pawelekok1
07.08.03, 15:13
Jest to tytuł książki. Jacek Brunon Siwiński “Wczesne dzieje Polan”,
Wydawnictwo Łódzkie, Łódź 1990.
Na wstępie zastrzegam, że w niniejszym poście(stach) przedstawiam jedynie
główne konkluzje autora. Nie są to moje poglądy. Nie są to też dosłowne
cytaty podstawowych wniosków autora. Książka jest napisana w
manierze “naukowej”. Autor pewnych myśli nie odważył się do końca
sformułować. Ale jego aluzje są bardzo czytelne. Z uwagi na brak miejsca
(nie będę przecież przepisywał stukilkudziesięcio-stronicowej książki),
pozwolę sobie streścić ją bardzo skrótowo, dopowiadając nienapisane
supozycje autora. Dociągając je do logicznych konkluzji. W razie czego służę
źródłem – mam tą książkę przed sobą. Poniżej starałem się zachować
specyficzny sarkastyczny styl wypowiedzi autora. Niektóre zdania są żywcem
przepisane z tego dzieła, a niektóre moim osobistym tworem – przy
uwzględnieniu powyższych zastrzeżeń.
Jeszcze jedna osobista uwaga. Zastanawiałem się dlaczego książka ta przeszła
bez echa. Nie jestem wprawdzie zawodowcem, ale wydaje mi się, że choćby na
ślad polemiki powinienem trafić. Być może jest to “zmowa milczenia”
środowiska, bo tezy autora są bardzo obrazoburcze. Ale być może (patrz
akapit niżej) polemiki tej po prostu nie dostrzegłem. Niewykluczone też, że
książka ta została po prostu niezauważona.
Zastrzegam, że z autorem nie mam nic wspólnego. Nie wiem nawet kto on zacz.
Ale tak dawno “wypadłem z towarzystwa”, że nie ma w tym nic dziwnego.
Przypuszczam też, że w niektórych punktach oburzyłby się na takie
przedstawienie jego książki.
Uwagi od siebie będę dodawał kursywą. Nie wiem tylko jak mi to wyjdzie, bo
tekst przygotowuję w pliku OpenOffice'a. Na wszelki wypadek będę ich unikał
gdzie się tylko da.
A teraz ad meritum. Doprowadzając do logicznego wniosku argumentację autora:
1)Polanie nie byli “Polakami”. Nie byli też Słowianami. Byli zeslawizowanymi
(w sensie jedynie przyjęcia języka) Alanami. Oni sami nazywali się Lachami –
(kwestia przekształcenia rdzenia A'La(n)=A'La(ch) w Palan(orum) (później
Polanie). Do tej kwestii wrócę później.
2)Podbili oni terytorium (oczywiście upraszczając) dzisiejszej Polski, i to
oni weszli na karty historii. Oni zorganizowali państwo pod wodzą Mieszka I
i jego potomków. Z miejscowej ludności (niejednolitej etnicznie, ale już
wcześniej językowo zeslawizowanej) uczynili swoich niewolników. Stanowili od
ok. 5 do max. 10% ogółu ludności zamieszkującej terytorium dzisiejszej
Polski (ok 75 tys. na 1 mln – autor założył, że Gal Anonim pisząc o wojach
Bolesława Chrobrego przeniósł w przeszłość współczesne mu stosunki liczbowe.
Wydaje się, że do czasów Krzywoustego niewiele mogło się pod tym względem
zmienić. Rachunek jest prosty, 17 tys. dorosłych, zdolnych do noszenia broni
mężczyzn, z czego 4 tys. elitarnych pancernych i 13 tys. tarczowników –
lekkiej jazdy. Dodając ok. 50% tych, którzy się na wojowników nie nadawali,
a pełnili inne funkcje, otrzymujemy ok. 25 tys. mężczyzn + tyle samo kobiet
+ tyle samo dzieci = 75 tys.).
3)Byli koczownikami mieszkającymi na co dzień w namiotach. Zawodowymi
wojownikami. Grody służyły im głównie do obrony. Nie mieli w nich budynków
mieszkalnych. Opis rycerskiego wychowania w tzw. Kronice Gala Anonima
sugeruje, że byli to prawdziwi komandosi, od wczesnego dzieciństwa szkoleni
do walki. Ci co się do walki nie nadawali byli komornikami – do
administrowania i ściągania danin i powinności. Sami Polanie byli wspólnotą
plemienną. Nie posiadali własności ziemi. Po żonach, córkach i koniach, ich
najcenniejszą wspólną własnością byli wieśniacy. Byli dobrze zorganizowani.
W czasie pokoju, czy wyprawy wojennej, każdy miał swoją wyznaczoną rolę.
Funkcją przywódcy państwa było, oprócz dowodzenia w wyprawach wojennych,
rozdzielnictwo wyżywienia, dóbr ruchomych (podział łupów, czy to z wypraw
wojennych, czy to z łupienia podporządkowanej sobie rolniczej ludności) oraz
funkcje sądownicze. Jak się zdaje, ta ostatnia funkcja była bardzo istotna.
Być może w tym kryje się tajemnica określenia “iudex” w testamencie Mieszka
I, które po dziś dzień spędza sen z powiek historykom. Nawiasem mówiąc,
nawet córki Polan otrzymywały żołd.
4)Podbita ludność miejscowa była przez Polan bezwzględnie eksploatowana. W
początkowym okresie istnienia państwa, podstawowym towarem eksportowym byli
niewolnicy. Być może eksportowano niewolników nie tylko zdobycznych. Zapewne
w razie potrzeby przesiedlano duże grupy ludności, nie licząc się zupełnie
z ich dotychczasowymi tradycjami, które w ten sposób całkowicie zaniknęły, i
to dużo szybciej niż np. na terenie sąsiednich Niemiec Wsch. (chodzi tu
oczywiście o współczesne pojęcie geograficzne). Być może czasami nie
liczono się też i z więzami rodzinnymi. Ta właśnie bezwzględna eksploatacja
była główną przyczyną biedy i prymitywizmu podbitej wieśniaczej ludności. Po
prostu nie opłacało się mieć niczego wartościowego, bo przyjdą Polanie i
zabiorą, a czego nie zdołają zabrać to zniszczą. Ale dzięki temu Polanom
udało się to, co nie udało się nawet Mao Tse Tungowi – przekształcili
zróżnicowaną kulturowo i etnicznie ludność w jeden lud – bezimienną,
bezmyślną, wykorzystywaną masę nie pamiętającą własnej przeszłości (choć być
może nie odmienną językowo – tubylcy zapewne pod względem języka
zeslawizowali się już wcześniej(?)). Pomijając kwestię uprzywilejowanych
Polan, zróżnicowanie kulturowe, językowe, etniczne, religijne, funkcjonalne
itd., na ziemiach polskich, a mające wpływ na nasze obecne czasy, było
dziełem popolańskiej przyszłości. Pamiętamy o osadnikach niemieckich,
Olendrach (Walonach), Szotach (Szkotach), Żydach, Tatarach, Ormianach,
Rosjanach, Ukraińcach, Łękach, itd. Ale pamięć wcześniejszej, bogatej i
zróżnicowanej przeszłości zaniknęła praktycznie całkowicie.
5)Autor dość sporo uwagi poświęca kwestiom militarnym. Chyba nie było dużą
przesadą stwierdzenie Ibrahima ibn Jakuba, że 100 drużynników Mieszka było
wartych tyle co 1000 innych wojów. Wspominałem już o
specjalistycznym “komandoskim” wychowywaniu członków plemienia na
profesjonalnych wojowników, rozpoczynając je od wczesnego dzieciństwa. Teraz
trochę o grodach. Były to grody tzw. typu pierścieniowego – głównych było
zaledwie kilka (Poznań, Gniezno, Giecz i Włocławek (? - tak na dobrą sprawę
lokalizacja dwóch pierwszych jest pewna, o Gieczu wiemy że został zniszczony
a jego mieszkańcy uprowadzeni do Czech (Hedczany); czy gród Władysława był
równoznaczny z Włocławkiem?) oraz szereg grodów obronnych na głównie
południowych i zachodnich rubieżach. Były to grody o obwałowaniach drewniano-
ziemnych, potężnych i nie do zdobycia świeżo po wybudowaniu lub po remoncie,
ale zazwyczaj spróchniałych, podatnych na pożar. Nie sposób było utrzymywać
je w ciągłej gotowości bojowej, co później wyszło na jaw dobitnie, gdy
księstwa dzielnicowe były narażone na najazdy np. nastawionych na ciągłą
mobilizację militarną Marchii Brandenburskiej czy Krzyżaków. Ponieważ Cesarz
Niemiec ogłaszał mobilizację przeciwko państwu Piastów średnio z półrocznym
wyprzedzeniem, Polanie mieli wystarczająco dużo czasu na przygotowanie
grodów do obrony. Sami z kolei uderzali w odwecie jak piorun, w krótkiej
wyprawie brali tysiące jeńców wyludniając kraj. Trochę gorzej szło im z
kolegami po fachu – Czechami, Rusami, czy Pomorzanami. Tu zdarzało się, że
dwie równoczesne wyprawy po jeńców mijały się nie wiedząc o sobie nawzajem.
Ale trzeba im oddać sprawiedliwość – swojej najcenniejszej własności – tzn.
zniewolonych wieśniaków starali się bronić, chociaż nie za wszelką cenę.
Byli też oni najbardziej cenionym łupem wojennym. Gorzej, gdy
zamiast “łapciowych” trafiła się większ