Gość: chatka
IP: *.BIAWAR.COM.PL
15.05.02, 11:01
Dobrze zacznijmy wiec od Himalaji. Wśród pamiatek pocztowek, biletow i
wspomnien znlazlam dwie takie oto karteczki.
Pierwsza pochodzi z Gangtoku stolicy doniedawna Krolestwa Sikkimu.
„Nocujemy w bardzo obskornym hotelu, przeplacamy za pokoje z widokiem na gory,
to nic, ze od tygodnia pada intensywnie i niebo jest zaciagniete ciezkie
olowiane, brr. Wstajemy o swicie z nadzieja ze zobaczymy ja - Kanczendzange.
Wpatrujemy sie dluzsza chwile a na szfirowym niebie nic procz jednej bialej
chmurki. Nie wiem w ktorym momencie obraz nabiera ostrosci i chmurka nie jest
chmurka a osniezonym szczytem Kanczendzogi. Smiejemy sie budzimy cale pietro
Nigdy potem jej nie zobaczylismy, choc probowalismy w roznych stronach...
Teraz karteczka z Garwhalu pasma gorskiego w poludniowo- zachodniach
HImalajach, Na polnocny zachod od Delhi, jakies 13 godzin od Riszikesz -
miasteczka pelnego aszramow rozslawionego przez Beatlesow tutaj mieli swojego
guru (okazala sie pozniej jakims podrabianym guru)
Jedziemy rozklekotanym autobusem klasy de lux (trudno to porownac do
jakiejkolwiek klasy u nas, moze do Zaleszan jeszcze tylko takie jezdza) wdluz
Gangesu w strone jego zrodel. Autobus od jakis 7 godzin wspina sie pod gore,
Gangotri do ktorego zmierzamy lezy na wysokosci 3000 m.n.p.m Zajezdzamy gdy
jest juz ciemno.Znajdujemy nocleg w hostelu, nie ma pradu, dostjemy lampe
naftowa, drewniane cos do spania i koce. W miasteczku zupelna ciemnosc z
odglosow domyslamy sie ze rzeka przeplywa tuz obok hostelu. Z rana wstaje
piekne ostre slonce, w dole Ganges,miasteczo cale upstrzrone czerwonymi i
pomaranczowymi lancuszkami kwiatow i innych ozdob na straganach, pachna
kadzidla dzwonia dzwonki. To jedno ze swietych miejsc w regionie Uttarakhand
Yatra, stad wyruszaja pilegrzymi do Gumukh - zdrodla swietej rzeki Ganga. Czeka
nas dzien wedrowki wzdluz koryta rzeki. Widoki zachycajace, spotykamy wielu
pielgrzymow, pieszo, na mulach, starszych niosa mezczyzni. Mijamy sie w
milczeniu, skinienie glowy usmiech. Pogoda okolo 16 zmienia sie caklowicei,
robi sie zimno i nibo zachmnurza sie, jest pazdziernik a juz zapada zmrok,
nocujemy w Bhojbasa -pare aszramow, hostel z gory wyglada jak baza polarna.
Zniknel pozolke brzozy, potem sosny, tutaj sa tylko kamienie glazy gory. Nie
mozemy zasnac, jestesmy na wysokosci 3800 mnpm, nie zdazylismy sie
zaklimatyzowac. Rozmawiam z pielgrzymami z Delhi, jeden jest pianiasta zna
Chopina i wiedza ze mamy mocna druzyne pilkarska, nie wyprowadzam ich z bledu.
Dzwonki wolaja nas na kolacje siadamy w prawie zuplenj ciemnosci w duzym kregu.
Podchodzi ktos z wiadrem takim co to moja bacia swinaki karmi i naklada ryz
soczewice, dahl, ciapaty. Chyba nie jestesmy glodni... Z rana ruszamy do zrodla
Gumuhk co znaczy pysk krowi. Do niedawna wierzono ze zrodlo GAngesu lezy w
jeziorze polozonym nieco dalej na polnoc. Znalazlo sie na to wytlumaczenie.
Gumukh to pysk, jezioro to ogon krowi. Dochodzimy do przekonania ze gdzie
Hindus nie moze to krowe posle. Mijamy zrodlo idziemy jeszcze wyzej na piekna
polane Tapovan 4463 mnpm. Teraz bedzie nam potrzeny przewodnik, nie wiemy jak
odnajude droge pomiedzy sterta glazow, skacze po nich jak kozica, jest daleko
przed nami, zatrzymujemu sie co pare krokow, czuje ze to granice moich
mozliwosci, kreci mi sie w glowei tchu brak. Mowi ze juz bliskio, i wskazuje na
pionowo gore jakies 60 metrow wysokosci. Placze, odpoczywam co krok. Jestesmy
na gorze. Widok przepiekny, polana otoczona szczytami sasiadujacyh gor
Shivling, Bhagitathi. Nie czuc ze jestesmy na ponad 4400 mnpm., na dachu swiata
tylko te powietrze, ten kolor nieba. W drodze powrotnej zatrzymujemy sie w
namiocie Sajbaby, to znajomy Kasi I Andrzeja, Nelly przekazuje mu zdjecia z
przed dwoch lat. Czestuje nas czajem, mocno nie herabcianym i slodkim.
Przestaje plakac i wsciekac sie, w Bhojbasie jestem pierwsza, cos w sobie
przelamalam, juz dobrze. Bede tesknic"
Rozpisalam sie mam nadzije ze mnie z tego Forum ni wypiszecie