kgaik11
07.03.23, 15:58
Cześć, potrzebuje obiektywnego i realnego spojrzenia na to co przeszedłem z pewną kobieta.
Sytuacja jest świeża, wiem, dużo osób przez to radziło mi żebym się na tym nie skupiał ponieważ pierwsze momenty są tak mocno emocjonalne ze rzadko kiedy rzutują na to co będzie dalej.
Ale zaczynajac, delikatnie ponad 2 tygodnie temu zakończył się mój 3,5 letni związek z kobieta. Między nami wiadomo, czasem dochodziło do kłótni a z racji wybuchowych charakterów często kończyły się one „zerwaniem” na 3-4h do momentu jak nie zjedliśmy kolacji i porozmawialiśmy o problemie (mam cię dość, ale powiem ci to jeszcze raz wieczorem, po czym jak już przychodziło normalnie rozmawialiśmy). Oczywiście, z teraz z innej perspektywy wiem że dużo moich słów i zachowań było nie na miejscu, ale czasu nie cofnę. Oprócz kłótni które są mimo wszystko normalne cała nasza relacja układała się wspaniale o czym nie raz rozmawialiśmy, mieliśmy wspólne sposoby spędzania czasu, wspólne plany które realizowaliśmy, wspólne spojrzenie na to czego oczekujemy w życiu etc. Wszystko jednak zepsuło się jednego dnia, wcześniej ani trochę nie oddaliliśmy się, jedyne co to nasze życie wyglądało już „monotonnie”, po prostu nasze życia przesiąknięte były sobą nawzajem. Cała sytuacja zaczęła sie dzień wcześniej kiedy moja partnerka nagle poinformowała mnie ze idzie zobaczyć sie z koleżanka, trochę mnie to zdenerwowało ponieważ planowała to już długo a ja dowiedziałem sie o tym w ostatniej chwili mimo ze mieliśmy spędzić wieczór razem. Oczywiście wieczorem było już normalnie, kocham Cię, możesz mi ufać etc. Następnego dnia rzuciłem do niej zaczepkę co do wczoraj (błąd wiem, ale lubiliśmy się czasem wkurzać) a ona wybuchła, wieczorem jak sie zobaczyliśmy sytuacja potoczyła sie inaczej niż zawsze, wkurzyła sie, nie odzywała aż wkoncu wygarnęła mi ze ma mnie dość, wyrzuciła każda sytuacje z naszego życia, powiedziała ze w takim razie to koniec, ja zapytałem czy jest pewna i wyszedłem bez zbędnych słów. Następnego dnia ciagle pisała żebym dał jej spokój i zapomniał, po 2 dniach odwiedziłem ja, prosiłem o rozmowę a ona z łzami w oczach powiedziała ze nie, na ten moment nie chce mnie widzieć ale w przyszłości może tego nie skreśla. Przez następny tydzień prosiłem ja o rozmowę a ona ciagle reagowała do mnie gniewem, atakowała mnie i po chwili jak stwierdzała żebym nie pisał to przestawałem. Jej ostatnie wiadomości to ze potrzebuje czasu sam na sam - zawsze, ale ze kiedyś, za jakiś czas sie odezwie, ale ja mam do niej nie pisać, i ze „raczej” już nigdy więcej nie będę mógł z nią porozmawiać.
Jest mi ciężko, mimo innych partnerek z żadna nie czułem sie aż tak zgodny, a tu zostałem sam z dnia na dzień, bez wcześniejszych sygnałów, czuje sie tez jednak wykorzystywany, czuje ze daje mi ona zgubna nadzieje. Wiem ze z nikim nie chce rozmawiać na mój temat, odrazu ucina dyskusje i złości sie.
Proszę was o chłodne spojrzenie na cała sytuacje, może jakaś poradę co powinienem zrobić, z czego może wynikać jej nagle zachowanie, cokolwiek, mimo wszystko bardzo sie o nią martwię i chciałbym chociaż z nią wszystko wyjaśnić.