odyn06
10.01.23, 00:20
Po prawie roku wojny na Ukrainie i obserwowanej ostatnio zmianie nastawienia krajów Zachodu, warto się pokusić o pierwsze wnioski dotyczące tej wojny, ale w szerszym zakresie.
Gdyby Trump znowu wygrał wybory prezydenckie, to pełen wdzięczności za poprzednie, byłby chyba życzliwym partnerem do putinowskiego planu podziału stref wpływów w świecie i napisania porządku światowego od nowa.
Ten plan nie wypalił i trzeba było pospiesznie przygotować nowy. I tak powstał plan agresji na Ukrainę.
W planach Putina o nowym kształcie świata Ukraina winna wrócić do roli państwa wasalnego wobec Kremla. Doświadczenia z Krymem pozwalały Putinowi założyć, że kraje Europy Zachodniej, uzależnione od Rosji energetycznie, znowu przymkną oko, wyżej stawiając ciepło kaloryferów wyborców ponad niepodległość Ukrainy.
Gdyby tak się stało, to do dyktatu gazowego doszedłby inny szantaż - żywnościowy.
Brak było bowiem powszechnie wiedzy o tym, że Ukraina żywi Afrykę.
A resztę już znamy i prawie od roku o tym piszemy.
Wbrew oczekiwaniom Putina i Janukowyczów, Ukraińcy zamiast witać Rosjan z radością barszczem w Kijowie zaczęli do nich strzelać. Nieudolnie prowadzone operacje wojskowe armii rosyjskiej potwierdziły rzadko publikowaną i trudno przyjmowaną tezę, że armia rosyjska to ilościowy rozkradziony kolos na pijanych nogach.
Pomiędzy kolorową maskaradą na Placu Czerwonym w czasie defilad, a krwawą jatką nad Dońcem i w innych miejscach widać rozdźwięk między tym, czym armia rosyjska jest, a tym, jak przedstawia ją kremlowska propaganda.
Wracając do Trumpa, gdyby dał się Putinowi przekabacić, i zgodził się na nową Jałtę, to możliwe, że półprzewodniki produkowane na Tajwanie zaopatrzeniowcy armii USA musieliby kupować w Pekinie.
Co o tym myślicie?