaty, moze
                                                    oczyszczac nas
                                                    > z mysli o tym, co akurat teraz sie nie dzieje, a przez to
                                                    odciazac mozg i inne
                                                    > narzady, ale czy cos ponad to?

                                                    Jesli widzialas kiedys male koty, to one to robia najlepiej - sa
                                                    tak tu i teraz, jak tylko mozna, obojetnie od tego, co robia. Duze
                                                    zreszta tez, ale nei sa juz takie wzruszajace :)

                                                    najchetniej w ogole p
                                                    > orzucilabym prace zarobkowa aby moc byc sobie tu i teraz, i
                                                    jeszcze pomarzyc i
                                                    > powspominac, jednakze ... sama wiesz jak jest :)

                                                    Wiem, wiem, zamiast pracy chomik w kolowrotku, a po kolowrotku joga
                                                    w niewietrzonej sali z jakims nawiedzonym swirem. Nie ma ucieczki.

                                                    > nie wiem, moze technika tu i teraz ma nam zwrocic uwage na
                                                    bogactwo swiata, od
                                                    > wrocic nasza uwage od planowania i rozpamietywania i zwrocic ja
                                                    ku temu co real
                                                    > nie jest w naszym zasiegu a co lekcewazymy, traktujemy jako
                                                    makiete, tlo dla na
                                                    > szych pragnien?
                                                    > ale czy snucie planow i wspomnien to juz wegetacja?

                                                    Nie. Pod warunkiem, ze to nie dominuje twojego swiata.
                                                    Na tym samym warsztacie, o ktorym juz pisalam, tym zapracowanym
                                                    ludziom kazano sie polozyc i zamknac oczy. Po minucie mieli sie
                                                    podniesc. Polowa podniosla sie po 30-40 sekundach, rekordzistce
                                                    minuta trwala 15 sekund - nie mogla w to uwierzyc. Czasem naprawde
                                                    trzeba zwolnic - zycie w przyszlosci wymusza nieustanny bieg, zycie
                                                    w przeszlosci - najczesciej cofanie sie. Nie ma nic patogennego w
                                                    marzeniach i wspomnieniach, pod warunkiem, ze nie staja sie one sa
                                                    takim prawdziwszym zyciem.

                                                    > a jedynie rzeczonego ukochanego przykre dla mnie zachowani
                                                    > e z np wczoraj, czy poddac sie magii tu i teraz czy nie?
                                                    > oto jest pytanie nurtujace mnie w tym miejscu dyskusji. poddac
                                                    sie, a w nastep
                                                    > nym epizodzie pt tu i teraz jest mi przykro z powodu twojego
                                                    zachowania, zagleb
                                                    > ic sie w istote tej przykrosci?czy jak?

                                                    O mamusiu, nie wiem.
                                                    Gdybym ja byla wkurzona czy smutna po jego wczorajszych wybrykach,
                                                    to bym sie po prostu nie przytulala. Skupianie sie na t-i-t jest
                                                    rownowazne ze szczeroscia zachowania. Chyba. W kazdym razie
                                                    zupelnie sie z tym nie kloci.

                                                    > co do warsztatow - mi przydalyby sie raczej takie w stylu jak w
                                                    weekend stac si
                                                    > e rekordowym szczurem wyscigowym... oczywiscie na nic takiego sie
                                                    nie zapisze

                                                    A ja miewam takie pomysly, bo jestem swoim ulubionym kroliczkiem
                                                    doswiadczalnym. To bardzo rozszerza perspektywe.
                                                    A takie dla ciebie pewnie nazywaja sie 'jak radzic sobie ze
                                                    stresem' i 'jak uniknac wypalenia w pracy'.

                                                    > palmy daktylowe daktyluja, inne kwi
                                                    > tna dziwnymi bialymi liszkopodobnymi liscmi o frapujacej
                                                    strukturze, kwiaty wa
                                                    > riuja po prostu, a najlepsze ze wszystkich sa i tak pomaranczowe
                                                    drzewka uliczn
                                                    > e, co to naraz owocuja i kwitna. nie da sie nie wpasc w wir
                                                    kontemplacji tych c
                                                    > udow!
                                                    > podobnie " zasysajaco' dziala na mnie kontakt z kotami :)

                                                    Na mnie tez, ale ja w chwilach depresji marze o wyjezdzie na
                                                    Islandie, bo kocham zimno.
                                                    Ale za to koty uwazam za zywy dowod istnienia Boga :)

                                                    > wilber mnie intryguje, moze gdzies znajde jakiegos ebooka. byloby
                                                    mi milo, gdyb
                                                    > ys wrzucila tu jakies smaczne cytaty

                                                    A to kiedy indziej, bo teraz mi sie nie chce.
                                                    Niepodzielonego (No boundary) w sieci nie ma, jest za to Wilbera i
                                                    o Wilberze mnostwo - on ma masy prawie-wyznawcow i zwyklych
                                                    fanatykow. Jego strona tez jest dosc bogata, chociaz smiesznie
                                                    narcystyczna (ale ta jego slabosc do wlasnej powierzchownosci czyni
                                                    go milo ludzkim), jest na niej nawet jego blog. Haslo w angielskiej
                                                    Wiki jest bardziej niz wyczerpujace.
                                                    Tylko zebys nie byla zaskoczona: jego wczesne ksiazki (a
                                                    Niepodzielone bylo pierwsza albo druga) znacznie sie roznia od
                                                    pozniejszych, wiec jesli ci sie uda zalatwic 'cos Wilbera', mozesz
                                                    byc mocno zdziwiona po tym, o czym pisalam.

                                                    > i wlasnie dlatego kilka postow temu, wyrazilam moj ambiwalenty
                                                    stosunek do dos
                                                    > w mistycznego. moze byc ono jakims glebokim rytem transformujacym
                                                    osobowosc, st
                                                    > yl zycia czlowieka, ale jakosciowo nie jest zdaje sie wcale
                                                    bardziej cholera pr
                                                    > awdziwe niz jakakolwiek inna wiedza czy wiara czy doswiadczenie.

                                                    Bo ja wiem.
                                                    To jest tak, jakbys sie cale zycie unosila jak korek na wodzie i
                                                    nagle mogla zanurkowac, obejrzec swiat z syreniej perspektywy,
                                                    omszale brzuchy statkow i rafy koralowe.
                                                    To jest doswiadczenie totalnej, zgarniajacej jednosci i harmonii,
                                                    jakiegos takiego spokoju. Imo to zmienia o wiele wiecej, niz rowne
                                                    inne doswiadczenia.

                                                    moze byc prze
                                                    > zyciem tak silnym ze niwelujacym wszelkie watpliwoscia, ale to -
                                                    z mojego upart
                                                    > ego akurat tutaj punktu widzenia, nie czyni go bardziej wartym
                                                    uwagi niz loboto
                                                    > mia.

                                                    To troche tak, jakbys zastanawiala sie, co jest lepsze - łaskotki
                                                    czy wielokrotny orgazm.

                                                    > kto wie ( znaczy : ja pojecia nie mam) moze ludzie po lobotomii
                                                    sa szczesliwsi,
                                                    > a mimo to ja glupia nadal sie waham ;]

                                                    Lobotomii sie chyba juz od dawna nie robi. Podobno to prosty
                                                    zabieg, ale nie polecam domowego jego wykonania.

                                                    > hmm, no tak, ale prawdopodobnie bez znajomosci tabliczki mnozenia
                                                    nie moznaby t
                                                    > ych kalkulatorow wymyslic...

                                                    Ale sa juz wymyslone.
                                                    I czy ludzie, ktorzy nie znaja i nie potrzebuja tabliczki mnozenia
                                                    sa mniej szczesliwi?

                                                    Kiedy pakuje sie na wakacje zawsze staje mi przed oczyma scena z
                                                    filmu o jakis plemionach z dzungli, ktorzy w wielodniowa podroz
                                                    zabieraja tobolek wielkosci poduszki-jaśka. Cywilizacja juz dawno
                                                    gryzie wlasny ogon i zajmuje sie glownie wytwarzaniem sensow ponad
                                                    potrzebe.

                                                    > i jeszcze jedno: gdzie ja wlasciwie jestem kiedy tak stukam i
                                                    stukam te swoje m
                                                    > ysli, totalnie na nich i stukaniu skoncentrowana?

                                                    Na przyklad jestes w tej rozmowie?
                                                    Internet sprawia, ze przestrzen przestaje istniec, a czas ma
                                                    mniejsze znaczenie.

                                                    > przyszlo mi na mysl, ze identyfikujesz sie z dzieckiem, podczas
                                                    gdy ja - z rodz
                                                    > icem.

                                                    Dlaczego tak uwazasz?

                                                    > tutaj, ale niestety nie tylko tutaj, a " niestety" tez ma swoje
                                                    nastepstwa.

                                                    Imo kazde takie 'niestety' mozna zmienic.

                                                    > myslisz ze naleze do " ugrupowania solaris" ?

                                                    Bandy solaris, fleuret i swirow w rodzaju meskaika :))))
                                                    No wlasnie wydajesz sie na to za fajna :)

                                                    > zastanawiajace, ze z mojej perspektywy wy dwie, a raczej wasze
                                                    filozofie zyciow
                                                    > e maja wiecej ze soba wspolnego niz moja ( jakas taka fantomowa,
                                                    zmienna i cher
                                                    > lawa)

                                                    Chyba powinnam sie obrazic teraz ;(
                                                    Czytalam, ze fantomowy, zmienny i cherlawy czlowiek jest do gdzies
                                                    tak trzydziestki, a potem juz m
                                                  • szarylemur sie znow... 31.03.08, 06:50
                                                    jazgot. nie, nie lubie jazgotu. ironie sarkazm takze w dyskusji lubie, ale NIE ZNOSZE gdy ktos celujac we mnie palcem oznajmia : bo jest tak i tak, bo taka jest prawda, bo ja mam zawsze racje. jesli taki czlowiek jest, mimo wszystko zyczliwy i opanowany, to widze jeszcze szanse na dyskusje. jesli zas zaczyna wyzywac mnie, krzyczec coraz glosniej, to mam dwa wyjscia awaryjne: rzucic sie do twarzy i wydrapac oczy ( to z domciu ) albo mniej wiecej z godnoscia odsunac sie i popatrzec przez chwile w zimnej zadumie jak mloci powietrze lapami. strategia nr 2 jest w sam raz na potrzeby sieci, rowniez w realu staram sie stosowac ja zanim przeskocze do strategii nr 1. klotnia nie kojarzy mi sie z niczym dobrym, milym ani przyjemnym. tak juz mam.
                                                    ---
                                                    ta cala historia z prawda jest dosc smieszna jesli spojrzy sie na nia z perspektywy " wiele halasu o nic". ale i ten mlotek jest wielozadaniowy.
                                                    nie jest smieszne gdy ludzie zabijaja sie w imie prawdy. choc byc moze " prawda" sluzy tylko jako przykrywka dla potrzeby dominacji.

                                                    "Zycie w przeszlosci i przyszlosci to jedne z najczestszych przyczyn stresu". myslisz ze bez wyciagania wnioskow z przeszlych zdarzen i planowania tych przyszlych, cieszylibysmy sie bardziej tym co mamy? z dalszej czesci postu wnioskuje, ze tak nie uwazasz, za patogenne uznajesz nadmierne przebywanie poza rzeczywistoscia. jesli tak, to moge sie zgodzic.
                                                    ---
                                                    czy nie jest tak, ze " zwykle" zwierzeta w ogole zawsze sa tu i teraz?

                                                    "Na tym samym warsztacie, o ktorym juz pisalam, tym zapracowanym
                                                    ludziom kazano sie polozyc i zamknac oczy. Po minucie mieli sie
                                                    podniesc. Polowa podniosla sie po 30-40 sekundach, rekordzistce
                                                    minuta trwala 15 sekund - nie mogla w to uwierzyc.'
                                                    to dziwne, przeciez wystarczyloby dosc powoli liczyc do szescdziesieciu...
                                                    no, nie az tak powoli jak ja ;)
                                                    mi ta minuta trwala 99 sekund...
                                                    ---
                                                    "Gdybym ja byla wkurzona czy smutna po jego wczorajszych wybrykach,
                                                    to bym sie po prostu nie przytulala. Skupianie sie na t-i-t jest
                                                    rownowazne ze szczeroscia zachowania. Chyba. W kazdym razie
                                                    zupelnie sie z tym nie kloci."
                                                    tj, szczerze mam ochote sie przytulic ale szczerze rowniez zasmuca mnie lub zlosci wspomnienie tego co czulam wczoraj, oraz niepokoi obawa przed mozliwa powtorka, a wtedy co? co wowczas bedzie szczerym zachowaniem wg ciebie?
                                                    a moze chodzi tylko o to, by nie przemieszczac swoich uczuc wywolanych przez a na b?
                                                    ---
                                                    warsztaty dla mnie to cos z gatunku " jak wybrnac z impasu" by bylo, ' jak pokonac inercje, lenistwo i strach przed porazka", moze cos z mysleniem megapozytywnym, autoprezentacja, tego typu sprawy.
                                                    ---
                                                    ja kocham zimno tylko na mapie pogody, patrzec jak jest daleko. czasem tesknie za deszczem, ale nie za bardzo, bo szarosci w naturze nie lubie.
                                                    o kotach napisze tylko tyle, ze uwazam je za idealne :)
                                                    ---
                                                    o doswiadczeniu mistycznym
                                                    . dosw psychodeliczne tez wiele zmienia, choc akurat mi spokoju nigdy nie przynioslo. mimo tego ( ze wiele zmienia) nie zamierzam traktowac takiego dosw jako glosu prawdy. wiec jedyne co mi pozostalo to zwatpic w prawde doswiadczenia. w dosw widzisz, doznajesz lustrzanego odbicia rzeczywistosci dokonanej przez twoj maly pluszowy mozg, a nie rzeczy samych w sobie.
                                                    fajnie miec ladne lustro, fajnie jak okazuje sie ze przechodzisz na druga strone lustra ktore upieksza swiat. ale to tyle.
                                                    ale moze prowadze tu krytyke czegos o czym pojecia nie mam, a raczej czegos czego nie doswiadczylam.
                                                    ---
                                                    "To troche tak, jakbys zastanawiala sie, co jest lepsze - łaskotki czy wielokrotny orgazm." jesli moim celem byloby to co przyjemniejsze, wybralabym wielokrotny orgazm i to bez dlugich namyslow. jednakze smiem twierdzic iz ani laskotki ani orgazmy nie prowadza do poznania obiektywnej prawdy, wiec uwazam porownanie za nietrafione.
                                                    byc moze zechcesz teraz napisac iz skoro " ustalilysmy" juz ze do prawdy metafizycznej dotrzec nie sposob, to nie ma co lac lez nad tym i odrzucac wszystkiego co mniej niz obiektywna prawde przynosi.
                                                    no, tak, ale w takim momencie wkraczamy w strefe dowolnosci gustow..., przekonania itd
                                                    i juz, zostanie tylko dyskusja, krucjaty i tupanie nozkami. czyli to co mamy teraz.

                                                    poczytam sobie o lobotomii, moze kiedys, ciekawa jestem czemu sie jej juz nie stosuje i jakie byly jej wyniki.
                                                    ---
                                                    co do kalkulatorow, chyba sugerujesz ze ludzkosc doszla do takiego momentu kiedy juz wymyslanie rzeczy nowych nie jest potrzebne.
                                                    a ja zaloze sie ze za klikadziesiat czy kilkaset lat ( o ile kultura kolowrotka przetrwa ) ludzie beda naprawde zadziwieni tym , jak my moglismy zyc bez tego czy tamtego, o czym nam sie moze sni czasem ale tylko tyle.
                                                    co nie znaczy ze ci ludzie beda szczesliwsi niz my.
                                                    co do plemion dzungli... oni tez ewoluuja i wymyslaja nowe sensy. czemu robia to jakos tak wolniej niz zachodnia cywilizacja, nie bardzo wiem , ale watpie aby chcieli sie zatrzymac nawet gdyby osiagneli juz wszystko co obecnie wydaje im sie potrzebne do zycia. ale moge sie mylic, byc moze taki nieopanowany ped do przodu nie jest wlasciwy czlonkom kazdej cywilizacji?
                                                    ---
                                                    " kazde takie 'niestety' mozna zmienic." a co z markiem aureliuszem, ja sie pytam ...
                                                    ---
                                                    dlaczego uwazam, ze identyfikujesz sie z dzieckiem? z powodu twoich odpowiedzi na moje dwukrotne bodajze zaproszenie do watku o pieknieniu swiata.
                                                    " nic z tego, uparlam sie
                                                    iiiiii
                                                    nigdy tam nie wejde"
                                                    "Bo w dziecinstwie zmuszano mnie do jedzenia i od tamtej pory tupie nogami, jak kto na co nalega :)"
                                                    kojarzy mi sie to z rola dziecka. byc moze jest to powiedziane z przymruzeniem oka, zartem, tak jak moja kontra, a jednak ...
                                                    poczulas chyba jakies zagrozenie dla swojej wolnosci, ale zamiast ( kolejnej ) dyskusji, wybralas nie i juz.
                                                    pojecia nie mam jaka jestes na codzien, moja uwaga dotyczyla tylko tego kawalka.
                                                    ja raczej rzadko pozwalam sobie na powiedzenie "nie" bez tlumaczenia przyczyn, tak sobie jak innym. bardzo tez przejmuje sie autorytetami, nie potrafie odrzucic czegos tylko dlatego ze mi sie nie podoba, potrzebuje do tego wiecej powodow. czesto zachowuje sie jak ktos kto wie, ze to co dobre nie musi byc smaczne, a to co smaczne nie musi ladnie wygladac itd. inaczej: jak osoba ktora nie mowi ' nie, bo nie" poniewaz "to takie dziecinne" i wielu innych " dziecinnych " rzeczy nie robi i nie pochwala ( szczerze) u innych.
                                                    choc zmienna jestem tak, ze mnie sama to meczy ( bo " to takie niedojrzale"), to jednak rodzic ma silny glos.
                                                    " najmilej" jest mi zaplatac sie w wezel pt czy pragnienie zreformormowania sie w doroslego nie pochodzi od rodzica"
                                                    bleeeeeeeeeeeeee ( komentarz zbuntowanego dziecka )
                                                    ---
                                                    uwazasz ze jestem za fajna na to zeby nalezec do "bandy solaris, fleuret i swirow w rodzaju meskaika"
                                                    hmm, ja po prostu nie umiem nalezec do zadnej bandy,
                                                    wyglada na to, ze cos innego niz nalezenie do bandy interesuje mnie glebiej
                                                    i mecza mnie te powinnosci wynikle z przynaleznosci do band
                                                    nie nawyklam , odwyklam czy jakos tak
                                                    ---
                                                    a zreszta mam watpliwosci co do tego ze istnieje banda skupiajaca solaris fleuret i mskaika
                                                    ogolnie - solaris lubie ( choc niepotrzebnie kojarze ja z moja matka)
                                                    fleuret - raczej nie znam jej pogladow
                                                    msqaik - spotkalam sie z opiniami ze jest swirem, coz, moze jest troche nawiedzony, nie rozmyslam nad nim, ma u mnie plusa za to ze nie krzyczy.
                                                    ---
                                                    jesli uwazasz ze mozliwosc podobienstwa swiatopogladowego z solaris jest powodem do smutku i obrazy, to dawaj,obrazaj sie i smuc.
                                                    ja tak akurat nie uwazam, a na dodatek, to podobienstwo to ja sobie tak prywatnie swoim rozumkiem zauwazylam i ... no wiesz co dalej ... :)))

                                                    pozdrawiam serdecznie ( msqaik nie ma monopolu na ten zwrot i zwrot ten nie musi byc z nim kojarzony :)))

                                                  • bene_gesserit Re: sie znow... 01.04.08, 02:18
                                                    szarylemur napisała:

                                                    > NIE
                                                    > ZNOSZE gdy ktos celujac we mnie palcem oznajmia : bo jest tak i
                                                    tak, bo taka je
                                                    > st prawda, bo ja mam zawsze racje.
                                                    ...
                                                    Wychodzi na to, ze jestes bardziej dojrzala ode mnie. Moze to wynik
                                                    trudnego dziecinstwa i nieustannych klotni do pierwszej krwi z
                                                    siostra, ale ja to lubie.
                                                    ;)
                                                    Na zawodowcow od 'bo taka jest prawda' jest jedna recepta:
                                                    poprosic, zeby swoja boprawde umiescili w jakimkolwiek
                                                    obiektywizujacym kontekscie. Badania naukowe, statystyki, ogolnie
                                                    znany fakt typu trawa jest zielona, logiczne rozumowanie. Jest
                                                    szansa, ze zalapia na czym polega roznica miedzy pogladem na prawde
                                                    a prawda. Swoja droga, takie zalapanie to podstawa asertywnej
                                                    komunikacji.

                                                    > nie jest smieszne gdy ludzie zabijaja sie w imie prawdy. choc byc
                                                    moze " prawda
                                                    > " sluzy tylko jako przykrywka dla potrzeby dominacji.

                                                    Bylo wiele halasu w ciagu ostatnich paru lat w Polsce o sprawy
                                                    molestowania dzieci. Molestowal ksiadz, molestowal dyrygent znanego
                                                    choru chlopiecego.
                                                    Obu tych panow najgorliwiej bronili rodzice dzieci, w tym rodzice
                                                    ich ofiar.
                                                    Oni tak naprawde bronili siebie, a nie tych zboczencow.

                                                    > czy nie jest tak, ze " zwykle" zwierzeta w ogole zawsze sa tu i
                                                    teraz?

                                                    No pewnie. I czy ten widok cie nie przekonuje?

                                                    > no, nie az tak powoli jak ja ;)
                                                    > mi ta minuta trwala 99 sekund...

                                                    Mi tez cos kolo tego. Bardzo bylam z siebie dumna :)

                                                    > tj, szczerze mam ochote sie przytulic ale szczerze rowniez
                                                    zasmuca mnie lub zl
                                                    > osci wspomnienie tego co czulam wczoraj, oraz niepokoi obawa
                                                    przed mozliwa pow
                                                    > torka, a wtedy co?

                                                    Nie mam pojecia - moze przytulic sie i w przytuleniu wyjasnic, skad
                                                    wkurw i skad smutek?

                                                    > a moze chodzi tylko o to, by nie przemieszczac swoich uczuc
                                                    > wywolanych przez a na b?

                                                    To tez. To bardziej dotyczy 'tu'.

                                                    > warsztaty dla mnie to cos z gatunku " jak wybrnac z impasu" by
                                                    bylo, ' jak poko
                                                    > nac inercje, lenistwo i strach przed porazka",

                                                    W tym twoim ultraegzotycznym krolestwie na pewno organizuja jakies
                                                    kursy narodowych tancow albo etnicznego spiewu, sztuki ludowej,
                                                    lokalnej kuchni itp. Zauwazylam, ze umiejetnosc gry na bebnach czy
                                                    zaliczone kursy ludowego spiewu bardzo pomagaja w pracy - na wiele
                                                    sposobow. Powaga.

                                                    > ja kocham zimno tylko na mapie pogody, patrzec jak jest daleko.
                                                    czasem tesknie
                                                    > za deszczem, ale nie za bardzo, bo szarosci w naturze nie lubie.

                                                    Mylisz sie fatalnie. Chlod jest bialy, lsniacy, chrupiacy i
                                                    iskrzacy. To robienie aniolow na sniegu i fikolkow na zamarznietych
                                                    kaluzach. Same przyjemnosci.

                                                    > . dosw psychodeliczne tez wiele zmienia, choc akurat mi spokoju
                                                    nigdy nie przyn
                                                    > ioslo. mimo tego ( ze wiele zmienia) nie zamierzam traktowac
                                                    takiego dosw jako
                                                    > glosu prawdy.

                                                    Mi doswiadczenia psychodeliczne zostawialy zazwyczaj na pamiatke
                                                    gigantyczny zjazd, wiec o spokoju istotnie byc mowy nie moglo. Ale
                                                    tez zostawily spory material do przemyslen o tym, jak bardzo
                                                    rzeczywistosc zalezy od chemicznej rownowagi organizmu. I ze np
                                                    skad wiadomo, ze to, czego doswiadczamy na trzezwo jest prawdziwsze
                                                    od tego, czego doswiadczamy na nietrzezwo?

                                                    wiec jedyne co mi pozostalo to zwatpic w prawde doswiadczenia. w
                                                    > dosw widzisz, doznajesz lustrzanego odbicia rzeczywistosci
                                                    dokonanej przez twoj
                                                    > maly pluszowy mozg, a nie rzeczy samych w sobie.

                                                    A skad wiesz, ze nie rzeczy samych w sobie? I kiedy wiadomo, czy
                                                    cos jest rzecza sama w sobie a kiedy sama w niesobie.

                                                    > ale moze prowadze tu krytyke czegos o czym pojecia nie mam, a
                                                    raczej czegos cze
                                                    > go nie doswiadczylam.

                                                    Wez sobie tego Wilbera poczytaj. On to wszystko sprzdaje w bardzo
                                                    zgrabnym pakuneczku, napisane przyjaznie, i jak po sznurku wszystko
                                                    ladnie z siebie wynika itd.

                                                    > jednakze smiem twierdzic iz ani laskotki a
                                                    > ni orgazmy nie prowadza do poznania obiektywnej prawdy, wiec
                                                    uwazam porownanie
                                                    > za nietrafione.

                                                    Przeciez zwolalysmy juz miedzynarodowa komisje i ustalilysmy,
                                                    ze 'poznanie obiektywnej prawdy' jest nie do osiagniecia, chyba ze
                                                    nieswiadomie, wiec o czym w ogole mowa? To jest klincz, jak w 'Blow
                                                    up', i tylko koniec kazdy sobie wybiera. Albo podnosi pileczke i ja
                                                    rzuca, albo do konca zycia szuka trupow pod krzakami.

                                                    > byc moze zechcesz teraz napisac iz skoro " ustalilysmy" juz ze do
                                                    prawdy metafi
                                                    > zycznej dotrzec nie sposob, to nie ma co lac lez nad tym i
                                                    odrzucac wszystkiego
                                                    > co mniej niz obiektywna prawde przynosi.
                                                    > no, tak, ale w takim momencie wkraczamy w strefe dowolnosci
                                                    gustow..., przekona
                                                    > nia itd

                                                    :)))
                                                    Byc moze zechcialam :)))
                                                    To nie jest kwestia gustow. To jest miara jakosciowa. To jest
                                                    doswiadczenie podobne intensywnoscia do narodzin albo pewnie
                                                    smierci.

                                                    > co do kalkulatorow, chyba sugerujesz ze ludzkosc doszla do
                                                    takiego momentu kied
                                                    > y juz wymyslanie rzeczy nowych nie jest potrzebne.
                                                    ...
                                                    ale watpie aby
                                                    > chcieli sie zatrzymac nawet gdyby osiagneli juz wszystko co
                                                    obecnie wydaje im
                                                    > sie potrzebne do zycia. ale moge sie mylic, byc moze taki
                                                    nieopanowany ped do
                                                    > przodu nie jest wlasciwy czlonkom kazdej cywilizacji?

                                                    Do zycia potrzebne jest jedzenie, dach nad glowa i cieplo bliskich.
                                                    Internet, komorki, znane marki i kremy przeciwzmarszczkowe to sa
                                                    klopotliwe, wcisniete ludzkosci dodatki do sensu zycia.

                                                    > a co z markiem aureliuszem, ja sie pytam ...

                                                    Rozwaza sie, ze przeciez wielcy badacze natury ludzkiej ustalili
                                                    juz dawno, ze cos takiego jak 'osobowosc' jest modyfikowalne i to w
                                                    100%. Zaczynaja przebakiwac nawet o tym, ze i temperament mozna
                                                    zmienic, o ile sie nad tym popracuje.

                                                    [dziecko]

                                                    Jesli operujemy tym samym modelem tutaj, to chodzi o to, zeby i
                                                    Dziecko, i Rodzic robili swoje pod czujnym okiem Doroslego. Na tym
                                                    polega integracja i zdrowa osobowosc wg analizy transakcyjnej.
                                                    Czyli i Dziecko moze podokazywac i pokazac jezyk, i Rodzic zrobic
                                                    usta w ciup - wazne, zeby kontrolowal to Dorosly.
                                                    Ja to robilam troche od innej strony, bo na terapii wewnetrznego
                                                    dziecka, ale w sumie to to samo jest.

                                                    > ja raczej rzadko pozwalam sobie na powiedzenie "nie" bez
                                                    tlumaczenia przyczyn,
                                                    > tak sobie jak innym.
                                                    bardzo tez przejmuje sie autorytetami, nie potrafie odrzu
                                                    > cic czegos tylko dlatego ze mi sie nie podoba, potrzebuje do tego
                                                    wiecej powod
                                                    > ow. czesto zachowuje sie jak ktos kto wie, ze to co dobre nie
                                                    musi byc smaczne,
                                                    > a to co smaczne nie musi ladnie wygladac itd. inaczej: jak osoba
                                                    ktora nie mow
                                                    > i ' nie, bo nie" poniewaz "to takie dziecinne" i wielu innych "
                                                    dziecinnych "
                                                    > rzeczy nie robi i nie pochwala ( szczerze) u innych.

                                                    Jesli zechcialabys to wszystko zmienic, to na moje laickie oko to
                                                    nieduzy zabieg.

                                                    > choc zmienna jestem tak, ze mnie sama to meczy ( bo " to takie
                                                    niedojrzale"), t
                                                    > o jednak rodzic ma silny glos.
                                                    > " najmilej" jest mi zaplatac sie w wezel pt czy pragnienie
                                                    zreformormowania sie
                                                    > w doroslego nie pochodzi od rodzica"

                                                    A jakie to ma znaczenie?

                                                    czulko, ledwo sie wyrobilam z limitem znakow znowu.
                                                  • szarylemur Re: sie mniej tym razem 01.04.08, 06:04
                                                    o tak, dojrzala to ja bylam chyba juz od poczecia.jak prastara morla. nad wiek powazna. po okresie mlodzienczego buntu co trwal chyba z 10 lat, znow jestem powazna, a nawet w czasach buntu bylam powazniejsza niz moi kamraci. taki los?
                                                    zabawne, ze jak ty swoje upodobanie, tak ja moja niechec do klotni tlumacze ciezkim dziecinstwem wlasnie. tyle ze ja jestem raczej jedynaczka ( tj, mam brata ale duuzo starszego i przyrodniego ), odkad pamietam trzymajaca sie na marginesie grupy.
                                                    co do zawodowcow od prawdy, metoda logiczna i doswiadczalna dziala calkiem dobrze, ale zawodzi, jesli sie przyjmie uparcie, ze takze logika i doswiadczenie prawde wykrzywiac moga. do tego sa jeszcze zawodowcy, ktorym nie w glowie dyskusje, oni po prostu MUSZA miec racje i daza do niej po mniej czy bardziej metaforycznych trupach. kiedy ktos zaczyna krzyczec, ja zaczynam sie czuc niepewnie, kiedy nie widze innego wyjscia ( a zdarza sie, ze zaslepia mnie strach), sama przeksztalcam sie w morderce. jako wcielenie osobowsci unikajacej, wole unikac takich sytuacji, a juz na pewno , pozostawanie w nich nie jest dla mnie przyjemnoscia, zabawa czy gra. u mnie w domciu klotnia nigdy nie byla zabawa ani gra, byla walka na smierc i zycie, czasem doslownie.
                                                    zdalam sobie sprawe z tego, ze inni moga zupelnie inaczej niz ja kojarzyc klotnie, mimo to wole unikac co bardziej rozbujanych konfliktow, gdyz nie umiem sie w nich zadowalajaco odnalezc.

                                                    widok zwierzat mnie przekonuje do zycia w ogole znacznie bardziej niz widok metazwierzat, znaczy ludzi :)
                                                    tutaj wstawie przewrotna aluzje: bylo warto poznawac dobro i zlo? bylo warto dac sie skusic ( spelniona ) obietnica swiadomosci?
                                                    i czy mozna wrocic, czy trzeba raczej isc na okolo aby wrocic do punktu wyjscia?
                                                    ale to takie mocno naciagane metaforyczne pytanka

                                                    moje "krolestwo " nie jest az tak ultra - egzotyczne. to tylko hiszpania. poludnie poludnia. zaczyna byc sucho, zaczyna byc jasnozielono. w lecie bedzie pustynnie i rudo. chetnie zmienilabym miejscowke na ... inna, jeszcze bardziej egzotyczna. ( zmiana poprzez zmiane miejsca lub iluzja zmiany, jeden z moich szlagierow)


                                                    "Chlod jest bialy, lsniacy, chrupiacy i
                                                    iskrzacy. To robienie aniolow na sniegu i fikolkow na zamarznietych
                                                    kaluzach. Same przyjemnosci."
                                                    szczerze? brrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr
                                                    :)
                                                    ----

                                                    skad wiesz, ze nie ( doswiadczamy)rzeczy samych w sobie? I kiedy wiadomo, czy
                                                    cos jest rzecza sama w sobie a kiedy sama w niesobie."
                                                    rzecz sama w sobie to taka jaka ona jest niezalezenie od jakiegokolwiek obserwatora. z takiego ustawienia wynika, ze nikt rzeczy samej w sobie poznac nie moze. " rzecz nie w sobie" to taka samawsobie zanieczyszczona wplywem obserwatora, jej odbicie w lustrze - mozgu jakiegos obserwatora. kant nazywa te rzeczy "niesamewsobie" fenomenami, zjawiskami.
                                                    a skad ja wiem ze nie doswiadczamy rzeczy samych w sobie? ja wiem to z refleksji nad doswiadczeniem. skoro rozni ludzie moga widziec te sama rzecz na rozne sposoby, a takze ten sam czlowiek moze widziec/ doswiadczac te sama rzecz na rozne sposoby, a nawet rozne gatunki stworzen moga doswiadczac tej samej rzeczy na rozne sposoby, to nie widze powodu innego niz jakas konwencja na wyroznienie najwlasciwszego sposobu widzenia/ doswiadczenia danej rzeczy i nazwania tego sposobu "obiektywnym", przynoszacym wiedze o obiektywnym stanie tej rzeczy. choc oczywiscie potocznie trudno byloby zyc biorac coraz wszystko w nawias, to warto miec taka swiadomosc z tylu glowy. albo i nie warto ...
                                                    ---
                                                    "To nie jest kwestia gustow. To jest miara jakosciowa. To jest
                                                    doswiadczenie podobne intensywnoscia do narodzin albo pewnie
                                                    smierci."
                                                    ja rozumiem ze jest to dosw ogromnie intensywne, wrecz samonarzucajace sie, ale czy nie podobnie intensywne i samonarzucajace sa doswiadczenia ostrej psychozy paranoidalnej, glosy schizofrenikow itp pomysly lustra?
                                                    wlasnie poczytalam sobie ze wedle maslowa przezycia mistyczne pojawija sie u wszystkich ludzi i pozostawiaja niezatarte wspomnienie."Pamiętamy te zdarzenia jako coś jednoznacznie dobrego. Przeciętnym osobom zdarzają się one jednak rzadko. Ludziom pozytywnie samorealizującym się bardzo często, lub w ogóle widzą oni świat z perspektywy doznań szczytowych." to z wikipedii
                                                    tak sobie rozmyslam, ze moze wlasnie tak - jesli osiagnelas juz o wiele wiecej niz zaspokojenie podstawowych potrzeb, trudnosc polegac bedzie chyba tylko na zatrzymaniu sie w pedzie za kolejnym kroliczkiem. kiedy taka spelniona przystaniesz na moment w pieknym ogrodzie, zaleje cie zapewne fala szczescia i wdziecznosci za ten piekny piekny swiat, ktorego zabiegana nie dostrzegalas wcale, a przeciez jest, jestescie razem harmonijnie cudowni.
                                                    natomiast kiedy odpada ci reka i noga i nie ma bliskich i nie ma dachu nad glowa, rozplyniecie sie w swiecie i poczucie wszechogarniajacej blogosci bedzie sygnalem ze cos ci sie w glowie z tego nieszczescia pomieszalo... raczej. to byloby jak w tym klipie, sliczna muzyczka z offu i ktos kto nijak nie moze do niej tanczyc chociaz bardzo bardzo by chcial. wolalby pewnie nie widziec i nie czuc i nie myslec o sobie, tylko rozplynac sie w swiecie...
                                                    osobiscie : mysle, ze najpierw dobrze bedzie zaspokoic moja potrzebe samorealizacji, aby nie czuc sie opozycja dla kwitnacego cwierkajacego ogrodu.
                                                    ---
                                                    "Do zycia potrzebne jest jedzenie, dach nad glowa i cieplo bliskich. " oczywiscie, silne cialo i silna psychika tez bylyby nieodzowne do zycia w warunkach naturalnych. twoim zdaniem cywilizacja zachodu osiagnela to co miala osiagnac, wymyslono juz to co bylo potrzebne/ niezbedne i pora zajac sie czyms innym niz wynajdywaniem problemow i rozwiazan na nie? byc moze... ja lubie wymyslac badz wynajdywac problemy.
                                                    ty taka radosna sie wydajesz, ze az trudno mi uwierzyc w fascynacje mrokiem i wilgocia...

                                                    ===
                                                    'Rozwaza sie, ze przeciez wielcy badacze natury ludzkiej ustalili
                                                    juz dawno, ze cos takiego jak 'osobowosc' jest modyfikowalne i to w
                                                    100%. Zaczynaja przebakiwac nawet o tym, ze i temperament mozna
                                                    zmienic, o ile sie nad tym popracuje. "

                                                    widze swiatelko nadziei...
                                                    o, zgaslo...

                                                    nie zegnam sie
                                                    jak mawial moj znajomy satanista

                                                    :)))
                                                  • bene_gesserit Re: sie mniej tym razem 02.04.08, 02:12
                                                    szarylemur napisała:

                                                    > o tak, dojrzala to ja bylam chyba juz od poczecia.jak prastara
                                                    morla. nad wiek
                                                    > powazna. po okresie mlodzienczego buntu co trwal chyba z 10 lat,
                                                    znow jestem po
                                                    > wazna, a nawet w czasach buntu bylam powazniejsza niz moi
                                                    kamraci. taki los?

                                                    Pewnie poniekad tak.
                                                    Co zreszta zaskakuje, bo na forum sprawiasz wrazenie intelignetnej,
                                                    ale trzpiotki. Czyli na moje oko gdzies tam niepowaga i sklonnosc
                                                    do - bo ja wiem - publicznego udawania Hanki Ordonowny w tobie
                                                    siedzi, tylko jest niewypuszczana. Widzialas 'Idiotow' Triera?

                                                    > co do zawodowcow od prawdy, metoda logiczna i doswiadczalna
                                                    dziala calkiem dobr
                                                    > ze, ale zawodzi, jesli sie przyjmie uparcie, ze takze logika i
                                                    doswiadczenie pr
                                                    > awde wykrzywiac moga.

                                                    Oczywiscie. Jedne badania przecza innym, powolywanie sie na
                                                    statystyki moze wiesc do mylacych wnioskow itd. Ale chodzi o to,
                                                    zeby taki 'widzimisię' zrozumial, ze opowiada o tym, co ma w swojej
                                                    glowie, a nie o realu. I ze to _moze_ a nie _musi_ byc zgodne z
                                                    tym, co na zewnatrz jego slicznej malej glowki.

                                                    ...
                                                    jako wcielenie osobowsci unikajacej, wole unikac ta
                                                    > kich sytuacji, a juz na pewno , pozostawanie w nich nie jest dla
                                                    mnie przyjemn
                                                    > oscia, zabawa czy gra. u mnie w domciu klotnia nigdy nie byla
                                                    zabawa ani gra, b
                                                    > yla walka na smierc i zycie, czasem doslownie.

                                                    Czyli tak naprawde walczysz nie z banda durniow z forum, ale ze
                                                    starymi demonami. A pod tym calym lękiem i agresja jest osamotnione
                                                    dziecko. Tak mi sie wydaje, chociaz sie nie znam.

                                                    > zdalam sobie sprawe z tego, ze inni moga zupelnie inaczej niz ja
                                                    kojarzyc klot
                                                    > nie, mimo to wole unikac co bardziej rozbujanych konfliktow, gdyz
                                                    nie umiem sie
                                                    > w nich zadowalajaco odnalezc.

                                                    Zlosc mi sie jawila odkad zaczelam z nia prace jako wielkie dzikie
                                                    konisko. Nie taki rumak oszalaly jak z 'Szału' Podkowinskiego, ale
                                                    taki demoniczny, olbrzymi kon pociagowy, caly w mroku ze skrzacymi
                                                    oczami. To jest olbrzymia sila.
                                                    Jesli ktos doswiadczyl przemocy, to taki kon w nim siedzi. Latwo o
                                                    lęk przed ta sila, bo sie wtedy wie, jak bardzo mozna czyms takim
                                                    skrzywdzic. Byle ofiary empatie maja wielka i zazwyczaj nie do
                                                    wylaczenia.

                                                    ...

                                                    > tutaj wstawie przewrotna aluzje: bylo warto poznawac dobro i zlo?
                                                    bylo warto da
                                                    > c sie skusic ( spelniona ) obietnica swiadomosci?
                                                    > i czy mozna wrocic, czy trzeba raczej isc na okolo aby wrocic do
                                                    punktu wyjscia
                                                    > ?
                                                    > ale to takie mocno naciagane metaforyczne pytanka

                                                    Wcale nie.
                                                    Nie, nie mamy wyjscia, chociaz chyba coraz bardziej go potrzeba.
                                                    Tak mi sie wydaje po popularnosci zagluszaczy - nalogow
                                                    chemicznych i niechemicznych. Imo to sa wspolczesne plagi.

                                                    > moje "krolestwo " nie jest az tak ultra - egzotyczne. to tylko
                                                    hiszpania. polud
                                                    > nie poludnia. zaczyna byc sucho, zaczyna byc jasnozielono. w
                                                    lecie bedzie pusty
                                                    > nnie i rudo. chetnie zmienilabym miejscowke na ... inna, jeszcze
                                                    bardziej egzot
                                                    > yczna. ( zmiana poprzez zmiane miejsca lub iluzja zmiany, jeden z
                                                    moich szlagie
                                                    > row)

                                                    A, obstawialam Maroko albo Egipt.
                                                    To niby jest tak, ze sie od siebie nie ucieknie, chocby sie
                                                    uciekalo bardzo szybko i daleko (czyalas "Czarnoksieznika z
                                                    Archipelagu"?), ale z drugiej strony zmiana miejsca potrafi byc
                                                    bardzo ozywcza. Kiedy ucieklam do Londynu, bardzo wiele rzeczy sie
                                                    we mnie poukladalo, bo sie wyjelam z kontekstu rodziny, przyjaciol
                                                    i roznych innych takich rzeczy. Moglam (hm, nie znosze ekonomicznej
                                                    nomenklatury w odniesieniu do psychologii, ale trudno) sprawdzic
                                                    swoja wartosc i wynik bilansu postawil mnie na nogi.

                                                    ...

                                                    > ze nikt rzeczy samej w sobie poznac nie moze
                                                    > . " rzecz nie w sobie" to taka samawsobie zanieczyszczona wplywem
                                                    obserwatora,
                                                    > jej odbicie w lustrze - mozgu jakiegos obserwatora. kant nazywa
                                                    te rzeczy "nies
                                                    > amewsobie" fenomenami, zjawiskami.

                                                    No tak - poznanie naznaczone intencja. Co nie wyklucza, ze rzecz
                                                    nie istnieje. Jesli uwzglednimy, ze rzeczywistosc to pewna
                                                    konwencja, to wszystko gra i stuka, jak w Blow up. Noi - moze sie
                                                    zdarzyc, ze doswiadczamy szklanki, a nie naszej intencji szklanki.
                                                    W tych chwilach transcendencji wszystko takie sprawia wrazenie.

                                                    > ja rozumiem ze jest to dosw ogromnie intensywne, wrecz
                                                    samonarzucajace sie, a
                                                    > le czy nie podobnie intensywne i samonarzucajace sa doswiadczenia
                                                    ostrej psycho
                                                    > zy paranoidalnej, glosy schizofrenikow itp pomysly lustra?

                                                    Tak, oczywiscie. Ten stan jednak nie jest patogenny, jest jak
                                                    blogoslawienstwo, jak antychoroba.

                                                    > tak sobie rozmyslam, ze moze wlasnie tak - jesli osiagnelas juz o
                                                    wiele wiecej
                                                    > niz zaspokojenie podstawowych potrzeb, trudnosc polegac bedzie
                                                    chyba tylko na z
                                                    > atrzymaniu sie w pedzie za kolejnym kroliczkiem.
                                                    ...
                                                    > osobiscie : mysle, ze najpierw dobrze bedzie zaspokoic moja
                                                    potrzebe samorealiz
                                                    > acji, aby nie czuc sie opozycja dla kwitnacego cwierkajacego
                                                    ogrodu.

                                                    I tu sie z wilberowskim modelem zaczynaja problemy.
                                                    Bo niby najpierw trzeba rozne rzeczy uporzadkowac, zalatwic
                                                    wszystko po kolei i grzecznie, najpierw wnetrze, potem psyche=soma,
                                                    potem, ja-real-bog.
                                                    Ale tak sie nie da (Wilber zreszta pozniej raczyl to zauwazyc).
                                                    Ciagle z przeszlosci wylaza jakies sprawy niezalatwione, jakies
                                                    otchlanie, demony, znaczace sny i wolajace glosy. Im dluzej bawie
                                                    sie z ta cicha armia, tym bardziej dociera do mnie, ze to sie chyba
                                                    nigdy nie skonczy. I to sciaga z powrotem.
                                                    Musze konczyc te rozmyslania, bo im dluzej nad tym mysle, tym mniej
                                                    rozumiem.
                                                    O zesz jak rany, ale to wszystko pokomplikowane.

                                                    >twoim zdaniem cywilizacja zachodu osiagnela to co miala osiagnac,
                                                    wym
                                                    > yslono juz to co bylo potrzebne/ niezbedne i pora zajac sie czyms
                                                    innym niz wyn
                                                    > ajdywaniem problemow i rozwiazan na nie? byc moze... ja lubie
                                                    wymyslac badz wyn
                                                    > ajdywac problemy.

                                                    A ja tesknie za zyciem Amiszow. Mam dosc cholernych reklam, dosc
                                                    pazernych deweloperow, ktorzy pstrza kajobraz mojego miasta, dosc
                                                    wmawiania mi, ze jesli nie bede opalona w srodku zimy, wydepilowana
                                                    od stop do szyi i szczupla jak 13tolatka, to nie bede szczesliwa.

                                                    A na dodatek dawno juz ustalilismy z przyjaciolmi, ze ucieczka od
                                                    systemu to tez czesc systemu. Po prostu dupa blada.

                                                    > ty taka radosna sie wydajesz, ze az trudno mi uwierzyc w
                                                    fascynacje mrokiem i
                                                    > wilgocia...

                                                    To z pewnoscia ucieczkowe marzenia o powrocie do macicy :)

                                                    > widze swiatelko nadziei...
                                                    > o, zgaslo...

                                                    A, to wszystko ok. Czasem okazuje sie, ze to swiatelko to
                                                    ultraszybki pociag :)

                                                    czul.
                                                  • szarylemur Re: sie niemniej 02.04.08, 07:04
                                                    "Bywam ptakiem, źwierzęciem, kotką abo sową, | W nocy wielką niewiastą, co mię
                                                    śmiercią zową. | Kto mię ujźrzy w południe, to przypołudnicą, | A pod wieczór
                                                    zaś wiedmą abo latawicą." peregrymacja dziadowska

                                                    "na forum sprawiasz wrazenie intelignetnej,ale trzpiotki. "
                                                    hej, no to w koncu dojrzala jestem czy trzpiotka?
                                                    ja sie zgrywam bardzo czesto, takze w realu
                                                    mam wesolkowaty charakter, prawdopodobnie zmieniony przez wszystkie te historie
                                                    nie z tej ziemi
                                                    ale rownie czesto bywam powazna, sztywna, calkiem wycofana
                                                    albo ciumkam do kotkow na ulicach
                                                    wychodzi na to ze nie jestem dojrzala
                                                    tj nie zawsze Dorosly zawiaduje calym tym cyrkiem

                                                    ---
                                                    "Czyli tak naprawde walczysz nie z banda durniow z forum, ale ze
                                                    starymi demonami." hmm, chyba tak. staram sie nie dac sie porwac demonom, bo z
                                                    nimi tylko jeden sposob walki byl skuteczny.

                                                    a ty, widze, znow widzisz jakas bande ... :)

                                                    ---
                                                    czytalam wiele o zlosci, gniewie, agresji. bylam i bywam ( choc na szczescie
                                                    coraz rzadziej ) agresywna. wiem, ze to wielka sila. kiedys raczej nie tlumilam
                                                    wlasnej agresji, zlosci. wolalam cos komus wykrzyczec prosto w twarz, czy w
                                                    twarz dac niz trzymac to w sobie, bo juz chyba nie bylo gdzie tego zmiescic.
                                                    teraz na szczescie nie ma wokol mnie przemocy, a i ja sporo zrozumialam, i jakos
                                                    tam w koncu dzieki wlasnemu wysilkowi przeksztalcilam swoje otoczenie w pole
                                                    dyskusji raczej niz walki. byc moze po prostu przekonalam sie ze istnieje
                                                    calkiem sporo ludzi, ktorzy nie sa dla mnie smiertelnym niebezpieczenstwem, z
                                                    ktorymi mozna negocjowac, ale... hmm, no ,nie fanka klotni nadal nie jestem.
                                                    piszesz o tym, ze ofiara przemocy moze byc bardzo empatyczna na bol innych. ja
                                                    mysle, ze oliwy do mojego ognia agresji dolewalo przerazenie ludzmi, ktorzy
                                                    najwyrazniej nie mieli pojecia jak mnie boli awantura. mialam ich za cyborgi bez
                                                    serca, a wobec tego co mowisz, wyglada ze mielismy rozne skojarzenia z agresja
                                                    zwiazane i stad ta bezdusznosc...
                                                    niemniej jednak te upiory spia we mnie snem lekkim i nie chce ich budzic i
                                                    oswajac na sile.

                                                    poza tym, ciekawe, ze czesciej spotykalam sie z twierdzeniem o tym, ze ofiary
                                                    przemocy rowniez stosuja przemoc jako cos naturalnego, czesciej niz z
                                                    twierdzeniem, ze maja duza, trudna do wylaczenia empatie.

                                                    ---
                                                    mnie wynik bilansu raczej doluje niz stawia na nogi. tobie gratuluje :)
                                                    ---
                                                    nie czytalam czarnoksieznika z archipelagu, nie ogladalam blow up. ogladalam za
                                                    to idiotow, w sobote po raz kolejny po kilku latach. nadal wydaja mi sie
                                                    swietni. chetnie zafundowalabym sobie taki trip, bardzo chetnie. kiedys
                                                    utozsamialam sie z karen, i chyba nadal z nia sie utozsamiam, choc juz nie tak
                                                    mocno.
                                                    a ty?
                                                    ---
                                                    moze sie zdarzyc ze doswiadczymy szklanki a nie naszej intencji... jesli
                                                    wyjdziemy poza ramy teorii ktora glosi ze szklanki nigdy nie doswiadczamy...
                                                    mozna to wszystko ujac z drugiej strony, i tak chyba poszedl wilber, skoro
                                                    twierdzi ze prawdziwe sa tylko zjawiska. jesli uznamy ze prawda nie istnieje
                                                    poza doswiadczeniem, musimy ( chyba) uznac, ze wszystko czego doswiadczamy jest
                                                    prawda. ale byloby to rownoznaczne z teza, ze nie istnieje zadna Szklanka, zadna
                                                    Prawda, zadna Rzeczywistosc a jedynie szklanki, prawdy i rzeczywistosci.
                                                    jesli pozostaniemy w ramach teorii gloszacej niemozliwosc poznania prawdy
                                                    niezaposredniczonej przez przez zmysly, logike, jezu nie wiem, chemie mozgu, to
                                                    jedyne co mozemy skonstruowac dla obrony obiektywnosci doswiadczenia
                                                    transcendentalnego bedzie zalozenie ze istnieje jakis idealny stan rownowagi
                                                    biochemicznej mozgu ktory czyni go zdolnym do objecia prawdy i wiernego jej odbicia.
                                                    tyle, ze to baaardzo sliska teza - dowolna banda moglaby uzywac jej jako
                                                    legitymacji slusznosci swego widzenia swiata, wizji prawdy.
                                                    ja nie robie tego zlosliwie, ale "W tych chwilach transcendencji wszystko
                                                    sprawia wrazenie prawdziwosci" ... nie moge przyjac tego jako dowodu, ni
                                                    cholery, nijak nie przechodzi przez detektor.
                                                    sa takie substancje, ktore po przedawkowaniu opanowuja twoj mozg BEZ RESZTY,
                                                    tworza nowa rzeczywistosc nie pozostawiajac echa w postaci " aha, ale to mi sie
                                                    tylko wydaje", nic z tych rzeczy. nie wiem jak tam malownicze omamy
                                                    psychotyczne, ale chorzy chyba nie rzucaliby sie tak bardzo, gdyby mieli jakies
                                                    watpliwosci ze im sie tylko wydaje ze cos tam...
                                                    ale my im nie wierzymy!
                                                    byc moze w doswiadczeniu mistycznym doswiadcza sie obiektywnej rzeczywistosci
                                                    wbrew wszelkim niemozliwosciom technicznym i logicznym. byc moze, ale tylko
                                                    tyle. jesli zechcesz twierdzic, ze na pewno, twoja wola, ale ja nazwe to wiara,
                                                    domniemaniem, niczym wiecej.
                                                    ---
                                                    "Im dluzej bawie
                                                    sie z ta cicha armia, tym bardziej dociera do mnie, ze to sie chyba
                                                    nigdy nie skonczy. I to sciaga z powrotem."
                                                    a mowilam : lobotomia...
                                                    nie umiem nic poradzic tutaj, nielot nie nauczy cie latac, moze pocieszy cie
                                                    wstretny argument ze jest masa ludzi marzacych o osiagnieciu twojego pulapu?
                                                    spotkalam dzis znajomego zula polskiego. mily facet. stwierdzil ze mam super
                                                    zycie bo mam dom i prace i nie mam wielkich niegojacych sie ran na reku, na
                                                    ktore nic nie dziala.
                                                    orzezwilo mnie nieco to spotkanie...
                                                    ---
                                                    "A ja tesknie za zyciem Amiszow"
                                                    no, nareszcie i ja moge zapytac: a czytalas ... :)))
                                                    czytalas 29.99 beigbedera ? polecam, choc dawno to czytalam wiec obecnie
                                                    moglabym nieco inaczej ocenic
                                                    u amiszow moglabys wpasc w inne pulapki
                                                    taka banda amiszy, ordnung, kolejna " jedyna"recepta na bycie szczesliwym

                                                    "ucieczka od
                                                    systemu to tez czesc systemu.' tak, w kolejny system, ktory jest fajny poki
                                                    jestes jego tworca, a potem juz tylko zaczynasz zauwazac ze zdumieniem jak
                                                    stajesz sie jego niewolnikiem. mile zlego poczatki ;)

                                                    pozdrawiam !!!

                                                  • bene_gesserit Re: sie niemniej 03.04.08, 01:51
                                                    szarylemur napisała:

                                                    > peregrymacja dziadowska

                                                    Bardzo ladne, dziekuje. Nie wiem, co to jest peregrynacja, ale
                                                    sobie sprawdze.

                                                    > hej, no to w koncu dojrzala jestem czy trzpiotka?
                                                    > ja sie zgrywam bardzo czesto, takze w realu
                                                    > mam wesolkowaty charakter, prawdopodobnie zmieniony przez
                                                    wszystkie te historie
                                                    > nie z tej ziemi
                                                    > ale rownie czesto bywam powazna, sztywna, calkiem wycofana
                                                    > albo ciumkam do kotkow na ulicach

                                                    Zauwazylam, ze koty - skadkolwiek by byly - rozumieja po polsku.
                                                    A dojrzalosc sie z trzpiotowatoscia nie kloci. Swoboda jest z
                                                    dojrzaloscia mocno zwiazana.

                                                    > hmm, chyba tak. staram sie nie dac sie porwac demonom, bo z
                                                    > nimi tylko jeden sposob walki byl skuteczny.

                                                    W sprawach z przeszlosci zlosc, pogarda, pragnienie odwetu i tego
                                                    typu uczucia czesto przykrywaja smutek, pragnienie akceptacji, zal,
                                                    osamotnienie. To tak, jakby dzieci (w wieku, w ktorym doswiadczalo
                                                    sie zbyt mocnych dla dzieci uczuc, np strachu przed rodzicem) byly
                                                    zamkniete w podziemnych celach. Kazde z tych dzieci to jakas emocja
                                                    z tej drugiej grupy, a zamki to emocja z tej pierwszej. Tak o tym
                                                    mysle.

                                                    > kiedys raczej nie tlumilam
                                                    > wlasnej agresji, zlosci. wolalam cos komus wykrzyczec prosto w
                                                    twarz, czy w
                                                    > twarz dac niz trzymac to w sobie, bo juz chyba nie bylo gdzie
                                                    tego zmiescic.
                                                    > teraz na szczescie nie ma wokol mnie przemocy, a i ja sporo
                                                    zrozumialam, i jako
                                                    > s
                                                    > tam w koncu dzieki wlasnemu wysilkowi przeksztalcilam swoje
                                                    otoczenie w pole
                                                    > dyskusji raczej niz walki.

                                                    Imo emocje to energie.
                                                    Jesli sie nie moglo wypuscic takiej poteznej, ponad sily energii
                                                    wtedy, kiedy powstala, i jesli to sie powtarzalo, to to w czlowieku
                                                    siedzi zaraz pod skora, dlatego latwo wylazi. Tak jakby polknac
                                                    klab wezy, ktore jak tylko widza jakies male zadrapanie, chca sie
                                                    przez nie wydostac. Obrzydliwa metafora, sorry, ale nie chce mi sie
                                                    to skojarzyc estetyczniej.

                                                    > mysle, ze oliwy do mojego ognia agresji dolewalo przerazenie
                                                    ludzmi, ktorzy
                                                    > najwyrazniej nie mieli pojecia jak mnie boli awantura.

                                                    Empatia w takiej sytuacji bierze sie stad, ze kiedy narusza sie
                                                    czyjes granice ofiara musi nauczyc sie rozpoznawac emocje
                                                    otoczenia, zeby wiedziec, kiedy ma oczekiwac ataku. To strategia
                                                    przetrwania. A dziecko nie potrafi oddzielic swoich uczuc od uczuc
                                                    innych. Stad tak nabyta empatia jest automatyczna i polega na
                                                    przejmowaniu cudzych emocji.

                                                    No i - czy sie chce, czy nie, jesli agresor byl postacia znaczaca,
                                                    bardzo czesto sie go integruje. I on co jakis czas wylazi i
                                                    traktuje innych tak, jak sie samemu bylo traktowanym. To - (dzis
                                                    mam wieczor metafor) jak ukaszenie wampira. Zaraza moze nie checia,
                                                    ale zdolnoscia do kasania.

                                                    > niemniej jednak te upiory spia we mnie snem lekkim i nie chce ich
                                                    budzic i
                                                    > oswajac na sile.

                                                    I bardzo slusznie.
                                                    Wierze, ze ludzie maja w sobie taka jakas czesc madrzejsza od
                                                    siebie. Jesli i kiedy ona uzna, ze jestes wystarczajaco silna i
                                                    gotowa, to pchnie cie w kierunku zmian. W takim tempie, w jakim to
                                                    bedzie dla ciebie najlepsze.

                                                    > poza tym, ciekawe, ze czesciej spotykalam sie z twierdzeniem o
                                                    tym, ze ofiary
                                                    > przemocy rowniez stosuja przemoc jako cos naturalnego, czesciej
                                                    niz z
                                                    > twierdzeniem, ze maja duza, trudna do wylaczenia empatie.

                                                    Ja tego dokladnie nie rozgryzlam, mam wrazenie.
                                                    Mysle jednak, ze jesli naruszenia granic dokonywaly na dziecku
                                                    osoby znaczace (rodzice, opiekunowie, bliscy), to takie zachowanie
                                                    bylych ofiar wzgledem np. wlasnych dzieci byloby wyrazem milosci i
                                                    szacunku do tychze rodzicow-agresorow.
                                                    Bo przyznanie, ze od wlasnych rodzicow doznalo sie zla czy braku
                                                    milosci jest czesto ponad sily.

                                                    > mnie wynik bilansu raczej doluje niz stawia na nogi. tobie
                                                    gratuluje :)

                                                    On niekoniecznie musi byc dobrze zrobiony, ten twoj bilans. Hint:
                                                    porownuj siebie do siebie, nie siebie do innych.

                                                    > nie czytalam czarnoksieznika z archipelagu, nie ogladalam blow
                                                    up.

                                                    Czarnoksieznik jest w sieci jako ebook, ale po angielsku.
                                                    Blow up mozna wypozyczyc w mniej komercyjnych wypozyczalniach,
                                                    pewnie u ciebie tez. Wspominam i powoluje sie na takie rzeczy, bo
                                                    one mi sie wbudowaly w system.

                                                    ogladalam za
                                                    > to idiotow, w sobote po raz kolejny po kilku latach. nadal wydaja
                                                    mi sie
                                                    > swietni. chetnie zafundowalabym sobie taki trip, bardzo chetnie.

                                                    Ja to nie wiem, chyba utozsamiam tym gosciem na A, co sie w koncu
                                                    wypisal.
                                                    I czasem robie takie rzeczy na ulicy - no, nie az takie, takie
                                                    wymiaru moze 1/8 tego, co robili na poczatku. Z jednej strony
                                                    troche mnie to kosztuje, z drugiej - to niesamowicie uwalnia. Dla
                                                    mnie to jest walka ze wstydem. Emily Watson, ta ktora Trier meczyl
                                                    w 'Przelamujac fale' powiedziala kiedys o swojej roli 'im
                                                    bezpieczniej sie czujesz, tym bardziej mozesz zaszalec'.

                                                    [szklanka i prawda]
                                                    > tyle, ze to baaardzo sliska teza - dowolna banda moglaby uzywac
                                                    jej jako
                                                    > legitymacji slusznosci swego widzenia swiata, wizji prawdy.
                                                    > ja nie robie tego zlosliwie, ale "W tych chwilach transcendencji
                                                    wszystko
                                                    > sprawia wrazenie prawdziwosci" ... nie moge przyjac tego jako
                                                    dowodu, ni
                                                    > cholery, nijak nie przechodzi przez detektor.

                                                    Bo to nie jest dowod. To jest wlasnie wiara, nie wiedza. Pisalam o
                                                    tych mrowkach - to jest prawda z naszej mrowczej perspektywy, tak
                                                    jak to mozemy objac naszymi prymitywnymi aparatami do pojmowania,
                                                    amen.

                                                    > a mowilam : lobotomia...
                                                    > nie umiem nic poradzic tutaj, nielot nie nauczy cie latac, moze
                                                    pocieszy cie
                                                    > wstretny argument ze jest masa ludzi marzacych o osiagnieciu
                                                    twojego pulapu?

                                                    Kiedy ja lubie babranie sie we wlasnych flakach. Gdybym mogla
                                                    poprosic o bilet do dowolnego miejsca, poprosilabym o taki wglab
                                                    siebie. A co do pulapu - mialam po prostu duzo szczescia w swoim
                                                    nieszczesciu.

                                                    > no, nareszcie i ja moge zapytac: a czytalas ... :)))
                                                    > czytalas 29.99 beigbedera ?

                                                    Nie!

                                                    > u amiszow moglabys wpasc w inne pulapki

                                                    Oczywiscie ze tak, pewnie bym nie zniosla paru dni nawet. Hoduje
                                                    jednak marzenia o zyciu bez komorki, za to z pomidorami z wlasnej
                                                    grzadki. Chociaz wiem, ze bez mojej ulubionej rozrywki, czyli
                                                    coffe&cake&gazetka w ktorejs z kawiarni nie przezylabym dwoch
                                                    tygodni.

                                                    czul.
                                                  • szarylemur Re: sie niemniej 03.04.08, 04:23
                                                    "W sprawach z przeszlosci zlosc, pogarda, pragnienie odwetu i tego
                                                    typu uczucia czesto przykrywaja smutek, pragnienie akceptacji, zal,
                                                    osamotnienie. " u mnie nie przykrywaja raczej, takie mam wrazenie, ze wspolistnieja i zawsze wspolistnialy. ale wiem tez ze pragnienie akceptacji np zaspokojone nie bedzie, albo inaczej - mialoby za wysoka cene. te uczucia sa i beda, mimo zrozumienia bla bla bla bla,
                                                    pozostaly i odzywaja w snach lub sytuacjach schematycznych jako przeniesione.
                                                    moja sytuacja byla dosc specyficzna, jak sadze. oczywiscie, jako male dziecko walczyc z ojcem nie moglam, ale pozniej to wlasnie ja z nim walczylam wrecz w obronie mojej matki. reagowalam na niego jak dziki wsciekly pies, nie trzymalam nic w sobie, nawet nie przyszloby mi do glowy byc posluszna, hamowac sie. pewnie dlatego, ze on MNIE nie bil, wiec w zasadzie bardziej go nienawidzilam niz sie balam jego fizycznej sily
                                                    ale z tym zadrapaniem i wezami masz racje. jest we mnie jeszcze duzo ciemnej iskrzacej energii, zeby jadowe mi wylaza przy co bardziej sarkastycznych wicach. jestem gotowa zabijac, kiedy tylko wyda mi sie, ze ktos usiluje mnie skrzywdzic. ale juz nie tak odruchowo jak kiedys.
                                                    kiedys mialam w sobie dzika bestie trzymana w klatce. potem lubilam ja wypuszczac, rozkoszowac sie taka ciemna sila, podniecalo mnie, dawalo duzego kopa rejestrowanie zdumienia i czesto przerazenia w oczach innych. a potem byl moralniak. wielki rozdzwiek miedzy " mna" a moim cieniem...
                                                    teraz jestem starsza i przekonalam sie, ze nie warto glodzic dzikich zwierzat ani przetrzymywac ich w klatkach, jak i ze inni tez moga takie zwierzeta miec, jeszcze bardziej drapiezne i wyglodniale niz moje.
                                                    tego chcialam jako nastolatka - oswoic swoja pantere/ dobermana na tyle, zeby nie bac sie spacerowac z nia/nim bez smyczy.
                                                    chyba sie udalo, choc , no oj, odgryzl nozke?! ... czasem nie.
                                                    ja lubie swoje agresywne zwierze, czuje sie z nim bezpieczniejsza, ciesze sie ze na ogol mnie slucha i nie musze trzymac go w klatce.
                                                    lubie je za to, ze juz nie przypomina bestii siedzacej w moim ojcu. takiej bestii nie moglam zaakceptowac w sobie.
                                                    ---
                                                    "Bo przyznanie, ze od wlasnych rodzicow doznalo sie zla czy braku
                                                    milosci jest czesto ponad sily."
                                                    tak, znam przynajmniej jedna osobe ktora ma takich " cudownych rodzicow", ktorych ja cudownymi nie nazwalabym za zadne skarby.
                                                    i wiele takich, ktore co prawda niby wiedza ze rodzice stoja troche na przekor z' polityczna poprawnoscia', ale wysmieja raczej polityczna poprawnosc niz zaneguja postepowanie rodzicow.
                                                    mysle, ze takim ludziom mozna pomoc tylko jesli oni sami tego chca. otwieranie komus oczu na sile jest ryzykownym - z egoistycznego punktu widzenia - pomyslem.

                                                    ===
                                                    "ten twoj bilans. Hint:
                                                    porownuj siebie do siebie, nie siebie do innych."

                                                    bardzo przydatna dla mnie rada!!! dziekuje :)))

                                                    ---
                                                    blow up gotowy bedzie za kilka godzin ;)
                                                    ---
                                                    mi sie w system wbudowal caly zastep wielkich filozofow albo raczej refleksja nad sprzecznoscia tresci przez nich gloszonych. takze henry miller. jakos nikt wiecej, oprocz tych poznanych na zywo ludzi, mi sie teraz nie przypomina.
                                                    no, pi , oczywiscie takze, jestem niemal pewna ze ogladalas...
                                                    ===
                                                    utozsamiasz sie z andersem , tym od "dzieciecego dania", zony i kochanki?
                                                    dlaczego?

                                                    " I czasem robie takie rzeczy na ulicy - no, nie az takie, takie
                                                    wymiaru moze 1/8 tego, co robili na poczatku". tj co na przyklad? ciekawi mnie to

                                                    pewna panna z pracy powiedziala ze jestem jak dziecko, nie nakladam maski na twarz.
                                                    z jednej strony bardzo sie mylila, i nie mam zamiaru wyprowadzac jej z bledu, z drugiej cos w tym jest, ze mimo usilowan delikatnosci, dyplomacji nie powiem ze podoba mi sie cos co mi sie nie podoba, i zachwyce sie czyms bez ogladania sie na to czy innych to zachwyca czy nie. kiedys UWIELBIALAM tez " rozwalac innych puzzle mniemania o mnie", szokowac z mina malej dziewczynki. to znow tez rozdzwiek miedzy mna we wladzy rodzica - despoty a zbuntowanym dzieckiem.

                                                    jako ze ja tez - jak z rosnaca bezradnoscia zauwazyla kiedys moja psycholog - traktuje siebie jak eksperyment, a juz na pewno kiedys, przed wiekami, bezkompromisowo tak siebie traktowalam. godnosc, normalnosc, kompromis nie byly dla mnie wartosciami nadrzednymi, ze tak powiem.
                                                    zreszta nadal, gdy ide niedziela glowna ulica malego burzujskiego miasta, widze te wszystkie malzenstwa z dzieciatkami w wozkach na rodzinnym spacerze w najlepszych stosownych na niedziele strojach, gdy wszystko jest tak jak ma byc, leniwe zadowolone i osnute zapachem ciezkiego familijnego obiadu, CIERPIE. wywracaja mi sie flaki. moznaby bylo powiedziec ze ten wstret to tylko przykrywka dla zazdrosci. ale ja raczej nie widze na tym obrazku siebie. dla mnie to obcy swiat, do ktorego nie tyle, ze mi sie nie spieszy, a raczej - do ktorego nalezec nie chce i nie czuje sie zdolna nalezec. choc biore pod uwage, ze ci usmiechnieci ludzie usmiechaja sie szczerze, ze IM jest naprawde dobrze.

                                                    ---
                                                    szklanka
                                                    no, okej, nie ma dowodu, nie ma wiedzy jest przekonanie i/ lub wiara.
                                                    ale w takim tez razie nie ma podstaw do niczego wiecej niz do krzewienia wiary, prezentowania przekonan jak rowny z rownym z tzw " banda solaris " i kimkolwiek innym. "moja prawda to tylko propozycja, ja osobiscie i wielu mi podobnych jestem do niej gleboko przekonana"
                                                    propozycja mniej drastyczna i chyba ' mniej nieodwracalna" niz lobotomia ;)
                                                    ---
                                                    "kiedy ja lubie babranie sie we wlasnych flakach. Gdybym mogla
                                                    poprosic o bilet do dowolnego miejsca, poprosilabym o taki wglab
                                                    siebie. "
                                                    interesujace zagadnienie. ja nie wiem dokad bym chciala, wiem ze zalezaloby mi na bilecie powrotnym ;)
                                                    hmm, chcialabym w to doswiadczenie mistyczne!!!
                                                    ---
                                                    "Hoduje jednak marzenia o zyciu bez komorki, za to z pomidorami z wlasnej
                                                    grzadki. Chociaz wiem, ze bez mojej ulubionej rozrywki, czyli
                                                    coffe&cake&gazetka w ktorejs z kawiarni nie przezylabym dwoch
                                                    tygodni."

                                                    przezylabys na pewno!
                                                    moze warto sprobowac? jest tyle wspolnot alternatywnych, a nawet wlasna mozna zalozyc.
                                                    slyszalas o festiwalu ( ? ) rainbow?


                                                    pozdrawiam :)
                                                  • bene_gesserit Re: sie niemniej 03.04.08, 23:59
                                                    szarylemur napisała:

                                                    > u mnie nie przykrywaja raczej, takie mam wrazenie, ze wspolistn
                                                    > ieja i zawsze wspolistnialy. ale wiem tez ze pragnienie
                                                    akceptacji np zaspokojo
                                                    > ne nie bedzie, albo inaczej - mialoby za wysoka cene.

                                                    Na terapii robilismy takie fikumiku, ze te wszystkie deficyty
                                                    zaspokajalam sobie sama - dojrzala i dorosla czesc mnie glaskala po
                                                    glowie te czesc mnie, ktora ciagle przezywala dramat.

                                                    > moja sytuacja byla dosc specyficzna, jak sadze. oczywiscie, jako
                                                    male dziecko w
                                                    > alczyc z ojcem nie moglam, ale pozniej to wlasnie ja z nim
                                                    walczylam wrecz w ob
                                                    > ronie mojej matki. reagowalam na niego jak dziki wsciekly pies,
                                                    nie trzymalam n
                                                    > ic w sobie, nawet nie przyszloby mi do glowy byc posluszna,
                                                    hamowac sie. pewnie
                                                    > dlatego, ze on MNIE nie bil, wiec w zasadzie bardziej go
                                                    nienawidzilam niz si
                                                    > e balam jego fizycznej sily

                                                    Wchodzilas kiedy na strone niebieskiej linii?
                                                    Tam jest duzo o przemocy.
                                                    www.niebieskalinia.pl/index.php?w=1280.

                                                    > jestem gotowa zabijac, kiedy tylko wyda mi sie, ze ktos usiluje
                                                    mnie skrzywdzic
                                                    > . ale juz nie tak odruchowo jak kiedys.

                                                    Duzo czytalam na temat takich emocjonalnych zlogow. One czesto
                                                    zalegaja w ciele i nieprzepracowane wylaza w formie jakiejs choroby.

                                                    > kiedys mialam w sobie dzika bestie trzymana w klatce. potem
                                                    lubilam ja wypuszc
                                                    > zac, rozkoszowac sie taka ciemna sila, podniecalo mnie, dawalo
                                                    duzego kopa

                                                    No tak, to jest calkiem normalne - ofiara albo bezradny swiadek
                                                    przemocy dosiada tej sily z gorliwoscia neofity, zeby nareszcie moc
                                                    pobyc po tej drugiej stronie. To milo, ze sie w tym etapie nie
                                                    zafiksowalas.

                                                    > teraz jestem starsza i przekonalam sie, ze nie warto glodzic
                                                    dzikich zwierzat a
                                                    > ni przetrzymywac ich w klatkach, jak i ze inni tez moga takie
                                                    zwierzeta miec, j
                                                    > eszcze bardziej drapiezne i wyglodniale niz moje.

                                                    Intensywne doswiadczenia terapeutyczne daly mi min swiadomosc, ze
                                                    kazdy ma za soba jakis koszmarny dramat. To zmienia troche
                                                    perspektywe.

                                                    > ja lubie swoje agresywne zwierze, czuje sie z nim
                                                    bezpieczniejsza, ciesze sie z
                                                    > e na ogol mnie slucha i nie musze trzymac go w klatce.
                                                    > lubie je za to, ze juz nie przypomina bestii siedzacej w moim
                                                    ojcu. takiej best
                                                    > ii nie moglam zaakceptowac w sobie.

                                                    Bo to jest wielka sila, bez ktorej ludzie sa kalecy. Zlosc jest
                                                    olbrzymim akumulatorem, ktorego energie mozna wykorzystac w roznych
                                                    fajnych celach.

                                                    > mysle, ze takim ludziom mozna pomoc tylko jesli oni sami tego
                                                    chca. otwieranie
                                                    > komus oczu na sile jest ryzykownym - z egoistycznego punktu
                                                    widzenia - pomyslem

                                                    No jasne.
                                                    Zreszta, nie sadze, zeby oni to skapowali. Takie rzeczy rozumie sie
                                                    _naprawde_ tylko wtedy, kiedy je mozna zrozumiec. Zadne zbawianie
                                                    na sile nie wchodzi w gre.

                                                    > blow up gotowy bedzie za kilka godzin ;)

                                                    A to zazdroszcze, ze bedziesz mogla go obejrzec po raz pierwszy. Ja
                                                    go widzialam cztery razy jako nastolatka i mam go w swoim hardware.

                                                    > no, pi , oczywiscie takze, jestem niemal pewna ze ogladalas...

                                                    Ogladalam, ale jakos nie tenten.

                                                    > utozsamiasz sie z andersem , tym od "dzieciecego dania", zony i
                                                    kochanki?
                                                    > dlaczego?

                                                    Az sprawdzilam, jak on mial na imie - Axel.
                                                    Pewnie chodzi o to, ze mam uraz do grup. Predzej czy pozniej
                                                    odwracam sie na piecie i wychodze.

                                                    > " I czasem robie takie rzeczy na ulicy - no, nie az takie, takie
                                                    > wymiaru moze 1/8 tego, co robili na poczatku". tj co na przyklad?
                                                    ciekawi mnie
                                                    > to

                                                    Nic takiego szczegolnego, idiotow w wersji skromnej, ale na ogol
                                                    bez czynnego angazowania w to osob trzecich. Osoby drugie czesto
                                                    sie za mnie wstydza i prosza, zebym tego juz wiecej nie robila, tym
                                                    razem naprawde. Jedna mam tylko przyjaciolke, ktora w to ochoczo
                                                    wchodzi, ale nie w klimacie psychodramy, ale wyglupu raczej.

                                                    > z jednej strony bardzo sie mylila, i nie mam zamiaru wyprowadzac
                                                    jej z bledu, z
                                                    > drugiej cos w tym jest, ze mimo usilowan delikatnosci, dyplomacji
                                                    nie powiem z
                                                    > e podoba mi sie cos co mi sie nie podoba, i zachwyce sie czyms
                                                    bez ogladania si
                                                    > e na to czy innych to zachwyca czy nie.

                                                    A to fajne chyba jest, co?

                                                    > jako ze ja tez - jak z rosnaca bezradnoscia zauwazyla kiedys moja
                                                    psycholog - t
                                                    > raktuje siebie jak eksperyment, a juz na pewno kiedys, przed
                                                    wiekami, bezkompro
                                                    > misowo tak siebie traktowalam. godnosc, normalnosc, kompromis nie
                                                    byly dla mnie
                                                    > wartosciami nadrzednymi, ze tak powiem.

                                                    Ale to sa jakies etapy. Terapeutce to sie nie musi podobac.

                                                    > zreszta nadal, gdy ide niedziela glowna ulica malego burzujskiego
                                                    miasta, widze
                                                    > te wszystkie malzenstwa z dzieciatkami w wozkach na rodzinnym
                                                    spacerze w najle
                                                    > pszych stosownych na niedziele strojach, gdy wszystko jest tak
                                                    jak ma byc, leni
                                                    > we zadowolone i osnute zapachem ciezkiego familijnego obiadu,
                                                    CIERPIE. wywracaj
                                                    > a mi sie flaki. moznaby bylo powiedziec ze ten wstret to tylko
                                                    przykrywka dla z
                                                    > azdrosci. ale ja raczej nie widze na tym obrazku siebie. dla mnie
                                                    to obcy swi
                                                    > at, do ktorego nie tyle, ze mi sie nie spieszy, a raczej - do
                                                    ktorego nalezec n
                                                    > ie chce i nie czuje sie zdolna nalezec.

                                                    Tez tak troche mialam.
                                                    To znaczy - dzieci mnie draznily. Nie jakos bardzo, ale nie
                                                    potrafilam ani zaciulkac z zachwytem nad wozkiem, ani jakos
                                                    normalnie sie pobawic z nimi. Wiele - o sobie - nauczylam sie,
                                                    pracujac jako niania. Zeby nawiazac kontakt z dzieckiem, trzeba
                                                    nawiazac kontakt z Dzieckiem, nie ma innej drogi.
                                                    A reszte dokonczylam podczas bardzo intensywnej (i kosmicznie
                                                    dziwnej) pracy na warsztatach. Jak reka odjal obojetnosc wobec
                                                    dzieci minela. Co prawda nadal nie cmoktam z zachwytem, jak tylko
                                                    zobacze niemowle, ale mam do maluchow cieply, akceptujacy stosunek.

                                                    > no, okej, nie ma dowodu, nie ma wiedzy jest przekonanie i/ lub
                                                    wiara.
                                                    > ale w takim tez razie nie ma podstaw do niczego wiecej niz do
                                                    krzewienia wiary,
                                                    > prezentowania przekonan jak rowny z rownym z tzw " banda
                                                    solaris " i kimkolwie
                                                    > k innym. "moja prawda to tylko propozycja, ja osobiscie i wielu
                                                    mi podobnych j
                                                    > estem do niej gleboko przekonana"
                                                    > propozycja mniej drastyczna i chyba ' mniej nieodwracalna" niz
                                                    lobotomia ;)

                                                    Tak, ale tu sie konczy rozmowa. O wierze nie ma sensu dyskutowac.

                                                    > interesujace zagadnienie. ja nie wiem dokad bym chciala, wiem ze
                                                    zalezaloby mi
                                                    > na bilecie powrotnym ;)

                                                    Czasem sie bawie mysla, ze wglebi siebie to ja wlasnie teraz jestem.

                                                    > hmm, chcialabym w to doswiadczenie mistyczne!!!

                                                    Wilber w przed przed ostatniej chyba swojej ksiazce opisuje, ze
                                                    jest w tym takim stanie kilka-kilkanascie godzin na dobe. Wiec
                                                    mozna. Znalam tez kilka nawiedzonych ciotek w stylu niektorych z
                                                    tego forum, ktore z przejeciem opowiadaly o swoich tripach i
                                                    budowaly im cos w rodzaju kapliczek, opowiadajac przy byle okazji o
                                                    swojej za nimi tesknocie.
                                                    Jakbys kiedys zawadzila o Wawe, to normalnie ci skseruje tego Wu i
                                                    podrzuce, co?

                                                    > przezylabys na pewno!
                                                    > moze warto sprobowac? jest tyle wspolnot alternatywnych, a nawet
                                                    wlasna mozna
                                                    > zalozyc.

                                                    Jak mnie tak calkiem skreca, jedziemy z moim ultramiejskim
                                                    chlopakiem na dzika wies na koncu swiata, gdzie zyje sie
                                                    prymitywnie, biednie i cudownie. Zadnego telewizora, prasa i
                                                    internet o 12 kiloskow dalej, chleb dowoza co drugi dzien, wlasne
                                                    maliny i jajka od sasiadow, jak burza to nie ma pradu itd. Tydzien
                                                    to maksimum, jakie i ja, i on mozemy wytrzymac. A zima to bysmy tam
                                                    chyba wyli caly dzien na ganeczku.

                                                    > slyszalas o festiwalu ( ? ) rainbow?

                                                    O matko. Najbardziej nawiedzona z moich przyjaciolek (dredy i
                                                    sklonnosci do etnicznych instrumentow) jezdzila na 'rejnboł, zeby
                                                    poznac fa
                                                  • szarylemur rutyna? 04.04.08, 01:29
                                                    fakt, anders to byl kto inny.
                                                    mysle jednak ze niezle sie wykpilas porownaniem axela do tego, co odchodzi, bo wczesniej czy pozniej ma dosc kazdej grupy ;)
                                                    dla mnie axel to ten co nawet nie sprobowal naruszyc swojego mieszczanskiego bezpieczenstwa.
                                                    chociaz, fakt wszyscy oni mieli problem z byciem idiota naprawde, z zaryzykowaniem ustalonej pozycji spolecznej. nie mowie , ze ja bym nie miala ... :)

                                                    mysle, ze nawet bez tego historia byla niezle wybuchowa i niezapomniana
                                                    ---
                                                    dla mnie " pi " jest swietne, moje. widzialam to moze ze dwa razy i nie mam ochoty widziec wiecej jak na razie, ale to bylo to.
                                                    obsesja zbawczej prawdy...
                                                    ---
                                                    "Nic takiego szczegolnego, idiotow w wersji skromnej, ale na ogol
                                                    bez czynnego angazowania w to osob trzecich. Osoby drugie czesto
                                                    sie za mnie wstydza i prosza, zebym tego juz wiecej nie robila, tym
                                                    razem naprawde. Jedna mam tylko przyjaciolke, ktora w to ochoczo
                                                    wchodzi, ale nie w klimacie psychodramy, ale wyglupu raczej."

                                                    spotkalam takiego 'idiote", co to potrafil podejsc do czlowieka jedzacego obiad w ogrodku wykwintnej restauracji, wlozyc brudny paluch do talerza zupy i z szerokim usmiechem rzucic zszokowanemu typowi mlaskajac :" hmm, no no, naprawde dobre" ja niby przepraszalam panstwa za zachowanie kolegi i odciagalam go od stolika, ale w duchu wylam ze smiechu w ekstazie. dlaczego on to robil? hmm, chyba lubil przekraczac granice, bawilo go to.
                                                    po pewnym czasie i mi zdarzalo sie pozwolic sobie na cos "wysoce niestosownego", dziwnego, idiotycznego. ciesze sie z tego jak cholera :)
                                                    ---
                                                    terapeutce nie podobalo sie glownie to, ze zaczelam traktowac terapie jak wysypisko smieci, odciazajaca spowiedz, cos w tym stylu.
                                                    tj, zamiast pracowac na zmiane w sobie, na wyprostowanie sciezek, szlam coraz dalej i dalej, a jej plakalam jak to mi zle. ale i to doswiadczenie sobie
                                                    chwale. mysle, ze na tamtym etapie na nic innego nie bylo mnie stac. choc oczywiscie mozliwe, ze popelnilam wielki blad porzucajac terapie zamiast kretych sciezek.
                                                    spotkalam sie z opinia, iz platna terapia/ droga terapia mocniej dopinguje do zmiany. ale terapia moze byc chyba nadzorowana podroza w glab siebie, i jako taka nie powinna byc dostepna tylko dla bogatych, nie?
                                                    ---
                                                    loj, nie chodzi o te dzieci tylko, choc przyznam ze mnie mecza bardzo i bardzo malo interesuja, lubie chyba tylko te spokojne, dziwne dzieci ( pewnie z takim sie utozsamiam). chodzi o klimat mieszczanskiej niedzieli. tego nie trawie. poklepywania sie bo napasionym brzuchu przy amerykanskim filmie familijnym. swiata w ktorym wazne jest aby dobrze zaprezentowac swoja pozycje spoleczna sasiadom. tego kurzego swiata nie kocham. moze nie rozumiem, moze jest dla mnie zbyt obcy.
                                                    ---
                                                    "Tak, ale tu sie konczy rozmowa. O wierze nie ma sensu dyskutowac."
                                                    ale o przekonaniach dyskutowac jest sens, jak najbardziej. tylko bez tej calej zacieklosci z jaka walczy sie o prawde.
                                                    ---
                                                    "Znalam tez kilka nawiedzonych ciotek w stylu niektorych z
                                                    tego forum, ktore z przejeciem opowiadaly o swoich tripach i
                                                    budowaly im cos w rodzaju kapliczek, opowiadajac przy byle okazji o
                                                    swojej za nimi tesknocie."
                                                    to ich swiat, to ich ideal, one w to wierza, wierza ze innym tez byloby w tym stanie dobrze. ja potrafie sie tak rozgaworzyc o zyciu kotow spod bloku i wdzieczna jestem, ze sa tacy co pozwalaja mi snuc opowiesc. i nie tylko o kotach. snuje tez swoje tezy, swoje przekonania udowadniac chce co i rusz. i o sobie uwielbiam nawijac,co na pewno nie uszlo twojej uwadze...
                                                    fajnie miec kogos kogo twoja baja wciaga, kto zyja taka sama lub chocby podobna baja, to wzmacnia poczucie prawdziwosci bai. a jak juz ma sie jakas bande, fajnie spotkac inna bande, by w toku wymiany pogladow, gimnastykowac umysl jak sredniowieczny zakon marii.
                                                    ---
                                                    "Tydzien to maksimum, jakie i ja, i on mozemy wytrzymac." a co sie dzieje po tygodniu?
                                                    -
                                                  • bene_gesserit Re: rutyna? 05.04.08, 02:16
                                                    szarylemur napisała:

                                                    > mysle jednak ze niezle sie wykpilas porownaniem axela do tego, co
                                                    odchodzi, bo
                                                    > wczesniej czy pozniej ma dosc kazdej grupy ;)
                                                    > dla mnie axel to ten co nawet nie sprobowal naruszyc swojego
                                                    mieszczanskiego be
                                                    > zpieczenstwa.

                                                    A dla mnie kims, kto mial odwage grupie powiedziec, zeby sie
                                                    walili. Kims, kto uznal, ze jest mieszczanski, w odroznieniu od
                                                    tych wszystkich takich odwaznych i przeoffowych ludzi.

                                                    > chociaz, fakt wszyscy oni mieli problem z byciem idiota naprawde,
                                                    z zaryzykowan
                                                    > iem ustalonej pozycji spolecznej. nie mowie , ze ja bym nie
                                                    miala ... :)

                                                    Mi sie idioci z jakiejs tam strony wydawali banda hipokrytow.
                                                    To nie byla droga bez powrotu. Moze z klopotami, ale mogli sie
                                                    otrzepac i wrocic do przyzwoitego, mieszczanskiego zycia. Imo to
                                                    nie bylo doswiadczenie totalne, jak z tego twojego klipu.

                                                    > dla mnie " pi " jest swietne, moje. widzialam to moze ze dwa razy
                                                    i nie mam och
                                                    > oty widziec wiecej jak na razie, ale to bylo to.
                                                    > obsesja zbawczej prawdy...

                                                    He he.
                                                    Kiedy ja bylam w twoim wieku, tez tak mialam. Obecnie zadowalam sie
                                                    wiara i nie jest to takie zle.

                                                    > ja niby przepraszalam panstwa za zachowanie kolegi i odciagalam
                                                    go od sto
                                                    > lika, ale w duchu wylam ze smiechu w ekstazie. dlaczego on to
                                                    robil? hmm, chyba
                                                    > lubil przekraczac granice, bawilo go to.
                                                    > po pewnym czasie i mi zdarzalo sie pozwolic sobie na cos "wysoce
                                                    niestosownego"
                                                    > , dziwnego, idiotycznego. ciesze sie z tego jak cholera :)

                                                    Moze mala smialosc moich wyglupow wynika z tego, ze nie mam ochoty
                                                    przekraczac cudzych granic. Fajnie jest poobserwowac ludzkie
                                                    zmieszanie, kiedy im sie wydaje, ze kolo nich siedzi wariatka, ale
                                                    niefajnie jest miec cudzy kciuk w ulubionej zupie. Byc moze mnie to
                                                    ogranicza, ale nie uwazam, ze powinnam to zmieniac na razie.
                                                    Moze na starosc nabiore ochoty.

                                                    > tj, zamiast pracowac na zmiane w sobie, na wyprostowanie sciezek,
                                                    szlam coraz d
                                                    > alej i dalej, a jej plakalam jak to mi zle. ale i to
                                                    doswiadczenie sobie
                                                    > chwale. mysle, ze na tamtym etapie na nic innego nie bylo mnie
                                                    stac.

                                                    I bardzo dobrze uwazasz. Zly to terapeuta, ktory pogania klienta
                                                    albo cos w tym stylu.

                                                    choc oczy
                                                    > wiscie mozliwe, ze popelnilam wielki blad porzucajac terapie
                                                    zamiast kretych sc
                                                    > iezek.

                                                    Terapia ma to do siebie, ze zawsze mozna do niej wrocic.

                                                    > spotkalam sie z opinia, iz platna terapia/ droga terapia mocniej
                                                    dopinguje do z
                                                    > miany. ale terapia moze byc chyba nadzorowana podroza w glab
                                                    siebie, i jako tak
                                                    > a nie powinna byc dostepna tylko dla bogatych, nie?

                                                    Mysle, ze terapia powinna byc platna, niekoniecznie duzo, ale w
                                                    ogole - tak. To wyrownuje stosunki i przypomina o handlowosci
                                                    ukladu, co imo jest bardzo zdrowe.

                                                    > loj, nie chodzi o te dzieci tylko, choc przyznam ze mnie mecza
                                                    bardzo i bardzo
                                                    > malo interesuja, lubie chyba tylko te spokojne, dziwne dzieci (
                                                    pewnie z takim
                                                    > sie utozsamiam). chodzi o klimat mieszczanskiej niedzieli. tego
                                                    nie trawie. pok
                                                    > lepywania sie bo napasionym brzuchu przy amerykanskim filmie
                                                    familijnym. swiata
                                                    > w ktorym wazne jest aby dobrze zaprezentowac swoja pozycje
                                                    spoleczna sasiadom.
                                                    > tego kurzego swiata nie kocham. moze nie rozumiem, moze jest dla
                                                    mnie zbyt obc
                                                    > y.

                                                    Wiem, z tymi dziecmi to jest przyklad tylko, ze wszystko moze sie
                                                    zmienic, i to niespodziewanie (bo moj obecny stosunek do dzieci to
                                                    nie byla sprawa, ktora przepracowywalam, tylko pojawil sie jako
                                                    skutek uboczny). Trzask prask i bedziesz sie z zyczliwym usmiechem
                                                    przygladac tym okraglym panom i ich rozowym malzonkom, z werwa
                                                    opowiadajacym im ostatni odcinek serialu, ktory przegapili.

                                                    Czasem mam takie dni, ze ludzie mnie normalnie zachwycaja, ale
                                                    tylko czasem.

                                                    > to ich swiat, to ich ideal, one w to wierza, wierza ze innym tez
                                                    byloby w tym s
                                                    > tanie dobrze.

                                                    Nienie, to bylo cos innego, taka dziwna cecha, ktora ja
                                                    nazywam 'pragnieniem bycia niezwykla', taki specyficzny rodzaj
                                                    egzaltacji. Jak bylam na takich pol szamanskich, pol
                                                    hellingerowskich warsztatach, to zauwazylam cicha rywalizacje
                                                    miedzy uczestnikami, ktory bedzie mial trudniejsze ustawienie,
                                                    ktoremu bedzie sie dziwniej dzialo. Tez sie w to wkrecilam :)
                                                    Opowiadanie przy kazdej okazji o tym, jakie cudowne stany ma sie
                                                    podczas medytacji, albo ze sie mialo wizje z boginia Kali, albo ze
                                                    sie ma prorocze sny drazni mnie niebywale.

                                                    ja potrafie sie tak rozgaworzyc o zyciu kotow spod bloku i wdziec
                                                    > zna jestem, ze sa tacy co pozwalaja mi snuc opowiesc. i nie tylko
                                                    o kotach. snu
                                                    > je tez swoje tezy, swoje przekonania udowadniac chce co i rusz. i
                                                    o sobie uwiel
                                                    > biam nawijac,co na pewno nie uszlo twojej uwadze...
                                                    > fajnie miec kogos kogo twoja baja wciaga, kto zyja taka sama lub
                                                    chocby podobna
                                                    > baja, to wzmacnia poczucie prawdziwosci bai. a jak juz ma sie
                                                    jakas bande, faj
                                                    > nie spotkac inna bande, by w toku wymiany pogladow, gimnastykowac
                                                    umysl jak sre
                                                    > dniowieczny zakon marii.

                                                    Tak, ale to co innego. Ciebie wkreca to, co cie interesuje dla
                                                    samego faktu zainteresowania tematem, nawiedzone specjalistki od
                                                    proroczych snow sa imo zainteresowanie byciem 'taka inna', a sny,
                                                    wizje i lewitacja sa dla nich srodkiem do tego wlasnie celu. To
                                                    wyscig szczurow w wersji uduchowionej.

                                                    > "Tydzien to maksimum, jakie i ja, i on mozemy wytrzymac." a co
                                                    sie dzieje po ty
                                                    > godniu?

                                                    Po tygodniu mamy ochote pojsc do kina, do ktorejs z ulubionych
                                                    kawiarni i nawzajem wyrzucamy sobie, zesmy znowu przyjechali w
                                                    miejsce, w ktorym nie mozna kupic gazety do sniadania.

                                                    > dawaj opowiesc o nawiedzonej dredatej z rejnbol, please !!!
                                                    > czy rzeczy, ktorych nie doswiadczylas osobiscie, postrzegasz
                                                    przez pryzmat sym
                                                    > patii/ antypatii wobec osob, ktore ci o nich opowiadaja?
                                                    > anyway, dawaj opowiesc dredatej, zeby juz ostrze...

                                                    Nie, chodzi o to, ze znajac gust innych moge sie ustosunkowac
                                                    posrednio do tego, co ich zachwyca albo nie. Np my z siostra mamy
                                                    taki sam gust filmowy, wiec mozemy sobie filmy polecac w ciemno,
                                                    bez czytania recenzji. A z Ewa bylo tak, ze wiedzialam, iz to, co
                                                    ona opisywala z ekstatycznym zachwytem mi sie nie spodoba. I tak
                                                    bylo z rejnbol. Jej opowiesc jakby wyjeta zywcem z jakiegos
                                                    amerykanskiego dokumentu o dzieciach kwiatach skupiala sie na
                                                    kapielach nago przy swietle ksiezyca, niezobowiazujacym seksie z
                                                    nieznajomymi za to bez zabezpieczen w krzakach i ogolnej atmosferze
                                                    milosci-do-wyrzygania.

                                                    Taki byl film Percy'ego Aldona z przecudowna Marianne Szlagecostam,
                                                    Bagdad Cafe, w ktorej zrownowazona Marianne zaprzyjaznia sie ze
                                                    swirnieta wlascicielka podupadlego motelu i kawiarni dla tirowcow
                                                    na pustyni, i one razem urzadzaja zycie okolicznym dziwakom i
                                                    wyrzutkom. W pewnym momencie wszystkim zaczyna byc tak dobrze, ze
                                                    piekna i wystepna tatuazystka pakuje swoje ekscentryczne stroje i
                                                    wyjezdza. Ciagnac walizy i brnac w szpilkach przez piasek, cedzi z
                                                    zalem 'za duzo tu harmonii'.
                                                    Jesli bym pojechala na rejnboł, to po to, zeby im tam urzadzic
                                                    idiotow mojego zycia. Hehe.

                                                    Czulko, oby twoje sny nie okazaly sie prorocze ;)
                                                  • szarylemur have you seen my donkey? 05.04.08, 04:01
                                                    axel.
                                                    "A dla mnie kims, kto mial odwage grupie powiedziec, zeby sie
                                                    walili. Kims, kto uznal, ze jest mieszczanski, w odroznieniu od
                                                    tych wszystkich takich odwaznych i przeoffowych ludzi.'
                                                    ok, ale przeciez zostal idiota po to by pokazac wlasnie jak bardzo niemieszczanski jest...
                                                    moim zdaniem, idiotyzmu na powaznie wybrac sie przestraszyl i tyle.
                                                    inaczej: w trakcie eksperymentu doszedl do wniosku, ze eksperymentow juz wystarczy, kiedy zaczelu dotyczyc jego prywatnego zycia, a nie prywatnego zycia innych ludzi. kiedy zaczelo sie robic goraco, uznal, ze woli jednak inna grupe - ta wobec ktorej bunt doprowadzil go do domku idiotow.

                                                    "Mi sie idioci z jakiejs tam strony wydawali banda hipokrytow.
                                                    To nie byla droga bez powrotu. Moze z klopotami, ale mogli sie
                                                    otrzepac i wrocic do przyzwoitego, mieszczanskiego zycia. Imo to
                                                    nie bylo doswiadczenie totalne, jak z tego twojego klipu."
                                                    hmm, stawiam zaklad ze ten facet z klipu oddalby wszystko za to, zeby jego doswiadczenie nie bylo az takie totalne, bezpowrotne.
                                                    postawienie na szali wlasnego zycia * chocby zycia spolecznego* raczej nie jest kwestia swobodnego wyboru. w otchlanie sie nie skacze, jesli widzi sie inne wyjscie z sytuacji, raczej.

                                                    "Kiedy ja bylam w twoim wieku, tez tak mialam." och, prosze, bez takich ;) jasne, ze trzeba w cos wierzyc, tak jest latwiej, tak jest skuteczniej. czasem jest to po prostu konieczne.
                                                    ja na pewno tez w cos wierze, tylko jakos niekonkretne mi sie to wydaje. byc moze dla jakiegos uwaznego obserwatora z zewnatrz jestem bardzo prosta do rozszyfrowania, byc moze ktos taki potrafilby wskazac mi moja wiare...

                                                    "Fajnie jest poobserwowac ludzkie
                                                    zmieszanie, kiedy im sie wydaje, ze kolo nich siedzi wariatka, ale
                                                    niefajnie jest miec cudzy kciuk w ulubionej zupie. Byc moze mnie to
                                                    ogranicza, ale nie uwazam, ze powinnam to zmieniac na razie.
                                                    Moze na starosc nabiore ochoty."

                                                    wszystko jest wzgledne, ma swoje plusy i minusy. wsadzanie ludziom brudnych rak do zupy to - jak dla mnie - nic szczegolnie agresywnego, wyglup, taki maly thrill, nieszkodliwy, no ale potem ma sie ochote przekraczac coraz dalsze granice. na ogol tez, kiedy nie respektuje sie cudzych granic, pozwala sie innym przekraczac swoje wlasne az do punktu kiedy naprawde cos sie czuje, czyli stawia sie siebie i innych w dosc dramatycznych sytuacjach. ' w czerwonych szpilkach bez szpilek, ofiarowanych mi przez jakas dziwke w tgv, stanalem pod blokiem moich rodzicow, znow z niczym... kiedy uswiadomilem sobie ze bede musial spojrzec w oczy matce, rzewnie zaplakalem".
                                                    ---
                                                    "Trzask prask i bedziesz sie z zyczliwym usmiechem
                                                    przygladac tym okraglym panom i ich rozowym malzonkom, z werwa
                                                    opowiadajacym im ostatni odcinek serialu, ktory przegapili."
                                                    ja czasem odnajduje swoja nisze w tym swiecie, kiedy poznam blizej rozowa pania czy pana, jakies tematy do rozmow znajduje, ale jako ogol stanowia cos na ksztalt obcej rasy. po co mialabym przygladac sie im z zyczliwym usmiechem? hmm, jakos sobie tego dzis nie wyobrazam. czy mozesz napisac na ten temat nieco wiecej?
                                                    ===
                                                    "Opowiadanie przy kazdej okazji o tym, jakie cudowne stany ma sie
                                                    podczas medytacji, albo ze sie mialo wizje z boginia Kali, albo ze
                                                    sie ma prorocze sny drazni mnie niebywale."
                                                    mistyczne kolo gospodyn wiejskich, gdzie kazda chwali sie swoimi niebywale wyrosnietymi, naturalnymi ciastami?
                                                    AMBICJA jest w chyba kazdym z nas, pragnienie bycia w czyms dobrym, najlepszym. byc najszybszym szybkobiegaczem, najcwanszym biznesmenem, byc najpiekniejsza modelka, miec najzdolniejsze cudowne dziecko, byc najmadrzejszym filozofem, najcudowniejszym cudotworca, uwodzicielem ktoremu nawet drzewo sie nie oprze, byc najswietsza swieta i najokrutniejszym tyranem. najlepiej lepic pierogi, najladniej rysowac, najwytrwalej lezec na szpilkach, przeklinac najodrynarniej, posiadac najwieksza kolejkcje najwybitniejszych dziel sztuki, byc najskromnijeszym ze skromnych.
                                                    cokolwiek, ze tak znow stotalizuje...
                                                    a najciekawsza jest powszechnosc z jaka zawyzamy wartosc tego w czym jestesmy dobrzy a deprecjonujemy walor tego w czym dobrzy sa inni.
                                                    jedna z technik manipulacji perspektywa, " skuteczny power pozytywnego myslenia" ???
                                                    mnie drazni wlasnie to przecenianie wlasnych a niedocenianie cudzych wartosci. ale jako aspirujaca obecnie do tytulu najsprawiedliwszej wsrod sprawiedliwych powiem: tak, ja tez tak miewam lub po prostu mam.

                                                    "wyscig szczurow w wersji uduchowionej." dobre :)
                                                    da sie ustac w tym biegu, czy mozliwa jest tylko zmiana toru, marchewki?
                                                    a moze chodzi ci o to, ze akurat w dziedzinie duchowosci czegos takiego byc nie powinno?
                                                    ---
                                                    " po tygodniu..." to moze warto byloby jakos przeczekac ten narkotyczny glod cywilizacji, moze byloby to ciekawe doswiadczenie, zobaczyc, co tam jest dalej za zakretem?
                                                    ---
                                                    " rejnbol"
                                                    powiem tyle: pojedz i przekonaj sie sama.
                                                    tylko nie zapomnij dobrze sie wyekwipowac na te okazje, bo prawdziwa przymusowa asceza zabija wiare w komunistyczna utopie. aha, i psa zostaw w domu, bo " psow mialo nie byc", wiec moze pasc z glodu jesli sam sobie czegos nie upoluje. ogolnie, przygotuj sie bardzo rozwaznie na to lono dzikiej natury, jesli sen o utopii ma przetrwac. szczypta stosownej stylistyki w walizce nie zawadzi.
                                                    poza wszystkim, bardzo ciekawe doswiadczenie...
                                                    choc o harmonii w moim i moich znajomych wypadku nie bylo mowy. za bardzo idealistycznie, by nie powiedziec " pasozytniczo' podeszlismy do tej sprawy.
                                                    rozbawil mnie framgment z bloga jakiegos:" Gdy podchodzisz do jednego ogniska i częstują Cię herbatą, przy drugim częstują Cię też ciapatami i tak przy każdym, które napotkasz na twoim wieczornym spacerze. Co zrobisz gdy rozpalisz swe własne ognisko? Jeśli masz otwarte serce i szybko się uczysz zrobisz herbatę ,skręcisz dżointa, zrobisz jedzenie itp. Wszystko po to by ugościć każdego kto do Ciebie zawita. Tak nauczyłeś się gościnności i teraz czujesz jakie to wspaniałe." positi.blogspot.com/2007/08/rainbow-festiwal_24.html
                                                    zaiste, wspaniale. jak widza ze nic nie masz, krag zyczliwych sie znacznie zaweza, takze na rainbow :)))
                                                    "Jesli bym pojechala na rejnboł, to po to, zeby im tam urzadzic
                                                    idiotow mojego zycia. Hehe."
                                                    sporo tam takich idiotow, ale mysle ze - wbrew pozorom - z szokowaniem nie byloby az tak trudno.
                                                    tylko inaczej , np szampon pod prysznic i frenetyczne spazmy gdy chca ci go odebrac.
                                                    hmm, taki " idiota " moglby ladnie pokazac caly ten schemat ... ale czy oni nie maja prawa do swojej baji?
                                                    ---
                                                    jakie moje sny?

                                                    sciskam
                                                  • bene_gesserit Re: have you seen my donkey? 06.04.08, 01:24
                                                    szarylemur napisała:

                                                    > ok, ale przeciez zostal idiota po to by pokazac wlasnie jak
                                                    bardzo niemieszczan
                                                    > ski jest...
                                                    > moim zdaniem, idiotyzmu na powaznie wybrac sie przestraszyl i
                                                    tyle.
                                                    > inaczej: w trakcie eksperymentu doszedl do wniosku, ze
                                                    eksperymentow juz wystar
                                                    > czy, kiedy zaczelu dotyczyc jego prywatnego zycia, a nie
                                                    prywatnego zycia innyc
                                                    > h ludzi. kiedy zaczelo sie robic goraco, uznal, ze woli jednak
                                                    inna grupe - ta
                                                    > wobec ktorej bunt doprowadzil go do domku idiotow.

                                                    To jest punkt widzenia jak najbardziej uprawniony.
                                                    Ale mozna jeszcze powiedziec, ze facet mial jaja i odwage, zeby
                                                    wycofac sie z tego, co mu nie pasowalo. Z jednej strony straszny
                                                    mieszczanski swiat, zycie w burzujskim smrodku, z drugiej -
                                                    szalenie awangardowe, odwazne zachowania i poczucie ultrafajnosci.
                                                    Mysle, ze na pewien pokretny sposob mozna jego rejterade
                                                    zinterpretowac jako akt odwagi. "OK, nie jestem i nie bede fajny i
                                                    taki supercool jak wy, zegnam".

                                                    > hmm, stawiam zaklad ze ten facet z klipu oddalby wszystko za to,
                                                    zeby jego dosw
                                                    > iadczenie nie bylo az takie totalne, bezpowrotne.
                                                    > postawienie na szali wlasnego zycia * chocby zycia spolecznego*
                                                    raczej nie jest
                                                    > kwestia swobodnego wyboru. w otchlanie sie nie skacze, jesli
                                                    widzi sie inne wy
                                                    > jscie z sytuacji, raczej.

                                                    No tak, ale co to za przekraczanie granic, jesli ma sie w odwodzie
                                                    bezpieczne, spokojne zycie, do ktorego mozna wrocic?

                                                    > "Kiedy ja bylam w twoim wieku, tez tak mialam." och, prosze, bez
                                                    takich ;)

                                                    Hehehe.

                                                    jasn
                                                    > e, ze trzeba w cos wierzyc, tak jest latwiej, tak jest
                                                    skuteczniej. czasem jest
                                                    > to po prostu konieczne.

                                                    Mnie po prostu moja wiara jakos tak sama odnalazla, specjalnie sie
                                                    nie wysilalam. To sie wszystko dzieje poza mna.

                                                    > wszystko jest wzgledne, ma swoje plusy i minusy. wsadzanie
                                                    ludziom brudnych rak
                                                    > do zupy to - jak dla mnie - nic szczegolnie agresywnego, wyglup,
                                                    taki maly thr
                                                    > ill, nieszkodliwy, no ale potem ma sie ochote przekraczac coraz
                                                    dalsze granice.

                                                    No wlasnie, to jest spora pokusa, pare razy ja poczulam. Taka
                                                    roztrenowana umiejetnosc idioty daje duza wladze.
                                                    Wczoraj przeczytalam w gazecie, ze Rosjanie maja takie
                                                    okreslenie 'pandrioszka'. To cos pomiedzy puszka Pandory a lalkami-
                                                    matrioszkami. Jedna puszka w drugiej, i na dodatek w kazdej cos
                                                    gorszego od tego, co w tej wiekszej bylo.

                                                    > na ogol tez, kiedy nie respektuje sie cudzych granic, pozwala sie
                                                    innym przekr
                                                    > aczac swoje wlasne az do punktu kiedy naprawde cos sie czuje,
                                                    czyli stawia sie
                                                    > siebie i innych w dosc dramatycznych sytuacjach.

                                                    No tak, nie pomyslalam o tym, ze takie cos moze powodowac, ze
                                                    potrzebuje sie coraz mocniejszych bodzcow w obie strony, a to
                                                    skazuje na samotnosc albo jakies stracencze akcje.

                                                    > ja czasem odnajduje swoja nisze w tym swiecie, kiedy poznam
                                                    blizej rozowa pania
                                                    > czy pana, jakies tematy do rozmow znajduje, ale jako ogol
                                                    stanowia cos na kszt
                                                    > alt obcej rasy. po co mialabym przygladac sie im z zyczliwym
                                                    usmiechem? hmm, ja
                                                    > kos sobie tego dzis nie wyobrazam. czy mozesz napisac na ten
                                                    temat nieco wiecej
                                                    > ?

                                                    Ludzie w tym, co nas tak mierzi (estetycznie, nie etycznie) moga
                                                    byc ladni. Wchodze w te ich estetyke i odnajduje cos, co we mnie
                                                    oddzwieka. Nie chodzi o umiejetnosc prowadzenia salonowych
                                                    konwersacji, ale o takie zyczliwe uznanie ich swiata.

                                                    > mistyczne kolo gospodyn wiejskich, gdzie kazda chwali sie swoimi
                                                    niebywale wyro
                                                    > snietymi, naturalnymi ciastami?
                                                    > AMBICJA jest w chyba kazdym z nas,

                                                    Nie pisalam o ambicji.
                                                    Tu znowu wchodzi model Wilbera - ludzie, ktorzy traktuja duchowosc
                                                    jako sposob na 'jazde' i udowodnienie sobie czegos (ze moga, ze sa
                                                    lepsi od innych, ze sa tacy inni od innych) nie poprzerabiali
                                                    podstawowych rzeczy na pierwszym poziomie. Najczesciej nie ostukali
                                                    swojego poczucia wartosci. Duchowosc to nie jest dobry sposob na
                                                    zalatwienie swoich kompleksow, bo ich sie zalatwic w ten sposob nie
                                                    da, to jest karmienie czarnej nienazartej dziury.

                                                    > a najciekawsza jest powszechnosc z jaka zawyzamy wartosc tego w
                                                    czym jestesmy d
                                                    > obrzy a deprecjonujemy walor tego w czym dobrzy sa inni.
                                                    > jedna z technik manipulacji perspektywa, " skuteczny power
                                                    pozytywnego myslen
                                                    > ia" ???
                                                    > mnie drazni wlasnie to przecenianie wlasnych a niedocenianie
                                                    cudzych wartosci.

                                                    Tak? Czesto tez robimy dokladnie odwrotnie.

                                                    > "wyscig szczurow w wersji uduchowionej." dobre :)
                                                    > da sie ustac w tym biegu, czy mozliwa jest tylko zmiana toru,
                                                    marchewki?
                                                    > a moze chodzi ci o to, ze akurat w dziedzinie duchowosci czegos
                                                    takiego byc nie
                                                    > powinno?

                                                    Juz napisalam powyzej, co mi w tym nie pasuje.
                                                    A tego byc nie powinno, bo moze sie naprawde fatalnie skonczyc.
                                                    Ktos niedojrzaly, emocjonalnie pospinany i z fatalnym poczuciem na
                                                    swoj temat dostaje do reki potezne zabawki - medytacje, sracje,
                                                    polroczny pobyt w klasztorze w Tybecie czy cos w tym stylu. Rozne
                                                    zabawy energia, dlubania sobie i innym w aurze czy w co sie tam
                                                    wierzy.
                                                    Kiedys rozwoj duchowy byl superwizorowany, a kolejne wtajemniczenia
                                                    rozdzielaly od siebie lata. Teraz to sobie mozna po prostu kupic. I
                                                    jesli sie nie trafi na odpowiedzialnego sprzedawce, mozna sie
                                                    przejechac, na przyklad do wariatkowa.

                                                    > " po tygodniu..." to moze warto byloby jakos przeczekac ten
                                                    narkotyczny glod cy
                                                    > wilizacji, moze byloby to ciekawe doswiadczenie, zobaczyc, co tam
                                                    jest dalej za
                                                    > zakretem?

                                                    Za zakretem jest moja tesknota za dlubaniem w ziemi, ja to wiem.
                                                    Geny po chlopskich przodkach - uwielbiam pielic, sadzic, przerywac
                                                    marchewke i wynajdywac ekologiczne pulapki na krety. Z drugiej
                                                    strony uwielbiam duze miasta, z ich nerwowym rytmem, gestą zabudową
                                                    i wszyskimi pokusami, ktore oferuja. Wiec litania marzen o wlasnym
                                                    przydomowym ogrodzie koncza sie 'ale zeby byl w centrum Wawy'.

                                                    > " rejnbol"
                                                    > powiem tyle: pojedz i przekonaj sie sama.

                                                    Nie wiem, twoj opis tez nie wyglada zachecajaco. Raczej
                                                    odstreczajaco, jak kolko rozancowe hipokrytow :)
                                                    Ja klimaty siostro-bracie-wez-spadaj zaliczylam na pielgrzymce, a i
                                                    prymitywizm koczowania tu i tam rowniez mam zaliczony, wiec
                                                    dziekuje, ale nigdy w zyciu.

                                                    > sporo tam takich idiotow, ale mysle ze - wbrew pozorom - z
                                                    szokowaniem nie bylo
                                                    > by az tak trudno.

                                                    Wiem :)
                                                    Znajomych Ewy - a przez jej dom przewalala sie kupa fajnychludzi -
                                                    szokowalam dobrymi manierami, ktore na ich czesc dodatkowo
                                                    krochmalilam. Ona sie mnie czasem strasznie wstydzila przez to :)

                                                    > hmm, taki " idiota " moglby ladnie pokazac caly ten schemat ...
                                                    ale czy oni nie
                                                    > maja prawa do swojej baji?

                                                    A czy ja bym im ja zabrala? Kto chce, ten bierze.

                                                    > ---
                                                    > jakie moje sny?

                                                    Jakies takie, jakie masz?
                                                    To byla aluzja do natchnionego watku z tego forum o tym, ze jedna
                                                    pani ma sny i 'czymze jest przyszlosc, skoro potrafie ja
                                                    przewidziec'. Hehe.

                                                    czulkiem
                                                  • szarylemur idioci 06.04.08, 03:49
                                                    az sobie obejrzalam kawalek od nowa:
                                                    " gdu tylko zaczyna troche bolec, zwijacie zagle"
                                                    stoffer stwierdza ze nie podchodza do bycia idiota powaznie, na co henrik
                                                    odpowiada ze jasne, mozemy spastykowac w domu, mozemy w pracy, inaczej to nie
                                                    mialoby sensu.
                                                    to kto bedzie pierwszy?
                                                    graja w butelke i wypada na axela.
                                                    axel ( zwroc uwage na jego mine): " mam spuscic cale moje zycie z woda w kiblu?"
                                                    katrine:" ta twoja krowa musi polubic siedzacego w tobie idiote"
                                                    axel: "nie moge".
                                                    sciska reke stoffera i wychodzi.
                                                    tak, W BARDZO POKRETNY sposob mozna zinterepretowac takie odejscie jako akt
                                                    odwagi. axel zdobywa sie na odwage wyznania ze oblal test na wiernosc deklaracjom
                                                    ( jakby grupa ultraawangardy umowila sie, ze ten na ktorego wypadnie, popelni
                                                    samobojstwo. x dosiada sie do koleczka, wypada na niego, x mowi: "nie, nie
                                                    moge". pytanie: jest rozsadny czy jest tchorzem? czy moze jest przebudzonym,
                                                    ktoremu wiele trzeba bylo aby dojsc do wniosku o tym, ze nie warto popelniac
                                                    samobojstwa? )
                                                    axel zdal sobie sprawe, ze to wszystko z czego drwil, jego domowa krowa/ zona i
                                                    bezsensowna praca, pogardzany STATUS SPOLECZNY liczy sie dla niego bardziej niz
                                                    sadzil. w tescie axela wyszlo, ze idiota chcial byc dopoki nie uswiadomil sobie
                                                    co to tak naprawde znaczy.
                                                    jasne, ze mial dosc grupy, pomyslow stoffera, kiedy zaczely kolidowac z jego
                                                    prywatnymi sprawami. ale - zwroc uwage - zanim doszedl do wniosku o wyzszej
                                                    wartosci mieszczanstwa nad idiotyzmem, mieszczanstwem pogardzal. nie wahal sie
                                                    wkladac brudnych paluchow do zupy jakiegos tam typa w restauracji, ale nie
                                                    odwazyl sie na cos takiego wobec szefa czy zony. pomysl stoffera uswiadomil
                                                    axelowi, ze nie podchodzil do calej sprawy na serio. jesli axel obrazil sie na
                                                    grupe to chyba tylko o to, ze byla swiadkiem odkrycia jego prawdziwego oblicza
                                                    ... tego nieultraawangardowego.
                                                    latwo bylo nasmiewac sie z nieznajomych, robic z siebie idiote bez praktycznie
                                                    zadnych powazniejszych konsekwencji, niemozliwe okazalo sie pokazac ze naprawde
                                                    ma sie w dupie co o tobie mysla ludzie.
                                                    nie winie go za to, ze " nie rzucil na szale eksperymentu' calego wlasnego
                                                    zycia, nie zdecydowal sie na doswiadczenie totalne.
                                                    ale nie robie tez z niego bohatera, ktory odwazyl sie porzucic sekte. mial
                                                    prawo, nikt go nie trzymal gdy odchodzil, tak samo jak nikt na sile nie wciagnal
                                                    go do bandy idiotow.
                                                    jasne, w miare doswiadczen zmieniaja sie nasze poglady, poznajemy samych siebie
                                                    lepiej. czasem okazuje sie, ze dalej nam z kims, czy z grupa nie po drodze. ale
                                                    jesli grupa, z ktora sie juz nie zgadzamy, konsekwentnie wypelnia program, ktory
                                                    na poczatku nam sie podobal, ktory traktowalismy jak wlasny, nie ma co mowic, ze
                                                    grupa jest be, nalezy raczej spokojnie przyznac ze nie przemyslelismy do konca
                                                    naszych deklaracji, ze nie jestesmy w stanie ich wypelnic i odejsc. bez zwalania
                                                    winy na grupe czy ogolna niechec do grup :)
                                                    oczywiscie masz racje, zawsze lepiej odejsc niz robic cos TYLKO dlatego ze
                                                    przysiegalo sie, ze sie cos zrobi.

                                                    "No tak, ale co to za przekraczanie granic, jesli ma sie w odwodzie
                                                    bezpieczne, spokojne zycie, do ktorego mozna wrocic? "

                                                    to fakultatywne przekraczanie granic, jak eksperyment idiotow. nadal mysle, ze w
                                                    prawdziwie totalne doswiadczenia wrzuca nas koniecznosc a nie wybor.
                                                    nazwij to rozsadkiem, nazwij to duchem buntu jednostki wobec zalozen grupy, ja
                                                    to nazwe atawizmem, bezwarunkowym odruchem instynktu przetrwania - malo kto
                                                    pojdzie w calkowita ciemnosc JESLI moze zawrocic jeszcze do swiatla, nawet
                                                    jesli nie jest to po platonsku prawdziwe swiatlo.
                                                    dopiero kiedy nie ma dokad wracac, mozna isc naprzod nie ogladajac sie za
                                                    siebie. inaczej zawsze jakas tam wygodna, przywiazana do tego co jakos tam
                                                    znane, oswojone, czesc nas odciaga od brzegu przepasci.
                                                    im wiecej masz, tym wiecej boisz sie stracic, dlatego twoje ryzyko jest tak
                                                    scisle kontrolowane, jest wlasciwie tylko gra, symbolicznym przekraczaniem
                                                    granic. jesli ma sie do czego wrocic przekraczanie granic jest wycieczka
                                                    krajoznawcza, rowniez pozyteczna.
                                                    ewentualnie moze okazac sie, ze przekraczanie kolejnych granic staje sie twoim
                                                    powolaniem/ uzaleznieniem. wychodzi na to samo, gdyz wowczas nawet jesli cos
                                                    masz, przestajesz nadawac temu znaczaca wartosc. ale to sa raczej odosobnione
                                                    przypadki, kiedy szukanie totalnych doswiadczen okazuje sie byc tym, co nadaje
                                                    twojemu zyciu sens. znakomita wiekszosc z nas wybierze raczej " ta swoja krowe"
                                                    i prace niz wiedze o tym, co NAPRAWDE jest za zakretem i jak to smakuje.
                                                    wiekszosc z nas jest mocno przywiazana do tego co zna, schematu, w ktorym wiedza
                                                    o tym, ze a powoduje b, daje mozliwosc planowania, poczucie bezpieczenstwa.
                                                    tylko nieliczni spluna na to wszystko, by przejsc na druga strone bez
                                                    jakiejkolwiek mapy. moze nie cenia zycia, moze ich zycie nie ma smaku zycia, a
                                                    moze brak im logicznej wyobrazni?
                                                    ---
                                                    "Ludzie w tym, co nas tak mierzi (estetycznie, nie etycznie) moga
                                                    byc ladni. Wchodze w te ich estetyke i odnajduje cos, co we mnie
                                                    oddzwieka. " wiem, ze moga. uznaje ich swiat i ich estetyke ( pisalam o tym
                                                    kilka postow temu), nie neguje szczerosci ich usmiechu . i wiem, ze jakies tam
                                                    podobienstwa, tozsamosci nawet miedzy mna a " nimi" sa. ale tylko tyle, zatracic
                                                    sie w tym swiecie kojarzy mi sie z wyssaniem powietrza z pluc. jedyna obecnie
                                                    opcja jest: ' oni' jako nurt glowny, ja na marginesie.
                                                    ---
                                                    "Duchowosc to nie jest dobry sposob na
                                                    zalatwienie swoich kompleksow, bo ich sie zalatwic w ten sposob nie
                                                    da, to jest karmienie czarnej nienazartej dziury."
                                                    ani duchowosc ani nowy mustang ani stworzenie nowego systemu filozoficznego ani
                                                    trojka slicznych dzieci ani wladza , nic w ogole nie zapelni czarnej
                                                    nienazartej dziury kompleksow, jesli taka istnieje.
                                                    zobacz:" Ktos niedojrzaly, emocjonalnie pospinany i z fatalnym poczuciem na
                                                    swoj temat dostaje do reki potezne zabawki" - wladze nad panstwem, male dziecko,
                                                    kupe kasy, katedre filozofii i zaczynaja sie niebezpieczne zabawy.
                                                    jasne, chodzi ci o to, ze pod przykrywka szlifowania duchowosci mozna sobie i
                                                    innym zrobic krzywde.
                                                    i o to, pewnie, zeby nie dawac mlotka do reki komu popadnie...
                                                    no, coz, wierzysz ze mozna uratowac kogos przed nim samym wbrew jego woli?
                                                    ja nie.
                                                    nie wszyscy chca wierzyc w piramide maslowa, zapewne dlatego ze ma taka duza
                                                    materialna podstawe...
                                                    moze wiec warto, mimo wszystko, dyskutowac, dyskutowac, dyskutowac...
                                                    a nieuchronne porazki przyjac ze stoicka pokora?
                                                    mi podobal sie jakos nauczyciel beatrix kiddo, ten siwowlosy okrutny azjata. co
                                                    myslisz o jego metodach wychowawczych ?
                                                    ---
                                                    nie bardzo lapie te twoje tesknoty za amiszami, prostym zyciem. po co ci one
                                                    kiedy uzalezniona jestes od zycia w wielkim miescie? czy trzymasz je w glowie
                                                    jako jakis cel "na potem", czy tylko cie rozpraszaja, czy jak?
                                                    ---
                                                    nie bede zatem namawiac cie wiecej na rainbow i w ogole na nic nie bede cie
                                                    namawiac, bo widze ze nie ma sensu.
                                                    co robisz ty aby przekonac kogos do sprobowania czegos co tobie wydaje sie godne
                                                    sprobowania?
                                                    ---
                                                    he he
                                                    miewam totalnie pokrecone sny, czasem tez prorocze. ale rzadko wprost. wierze,
                                                    ze sny sa inna wersja opowiesci o mnie, dlatego lubie je sobie rozpracowywac
                                                    czasami.
                                                    ty nie masz proroczych? eee, to slaba jestes ;)))
                                                    mysle, ze bierzesz udzial w wyscigu o duchowe laury, ale nie powiem ze jestem
                                                    tego pewna, bo nie chce cie wku..c, bo nie chce zebys krzyczala na mnie ;)
                                                    ---
                                                    czy bylabys w stanie/ zainteresowana przyblizeniem tematu anima/ animus?czytalam
                                                    co tam krociutko napisali o tym w wikipedii ang, i bardzo mnie zainteresowalo.
                                                    cztery poziomy animy/ usa.

                                                    pozdrawiam
                                                    mam zamiar obejrzec dzis powiekszenie
                                                  • bene_gesserit Re: idioci 07.04.08, 01:58
                                                    szarylemur napisała:

                                                    > az sobie obejrzalam kawalek od nowa:
                                                    ...
                                                    > ale nie robie tez z niego bohatera, ktory odwazyl sie porzucic
                                                    sekte. mial
                                                    > prawo, nikt go nie trzymal gdy odchodzil, tak samo jak nikt na
                                                    sile nie wciagna
                                                    > l
                                                    > go do bandy idiotow.

                                                    A to nie o tym pisalam, chociaz filmu w domu nie mam i nie zwroce
                                                    uwagi na miny. Pisalam o tym, ze gdyby ten facet zostal w grupie to
                                                    zostalby nie dlatego, ze to jest cos, czego _chce_on_, tylko zeby
                                                    kultywowac _zludzenie_ ze jest fajnym, wyluzowanym i odwaznym
                                                    kolezką. To jest inny rodzaj tchorzostwa.

                                                    > grupa jest be, nalezy raczej spokojnie przyznac ze nie
                                                    przemyslelismy do konca
                                                    > naszych deklaracji, ze nie jestesmy w stanie ich wypelnic i
                                                    odejsc. bez zwalani
                                                    > a
                                                    > winy na grupe czy ogolna niechec do grup :)

                                                    Nie moge sie zgodzic.
                                                    To tak, jakbys zakazywala rozwodow.
                                                    Poznalismy sie, bylo fajnie, zostalismy ze soba. W miedzyczasie
                                                    zesmy sie zmienili (albo doszli, ze jednak nie jestesmy tacy,
                                                    jacysmy sie sobie wydawali), ja poszlam w jedna strone on/grupa -
                                                    obok, albo w inna. Jaki jest sens kontynuowac taki zwiazek?
                                                    Mam na grupy wplywu uczulenie, bo w grupie trzeba sie wypstrykac z
                                                    tego, czego sie chce i zajac sie tym, czego chce grupa.

                                                    ...
                                                    > prawdziwie totalne doswiadczenia wrzuca nas koniecznosc a nie
                                                    wybor.
                                                    > nazwij to rozsadkiem, nazwij to duchem buntu jednostki wobec
                                                    zalozen grupy, ja
                                                    > to nazwe atawizmem, bezwarunkowym odruchem instynktu przetrwania -
                                                    malo kto
                                                    > pojdzie w calkowita ciemnosc JESLI moze zawrocic jeszcze do
                                                    swiatla, nawet
                                                    > jesli nie jest to po platonsku prawdziwe swiatlo.

                                                    Jasne. Ale czy wobec tego idioci byli prawdziwi czy tez byl to
                                                    rodzaj teatru?

                                                    > dopiero kiedy nie ma dokad wracac, mozna isc naprzod nie
                                                    ogladajac sie za
                                                    > siebie. inaczej zawsze jakas tam wygodna, przywiazana do tego co
                                                    jakos tam
                                                    > znane, oswojone, czesc nas odciaga od brzegu przepasci.

                                                    Rozumujac w kategoriach jakosci doswiadczenia, ktore bedzie
                                                    prawdziwsze - to z opcja powrotu czy to totalne?

                                                    ...
                                                    > znakomita wiekszosc z nas wybierze raczej " ta swoja krowe"
                                                    > i prace niz wiedze o tym, co NAPRAWDE jest za zakretem i jak to
                                                    smakuje.

                                                    Na wszystko jest czas.
                                                    Jesli wchodzimy w cos, co nie jest 'nasze', to mozemy sie poparzyc
                                                    raczej niz zyskac. Nie przekroczymy tez siebie samych - na wiedze
                                                    plynaca z doswiadczenia musimy byc przygotowani, inaczej guzik
                                                    zrozumiemy.

                                                    ...

                                                    > ale tylko tyle, zatracic
                                                    > sie w tym swiecie kojarzy mi sie z wyssaniem powietrza z pluc.
                                                    jedyna obecnie
                                                    > opcja jest: ' oni' jako nurt glowny, ja na marginesie.

                                                    No to moze wrzuce ci tu linka i zobaczymy, co z tego wyjdzie:
                                                    tnij.com/oDH0

                                                    > ani duchowosc ani nowy mustang ani stworzenie nowego systemu
                                                    filozoficznego ani
                                                    > trojka slicznych dzieci ani wladza , nic w ogole nie zapelni
                                                    czarnej
                                                    > nienazartej dziury kompleksow, jesli taka istnieje.

                                                    No tak, bo to jest poczucie wlasnej wartosci na zewnatrz, nie w
                                                    srodku. Wlasnie o tym pisze ja.

                                                    > no, coz, wierzysz ze mozna uratowac kogos przed nim samym wbrew
                                                    jego woli?
                                                    > ja nie.

                                                    Wierze, ze mozna komus czasem specjalnie przekluc balonik, albo ze
                                                    mozna mimowolnie zainspirowac. W taki czy inny sposob wywrzec
                                                    zbawienny wplyw na innych.
                                                    Kiedy ja poszlam na terapie, w ciagu trzech nastepnych lat 4 moje
                                                    przyjaciolki tez to zrobily :)

                                                    > nie wszyscy chca wierzyc w piramide maslowa, zapewne dlatego ze
                                                    ma taka duza
                                                    > materialna podstawe...

                                                    Tu wiara nie ma nic do rzeczy, bo to jest wiedza.

                                                    > moze wiec warto, mimo wszystko, dyskutowac, dyskutowac,
                                                    dyskutowac...
                                                    > a nieuchronne porazki przyjac ze stoicka pokora?

                                                    A czy my w ogole mamy inne wyjscie, ja sie pytam.

                                                    > mi podobal sie jakos nauczyciel , ten siwowlosy okrutny azjata. co
                                                    > myslisz o jego metodach wychowawczych ?

                                                    Nie widzialam tego i chyba nie chce. Kino nie cieszy mnie juz tak
                                                    jak kiedys, khe khe.

                                                    > nie bardzo lapie te twoje tesknoty za amiszami, prostym zyciem.
                                                    po co ci one
                                                    > kiedy uzalezniona jestes od zycia w wielkim miescie? czy trzymasz
                                                    je w glowie
                                                    > jako jakis cel "na potem", czy tylko cie rozpraszaja, czy jak?

                                                    Tak jakbym miala jakis wybor.
                                                    Jestem tragicznie, hamletowsko rozdarta miedzy rozne chcenia, nie
                                                    ma dla mnie miejsca idealnego, a ty sie pytasz, po co mi to. To
                                                    krzyz, ktory musze niesc, pokuta jakas karmiczna.

                                                    ;)))

                                                    > co robisz ty aby przekonac kogos do sprobowania czegos co tobie
                                                    wydaje sie godn
                                                    > e
                                                    > sprobowania?

                                                    Promieniuje entuzjazmem na zadany temat. Zdaje sie, ze wychodzi mi
                                                    to przeswietnie.

                                                    > miewam totalnie pokrecone sny, czasem tez prorocze. ale rzadko
                                                    wprost. wierze,
                                                    > ze sny sa inna wersja opowiesci o mnie, dlatego lubie je sobie
                                                    rozpracowywac
                                                    > czasami.
                                                    > ty nie masz proroczych? eee, to slaba jestes ;)))

                                                    Nie mam, bo nie chce. To glupie miec prorocze sny ;)))

                                                    > mysle, ze bierzesz udzial w wyscigu o duchowe laury, ale nie
                                                    powiem ze jestem
                                                    > tego pewna, bo nie chce cie wku..c, bo nie chce zebys krzyczala
                                                    na mnie ;)

                                                    A guzik!
                                                    Tamte historie z wariatami, warsztatami, ustawieniami i wogle
                                                    jechaniem czolgiem po duszy to sa stare historie. Sprzed dobrych
                                                    paru lat. Teraz czytam glownie ksiazki kucharskie, przy prasowaniu
                                                    ogladam tv i konsumuje owoce mojej ciezkiej pracy. Zaden wyscig -
                                                    meta.

                                                    > czy bylabys w stanie/ zainteresowana przyblizeniem tematu anima/
                                                    animus?czytala
                                                    > m
                                                    > co tam krociutko napisali o tym w wikipedii ang, i bardzo mnie
                                                    zainteresowalo.
                                                    > cztery poziomy animy/ usa.

                                                    On/a ma jeden poziom. (z tymi poziomami to moze zrobie rysunek w
                                                    paincie i ci wysle poczta, to moze wszystko stanie sie bardziej
                                                    zrozumiale, ale najpierw musze ksiazke w tym burdlu odkopac -
                                                    wlasnie probowalam i nie dalo sie, chociaz mam wrazenie, ze jest
                                                    gdzies z wierzchu).


                                                    [W tym miejscu przez pol godziny, zaczynajac kilkakrotnie
                                                    probowalam jasno opisac, o co chodzi z archetypami, Cieniem,
                                                    Persona, Animusem i Anima, ale nic z tego - nie potrafie i ciagle
                                                    mi sie wyczerpuje limit znakow. Moze sobie sama poryj swoim
                                                    lemurzym noskiem i jakbym ci sie w tym ryciu nasunelo jakies
                                                    pytanie lub watpliwosc, to pomoge w miare moich niezaduzych
                                                    mozliwosci]


                                                    czulko - i jak powiekszenie?
                                                  • szarylemur Re: idioci 07.04.08, 02:53
                                                    leb mi urywa bol glowy ale napisze

                                                    "Nie moge sie zgodzic.
                                                    To tak, jakbys zakazywala rozwodow.
                                                    Poznalismy sie, bylo fajnie, zostalismy ze soba. W miedzyczasie
                                                    zesmy sie zmienili (albo doszli, ze jednak nie jestesmy tacy,
                                                    jacysmy sie sobie wydawali), ja poszlam w jedna strone on/grupa -
                                                    obok, albo w inna. Jaki jest sens kontynuowac taki zwiazek?
                                                    Mam na grupy wplywu uczulenie, bo w grupie trzeba sie wypstrykac z
                                                    tego, czego sie chce i zajac sie tym, czego chce grupa."

                                                    kolezanka pozwolila sobie chyba ominac lekture calosci mojej przeswietnej
                                                    wypowiedzi w tym temacie, czyz nie?
                                                    zdaje sie zwiazek axela z grupa nie trwal lata. zdaje sie, ze grupa nie zmienila
                                                    swoich pierwotnych zalozen.
                                                    male porowanie: axel i jego zona postanowili sie pobrac. obiecali sobie byc na
                                                    dobre i na zle ( ta melodyjka chwyta za ucho), w zdrowiu i w chorobie i
                                                    wyjechali na miesiac miodowy. po miesiacu miodowym, kiedy to axelowi podobalo
                                                    sie jak cholera, ubaw byl po pachy i no- bez -kitu sie- dzialo, malzonka mowi,
                                                    no dobra, misiek, to teraz czas powiedziec kumplom , ze masz zonke i koniec z
                                                    partyzanckimi wypadami. albo jeszcze ostrzej, malzonka zachorowywuje nieco
                                                    powazniej i koniec z partyzanckimi wypadami nocnymi na miasto. a axel na to: co,
                                                    mam cale swoje zycie spuscic z woda w kiblu? nie moge! nie moge..."
                                                    jaki sens kontynuowac zwiazek w ktorym strony ida w inne strony? hmm, jakis tam
                                                    moze moznaby znalezc, jakies dzieci czy co, ogolnie: nie ma zadnego.
                                                    ale po co bylo wchodzic w taki zwiazek bez zastanowienia? czy tego rozczarowania
                                                    grupa nie dalo sie uniknac, gdyby realistycznie spojrzalo sie na grupe i na
                                                    siebie samego? moze sie nie dalo, moze trzeba bylo doswiadczenia. ale chodzi o
                                                    to, ze najwyrazniej to nie grupa sie zmienila, lecz axel odkryl ze do grupy nie
                                                    pasuje. wiec niech sie axel nie wykreca tutaj niecheciami.
                                                    nie ma czegos takiego jak pragnienia grup, przywodcy forsuja na innych swoje
                                                    pragnienia. mozesz sie przeciwstawic, zostac nowym przywodca, mozesz odejsc.
                                                    "gdyby ten facet zostal w grupie to
                                                    zostalby nie dlatego, ze to jest cos, czego _chce_on_, tylko zeby
                                                    kultywowac _zludzenie_ ze jest fajnym, wyluzowanym i odwaznym
                                                    kolezką. To jest inny rodzaj tchorzostwa."
                                                    hmm, oki, zgadzam sie.

                                                    'czy wobec tego idioci byli prawdziwi czy tez byl to
                                                    rodzaj teatru?"
                                                    idioci byl to performance, rodzaj teatru, eksperyment.

                                                    "rozumujac w kategoriach jakosci doswiadczenia, ktore bedzie
                                                    prawdziwsze - to z opcja powrotu czy to totalne?"
                                                    totalne. choc nie zawsze da sie powiedziec czy dane dosw ma opcje powrotu czy nie.

                                                    teraz ide na dwor moze mnie przewieje te bolesc i ma aktywnosc mozgowa odzyje.
                                                    jak nie, to reszte napisze jutro
                                                    :)))
                                                  • bene_gesserit Re: idioci 08.04.08, 00:40
                                                    szarylemur napisała:

                                                    > kolezanka pozwolila sobie chyba ominac lekture calosci mojej
                                                    przeswietnej
                                                    > wypowiedzi w tym temacie, czyz nie?

                                                    Czyz wcale nie.

                                                    > zdaje sie zwiazek axela z grupa nie trwal lata. zdaje sie, ze
                                                    grupa nie zmienil
                                                    > a
                                                    > swoich pierwotnych zalozen.
                                                    ...
                                                    > jaki sens kontynuowac zwiazek w ktorym strony ida w inne strony?
                                                    hmm, jakis tam
                                                    > moze moznaby znalezc, jakies dzieci czy co, ogolnie: nie ma
                                                    zadnego.
                                                    > ale po co bylo wchodzic w taki zwiazek bez zastanowienia?

                                                    Mozna wejsc z zastanowieniem. Ale to moze byc zle, klamliwe,
                                                    naboznozyczeniowe zastanowienie, albo ze jakos to bedzie albo ze
                                                    sie nie dowiem, jak nie sprobuje. Dotrzymywanie obietnic dla samych
                                                    obietnic jest jak przechodzenie przez ulice _zawsze_ na pasach i na
                                                    zielonym. Nawet na polnej drodze.

                                                    czy tego rozczarowani
                                                    > a
                                                    > grupa nie dalo sie uniknac, gdyby realistycznie spojrzalo sie na
                                                    grupe i na
                                                    > siebie samego? moze sie nie dalo, moze trzeba bylo doswiadczenia.
                                                    ale chodzi o
                                                    > to, ze najwyrazniej to nie grupa sie zmienila, lecz axel odkryl
                                                    ze do grupy nie
                                                    > pasuje. wiec niech sie axel nie wykreca tutaj niecheciami.

                                                    Niecheci sa oddzielnie od tematu.
                                                    Kazdy ma prawo do pomylki i nie rozumiem sensownosci pokuty trwania
                                                    przy poczatkowym postanowieniu 'bo tak'.

                                                    > nie ma czegos takiego jak pragnienia grup, przywodcy forsuja na
                                                    innych swoje
                                                    > pragnienia. mozesz sie przeciwstawic, zostac nowym przywodca,
                                                    mozesz odejsc.

                                                    Wlasnie dlatego trwanie w grupie jest dla mnie trudne - bo sa takie
                                                    wyjscia: sie nie podoba to zrob lepiej, wypad albo sie przystosuj.
                                                    Cos jak ta najmniej przyjemna strona zwiazku (czyli liczenie sie z
                                                    czyims jeszcze obok swojego zdaniem) pomnozona przez liczbe
                                                    uczestnikow grupy.

                                                    > "rozumujac w kategoriach jakosci doswiadczenia, ktore bedzie
                                                    > prawdziwsze - to z opcja powrotu czy to totalne?"
                                                    > totalne. choc nie zawsze da sie powiedziec czy dane dosw ma opcje
                                                    powrotu czy n
                                                    > ie.

                                                    W krajach skandynawskich to zawsze jest chyba jakis powrot.
                                                    Wlasnie dlatego, ze to byla taka udawanka, nie przejelam sie
                                                    idiotami tak bardzo.

                                                    > teraz ide na dwor moze mnie przewieje te bolesc i ma aktywnosc
                                                    mozgowa odzyje.

                                                    Przewialo?
                                                  • szarylemur " i am in paris..." 07.04.08, 16:20
                                                    lol, i tak dowiedzialam sie ze jestem meteopatka/ metereopatka
                                                    juz przeszlo, na szczescie i nareszcie
                                                    :)

                                                    "To tak, jakbys zakazywala rozwodow.
                                                    Poznalismy sie, bylo fajnie, zostalismy ze soba. W miedzyczasie
                                                    zesmy sie zmienili (albo doszli, ze jednak nie jestesmy tacy,
                                                    jacysmy sie sobie wydawali), ja poszlam w jedna strone on/grupa -
                                                    obok, albo w inna. Jaki jest sens kontynuowac taki zwiazek?"
                                                    prawdopodobnie nie ma zadnego. ale wezmy to malzenstwo. jesli ktos slubuje
                                                    wiernosc, w zdrowiu i w chorobie itd, to mozna sadzic ze przemyslal swoja
                                                    decyzje i zwiazek traktuje jako cos innego niz uklad trwajacy poki jest mu
                                                    przyjemnie. jesli x i z omawiaja szczegoly ukladu i z pozostaje wiernym
                                                    ustaleniom, a x nagle uswiadamia sobie, ze bycie wiernym tym ustaleniom =
                                                    pogrzebaniu wlasnego zycia, to czy x moze miec jakiekolwiek pretensje do
                                                    kogokolwiek innego poza soba samym? moze, ale moim zdaniem sa one
                                                    nieuprawnione.usprawiedliwia takie x jedynie nieswiadomosc/ niezdolnosc do
                                                    glebokiej refleksji nad wlasnymi deklaracjami i skutkami tychze.
                                                    moznaby rownie dobrze wziac przyklad jakiejs organizacji, ktorej program xa
                                                    ENTUZJAZMUJE na tyle, ze postanawia do niej wstapic. jednak wraz z biegiem
                                                    wydarzen okazuje sie, ze na zywo i na powaznie xowi realizacja tego (
                                                    niezmienionego) programu organizacji nie lezy, x odkrywa w sobie konflikt i
                                                    odchodzi. naturalnie, ze bedzie usilowal zrzucic *wine* za swa decyzje na grupe,
                                                    bo tak bedzie mu latwiej. ale tylko tyle. jesli wie sie, ze ma sie na grupy
                                                    uczulenie, jesli wie sie, ze nie jest sie ' stworzonym" do zycia malzenskiego,
                                                    to po co podejmowac akcje przeczace takiej samowiedzy? bo sie myslalo, ze tym
                                                    razem bedzie inaczej? a niby dlaczego mialoby byc?
                                                    mozna miec pretencje do grupy, jesli grupa zmienia program w trakcie swego
                                                    dzialania. wtedy wetowac " nie na to sie zgodzilem". ale jesli wszystko dziala
                                                    wedle ustalonego i zaakceptowanego przez xa planu, to" niechec wobec grup
                                                    wszelakich" bedzie tylko szybka wymowka uwalniajaca xa od glebszych przemyslen
                                                    na temat wlasny.imo.

                                                    oczywiscie, aktem odwagi i dowodem inteligencji jest raczej wysuplac sie ze zbyt
                                                    ciezkich zobowiazan niz w nich pozostawac tylko dlatego ze sie je podjelo.
                                                    to juz pisalam wczesniej. ale ani odwazne ani inteligentne nie jest wypatrywanie
                                                    winnych poza samym soba tylko.
                                                    ---
                                                    co ma wyjsc z linka do tworczosci sowy? fajne obrazki, nie powiem, ze nie,
                                                    szczegolnie podoba mi sie krolik szablozeby, ale nie lapie odniesienia do tematu
                                                    ja - rozowi panstwo... :)
                                                    ---
                                                    "Wierze, ze mozna komus czasem specjalnie przekluc balonik, albo ze
                                                    mozna mimowolnie zainspirowac. W taki czy inny sposob wywrzec
                                                    zbawienny wplyw na innych."
                                                    pewnie wiekszosc ludzi w to wierzy a nawet uwaza za stosowne. takze te panie od
                                                    kapliczek...
                                                    ---
                                                    piramida maslowa
                                                    'Tu wiara nie ma nic do rzeczy, bo to jest wiedza.'
                                                    hmm, ma oczywiscie, ze ma. wiara bywa o wiele silniejsza od wszelkiej wiedzy.
                                                    przekonania wyznaczaja ramy do interpretacji doswiadczen. zawsze mozna
                                                    zmanipulowac sie tak, ze czarne bedzie biale i na odwrot. mozna powiedziec, ze
                                                    piramida maslowa opisuje stan normy, i pominac ja calkowicie, gloszac wiare w
                                                    idealy., a holdowanie normom odrzucic jako np" zwierzece'...
                                                    ---
                                                    "Nie widzialam tego i chyba nie chce. Kino nie cieszy mnie juz tak
                                                    jak kiedys, khe khe."
                                                    zamykasz sie na nowe? czy uwazasz ze widzialas juz wszystko co bylo warte
                                                    zobaczenia, poznania?
                                                    czy nie dziwi cie brak otwartosci u innnych?
                                                    ---
                                                    pytam o amiszy ze wzgledu na wczesniejsza dyskusje o tu i teraz i porzuceniu
                                                    wyscigu. dla mnie to troche tak, jakbys nie umiala calkiem cieszyc sie z tego co
                                                    masz, pragnela rzeczy, o ktorych sama sadzisz, ze sa dla ciebie nieosiagalne.
                                                    ---
                                                    "Promieniuje entuzjazmem na zadany temat. Zdaje sie, ze wychodzi mi
                                                    to przeswietnie. "
                                                    ale do entuzajzmu innych juz tak aprobujaco nie podchodzisz...
                                                    ---
                                                    w kwestii animusow poryje. bylo tam takie zdanko : mezczyzna wiele lat po slubie
                                                    odkryl, ze poslubil swoja anime a nie kobiete z krwi i kosci, dlatego jest
                                                    wyczerpany malzenstwem, cos w tym stylu. co zlego jest w gonitwie za swoja
                                                    anima, swoim animusem, dlaczego to nie to. i czy anima animus to proste
                                                    odwzorowania cech matki/ ojca czy cos wiecej? czy moja anima to glownie moja
                                                    matka, a moj animus to ojciec? czy mozemy to zmieniac czy tylko zdac sobie z te
                                                    sprawe z tego jakie wartosci przypisujemy archetypom?
                                                    ---
                                                    powiekszenie - SWIETNE
                                                    obejrze to sobie pewnie nie raz jeszcze. duzo jest sytuacji, zagadnien w tym
                                                    filmie nad ktorymi mozna sie rozmyslec!
                                                    jak skojarzyla ci sie koncowa gra w tenisa? mnie jakos tak uspokoila... w stylu
                                                    marnosc nad marnosciami.
                                                    co by znaczylo byc tu i teraz na takiej imprezie przepalonej?
                                                    swietne, naprawde.
                                                    tyle tematow. ciekawe tez byly recenzje na filmwebie czy czyms takim.

                                                    pozdrawiam :)))
                                                  • bene_gesserit Re: " i am in paris..." 08.04.08, 02:07
                                                    Wlasnie mi glupi komp zezarl wszystko, co napisalam - pisze raz
                                                    jeszcze, ale bedzie skrotowo.

                                                    szarylemur napisała:

                                                    > lol, i tak dowiedzialam sie ze jestem meteopatka/ metereopatka
                                                    > juz przeszlo, na szczescie i nareszcie

                                                    Witaj w klubie, mysmy z moim kotem przesypiali wszystkie obnizenia
                                                    cisnienia.

                                                    > ale ani odwazne ani inteligentne nie jest wypatrywani
                                                    > e
                                                    > winnych poza samym soba tylko.

                                                    Winni tu nie sa istotni. Istotna jest jakosc doswiadczenia
                                                    (obojetnie, czy jego wynikiem jest pozostanie w grupie czy
                                                    odejscie) i postapienie w zgodzie ze soba, cokolwiek to znaczy.

                                                    > co ma wyjsc z linka do tworczosci sowy?

                                                    On portretuje strasznych mieszczan glownie.
                                                    W tych jego obrazkach jest jakas groza, ma sie wrazenie, ze za
                                                    chwile poleci czyis leb, ale jest tez smutek, pustka i opuszczenie -
                                                    a nade wszystko jest zyczliwosc i brak osadu. Dlatego jego
                                                    spojrzenie jest imo idealem stosunku do Innych.

                                                    > pewnie wiekszosc ludzi w to wierzy a nawet uwaza za stosowne.
                                                    takze te panie od
                                                    > kapliczek...

                                                    Mozna probowac byc zbawicielem, mozna nauczycielem, a mozna tez
                                                    zajmowac sie soba, i to w skrajnie egoistyczny sposob - wszystko
                                                    moze byc inspirujace, zalezy dla kogo i jak.

                                                    > hmm, ma oczywiscie, ze ma. wiara bywa o wiele silniejsza od
                                                    wszelkiej wiedzy.

                                                    Jesli bysmy wynalezli rownanie, za pomoca ktorego bysmy mogli
                                                    obliczyc Boga, to wszelkie religie swiata by upadly - pozostalaby
                                                    matematyka.

                                                    > przekonania wyznaczaja ramy do interpretacji doswiadczen. zawsze
                                                    mozna
                                                    > zmanipulowac sie tak, ze czarne bedzie biale i na odwrot. mozna
                                                    powiedziec, ze
                                                    > piramida maslowa opisuje stan normy, i pominac ja calkowicie,
                                                    gloszac wiare w
                                                    > idealy., a holdowanie normom odrzucic jako np" zwierzece'...

                                                    No tak, ale idywidua typu prof Giertych to sa jakies odosobnione
                                                    przypadki.

                                                    > "Nie widzialam tego i chyba nie chce. Kino nie cieszy mnie juz tak
                                                    > jak kiedys, khe khe."
                                                    > zamykasz sie na nowe? czy uwazasz ze widzialas juz wszystko co
                                                    bylo warte
                                                    > zobaczenia, poznania?
                                                    > czy nie dziwi cie brak otwartosci u innnych?

                                                    W dzieciectwie i mlodosci chadzalam do kina nawet i trzy razy
                                                    tygodniowo - w Wawie bylo preznie dzialajace kino studyjne,
                                                    Konfrontacje, DKFy, Tygodnie Filmowe. Za taka milosc trzeba jednak
                                                    placic - obecnie malo ktory film zadowala moj wysublimowany i nadto
                                                    wydelikacony gust, dlatego jestem wybredna. Ale moje przekonanie,
                                                    ze w kinie nie przezyje juz niczego leglo w gruzach nie dalej, niz
                                                    dwa tygodnie temu, kiedy bylam na "Once". Znowu mialam 16 lat i
                                                    wychodzilam z kina jakbym wracala z innego swiata. Jest nadzieja,
                                                    ze pare takich filmow jeszcze mi sie w zyciu trafi.

                                                    > pytam o amiszy ze wzgledu na wczesniejsza dyskusje o tu i teraz i
                                                    porzuceniu
                                                    > wyscigu. dla mnie to troche tak, jakbys nie umiala calkiem
                                                    cieszyc sie z tego c
                                                    > o
                                                    > masz, pragnela rzeczy, o ktorych sama sadzisz, ze sa dla ciebie
                                                    nieosiagalne.

                                                    Jakbym sie spiela, to bym to osiagnela - pelnie szczescia w domku
                                                    pod miastem, z dwoma samochodami, basenem, psem i kotem itd. Jak
                                                    pomysle o energii, ktora trzeba zuzyc na budowe domu i na codzienne
                                                    stanie w korkach to jest mi bardzo przyjemnie z tym, co mam i czego
                                                    nie mam.

                                                    > ale do entuzajzmu innych juz tak aprobujaco nie podchodzisz...

                                                    To wez sobie przeczytaj twoje zachety nt rajbol. To _naprawde_
                                                    brzmi zniechecajaco :))

                                                    > w kwestii animusow poryje. bylo tam takie zdanko : mezczyzna
                                                    wiele lat po slubi
                                                    > e
                                                    > odkryl, ze poslubil swoja anime a nie kobiete z krwi i kosci,
                                                    dlatego jest
                                                    > wyczerpany malzenstwem, cos w tym stylu. co zlego jest w gonitwie
                                                    za swoja
                                                    > anima, swoim animusem, dlaczego to nie to.

                                                    Wielu ludzi odrzuca bol i wysilek integracji swojego Animusa/Animy
                                                    i zastepczo integruje go/ja w osobie partnera. Co zazwyczaj nie
                                                    jest dobrym pomyslem na zwiazek. Jakby co, to wytlumacze na
                                                    przykladzie.

                                                    i czy anima animus to proste
                                                    > odwzorowania cech matki/ ojca czy cos wiecej? czy moja anima to
                                                    glownie moja
                                                    > matka, a moj animus to ojciec?

                                                    I tak, i nie - archetypy integrujemy i od rodzicow, i 'z
                                                    powietrza', kultury i z jungowskiego Niby-landu, czyli
                                                    nieswiadomosci zbiorowej. Np jesli ojciec jest (fizycznie lub
                                                    emocjonalnie) w rodzinie nieobecny, chlopiec w sytuacji braku
                                                    innych znaczacych mezczyzn w otoczeniu musi zadowolic sie
                                                    integracja (czesto slabo zintegrowanego) Animusa od matki. Co
                                                    pieknie tlumaczy wspolczesny kryzys meskosci.

                                                    czy mozemy to zmieniac czy tylko zdac sobie z te
                                                    > sprawe z tego jakie wartosci przypisujemy archetypom?

                                                    Praca z archetypami to poczatek pracy nad soba, dlatego imo (jestem
                                                    laiczka, mam naiwna perspektywe itd) jest _zawsze_ skuteczna. Mozna
                                                    je i poznac, i wplywac na ich postac i ich wzajemne relacje.
                                                    Roznymi metodami - min przez interpretacje snow i mitow. Tu jest
                                                    troche o tym, mam nadzieje, ze te watki nie zamącą:
                                                    forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=44753&w=54805397&v=2&s=0
                                                    forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=25719&w=37910286&v=2&s=0

                                                    > powiekszenie - SWIETNE

                                                    Ha!

                                                    > obejrze to sobie pewnie nie raz jeszcze. duzo jest sytuacji,
                                                    zagadnien w tym
                                                    > filmie nad ktorymi mozna sie rozmyslec!

                                                    Jak ci sie uda zdobyc inne jego filmy, to - z wyjatkami - warto
                                                    obejrzec, kilka jest rownie wybitnych. W Hemmingsie oczywiscie
                                                    kochalam sie jako nastolatka.

                                                    > jak skojarzyla ci sie koncowa gra w tenisa? mnie jakos tak
                                                    uspokoila... w stylu
                                                    > marnosc nad marnosciami.

                                                    Nie mozesz zlapac boga za piete, nie dojdziesz prawdy (zauwaz, jak
                                                    bardzo powiekszony kadr TEGO zdjecia przypomina obrazy jego
                                                    przyjaciela), wiec podejmujesz gre. Udawana pileczka. To
                                                    niekoniecznie jest zle, to jest pogodzenie sie z tym, czego nie
                                                    mozesz zmienic :P

                                                    > co by znaczylo byc tu i teraz na takiej imprezie przepalonej?

                                                    Chyba do tego trzebaby byc trzezwym jak swinia, co?

                                                    > swietne, naprawde.
                                                    > tyle tematow. ciekawe tez byly recenzje na filmwebie czy czyms
                                                    takim.

                                                    Sa cale grube tomiska opracowan, ale czy warto to czytac, to nie
                                                    wiem :)

                                                    czul
                                                  • szarylemur Re: " i am in paris..." 08.04.08, 03:14
                                                    dobrze, wiec
                                                    ty koncentrujesz sie na bezsensie dotrzymywania obietnic dla samych obietnic
                                                    i w zwiazku z tym axel wydaje sie rosnac na pozytywnego bohatera, ktory nie wahal sie stanac po stronie wewnetrznej prawdy
                                                    ja skupiam sie na dotrzymywaniu obietnic mimo niedogodnosci jakie sie z tym zawsze wiaza
                                                    i w takim oswietleniu axel wyglada jak malorozgarniety zdrajca, ktory porwal sie na cos, czego ostatecznie sie przestraszyl.
                                                    ostatecznie wychodzi na to, ze dla axela wazniejsze niz przynaleznosc do awangardowej grupy okazala sie przynaleznosc do spoleczenstwa.
                                                    to okazalo sie jego wewnetrzna prawda. zgadzamy sie w tym miejscu. ale juz co do motywacji axela mamy chyba rozne zdania.
                                                    ja stawiam na lek przed zabrnieciem w doswiadczenie totalne. ty na indywidualizm?

                                                    'postapienie w zgodzie ze soba, cokolwiek to znaczy."
                                                    yhm, no wlasnie co to znaczy? czesto poddaje sie swoim lekom, rownie czesto entuzjazmowi, " sumieniu" badz " pragnieniu". cos przewaza, czy to cos jest mna?

                                                    'Jesli bysmy wynalezli rownanie, za pomoca ktorego bysmy mogli
                                                    obliczyc Boga, to wszelkie religie swiata by upadly - pozostalaby
                                                    matematyka." obsesja zbawczej prawdy, pi...

                                                    "Znowu mialam 16 lat i
                                                    wychodzilam z kina jakbym wracala z innego swiata. Jest nadzieja,
                                                    ze pare takich filmow jeszcze mi sie w zyciu trafi."
                                                    trzymam kciuki za kinematografie ;)

                                                    "jest mi bardzo przyjemnie z tym, co mam i czego
                                                    nie mam." to dobrze, wiec po co ci amiszowie i domki pod miastem, po co to "rozdracie"? nie umiesz przestac pragnac? sadzisz ze jest w tym jakis sens?
                                                    dlaczego niewinnym dzieciom szkolnym odmawiasz rozkoszy rozdarcia pomiedzy pragnieniem zabawy a pragnieniem 5 z tabliczki mnozenia?
                                                    czepiam sie caly czas tego postu o szczesliwych malych buddystach, o potrzebie ustania w biegu, o nadprodukcji sztucznych sensow.
                                                    czemu ogolowi swiata polecasz cos z czego chyba sama skorzystac nie zamierzasz? czy moze jest jakas istotna roznica miedzy twoimi pragnieniami a wyscigiem szczurow?
                                                    ---
                                                    moje zniechety nt raibow.
                                                    ale ja nie mowilam ze moim sposobem na promocje jest entuzjazm!
                                                    nie jestem entuzjastka rainbow jako cudownego swieta hipisow. jestem entuzjastka dziwnych doswiadczen, ale jako ze nie sa one zawsze i calkowicie przyjemne, nie bede im wystawiac mylacej opinii.
                                                    ja powiem, o jezu, to byla niezla masakra, mocne doswiadczenie, myslalam ze juz po mnie, ale zyje. i to mnie cieszy potwornie, ale jakos tak mysle, ze kogos innego nie musi, wiec nie bede wpuszczac w maliny.
                                                    do entuzjazmu innych podchodze z rezerwa. inni sa inni, po prostu, co tobie sie podoba dla mnie moze byc nieciekawe i odwrotnie, prawda?
                                                    ---
                                                    wytlumacz na przykladzie,blad integracji animy/usa w osobie partnera, prosze!
                                                    i co sie dzieje kiedy pierwotny wzor animy/ usa kloci sie z idealami krazacymi w sferze kultury czy zbiorowej podswiadomosci?
                                                    watki linkowane poczytam, dzieki :)
                                                    ---
                                                    w hemmingie z powiekszenia czy z innych rol? fizycznie nie podoba mi sie on ani troche, a w tej roli ( przez znaczna czesc filmu) wrecz mnie mierzi.
                                                    innych jego kreacji nie widzialam, chyba.

                                                    hmm, skoro nie ma nic poza gra, podejmujesz gre. zapominasz sie w tej grze, czy wciaz towarzyszy ci swiadomosc ze to nic wiecej niz gra jest?

                                                    "Sa cale grube tomiska opracowan, ale czy warto to czytac, to nie
                                                    wiem :)"
                                                    . zadziwiajace jak bardzo moga sie roznic interpretacje dokonane przez rozne osoby, dlatego - dla mnie - warto .

                                                    pozdrawiam :)
                                                  • bene_gesserit Re: " i am in paris..." 08.04.08, 22:52
                                                    szarylemur napisała:

                                                    > ostatecznie wychodzi na to, ze dla axela wazniejsze niz
                                                    przynaleznosc do awang
                                                    > ardowej grupy okazala sie przynaleznosc do spoleczenstwa.
                                                    > to okazalo sie jego wewnetrzna prawda. zgadzamy sie w tym
                                                    miejscu. ale juz co d
                                                    > o motywacji axela mamy chyba rozne zdania.
                                                    > ja stawiam na lek przed zabrnieciem w doswiadczenie totalne. ty
                                                    na indywidualiz
                                                    > m?

                                                    I tak, i nie.
                                                    Gleboka ingerencja w dusze musi przyjsc w odpowiednim momencie.
                                                    Robienie czegos za wczesnie moze spowodowac wiecej strat, niz
                                                    pozytku. To cos prawie jak gwalt czasem. Pamietam, ze w trakcie
                                                    mojej terapii czesto przyciskalam pedal gazu, zeby sie dzialo, zeby
                                                    szybciej i wiecej. Byl taki moment w moim zyciu, kiedy chodzilam na
                                                    terapie indywidualna, na grupowa i jezdzilam na warsztaty. Nie
                                                    mozna walic w siebie bez umiaru - dostalam pare ostrzezen i
                                                    przestalam pakowac sie we wszystko tylko dlatego, ze moglam i ze mi
                                                    sie podobalo.
                                                    Nawet na (iluzoryczne czy nie) oswiecenie dzieki uczestnictwie w
                                                    grupie idiotow trzeba byc gotowym. Jesli nie jest sie gotowym, tym
                                                    bardziej jesli sie nie jest gotowym zupelnie (imo Axel tak wlasnie
                                                    mial), lepiej sie wycofac. Z nadzieja na podobna szanse i
                                                    skorzystanie z niej w przyszlosci albo bez. Imo lepiej byc
                                                    szczesliwym burzujem niz nieszczesliwym polamancem.

                                                    > 'postapienie w zgodzie ze soba, cokolwiek to znaczy."
                                                    > yhm, no wlasnie co to znaczy? czesto poddaje sie swoim lekom,
                                                    rownie czesto ent
                                                    > uzjazmowi, " sumieniu" badz " pragnieniu". cos przewaza, czy to
                                                    cos jest mna?

                                                    Nie mam pojecia. Najczesciej roboczo uznaje, ze pierwszy,
                                                    automatyczny odruch jest mna. Chyba ze wyjdzie, ze ten odruch to
                                                    lenistwo albo obronny defetyzm czy cos w tym stylu - wtedy staram
                                                    sie ufac drugiemu, trzeciemu i dalszym odruchom. Kieruje sie snami,
                                                    intuicja, rzutem moneta. Reaguje na zasadzie checi i rozwazenia
                                                    kosztow dzialania.

                                                    Zasadniczo nie mam mocno ukonstytuowanego zdania na swoj temat, nie
                                                    bardzo wiem, kim jestem i nie bardzo mnie to zajmuje. Rozmowa o
                                                    tym, kim sie wlasciwie jest rozwinela sie w watek o 'tu i teraz' -
                                                    gdzies tu u gory juz raz.

                                                    > 'Jesli bysmy wynalezli rownanie, za pomoca ktorego bysmy mogli
                                                    > obliczyc Boga, to wszelkie religie swiata by upadly - pozostalaby
                                                    > matematyka." obsesja zbawczej prawdy, pi...

                                                    Myslisz, ze ona rzeczywiscie jest zbawcza?
                                                    ...
                                                    > "jest mi bardzo przyjemnie z tym, co mam i czego
                                                    > nie mam." to dobrze, wiec po co ci amiszowie i domki pod miastem,
                                                    po co to "roz
                                                    > dracie"? nie umiesz przestac pragnac? sadzisz ze jest w tym jakis
                                                    sens?

                                                    Nie mam jeszcze wobec siebie dystansu madrej staruszki. Nie jestem
                                                    tez po buddyjsku wycoolowana, wiec pytanie 'po co' trafia w pustke.
                                                    Po prostu tak mam.

                                                    > dlaczego niewinnym dzieciom szkolnym odmawiasz rozkoszy rozdarcia
                                                    pomiedzy prag
                                                    > nieniem zabawy a pragnieniem 5 z tabliczki mnozenia?

                                                    Odmawiam? Ojej.

                                                    > czepiam sie caly czas tego postu o szczesliwych malych
                                                    buddystach, o potrzebie
                                                    > ustania w biegu, o nadprodukcji sztucznych sensow.
                                                    > czemu ogolowi swiata polecasz cos z czego chyba sama skorzystac
                                                    nie zamierzasz?

                                                    Alez ja z tego korzystam. Tyle, ze nie uznaje dogmatow. To jest
                                                    sciezka, ktora polega na nieustannym kwestionowaniu i zadawaniu
                                                    pytan. Sa zasady (jak Aureliusz), ktore sie w wielu momentach
                                                    sprawdzaja, ale nie zawsze i nie wszedzie.

                                                    > czy moze jest jakas istotna roznica miedzy twoimi pragnieniami a
                                                    wyscigiem szc
                                                    > zurow?

                                                    Eee?
                                                    Nie rozumiem.

                                                    > moje zniechety nt raibow.
                                                    > ale ja nie mowilam ze moim sposobem na promocje jest entuzjazm!

                                                    A, ok.
                                                    Mialam w swoim zyciu pare okresow dziwnych i mocnych doswiadczen i
                                                    na razie naprawde nie tesknie. Pewnie dlatego twoj pozbawiony
                                                    entuzjazmu opis imprezy mnie nie zachecil.

                                                    > ja powiem, o jezu, to byla niezla masakra, mocne doswiadczenie,
                                                    myslalam ze juz
                                                    > po mnie, ale zyje. i to mnie cieszy potwornie, ale jakos tak
                                                    mysle, ze kogos i
                                                    > nnego nie musi, wiec nie bede wpuszczac w maliny.

                                                    Z opowiesci Ewy wynikalo, ze nic takiego tam sie nie dzieje.
                                                    Jedyne, co by mnie moglo skusic to bezkarna mozliwosc gry na
                                                    bebnach, bo lubie. Ale powalic sobie moge w innych miejscach bez
                                                    koniecznosci spania w namiocie z pajakami. Ty napisalas o
                                                    specyficznym rodzaju - moze to za mocne slowo - hipokryzji i niczym
                                                    wiecej. Hipokryzji w wersji ekstremalnej doswiadczylam ostatnio az
                                                    nadto, wiec za to tez dziekuje.

                                                    > do entuzjazmu innych podchodze z rezerwa. inni sa inni, po
                                                    prostu, co tobie sie
                                                    > podoba dla mnie moze byc nieciekawe i odwrotnie, prawda?

                                                    Tak, nie ma jednego lekarstwa dla wszystkich.

                                                    > wytlumacz na przykladzie,blad integracji animy/usa w osobie
                                                    partnera, prosze!

                                                    Kasia od zawsze miala swietny kontakt z tata. Ojciec chodzil z nia
                                                    na spacery, na ryby, uprawiali razem sporty. Bardzo kiepsko jej sie
                                                    ukladalo z mama - w zasadzie wcale, Kasia miala wrazenie, ze matka
                                                    ja bezustannie odrzuca, byc moze byla niechcianym (poznym bardzo)
                                                    dzieckiem. Kiedy dorosla, Kasia miala wiec znakomicie
                                                    zintegrowanego Animusa, a Anime kompletnie nie. Ubierala sie jak
                                                    chlopak, po chlopacku sie ruszala, byla glosna i agresywna.
                                                    Zabawnie bylo patrzec, jak kupuje rozne rzeczy - zawsze siegala po
                                                    szampon w 'meskiej' butelce, najprostsze, uniseksulane polbuty. Itd.
                                                    Po kilku nienajfajniejszych zwiazkach z facetami Kasia poznala Ele.
                                                    Ela byla urocza, bardzo ciepla i ulegla kobieta
                                                    z nieciekawa historia dlugiego zwiazku z facetem, a przedtem z
                                                    ojcem w domu rodzinnym. Obie w blyskawicznym czasie sie w sobie
                                                    zakochaly i staly sie para.

                                                    Nie wiem, czy to dobrze opisalam. Dla mnie od poczatku bylo jasne,
                                                    ze Ela jest 'zastepcza' Anima Kasi, a Kasia - Animusem Eli.
                                                    Dla nich obu proba integracji z Animusem i Anima wiazala sie z
                                                    koniecznoscia bardzo bolesnego skonfrontowania z odrzuceniem przez
                                                    rodzica. Z drugiej strony - odczuwaly pustke w miejscach
                                                    niezintegrowanych archetypow, wiec byly dla siebie (tymczasowym)
                                                    wybawieniem.

                                                    (Jezu mario, mam nadzieje, ze nie przeczyta tego jakis jungista ani
                                                    postjungista i nie zabije mnie smiechem. To nie jest oficjalna
                                                    wykladnia, tylko moja proba rozumienia).

                                                    > i co sie dzieje kiedy pierwotny wzor animy/ usa kloci sie z
                                                    idealami krazacymi
                                                    > w sferze kultury czy zbiorowej podswiadomosci?

                                                    Pierwotny, czyli ten niby od rodziny?
                                                    Zyje sie trudniej i trudniej sobie ulozyc zycie imo. Ale nic nie
                                                    stoi na przeszkodzie w pracy nad Animusem czy Anima. Chyba, ze sie
                                                    nie chce albo uzna ze nie warto.

                                                    > w hemmingie z powiekszenia czy z innych rol? fizycznie nie podoba
                                                    mi sie on ani
                                                    > troche, a w tej roli ( przez znaczna czesc filmu) wrecz mnie
                                                    mierzi.

                                                    To byla magia kina - facet kompletnie nie w moim typie, nawet wtedy.

                                                    Zauwazylas, ze to jest film bez milosci? Tam nikt nikogo nie kocha.

                                                    > hmm, skoro nie ma nic poza gra, podejmujesz gre. zapominasz sie w
                                                    tej grze, czy
                                                    > wciaz towarzyszy ci swiadomosc ze to nic wiecej niz gra jest?

                                                    Przeciez o tym rozmawialysmy - dlatego wspomnialam pare razy o
                                                    Powiekszeniu. Gra to wszystko, co mamy - moze to zrszta nie jest
                                                    gra, ale i tak sie nie dowiemy.

                                                    > "Sa cale grube tomiska opracowan, ale czy warto to czytac, to nie
                                                    > wiem :)"
                                                    > . zadziwiajace jak bardzo moga sie roznic interpretacje dokonane
                                                    przez rozne os
                                                    > oby, dlatego - dla mnie - warto .

                                                    Kiedy oni rozbieraja calosc na takie male farfocle. Troche szkoda
                                                    takiego filmu. Ja bym na twoim miejscu przed poryciem opracowan
                                                    obejrzala Blow up jeszcze co najmniej raz.

                                                    czulko
                                                  • szarylemur cockroach friendly rest. 09.04.08, 02:43
                                                    axel*
                                                    wszystko oki, ze wszystkim sie zgadzam, ale... :)
                                                    "Chyba ze wyjdzie, ze ten odruch to
                                                    lenistwo albo obronny defetyzm czy cos w tym stylu "
                                                    wlasnie o to mi chodzilo. lenistwo, lek przed konsekwencjami dzialania, czy cos
                                                    w tym stylu.
                                                    uwazam, ze to nie jakis gleboki namysl nad wyznawanymi przez siebie wartosciami,
                                                    zawrocil axela z drogi ku " idioctwu", ale wlasnie lek i lenistwo.
                                                    jest taka scenka z axelem w jego domu, w tle slychac gderanine zony ( cos o
                                                    dziwkach na temat katrine). axel nie prezentuje sie jak szczesliwy burzuj.
                                                    prezentuje sie jak przydeptany kapciem, przejechany dzieciecym wozkiem kartofel.
                                                    moim zdaniem, axel wrocil do tego co znal, gdyz bal sie to stracic, w idioctwo
                                                    nie poszedl bo sie przestraszyl co to bedzie. niekoniecznie trzeba jakos
                                                    szczegolnie wysoko wartosciowac jakis stan rzeczy, wystarczy ze wiazace decyzje
                                                    podejmuje sie pod wplywem leku i lenistwa. w takim stanie mozna wybrac to, co
                                                    uwaza sie za gorsze tylko dlatego, ze boi sie zaryzykowac, boi sie ze nie zyska
                                                    sie nic z tego co sie chcialo, a za to straci to, co sie jeszcze da uratowac
                                                    wycofujac z gry.
                                                    -
                                                  • bene_gesserit my mum thinks i'm cool 10.04.08, 01:01
                                                    szarylemur napisała:

                                                    > axel*
                                                    > wszystko oki, ze wszystkim sie zgadzam, ale... :)
                                                    > "Chyba ze wyjdzie, ze ten odruch to
                                                    > lenistwo albo obronny defetyzm czy cos w tym stylu "
                                                    > wlasnie o to mi chodzilo. lenistwo, lek przed konsekwencjami
                                                    dzialania, czy cos
                                                    > w tym stylu.
                                                    > uwazam, ze to nie jakis gleboki namysl nad wyznawanymi przez
                                                    siebie wartosciami
                                                    > ,
                                                    > zawrocil axela z drogi ku " idioctwu", ale wlasnie lek i lenistwo.

                                                    Jak myslisz, czemu czasem moze byc za wczesnie na pelne
                                                    doswiadczenie czegos trudnego?

                                                    ...
                                                    > czy ja mysle ze prawda rzeczywiscie jest zbawcza? w takim sensie
                                                    ze moglaby nas
                                                    > wybawic od calej tej gry w dyskusje i krucjaty, tak, zbawilaby
                                                    nas od rozterek.
                                                    > zabralaby tez cenna/ prozna rozrywke. tak, jest zbawcza. prawda
                                                    stoi ponad wiar
                                                    > a
                                                    > i wszelkimi spekulacjami, jasno, dobitnie, niepodwazalnie mowi o
                                                    celu zycia, o
                                                    > jego wartosci, o rzeczywistych wartosciach.

                                                    Hm. Mam wrazenie, ze mowimy o dwoch roznych rzeczach, wiec czy
                                                    moglabys zdefiniowac pojecie? Dramatyczne pytanie: a co to jest
                                                    prawda?

                                                    > jest zbawcza o tyle, ze zbawia nas od bledow, smiesznej,
                                                    zenujacej koniecznosci
                                                    > holdowania falszom.
                                                    > szkopul w tym, ze prawda metafizyczna lezy - zdaje sie - poza
                                                    granicami
                                                    > naszego poznania.

                                                    Jesli sni ci sie spiewajacy kot, to czy on zniknie, jesli sie
                                                    obudzisz? Jesli na jawie widzisz kota, czy on zniknie, kiedy
                                                    zasniesz? Gdzies sie to ograniczenie, ta polprawdalnosc konczy. To
                                                    niekoniecznie jest ostra granica, ale ona przeciez jest.
                                                    Dlaczego koty na jawie nie spiewaja?

                                                    > jaka jest roznica miedzy twoimi pragnieniami proamiszowskimi,
                                                    powiedzmy, a
                                                    > pragnieniami ludzi uczestniczacych w wyscigu szczurow?

                                                    Ze te pierwsze sa moje, a te drugie ich?

                                                    > czy twoje pragnienia sa ok, " godne pragniecia" a szczurze nie,
                                                    gdyz szczurze
                                                    > dotycza wartosci materialanych?
                                                    > wspominalas cos o tym, ze masz dosc bycia bombardowana propaganda
                                                    wedle ktorej
                                                    > nie masz prawa byc szczesliwa o ile nie wygladasz jak 13latka.
                                                    > wiec pytam, czy jest jakas istotna roznica miedzy propaganda
                                                    wiecznej
                                                    > szczesciodajnej mlodosci, propaganda sukcesu materialnego a
                                                    propaganda sukcesu
                                                    > duchowego, propaganda wg ktorej szczesliwym mozna byc tylko
                                                    wiodac proste czyst
                                                    > e
                                                    > spokojne zycie?

                                                    Ale czy ja ten swoj pomysl komukolwiek narzucam? Moge wspolczuc
                                                    chomikom w kolowrotkach, wspolczuc 24-karatowym buddyjskim
                                                    wspolczuciem, bez cienia litosci czy innego falszu, ale nic do nich
                                                    nie mam, chociaz imo sie unieszczesliwiaja. Jesli moja definicja
                                                    nieszczescia jest dla nich synonimem szczescia, to bog z nimi.

                                                    > bo moze sa tacy, ktorym naprawde do szczescia wystarczyloby
                                                    zdobywac wciaz nowe
                                                    > i nowsze rzeczy, piac sie w gore po drabinie sukcesu, a ktos im
                                                    glowe zawraca
                                                    > jakims idiotycznym rozwojem duchowym, psychoterapia i innymi
                                                    nowomodnymi bzdura
                                                    > mi...

                                                    Jesli cos z opowiesci dziwnych tresci w glowie im oddzwieka, to
                                                    znaczy, ze cos jest na rzeczy. Ale ja nie mam ambicji bycia
                                                    proroczka czy zbawczynia, wyroslam z tego w II klasie lo. Moge
                                                    zanecic, ale jesli ktos mnie po zaneceniu prosi, zebym mu
                                                    zalatwila/umowila/zadzwonila, bo on nie ma czasu/jakos nie
                                                    tenten/uwaza, ze ja sie tym lepiej zajme, to wzruszam ramionami i
                                                    mowie, ze jesli chce, to se wszystko znajdzie w przegladarce i
                                                    niech sobie sam robi.

                                                    > jest tu na forum watek o niepelnosprawnosci, gdzie ja odkrylam
                                                    ile hipokryzji
                                                    > siedzi we mnie samej.

                                                    Forum to fantastyczne narzedzie do tropienia wlasnej hipokryzji.
                                                    Moja dyskusja z mieszczanskim, pomlaskujacym samozadowoleniem
                                                    solaris w watku o jalmuznie byla dyskusja z moja hipokryzja.
                                                    Pomlaskujaca i mieszczanska, ze hoho.

                                                    > ustalamy jakos tak aksjomatycznie pewne oczywiste granice, o
                                                    ktorych nie mowimy
                                                    > ,
                                                    > ktorych w naszych wyidealizowanych rozmyslaniach nad tematem nie
                                                    przekraczamy,
                                                    > nie dotykamy nawet. potem dopiero, w praniu, wychodzi caly brud
                                                    tych
                                                    > zapomnianych, nigdy nie wspominanych aksjomatow, teorii.
                                                    > i cudzej i wlasnej hipokryzji odkrycie boli, tylko troche
                                                    inaczej...

                                                    No nie wiem, mnie zaczyna nosic, jesli mi samej ze soba za dobrze.
                                                    Pachnie tak pieknie, ze az zaczyna smierdziec :)

                                                    > hemmings
                                                    > " magia kina" ?
                                                    > juz kiedy ustawial modelki mialam ochote go kopnac...
                                                    > ty nie?

                                                    Imo obie sceny z modelkami - ta z grupa i ta z ta chudzina to
                                                    swietne metafory seksu. Zgrzytalam zebami (tam ktoras z tej grupy
                                                    malo co nie placze, o ile pamietam), ale takie rzeczy to woda na
                                                    moj feministyczny mlyn. Na temat kobiet w filmach Antonioniego
                                                    moznaby napisac tomy. Pewnie zreszta ktos to zrobil.

                                                    > "Gra to wszystko, co mamy - moze to zrszta nie jest
                                                    > gra, ale i tak sie nie dowiemy. "
                                                    > ok, ale mozna sie w tej grze zatracic calkowicie, a mozna tez zyc
                                                    jakby
                                                    > dwutorowo albo chocby katem oka dostrzegac plaskosc scenografii,
                                                    schematycznosc
                                                    > rozmow podrzucanych przez suflera. ja wole ten drugi sposob na
                                                    ogol.

                                                    To znaczy? Co masz na mysli? Jak to sie przeklada na codziennosc?
                                                    Prosze o przyklad.

                                                    > na razie musze wyjsc na lowy, nie bardzo mi sie chce, ale nowa
                                                    prace ulowic
                                                    > musze, a jeszcze chce zeby dala mi mozliwosc samorealizacji, wiec
                                                    tym wiecej
                                                    > staran w lowy wlozyc musze. abym nie skonczyla jak axel i na
                                                    dzien przed koncem
                                                    > okresu wypowiedzenia, nie dokonala naglej wuelty w ramiona
                                                    oswojonego diabla,
                                                    > czy jak to sie tam mowi ;)

                                                    Powodzenia.
                                                    Moj terapeuta mi wmawial, ze kazda praca jakos samorealizuje, ale
                                                    mu nie wierzylam i mialam racje. Badz wybredna i nie sprzedaj sie
                                                    tanio. Ja sobie w takich momentach powtarzalam kwestie Lady
                                                    Andzeliki z pewnego filmu plaszcza i szpady z lat 50.: "predzej
                                                    umre, niz sie oddam bez milosci".

                                                    czul.
                                                  • szarylemur Re: my mum thinks i'm cool 10.04.08, 03:42
                                                    "Jak myslisz, czemu czasem moze byc za wczesnie na pelne
                                                    doswiadczenie czegos trudnego?"
                                                    jakos nie najlepiej u mnie z mysleniem dzisiejszej nocy...
                                                    przychodza mi do glowy jakies oklepane frazesy w stylu: bo sie jest na zbyt
                                                    wczesnym etapie, kiedy trudne doswiadczenie byloby bardziej zabojcze niz
                                                    rozwojowe...
                                                    ---
                                                    prawda - wierne odwzorowanie obiektywnej rzeczywistosci. "zgodność sądów z
                                                    rzeczywistym stanem rzeczy, którego ten sąd dotyczy." wg arystotelesa z wikipedii ;)
                                                    ale jest jeszcze przynajmniej kilka definicji prawdy...
                                                    "Jesli sni ci sie spiewajacy kot, to czy on zniknie, jesli sie
                                                    obudzisz? " tak, zniknie z mojej swiadomosci, a pojawi sie powrotnie kiedy o nim
                                                    pomysle
                                                    "Jesli na jawie widzisz kota, czy on zniknie, kiedy
                                                    zasniesz? " j.w, a o tym czy bedzie istnial niezaleznie ode mnie moge
                                                    przypuszczac, ale dopiero jesli po obudzeniu go znow zobacze, moge powiedziec ze
                                                    najwyrazniej mimo, iz zniknal z mojej swiadomosci, istniec nie przestal.
                                                    zdarzalo ci sie budzac ze snu nie wiedziec przez moment kim jestes albo gdzie
                                                    jestes? jakby system sie dluzej otwieral, jakby wiecej czasu zabieralo ulozenie
                                                    info w spojna rame rzeczywistosci.
                                                    jakie ograniczenie, jaka polprawdalnosc, nie rozumiem.
                                                    dlaczego koty na jawie nie spiewaja? tj dlaczego dzwieki wydawane przez koty nie
                                                    sa przez czlowieka w normalnych warunkach odbierane jako spiew?
                                                    a juz w " nienormalnych warunkach" i owszem moga?
                                                    kotek spod bloku oswoil sie na tyle, ze wybiera sie ze mna i z moim psem na
                                                    spacery juz naprawde daleko. i tak sobie po nocach spaceruje z rudym psem i z
                                                    czarnym kotem, a pies jest fenomenalny kiedy spokojnie staje i czeka machajac
                                                    ogonem, az kot przydrobi swoim kocim truchtem. i jaka jest - wobec tego i innych
                                                    przypadkow - prawda o zyciu psa z kotem?
                                                    ---
                                                    pragnienia
                                                    uzylam porownania moze zbyt homeryckiego, chcac spytac cie, czy nie uwazasz ze
                                                    wyscig szczurow opiera sie na gonieniu marchewki na kiju, na tym, ze zawsze
                                                    pozostaje cos , co wydaje sie warte zdobycia, co wydaje sie przyblizac do
                                                    szczescia? chcialam zapytac czy to naprawde robi roznice, pragnac czegos z
                                                    zakresu duchowosci czy czegos materialnego? moze i robi, pewnie tak. poziom
                                                    wyzej w piramidzie. moze tylko o to mozemy sie starac, aby wejsc szczebelek
                                                    wyzej, jesli tak w ogole to wszystko jest gra i poza gra nie ma nic, a
                                                    przynajmniej nic co moglibysmy odczuwac jakos tak swojsko... i miec czym sie zajac.

                                                    "Jesli cos z opowiesci dziwnych tresci w glowie im oddzwieka, to znaczy, ze cos
                                                    jest na rzeczy."
                                                    no, ale tobie tez cos tam o 13latkach oddzwieka. propaganda jest po to aby
                                                    oddzwiekac, na oddzwiek jest obliczona. pewnie chodzi ci o to, ze cos tam
                                                    znajduje oddzwiek w naturalnych sklonnosciach czy potrzebach czlowieka. ale
                                                    propaganda wlasnie tak jest skonstruowana aby w czyms naturalnym, jawnym czy
                                                    ukrytym oddzwiekac.
                                                    nie zrozum mnie zle, ja wierze w wartosc rozwoju duchowego, ale przyjmuje za
                                                    mozliwe, ze ta moja wiara jest jakims memem, zinternalizowana propaganda, a nie
                                                    - koniecznie glosem mojego wnetrza.

                                                    "Moge zanecic, ale jesli ktos mnie po zaneceniu prosi, zebym mu
                                                    zalatwila/umowila/zadzwonila, bo on nie ma czasu/jakos nietenten/uwaza, ze ja
                                                    sie tym lepiej zajme, to wzruszam ramionami i mowie, ze jesli chce, to se
                                                    wszystko znajdzie w przegladarce i niech sobie sam robi. "
                                                    masz racje. uwazam, ze najlepiej ugruntowuje sie wiedza zdobyta wlasnym, nie -
                                                    cudzym, wysilkiem. z potrzeby tak silnej, ze do wysilku wlasnego zmuszajacej.
                                                    ---
                                                    na dyskusje o jalmuznie jakos obecnie nie mam zbyt duzej ochoty, ale temat
                                                    bardzo interesujacy ( i sliski :))
                                                    ---
                                                    "No nie wiem, mnie zaczyna nosic, jesli mi samej ze soba za dobrze.
                                                    Pachnie tak pieknie, ze az zaczyna smierdziec :)"
                                                    hmm, no moznaby powiedziec, ze szukasz dziury w calym, ze to jakas obsesja
                                                    tropienia niedoskonalosci, " ktore sa przeciez nierozerwalnie zwiazane, wpisane
                                                    w nature ludzka". obsesja perfekcjonizmu moze?
                                                    mnie drazni latwosc z jaka ludzie popadaja w samozadowolenie, mi to tez jakos
                                                    smierdzi w innych i we mnie samej.
                                                    ---
                                                    "Na temat kobiet w filmach Antonioniego moznaby napisac tomy." zapewne, bo nawet
                                                    nie chodzi tylko o to, ze ktoras tam z nich niemal placze, tylko o to, ze ona
                                                    sama podejmuje sie takiej roli. i o wiele innych rzeczy. o wiele innych kobiet -
                                                    rzeczy ;)
                                                    ---
                                                    do "gry" pasuje rowniez watek gitary. umowna wartosciowosc rzeczy. nie dosc ze
                                                    cala gra jest jakas pantomomima, to jeszcze wartosc wygranej jest wlasciwie
                                                    czysto symboliczna, znaczaca tylko w pewnym kontekscie,znana tylko jakiejs
                                                    grupie. to gra, spor o cos, nadaje czemus wartosc, ktorej to cos nie ma poza
                                                    kregiem osob uczestniczacych w sporze, grze.
                                                    ---
                                                    jak sie przeklada na codziennosc to katem-oka widzenie plaskosci scenografii,
                                                    czy - rzadziej u mnie - dwutorowosc doswiadczania?
                                                    najwyrodniej i najnachalniej przejawia mi sie to w sytuacji niewyszukanego
                                                    flirtu, powiedzmy. wlasciwie nie moge sie skoncentrowac na rozmowie, bo dobija
                                                    lub niestosownie rozsmiesza mnie nagla klujaca swiadomosc tego dokad ona
                                                    zmierza. wlasciwie wolalabym powiedziec xowi, wiesz, to moze juz to zrobmy,
                                                    jesli mi sie podoba, albo wiesz co, spadaj po prostu, jesli mi sie nie podoba,
                                                    zamiast wic sie tak jeszcze i jeszcze, po to wlasciwie tylko aby sprostac
                                                    wartosciotworczej konwencji.( ale czasem sie zanurzam w pelni i zyje ta gra...)
                                                    widze ten truman show czasem kiedy tak strasznie boli i kiedy tak ekstatycznie
                                                    cieszy. jesli troche bardziej niz zwykle sie wysile na dystans, widze ze to
                                                    tylko etap obrotu kolowrotka, czy tez kola fortuny. a juz najczysciej widze to
                                                    patrzac na perypetie ( najlepiej milosne! ) innych.
                                                    i to co napisala gadagad, po raz drugi w tym watku o tym wspomne: "sukces jest
                                                    zapowiedzia kolejnej przeszkody. " tak to idzie i tak bardzo wciaga, kiedy sie o
                                                    tym zapomni. pewnie dlatego, ze to ma wciagac. pewnie dlatego, ze generalnie
                                                    wlasnie do takiego zycia jestesmy zaprojektowani.
                                                    ---
                                                    cos tam racji mial twoj terapeuta. to tak jak u marka aureliusza -
                                                    skonfrontowana z sytuacja ktorej nie mozesz sobie podporzadkowac, nie masz
                                                    innnego wyboru niz podporzadkowac siebie tej sytuacji, co tez wymaga wysilku i
                                                    czegos cie uczy. zawsze realizujesz jakis potencjal w tobie tkwiacy. nie zawsze
                                                    ten, ktory sobie realizowac zapragnelas.
                                                    "Badz wybredna i nie sprzedaj sie
                                                    tanio. " no skoro juz dawac d.upy ( systemowi ;]) to nie tanio...
                                                    hmm, no, niestety, mysle, ze lady andzelika byla w bardziej komfortowej sytuacji
                                                    niz ja jestem. :]
                                                    z oddawania sie milosciom nie przybylo mi ladnych wersow w cv, tak wyszlo, widac
                                                    nie dosc rozwazne me ploche serce...
                                                    he hee he

                                                    zastanowilam sie czy moja matka uznalaby ze jestem cool...
                                                    coz, ona zapewne kochalaby mnie w kazdej postaci, ... gdybym tylko dalej grala
                                                    jej starsza siostre.

                                                    pozdrawiam :)))
                                                  • bene_gesserit as seen on youtube 11.04.08, 01:54
                                                    szarylemur napisała:

                                                    > jakos nie najlepiej u mnie z mysleniem dzisiejszej nocy...
                                                    > przychodza mi do glowy jakies oklepane frazesy w stylu: bo sie
                                                    jest na zbyt
                                                    > wczesnym etapie, kiedy trudne doswiadczenie byloby bardziej
                                                    zabojcze niz
                                                    > rozwojowe...

                                                    Mhm. Bo sie nie doroslo. To sie czesto objawia lękiem.
                                                    (Pisze o Axelu, he he he)

                                                    > prawda - wierne odwzorowanie obiektywnej
                                                    rzeczywistosci. "zgodność sądów z
                                                    > rzeczywistym stanem rzeczy, którego ten sąd dotyczy." wg
                                                    arystotelesa z wikiped
                                                    > ii ;)
                                                    > ale jest jeszcze przynajmniej kilka definicji prawdy...

                                                    Ok. Czy taka prawde mozemy zweryfikowac?
                                                    I po jaka cholere mielibysmy?

                                                    [spiewajace koty]
                                                    To byly takie pytania, ktore mialy pokazac, moze nieudolnie, ale
                                                    lepiej nie potrafie, absurd poszukiwania prawdy przez duze Pe.
                                                    Peułapki wewnatrz Peułapek w Peułapkach.

                                                    Nie zastanawialo cie, ze istnieje nie prawda, ale Prawda, prawda
                                                    obiektywna, prawda naukowa, prawda moralna, prawda czasu, prawda
                                                    ekranu, nieprawdaz?
                                                    I nie zastanawialo cie, ze kiedy naciskasz pstryczek w scianie, to
                                                    zarowka sie swieci dlatego, ze ktos kiedys _naprawde_ obliczyl i
                                                    wymyslil, jak ona ma dzialac? Albo co ustalaja oficerowie sledczy
                                                    podczas prowadzenia postepowania? I pewnie juz doszlas do tego, ze
                                                    wszystko, czego prawdziwosc starasz sie dostrzec, i w ogole
                                                    wszystko, co istnieje, _tak_naprawde_ moze istniec tylko w twojej
                                                    glowie? Ktorej tak naprawde nie ma?

                                                    Trawa jest zielona, niebo jest niebieskie, wymyslilam dzis pyszne
                                                    ciasto. Prawda jest taka, ze nie ma to jak kawalek cieplego ciasta
                                                    po polnocy.

                                                    > zdarzalo ci sie budzac ze snu nie wiedziec przez moment kim
                                                    jestes albo gdzie
                                                    > jestes? jakby system sie dluzej otwieral, jakby wiecej czasu
                                                    zabieralo ulozenie
                                                    > info w spojna rame rzeczywistosci.

                                                    Nie jakos. Ale czesto obie rzeczywistosci sie przenikaja, na jawie
                                                    przypomina mi sie fragment snu, albo senna rzeczywistosc krazy we
                                                    mnie caly ranek. Robilam kiedys cwiczenia z 'dosniwania' roznych
                                                    historii zupelnie na trzezwo.

                                                    A koty Naprawde spiewaja.
                                                    www.youtube.com/watch?v=siJOj1ZjLD4
                                                    Imo bardziej hardcoreowe sa te, ktore mowia - mnie przeszly ciarki
                                                    www.youtube.com/watch?v=eV71mpbvl-g

                                                    Znalam kiedys taka kotke, zasluzona podworkowa matke, ktora jak
                                                    tylko miala troche czasu, to zaczepiala przechodniow i cos im
                                                    zapamietale opowiadala. Potrafila mowic z pol godziny, wystarczylo
                                                    tylko dziwic sie uprzejmie oooo? niemozliwe! no co ty?!.

                                                    > pragnienia
                                                    > uzylam porownania moze zbyt homeryckiego, chcac spytac cie, czy
                                                    nie uwazasz ze
                                                    > wyscig szczurow opiera sie na gonieniu marchewki na kiju, na tym,
                                                    ze zawsze
                                                    > pozostaje cos , co wydaje sie warte zdobycia, co wydaje sie
                                                    przyblizac do
                                                    > szczescia?

                                                    Alez oczywiscie. Buddyzm np dazy do wyrugowania pragnien z
                                                    czlowieka, bo uwaza, ze pragnienia sa zrodlem cierpienia. Ten,
                                                    ktory nie pragnie, nie moze byc nieszczesliwy.

                                                    > nie zrozum mnie zle, ja wierze w wartosc rozwoju duchowego, ale
                                                    przyjmuje za
                                                    > mozliwe, ze ta moja wiara jest jakims memem, zinternalizowana
                                                    propaganda, a nie
                                                    > - koniecznie glosem mojego wnetrza.

                                                    He he. A skad twoje wnetrze sie wzielo? Jestes, lemurze, cala
                                                    dzielem zewnetrza, suma genow i wychowania, biologii i kultury, jak
                                                    by na to nie spojrzec.

                                                    > na dyskusje o jalmuznie jakos obecnie nie mam zbyt duzej ochoty,
                                                    ale temat
                                                    > bardzo interesujacy ( i sliski :))

                                                    Sliskie to jest bronienie roznych dziwnych konstrukcji w glowie,
                                                    ktore maja costam tlumaczyc. Co przyjemniej jest jednak obserwowac
                                                    u innych, a nie u siebie. Nauka mniej bolesna.

                                                    > hmm, no moznaby powiedziec, ze szukasz dziury w calym, ze to
                                                    jakas obsesja
                                                    > tropienia niedoskonalosci, " ktore sa przeciez nierozerwalnie
                                                    zwiazane, wpisane
                                                    > w nature ludzka". obsesja perfekcjonizmu moze?

                                                    O, zupelnie nie. Po prostu wiem, jak latwo mozna zracjonalizowac
                                                    sobie wszystkie swoje zaniechania, lenistwa, podlostki i w zwiazku
                                                    z tym poczuc sie ze soba dobrze, podczas kiedy dobrze nie jest. To
                                                    nieszczescie ludzi inteligentnych. Im kto mundrzejszy, tym ma
                                                    latwiej.

                                                    > mnie drazni latwosc z jaka ludzie popadaja w samozadowolenie, mi
                                                    to tez jakos
                                                    > smierdzi w innych i we mnie samej.

                                                    Anoi wlasnie.

                                                    > nie dosc ze
                                                    > cala gra jest jakas pantomomima, to jeszcze wartosc wygranej jest
                                                    wlasciwie
                                                    > czysto symboliczna, znaczaca tylko w pewnym kontekscie,znana
                                                    tylko jakiejs
                                                    > grupie. to gra, spor o cos, nadaje czemus wartosc, ktorej to cos
                                                    nie ma poza
                                                    > kregiem osob uczestniczacych w sporze, grze.

                                                    On ladnie pokazal, co robi z nami kultura, te wszystkie wymyslone i
                                                    ruchome sensy i reguly, ktore bierzemy za stale i wieczne.

                                                    > i to co napisala gadagad, po raz drugi w tym watku o tym
                                                    wspomne: "sukces jest
                                                    > zapowiedzia kolejnej przeszkody. "

                                                    W i-cingu jest napisane 'kazdy sukces jest zapowiedzia kleski',
                                                    i 'kazda kleska jest zapowiedzia sukcesu'. Czasem mnie irytuje ten
                                                    konfucjanski spokoj.

                                                    tak to idzie i tak bardzo wciaga, kiedy sie
                                                    > o
                                                    > tym zapomni. pewnie dlatego, ze to ma wciagac. pewnie dlatego, ze
                                                    generalnie
                                                    > wlasnie do takiego zycia jestesmy zaprojektowani.

                                                    Nie jestem pewna, byc moze gdyby umiescic nas od dziecka w
                                                    akwarium, oddychalibysmy pod woda i za najlepsze dobro tego swiata
                                                    uwazalibysmy plankton.

                                                    > zawsze realizujesz jakis potencjal w tobie tkwiacy. nie zawsze
                                                    > ten, ktory sobie realizowac zapragnelas.

                                                    Uhu, tak tak. Chromolic jasnie oswieconych, czasem trzeba rzucic
                                                    sie z motyka na slonce.

                                                    > zastanowilam sie czy moja matka uznalaby ze jestem cool...
                                                    > coz, ona zapewne kochalaby mnie w kazdej postaci, ... gdybym
                                                    tylko dalej grala
                                                    > jej starsza siostre.

                                                    Moze jednak kochalaby cie, ale inaczej. Moze nawet i madrzej.
                                                    Moja mama uwaza, ze Richard Chamberlain jest cool, wiec sama
                                                    rozumiesz, ze wole nie nalezec do tego eksluzywnego klubu.

                                                    czul.
                                                  • szarylemur Re: as seen on youtube 11.04.08, 03:53
                                                    "Mhm. Bo sie nie doroslo. To sie czesto objawia lękiem.
                                                    (Pisze o Axelu, he he he)"
                                                    no, i dobrze, idzmy tym tropem. axel zostal losowo wytypowany do idioctwa. axel
                                                    oczuwa lek na mysl o takim zadaniu. axel mysli sobie: " ocho, czuje lek, znaczy
                                                    pewnie ze nie doroslem do zadania, axel postanawia odejsc." a mogloby byc
                                                    inaczej: axel czuje lek i mowi sobie, ocho, jakas czesc mnie sie bardzo boi tego
                                                    zadania, przemawia przeze mnie przerazone dziecko, dziecko chce sie schowac za
                                                    spodnica matki. ocho, moze lepiej zostawie matke i jednak sprobuje"
                                                    mniej metaforycznie: mozna sobie cale lata tlumaczyc, ze jesli sie czegos boimy
                                                    to po prostu do tego nie doroslismy i po prostu lepiej bedzie jesli nie bedziemy
                                                    tego robic poki bac sie nie przestaniemy...
                                                    jesli chodzi o jakas bolesna chorobe, rozwiazaniem, kijem staje sie narastajacy
                                                    bol. on nas zmusza do tego, zeby pominac przerazenie.
                                                    jesli chodzi o usamodzielnienie sie, to takim odczulaczem leku moze byc kop od
                                                    zycia, rodzicow, losu, ktory zmusi do przekroczenia leku przed niewygodnym i
                                                    nieznanym.
                                                    jesli natomiast chodzi o rozne fakultatywne eksperymenty typu bycie idiota na
                                                    serio, to bata, odczulacza nie bedzie.
                                                    masz racje, axelowi nie zalezalo az tak bardzo na opinii grupy, aby ta mogla
                                                    stac sie czynnikiem odczulajacym lek przed przekroczeniem ostrej granicy, ani
                                                    tez to co moglby stracic nie bylo az tak malo warte, az tak zabojcze jak w
                                                    przypadku karen.
                                                    moze chodzi zatem o taki splot czynnikow zewnetrznych, ktory przycmiewa strach
                                                    przed skokiem w przepasc. u axela tego nie bylo, racja.
                                                    axel ani sam z siebie nie dorosl do dows totalnego ,ani nie czul sie zmuszony
                                                    do zerwania z rutyna. szkoda, bo chcialam zobaczyc go spastykujacego w domu ;) (
                                                    czesciowo identyfikuje sie tez z wrednie figlarna, zywa katrine)
                                                    -
                                                  • bene_gesserit Re: as seen on youtube 12.04.08, 02:06
                                                    szarylemur napisała:

                                                    [axel]
                                                    Moze byc tak, ze w lęku pomaga nauczyciel.
                                                    Ktos kto nie poda ci gotowych rozwiazan, ale zyczliwie bedzie ci
                                                    towarzyszyl - dwa kroki za toba, w razie jakby co.
                                                    To ma sens wlasnie w przypadku dzialan inicjacyjnych czy innych
                                                    niebezpiecznych historiach.

                                                    > o absurdzie poszukiwania prawdy metafizycznej przez duze p juz
                                                    wiem :) ale to
                                                    > poszukiwanie zdaje sie byc nie tylko absurdem, ale i jakas
                                                    gleboka, a raczej
                                                    > najwyzsza potrzeba ludzka ( vide piramida maslowa). miec racje i
                                                    moc to
                                                    > udowodnic ponad wszelka watpliwosc. nie - wierzyc, a wiedziec!,
                                                    jak to pragnela
                                                    > moja najblizsza przyjaciolka, ktora byc moze czasem czyta co ja
                                                    tu motam :)))

                                                    'Coz to jest Wiedza? spytal gorzko Klapouchy. -Wiedza to jest
                                                    Rzecz, ktora posiadl Krolik'.
                                                    Co nam mialoby przyjsc z wiedzy, kim jest bog?

                                                    > "i w ogole
                                                    > wszystko, co istnieje, _tak_naprawde_ moze istniec tylko w twojej
                                                    > glowie? Ktorej tak naprawde nie ma?"
                                                    > czemu tak naprawde " nie ma ' mojej glowy? mow, bo mnie to
                                                    martwi ;]

                                                    A jak weryfikujesz istnienie swojej glowy?

                                                    > idac tym tropem latwo na jednym wydechu dorzucic: prawda jest
                                                    taka, ze bog
                                                    > kocha tylko tych o jedza kartofle i nikogo wiecej, " a karmazyn
                                                    najpiekniejszy
                                                    > jest"

                                                    Wlasnie o to chodzi. Koty widza trawe w szarosciach.

                                                    > przy okazji : gratuluje ciasta. z tym przekonaniem( "ze nie ma to
                                                    jak kawalek
                                                    > cieplego ciasta po polnocy") sie zgadzam. chociaz mam warunek:
                                                    ciast
                                                    > czekoladowych za Prawdziwie dobre nie uwazam o zadnej porze,
                                                    chyba ze umieram z
                                                    > glodu, wtedy pora nie ma znaczenia.

                                                    Dobrze, nastepnym razem wymysle cos bez czekolady i zjem kawalek w
                                                    twoim imieniu. Chociaz to procz czekolady mialo zurawiny, gruszki,
                                                    pieczone orzechy i rodzynki. I kruszonke.

                                                    > szkopul w tym, ze wieeeluu ludzi nigdy nie zostala nauczona
                                                    patrzec na
                                                    > gloszone przez siebie sady jako na wlasnie swoje subiektywne
                                                    zdanie, ze wlasnym
                                                    > przekonaniom bezrefleksyjnie nadaje status prawdy.

                                                    Mhm. To sie pojawia w wielu postaciach, mnie najbardziej chyba
                                                    wkurza 'moja ciocia'. Argument typu "no tak, ty tak uwazasz, a moja
                                                    ciocia to miala co innego" - taki upierdliwy wariant prymatu
                                                    wlasnego doswiadczenia, tym glupszy, ze z drugiej reki, czyli
                                                    sfalszowany o efekt gluchego telefonu.

                                                    > rownie powszechne jest za prawde obiektywna brac tezy, ktore sa
                                                    niczym wiecej
                                                    > niz prawdami intersubiektywnymi, powszechnie funkcjonujacymi
                                                    kliszami, lub za
                                                    > prawde uznawac tradycje.

                                                    Tak, ale to imo latwiej obnazyc, chyba ze komus wroslo w rdzen
                                                    kregowy.

                                                    > kot mowiacy hello bardzo poruszyl mojego psa :)

                                                    Moze dlatego, ze kot mowil 'hello' i 'I'm alone, I'm on my own, I'm
                                                    alone', wszystko z brytyjskim akcentem. Mnie przechodza ciarki za
                                                    kazdym razem.

                                                    > mialam kiedys taka koteczke ktora darla ryja niemal non stop aby
                                                    tylko ja glask
                                                    > ac.
                                                    > a dzis przyszedl do mnie - sam z siebie - niesamowity kot, jakis
                                                    taki wiekszy,
                                                    > wyzszy, z twarza dzikich wielkich kotow. super zwierz.

                                                    Moze Maine Coon?

                                                    > delikatnie nakrecajac wyscig kotow zapytam: znow zdarzylo mi sie
                                                    ze kot sam z
                                                    > siebie po prostu zaczal sie do mnie lasic, kiedy wypatrywalam
                                                    mojego psa.
                                                    > czy to cos oznacza? moze promieniuje zla energia? ;)

                                                    Nie mam pojecia, ja bym na twoim miejscu myslala, ze to rodzaj
                                                    honorowego odznaczenia za jakies karmiczne zaslugi :)

                                                    > propaganda
                                                    > no wlasnie, wiec czemu niby pragnienie duchowosci ma byc lepsze
                                                    niz pragnienie
                                                    > materialnosci lub pragnienie braku pragnien? jest jakas roznica
                                                    czy to tylko
                                                    > rozne drogi wartosciowania swiata/ zycia?

                                                    Ale jest lepsze? To sa pragnienia z roznych poziomow po prostu.
                                                    Realizujemy albo to, co najlatwiej, albo to, czego nam najbardziej
                                                    potrzeba.

                                                    > inny powod, ze musialabym tam lawirowac miedzy toba a solaris, co
                                                    tez akurat
                                                    > teraz nie jest tym czego na pewno chce sie podjac. axel, axel,
                                                    axel.... ;)

                                                    A, to o mnie sie nie boj, ataku na poglady nie odbieram jako ataku
                                                    na siebie.

                                                    > mundrzejszy co znaczy? bardziej cwany chyba. jesli tak, to zgoda.
                                                    a moze "
                                                    > niegotowy", he?

                                                    Mundrzejszy to taki madry inaczej.
                                                    Mialam przyjaciela, ktory posiadl wieksza czesc wiedzy swiata tego.
                                                    Byl to czlowiek leciwy (jak mi sie wydawalo, mial tyle lat, co ja
                                                    teraz :(, duzo przeczyal, przemyslal i przedyskutowal z innymi
                                                    madrymi. Cechowala go procz tego zywa inteligencja i powalajaca
                                                    blyskotliwosc. I caly ten potencjal intelektualny wprzegal w
                                                    przekonywanie siebie, ze wcale nie jest uzalezniony. A problem rosl
                                                    i w koncu go przerosl. To jest wlasnie mundrosc.

                                                    > 'kazdy sukces jest zapowiedzia kleski',
                                                    > i 'kazda kleska jest zapowiedzia sukcesu'. no tak, to taka
                                                    ostrzejsza wersja. '
                                                    > kazdy sukces jest zapowiedzia kolejnego wyzwania" jawi mi sie
                                                    jako wywazone
                                                    > polaczenie " konfucjanizmu" i wiedzy o zyciu, po prostu.

                                                    Tak, ale to jest takie okropne!
                                                    Rzucilam i-cing rowniez przez to, bo zaczynalam sie cieszyc, kiedy
                                                    wychodzily mi zle heksagramy, a martwic - jak dobre.

                                                    > nie wolno raczej tego mowic glosno, wiec powiem cicho, wyszemrze:
                                                    mnie zawsze
                                                    > krecily eksperymenty w stylu doktora mengele ... :)

                                                    Historie o 'wilczych dzieciach' albo o Kasparze Hauserze - mnie tez
                                                    to fascynuje.

                                                    > sprawdzilam kto to r. chamberlain, ale nie nadal nie lapie
                                                    aluzji, niestety.

                                                    To aktor o urodzie fryzjera z malego miasta, ktory grywal w
                                                    serialach typu 'ptaki ciernistych krzewow'. Cos jakby
                                                    powiedziec 'cool' o Michale Wisniewskim.

                                                    > a co do mojej matki... hmm, chcialabym miec mozliwosc
                                                    przesledzenia moich
                                                    > alternatywnych losow. na pewno gdyby zyla, i moje zycie inaczej
                                                    by sie
                                                    > potoczylo. fajnie byloby miec taka maszyne, taka mozliwosc
                                                    doswiadczenia
                                                    > alternatywy!

                                                    Praca z postaciami rodzicow nie musi sie konczyc po ich smierci.
                                                    Oprocz pracy z wewnetrzna matka - tym jej odbiciem, ktore
                                                    zinternalizowalas, mozna tez poleciec w bardziej szamanskie
                                                    historie - jakies ustawienia czy cos. Tylko to trzeba bardzo dobrze
                                                    przemyslec.
                                                  • szarylemur lucky twice ;] 12.04.08, 04:17
                                                    axel...
                                                    "Moze byc tak, ze w lęku pomaga nauczyciel."
                                                    oj, to by byla gratka! ale chyba trzeba by miec w sobie gotowosc uznania kogos
                                                    za nauczyciela. trzeba by podjac decyzje, ze da sie posluch/ zaufa sie raczej
                                                    nauczycielowi niz wlasnym strachom i nawykom,i wlasnym pomyslom, prawda?
                                                    ---
                                                    wiedza.
                                                    "Co nam mialoby przyjsc z wiedzy, kim jest bog?"
                                                    bo ja wiem? wiedzielibysmy jak sie mu przypodobac i jak sie przed nim chronic???
                                                    nie az tak wazne kim on jest, wazne czego od nas chce, co ustawil celem zycia,
                                                    co jest wg niego dobre/ zle itd.
                                                    poznajac go i jego preferencje, jego pomysl na nas, wiedzielibysmy jak isc zeby
                                                    dojsc do szczescia.
                                                    a tak tylko zgadujemy chyba...
                                                    ---
                                                    hmm, istnienie mojej glowy zweryfikowac moge doswiadczalnie, choc jako ze w tym
                                                    dosw bierze udzial takze moj mozg, calosc eksperymentu moze byc oszustwem,
                                                    iluzja. mozliwe zatem ze moja glowa nie istnieje , a tylko mam wrazenie jej
                                                    istnienia. o, tak...
                                                    ---
                                                    wlasnie o to chodzi, ze moznaby uzyc modelu zbiorow twierdzen uznanych za
                                                    prawdziwe. trawa jest zielona a niebo niebieskie nalezaloby do zbioru prawd
                                                    ogolnoludzkich ( z wyjatkami), teza o ciescie bylaby prawda o mniejszym zasiegu
                                                    obowiazywania/ podzielania. moze o to tylko chodzi - wlasciwie tylko
                                                    powszechnosc obowiazywania/ wyznawania/ pozytywnej weryfikacji jakiejs tezy
                                                    zmienia jej nazwe z prawdy na przekonanie.
                                                    ---
                                                    jezu, jestem medium ;) cos nasunelo mi mysl o ciastach czekoladowych, lada
                                                    chwila przemowia glosy...
                                                    jak dla mnie, nie musisz bardzo wymyslac - uwielbiam sernik, choc tez oczywiscie
                                                    samym sernikiem zyc bym nie mogla...
                                                    ---
                                                    "kot mowil 'hello' i 'I'm alone, I'm on my own, I'm
                                                    alone', wszystko z brytyjskim akcentem. "
                                                    hmm, nie spodziewalam sie tego po kocie, totez nic takiego nie uslyszalam :)
                                                    ---
                                                    maine conn
                                                    nie, zdecydowanie nie. ten byl gladkowlosy, krotkowlosy. mial taka dziwna twarz.
                                                    wydluzona ale nieostra. moze go jeszcze kiedys dopadne albo on mnie, kiedy bede
                                                    miec aparat.
                                                    ---
                                                    "ja bym na twoim miejscu myslala, ze to rodzaj
                                                    honorowego odznaczenia za jakies karmiczne zaslugi :)"
                                                    jestes pewna? jakos kloci mi sie to stwierdzenie z twoja niechecia wobec
                                                    samouwielbienia i wzmiankami o dosw z i cing ;)
                                                    ---
                                                    propaganda
                                                    "Realizujemy albo to, co najlatwiej, albo to, czego nam najbardziej
                                                    potrzeba."
                                                    albo to co nam najlepiej sprzedadza, wmowia...

                                                    podziwiam taka perelke, diamencik taki sliczny, na pewno znasz przyspiewke
                                                    lucky twice
                                                    YOU CAN FOOL YOURSELF
                                                    I PROMISE IT WILL HELP
                                                    now
                                                    every single day i just wanna hear you saying
                                                    i'm so lucky
                                                    lucky
                                                    i'm so lovely
                                                    lovely

                                                    ja myslalam ze to jest straszne
                                                    a teraz mysle ze to tylko jedna z wersji promocji pozytywnego myslenia
                                                    o! juz
                                                    zaczynam myslec ze to genialne
                                                    ewentualnie ze cale to pozytywne myslenie to cyniczny otepiajacy przepis na
                                                    lukrowanie kupy
                                                    ???
                                                    ---
                                                    twoj " leciwy " przyjaciel...
                                                    jakos tak poplynelam przy tym...
                                                    jak smieszne wydaje mi sie teraz uwazac kogos w moim wieku za medrca, kogos kto
                                                    wie, jak zyc itd... cos tam juz wiem, ale to wciaz tak malo.
                                                    he he, na mnie medrcy okolo 30 nigdy nie dzialali, nie chcialam nigdy takiego
                                                    nauczyciela. wolalam ksiazki.
                                                    moj brat jest takim medrcem, nauczycielem, charyzmatycznym przywodca ... rzeszy
                                                    17latek hi hi.
                                                    on wymysla, one realizuja.
                                                    mnie tez chcial zagonic do roboty, ale splynelo po mnie jak po kaczce. innych,
                                                    niespokrewnionych nauczycieli tez spotkalam. ale tez jakos niewiele mnie
                                                    poruszyli. osiolek jestem i tyla.
                                                    ja nauczyciela raczej nie potrzebuje, nie chce. preferowany przeze mnie typ
                                                    mezczyzny to raczej porywajacy szaleniec, ktorego szalenczy entuzjazm pomaga mi
                                                    przemoc moj lek i przekroczyc granice wyobrazni, urzeczywistniac to, co bym
                                                    chciala ale sie boje :)
                                                    z medrcem moge polemizowac albo zasnac z nudow. medrkowie zas proszeni sa o
                                                    zaniechanie oracji...
                                                    ja sie obawiam ze mundra to jestem ja... tak mnie cos skrzeczy o tym za uszami ;)
                                                    ---
                                                    michal wisniewski, pamietam, mial fajne rozowe wlosy.
                                                    fakt, moja matka szczerze kochala ambitna, wysoka sztuke raczej niz seriale.
                                                    dzieki ci, matko, zatem za dobrego mema :)
                                                    za to moj ojciec i jego kolejna zona lubia piosenke biesiadna...
                                                    ---
                                                    zainteresowala mnie bardzo typologia anima/ animus znaleziona w wikipedii
                                                    en.wikipedia.org/wiki/Anima_and_animus
                                                    myslisz ze da sie mniej wiecej ustalic z ktorym z typow sie identyfikujemy? i
                                                    jak - samodzielnie - przejsc od refleksji do zmiany?

                                                    pozdrawiam :)
                                                  • bene_gesserit Who's don Piano? 13.04.08, 02:53
                                                    szarylemur napisała:

                                                    > oj, to by byla gratka! ale chyba trzeba by miec w sobie gotowosc
                                                    uznania kogos
                                                    > za nauczyciela. trzeba by podjac decyzje, ze da sie posluch/
                                                    zaufa sie raczej
                                                    > nauczycielowi niz wlasnym strachom i nawykom,i wlasnym pomyslom,
                                                    prawda?

                                                    Niby tak. Zaufanie jednak nie wyklucza zachowania trzezwosci osadu
                                                    i samodzielnosci myslenia. Moim ostanim nauczycielem byl moj
                                                    terapeuta - naprawde wiele mnie nauczyl. Ale kiedy zauwazylam, ze
                                                    dzieje sie cos zlego, a on nie byl nawet w stanie o tym
                                                    porozmawiac, zakonczylam wymiane.

                                                    Jesli sie mialo duze deficyty w rodzicach, latwo obsadzic
                                                    nauczyciela w roli boga. Lepiej wiec pamietac, ze nie warto :)

                                                    [bog]
                                                    > nie az tak wazne kim on jest, wazne czego od nas chce, co ustawil
                                                    celem zycia,
                                                    > co jest wg niego dobre/ zle itd.
                                                    > poznajac go i jego preferencje, jego pomysl na nas,
                                                    wiedzielibysmy jak isc zeby
                                                    > dojsc do szczescia.
                                                    > a tak tylko zgadujemy chyba...

                                                    Niedawno ogladalam program dla dzieci z udzialem ks biskupa, ktory
                                                    opowiadal maluchom, czego od kobiet chce Bog. Bardzo mi sie to
                                                    wydalo smieszne - nie to, co mowil, ale jak mowil: z niewzruszona
                                                    pewnoscia.

                                                    > mozliwe zatem ze moja glowa nie istnieje , a tylko mam wrazenie
                                                    > jej istnienia. o, tak...

                                                    Sama chcialas sie dowiedziec :P

                                                    > moze o to tylko chodzi - wlasciwie tylko
                                                    > powszechnosc obowiazywania/ wyznawania/ pozytywnej weryfikacji
                                                    jakiejs tezy
                                                    > zmienia jej nazwe z prawdy na przekonanie.

                                                    W tak ustawionej prespektywie nie chodzi o rzeczy, ale o slowa,
                                                    ktore je okreslaja.

                                                    > jak dla mnie, nie musisz bardzo wymyslac - uwielbiam sernik, choc
                                                    tez oczywisci
                                                    > e
                                                    > samym sernikiem zyc bym nie mogla...

                                                    Jesli sa jakies istotniejsze roznice miedzy plciami to np taka, ze
                                                    wsrod mezczyzn jest wiecej tych, ktorzy by przetrwali na prawie-
                                                    mono diecie, typu 'bulki, parowki i pierogi z garmazu'. Wiekszosc
                                                    kobiet jest bardziej skomplikowana kulinarnie :)

                                                    Jestes medium, albo moze ja - niedawno kupilam sobie ksiazke o
                                                    samych sernikach. Druga.

                                                    > "kot mowil 'hello' i 'I'm alone, I'm on my own, I'm
                                                    > alone', wszystko z brytyjskim akcentem. "
                                                    > hmm, nie spodziewalam sie tego po kocie, totez nic takiego nie
                                                    uslyszalam :)

                                                    Glosem starej kobiety, brrr. Przypomnialy mi sie te wszystkie
                                                    horrory, ktore obejrzalam.
                                                    Dobra - jak chce sie naprawde bac, puszczam sobie te staruszke z
                                                    Tajwanu chyba, w kazdym razie akcent ma egzotyczny:
                                                    www.youtube.com/watch?v=ONmhQJy1ViA

                                                    > jestes pewna? jakos kloci mi sie to stwierdzenie z twoja
                                                    niechecia wobec
                                                    > samouwielbienia i wzmiankami o dosw z i cing ;)

                                                    Kiedy spojny obraz mojej osoby to pomylka.
                                                    To zreszta dotyczy kazdego, tylko malo kto o tym wie. Jesli
                                                    mialabym sobie wybrac indianskie imie, to brzmialoby ono 'Proces W
                                                    Trakcie', tylko to sie kiepsko zdrabnia.

                                                    > propaganda
                                                    > "Realizujemy albo to, co najlatwiej, albo to, czego nam
                                                    najbardziej
                                                    > potrzeba."
                                                    > albo to co nam najlepiej sprzedadza, wmowia...

                                                    Tak, ale nie ma sensu sie nad tym zastanawiac przesadnie. Troche -
                                                    tak, bardzo - nie.

                                                    > ja myslalam ze to jest straszne
                                                    > a teraz mysle ze to tylko jedna z wersji promocji pozytywnego
                                                    myslenia
                                                    > o! juz
                                                    > zaczynam myslec ze to genialne
                                                    > ewentualnie ze cale to pozytywne myslenie to cyniczny otepiajacy
                                                    przepis na
                                                    > lukrowanie kupy

                                                    Jak kiedys zaczelam mieszkac naprawde sama i do tego stracilam
                                                    prace, to po okresie paskudnej, chamskiej deprechy doszlam do
                                                    wniosku, ze najgorsza rzecz to miec za duzo czasu na myslenie. To
                                                    jak zjezdzalnia - w dol latwo, pod gorke nie sposob.

                                                    Gdzies tam jest jakis rdzen 'mnie' czy 'ciebie', gdzies tam glos,
                                                    ktory powtarza 'there is some shit I will not eat' czy w jakis inny
                                                    sposob wyznacza granice. Jakos trzeba znalezc srodek miedzy 'trust
                                                    no one' i kupowaniem wszystkiego jak leci. To sie najlepiej udaje,
                                                    kiedy sie ma mocne poczucie wlasnej wartosci.

                                                    > twoj " leciwy " przyjaciel...
                                                    > jakos tak poplynelam przy tym...
                                                    > jak smieszne wydaje mi sie teraz uwazac kogos w moim wieku za
                                                    medrca, kogos kto
                                                    > wie, jak zyc itd... cos tam juz wiem, ale to wciaz tak malo.

                                                    Tak malo to sie wie i po osiemdziesiatce. Jesli wciaz sie porownuje
                                                    z innymi. Ejno!

                                                    > he he, na mnie medrcy okolo 30 nigdy nie dzialali, nie chcialam
                                                    nigdy takiego
                                                    > nauczyciela. wolalam ksiazki.

                                                    Tak, jasne, potem sie zaglada do jakiegos Wilbera i wuala,
                                                    nauczyciel, ktorego mozna schowac do kieszeni.
                                                    Czytalas Estes, btw?

                                                    > moj brat jest takim medrcem, nauczycielem, charyzmatycznym
                                                    przywodca ... rzeszy
                                                    > 17latek hi hi.
                                                    > on wymysla, one realizuja.

                                                    O matko, to brzmi jak fantazja wiekszosci facetow.
                                                    A wladza nad rzedem dusz to chyba spory ciezar, co.

                                                    > niespokrewnionych nauczycieli tez spotkalam. ale tez jakos
                                                    niewiele mnie
                                                    > poruszyli. osiolek jestem i tyla.

                                                    Moze nie potrzebujesz? Moze nauczycielem jest dla ciebie kazdy w
                                                    jakis sposob? Moze spotkasz kiedy indziej.

                                                    > ja nauczyciela raczej nie potrzebuje, nie chce. preferowany
                                                    przeze mnie typ
                                                    > mezczyzny to raczej porywajacy szaleniec, ktorego szalenczy
                                                    entuzjazm pomaga mi
                                                    > przemoc moj lek i przekroczyc granice wyobrazni, urzeczywistniac
                                                    to, co bym
                                                    > chciala ale sie boje :)

                                                    Nauczycielem tez moze byc kobieta przeciez - niekoniecznie musi to
                                                    byc partner czy ktos w rodzaju. W pewnym okresie mojego zycia moim
                                                    nauczycielem byla grupa ludzi, ktora poznalam na - hehe - forum
                                                    psycholo (akurat nie tym).

                                                    Ja jak sie boje, a nie mam ochoty, to czasem stosuje sposob 'na
                                                    blondynke': zamykam oczy i naciskam pedal gazu... To sie roznie
                                                    konczy, ale przynajmniej jest ciekawie.

                                                    > ja sie obawiam ze mundra to jestem ja... tak mnie cos skrzeczy o
                                                    tym za uszami
                                                    > ;)

                                                    Kazdy ma takiego zagadywacza-specjaliste od racjonalizacji. Czasem
                                                    sie przydaje, czasem trzeba nasadzic mu jakis kubel na leb, zeby
                                                    sie w koncu zamknal.

                                                    > dzieki ci, matko, zatem za dobrego mema :)
                                                    > za to moj ojciec i jego kolejna zona lubia piosenke biesiadna...

                                                    'Hej sokoly' sie swietnie spiewa w nocy o polnocy. Imo kazda chec
                                                    kontaktu ze sztuka jest dobrym odruchem, niezaleznie od wysokosci
                                                    tej sztuki.

                                                    > zainteresowala mnie bardzo typologia anima/ animus znaleziona w
                                                    wikipedii
                                                    > en.wikipedia.org/wiki/Anima_and_animus
                                                    > myslisz ze da sie mniej wiecej ustalic z ktorym z typow sie
                                                    identyfikujemy?

                                                    Nie wiem, mi to nie bardzo trafia do przekonania. Np kiedy zaczelam
                                                    prace z Animusem, to snila mi sie postac, nijak majaca sie do tej
                                                    typologii - biseksualny, androgyczny bog, majacy w sobie cos z
                                                    transwestyty i dziwki, jednoczesnie promieniujacy dziwnym urokiem i
                                                    pewnoscia siebie, zawsze otoczony rojem wyznawczyn. On zupelnie nie
                                                    pasuje do tych opisow, jakos strasznie byl obok, za to bardzo z
                                                    mojego srodka, wiec dla mnie prawdziwszy
                                                    Zostaw te encyklopedie, poszukaj w snach :)
                                                    i
                                                    > jak - samodzielnie - przejsc od refleksji do zmiany?

                                                    Nie wiem, bo mi sie to nigdy chyba nie udalo, a jesli juz - to tak
                                                    powoli, ze nie zauwazylam.

                                                    czul.
                                                  • szarylemur vente pa madrid! 13.04.08, 15:30
                                                    nauczyciel.
                                                    nie wiem, moze nie spotkalam jeszcze w realu prawdziwego nauczyciela, mojego
                                                    nauczyciela/ nauczycielki, ale w relacji z tymi ktorzy sie przez moje zycie
                                                    przewineli, zawsze braklo mi przekonania co do tego, ze ten ktos wie lepiej ode
                                                    mnie, co jak jest. prawdopodobnie masz racje, ze zamiast jakiejs jednej figury
                                                    Nauczyciela, mam ich wielu, od kazdego czegos tak sie ucze, no prawie od
                                                    kazdego. jednym z moich nauczycieli byl tez moj piesek :)
                                                    ---
                                                    programy religine dla dzieci doprowadzaja mnie na skraj furii w stylu wyrzucic
                                                    tv przez okno. pranie mozgu od poczatku, paskudztwo, brudztwo.
                                                    zreszta w ogole ostatnio mam totalna awersje do grajacego pudelka
                                                    pudełka
                                                    ---
                                                    prawda
                                                    tak, prawda to sa slowa ktore adekwatnie maja opisywac to co rzeczywiscie jest,
                                                    takim jak jest.
                                                    ---
                                                    sernik i plec/ gusta kulinarne
                                                    buuuuuuu
                                                    i znow wyszlo, ze nie jestem kobieta.... buuuuu ;)))
                                                    ja naprawde mala wage przywiazuje do tego co jem
                                                    tzn: ma mi to smakowac i tyle
                                                    mam takie ciagi zywieniowe, rok temu przez kilka miesiecy jadlam tylko smazona
                                                    kurza watrobke ( wiem, dla wielu to ohyda, ale ja mam anemie)
                                                    kiedys przez ponad rok odzywialam sie suchym makaronem z zupek chinskich
                                                    kiedy doszlam do wniosku ze jestem uzalzeniona, przerzucilam sie na corn flakes
                                                    obecnie moim hitem jest rzodkiewka humus i camembert
                                                    choc musze nadmienic ze przez ostatnie trzy lata szesc dni w tygodni jadalam
                                                    frykasy z top restaurant gdzie pracuje ( jeszcze trzy tygodnie)
                                                    co dalej : zobaczymy
                                                    takze trudno mi powiedziec czy kulinarne zroznicowanie plciowe nie jest
                                                    przypadkiem kolejnym mitem z tej kategorii
                                                    inaczej: ja lubie jesc, mam czule kubki smakowe, ale gotowac nie znosze
                                                    zawsze zapominam o tym co tam akurat robie...
                                                    ---
                                                    kot horror
                                                    zastanawiajace, ze te mowiace koty jakos tak sobie upodobaly jezyk angielski,
                                                    nieprawdaz??? ;)
                                                    ---
                                                    idianskie imie
                                                    Ten Co Duzo Mowi Ale Malo Rzecze
                                                    podoba mi sie, choc mam nadzieje ze jednak nie jest adekwatne
                                                    ---
                                                    czemu nie ma sensu PRZESADNIE zastanawiac sie nad realizowanymi przez nas sensami?

                                                    "najgorsza rzecz to miec za duzo czasu na myslenie"
                                                    a ile to jest za duzo?

                                                    mi czesto powtarzali znajomi
                                                    " za duzo myslisz"
                                                    co to znaczy? czy znaczy to ze nie warto dociekac Prawdy, a tylko dotrzec do
                                                    tego co czyni zycie latwiejszym?
                                                    ---
                                                    nie mam silnego poczucia wlasnej wartosci
                                                    ---
                                                    malo sie wie nawet po 80tce, jesli porownuje sie z innymi. ale zawsze jest sie
                                                    sklonnym mowic innym co maja robic
                                                    he he he he
                                                    marnosc nad marnosciami
                                                    ---
                                                    nie czytalam estes znaczy biegnacej z wilkami
                                                    mam zamiar
                                                    ale solaris czytala...
                                                    mam tu takie cos, o czym chcialabym zasiegnac twojej opinii:
                                                    www.taraka.pl/index.php?id=labikobieini.htm
                                                    mnie to dosc zszokowalo
                                                    wyszlo na to ze dokladnie wypelnilam schemat inicjacji
                                                    ze dostalam od losu wszystkie warunki dla niej potrzebne
                                                    ... dziwnie sie poczulam czytajac o tym
                                                    ---
                                                    w moich snach, czego mam szukac?
                                                    czy mam traktowac pojawiajacych sie w nich mezczyzn i kobiety symbolicznie?
                                                    kiedy sni mi sie ojciec, caly dzien mam do tylu.
                                                    nienawisc, strach, walka.
                                                    jesli to jest moj archetyp mezczyzny, to ... straszne
                                                    nawet nie wiem jak mialabym sobie z tym poradzic!
                                                    przychodzi mi na mysl realne wyrownanie rachunkow, zemsta
                                                    na rozmowe nie licze, to nie ten typ
                                                    i zauwazam jak ta postac rzutuje na moje relacje z mezczyznami
                                                    nie jest dobrze, wszedzie zadry, rany, shizy
                                                    co do matki, obawiam sie pojsc jej droga
                                                    choc terapeutka wspierala mnie slowami, ze skoro widze jej bledy to juz taka jak
                                                    ona nie bede.
                                                    ale mialam relacje, ktora niezauwazalnie wyewoluowala w kopie relacji moich rodzicow
                                                    ciesze sie, ze mialam na tyle sily aby z niej wyjsc
                                                    nie umialam jej zmienic, nie umialam zmienic siebie w niej, ani tym bardziej
                                                    mojego partnera

                                                    widze wiele rzeczy, umiem dostrzec schemat, ale wlasnie nie bardzo wiem jak nie
                                                    wpasc w jego pulapke
                                                    bo to ze nie chce go powtarzac to jasne

                                                    pozdrawiam :)))
                                                    wieczorem jade do madrytu wiec jesli nie odpisze to dlatego wlasnie
                                                  • bene_gesserit Re: vente pa madrid! 14.04.08, 02:37
                                                    szarylemur napisała:

                                                    > ale w relacji z tymi ktorzy sie przez moje zycie
                                                    > przewineli, zawsze braklo mi przekonania co do tego, ze ten ktos
                                                    wie lepiej ode
                                                    > mnie, co jak jest.

                                                    He he. Specyficzne polaczenie czegos w rodzaju dumy i nieufnosci?
                                                    Nauczyciel nie musi wiedziec lepiej. Wystarczy, zeby inspirowal -
                                                    to sie raczej skupia na robieniu lepiej.

                                                    Nauczyciel to ktos, kto funkcjonuje lepiej w tych sferach, ktore u
                                                    ciebie sa potrzebne do ulepszenia. Nie ktos kto mądraluje sama
                                                    teorie - taki ktos to najczesciej odpowiednik erotomana-
                                                    gawedziarza, ktory okazuje sie byc prawiczkiem.

                                                    > prawdopodobnie masz racje, ze zamiast jakiejs jednej figury
                                                    > Nauczyciela, mam ich wielu, od kazdego czegos tak sie ucze, no
                                                    prawie od
                                                    > kazdego. jednym z moich nauczycieli byl tez moj piesek :)

                                                    Obecnosc zwierzat w rozwoju bardzo duzo uczy. Tzn dyskutowalabym
                                                    moze o rybkach, ale psy i koty posiadaja wielka madrosc. I
                                                    zazwyczaj hojnie sie nia dziela. Tym to fajniejsze, ze poza slowami.

                                                    > programy religine dla dzieci doprowadzaja mnie na skraj furii w
                                                    stylu wyrzucic
                                                    > tv przez okno. pranie mozgu od poczatku, paskudztwo, brudztwo.

                                                    E, czasy sa takie, ze dzieci maja szanse to w wieku kontestatcji
                                                    duzo latwiej swiadomie przyjac lub odrzucic, niz my.

                                                    > zreszta w ogole ostatnio mam totalna awersje do grajacego pudelka
                                                    > pudełka

                                                    A mi sie przydalo ostatnio jako znieczulacz. Mniej szkodliwe od
                                                    chemii i uzywek, latwiej odstawic.

                                                    > prawda
                                                    > tak, prawda to sa slowa ktore adekwatnie maja opisywac to co
                                                    rzeczywiscie jest,
                                                    > takim jak jest.

                                                    Nie ma takich slow. Reprezentacje rzeczy nie sa rzeczami:
                                                    tnij.com/zm1C

                                                    ...
                                                    > obecnie moim hitem jest rzodkiewka humus i camembert

                                                    O jezu - razem? Bardzo awangardowe.

                                                    > choc musze nadmienic ze przez ostatnie trzy lata szesc dni w
                                                    tygodni jadalam
                                                    > frykasy z top restaurant gdzie pracuje ( jeszcze trzy tygodnie)
                                                    > co dalej : zobaczymy

                                                    Jesli tak, to pewnie masz smak wyrobiony bardziej, niz wiekszosc
                                                    powaznych krytykow restauracyjnych w Polsce.

                                                    > takze trudno mi powiedziec czy kulinarne zroznicowanie plciowe
                                                    nie jest
                                                    > przypadkiem kolejnym mitem z tej kategorii

                                                    Jest moja naiwna obserwacja uogolniona bez uprawnienia. Kobiety nie
                                                    tworza jej upodobania kulinarne, ale glownie tozsamosc.

                                                    > inaczej: ja lubie jesc, mam czule kubki smakowe, ale gotowac nie
                                                    znosze
                                                    > zawsze zapominam o tym co tam akurat robie...

                                                    Moze jeszcze nie znalazlas swojego nauczyciela ;)

                                                    > kot horror
                                                    > zastanawiajace, ze te mowiace koty jakos tak sobie upodobaly
                                                    jezyk angielski,
                                                    > nieprawdaz??? ;)

                                                    A nieprawdaz. Znalam bardzo zasluzona kotke (ktora zastepowala
                                                    mojej przyjaciolce matke przez cale jej trudne dojrzewanie), ktora
                                                    kiedy byla glodna wchodzila do kuchni i mowila z prawidlowym
                                                    akcentem 'merde'.

                                                    > idianskie imie
                                                    > Ten Co Duzo Mowi Ale Malo Rzecze
                                                    > podoba mi sie, choc mam nadzieje ze jednak nie jest adekwatne

                                                    Nie pasuje mi do ciebie. Tzn nie mam pojecia, czy jestes gadula,
                                                    ale nie wydaje mi sie, zeby to bylo cos, co cie okresla z
                                                    najwazniejszej strony.

                                                    > czemu nie ma sensu PRZESADNIE zastanawiac sie nad realizowanymi
                                                    przez nas sens
                                                    > ami?

                                                    Bo do jakich sensownych wnioskow mozna dojsc?

                                                    > "najgorsza rzecz to miec za duzo czasu na myslenie"
                                                    > a ile to jest za duzo?

                                                    Moja przyjaciolka, osoba niezwykle urodziwa, rozmawiajac kiedys ze
                                                    mna, patrzyla w lustro. Po jakiejs godzinie westchnela 'a w ogole,
                                                    to ja mam za duzo skory na twarzy'.
                                                    W jej przypadku bylo to akurat o godzine za dlugo.

                                                    > mi czesto powtarzali znajomi
                                                    > " za duzo myslisz"
                                                    > co to znaczy? czy znaczy to ze nie warto dociekac Prawdy, a tylko
                                                    dotrzec do
                                                    > tego co czyni zycie latwiejszym?

                                                    Pewien czlowiek mial dwoch synow. Kiedy siedzial na brzegu rzeki,
                                                    jednego z nich porwal znienacka nurt - dzieciak utopil sie w pare
                                                    sekund. Mezczyzna wpadl w rozpacz, chodzil przez caly rok co dzien
                                                    na brzeg rzeki i oddawal sie ponurym rozmyslaniom. Wiosna
                                                    nastepnego roku utopil sie jego drugi syn.
                                                    (To nie jest ponura historia rodzinna, tylko jakas tam buddyjska
                                                    przypowiastka chyba).
                                                    Historia zakonczylaby sie inaczej, gdyby mezczyzna zamiast chodzic
                                                    na brzeg rzeki i sie zadreczac nauczyl swojego drugiego syna plywac.

                                                    > nie mam silnego poczucia wlasnej wartosci

                                                    Na slabe poczucie wlasnej wartosci najlepsza jest terapia poznawcza.
                                                    To ma sens w twoim przypadku zwlaszcza jesli jestes DDA.

                                                    > malo sie wie nawet po 80tce, jesli porownuje sie z innymi. ale
                                                    zawsze jest sie
                                                    > sklonnym mowic innym co maja robic
                                                    > he he he he
                                                    > marnosc nad marnosciami

                                                    Phi. To nie byla akwizycja, tylko zyczliwe pohukiwanie.

                                                    > mam tu takie cos, o czym chcialabym zasiegnac twojej opinii:
                                                    > www.taraka.pl/index.php?id=labikobieini.htm
                                                    > mnie to dosc zszokowalo
                                                    > wyszlo na to ze dokladnie wypelnilam schemat inicjacji
                                                    > ze dostalam od losu wszystkie warunki dla niej potrzebne
                                                    > ... dziwnie sie poczulam czytajac o tym

                                                    Jakos mi ten tekst nie lezy. To nie znaczy ze jest glupi,
                                                    nieprawdziwy czy zly, tylko taki nie moj.

                                                    Przeczytaj te Estes, tam jest o wiele wiecej o wiele fajniej.
                                                    Zwlaszcza rozdzial o Madrej Wasylisie.

                                                    > w moich snach, czego mam szukac?
                                                    > czy mam traktowac pojawiajacych sie w nich mezczyzn i kobiety
                                                    symbolicznie?
                                                    > kiedy sni mi sie ojciec, caly dzien mam do tylu.
                                                    > nienawisc, strach, walka.
                                                    > jesli to jest moj archetyp mezczyzny, to ... straszne
                                                    > nawet nie wiem jak mialabym sobie z tym poradzic!
                                                    > przychodzi mi na mysl realne wyrownanie rachunkow, zemsta
                                                    > na rozmowe nie licze, to nie ten typ
                                                    > i zauwazam jak ta postac rzutuje na moje relacje z mezczyznami
                                                    > nie jest dobrze, wszedzie zadry, rany, shizy
                                                    > co do matki, obawiam sie pojsc jej droga
                                                    > choc terapeutka wspierala mnie slowami, ze skoro widze jej bledy
                                                    to juz taka ja
                                                    > k
                                                    > ona nie bede.
                                                    > ale mialam relacje, ktora niezauwazalnie wyewoluowala w kopie
                                                    relacji moich rod
                                                    > zicow
                                                    > ciesze sie, ze mialam na tyle sily aby z niej wyjsc
                                                    > nie umialam jej zmienic, nie umialam zmienic siebie w niej, ani
                                                    tym bardziej
                                                    > mojego partnera

                                                    Mysle, ze bardzo tesknisz za terapia, co? Tzn pytam, czy o tym
                                                    wiesz, bo ja to widze.
                                                    Mysle tez, ze sobie ze wszystkim poradzisz.
                                                    Jak ci zle, to obejrzyj sie do tylu na osobe, ktora bylas. Bez
                                                    zlosci, ze wspolczuciem, ale i z duma - mysle, ze masz do niej
                                                    prawo.

                                                    > widze wiele rzeczy, umiem dostrzec schemat, ale wlasnie nie
                                                    bardzo wiem jak nie
                                                    > wpasc w jego pulapke
                                                    > bo to ze nie chce go powtarzac to jasne

                                                    Mi by sie to nie udalo, gdybym nie chodzila na terapie. Byc moze da
                                                    sie to zrobic 'na sucho', pozaterpeutyjnie, np w madrej przyjazni
                                                    albo madrym zwiazku. Ale tym o nie trudniej, im sie jest samemu
                                                    bardziej zasuplanym.

                                                    > pozdrawiam :)))
                                                    > wieczorem jade do madrytu wiec jesli nie odpisze to dlatego
                                                    wlasnie

                                                    No jasne, wez sie wyspij.
                                                    Powodzenia :)
                                                    czul.
                                                  • szarylemur Re: vente pa madrid! 14.04.08, 22:44
                                                    'Specyficzne polaczenie czegos w rodzaju dumy i nieufnosci?"
                                                    dumy i nieufnosci? hmm, nie, raczej dociekliwosci. choc owszem, namaszczonych
                                                    oracji, dloni wskazujacych jedynie sluszny kierunek ani innych form ' zyczliwej
                                                    manipulacji' nie przyjmuje jak wyczekanego zbawienia. od czasu do czasu moze,
                                                    kiedy czuje sie kompletnie stracona, moge sie polasic na pojscie za kims, uznaje
                                                    takze autorytet innych dotyczacy spraw tego swiata ( ekonomii, spraw urzedowych
                                                    itp).

                                                    pies nauczyl mnie, ze moja wiedza o kotach na nic sie z nim przyda, gdyz on
                                                    kotem nie jest i dziala inaczej. na poczatku go nie lubilam, w ogole mialam psy
                                                    za glupsze od kotow. teraz wiem, ze po prostu sa inne.
                                                    ===
                                                    programy religijne
                                                    'czasy sa takie, ze dzieci maja szanse to w wieku kontestatcji
                                                    duzo latwiej swiadomie przyjac lub odrzucic, niz my.'
                                                    naprawde? dlaczego tak sadzisz? ja nie czulam zadnej presji ' religijnej ' ze
                                                    strony rodzicow. w liceum wypisalam sie z religii, a wystarczyla do tego jedna
                                                    rozmowa z matka.
                                                    a teraz ten papiez wszedzie jako swiety niemal, zreszta nie wiem, nie ma mnie
                                                    tam, nie wiem jak to jest.
                                                    jak jest?
                                                    ---
                                                    tv
                                                    'A mi sie przydalo ostatnio jako znieczulacz. Mniej szkodliwe od
                                                    chemii i uzywek, latwiej odstawic.'
                                                    nie wyobrazam sobie zeby ogladanie tv moglo mnie znieczulic... raczej mnie mocno
                                                    irytuje, przynajmniej hiszpanska tv. tak samo bylo w polsce, lubilam ogladac tvp
                                                    pozna noca, gdy lecialy dziwaczne filmy, czyli raczej po to by cos
                                                    interesujacego zassac niz zeby sie znieczulic. imo, tv odmozdza, taka papka jak
                                                    wata cukrowa, niewiele wiecej.
                                                    na co sie tak znieczulasz tv?
                                                    ---
                                                    prawda
                                                    'Reprezentacje rzeczy nie sa rzeczami'
                                                    a ktos mowil ze sa???
                                                    funkcja prawdy jest adekwatnie opisywac rzeczy takie jakie sa. tyle
                                                    a ze nie ma takich slow...
                                                    paradoksalnie, byc moze najbardziej prawdziwe ze wszystkich opisow rzeczy to te,
                                                    ktore dotycza bytow idealnych takich jak pojecia. byc moze tylko twory ludzkiego
                                                    umyslu mozna opisac za pomoca slow. a wszystko inne bedzie tylko przyblizeniem?
                                                    ---
                                                    rzodkiewka humus camembert razem? no, tak dwie lyzki humusu, trzy rzodkiewki,
                                                    troche soli, trojkat camemberta razem na jednym talerzu spoczywaja...
                                                    awangardowe?
                                                    przypomnialo mi sie jak z przyjaciolka lazilysmy po ciuchlandach i nabywalysmy
                                                    stosy pieknych szmat, ktore nastepnie nosilysmy w roznych kombinacjach.
                                                    nad wyraz czesto okazywalo sie ze wlasnie takie szmaty sa hitem sezonu :)
                                                    kiedys tez dorwalam jakis nedzny magazyn z wykazem co jest hot a co jest not w
                                                    nadchodzacym sezonie. fascynujaca lektura. az nie chce mi sie wierzyc, ze
                                                    istnieja ludzie, ktorzy czyms takim kierowaliby sie przy wyborze menu w
                                                    restauracji, miejsca na urlop, perfum, ksztaltu brwi, stroju, idola...
                                                    obserwuje rowniez dziewczeta i kobiety skazane na widzimisie popularnych
                                                    kreatorow mody. i tak np teraz wiekszosc pomyka w obcislych dzinsach z waskimi
                                                    nogawkami, niezaleznie od figury. ostatnio moj flatmejt zachodzil w glowe, jak
                                                    one te swoje wielkie ( naprawde wielkie! ) andaluzyjskie odwloki upychaja w
                                                    ciasny material... i po co?
                                                    w madrycie, donosze gorace niusy, jest znacznie bardziej jak w kolorowym
                                                    magazynie - szczuple lub chude kobiety w markowych indywidualnie skomponowanych
                                                    strojach nie sa ewenementem. heh, znow sie poczulam jak uboga krewna z
                                                    prownicji, dokladnie tak jak kiedy jezdzilam do ciotki do wwy...
                                                    ---
                                                    z ta nieumiejetnoscia gotowania to wyglada na kolejny shiz z domu, gdzie
                                                    gotowanie bylo jedna z obsesji mojego ojca i niekoniecznie ulubionum zajeciem
                                                    mojej matki.
                                                    byl taki jeden samozwanczy nauczyciel, ktory trul mi za uszami: "naucz sie
                                                    gotowac, bo nikt cie nie zechce"
                                                    he he he
                                                    byc moze to lekkomyslnosc z mojej strony ;)
                                                    ---
                                                    kotka
                                                    ' merde' wydaje mi sie dosc oryginalnym, by nie powiedziec - niestosownym -
                                                    wezwaniem posilku...
                                                    ---
                                                    idianskie imie
                                                    ten co duzo rzecze to chyba z dead man walking, nie pamietam
                                                    spodobalo mi sie
                                                    w wolnej chwili wymysle sobie stosowne indianskie imie :) trzeba by zawrzec w
                                                    tym istote samej siebie, a to nie takie latwe
                                                    ---
                                                    przypowiastka ciekawa, dziekuje.
                                                    przemysle ;)
                                                    ---
                                                    terapia poznawcza opiera sie - jesli dobrze zrozumialam - na zalozeniu o tym, ze
                                                    istnieja poprawne i niepoprawne sposoby interpretowania zdarzen, tak?
                                                    i na zmianie skojarzen pacjenta?
                                                    to faktycznie mogloby by mi pomoc, gdybym tylko porzucila moje tezy odnosnie
                                                    prawdy...
                                                    zapisalam sie do psychologa po to, aby poradzic sobie z odczuwanym przeze mnie
                                                    cierpieniem. chcialam byc normalna, choc zaznaczylam, ze nie chce w zwiazku z
                                                    tym stac sie kura, takim przecietnym drobiowatym stworzeniem. ze lubie moj
                                                    sposob odczuwania o swiecie, lubie wymyslac swoje shizy, ale nie wytrzymuje juz
                                                    bolu jakiego doswiadczam w gwaltownych spadkach nastroju.
                                                    na to pani psycholog odparla, zebym sie zastanowila, gdyz terapia doprowadzi do
                                                    znormalizowania mnie, i wraz z bolem strace ekstazy tworcze, wowczas czeste.
                                                    powiedziala ze bedzie to mniej wiecej tak, ze zamiast hustac sie na hustawce do
                                                    oporu, przefruwac z jednego ekstremum w drugie, bede uczyc sie lagodniejszych
                                                    sposobow zycia.
                                                    wczesniej ( i pozniej tez zreszta ) bralam rozne leki, typu prozac czy bioxetin,
                                                    takze cos przeciwlekowego, co podobalo mi sie tylko na poczatku. po pewnym
                                                    czasie, kiedy leki zaczynaly naprawde dzialac, czulam sie jak sprawnie
                                                    dzialajacy automat, pozbawiona dramatycznych stanow czarnej rozpaczy i bolu,
                                                    ciagot samobojczych, ale tez i jakas taka wyprana z zycia, pusta, jak
                                                    marionetka, na dodatek nie moglam po tych lekach pisac, gdyz nic poza banalami
                                                    nie przychodzilo mi do glowy, gdzies uciekla wena.
                                                    nie wiem, byc moze przyzwyczailam sie czuc tylko mocne rzeczy, wiec inaczej, na
                                                    bardziej zrownowaznym poziomie czuje sie troche odrealniona?
                                                    choc w sumie od tamtej terapii minelo pare lat, w ciagu ktorych dosc znaczaco
                                                    sie zmienilam...
                                                    a jako ze na terapie obecnie mnie nie stac, bede sie rozsuplywac i zasuplywac
                                                    sama :)

                                                    pozdrawiam :)))

                                                  • bene_gesserit Re: vente pa madrid! 15.04.08, 01:48
                                                    szarylemur napisała:

                                                    > nie przyjmuje jak wyczekanego zbawienia. od czasu do czasu moze,
                                                    > kiedy czuje sie kompletnie stracona, moge sie polasic na pojscie
                                                    za kims, uznaj
                                                    > e
                                                    > takze autorytet innych dotyczacy spraw tego swiata ( ekonomii,
                                                    spraw urzedowyc
                                                    > h
                                                    > itp).

                                                    Ja nie wiem, ja to mam tak, ze najpierw widze to, czego nie ma. W
                                                    sensie braku. Czytam tlumaczenie ksiazki i widze kalke z
                                                    angielskiego, ktorego redaktor nie wychwycil - zamiast sie
                                                    zachwycac wyszukanymi metaforami. A jak czegos nie rozumiem
                                                    (ekonomii, spraw urzedowych), to sie od tego trzymam z daleka. Mam
                                                    jakis problem z autorytetami, to pewnie przez trudne dziecinstwo ;)

                                                    > na poczatku go nie lubilam, w ogole mialam psy
                                                    > za glupsze od kotow. teraz wiem, ze po prostu sa inne.

                                                    Inne sa. Moj szwagier twierdzi, ze sa madrzejsze od kotow, bo psy
                                                    sie daja tresowac. Tlumacze mu, ze jesli juz takie kryterium
                                                    madrosci przyjac, to raczej swiadczyloby to o ich madrosci, ale on
                                                    sie jakos nie chce zgodzic.

                                                    [kontestacja]
                                                    > naprawde? dlaczego tak sadzisz? ja nie czulam zadnej presji '
                                                    religijnej ' ze
                                                    > strony rodzicow. w liceum wypisalam sie z religii, a wystarczyla
                                                    do tego jedna
                                                    > rozmowa z matka.

                                                    Dzieciaki maja teraz o wiele wiecej do wyboru.
                                                    O wiele wiecej sciezek, religii, drog zycia. Imo oni, kiedy dorosna
                                                    i uslysza slowo 'religia' nie beda jej tak zupelnie automatycznie
                                                    tlumaczyc sobie w glowie na 'katolicyzm', co jest powszechne
                                                    obecnie.

                                                    Moja rodzina tez byla liberalna, z nikim nawet nie rozmawialam,
                                                    zeby dac sobie siana z religia. Ale do glowy by mi nie przyszlo,
                                                    zeby sie np konwertowac na buddyzm tybetanski.

                                                    > a teraz ten papiez wszedzie jako swiety niemal, zreszta nie wiem,
                                                    nie ma mnie
                                                    > tam, nie wiem jak to jest.
                                                    > jak jest?

                                                    Teoretycznie jest swiety, chca ustanowic rocznice smierci swietem
                                                    (=dniem wolnym), ale nie wiadomo, czy lobby przedsiebiorcow sie
                                                    zgodzi.
                                                    Praktycznie nic sie nie zmienilo, procz mojej wzrastajacej z roku
                                                    na rok checi przedefilowania sie w kolejna rocznice w koszulce z
                                                    napisem 'nie plakalam po papiezu'. Ale sie boje linczu.

                                                    > imo, tv odmozdza, taka papka jak
                                                    > wata cukrowa, niewiele wiecej.
                                                    > na co sie tak znieczulasz tv?

                                                    Wlasnie o to chodzi, ze papka.
                                                    Albo to, albo chemia - wolalam to. Odczulam sie po dosc dotkliwym
                                                    seansie bezsilnosci. Ale juz mi prawie przeszlo, do tego jestem
                                                    madrzejsza o kilkadziesiat obejrzanych programow poradnikowych.
                                                    Jakbym skonczyla wydzial gotowania, sprzatania domu, asertywnego
                                                    wychowywania dzieci i stylingu :)

                                                    > paradoksalnie, byc moze najbardziej prawdziwe ze wszystkich
                                                    opisow rzeczy to te
                                                    > ,
                                                    > ktore dotycza bytow idealnych takich jak pojecia. byc moze tylko
                                                    twory ludzkieg
                                                    > o
                                                    > umyslu mozna opisac za pomoca slow. a wszystko inne bedzie tylko
                                                    przyblizeniem?

                                                    Wittgenstein chyba twierdzil, ze nawet jeslibysmy mieli tlumacza,
                                                    ktory by tlumaczyl np z lwiego, to bysmy lwa nie zrozumieli. Bo
                                                    zeby zrozumiec lwa, trzeba wejsc w jego swiat, byc lwem, i to tym
                                                    konkretnym najlepiej. (Tzn moze cos poplatalam, ale to mi akurat
                                                    utkwilo, i jesli to nie W, a ja, to i tak sie z tym zgadzam).

                                                    > rzodkiewka humus camembert razem? no, tak dwie lyzki humusu, trzy
                                                    rzodkiewki,
                                                    > troche soli, trojkat camemberta razem na jednym talerzu
                                                    spoczywaja...
                                                    > awangardowe?

                                                    Dziwne.
                                                    Rozumiem polaczenie tych trzech konsystencji, ale humus wolalabym
                                                    jesc sam. I moglabym, dlatego przestalam go robic.

                                                    > nad wyraz czesto okazywalo sie ze wlasnie takie szmaty sa hitem
                                                    sezonu :)

                                                    Mam takiego kolege, ktory nadal sie strasznie przejmuje moda. On
                                                    jest zawsze dwa sezony do przodu, od kiedy pamietam byl. Potwornie
                                                    jest z tego dumny.

                                                    > kiedys tez dorwalam jakis nedzny magazyn z wykazem co jest hot a
                                                    co jest not w
                                                    > nadchodzacym sezonie. fascynujaca lektura. az nie chce mi sie
                                                    wierzyc, ze
                                                    > istnieja ludzie, ktorzy czyms takim kierowaliby sie przy wyborze
                                                    menu w
                                                    > restauracji, miejsca na urlop, perfum, ksztaltu brwi, stroju,
                                                    idola...

                                                    To jest taka pulapka. Zeby sie utrzymac, musisz pracowac - ale
                                                    praca w jakis sposob wyznacza twoje standardy spedzania wolnego
                                                    czasu i w ogole stylu zycia. Jesli pracuje sie w f-me x, to
                                                    powinnas jezdzic na wakacje tu i tu, nosic takie a nie inne
                                                    torebki, pachniec perfumami, kupionymi za sume nie mniejsza niz x.
                                                    Wiec pracujesz, zeby moc to wszystko kupic, bo jakbys nie kupila,
                                                    moglabys za bardzo odstawac, spasc w hierarchii i stracic prace,
                                                    przez ktora musisz zyc tak a nie inaczej. Wiec wydajesz jak trzeba,
                                                    a zeby wydawac, musisz pracowac...

                                                    Podobnie jest, oczywiscie, grup wplywu typu rodzina czy krag
                                                    znajomych. Czesto.

                                                    ostatnio moj flatmejt zachodzil w glowe, jak
                                                    > one te swoje wielkie ( naprawde wielkie! ) andaluzyjskie odwloki
                                                    upychaja w
                                                    > ciasny material... i po co?

                                                    Moj boze, pamietam czasy, kiedy ciuchy z powodow brakow na rynku
                                                    wykonywalo sie samodzielnie, takoz ozdoby oraz niektorzy posuwali
                                                    sie do wykonywania wlasnorecznie obuwia... A cala ta energia po to,
                                                    zeby sie wyrozniac.
                                                    Naprawde, swiat zmierza ku upadkowi, zdecydowanie.

                                                    > heh, znow sie poczulam jak uboga krewna z
                                                    > prownicji, dokladnie tak jak kiedy jezdzilam do ciotki do wwy...

                                                    Ja ze swoimi butami i wszystkim tak mialam w Londynie.
                                                    Ale nauczylam sie jakos tak siebie nosic, ze pare razy zdarzylo
                                                    sie, ze mnie zaczepiono, pytajac, skad mam taki plaszczyk czy farbe
                                                    do wlosow. Z dzika frajda mowilam 'ju kant baj dis in london. aj
                                                    bołt it in poland'.
                                                    W dodatku Anglicy to ostatni narod swiata, ktory by kogokolwiek
                                                    zaczepial na ulicy z takimi pytaniami. Jezu, jak to ładowalo moje
                                                    watle ego :)

                                                    > byl taki jeden samozwanczy nauczyciel, ktory trul mi za
                                                    uszami: "naucz sie
                                                    > gotowac, bo nikt cie nie zechce"

                                                    W moim domu, po czesci z chlopskimi tradycjami, gotowanie bylo
                                                    sposobem na mowienie 'kocham' i w ogole na okazywanie uczuc.
                                                    Zamiast 'widze, ze czujesz sie fatalnie' bylo 'a moze zrobie
                                                    nalesniczki?'
                                                    Moze latwiej nauczyc sie mowic o uczuciach, niz gotowac, nie wiem.

                                                    [terapia poznawcza]
                                                    > to faktycznie mogloby by mi pomoc, gdybym tylko porzucila moje
                                                    tezy odnosnie
                                                    > prawdy...

                                                    Mysle, ze mogloby.
                                                    Temat mam na swiezo, bo szukalam czegos takiego dla kogos
                                                    bliskiego. Jak sobie o tym poczytalam, to sama nabralam ochoty az :)

                                                    [terapia]
                                                    > nie wiem, byc moze przyzwyczailam sie czuc tylko mocne rzeczy,
                                                    wiec inaczej, na
                                                    > bardziej zrownowaznym poziomie czuje sie troche odrealniona?

                                                    Mysle, ze jesli przez cale zycie nosilas w brzuchu plonace
                                                    zgliszcza, to kiedy one zaczely gasnac, masz prawo odczuwac to jako
                                                    pustke.
                                                    Co nie znaczy, ze takie poczucie to jest stan docelowy. Imo to etap.
                                                    Ja mialam taka pustke, jak pozegnalam sie z katolicyzmem - bardzo
                                                    dotkliwe, prawie fizyczne odczucie straty. I jakies takie zbicie z
                                                    tropu.
                                                    Bez tego jednak nie poszlabym dalej.
                                                    Przychodza mi tu do glowy dosc ckliwe metafory o ostatecznej
                                                    smierci sprochnialego pnia, ktora to smierc umozliwia malym
                                                    roslinkom, ginacym dotad w jego cieniu, wyrosnac w silny las.

                                                    > choc w sumie od tamtej terapii minelo pare lat, w ciagu ktorych
                                                    dosc znaczaco
                                                    > sie zmienilam...
                                                    > a jako ze na terapie obecnie mnie nie stac, bede sie rozsuplywac
                                                    i zasuplywac
                                                    > sama :)

                                                    To jesli moge ci dac rade - badz dla siebie lagodna, jakbys byla
                                                    dla swojej ukochanej coreczki.
                                                    A jesli jestes DDA, to pewnie gdzies tam w okolicy sa spotkania, bo
                                                    sa wszedzie chyba.
                                                    czul.
                                                  • szarylemur Re: 15.04.08, 03:31
                                                    hmm, no nie mozna trzymac sie z daleka od wszystkiego czego sie nie rozumie.
                                                    eksperci sa bardzo wazni, bardzo przydatni, wrecz nieocenieni. wazne, zeby ich kompetencja w danym temacie nie uderzala do glowy, aby ktos nie myslal ze skoro jest swietnym pilkarzem to moze tez wystepowac w roli autorytetu religijnego np.

                                                    wlasnie tak to bywa i ze mna - widze braki autorytetow, wrecz sie ich doszukuje, tym bardziej, im bardziej dany czlowiek pozuje na alfe i omege.
                                                    ---
                                                    koty vs psy
                                                    to chyba rozne rodzaje inteligencji. koty sa dziksze, bardziej instyktowne, niezalezne, maja swoja kocia madrosc i nie zamierzaja sie jakos specjalnie do ludzkich wymagan przystosowywac. psy sa inteligentne o tyle, ze szybciej lapia, o co chodzi czlowiekowi, daja sie tresowac, aby moc czerpac wieksze korzysci ze wspolpracy z czlowiekiem. zanim zrozumialam i pokochalam mojego psa, psy byly dla mnie jakims podlym gatunkiem, plaszczacym sie, pozbawionym niemal umiejetnosci niezaleznego myslenia niewolnikiem. ale tu wlasnie tkwi ten edukacyjny haczyk, aby nauczyc sie nie wykorzystywac psiego oddania, zaleznosci, a jednoczesnie nie zrobic z siebie psiego podnozka. pies uczy jak byc dobrym wladca :)
                                                    ---
                                                    masz racje, ze polska mentalnosc ulegla zmianie. naturalnym jest uznawac istnienie wielu mozliwych wyznan. pewnie wielu jest tych co, w zwiazku z tym, ubolewaja nad upadkiem prawdziwej wiary w narodzie, nad kondycja ludzka w ogole itd ;)
                                                    "mojej wzrastajacej z roku
                                                    na rok checi przedefilowania sie w kolejna rocznice w koszulce z
                                                    napisem 'nie plakalam po papiezu'. Ale sie boje linczu."
                                                    ha ha, brak kultu papieza jako szczyt bohaterstwa?
                                                    to sa objawy indoktrynacji o narodowym zasiegu. pewnie wiekszosci z wyznawcow papieza nie przyszloby do glowy, ze gdzies indziej mozna z niego kpic tak jak kpi sie z jakiejkolwiek osoby publicznej. kiedy wrony kracza ze cos jest be, to trudno nie zaczac sie zastanawiac czy faktycznie nie maja racji, nawet jesli samemu sadzi sie inaczej. a jesli juz jednak zdecydujesz sie wyrazac swoja wewnetrzna prawde, swoje przekonanie przeciwstawic temu, co za prawde zostalo uznane przez wiekszosc, urastasz do rangi bohatera niemalze, buntownika, czarnej owcy. i czyhaja na ciebie konsekwencje tego wyboru. zreszta jesli przyznasz racje ogolowi, to konsekwecje tez czyhaja. niebezpieczny romans z glosem ludu - z jednej strony mile poczucie przynaleznosci do wielkiej grupy, z drugiej ograniczenie swobody mysli i czynu, sabotaz indywidualizmu.
                                                    ---
                                                    tv papka
                                                    mnie bardzo meczy i denerwuje to co jest lansowane przez tv. szczegolnie od kiedy widze w prezenterach wynajetych do rol aktorow zamiast ludzi wyrazajacych wlasne zdanie. he he
                                                    (kumpel pokazal mi urywek z jakiejs chyba holenderskiej tv game typu uzupelnij brakujace slowo i wygraj. prezenterka ni stad ni zowad puscila pokaznego pawia, ale to naprawde cale morze tresci sie z niej wylalo jak z wulkanu niejakiego, po czym blyskawicznie otarla usta, i rozesmiana kontynuowala program.)
                                                    mowic to co oni tam mowia, usmiechac sie, palac entuzjazmem na jakis temat, zadawac pytania w tloku z blyskiem szczerego zainteresowania w oku, to wszystko spektakl, z rzadka cos wiecej. nie trafiaja do mnie te ustawienia kompletnie. moi flatmejci lubia grajace pudelko, ja prosze o sciszenie albo zamykam drzwi do mojego pokoju. a na widok tv szopu wstaje i wychodze. kominek na rtl 7 lubilam za to, kojarzyl mi sie ze schylkowymi godzinami domowych imprez.
                                                    ---
                                                    wittgenstein i lew
                                                    heh, wstyd przyznac, nie umiem powiedziec, nie wiem, czy to w . wymyslil :)
                                                    ale tak wlasnie o to chodzilo z ta perspektywicznoscia prawdy, takze prawdy doswiadczenia. to rowniez mozna odniesc do empatii. nie jestesmy w stanie przekroczyc granic drugiego ja, wszystko jest domniemaniem, analogizowaniem.
                                                    ---
                                                    sie uparlas z tym humusem i reszta! nie lacze ich, zagryzam na przemian. inna sprawa ze potem i tak sie lacza w jedno...
                                                    ---
                                                    heh, moj przyjaciel - gej tez ma mala obsesje bycia modnym. tj obsesja jest calkiem spora, ale rownowazy ja ten jego autodystans zawsze obecny - to za ten dystans zyczliwy wobec niemal wszystkiego tak go kocham. ten facet jest moim nauczycielem spokoju i aktywnosci w jednym, moim niedoscignionym wzorem :)))
                                                    ---
                                                    pulapka bycia trendy
                                                    zaproszenie ludzi na impreze do domu po to by pochwalic sie kazdemu z osobna swoim nowym 40calowym tv...
                                                    no, nie wiem, ja tam mam rower bez hamulcow :)))
                                                    inaczej: ten trendy swiat to moze za wysokie progi jak na moje nogi, ale tak mysle, ze i moj poziom spoleczny ma swoje hot i not, ja zas wobec tego prezentuje nieskrepowany tumiwisizm. no, chyba tylko o snobizm intelektualny moznaby mnie posadzic. nie jestem osoba ambitna, nie robie tez nic po to aby sie moc tym pochwalic przed kims. mam slaby naped zyciowy, innymi slowy.
                                                    ---
                                                    'ju kant baj dis in london. aj
                                                    bołt it in poland'.
                                                    hmm, moja czeska kolezanka mawia w ten desen. mnie to smieszy. mam swoj dziwaczny gust, i wdzieczna jestem ze tutaj moge nosic co zechce po prostu. i wlasciwie nie nosze nic niezwyklego, chociaz byc moze z perspektywy lublina wygladalo by to inaczej. hiszpanki i hiszpanie kochaja sie stroic, ja tutaj wyrozniam sie nonszalancka prostota raczej.
                                                    ---
                                                    gotowanie
                                                    och, nie , w moim poje...nym domu ojciec wyzywal sie w gotowaniu takze. czulam sie kaczka do tuczenia, nie czulam w tym milosci, czulam w tym jakas chora obsesje. czesto demonstracyjnie wywalalam wszystko za okno prowokujac kolejna awanture. czesto tez zjadalam, bo niektore potrawy wychodzily mu swietnie. gdy bylam starsza konsekwentnie odmawialam zjadania jego wytworow. cos jak strajk glodowy.
                                                    zreszta, nie bylo nigdy gotowania na pocieszenie, nie, to bylo raczej gotowanie i robienie ze mnie wyrodnej corki, dla ktorej tatus tak sie poswieca, tak jej dogadza, a ona wredna, podla wariatka na zlosc jemu jesc nie chce, kiedy zaraz wystygnie, zaraz sie zepsuje. bleeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee
                                                    ---
                                                    pien i roslinki...
                                                    tak, w zasadzie pien juz gnije od dawna, roslinki rosna powolutku, ale czasem, szczegolnie kiedy nadchodzi wiosna, wicher zaczyna hulac w mojej glowie jakies sentymentalno kozackie piesni zagubionej mlodosci przywolujac...
                                                    kim jestem ? nie wiem ... kim chce byc? tez nie bardzo...
                                                    ---
                                                    "badz dla siebie lagodna, jakbys byla
                                                    dla swojej ukochanej coreczki."
                                                    hmm, to bardzo fajna rada. od kilku lat mi sie to przypomina gdzies przeczytane. dziekuje :)

                                                    pozdrawiam !
                                                  • bene_gesserit Re: 16.04.08, 02:20
                                                    szarylemur napisała:

                                                    > koty vs psy

                                                    Mysle, ze glowna roznica w osobowosciach to taka, ze wilki to
                                                    zwierzeta stadne, wiec uznaja hierarchie i wszelkie jej
                                                    konsekwencje, a koty to wojownicy, chadzajacy samotnie.
                                                    Chociaz widzialam chyba program o tym, ze koty sa jedynymi
                                                    stworzeniami znanymi nauce, ktore spotykaja sie tylko po to, zeby
                                                    byc ze soba, bez innego konkretnego celu. Zakladali biednym kocinom
                                                    jakies czujniki i okazywalo sie, ze one sie zbieraja co jakis czas
                                                    razem i siedza w kregach, wydajac rozne dzwieki albo milczac. A jak
                                                    juz sie razem nasiedza, wracaja sobie do domow.
                                                    Prezencik (juz cie nie bede zameczac, obiecuje):
                                                    www.youtube.com/watch?v=z3U0udLH974
                                                    (i jesli chcesz z trybu lirycznego przejsc w pekanie ze smiechu:
                                                    www.youtube.com/watch?v=1JynBEX_kg8 )

                                                    > masz racje, ze polska mentalnosc ulegla zmianie. naturalnym jest
                                                    uznawac istnie
                                                    > nie wielu mozliwych wyznan. pewnie wielu jest tych co, w zwiazku
                                                    z tym, ubolewa
                                                    > ja nad upadkiem prawdziwej wiary w narodzie, nad kondycja ludzka
                                                    w ogole itd ;)

                                                    To naturalne dopiero idzie, bardzo powoli. Mysle, ze musi minac
                                                    jeszcze jedno pokolenie, albo i dwa.
                                                    Prawej frakcji politycznej udalo sie zwiazac symbole religijne z
                                                    symbolami narodowymi; dla nich kazdy, kto mowi o sobie, ze nie jest
                                                    katolikiem, automatycznie wyklucza sie z bycia Polakiem.

                                                    > ha ha, brak kultu papieza jako szczyt bohaterstwa?

                                                    Bylas w kraju, kiedy JPII umarl?
                                                    Czarne marsze na ulicach, potoki zniczy w roznych pamiatkowych
                                                    miejscach, obowiazkowe zalobne przepaski na ramionach. Kiedy jedna
                                                    z moich kolezanek z pracy oswiadczyla, ze jedzie 'pozegnac papieza'
                                                    do Wloch, a druga ryknela placzem, poczulam sie naprawde inna. Tak
                                                    solidnie i z gruntu, jak rasowy kosmita. W ogole to najpierw
                                                    myslalam, ze sie wyglupiaja.
                                                    Tak jest co roku, moze bez placzow i marszy, ale obowiazkowo na
                                                    smutno, bo kochalismy papieza wszak wszyscy, ojciec nie zyje.
                                                    Mile w tym jest to, ze nieliczni nieplaczacy sie z ulga konsoliduja
                                                    w swojej obcosci.

                                                    > to sa objawy indoktrynacji o narodowym zasiegu.

                                                    Zastanawialismy sie w kole wykluczonych z zaloby, co sie stalo.
                                                    Moja koncepcja jest taka, ze to zbiorowy zal po figurze ojca,
                                                    ktorej wspolczesnie bardzo brak. Nie chodzi o indoktrynacje tylko
                                                    powazne deficyty, ktore ten jeden czlowiek zapelnial.

                                                    pewnie wiekszosci z wyznawcow p
                                                    > apieza nie przyszloby do glowy, ze gdzies indziej mozna z niego
                                                    kpic tak jak kp
                                                    > i sie z jakiejkolwiek osoby publicznej.

                                                    Z jednej strony nalezy szanowac cudze uczucia, z drugiej -
                                                    potwornie mnie drazni takie domyslne zalozenie, ze mi tez smutno.
                                                    I korci mysl o tiszercie.

                                                    ...
                                                    > i czyhaja na ciebie konsekwencje tego wyboru. zreszta jesli
                                                    przyznasz racje ogo
                                                    > lowi, to konsekwecje tez czyhaja. niebezpieczny romans z glosem
                                                    ludu - z jednej
                                                    > strony mile poczucie przynaleznosci do wielkiej grupy, z drugiej
                                                    ograniczenie
                                                    > swobody mysli i czynu, sabotaz indywidualizmu.

                                                    No tak, to jest jak cos w stylu 'a jednak sie kreci' Bruno.

                                                    > tv papka
                                                    > mnie bardzo meczy i denerwuje to co jest lansowane przez tv.
                                                    szczegolnie od kie
                                                    > dy widze w prezenterach wynajetych do rol aktorow zamiast ludzi
                                                    wyrazajacych wl
                                                    > asne zdanie. he he

                                                    No tak, ale wiekszosc z nas w pracy robi prawie to samo,
                                                    przynajmniej od czasu do czasu.

                                                    > (kumpel pokazal mi urywek z jakiejs chyba holenderskiej tv game
                                                    typu uzupelnij
                                                    > brakujace slowo i wygraj. prezenterka ni stad ni zowad puscila
                                                    pokaznego pawia,
                                                    > ale to naprawde cale morze tresci sie z niej wylalo jak z wulkanu
                                                    niejakiego,
                                                    > po czym blyskawicznie otarla usta, i rozesmiana kontynuowala
                                                    program.)

                                                    O matko, to przeswietna metafora tv chlamu. Usmiech, rzyg, usmiech.

                                                    ...
                                                    > ---
                                                    > wittgenstein i lew
                                                    > heh, wstyd przyznac, nie umiem powiedziec, nie wiem, czy to w .
                                                    wymyslil :)
                                                    > ale tak wlasnie o to chodzilo z ta perspektywicznoscia prawdy,
                                                    takze prawdy dos
                                                    > wiadczenia. to rowniez mozna odniesc do empatii. nie jestesmy w
                                                    stanie przekroc
                                                    > zyc granic drugiego ja, wszystko jest domniemaniem,
                                                    analogizowaniem.

                                                    Jestesmy i nie.
                                                    Na pewno nie slowami, wlasnie z powodu ich rozmytych znaczen.

                                                    > heh, moj przyjaciel - gej tez ma mala obsesje bycia modnym. tj
                                                    obsesja jest cal
                                                    > kiem spora, ale rownowazy ja ten jego autodystans zawsze obecny -
                                                    to za ten dys
                                                    > tans zyczliwy wobec niemal wszystkiego tak go kocham. ten facet
                                                    jest moim naucz
                                                    > ycielem spokoju i aktywnosci w jednym, moim niedoscignionym
                                                    wzorem :)))

                                                    Fajnie :)
                                                    Ja i tak nigdy nie zrozumiem metkowej religii.

                                                    > pulapka bycia trendy
                                                    > inaczej: ten trendy swiat to moze za wysokie progi jak na moje
                                                    nogi, ale tak my
                                                    > sle, ze i moj poziom spoleczny ma swoje hot i not, ja zas wobec
                                                    tego prezentuje
                                                    > nieskrepowany tumiwisizm. no, chyba tylko o snobizm intelektualny
                                                    moznaby mnie
                                                    > posadzic. nie jestem osoba ambitna, nie robie tez nic po to aby
                                                    sie moc tym p
                                                    > ochwalic przed kims. mam slaby naped zyciowy, innymi slowy.

                                                    Troche o cos innego mi chodzilo.
                                                    O cos takiego, ze owszem, sa ludzie, ktorzy swoj osrodek ciezkosci,
                                                    dobre mniemanie o sobie maja na zewnatrz. Stad wynika fura skora i
                                                    komora, czyli licytacja, kto ma lepsze. (Oczywiscie, znam tez
                                                    takich, ktorzy licytuja sie na liczbe przeczytanych madrych
                                                    ksiazek, to w zasadzie to samo, tylko ze w innym srodowisku).
                                                    Sa ludzie, ktorzy mierza sie sami soba.
                                                    Ale nawet oni moga wymieknac, jesli presja srodowiska jest zbyt
                                                    wielka.
                                                    I nie moga pojechac na wakacje na ukochane Mazury do jakiejs
                                                    rozwalajacej sie chaty, ale na Bali, zeby moc pokazac szefowi
                                                    zdjecia z wakacji. (W Rosji jest nawet specjalna firma, ktora
                                                    oferuje fotomontazowe zdjecia ciebie na egzotycznej wyspie,
                                                    etniczne pamiatki i zwiezle sprawozdanie z wycieczki - taki pakiet
                                                    jest kosztowny, ale o wiele tanszy niz dwutygodniowe wakacje na
                                                    luksusowym koncu swiata).
                                                    Zjadanie wlasnej stopy.

                                                    > hmm, moja czeska kolezanka mawia w ten desen. mnie to smieszy.
                                                    mam swoj dziwacz
                                                    > ny gust, i wdzieczna jestem ze tutaj moge nosic co zechce po
                                                    prostu.

                                                    A to tak samo zrobilo sie w Wawie, oczywiscie jesli nie jest sie
                                                    ekscentrykiem. Ekcentrykow nadal nie kochamy.

                                                    i wlasciwi
                                                    > e nie nosze nic niezwyklego, chociaz byc moze z perspektywy
                                                    lublina wygladalo b
                                                    > y to inaczej. hiszpanki i hiszpanie kochaja sie stroic, ja tutaj
                                                    wyrozniam sie
                                                    > nonszalancka prostota raczej.

                                                    Snobka :P

                                                    > gotowanie
                                                    ...

                                                    > zreszta, nie bylo nigdy gotowania na pocieszenie, nie, to bylo
                                                    raczej gotowanie
                                                    > i robienie ze mnie wyrodnej corki, dla ktorej tatus tak sie
                                                    poswieca, tak jej
                                                    > dogadza, a ona wredna, podla wariatka na zlosc jemu jesc nie
                                                    chce, kiedy zaraz
                                                    > wystygnie, zaraz sie zepsuje. bleeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee

                                                    A to nic dziwnego, ze masz taki akurat stosunek do kuchni. Szkoda.
                                                    Az dziwne, ze ci po czyms takim nie poszlo w zaburzenia zywienia.

                                                    > pien i roslinki...
                                                    > tak, w zasadzie pien juz gnije od dawna, roslinki rosna
                                                    powolutku, ale czasem,
                                                    > szczegolnie kiedy nadchodzi wiosna, wicher zaczyna hulac w mojej
                                                    glowie jakies
                                                    > sentymentalno kozackie piesni zagubionej mlodosci przywolujac...
                                                    > kim jestem ? nie wiem ... kim chce byc? tez nie bardzo...

                                                    W Matrixie Fishburne chyba mowi Neo 'nie wystarczy znac Drogi,
                                                    nalezy nia podazac'. Ja sobie sama potem wymyslilam, ze 'nie trzeba
                                                    znac Drogi, zeby nia podazac'. Imo to najmadrzejsze, co wymyslilam
                                                    w zyciu do tej pory.

                                                    > "badz dla siebie lagodna, jakbys byla
                                                    > dla swojej ukochanej coreczki."
                                                    > hmm, to bardzo fajna rada. od kilku lat mi sie to przypomina
                                                    gdzies przeczytane

                                                    No t