sloneczko1
07.08.05, 23:34
forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=396&w=27356269&v=2&s=0
Rok 1410 przeddzień Bitwy pod Grunwaldem.
Obóz Polaków: Wszyscy narąbani jak szpaki. Ledwo łażą, pod każdym drzewem hafty,
biba na maxa. Jagiełło leży orzygany w namiocie pierwszy odjechał bo ma słaby łeb.
Obóz Niemców: jeszcze gorzej. Zaczęli już od rana, wszyscy wygięci nawet konie
się uwaliły, jeden koń drugiemu wkłada kopyto do paszczy żeby się wyrzygał.
Rycerze łażą, naparzają się na niby mieczami; ogólny gnój! Na drugi dzień Ulrich
się budzi łeb go boli, kac wielki, chwyta się zagłowę i woła giermka:
- Te słuchaj gościu; pójdziesz do Jagiełły; tam za ten pagórek dasz mu te dwa
miecze i powiesz mu że my wczoraj z chłopakami pochlali, mnie łeb nawala i w
ogóle że dzisiaj nie da rady! Powiedz że może jutro się zetrzemy czy jak?
- ok.?
- Okej!
Giermek wziął miecze pod pachę i idzie wężykiem do Jagiełły; trochę się potyka i
czka bo se rano klina wziął i go trzyma fest jeszcze. Przyszedł do Władzia i mówi:
- Dobry! Ja tam nie wiem ale szef mnie tutaj przysłał i kazał dać te dwa miecze
- wbił zamaszyście w glebę miecze - i kazał powiedzieć że u nas wczoraj była
impreza i dzisiaj nie da rady może jutro!
- Nie no wszystko ok. My tam z chłopakami też nielicho wczoraj zabalowaliśmy
naprawdę nie ma sprawy
- ale materaca gościu to mi nie musiałeś przebijać...