punca24
31.01.07, 12:23
witam!
postanowiłam się podzielić moim problemem.wie o nim mój mąż, ale nie traktuje tego poważnie i się ze mnie podśmiewa. a mnie wcale do śmiechu nie jest. chociaż teraz już jest lepiej bo staram sie z tym walczyc, ale jeszcze parę lat do tyłu płakałam co chwilę bo to było prawdziwą udręką. Otóż moi mili wydaje mi się (bo nie byłam u żadnego lekarza), że mam nerwicę natręctw. Widzieliście "Dzień świra"? To właśnie coś takiego.... Bylam na tym w kinie. wszyscy dookoła śmiali się do rozpuku, a ja w duszy płakałam. chociaż ten film uświadomił mi, że nie jestem jedyna na świecie. Teraz już jest duużo lepiej, ale opowiem wam co robiłam parę lat temu. Dosłownie jak scena z filmu: mieszałam herbatę siedem razy kręcąc łyżeczką, potem siedem razy stukałam tą łyżeczką w dno szklanki zanim ją wyjełam. kładąc sie wieczorem spać po kilka razy sprawdzałam, czy drzwi w domu są pozamykane, czy woda zakręcona i czy gaz wyłączony. wodę zakręcając dokrecałam bardzo mocno, bo musiałam przy tym policzyć do siedmiu (koszmar...), zamykając drzwi szarpałam trzy razy za klamkę. kładąc sie do łóżka moje kapcie leżały równiutko koło łóżka tworząc kąt prosty między łóżkiem a nimi - nigdy inaczej. na szafeczce nocnej układałam swoją biżuterię, za kazdym razem ściągałam z palców pierścionki w odpowiedniej kolejności i układałam je odpowienio na szafce, obok kładłam zegarek i łańcuszek - broń Boże nie mogły się stykać ze sobą. po kilka razy przed snem sprawdzalam, czy przypadkiem sie nie dotykają, patrzyłam na nie licząc do siedmiu. Moje życie było istnym koszmarem. dopiero jakieś cztery lata temu zaczęłam z tym walczyć. pomógł mi w tym mój mąż (wtedy chłopak). bałam sie mu powiedzieć, ale w koncu sie odważyłam. początkowo mnie wyśmiał, ale gdy zobaczył jak poważne to jest dla mnie zrozumiał, że to nie żarty. gdy wychodziliśmy razem odciągał mnie od drzwi, zebym nie mogla trzy razy pociągnąć za klamkę, cały czas czułam się fatalnie - myślałam, ze coś złego się przydarzy jezeli nie spełnię mojej regułki. celowo rozrzucałam kapcie po pokoju a potem przeżywałam męki bo nie mogłam zasnąć.
ale udało mi się - po części.... teraz jestem szczęśliwą żoną, mieszkam z mężem. jedyne co pozostało po tamtym koszmarze, to sprawdzanie drzwi, gazu i wody. Mam jeszcze jeden problem. nie potrafię dotknąć śmieci. Wrzucam papierek do kosza (w domu) i po sekundzie już go nie potrafię dotknąć. nie potrafie także dotknąć worka na śmieci, nie mówiąc już o wyniesieniu śmieci. problemem również jest mycie rąk. myję je ciągle. nawet jak dotknę podłogi przy ubieraniu butów to muszę iść umyć ręce.
ufff....
no to się wygadałam
co o tym sądzicie? tylko proszę nie mówcie, że jestem psycholem bo tego nie zniosę
pozdrawiam