completeunknown
10.09.11, 17:29
Jestem w klasie maturalnej w liceum w małym miasteczku na Dolnym Śląsku. Nie chodzę na religię, więc to, co chcę opisać, opisuję na podstawie relacji koleżanek.
Na wczorajszej religii ksiądz postanowił opowiedzieć dowcip. Dowcip brzmiał: "Przychodzi dwóch pedałów na basen. Jeden pyta drugiego:
- Jaka woda?
- Ch...owa!
- To skaczę na dupę."
Rozpętała się dyskusja o homoseksualizmie, dyskusja polegała na tym, że jedna koleżanka (lesbijka, dość odważna osoba) broniła sprawy, kilkuosobowa grupka (przy pozwoleniu, wręcz wsparciu księdza) przekrzykiwała ją typowymi homofobicznymi hasłami, a reszta klasy siedziała cicho. Chyba nikt nie poparł tej koleżanki, nikt nie wyszedł z lekcji. Rozmawiałam później z tą dziewczyną i z jeszcze jedną, która była na religii. Mówiłam, że nie można tego tak zostawić, że trzeba porozmawiać z wychowawczynią, z dyrekcją, że taki ksiądz nie ma prawa uczyć w szkole. Niestety wygląda na to, że nikt nie wierzy, że da się coś zrobić. Czyżby wszyscy przyzwyczaili się do takich katechez, do takich poglądów prezentowanych na lekcji? Przeraża mnie to. Co powinnam zrobić? Sama raczej nic nie wskóram, bo przecież nie było mnie przy tym. Mogę tylko namawiać innych do jakiegoś działania.