kostszczena
27.11.22, 11:13
Niby nic, a jestem zniesmaczona, wściekła i straciłam zaufanie do brata. W wielkim skrócie: mąż sobie pojechał ze swoim klubikiem rugby na nocne granie do sąsiedniego miasta w sobotni wieczór. Dwa tygodnie temu mi o tym wspomniał, a ja zapomniałem. Mąż wylewny nie jest, więc po prostu wsiadł w auto i pojechał rzucając "no to idę" około 18. Gdy po godzinie go nie było, zadzwoniłan - nie odbierał (telefon sobie leżał w szatni). I przez kolejną godzinę próbowałam się dodzwonić. Odezwałam się do jego kumpla, ale ten też nie odbierał (również na meczu). I zadzwoniłam do brata, z którym mąż ma dobry kontakt. Powiedział mi, że jest u niego, pomaga naprawiać piwnicę i nie może podejść, ale później oddzwoni. 4 godziny później wszystko się wyjaśniło, brat się pierwszy dodzwonił do męża i zapytał o co chodzi, po wyjaśnieniach zadzwonił do mnie, że po piwnicy pojechał na mecz. Męża pocisnęłam przyznał się, że u brata nie był, tylko cały czas na meczu. Jak napisałam, jestem koszmarnie wściekła na brata (do męża nic nie mam, mówił mi wcześniej, ja zapomniałam). Brat (i to mój!) w imię jakiejś durnej męskiej solidarności na wszelki wypadek chciał kryć męża, kłamiąc z założenia, zamiast powiedzieć prawdę, że nie wie o co chodzi. A gdyby się naprawdę coś stało, jakiś wypadek itp.? Chciałam się wyżalić. Rozważam ochłodzenie lub wręcz całkowite przynajmniej czasowe zerwanie kontaktów z bratem. Przesadzam?