Gość: Andrzej
IP: *.nanarb01.mi.comcast.net
21.02.02, 17:49
Ostateczne upodlenie związku zawodowego "Solidarność"?
Przyjaciół poznaje się w biedzie. Również ludzką, zwykłą solidarność.
Taką, która po prostu każe stanąć w obronie innych ludzi - oszukiwanych,
bitych, wyrzucanych z pracy. Bo z jednej strony, daje nam to poczucie jedności -
dziś ja stoję za tobą, jutro być może ty za mną, a z drugiej strony - ci, co
próbują nas złamać, oszukać czy wykorzystać, dobrze się zastanowią, czy warto!
A jeśli mimo wszystko ruszą przeciwko nam - stawimy im czoła razem, solidarnie.
W latach 1980-tych, kiedy wybuchła prawdziwa solidarność z ludźmi ze Stoczni
Gdańskiej, rozwinięta szybko w solidarność wszystkich Polaków i patriotów,
wszyscy stanęliśmy solidarnie do budowy nie tylko nowego związku zawodowego -
wiedzieliśmy, że budujemy nową, lepszą Polskę.
Przyszedł stan wojenny, okrągły stół, i okazało się, że nie wszyscy myśleli o
lepszej Polsce. Niektórym od początku pachniało coś zupełnie innego - korzyść,
geszeft! Czego nie załatwiły pały zomowców, dokonała forsa. Stanowiska, rady
nadzorcze, polityka, często antypolska. Wreszcie zdrada. Nie tylko zdrada
kolegów z Solidarności, ale zdrada Polaków. Pierwszym zagraniem, do czego użyto
zdrajców, była przemiana Solidarności od zewnątrz. Nie wszędzie się to udało,
pozostała do dzisiaj garstka działaczy, których nie dało się ani kupić, ani
wypędzić za granicę. Ale większość uczciwych ludzi we władzach, w Komisji
Krajowej, kupiono. Kupiono "Tygodnik Solidarność". Kupiono nawet za pieniądze
zebrane na Zachodzie, na Solidarność - gazetę Michnikowi. Jak łatwo to
wszystko poszło! Potem poszło jeszcze szybciej, jak po maśle. Solidarnościowy
rząd sprzedał Stocznię Gdańską, kumplom. Jeden z nich to wyrzucony wczoraj
przez związkowców ze stoczni Gdynia - niejaki Szlanta, były prezydent Radomia.
W międzyczasie zaczął się proces o wiele większej sprzedaży, przez
solidarnościowców oczywiście - sprzedaży POLSKI! Zaczął
pierwszy "solidarnościowy rząd" Mazowieckiego.
22 lata później wszystko się powtarza. Jak przeznaczenie. Jak znak
ostrzegawczy. Jak straszliwe memento!!! Strajk w stoczni, tym razem Gdynia. Ale
teraz, o hańbo, ta "Solidarność", która kiedyś wstrząsnęła światem, która
pokazała, że jest warto stanąć razem w obliczu draństwa i wyzysku prostego
człowieka - ta "Solidarność" stanęła dzisiaj PO DRUGIEJ STRONIE! Po stronie
bata, po stronie złodzieja, po stronie nowych "właścicieli" Polski.
Nie znam szczegółów, bowiem jak za starych czasów działa doskonale cenzura.
Wiem tylko to, co oczyszczone, przedostało się jednak do wiadomości publicznej.
Za Naszym Dziennikiem:
"Według rzecznika stoczni Mirosława Piotrowskiego strajkuje ok. 500 osób z
Wydziału Montażu Kadłubów. Innego zdania są przedstawiciele Związku Zawodowego
Pracowników Stoczni Gdynia "Stoczniowiec". Ich zdaniem, w akcji protestacyjnej
biorą udział wszyscy pracownicy zatrudniającego ok. 9 tys. osób zakładu.
Zarząd utrzymuje, że strajk jest nielegalny, a pracownicy naruszyli kodeks
pracy i złamali dyscyplinę. Z tego powodu w nocy z poniedziałku na wtorek
wręczono zwolnienia 30 stoczniowcom, którzy w poniedziałek wzięli udział w
strajku. Władze stoczni zapowiadają, że w przypadku kontynuacji strajku będą
kolejne zwolnienia. - Nie wykluczamy, aczkolwiek nie ma jeszcze decyzji-
skomentował te zapowiedzi Mirosław Piotrowski, rzecznik stoczni.
- Informowaliśmy zarząd stoczni, że sytuacja jest bardzo gorąca na wydziałach i
może dojść do niekontrolowanych protestów. Zarząd stoczni to zbagatelizował -
powiedział Leszek Świętczak, szef "Stoczniowca". Według niego, wczorajsze nocne
zwolnienia przypominają najgorsze czasy komunizmu. - Panowie ze straży
stoczniowej, ubrani w mundury przypominające oddziały specjalne, odwiedzali
pracowników w domach i wręczali dyscyplinarne zwolnienia. To robi wrażenie na
rodzinie, a szczególnie tam, gdzie są dzieci - stwierdził Świętczak. Forma
wręczania wypowiedzeń była bezpośrednim powodem podjęcia decyzji o strajku
okupacyjnym. Świętczak oskarżył zarząd stoczni o celowe działania, które miały
spowodować taką sytuację. - Całą odpowiedzialność prezes chce zrzucić na
związek zawodowy "Stoczniowiec" - podkreślił."
I "działacz" Kozicki z "solidarności" (małą literą, to nie pomyłka!):
"Zarzuty rzecznika stoczni podtrzymał Aleksander Kozicki, wiceprzewodniczący
Komisji Międzyzakładowej NSZZ "Solidarność". - Oficjalnie jest to
niezorganizowana grupa stoczniowców, która wyraża swoją dezaprobatę dla
sytuacji w stoczni. Strajk jest jednak inspirowany i prowadzony przez kolegów
ze "Stoczniowca" - stwierdził." Tak dokładnie, mówiono o nas w 1980 roku! Tylko
nazwy inne!
"Solidarność" nie zamierza się przyłączyć do tego protestu". Tak dokładnie
potępiały nas stare, partyjne "związki zawodowe"
"- Każdy uczestnik jest narażony na retorsje ze strony pracodawcy, który ma
wszelkie przesłanki prawne, aby wyciągnąć wnioski służbowe. My nigdy nie
wejdziemy w coś, nie gwarantując bezpieczeństwa ludziom, którzy w tej akcji
będą uczestniczyć - zapewnił wiceprzewodniczący". "Retorsji" to można dostać
czytając wypowiedzi Kozickiego. Argumenty - dokładnie takie same, jak te,
którymi nas zwodzono w 1980.
"Jego zdaniem, strajk nie przyniesie żadnych korzyści, a może tylko poczynić
szkody i to bardzo wymierne". Tak mówiła nam PZPR, ich prasa i telewizja,
ich "działacze", ich prowokatorzy.
"Zakładowa "Solidarność" uważa, że część postulatów nie podlega negocjacjom".
To samo!
"- Trudno się odnosić do hasła przestrzegania przepisów BHP". Tu, to już
Kozicki jest nawet lepszy od prekursorów!
"Przepisy mają to do siebie, że muszą być w sposób bezwzględny przestrzegane.
Jest tam jednak parę postulatów dotyczących spraw socjalno-bytowych, nad
którymi należy rozmawiać - stwierdził Kozicki". Tak. I wtedy też przyjeżdżali z
nami rozmawiać. Tylko, że nic z tego nie wynikało, dopóki nie wisiał nad nimi
miecz strajku!
"Według niego, protestujący nie o wszystkim zostali poinformowani". Jasne. Nam
też mówiono, że okłamuje nas grupka prowokatorów - Gwiazda, Lis i inni!
"Chodzi m.in. o żądanie dotyczące mleka i wkładki do zupy regeneracyjnej. -
Wszystkie trzy związki podjęły nie tak dawno decyzję, że część środków, które
na to miały być przeznaczone, zostanie skierowana na zapomogi losowe dla
pracowników znajdujących się w najtrudniejszej sytuacji losowej - powiedział
Kozicki. Jego zdaniem, wszystkie żądania można załatwić w normalnym trybie i
przy stole, ale o tym manifestujący nie wiedzą, bo nie zostali poinformowani
przez organizatorów".
Tak to wygląda. I pomyśleć, że dla idei stojącej za nazwą "Solidarność" wielu
poświęciło swoje życie, wielu straciło wszystko. Wielu zostało wyrzuconych z
kraju.
I przestańcie wreszcie używać nazwy "NSZZ Solidarność". Nie jesteście
Niezależni, bo rządzi wami europejska forsa. Nie jesteście Samorządni, bo
władzę w KK trzymają ludzie nie związani kompletnie z interesem ludzi pracy.
Nie jesteście Związkiem Zawodowym, bo nie przejmujecie się losami ludzi
wyrzuconych, a popieracie interesy pracodawców. No i nie macie nic wspólnego
z "Solidarnością" którą zakładaliśmy, i której nadaliśmy tę nazwę.
Zbigniew Łabędzki