adulkowy-mam
22.05.07, 09:04
a co, pożalę się. Ja wiem, że lekarze słabo zarabiają - sama jestem z budżetówki. Ja wiem, że walczą o byt swoich rodzin. Ale...
Wczoraj wieczorem musiałam jechać na ostry dyżur jedego z bardziej znanych szpitali dziecięcych w Polsce. I słów mi brak, a w zasadzie nie brak, tylko moderatorki mnie wywalą.
Na paniusię z rejestracji musiałam czekać (a wraz ze mną 30 innych rodziców z poszkodowanymi pociechami - wszak to osrty dyżur) ponad 20 minut, potem tłumaczenie się, że uraz główki u 7-miesięczniaka, że leje się przez ręce, że podejrzenie wstrząśnienia mózgu. Przekierowano mnie do pokoju pielęgniarek, tam apiat' na nowo ta sama historia - że uraz... Pani posłuchała, nie zrobiła nic kompletnie nic, poza zważeniem (po ki czort?) i wysłała mnie do chirurga. Pod drzwiami chirurga czekałam z ryczącym dzieckiem 45 minut, aż w końcu na chama się wcisnęłam. Po co? Aby dostać opiernicz, że tu się pracuje. Wcześniej byłam przekonana,że tam zbiera się grzyby...bez komentarza. Pan chirurg sprawdził czy dziecko nie jest pobite (przyrżnęła głową w ścianę), na główkę nie popatrzył, odruchu źrenic nie sprawdził tylko wysłał mnie na drugi koniec szpitala na USG główki. Doleciałam z wrzeszczącą Niuńką, a tam pani doktor (ciężko obrażona, że przyszłam) poleciałą na mnie z twarzą, że mam uspokoić dziecko, bo ona musi się skupić!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!Nosz.... a karmnić nie pozwoliła, choć to jedyna metoda i prosiłam. Na koniec dowiedziałam się, że ciemiączko zarośnięte i po co przyszłam...
Wyć mi się chciało.
Na szczęście z Małą jest dobrze.
Powiedzcie same - przecież to szpital DZIECIĘCY i OSTRY DYŻUR, no jak ja mam wykazać zrozumienie? Paranoja.