memphis90
06.07.21, 22:43
Znalezione dziś podczas szukania opinii o knajpach, od razu na myśl przyszedł mi mecenas Pirania:
Koneserzy Nestea:
"W karcie restauracja podaje do picia Nestea, ale to nie jest Nestea bo
moje dzieci są koneserami tego napoju i z zamkniętymi oczami potrafią go rozpoznać. Popełniacie
nielada przestępstwo podając klientom nie ten napój. W perfidnie lejecie do szklanych słoików ze słomką napój z sieci Biedronka! Ogarnąć się szybko proszę bo
sprawa szybciutko trafi do prokuratury... Nie wstyd Wam? "
No padłam

Do prokuratury
W ogóle uwielbiam czytać opinie klientów, oczywiście te negatywne

W zeszłym roku szukając hotelu znalazłam żale Jessiki, której nie zezwolono na wejście na dyskotekę z wózkiem z Brajankiem, a ona się chciała pobawić w nocy. Wcześniej bulwers, że w PIĄTEK w szwedzkim bufecie była wędlina i "mięsne ochłapy leżały obok sera". Albo dramat pani Pauliny:
"W całym hotelu nie można palić, nawet na balkonach w pokojach hotelowych. Jeśli ktoś jest palący niestety musi się nastawić na wycieczki np wieczorne przed hotel w celu zapalenia sobie do lampki wina. "
Macie swoich "piekielnych" i ich historie?
Ja to jestem nadmiernie ugodowa i prędzej włącza mi się głupawka, niż furia. Ostatnio byliśmy w chińskiej knajpie. Ja chciałam pierogarnię, ale mąż się uparł. No to ok, niech mu będzie. Wchodzimy - restauracja dziwna, bo "recepcja" schowana gdzieś za siódmym przepierzeniem, żywego kelnera w zasięgu wzroku, no ale czekamy na wskazanie stolika. 5 minut. Wysyłam męża na zwiad w czeluście knajpy. Tak, tak, zaraz ktoś wskaże stolik. Czekamy kolejne 5 minut. Za nami różne jednostki próbują się wepchnąć do środka, ale twardo zagracamy ciasny przedsionek. Kolejka jest! Kelner mija nas 3 razy, kompletnie ignorując. Mija kolejne 5 minut. Już nawet nie jestem zła, że to nie pierogarnia, ogarnia mnie głupawka pod maseczką. Kelner sprząta najbliższy stolik, spreżamy się więc w blokach startowych, bo to juz, nareszcie - aaaaa tu nadal nic. Kelner odchodzi, nie zaszczycając nas spojrzeniem. Mija 5 minut. Trochę wylewamy się z przedsionka na salę. Kolejny kelner aż przystaje z zaskoczenia, widząc nas dyszących frustracją i wreszcie zaprasza do stolika. Uff. Menu, wybieramy. Pytam o wino śliwkowe (z menu). Ojej, nie ma. No to może dowolne inne białe wino, carlo rossi, whatever. To on zapyta. Wraca po chwili z zaplecza, zmieszany- nie ma, skończyło się. Wszystkie białe wina się skończyły. I chińskie też się skończyły. Może czerwone? Czerwone mi nie pasuje za bardzo do kurczaka, więc odmawiam. A może macie tsingtao - pytam i w oczach kelnera zapala się iskra paniki "jakie znów tsingtao?". A macie jakieś inne piwo...? Tak, jxviusfhauidasklcvsfigjidrghdbjdf - mamrocze kelner. Może być, poproszę. Ale które? - kelner wydaje się kompletnie wygłupiony. Ja : o, przepraszam, pan coś wymieniał? To może jeszcze raz... Żywiec, ok, niech będzie żywiec...
Co ciekawe - jedzenie było bardzo ok... Ale może powinnam ich obsmarować...?