aisza5
26.06.09, 10:05
www.rp.pl/artykul/325379.html
Pustynia jak arabska kobieta
Grzegorz Łyś
Profesor Janusz Danecki, arabista i islamista: Prawie wszystko mi
tam odpowiada, może z wyjątkiem subtropikalnego robactwa – do tego
trudno się przyzwyczaić. Na Bliski Wschód ciągnie mnie atmosfera i
styl życia – z nutą tego wschodniego bałaganu, w którym odkrywa się
z czasem swoisty urok. Poza tym – krajobraz i architektura. Miasta,
pachnące ogniem i oliwą, w których wprost z europejskich ulic trafia
się do orientalnych zaułków. Kair, a także np. Bejrut to
fascynujące, kulturowe i urbanistyczne mozaiki. Bardzo lubię też
bliskowschodni klimat.
Kair to dla Europejczyków przede wszystkim piramidy w Gizie.
Piramidy, podobnie jak i inne – ważne, piękne, imponujące – zabytki
starożytne nigdy nie wywierały na mnie wielkiego wrażenia. Kiedy je
pierwszy raz zobaczyłem, wyglądały tak, jak je sobie wyobrażałem.
Przypuszczam, że wiele osób się nimi zachwyca, bo tak trzeba.
Dla mnie prawdziwy Kair to Kair muzułmański, do którego nie
docierają jednodniowe wycieczki z kurortów nad Morzem Czerwonym.
Meczety i bazary?
Meczety kairskie, z okresu mameluckiego (XIII – XVI w.) albo trochę
wcześniejsze, lecz na przykład z mameluckimi minaretami, to
architektoniczna doskonałość. Obok meczetu Al-Azhar wznosi się mniej
znany, wspaniały szyicki Al-Hussajnijja, w którym spoczywa głowa
męczennika Al-Husaina. Przepiękne są tysiącletnie bramy Kairu,
zachowane wraz z fragmentami murów. A niedaleko nich rozciąga się
jeden z największych bazarów w świecie arabskim, Chan al-Chalili.
Można włóczyć się po nim całymi dniami. I wszystko się tam kupi.
Trzy dni chodziłem od sprzedawcy do sprzedawcy w poszukiwaniu
kminku, jaki znamy w Polsce. Mieli tylko kminek „rzymski” o innym
smaku i zapachu. Wydawało się, sprawa nie do załatwienia. Ale w
końcu udało mi się zdobyć, co chciałem. Cały bazar był w to
zaangażowany. Bo rozmawiałem z kupcami, dowiedzieli się o mnie
wszystkiego, podobnie jak ja o nich. To jest najważniejsza wartość w
tamtym świecie – bardzo głębokie relacje między ludźmi. Jeszcze
sławniejszy jest souk Al-Hamidijja w Damaszku. Klasyczny – sklepiona
olbrzymia sala ciągnąca się dobry kilometr. Obok Wielki Meczet
Umaijjadów i grobowiec Saladyna. W sąsiedztwie tych wspaniałości
historycznych i architektonicznych malutkie kawiarenki i
restauracyjki, w których pali się nargile, popijając kawą, a czasem
piwem.
Piwo to chyba już przeszłość?
Rzeczywiście w ostatnich latach publiczne picie alkoholu z powodu
rosnących wpływów zachowawczych islamistów jest coraz gorzej
widziane. To zależy zresztą od kraju. Nie tak dawno jeszcze np. w
Egipcie wino można było kupić bez problemu, uważano to za rzecz
całkowicie naturalną. Wpływy europejskie, te naleciałości z czasów
kolonialnych, w wielu krajach arabskich były bardzo silne. Nadal są
widoczne, nie tylko w architekturze. Brytyjskie klimaty czuje się
najmocniej w niektórych starych hotelach i restauracjach. W jednej z
moich ulubionych restauracji w Kairze, położonej w kwitnących
ogrodach, stale ma się wrażenie, że za chwilę wejdzie jakiś Anglik w
korkowym hełmie, otoczony pięknymi damami w muślinowych strojach.
Czy pojawia się tylko niechęć do europejskiej swobody, czy także do
samych Europejczyków?
Są środowiska fundamentalistyczne, niechętne wszystkiemu co
zachodnie, ale to jest naprawdę margines.
Arabowie, wbrew temu, co sądzi wielu naszych turystów, nie są do nas
wrogo nastawieni i nie myślą tylko, by nas ograbić. To stereotyp.
Oczywiście w miejscach, w których koncentruje się masowy ruch
turystyczny, przyjezdni z Europy bywają wykorzystywani, ale tak jest
na całym świecie.
Wyssane z palca jest też twierdzenie, że Arabowie to brudasy.
Czystszych ludzi nigdzie nie widziałem. Przecież oni mają obowiązek
modlić się pięć razy dziennie, a przed każdą modlitwą powinni się
umyć. Warto przyjrzeć się strojom zwykłych ludzi. Są idealnie
czyste, a buty dokładnie wyczyszczone. Zaśmiecone bywają ulice, ale
i to się zmienia. Kuwejt czy Zjednoczone Emiraty należą do
najczystszych krajów świata.
Czy turysta spędzający urlop w hotelu w Hurghadzie lub Szarm el-
Szejk ma szansę poznać choć trochę świat islamu?
Pod warunkiem, że lubi i chce rozmawiać z ludźmi, dowiadywać się,
jak inni patrzą na świat i jak go rozumieją.
Egipcjanie pracujący w nadmorskich kurortach są szkoleni z myślą o
europejskiej mentalności. Ale za to znają języki. Ja sam właśnie z
rozmów ze zwykłymi ludźmi w Hurghadzie dowiedziałem się sporo o
relacjach między muzułmanami a chrześcijańskimi Koptami, kwestii w
Egipcie bardzo ważnej. Oczywiście znajomość arabskiego bardzo
ułatwia te rozmowy, od razu przełamuje lody. Wiele razy taksówkarze
nie chcieli przyjąć ode mnie zapłaty tylko dlatego, że mówiłem po
arabsku. To nie jest łatwy język. Po pół roku dość intensywnej nauki
można się już jednak w sprawach podstawowych porozumieć.
Turystom, którym trudno przychodzą kontakty z miejscowymi, pozostaje
podziwiać krajobraz wybrzeży Morza Czerwonego. Ale podobne widoki
znajdą w innych miejscach na świecie, także nad Morzem Śródziemnym.
A jakich krajobrazów nie zobaczy się nigdzie indziej?
Na przykład widoku delty Nilu, poprzecinanej kanałami, gdzie każdy
kawałek ziemi jest wykorzystywany pod uprawę i w każdym zakątku coś
się dzieje, trwa jakaś tajemnicza krzątanina. Zapada wieczór, chłód
ciągnie od zielonych pól i sadów. Noc ochładza się powolutku,
powolutku...
No i pustynia. Prawdziwą Saharę, erg, można zobaczyć np. w Libii.
Jak okiem sięgnąć, czysty jasny piasek, bez śladów życia. Czasem
tylko malutka oaza, słone jeziorko z kępą zieleni. Dokoła wspaniałe
góry piachu – w dzień jaskrawo żółte, wieczorem ciemniejące,
płomieniście czerwone i pomarańczowe – które Arabowie lubią
porównywać z bujnymi, w ich guście, kształtami kobiet.
+ Profesor Janusz Danecki, arabista i islamista, znawca języka i
literatury arabskiej oraz muzułmańskiej myśli politycznej. Pracuje w
Katedrze Arabistyki i Islamistyki Uniwersytetu Warszawskiego.
Współautor pierwszego w Polsce słownika arabsko-polskiego
Rzeczpospolita