beledezur
25.01.23, 15:52
Nick tymczasowy, forum podczytuję od lat, mało się udzialałam.
Muszę gdzieś to wylać z siebie, a w życiu realnym się wstydzę.
Zawsze byłam nieskromnie mówiąc pięknością. Dalej jestem bardzo ładna, atrakcyjna ( mam ponad 40 lat), ale w młodości to był jakiś szał. Późne lata nastoletnie, kiedy "rozkwitłam", okres gdy byłam dwudziestolatką- byłam autentycznie zachwycająca. Faceci, rówiesnicy, starsi, padali mi do stóp, niezliczona ilość adoratorów się przewineła, kiedykolwiek wchodziłam w nową grupę pojawiali się kolejni. Złamane serca, legendy krążące w rodzinie o moim powodzeniu, zaczepki na ulicy, w komunikacji miejskiej, morze komplementów od obu płci.
Karierę też zawdzięczam po części swojej prezencji, bo zaczynałam w mediach, teraz po części też mam kontakt z środowiskiem.
Obecnie jestem szczęśliwą, kochającą i kochaną meżatką z dwójką dzieci, w tym z nastoletnią córką.
I widzę, że zaczynam zamieniać się w macochę kopciuszka mentalnie, przeraża mnie to.
Kiedy do mojej córki przychodzą koleżanki lub gdy jesteśmy gdzieś razem na mieście, łapię się na nieprzyjemnych uczuciach.
Zwyczajnie zazdroszczę młodym kobietom. Zazdroszczę im świeżości i młodości. Tego uroku, naturalności.
Tak jak pisałam wciąż jestem piękna, od wielu tych młodych kobiet obiektywnie atrakcyjniejsza, już nie porównując do czasów mojej świetnosci, jaką żyletą byłam w ich wieku. Ale to one mają młodość, ja co najwyżej mogę być świetnie wyglądającą kobietą "jak na swój wiek"
W pracy nie przepadam za towarzystwem młodych lasek, zaczynam się porównywać, źle to znoszę.
Może to próżne, ale boli mnie fakt, że już żaden młody chłopak nie będzie mnie podrywał w taki sposób w jaki podrywa się młodą dziewczynę. Mogę być "seksowną mamuską", ale nie sliczną dziewczyną.
Mam kochającego męża, czuję się dla niego najpiękniejsza na świecie, inni meżczźni równiez mnie adoruja, o co mi chodzi?