kocynder
05.01.23, 20:19
Tak się zastanawiam... Czy w neo jest ktoś, kto ma NORMALNE życie? Poza Ignacem, Bóstwem na ołtarzu.
Popatrzmy:
Milicja: zarobiona pani matka szorująca wannę? A tez. W chwilach wolnych od trzaskania sztuk dramatycznych o które Gajos się pojedynkuje z Englertem (o świcie, za Grobem Nieznanego Żołnierza, na czarne parasole z drewnianą rączką). Nie można było napisać, że Mila napisała jedną czy dwie książki i tomik wierszy, wydała to w małym wydawnictwie, potem jedna z jej książek zaadaptowano na potrzeby sceny, za co Mila kupiła sobie nowy płaszcz/pralkę/cokolwiek.
Gaba: matka dzieciom? Ależ skąd! Uwielbiana profesorka, za która studenci kłusikiem ganiają. Profesorka, nota bene, która się nie zajmuje NICZYM z praca związanym! Nie widzimy jej ani razu nad pracami studentów, nad przygotowaniami do konferencji, nad czymkolwiek. A zauważmy, że spora część akcji książek toczy się w zabawnym okresie sesji egzaminacyjnych, kiedy dowolny wykładowca na dowolnej uczelni nie ma czasu nosa wytrzeć, tymczasem widzimy panią profesorkę (Borejkówna, pardon, Strybowa, wstań jak do ciebie mówię!) gotującą zupki, czytająca nowości i oddającą się rodzinnemu ciepełku.
Grzendron nie ma zabójczej kariery, ale kto by tam się przejmował zmywarką?
Ida: lekarka? Ależ! Od razu demon skalpela. Genialna, seksowna. Nie można by napisać, że jest normalnym laryngologiem? Zamiast od razu demon?
Mareczek: lekarz. Podobno. Specjalizacja nie do końca precyzyjna, zaczynał jako neurolog, skończył jako ordynator neurochirurgii. Serio, da się zdać PES (Państwowy Egzamin Specjalizacyjny) co najmniej dwukrotnie (chirurgia i neurochirurgia) na zmianę śpiąc i żrąc? Bo jako żywo przy pracy Mareczka nie widziano. W każdym razie ja nie pamiętam. Mam wśród znajomych kilku lekarzy różnych specjalizacji. I to jest nie wykonalne. Praca lekarza klinicysty nie działa tak, że idziesz na oddział, odwalasz osiem godzin i wracasz do domu zeżreć obiad i pospać, a specjalizacja ci sama pączkuje pod peruką.
Nutria: o niej w sumie nie wiadomo nic. Wraz z Robdziadem występują w sumie tylko wtedy, kiedy autorka sobie przypomni i nie służą niczemu.
Pulpa z Florem: nie mogliby skończyć leśnictwa, dostać etat w Lasach Państwowych, wydzierżawić/kupić starą leśniczówkę i zabiegami własnych rąk zrobić z niej perełkę? Nienienienie! Muszą kupować ziemię coby jej złe Niemce nie zagrabiły, zalesiać bezpańskie nieużytki (Co to są bezpańskie nieużytki w okolicach Poznania?!), mieć morele, porzeczki, sady, winnice, HODOWLĘ koni, pszczelarstwo, apiscykulturę, agroturystykę, wnioski unijne i licho wie co jeszcze.
Oraz i tak dalej. Larwa musi mieć anielski sopran, nie mogłaby po prostu mieć niezłego głosu, który warto szkolić. O nie!