verdana
27.11.19, 16:07
Czyli najbardziej banalny temat ever:) Długie, więc będę się streszczać.
Najpierw retrospekcja. W zeszłym roku miesiąć przed świętami zmarł mój ojciec. Nie urządzałam zatem Wigilii, mąż z synem poszli do teściów, a ja do mamy - przy czym niczego nie urzadzałyśmy, mama była chora. Parę dni przed Wigilią szwagierka zadzwoniła do męża, aby pojawił się u rodziców o 14, aby pomóc. Mąż się nie zgodził - w domu było sporo roboty, w dodatku nie chciał mnie zostawiać. Poszedł na 17, ale jego siostra spóźniła się o godzinę, zaczęła dopiero wtedy lepić pierogi. Efekt był prosty - gdy wróciłam do domu koło 21, nikogo nie było i całą resztę wieczoru przesidziałam sama. Szlag trafił mnie jednak dopiero wtedy, gdy okazało sie, ze maż idzie do rodziców także na drugi dzień świąt i kolejny dzień będę sama.
W tym roku Wigilia jest u nas, moja mama przychodzi. Tymczasem szwagierka powiedziała, że nie chce być sama z rodzicami i mąż ma po naszej Wigilii do nich przyjechać. Syn z synową, którzy przychodzą później, zrozumieją, że go nie ma, ze ma obowiązki. Oczywiście na obiad pierwszego lub drugiego dnia świąt też ma przyjść - prawdopodobnie sam, bo jesli mama będzie u nas, to jej nie zostawię.
I teraz sama nie wiem, czy machnąć ręką i dać sobie spokój - święta nie sa dla mnie szczególnie wazne, czy jednak tupnąć nogą i powiedzieć, ze mam dosyć bycia na świeta sama.