11marlenka
03.12.22, 03:38
Mam znajomą z która razem chodzimy na imprezy. Obie lubimy imprezy, lubimy potańczyć, zabawić się, obie mamy dzieci na etapie, że juz nie chcą by się im mamuśki wtrącały do życia. Obie jesteśmy po rozwodzie więc staramy się zagospodarować wolny czas w miarę atrakcyjnie w grupie podobnych znajomych.
W tygodniu się nie kontaktujemy ale w weekendy się zawsze zdzwaniamy i uzgadniamy która co ma w planach i czy jest możliwośc razem iśc na piwo i zabawę. W miescie sa cztery lokale "nie dla 20latków" do których chodzimy na zmianę. Znajoma dzwoni i mówi, że ona by poszła w sobotę do Matrixa a potem do Balangi bo soboty ma takie, że może się napić i zabawić bo w niedzielę nie jedzie nigdzie samochodem.
(Balanga jest koło domu koleżanki, ale po przeciwnej stronie miasta niż moje mieszkanie, koleżanka tam często chodzi i zawsze namawia żeby zaliczać najpierw inną knajpę a później Balangę).
Ja mówię, że w niedzielę koło południa musze iśc do pracy na dyżur, więc ja to raczej tylko w Matrixie bym się pobawiła chwilę i wróciła do domu i poszła spać, bo na dwa puby to raczej nie wydolę tym razem.
Koleżanka namawia, że na pewno na dwa puby to będzie fajnie bo "ma przeczucie że tam będzie fajnie".
Koleżanka wspomina też, że jedna klientka od niej z firmy bardzo z nią chciała iść na imprezę, i żeby dać znać jeśli bym się rozmyśliła bo wtedy pójdzie z tamtą.
To mówię żeby po prostu wzięła tę klientkę do Matriksa z nami, będzie więcej osób to będzie weselej, pobawimy się razem. A to czy zmienimy lokal to wyjdzie w trakcie, zalezy czy w Matrixie będzie fajnie czy nie.
Ale kolezanka stanowczo stwierdziła, że nie, nie będzie tamtej klientki brac jesli my idziemy razem.
Nie wnikałam w temat.
Przyszła sobota, dzwoni, pytam to jak, idziemy do Matrixa? Jasne.
Było fajnie, pogadałyśmy, popiłyśmy, pośmiałyśmy się, naprawdę miło i życzliwa atmosfera między nami przez pierwszą godzinę-dwie.
Ale towarzystwo w Matrixie było takie sobie, to znaczy ja się dobrze bawiłam bo nikogo specjalnie nie szukam, ale nie było za wielu wolnych facetów szukających partnerki. Mnie to nie przeszkadzało, bo przyszłam się rozerwać a nie na podboje i ogólnie lubie z ludżmi pogadać, potańczyć i tyle.
Koleżanka zaczęła naciskać żeby jechać do Balangi ale ją stopowałam, że jeszcze piwa nie wypiłam, i żebyśmy tu jeszcze trochę zostały.
Później mnie zaczął prosić facet do tańca, a koleżanka dla siebie nie znalazła adoratora na ten wieczór.
Wtedy koleżanka już twardo zaczęła naciskać, żeby iść do Balangi "godzinę tam się pobawimy, przecież godzina cię nie zbawi". Tłumaczę jej, że dla mnie jechanie tam to problem, zanim dojedziemy, potem mam stamtąd długi powrót do domu(i drogą taxi) , a musze być przytomna w pracy w następny dzień więc długo nie zostanę. Mówię, że wolę jeszcze z pół godziny tu zastać i wrócić stąd do domu się wyspać, niż tam jechać, płacić kolejny wstęp i zarywać kawał nocy zanim wrócę.
Koleżanka naciska, żeby jechać. "Przeciez to tylko na godzinę to się zdążysz wyspać!". Potem teksty "Ale ja cię proszę, ja chcę tam iść , ale nie chcę iśc tam sama więc cię proszę".
Mówię jej, że rozumiem, ale chciałabym żeby też moje stanowisko zrozumiała, bo dla mnie jechanie tam to problem, wolę tu zostać jeszcze pół godziny i pojechać prosto do domu i na następny dzien być przytomna w pracy.
Koleżanka nalega dalej ,że ona chce teraz do tego drugiego lokalu, i że przeciez wiem że mogła się umówić z inną znajomą, i że od początku mówiła że chcie iśc do obu lokali tego wieczoru!
Odpowiedziałam, że chciałabym żeby też uwzględniła moje potrzeby, bo mnie nie pasuje jechac do drugiego lokalu, jest już późno, za godzinę chcę być w domu, nie chcę się zawsze dostosowywać tylko do zaspakajania potrzeb koleżanek bo już nie raz źle na tym wyszłam, moje potrzeby też są ważne i też bym chciała żeby to uwzględniła.
Koleżanka obrażona wyszła.