yoma
30.06.08, 16:10
kontrolę nad swoim balkonem. Straciłam i już.
Licząc od dołu, donica z pnączem. Łońskiego roku była tam winorośl, na wiosnę
już-już ruszała, ale czemuś zdechła. No to wsadziłam kobeę, winorośl
pozostawiając, żeby się miała po czym piąć. Teraz mam kobeę, powój, no dobra,
powiedzmy, że się ziarenko zaplątało w kobei, i winorośl, która właśnie
podjęła męską decyzję i postanowiła odżyć.
Okrągła donica na nóżkach, różnego zastosowania. Zawierała zeszłoroczną
rudbekię. Zawiera rudbekię, ciemiernik wsadzony w lutym, przyznaję się, jam to
uczyniła, ale nie wiedziałam, że to jest takie wielkie, teraz spycha wszystko
inne na boki. W założeniu rudbekia miała go ocieniać, to raczej on ocienia
rudbekię. I wcale mu to nie szkodzi.
Dobrze, powiedzmy, że ciemiernik to moja ignorancja, bo nie wiedziałam, że
wielkie. Ale czym jest krzaczor rosnący za rudbekią (mimo ekspansywnej
polityki ciemiernika) i kwitnący na różowo, nie wiem, ja go nie wsadzałam i w
zeszłym roku go nie było.
Skrzynka balkonowa zawiera drzewo. Na moje oko wiąz.
O słonecznikach wszędzie już nie mówię, powiedzmy, że sąsiedzi żarli na
jesieni i pluli pestkami dookoła.
Powiedziałabym, że fajnie, niech sobie rośnie, tylko się boję, żeby się nie
skończyło jak z Adelą, która nie jadła kolacji...