oxycort
04.02.02, 10:28
... w dzieciństwie.
Mieliście jakieś ulubione zabawy, zabawki?
Niestety nie miałem dużo resoraków. :(
Za to jak dziś pamiętam aparat do puszczania baniek. Taką różową "lampę
Alladyna" z wieczkiem jak od imbryka, do którego przytwierdzona rurka była, co
to w nią dmuchać trzeba było (przy uchylonym wieku. Bo przy zamkniętym
się "bulgotało" i cenny wywar kipiał, co też zabawne było na swój sposób)...
Niestety, bańki z płatków mydlanych wątłe były i mdłe. Co innego szampon do
włosów podkradany z najwyższej półki z łazienki. To było to. Te kolory i te
rozmiary.
Plastelinę wyjątkowo też miło wspominam. Plastelina uniwersalna była. Wszelkie
braki w środkach można było nadrobić plasteliną. Dlatego zawsze miałem w
kieszeni podręczną, starannie wytoczoną kulkę, dość pokaźnych rozmiarów. W
przedszkolu można było w try-miga normalny samochód przerobić na karetkę albo
milicję. Kwestia dorobienia pasków na boku, kogutów i krzyża, lub
charakterystycznego "MO" na masce. W ostateczności plasteliny można było użyć
jako broni zaczepnej na złośliwe baby - głupie flądry, skarżypyty i bekse.
Fajnie potem wyglądały jak wyplątywały moją plastelinę z włosów drąc się w
niebogłosy. A już najfajniej było, kiedy niezbędne były nożyczki wychowawcy.
A płytę z przygodami Gąskki Babinki - moja ulubiona - pamięta ktoś? (ma ktoś
może jeszcze...?)
Żołnierzyki też fajne były. Cierpliwie rozstawiałem je po segmencie, a potem
strącałem z procy. Nieźle było poustawiać je na chodzącym adapterze (prędkość
33 obroty/min była optymalna. Przy 45 - żołnierzyki lubiły się przewracać).
Potem, przerzuciłem się na mapety. Akurat jakoś tak w handlu były (prawdę
mówiąc - wyjątkowo ohydne kopie). Do piachu były idealne. No i do szkoły można
było przemycać.
Nie pamiętacie? Kermit na skrzyni siedział i łapką machał...