Gość: Wprost
IP: *.proxy.aol.com
01.10.02, 14:33
Mordercy dzieci
Jedną z największych pedofilskich siatek w Europie zdemaskowali
reporterzy "Wprost" i telewizji Polsat
Osobistości z pierwszych stron gazet - politycy, artyści, prawnicy,
dziennikarze, ludzie telewizji - były klientami pedofilów, których siatkę
zdemaskowali reporterzy "Wprost" i Polsatu. Lolitki - tak o dziewczynkach
mówili między sobą pedofile (sami siebie nazywający lolimanami). Lolitki "do
zabawy" miały od czterech do ośmiu lat, "do kręcenia" (filmów) i "dotykania" -
od trzech miesięcy do dwunastu lat - takie zasady mieli pedofile. Używane
przez nich określenie lolita nie ma nic wspólnego z Lolitą Nabokowa, bo
opisana przez niego dziewczynka miała wybór, lolity pedofilów zaś nie mają
żadnego wyboru.
Pedofile w zdemaskowanej przez nas siatce transmisje "na żywo" przeprowadzali
z łazienek i przebieralni w szkołach i przedszkolach, gdzie umieszczali
ukryte kamery. Kilkuletnimi dziewczynkami, najczęściej z patologicznych
rodzin, handlowali jak mięsem na bazarze: rodzice brali około tysiąca
złotych, a pośrednik - kilka tysięcy. Klientów interesowała tylko "szybka
dostawa" i to, żeby dzieci nie miały więcej niż dziesięć lat.
Desant na zamku Książ
Pedofilska siatka działała bezkarnie do ubiegłego tygodnia, kiedy zaczęły się
aresztowania. Jednego z jej bossów zatrzymano w restauracji na zamku Książ
koło Wałbrzycha. Do stolika, przy którym siedział reporter "Wprost",
przysiadł się mężczyzna koło trzydziestki. To Andrzej I., wrocławski prawnik.
W Internecie posługiwał się pseudonimem Waga. - Nakręcę małego pornosika.
Będę z tą małą sam na sam. Wezmę ją na kolana, włożę paluszek gdzie trzeba -
opowiadał Waga. W zamkowej restauracji siedziało kilkanaście osób. W pewnym
momencie kilku mężczyzn poderwało się od stolików, założyło na głowy
kominiarki i rzuciło się w kierunku Wagi. Za moment z zewnątrz wpadło jeszcze
kilku zamaskowanych policjantów. Wszyscy byli funkcjonariuszami Centralnego
Biura Śledczego. Rzucili Wagę na ziemię, zakuli w kajdanki i wyprowadzili z
lokalu. Akcję obserwowali reporterzy "Wprost". W najbliższych dniach do
aresztu może trafić od pięćdziesięciu do sześćdziesięciu osób.
Lolimani, czyli kim są aresztowani pedofile
Kilka miesięcy temu reporterzy "Wprost" przeniknęli do jednej z największych
siatek pedofilów w Europie. Przez kilka miesięcy zdobywali zaufanie pedofilów
poznanych w Internecie, uczestniczyli w spotkaniach w cztery oczy, poznawali
kolejne ogniwa siatki, gromadzili dowody. Ostatnia część dziennikarskiego
śledztwa była rejestrowana przez kamery Polsatu. Kilkanaście dni temu o
wszystkim poinformowaliśmy Prokuraturę Okręgową w Warszawie oraz Centralne
Biuro Śledcze. W ubiegłym tygodniu zaczęły się aresztowania członków
pedofilskiej siatki.
Tylko w Polsce w pedofilskiej siatce działało kilkudziesięciu organizatorów i
kilka tysięcy klientów. Nie stworzyli hierarchicznej struktury - ze względów
bezpieczeństwa każdy miał tylko kilka kontaktów. Każda osoba z zewnątrz była
pieczołowicie sprawdzana, trzeba było mieć referencje ludzi zaufanych.
Członkowie pedofilskiej ośmiornicy to przeważnie osoby wykształcone, mające
dobrą pracę, szanowane. Waga ma żonę i dziecko. Tego samego dnia, gdy go
zatrzymywano, w ręce policjantów z CBŚ wpadli też między innymi Ryszard I.,
pseudonim Richard, nauczyciel z Łodzi, oraz Marek C., pseudonim Wolf, student
z Poznania.
Szanowanymi, dobrze wykształconymi ludźmi - studentami, prawnikami,
biznesmenami - są Zbyszek7, Beleron, Baltazar, Kwinto, rrr, Galwin, Bali,
Jeremi, Gores, Kwiatek, Pyta, Henryk (to "nicki", którymi posługiwali się w
Internecie) i inni. Ani ich rodziny, ani znajomi nie wiedzą, że są
pedofilami. Zeznania zatrzymanych osób już pozwoliły prokuraturze i policji
na ustalenie danych kilkudziesięciu pedofilów. Wśród dotychczas zatrzymanych
osób jest ojciec wykorzystywanych dzieci.
Jak wpadliśmy na trop pedofilów
Wchodzenie w struktury pedofilskiej ośmiornicy rozpoczęliśmy w Internecie - w
skandynawskiej grupie dyskusyjnej prowadzonej przez Svena. Wiosną 2002 r. na
tej stronie poznaliśmy Polaków szukających kontaktów z innymi pedofilami.
Samozwańczym szefem tej grupy był Grab, który stworzył potem czat tylko dla
Polaków. Tak powstała grupa pedofilów, a zarazem czat pod nazwą "Magnetix".
Służył on do wymiany materiałów z pornografią dziecięcą i do nawiązywania
nowych kontaktów. Chętnych było tak dużo, że wkrótce powstał czat "Iwanclub",
założony przez Iwana. Na ogólnym czacie wymieniano się głównie linkami do
stron o treści pedofilskiej, a w prywatnych "pokojach" - adresami serwerów
FTP, skąd można ściągnąć pedofilskie filmy.
Na czacie "Magnetix" poznaliśmy Turbo (ze Szczecina) i Olafa (z Poznania).
Turbo oferował filmy pokazujące seks dorosłych z dziećmi w wieku 6-12 lat
(wysyłał je przesyłkami kurierskimi). Olaf wysyłał filmy z prywatnego serwera
FTP. Na czacie Iwana otrzymaliśmy "przepustkę" do serwera Drolopolu, gdzie
kontaktują się pedofile z całego świata. Tam poznaliśmy Wagę i Wolfa, jednych
z najważniejszych w siatce. Wolf sprawdził nasze referencje i podał adres
prywatnego kanału, z którego korzystali m.in. Richard, Zbyszek7, Baltazar,
Akiro i Morda.
Jak wniknęliśmy do kręgu zaufanych
Po kilku tygodniach kontaktów uznano nas za osoby wiarygodne. Zaczęliśmy
otrzymywać materiały zrobione przez członków grupy. Wkrótce poznaliśmy Wagę -
referencje dał nam Wolf. Dzięki temu nawiązaliśmy kontakt z tzw. Starą
Gwardią (inaczej Ojcami Założycielami), do której należy na przykład Bocian z
Torunia. Bocian wyszukiwał w Internecie biernych pedofilów, którzy nie
uczestniczą w życiu grup pedofilów. Wiele z takich osób namówił do
produkowania materiałów o tematyce pedofilskiej, do wyszukiwania dzieci w
rodzinach patologicznych.
Zanim osobiście skontaktowaliśmy się z członkami siatki, powiadomiliśmy o
naszym dziennikarskim śledztwie Prokuraturę Okręgową w Warszawie, która
natychmiast wszczęła śledztwo. Działaniami operacyjnymi zajęła się specjalna
grupa z Centralnego Biura Śledczego Komendy Głównej Policji. Od tej chwili
śledzony był każdy krok pedofilów.
Waga, czyli boss
W Łodzi reporter "Wprost" spotkał się z Wagą, jednym z nieformalnych szefów
pedofilskiej siatki. Waga wracał z Mazur, gdzie wymieniał się materiałami z
innymi pedofilami. Przywiózł sześć dysków CD zawierających prawie sześć
godzin filmów pedofilskich i kilka tysięcy zdjęć. Były wśród nich filmy z
udziałem kilkumiesięcznych dzieci, nakręcone w Polsce. Waga zgodził się
zrealizować wymyślone przez nas zlecenie klienta z Belgii: nakręcenie filmu z
udziałem kilkuletnich dziewczynek (wcześniej kręcił już takie filmy). Na
następne spotkanie w kawiarni internetowej przywiózł dziewięć płyt CD z
filmami i zdjęciami. Miał także gotowy scenariusz zamówionego filmu. Jako
obiekty wybrał Ewę i Karolinę, które już wykorzystywał, płacąc rodzicom po
kilkaset złotych. - Z jedną z nich są kłopoty. Dlatego kupiłem eter. Jeśli
będzie robiła problemy, to ją puknę w głowę i uśpię. Ewa i Karolina to
przyszłościowy towar. Z Karoliną będziemy mogli się zabawiać jeszcze z sześć
lat, a z Ewą o dwa lata dłużej - tłumaczył Waga. Zaplanował, że rodziców
dziewczynek zawiezie na grzyby i "wypożyczy" od nich Ewę i Karolinę.
Podczas drugiego spotkania Waga kontaktował się z wieloma osobami z Polski i
z zagranicy, wymieniając się pedofilskimi materiałami, umawiając
zagranicznych klientów z pośrednikami dostarczającymi dzieci. Klienci
pochodzili nawet z Brazylii i Australii. Z kontaktów Wagi zorientowaliśmy
się, że rekrutują się oni ze środowisk artystycznych, prawniczych,
uniwersyteckich, dziennikarskich, politycznych. Jego komputerowe adresy IP
trafiły do prokuratury. Między innymi na tej podstawie zatrzymywane są
kolejne osoby z pedofilskiej siatki. Policjanci z CBŚ spodziewają się
prawdziwego trzęsienia ziemi w ni