szacki
03.04.09, 09:28
Pamiętam jak cieszyłam się gdy tata w końcu postanowił wykupić pakiet
cyfry+. Wracając ze szkoły, siadałam z talerzem przed telewizorem i
włączałam swój ulubiony kanał fashion week. Miałam wtedy 15lat i
zupełnie szalone pojęcie o modzie. Ciuchy wówczas zupełnie mnie nie
interesowały, lecz piękne chude dziewczyny. Były wysokie, zgrabne,
fantastycznie sie ruszały. Mogłam na nie patrzeć godzinami.
Podziwiałam je i chciałam być taka jak one. Idealna. Coraz częściej
odnosiłam pełny talerz do kuchni. Później wymyśliłam sobie ze nie
będę jadła mięsa. Wegetarianizm wśród moich znajomych był szalenie
popularny. Kocham zwierzęta które są przyjaciółmi człowieka, a
przyjaciół się przecież nie zjada. Bycie wegetarianką w domu, gdzie
prawie codziennie jada się mięso było cholernie uciążliwe.
Nakupowałam rożnych wyrobów sojowych i postanowiłam sobie gotować
sama. Ale coraz częściej mi sie nie chciało, nie miałam czasu i
wolałam iść na łatwiznę robiąc sobie kanapki albo po prostu nie
jedząc nic. Nie myślałam w tym okresie o odchudzaniu, ale wówczas
jedzenie miało dla mnie magiczny wydźwięk. Musiałam bardzo uważać czy
w danej potrawie nie ma choćby kawałka mięsa i sama miałam kontrole
nad tym co i kiedy jem.(...) Prawdziwe kłopoty zaczęły sie gdy
zamieszkałam z dziewczyna cierpiącą na bulimie. W naszej kuchni
wisiała wielka kartka z napisem " NIE JEDZ!", po półkach walały sie
poradniki dietetyczne i opakowania po herbatkach odchudzających. Na
tapecie ciągle było " niejedzenie" Razem oglądałyśmy modelki w
Internecie i tak jakoś zaczęłam się znowu nakręcać. Myślałam:" to
moja kumpela, pomogę jej, razem zawsze jest sie łatwiej odchudzać".
Efekty widziałyśmy obydwie, ale tylko u mnie. Ja nie miałam napadów
obżarstwa więc szybciej traciłam wagę. Zazdrość i ból koleżanki
sprawiły że jeszcze bardziej starałam sie jej pomoc. Podświadomie
byłam dumna ze jestem od niej lepsza. Wygrywałam w tym wyścigu do
doskonałości. Chodziłyśmy razem na zakupy, i chociaż nieraz miałam
ochotę na czekoladę, odmawiałam jej sobie w imię przyjaźni. W czerwcu
2007 roku jadłam juz tylko jedno jajko dziennie i byłam z siebie
piekielnie zadowolona. Moja pierwsza głodówka trwała tydzień. Tydzień
bez choćby kawałka czegokolwiek co nadawałoby sie do zjedzenia. Piłam
niewielkie ilości wody. Nerwówa, łzy, czarna rozpacz. Sierpień2007- 2
tygodnie głodówki. Codziennie znieczulałam sie ketonalem. Po zażyciu
tabletki bole głowy i brzucha ustawały i mogłam normalnie
funkcjonować. Bardzo szybko doszło do odwodnienia organizmu.
Praktycznie przestalam korzystać z łazienki a język pokrył sie gruba
warstwa białego nalotu. Bóle brzucha stały sie nie do wytrzymania,
pod koniec 2 tygodni nie miałam juz siły sama ustać na nogach.
Poruszałam sie chodząc przy ścianie. Mimo tego pracowałam i
psychicznie czułam sie fantastycznie, przeglądałam sie w szybach i
mówiłam do siebie "Uli jesteś wspaniała". Zaczynałam przypominać moje
ideały z wybiegów. Bóle brzucha nasilały się. Żołądek który przez 14
dni nie miał co trawić zaczął dawać osobie znaki, ale okłamywałam sie
ze to na pewno wyrostek. Wiłam sie z bólu po podłodze, płacząc ale
nadal nie dopuszczając do siebie myśli ze to co sie zemną dzieje
wynika z głodu. Kiedy juz nie miałam siły sama chodzić poprosiłam
chłopaka żeby zawiózł mnie do szpitala. Nie mogłam patrzeć na
jedzenie. Czułam ze sie wykańczam. Zamiast do szpitala pojechałam
jednak do Zakopanego. Górskie powietrze miało zaostrzyć mi apetyt.
Powoli dochodziłam do siebie. Październik2007 - gdy po wakacjach
wróciłam do swojego mieszkania, czekała mnie niespodzianka w postaci
kolejnej bulimiczki. Stwierdziłam że to jakiś obłęd i ze odchudzanie
sie jest chyba szalenie modne. Kolejne cud diety i ponownie odezwał
sie we mnie duch rywalizacji. I tym razem okazałam sie lepsza. Lepsza
do tego stopnia ze potrafiłam pić tylko glukozę raz dziennie. Byłam
dumna ze potrafię odmówić sobie wszystkiego. lecz miałam tez chwile
słabości: listopad 2007- mama kolegi poczęstowała mnie talerzem
pierogów, po kilku dniach głodówki załamałam sie i zjadłam wszystkie,
na koszmarne konsekwencje nie musiałam długo czekać, na poobiednim
spacerze wiłam sie z bólu po chodniku, przerażonemu koledze wcisnęłam
kit o wrzodach żołądka. Jakoś doczołgałam sie do sklepu. Myślałam ze
umrę stojąc w długiej kolejce. Zjadłam kilka apapów i w końcu jakoś
mi przeszło. Brzuch bolał mnie często. Wiedziałam ze z glodu. Ale
historyjka o wrzodach była szalenie przekonywująca. Powtarzałam ja
wszystkim aż sama w nią uwierzyłam.(...) Ważyłam sie kilka razy
dziennie. Jak waga nie drgnęła ani ogram byłam załamana. Całymi
nocami potrafiłam oglądać na youtube zdjęcia wychudzonych dziewczyn,
żadna z nich nie była dla mnie za chuda. Jedynie przerażające zdjęcia
skrajnych anorektyczek wywoływały u mnie poczucie złości. Myślałam-
"nie umiecie dbać o siebie. Przegięłyście, i to wyłącznie wasza wina"
Wzmianki o śmierci modelek zupełnie nie robiły na mnie wrażenia. W
tym okresie do głowy by mi nie przyszło ze sama cierpię na zaburzenia
odżywiania. Obsesyjnie liczyłam BMI. Liczyłam je na tysiące sposobów.
Robiłam symulacje za pomocą internetowych kalkulatorów i doszłam do
wniosku ze żadne powyżej 14 mnie nie zadowala. Wyznaczyłam sobie
granice- 40 kilogramów.