Dodaj do ulubionych

Śledzie w beczce

02.11.12, 19:59
Tak na kanwie Ogorzałków Boazeryjnych zaczęło mi się myśleć o sytuacji mieszkaniowej bohaterów Jeżycjady, tej w wersji Neo zwłaszcza. No i sami popatrzcie, bo mamy:

- Gumiany kołchoz na Roosevelta
- Mrowisko na Słowackiego
- Ogorzałki gnieżdżące się latami w boazerii u Dmuchawca
- Gniotących się jak śledzie w beczce Rojków, na poddaszu willi na Noskowskiego (sprawdziłam, w Sprężynie wprost mowa o tym, że Rojki tam mieszkają)
- Oraz na deser młode małżeństwo Maszpanów, udeptane w szalecie tak ciasnym, że nawet stół jadalny musi być składany.

Skąd, u licha, u autorki taki zapał do upychania bohaterów, pozytywnych zwłaszcza, w ciasnych mieszkankach, całymi, wieloosobowymi rodzinami? Jeszcze jako rozwiązanie tymczasowe można by to zrozumieć, ale oni w tej ciasnocie marynują się z upodobaniem latami. Mamy prosperującego przedsiębiorcę Rojka, zdolnego architekta Ogorzałkę, udziałowca w plantacji i polonistę w jednym Witalisa, teoretycznie dysponujących możliwościami, aby zapewnić rodzinie lokal o sensownych rozmiarach. Dodatkowo Ogorzałka miał do dyspozycji lokal w suterenie, ten, w którym mieszkał wcześniej z bratem, a zamiast tego wybrał boazerię u Dmuchawca. A Maszpan, wprowadzając wybrankę do szaletu, dobrego może na start dla dwojga, ale już przy pierwszym dziecku nieuchronnie nastręczającego problemów, szepcze jej do uszka androny o nym jak to będą w tej beczce śledziowej szczęśliwi przez wiele lat. Gdzie tu sens, gdzie logika?
Obserwuj wątek
    • kai_30 Re: Śledzie w beczce 02.11.12, 21:12
      To są realia poprzedniej epoki, zdaje się. MM najwyraźniej nie zauważyła, że rodziny wielopokoleniowe mieszkające pod jednym dachem są obecnie rzadkością, a jeśli już młode małżeństwo mieszka z rodzicami, to wyłącznie z przyczyn ekonomicznych (brak kasy na wynajem, albo częściej: chęć odłożenia na własne, co przy wynajmie może być trudne).

      W poprzedniej epoce właściwie nie istniało tez zjawisko swobodnego wynajmu mieszkań - przy braku własnego lokum pomieszkiwało się kątem u kogoś, korzystało z czyjejś uprzejmości. W takich realiach rzeczywiście lepszy byl najmniejszy i najciaśniejszy własny szalecik z materiałów rozbiórkowych uklecony, a pokój w domu rodzinnym był przecież lepszy niż pokój u obcych.
    • klawiatura_zablokowana Re: Śledzie w beczce 03.11.12, 01:24
      Bo to wytwarza ciepełko. I dzielność. Samodzielnie, w sensie bez rodziców i rodzeństwa, mieszkają lodowate emocjonalnie nieudane małżeństwa (Jedwabińscy, Majchrzakowie, Schoppe), rozwodnicy (Józefina Bitner), stare panny (ciotka Lila, Alma Pyziak), sieroty lub półsieroty rzucone w okrutny świat (Pyziak, Hajduk, Aniela), względnie wdowcy (Robrojek). PRAWDZIWE rodziny trzymają się razem.
      • bupu Re: Śledzie w beczce 03.11.12, 01:29
        klawiatura_zablokowana napisała:

        > Bo to wytwarza ciepełko. I dzielność. Samodzielnie, w sensie bez rodziców i rod
        > zeństwa, mieszkają lodowate emocjonalnie nieudane małżeństwa (Jedwabińscy, Majc
        > hrzakowie, Schoppe), rozwodnicy (Józefina Bitner), stare panny (ciotka Lila, Al
        > ma Pyziak), sieroty lub półsieroty rzucone w okrutny świat (Pyziak, Hajduk, Ani
        > ela), względnie wdowcy (Robrojek). PRAWDZIWE rodziny trzymają się razem.

        A to nie mogą się trzymać, wśród oparów dzielnego ciepełka, na ciut większym metrażu? Czy też ilość metrów kwadratowych na głowę mieszkańca jest wprost proporcjonalna do stopnia zdorobkiewiczenia rodziny?
        • figala Re: Śledzie w beczce 03.11.12, 09:26
          bupu napisała:

          Czy też ilość metrów kwadratowych na głowę mieszkańca jest wprost propor
          > cjonalna do stopnia zdorobkiewiczenia rodziny?

          Kupić/wynająć mieszkanie zamiast Plutarcha!? No wiesz! Może jeszcze i zmywarkę?
          A gdzie szlachetne ubóstwo i minimalizm?
          • kai_30 Re: Śledzie w beczce 03.11.12, 09:44
            Mówię Wam, że jej po prostu nie przychodzi do głowy, że teraz nie trzeba latami czekać na przydział ze spółdzielni, że to wyłącznie kwestia kasy - masz forsę, idziesz i kupujesz, nieomal jak bułki. No dobra - jak zmywarkę.

            Podobny lapsus wymknął się Chmielewskiej, u której główna bohaterka (powieść dziejąca się współcześnie niby) tłumaczy się, że nie może mężowi po rozwodzie zostawić mieszkania, które dostała w spadku po babci, bo ma w nim przydział na pracownię (!). Absurd zwyczajny, no. Obie panie odruchowo i bezmyślnie, jak myślą o ludziach młodych, osadzają ich w rzeczywistości właściwej swojej własnej młodości. MM jeszcze zauważa niektóre niuanse, ale nie da się ukryć, że już nie jest bystrą obserwatorką tego, co się wokół współczesnej młodzieży dzieje. Albo inaczej - obserwuje, ale z pozycji niechętnej starszej pani, za której czasów inaczej bywało.

            • figala Re: Śledzie w beczce 03.11.12, 12:28
              MM się zafiksowała na etapie gdy młodemu małżeństwu wystarcza "łóżko, szuba i stół" - coś takiego pada w Kalamburce. Tyle, że dotyczy to Mili i Ignaca i ich pierwszego gniazdka, pokolenia powojennego (i to ich "nam już więcej nie trzeba" całkowicie do mnie przemawia).
              MM "urealnia" swoje powieści sprawdzając pogodę czy opisując takie bzdury dzwonki telefonu nokia (zabijcie, ale nie jestem w stanie odśpiewać melodyjki z mojego telefonu, a używam tego samego od 4 lat).
              Ok. Przyjmę, że JEDNA rodzina to taki kołchoz. Taki wyjątek. Coś niespotykanego. Ale tam każdy siedzi sobie na głowie i co gorsze nie ma najmniejszych planów żeby to zmienić (odkładamy kasę na coś swojego, sytuacja przejściowa, spięcia w kolejkach do łazienki, czy potrzeba chociaż chwilę pobyć SAMEMU).
              Chociaż jeszcze u Żaków - płacząca Cesia robi przegląd pomieszczeń gdzie by się tu ukryć, Żaczek siedzi w słuchawkach żeby się na chwilę odciąć, dziadek zajmuje Żaczkowi łazienkę tuż przed nosem, budzik trzeba nastawiać żeby się wykąpać:).
              Potem już wszyscy są zadowoleni i nikt nie pragnie odrobiny nawet prywatności. Moja nadzieja, czyli Ida (zwłaszcza po przeżyciach w noc poślubną), po prostu siedzi w piwnicy.
            • klawiatura_zablokowana Re: Śledzie w beczce 03.11.12, 15:56
              > Mówię Wam, że jej po prostu nie przychodzi do głowy, że teraz nie trzeba latami
              > czekać na przydział ze spółdzielni, że to wyłącznie kwestia kasy - masz forsę,
              > idziesz i kupujesz, nieomal jak bułki. No dobra - jak zmywarkę.

              Też mam to podejrzenie. Tym bardziej, że praktycznie wszyscy opisywani dorośli bohaterowie (no, może poza Żeromskimi) to ludzie ze stałymi etatami - aż dziw bierze. Gaba i Grzegorz - pracownicy naukowi po habilitacji są praktycznie niezwalnialni, mają stały dochód i to niemały, żyrantów wokół jak mrówków, po prostu wymarzeni kredytobiorcy. Ida i Marek, para lekarzy z etatami plus dorabianiem - to samo. Okej, Robrojek to przedsiębiorca, więc dla banku trochę trudniej, ale już Nutria ma państwową posadę! Doskonałe warunki zawodowe do usamodzielnienia się ma także Jurek Hajduk, dyrektor szkoły, bo rozumiem, że artystyczne małżeństwo Julii i Tola może być podobnie niestabilne jako Aniela i Bernard - jest kasa jak jest zlecenie.
              Swoją drogą, przez opisywanie młodych ludzi mieszkających z rodzicami, MM być może skutecznie omija cały problem bezrobocia, stałych dochodów, walki o etat, trudności godzenia ciąż i porodów z pracą zawodową? Bo realia życia młodych małżeństw, mieszkających w wynajętych mieszkankach, zarabiających na umowach śmieciowych, są jej kompletnie nieznane? Nikt w Jeżycjadzie nie pracuje też w korporacjach, nie musi dorabiać ani rezygnować z żadnych ambicji na rzecz przetrwania. Laura chce śpiewać - niech śpiewa, nikt się nie martwi tym, czy z tego wyżyje. Pyza de facto nie ma żadnego zawodu - cóż to szkodzi, troskliwej matki to nie kłopocze, co by było, gdyby Frycek odszedł albo nagle zachorował czy umarł, a jej córka by została z dwójką dzieci bez pracy i szans na znalezienie takowej. W razie czego wszystkich się przygarnie na Roosevelta, choćby mieli być układani warstwowo.

              Ja wiem, że to pięknie pisać, jak to najważniejsze są sprawy ducha, ale realia tak nie wyglądają. Mało kto może mieszkać z rodzicami 30 lat po ślubie z małżonkiem i dorosłymi dziećmi. Patologia z bloków jak dorasta dostaje kopa z gniazda i musi rozwijać skrzydełka. Czasem nawet za cenę pracy w McDonaldzie czy fabryce śrubek. I miłość rodzicielska nie ma tu czasem nic do rzeczy.
              • dakota77 Re: Śledzie w beczce 03.11.12, 17:08
                Musze sie w pelni zgodzic z tym, co piszesz:)
              • paszczakowna1 Re: Śledzie w beczce 03.11.12, 18:30
                >Gaba i Grzegorz - pracownicy naukowi po habilitacji są praktycznie niezw
                > alnialni, mają stały dochód i to niemały,

                Nie wiem jak definiujesz "niemały", ale pracownik naukowy po habilitacji może mówić o szczęściu, jeśli na rękę dostaje 3 tys zł. (Owszem, może zarabiać i dużo więcej, ale nie sądzę, by akurat to był ten przypadek - chyba że Grzegorz, o którego pracy kompletnie nic nie wiemy.) Biorąc pod uwagę, że przez lata utrzymywali trójkę dzieci (w porywach do czterech - zakładam, że na znikniętą Elkę Grzegorz coś jednak łożył), to nie są sumy pozwalające na beztroskie branie kredytu mieszkaniowego. Owszem, rzecz wykonywalna (zwłaszcza zakładając pomoc rodziców), ale kosztem dużych wyrzeczeń. Ich mogę przełknąć. Reszty, a już osobliwie Pałysów i Rojków - nie bardzo.
                • andaba Re: Śledzie w beczce 03.11.12, 18:38
                  Nie no, Pałysowie też są prawdopodobni.
                  Nie gniotą się z rodzicami, ale mają osobne mieszkanie, ciasne, ale własne, z którego bliskość do mieszkania rodziców, opiekujących się dziećmi na zawołanie, jest potężnym atutem.

                  Kto bawiłby dzieci, gdyby przenieśli się do willi na peryferiach?
                  Dziecko małe wprawdzie tylko jedno, ale i nastolatkom milej, gdy nie muszą sobie codziennie gotować.

                  • dakota77 Re: Śledzie w beczce 03.11.12, 19:00
                    Jest intytucja gosposi i opiekunki do dzieci, a bywaja nawet-uwaga, bedzie szolujaco!- zapracowane lekarki, ktore potrafia cos po pracy ugotowac, chocby na kilka dni. Owszem, dla Idy wygodniej jest mieszkac w tym samym budynku co rodzice, ale dla mnie to jest jakas taka nieumiejetnosc odciecia pepowiny.
                    • dakota77 Re: Śledzie w beczce 03.11.12, 19:17
                      Przypadek, w ktorym moge sobie wyobrazic, ze Palysow nie stac na kredyt mieszkaniowy jest nastepujacy: w koncu MM kazala Markowi, kiedys neurologowi, zostac ni stac ni zowad neurochirurgiem. No i biedny Mareczek rzucil swoja posade, poszedl na specjalizacje za 1200 zlotych, zacharowuje sie, zeby dorownac mlodszym, a rodzina ledwie zyje finansowo;-P

                      Wtopy z neurochirurgiem nigdy MM nie daruje, no coz;-P
                      • klawiatura_zablokowana Re: Śledzie w beczce 04.11.12, 20:23
                        Może z tym neurochirurgiem to jak z tym rzekomym filodendronem, co go Ignac uparcie nazywał rododendronem? :D
                  • paszczakowna1 Re: Śledzie w beczce 03.11.12, 19:41
                    > Nie gniotą się z rodzicami, ale mają osobne mieszkanie, ciasne, ale własne, z k
                    > tórego bliskość do mieszkania rodziców, opiekujących się dziećmi na zawołanie,
                    > jest potężnym atutem.

                    No ale nikt im się nie każe wyprowadzać do czorta na kuliczki. Między willą na przedmieściu a suteryną pod rodzicami są jeszcze liczne możliwości pośrednie. Zakładam, że na Jeżycach czasem można kupić jakieś mieszkanie? Na takie z drugiej ręki też można kredyt wziąć.
                    • andaba Re: Śledzie w beczce 03.11.12, 19:53
                      Znam, nawet dość dobrze dziewuchę (o ile o osobie w moim wieku można powiedzieć "dziewucha"), która gnieździ się z mężem i trójką dzieci w trzypokojowym mieszkanku w bloku, mimo że ma mieszkanie o identycznym metrażu w sąsiednim bloku. To swoje wynajmuje, albo nie wynajmuje, jak ja lokator w balona zrobi i ucieknie przed zapłaceniem rachunków, ale mieszka z mamunią, bo gdzie jej będzie tak dobrze jak tu - gotować nie musi, mamusia dziećmi się zajmie, osobne lokum nie dawałoby takiego luksusu, a ona rączki do roboty ma lewe...
                      • dakota77 Re: Śledzie w beczce 03.11.12, 19:57
                        O rany, dla mnie niepojete.... Byc doroslym, a dobrowolnie wracac do roli dziecka swoich rodzicow, zamiast pani we wlasnym domu- brr.
                • klawiatura_zablokowana Re: Śledzie w beczce 04.11.12, 12:13
                  3 tys. zł na rękę? Tyle zarabia raczej młody doktor, bez dodatków funkcyjnych, bez projektów i dodatków i to w biedniejszym mieście niż Poznań. Okej, Gaba kisi się na filologii klasycznej, ja wiem, jak wygląda gotowość naukowców jej wieku do pisania i realizacji grantów, szczególnie na humanie. Natomiast Grzesiu-informatyk? Skoro wiecznie pracuje, to jak rozumiem jest dosyć płodny naukowo, a to stwarza świetne warunki do bycia beneficjentem projektów, choćby i jako wykonawca cudzych. A to już są konkretniejsze pieniądze.
                  • yvi1 Re: Śledzie w beczce 04.11.12, 13:09
                    A pozatym Gaba i Grzes przeciez czynszu nie placa,co najwyzej sie dokladaja.I gotowanie gara zupy dla kolchozu to taniej niz gotowanie i zakupy dla tylko swojej rodziny.Grzes tez przeciez gdzies po drodze sobie posade zmienil.
                    Takze jak zwykle te realia mocno kuleja.Jest pozatym i Natalia ,ktore tez zarabia,renta Ignacego i oszolamiajace zarobki Kalamburki.Dlatego bieda tam na pewno nie piszczy,tym bardziej,ze zadnych wiekszych remontow itd nie robia.
                    Z drugiej strony sobie laptopy,elektryczne lozka i po pare egzemplarzy jednej ksiazki fuduja,wiec kto wie?
                  • paszczakowna1 Re: Śledzie w beczce 05.11.12, 00:05
                    > 3 tys. zł na rękę? Tyle zarabia raczej młody doktor, bez dodatków funkcyjnych,
                    > bez projektów i dodatków i to w biedniejszym mieście niż Poznań.

                    Masz mało przystające do rzeczywistości wyobrażenie o zarobkach naukowców. Zapewniam cię, że wiem doskonale, ile zarabia doktor habilitowany (w Warszawie na UW) i jest to rzeczone 3 tys. Owszem, granty mogą przynieść więcej (z tym że w humanistyce niewiele więcej), ale to nie jest dochód stały.

                    Może być i gorzej, o zarobkach historyków w instytutach naukowych może cię poinformować Verdana, a nie jest to wiadomość budująca.

                    Grzesiu, owszem, może zarabiać sporo więcej, ale o jego pracy i dochodach wiemy okrągłe zero. (Kiedyś pracował dużo, ale kiedy to było?)
                    • mama_kotula Re: Śledzie w beczce 05.11.12, 11:55
                      paszczakowna1 napisała:
                      > Grzesiu, owszem, może zarabiać sporo więcej, ale o jego pracy i dochodach wiemy
                      > okrągłe zero. (Kiedyś pracował dużo, ale kiedy to było?)

                      Ja mam poczucie, że Grześ stałego etatu nie ma, tylko robi zlecenia. A tu może być 10 tysi miesięcznie albo całe zero miesięcznie.
                    • verdana Re: Śledzie w beczce 06.11.12, 19:12
                      OK, obecny zarobek profesora belwederskiego wynosi ok. 3600 brutto. Po ostatnich podwyżkach. Dr hab. bez profesury ma oczywiście mniej.
                • seidhee Re: Śledzie w beczce 08.11.12, 09:53
                  > Nie wiem jak definiujesz "niemały", ale pracownik naukowy po habilitacji może m
                  > ówić o szczęściu, jeśli na rękę dostaje 3 tys zł. (Owszem, może zarabiać i dużo
                  > więcej, ale nie sądzę, by akurat to był ten przypadek - chyba że Grzegorz, o k
                  > tórego pracy kompletnie nic nie wiemy.) Biorąc pod uwagę, że przez lata utrzymy
                  > wali trójkę dzieci (w porywach do czterech - zakładam, że na znikniętą Elkę Grz
                  > egorz coś jednak łożył), to nie są sumy pozwalające na beztroskie branie kredyt
                  > u mieszkaniowego.

                  No ale przez cały ten czas mieszkają z rodzicami, więc mają mniejsze wydatki, niż gdyby np. wynajmowali mieszkanie. Problem z nimi jest raczej taki, że nie chcą / nie widzą potrzeby, a nie - że nie mogą się wyprowadzić.
                • 4kika Re: Śledzie w beczce 08.11.12, 11:34
                  > Nie wiem jak definiujesz "niemały", ale pracownik naukowy po habilitacji może m
                  > ówić o szczęściu, jeśli na rękę dostaje 3 tys zł. (Owszem, może zarabiać i dużo
                  > więcej, ale nie sądzę, by akurat to był ten przypadek - chyba że Grzegorz, o k
                  > tórego pracy kompletnie nic nie wiemy.) Biorąc pod uwagę, że przez lata utrzymy
                  > wali trójkę dzieci (w porywach do czterech - zakładam, że na znikniętą Elkę Grz
                  > egorz coś jednak łożył), to nie są sumy pozwalające na beztroskie branie kredyt
                  > u mieszkaniowego. Owszem, rzecz wykonywalna (zwłaszcza zakładając pomoc rodzicó
                  > w), ale kosztem dużych wyrzeczeń. Ich mogę przełknąć. Reszty, a już osobliwie P
                  > ałysów i Rojków - nie bardzo.
                  No sory, sory! Naukowy po habilitacji publikuje również wyniki swych badań. Wprawdzie czasopisma recenzowane nie płacą honorariów (jednakowoż ja spotkałam się z jednym, które zapłaciło), to pupularno-naukowe i owszem i to wcale nie tak mało. A przecież bohaterowie MM są inteligentni, inteligentni oraz inteligentni to wieczorkami zamiast wpierniczać pierogasy powinni wziąć się za pisanie aby dorobić. I jeszcze coś: naukowy nie żyje jedynie z "biednej" pensji 3 na łapkę. Ma również porządny zastrzyk w postaci tzw. wczasów pod gruszą, w okolicach Gwiazdki dodatkowe kilka stówek na dzieciaczki oraz jeśli jest dobry w tym co robi (a bohaterowie MM to przecież debeściaki) to skapnie takiemu też i nagroda za osiągnięte wyniki w pracy. Czy to mało?!
                  • 4kika Re: Śledzie w beczce 08.11.12, 11:51
                    Jeszcze coś: z życia powiem, że aby wziąć kredyt(ale kredyt wzięty ładnych kilka lat temu) na mieszkanie (trzy pokoje) wystarczy aby tylko jeden z rodziców pracował na uczelni,a drugi miał dużo mniej niż średnia krajowa. No i do tego jest dwoje dzieci. Wyrzeczeń wielkich nie ma. Wystarczy dobrze pracować w pracy, przy czym zauważam, ze ta osoba z uczelni habilitowanym jeszcze nie jest, a co za tym idzie nie jest kierownikiem katedry. Już kiedyś rzuciło mi się w oczy zdanie z jednej z książek MM, że biedna (chyba) Gaba ma tak ciężko, bo musi żyć z uczelnianej pensji. Skoro MM uważa, że na uczelni jest tak źle, to czemu nie poszuka swej bohaterce innej roboty? tak z siódemkę na łapkę? zreszta po jej to, bo nowych ciuchów za to i tak sobie nie kupi, a o wyprowadzce z rodzinnego bagienka i tak nie będzie mowy. Nie wiem na jakim świecie żyje MM? Daje bohaterom rozwojowe, dobre prace, a do tego rozwoju wcale nie dopinguje. Jaki to przykład dla młodzieży? z każdej dobrej pracy można zrobić g... A czy nie może tych swoich uczonych powysyłać na konferencje? Kazać im publikować wspaniałe artykułu z IF? No, ale do tego trzeba mieć do powiedzenia coś więcej, niż to z jakim farszem żarło się pierogi lub jak bardzo ceni się rodzinne gniecenie na kilku metrach. Bohaterowie MM tkwią w jakimś kosmicznym marazmie, niemocy, niechciejstwie i marudzeniu o rodzinnych wartościach. Tylko dlaczego te rodzinne wartości nie maja przełożenia na wyniki w pracy? I to nie jest wina systemu, jak zapewne usiłuje zasugerować MM, to wina takiego właśnie .... brak słów... wychowania... chyba byle jakiego wychowania, ale ważne, że robią sobie pierogi. PS. Ja też w domu własnoręcznie robię pierogi, ale nie oczekuję, że mi za to szef da premię!
                    • 4kika Re: Śledzie w beczce 08.11.12, 11:57
                      Jeszcze coś: jeśli MM podczytuje to forum i wreszcie pchnie kogoś na konfernecję, to niech czasem nie zagalopuje się i znów z jakimiś pierogami nie wyjedzie. Bo na tego typu wyjazdach nie jest istotne co i ile się zeżarło tylko kto z czym wystąpił, a przerwy to nie głównie pożeranie, a czas na merytoryczne dyskusje.
                  • paszczakowna1 Re: Śledzie w beczce 08.11.12, 12:37
                    > No sory, sory! Naukowy po habilitacji publikuje również wyniki swych badań

                    Jako że:

                    >czasopisma recenzowane nie płacą honorariów

                    (a wręcz przeciwnie, często każą sobie płacić za publikację)

                    nie widzę związku.

                    > to pupularno-naukowe i owszem i to wcale nie tak m
                    > ało.

                    Z ciekawości: ile? Powiem szczerze, że wątpię w to "wcale nie tak mało", biorąc pod uwagę bardzo płytki rynek. W swoim czasie pisywałam, owszem, dla doktorantki to były przyzwoite pieniądze, ale a) dla doktorantki bez rodziny, b) wtedy rynek prasy papierowej wyglądał znacznie lepiej niż teraz. Jak ktoś zarobi artykułami popularno-naukowymi 500 zł miesięcznie, to może się cieszyć. Raczej i w to wątpię, chyba że trzepie się bujdy o kosmetykach dla prasy kolorowej.

                    > . Ma również porządny zastrzyk w postaci tzw. wczasów pod gruszą, w okolicach
                    > Gwiazdki dodatkowe kilka stówek na dzieciaczki

                    Bądźmy dorośli. Obrywy z funduszu socjalnego to jakieś 1500 zł rocznie, czyli 125 zł miesięcznie. Wiele nie zmienia.

                    >jeśli jest dobry w tym co r
                    > obi (a bohaterowie MM to przecież debeściaki) to skapnie takiemu też i nagroda
                    > za osiągnięte wyniki w pracy.

                    Nagrodę można dostać raz na kilka lat albo zgoła raz w życiu (taką lepszą), albo są to groszowe sprawy.

                    Z czego naprawdę naukowcy (ci, którzy dobrze zarabiają) żyją, to z grantów (ale to nie humaniści) i wyjazdów zagranicznych. Nie widzę tego u Strybów.
                    • 4kika Re: Śledzie w beczce 08.11.12, 12:54

                      >
                      > > to pupularno-naukowe i owszem i to wcale nie tak m
                      > > ało.
                      >> Bądźmy dorośli. Obrywy z funduszu socjalnego to jakieś 1500 zł rocznie,
                      > czyli 125 zł miesięcznie. Wiele nie zmienia.
                      > NIE PRAWDA. OBRYW Z FUNDUSZU SOCJALNEGO JEST WYRAŹNIE WIĘSZKY

                      >
                      > Nagrodę można dostać raz na kilka lat albo zgoła raz w życiu (taką lepszą), alb
                      > o są to groszowe sprawy.
                      >

                      NAGRODA NIE JEST SPRAWĄ GROSZOWĄ I JEST CO ROKU

                      > Z czego naprawdę naukowcy (ci, którzy dobrze zarabiają) żyją, to z grantów (ale
                      > to nie humaniści) i wyjazdów zagranicznych. Nie widzę tego u Strybów.
                      ZARĘCZAM, ŻE NIE MAJĄC HONORARIÓW Z GRANTÓW ORAZ ZAGRANICZNYCH WYJAZDÓW Z UCZELNIANEJ PENSJI ŻYJE SIĘ DOBRZE I TU PODKREŚLAM, ŻE NIE JEMY KAŻDEGO DNIA WYPRODUKOWANYCH PRZEZE MNIE PIEROGÓW A I BUŁA Z PASZTETÓWĄ TEZ NIE KRÓLUJE, BA JEJ NIE MA. A poza tym takie 500 zł za artykuł pop-nauk to jest połowa raty za kredyt , mało?
                      • kai_30 Re: Śledzie w beczce 08.11.12, 18:24
                        Ależ przestańcie się kłócić o stawki, bo to naprawdę zależy od uczelni. Ustawa określa jedynie minimum, nie ma już "widełek". 3600 brutto dla dr hab to jest właśnie to minimum, nie wierzę, żeby tak było wszędzie - ba, wiem, że tak nie jest. Na znanej mi uczelni taką stawkę mają doktorzy - to jest wynagrodzenie zasadnicze, nie licząc dodatku za staż pracy (Gaba już z 20 lat stażu będzie miała, nie? Czyli +20%). I o ile Gaba może rzeczywiście ogranicza się do "gołego" etatu, o tyle Grześ? Nie wierzę. Ponadto - nie znam nauczycieli akademickich pracujących na jednym tylko etacie (być może tacy są, nie przeczę, ale wtedy są chyba wybitnie płodni naukowo i kasa z grantów, publikacji, recenzji itp płynie?)

                        Natomiast co do socjalu, to znów w znanych mi przypadkach jest on znacząco wyższy - nieomal dodatkowa pensja roczna (przy trójce dzieci, jak u Strybów, jak nie ma dzieci, to i dodatki mniejsze, wiadomo). Nie wiem, jak na UAM-ie, ale raczej nie mniej, bo fundusz socjalny jest jakoś tam określony ustawą. No i trzynastki, czyli kolejna pensja rocznie. Naprawdę, szału może nie ma, ale i biedy się nie klepie, a jak komuś mało, to w takim mieście jak Poznań jest masa możliwości dorobienia do skromnej pensyjki uniwersyteckiej. Nie mówiąc już o tym, że wtedy się raczej na podwójne albo i potrójne egzemplarze nowości książkowych nie wydaje.

                        • paszczakowna1 Re: Śledzie w beczce 09.11.12, 22:47
                          >Ustawa
                          > określa jedynie minimum, nie ma już "widełek". 3600 brutto dla dr hab to jest w
                          > łaśnie to minimum, nie wierzę, żeby tak było wszędzie - ba, wiem, że tak nie je
                          > st.

                          No i słusznie wiesz, bo minimum dla dr hab to nie 3600 zł, tylko około 3000 zł. 3800 zł to minimum dla profesora zwyczajnego.

                          > Natomiast co do socjalu, to znów w znanych mi przypadkach jest on znacząco wyżs
                          > zy - nieomal dodatkowa pensja roczna (przy trójce dzieci, jak u Strybów, jak ni
                          > e ma dzieci, to i dodatki mniejsze, wiadomo).

                          Zafascynowałaś mnie. Nie wiem, co to za 'znane przypadki', ale żeby dodatki na dzieci osiągały rząd pensji rocznej (nawet niewielkiej), dzieci tych musiałoby być chyba z dwanaścioro. Uczelnia odpisują na fundusz socjalny 6,5% planowanych wynagrodzeń (czyli, średnio rzecz biorąc 6,5% pensji rocznej), z czego finansowane są, oprócz zapomóg związanych z dziećmi, różne inne rzeczy (także dla pracowników bezdzietnych i emerytów). Jaki rachunek może dać "niemal dodatkową pensję roczną" przy trójce dzieci?
                          • kai_30 Re: Śledzie w beczce 10.11.12, 16:45
                            > No i słusznie wiesz, bo minimum dla dr hab to nie 3600 zł, tylko około 3000 zł.
                            > 3800 zł to minimum dla profesora zwyczajnego.

                            No dobra. Nie kłóćmy się - 3310, co do złotówki. W tym roku, w przyszłym - 3615. Spojrzałam nie w tę rubryczkę. A profesor zwyczajny ma minimum 4145. rozporządzenie

                            > Zafascynowałaś mnie. Nie wiem, co to za 'znane przypadki', ale żeby dodatki na
                            > dzieci osiągały rząd pensji rocznej (nawet niewielkiej), dzieci tych mus
                            > iałoby być chyba z dwanaścioro.

                            :D:D:D Nie, no jasne :D Przepraszam, czasem mam problemy z wysłowieniem się - pewnie, że nie myślałam o pensji rocznej, tylko o dodatkowej pensji rocznie. Znaczy, o socjalu wynoszącym równowartość miesięcznej pensji.

                      • paszczakowna1 Re: Śledzie w beczce 09.11.12, 21:21
                        > ZARĘCZAM, ŻE NIE MAJĄC HONORARIÓW Z GRANTÓW ORAZ ZAGRANICZNYCH WYJAZDÓW Z UCZEL
                        > NIANEJ PENSJI ŻYJE SIĘ DOBRZE

                        No to cieszy mnie to niewymownie, niezależnie od tego, gdzie jest to "tu", gdzie nie ma buły z pasztetową. Ale po co tak krzyczeć?
                      • klymenystra Re: Śledzie w beczce 13.11.12, 18:49
                        Prosiłabym Cię, żebyś nie krzyczała na forum.
                    • croyance Re: Śledzie w beczce 10.11.12, 01:57
                      Jak to nie humanisci? My tez z grantow.
              • vi_san Re: Śledzie w beczce 09.11.12, 09:44
                Gaba i Grześ muszą zostać na Roosvelta, żeby kołchoz istniał, to przecież jasne! A że mało logiczne, mało wygodne i mało prawdopodobne? To mały pikuś.
                Ida i Marek - kolejna wizja z księżyca. Małżeństwo lekarzy, ze stażem i etatami gnieździ się z trójką dzieci w piwnicy? I przez te piętnaście czy dwadzieścia lat nie mieli możliwości kupić mieszkania, blisko, przy tej samej, cholernej ulicy, ale MIESZKANIA a nie sutejryny? Nie dziwi mnie szmergiel Idusi na tle czystości i białości, jak się mieszka w ciemnicy, to można mieć deprechę jak nic z powodu ściany kremowej nie śnieżnobiałej...
                O mieszaniu Rojków niewiele wiadomo. Tyle, że mieszkają przy Noskowskiego, zdaje się. Ale czort wie, czy kupili tam lokal, czy np. wynajmują, budując sobie coś pod miastem, czy docelowo mają zamiar wynieść się do Łodzi? Za mało danych.
                Co do Hajduków i Kołodziejów - myślę, że już dawno mieszkają "na swoim", a tabliczka na drzwiach może właśnie żartobliwie podkreślać związki i sentymenta rodzinne.
                Jak dla mnie [podobnie jak chyba dla ciebie] mieszkanie po 30 z rodzicami MOŻE ujść singlowi, osobie samotnej, ale już sytuacja, gdzie w nierozciągliwym [chociaż kto wie?] mieszkaniu gnieździ się tyle osób - to dopiero patologia! I faktycznie,MM dość lekceważąco traktuje problemy życiowe obecnego świata - w starej Jeżycjadzie są one traktowane jakoś realniej [np. świetny dialog Gaby z Pulpą, o wyjadaniu cukru, który jest na kartki]. Obecnie nie tylko Boreje są nieźle sytuowani [na emeryturze im się tak porobiło? Cud!], ale WSZYSTKIE osoby przewijające się przez tomy mają dobrą lub bardzo dobrą sytuację materialną, żadnych trosk w związku z praca zawodową, nie ma nawet NORMALNYCH konfliktów koleżeńskich, wrednej szefowej czy Łałra nie ma zazdrosnej o jej "anielski sopran" koleżanki...
                • guineapigs Re: Śledzie w beczce 09.11.12, 18:48
                  No ale chyba juz doszlismy do tego, ze tam nie ma zadnego gniezdzenia sie - skoro G i G zyja w piecdziesieciometrowym pomieszczeniu. Fakt, ze glupota jest nie wydzielic z takiego pomieszczenia wneki kuchennej (no takiej tylko na podgrzanie, zagotowanie wody, szybkie upichcenie jakiejs przekaski - bo te wielkie obiady to gotuja u Ignacow), no i podstawy bytu we wspolczesnym swiecie czyli toalety, prysznica - wszystko jedno czy razem, czy osobno. Coz oni do licha zrobili w tym oblednym pokoju o wielkosci mieszkania dwu albo i trzypokojowego? Regalow nastawiali? Toz to chyba ksiegarnia by byla, a nie mieszkanie.
                  To, ze mieszkaja z rodzicami jest moze i dziwne, ale nie jakies nienormalne w tym przypadku. Nienormalne jest to, ze nie zaadaptowali tej przestrzeni na normalne, samodzielne mieszkanie, z woda biezaca.
                  Ale to juz kwestia stylu MM.
                  W kazdym razie, nie widze nic niezwyklego w tym, ze jak rodzice maja wolne 50 mkw to wprowadza sie tam corka z rodzina. No bo co mieliby Ignace z tym zrobic? Wynajac? Przeca nie sprzedac.
                  Z tym, ze mowie - tu juz wchodzi kwestia wyobrazni, wziecia pewnej poprawki na to, ze MM nie do konca ogarnia to, gdzie i jak kto mieszka - po prostu musi byc milo, domowo, wiec na kupie. Pardon.
                  Ale patologia bym tego nie nazwala, po prostu praktycznoscia, wygoda. Jakby G i G mieli jakis pokoj 12 mkw to tak - bez sensu, ale 50 mkw to co innego.
                  • bupu Re: Śledzie w beczce 09.11.12, 19:44
                    guineapigs napisała:

                    > No ale chyba juz doszlismy do tego, ze tam nie ma zadnego gniezdzenia sie - sko
                    > ro G i G zyja w piecdziesieciometrowym pomieszczeniu. Fakt, ze glupota jest nie
                    > wydzielic z takiego pomieszczenia wneki kuchennej (no takiej tylko na podgrzan
                    > ie, zagotowanie wody, szybkie upichcenie jakiejs przekaski - bo te wielkie obia
                    > dy to gotuja u Ignacow), no i podstawy bytu we wspolczesnym swiecie czyli toale
                    > ty, prysznica - wszystko jedno czy razem, czy osobno. Coz oni do licha zrobili
                    > w tym oblednym pokoju o wielkosci mieszkania dwu albo i trzypokojowego? Regalow
                    > nastawiali? Toz to chyba ksiegarnia by byla, a nie mieszkanie.
                    > To, ze mieszkaja z rodzicami jest moze i dziwne, ale nie jakies nienormalne w t
                    > ym przypadku. Nienormalne jest to, ze nie zaadaptowali tej przestrzeni na norma
                    > lne, samodzielne mieszkanie, z woda biezaca.

                    Nienormalne jest to, że latami mieszkali w tym pokoju o wymiarach pałacowej komnaty z synem i nie wpadło im do głowy, żeby temu synowi wydzielić z tejże komnaty własny pokój. Regałami mu kącik wygrodzili, a własnego lokalu Miągwa się dorobił w wieku licealnym dopiero. I to tez gniecenie, nie w sensie fizycznym, tylko mentalnym, bo jak Gaba mogła bodaj swobodnie pogadać z mężem, skoro Miągwa za regałem nastawiał radary? Jak wyglądało życie seksualne Strybów w tej sytuacji? Jak tu się kochać, skoro w tym samym pokoju znajduje się całkiem wyrośnięty małoletni? Do bani tak.
                    • klawiatura_zablokowana Re: Śledzie w beczce 09.11.12, 23:14
                      Metraż metrażem. Bez własnej kuchni i łazienki zawsze się jest, no cóż, raczej u kogoś niż u siebie.
                    • morekac Re: Śledzie w beczce 10.11.12, 08:16
                      Jak wyglądało życie seksualne Strybów w tej sytuacji?
                      I dlatego mieli tylko jedno dziecię...Czytali książki kupowane podwójnie, wybierając zjednoczenie duchowe miast cielesnego.
                      • guineapigs Re: Śledzie w beczce 10.11.12, 11:12
                        Tak mi sie pomyslalo, przepraszam jesli ktos uzna ze to jest za osobiste pomyslenie, ze jakby nie kupowali tych ksiazek podwojnie i przyszloby im sie np. poklocic o jakas, to czasem taka klotnia moze zmienic sie w zar zmyslow albo np. przyjdzie ochota na 'pogodzenie sie'. Ale oni sie nie kloca, nie rozmawiaja, po prostu tkwia obok siebie w jakims spokojnym marazmie.Caluja sie po kazdym przeczytanym rozdziale - no ludzie.... To oni czytali takim samym tempem, zadne z nich nie skonczylo czytac wczesniej? I co ta pomysl, by kazdy przeczytany rozdzial 'potwierdzac' pocalunkiem? To nie lepiej pogadac o tym, co mi sie w ksiazce podoba a co nie i jak ty to odbierasz?
                        Jak Grzegorz raz chcial cos zmienic i zrobil taki raptus puellae do domku kolegi, to sie Bernard wpakowa i pierdzielil te swoje farmazony.
                        Ktoras z Was, nie pamietam kto, napisala tu taki pastisz relacji G i G: porozumiewaja sie telepatycznie, Grzegorz zniknal gdzies miedzy szafkami a zmywarka itp. Genialnie to bylo napisane, rechotalam jak zaba. Ale pomijajac doskonaly jezyk tego pastiszu, to wskazal on w satyryczny sposob wlasnie te ze tak powiem 'bezplciowe' relacje dwojga co by nie mowic jeszcze mlodych i chyba nie znudzonych soba ludzi.
                        Pamietacie 'skandal' z Renata Beger i jej wyznaniem o tych 'kurwikach', 'owsie' i ze z mezem ma wspaniale zycie seksualne? Ludzie - powiedzmy czesc ludzi - smialo sie z tego, inni byli oburzeni, jeszcze inni wysmiewali wyglad i wiek Beger - ze 'taka' jeszcze mysli 'o tych sprawach'. To bylo przykre. Kobieta szczerze powiedziala, ze jej malzenstwo jest udane i nadal milosc kwitnie - alez to bylo beeee... Rozwod - skandal, milosc i namietnosc w starszym stazem malzenstwie - tez skandal.
                        No to mamy tu Gabe bez owsa, kurwikow, za to z lektura w lozku i calusami po kazdym rozdziale. No i z ponadczasowym Pyziakiem na dokladke.
                        • vi_san Re: Śledzie w beczce 10.11.12, 13:48
                          Nie, no JAKIEŚ życie płciowe [przynajmniej czas jakiś temu] mięli, bo skąd by się Ignaś wziął? Ale ogólnie masz rację. I przede wszystkim - oni ze sobą nie rozmawiają. I to nie tylko św. Gabryjella i brodaty Grześ. Wogóle Borejkowie. Albo wygłaszają kompletnie oderwane od rzeczywistości i sensu sentencje, albo komunikują sobie różne rzeczy ["Niech tam który zaniesie jej walizkę do mnie" - Laura, "Taka jest tradycja - panna młoda wychodzi z domu rodzinne¬go, i to jej rodzina dba o szczegóły ceremonii i wesela" - Gaba, "drogi Adamie, tak nie uchodzi, tradycja każe, byś czekał na pannę młodą w kościele. A ja ci ją uroczyście, po ojcowsku, przyprowadzę" - Dziadek Borejko.]. I właściwie nawet nie są zainteresowani tym, co druga strona na to.
                          W kwestii p. Renaty Beger owszem, śmiałam się, ze sformułowania - te "kurwiki" w oczach i że lubi seks jak koń owies - ale nie z treści! Jak dla mnie, to świetnie, że osoby nie mające dwudziestu lat [ino ciut więcej] potrafią mieć udane życie, potrafią się kochać i głośno się do tego przyznawać. Określiła to w sposób budzący śmiech, ale treść jest jak najbardziej "w porządku".
                          Co zaś do panien Borejko [znaczy się pań: Pyziak - Stryba, Pałys, Rojek i Górskiej] to wogóle poza Idą, która jakiś tam temperament posiada, aczkolwiek zwykle idiotycznie ukierunkowany, pozostałe to kompletnie aseksualne stworzenia. Eteryczna Natalia, kompletnie bez ikry, apetyczna Pulpa, zbyt leniwa i wygodnicka na cokolwiek, i Gabon, męczennica święta, żyjąca literaturą... Teraz mi przyszło do głowy [co mi się zawsze "gryzło"] czemu Gabon nie wziął krótko za łby córeniek własnych w noc poślubną Idusi: po prostu nie przyszło jej do wyjałowionej łepetyny, że niekoniecznie marzeniem nowożeńców jest partyjka makao z jej dzieciskami! Sama jest aseksualna - to myśli, że wszyscy tak mają!
                          • melomanka87 Re: Śledzie w beczce 10.11.12, 14:28
                            Witam wszystkich cieplutko, podczytuję od dawna, to się w końcu odezwę :-)

                            >Teraz mi przyszło
                            > do głowy [co mi się zawsze "gryzło"] czemu Gabon nie wziął krótko za łby córen
                            > iek własnych w noc poślubną Idusi: po prostu nie przyszło jej do wyjałowionej ł
                            > epetyny, że niekoniecznie marzeniem nowożeńców jest partyjka makao z jej dzieci
                            > skami! Sama jest aseksualna - to myśli, że wszyscy tak mają!

                            Mówimy o kobiecie, która brała na szybko ślub z powodu wpadki i nic nam nie wiadomo o tym, żeby wtedy do seksu była zmuszana. Jak znam siebie i innych aseksualnych, to się nijak kupy nie trzyma.
                            • bupu Re: Śledzie w beczce 10.11.12, 17:38
                              melomanka87 napisał(a):

                              > Mówimy o kobiecie, która brała na szybko ślub z powodu wpadki i nic nam nie wia
                              > domo o tym, żeby wtedy do seksu była zmuszana. Jak znam siebie i innych aseksua
                              > lnych, to się nijak kupy nie trzyma.

                              Zmuszana nie, ale może zamknęła oczy i myślała o Polsce? ;)
                              • dakota77 Re: Śledzie w beczce 10.11.12, 17:50
                                Ale wpadka byla za mlodu i z Pyziakiem;-) Moze kolejny maz az tak jej nie krecil;-)
                                • melomanka87 Re: Śledzie w beczce 10.11.12, 18:15
                                  Więc powtarzam, nie ma to nic wspólnego z aseksualizmem :]
                            • klawiatura_zablokowana Re: Śledzie w beczce 10.11.12, 18:33
                              > Mówimy o kobiecie, która brała na szybko ślub z powodu wpadki i nic nam nie wia
                              > domo o tym, żeby wtedy do seksu była zmuszana. Jak znam siebie i innych aseksua
                              > lnych, to się nijak kupy nie trzyma.

                              Poczekaj - jeszcze we "Wnuczce" okaże się, że nie tylko do rozwodu była zmuszona, ale i do prokreacji :D
                              • guineapigs Re: Śledzie w beczce 10.11.12, 18:41
                                A Pyziakowi zostanie dopisane kolejne ZUO: gwalciciel, przeca od poczatku sie zapowiadal!!!!!
                                Okaze sie bowiem, ze Gaba gleboko skrywala PRAWDE - tzn. Pyziak ja nie tyle porzucil, co po prostu zniewolil, bardziej przy Tygrysie niz przy Pyzie, i dlatego Tygrys itd itp to co juz znamy.
                              • bupu Re: Śledzie w beczce 10.11.12, 18:56
                                klawiatura_zablokowana napisała:

                                > > Mówimy o kobiecie, która brała na szybko ślub z powodu wpadki i nic nam n
                                > ie wia
                                > > domo o tym, żeby wtedy do seksu była zmuszana. Jak znam siebie i innych a
                                > seksua
                                > > lnych, to się nijak kupy nie trzyma.
                                >
                                > Poczekaj - jeszcze we "Wnuczce" okaże się, że nie tylko do rozwodu była zmuszon
                                > a, ale i do prokreacji :D

                                No ależ przecież oczywiście. Święta Gabriela z własnej woli uprawiająca seks, tfu tfu, zgrozo zgrozo, PRZEDMAŁŻEŃSKI?!
                          • kkokos Re: Śledzie w beczce 10.11.12, 15:20
                            > Co zaś do panien Borejko [znaczy się pań: Pyziak - Stryba, Pałys, Rojek i Górsk
                            > iej] to wogóle poza Idą, która jakiś tam temperament posiada, aczkolwiek zwykle
                            > idiotycznie ukierunkowany, pozostałe to kompletnie aseksualne stworzenia. (..) apetyczna Pulpa, zbyt leniwa i wygodnicka n
                            > a cokolwiek,

                            pulpia górska, uprawiająca konie w porzeczkach? nie żartuj, proszę.
                            baltona nie wodziłby za swoją żona maślanymi oczkami z rozmarzonym wzrokiem, każąc obecnym potwierdzać "czyż ona nie jest wspaniała" tylko dlatego, że piecze ciasta i bułeczki oraz komputer obsługuje! pulpa musiałaby być szalona w łóżku, a znad kuchennego stołu i końskiego nawozu niewątpliwie dawała florianowi tajemnie a wielce seksualne znaki, nie pozwalając opaść jego pożądaniu...
                            • guineapigs Re: Śledzie w beczce 10.11.12, 18:23
                              Ja bym tam tez nie wierzyla, ze w Natalii nie drzemie jakies licho.
                              Moze i eteryczna, moze i balaganiara, moze i mimozowata na pierwszy rzut oka, ale to moze byc taki typ kobiety uleglej, co to najpierw sie przed pocalunkiem broni jak moze, a jak juz sie jednak zmusi - to od razu mdleje i szepce 'bierz mnie cala'.
                              Przecierz to Natalia jako jedyna wogole pomyslala o O ZGROZO KUPNIE MALEGO MIESZKANKA!!!!! Znaczy, chciala byc samodzielna. Znaczy, domowy zgielk jej przeszkadzal - byc moze wlasnie oczyma duszy widziala ten dramat niemoznosci spelniania 'obowiazku malzenskiego' w spokoju i jak sie chce (a nie tylko gdzies pod koldra, po ciemku, zeby nikt nic nie widzial i nie slyszal).
                              Co sie z mamona stalo - nie wiadomo, nie rozgryzlysmy chyba tego, moze dala Robertowi na rozwiniecie biznesu?
                              Stroila sie, pachnila, biegala na szpilkach - gdziez tam porownywac ja i Gabe?
                          • bupu Re: Śledzie w beczce 10.11.12, 18:59
                            vi_san napisała:

                            > Co zaś do panien Borejko [znaczy się pań: Pyziak - Stryba, Pałys, Rojek i Górsk
                            > iej] to wogóle poza Idą, która jakiś tam temperament posiada, aczkolwiek zwykle
                            > idiotycznie ukierunkowany

                            Dziękuję, teraz miałam wizję Idy, uprawiającej seks z Mareczkiem, pogrążonym, jak zwykle, w głębokim śnie.
              • ciotka.scholastyka Re: Śledzie w beczce 01.09.22, 11:03
                klawiatura_zablokowana napisała:

                > Pyza de facto nie ma żadnego zawodu - cóż to szkodzi, troskliwej matki to nie
                > kłopocze, co by było, gdyby Frycek odszedł albo nagle zachorował czy umarł, a j
                > ej córka by została z dwójką dzieci bez pracy i szans na znalezienie takowej. W
                > razie czego wszystkich się przygarnie na Roosevelta, choćby mieli być układani
                > warstwowo.
                >

                No i proszę, Pytia :)

                (Tak, ako, za miskę ryżu to już w latach 50-tych biedne wietnamskie dzieci pracowały dla złych imperialistów :) )
                • ako17 Re: Śledzie w beczce 01.09.22, 15:14
                  ciotka.scholastyka napisała:



                  >
                  > (Tak, ako, za miskę ryżu to już w latach 50-tych biedne wietnamskie dzieci prac
                  > owały dla złych imperialistów :) )


                  Tyle wiem :). Tylko to dla mnie było takie oczywiste, bez przenośni. Nie sądziłam, że to się zalęgnie na stałe w języku polskim, jak np. (no, w sumie sama nie wiem) "burza mózgów".
          • vi_san Re: Śledzie w beczce 04.11.12, 13:57
            A jak się ma do "szlachetnego ubóstwa i minimalizmu" kupowanie dwóch lub nawet trzech egzemplarzy jednej książki? Przy obecnych cenach, ja z mężem [oboje pracujemy!] raz w miesiącu pozwalamy sobie na rozrzutność i nabycie książki - nie każdej nowości jak leci, a książki starannie wybranej, uprzednio ocenionej - bo pieniędzy szkoda, a tu? I zastanawiające, skąd oni [Borejkowie, znaczy się] mają tyle kasy, by wywalać ją na dwa, trzy IDENTYCZNE tomy?
            • dakota77 Re: Śledzie w beczce 04.11.12, 14:02
              No coz, deklaracje deklaracjami, rzeczywistosc sobie. U Borejkow ubostwo, szlachetne czy nie, chce widziec jedynie autorka.
              Oprocz pytania, za co kupowac kolejne egzemplarze tej samej ksiazki,mnie sie mocno nasuwa pytanie"po co niby?"
              • grzalka Re: Śledzie w beczce 04.11.12, 15:24
                Neurochirurdzy zarabiają bardzo dobrze. Mieszkanie Pałysów pod Borejkami rozumiem, wygodnie, dzieci nakarmione i zaopiekowane jak trzeba. Stare zielone autko Idy mi trochę zgrzyta, spokojnie stać ją na nowe, ale może jakiś wyjątkowo udany egzemplarz? Ja miałam swego czasu ukochanego starego golfa, który był niezniszczalny i wymagał minimalnych nakładów, mąż go w końcu sprzedał jak pojechałam na narty, bo uznał, ze sama nigdy się nie zdecyduję.
                • piotr7777 zamiast kupować te same ksiazki 04.11.12, 16:20
                  ...nie lepiej sprawić sobie elektroniczny czytnik?
                  Czy M. M. (a w ślad za nią Borejkowie) uważa to jakże wygodne rozwiązanie za profanację?
                  • verdana Re: zamiast kupować te same ksiazki 04.11.12, 16:34
                    Pałysowie to inna bajka, to jest ten moment, w którym przestaje rozumieć logikę - mieszkanie w suterenie jest w wypadku dbających o zdrowie lekarzy nie do pojecia.
                    Gabrysia to nieco inna sprawa. Samotna matka z dwojgiem dzieci, mieszkająca sama - to naprawdę nie jest wcale komfortowa sytuacja. Gdy pojawia sie Grzegorz+Ignaś mieszkanie wydaje sie byc niemal koniecznością, ale - patrząc na własne dochody, nie widzę mozliwości kupna min. trzypokojowego mieszkania+utrzymania 3,5 dziecka za pensje pracowników naukowych. Może jakoś by się dało, ale oznaczałoby naprawdę biedę. Gdy dzieci dorosły, pensje nieco wzrosły, pewnie byłoby ich stać na mieszkanie, ale teraz naprawdę byłoby nieelegancko zostawić rodziców samych.
                    Natomiast dziwienia sie, że młode małżeństwo, z dochodami nauczyciela+studentki ma TYLKO malutki, dwupokojowy domek - nie rozumiem. Nie ukrywam, ze dla mnie to luksus - wiele młodych mażłeństw ma wynajetą kawalerkę...
                    • dakota77 Re: zamiast kupować te same ksiazki 04.11.12, 17:20
                      Ale u tego mlodego malzenstwa akurat wynajeta kawalerka czy pomieszkiwanie katem u ojca Adama byloby lepsze niz siedzenie w szalecie w lesie. Nie rozumiem, czemu autorka kazala im sie romantycznie gniezdzic w szopie z resztek po szopie.
                    • bupu Re: zamiast kupować te same ksiazki 04.11.12, 17:46
                      verdana napisała:

                      > Gabrysia to nieco inna sprawa. Samotna matka z dwojgiem dzieci, mieszkająca sam
                      > a - to naprawdę nie jest wcale komfortowa sytuacja. Gdy pojawia sie Grzegorz+Ig
                      > naś mieszkanie wydaje sie byc niemal koniecznością, ale - patrząc na własne doc
                      > hody, nie widzę mozliwości kupna min. trzypokojowego mieszkania+utrzymania 3,5
                      > dziecka za pensje pracowników naukowych.

                      No i fajnie, tylko ja nie rozumiem, czemu się Stryby nie wygęściły do lokalu po Lewandowskich, a zrobili to Pałysowie. Suterena, owszem i tak dalej, ale jednak dziwne, że do kilkupokojowego mieszkania wprowadzają się dwie osoby, zamiast trzech, z czwartą w perspektywie.

                      > Natomiast dziwienia sie, że młode małżeństwo, z dochodami nauczyciela+studentki
                      > ma TYLKO malutki, dwupokojowy domek - nie rozumiem. Nie ukrywam, ze dla mnie t
                      > o luksus - wiele młodych mażłeństw ma wynajetą kawalerkę...

                      Po pierwsze, Maszpan ma zdaje się również dochody z plantacji, na której też pracuje, a studentka Laura jest też koncertującą śpiewaczką, więc zarabia. Po drugie, ja oczywiście rozumiem, że na pałac ich nie stać, natomiast są małe domki i szalety ;) Można sobie wybudować taki mały domek, w którym nie trzeba będzie składać stołu, żeby się w pokoju obrócić i to dalej będzie mały domek, na kieszeń niezamożnych młodych. Zwłaszcza, że z kosztów ubywa robocizna, bo Maszpan, z pomocą Gruszki, wszystko temy ręcyma robi.
                      • vi_san Re: zamiast kupować te same ksiazki 06.11.12, 19:15
                        A dodałabym jeszcze, że w szalecie ze składanym stołem jest całkiem spory kąt czekający na pianino... Ale to mi uzasadnia, dlaczego szalet, a nie np. pokój w domu rodziców madame de Tektura! Po prostu państwo Fidelis starsi to ludzie z kulturą i klasą i mogli by nie znieść na codzień wyniesionego z domu "ciepełka" Łałry, poza tym jako osoby chore mogą oczekiwać co najmniej spokoju, a o taki przy próbach "śpiewaczych" trudno...
                        W czasie kiedy się Pałysowie wygęszczali Gaba była jeszcze samotną matką dwójki dzieci [tak mi się wydaję, że chyba Grzegorz zaczynał się dopiero], dodajmy: dzieci kompletnie nie wychowanych [vide noc poślubna Idy, kiedy to "empatyczna" Gabunia nie domyśla się, że państwo młodzi niekoniecznie marzą o partyjce makao z rozpaskudzonymi dzieciakami]. I Idusia rwała się do tej piwnicy jak Rusek do wódki - kalkulując mądrze: blisko rodziców, więc problemy z samodzielnym prowadzeniem domu żadne, a równocześnie spokój i można pobyć tylko we dwoje chociaż w nocy!
                    • guineapigs Re: zamiast kupować te same ksiazki 04.11.12, 18:28
                      Zwracam uprzejmie uwage, ze po Pani Szczepanskiej 'odziedziczyli' pokoj o powierzczni 50 mkw, wiec tu o gniezdzeniu sie mowy nie ma - toz to jak trzypokojowe mieszkanie, wystarczy tylko jakos podzielic na kawalki (plyta nidagips, sciankami z drewna, regalami od podlogi do sufitu - mozliwosc jest mnostwo, a jak nadzor budowlany pozwoli to i normalnymi ceglami).
                      Akurat u Gaby nie widze problemu metrazowego, raczej chyba jest tu problem nieodejscia - ale czy to problem? Im z tym dobrze i Gaba nie ma zadnych przyjaciol z wyjatkiem rodzicow, to se tak siedza.
                      Pulpa sie wyniosla na jakies Chrobrewo, Natalia tez znikla GDZIES, Ida w piwnicy bo tak wygodniej, Laura w szalasie, Pyza za granica - jakie tu siedzenie na pardon kupie?
                      • bupu Re: zamiast kupować te same ksiazki 04.11.12, 19:12
                        Nie wiem kiedy lokal po pani Lewandowskiej akurat zyskał 50 m2, ale w Pulpecji i Noelce wcale na tak ogromny nie wyglądał. Przecież udekorowany welonem Tygrys kicał swobodnie z mebla na mebel po całym pokoju. Nie mówiąc o tym, że nie wierzę w samą jedną panią Szczepańską, mieszkającą za głębokiej komuny na 50 m2. Nawet gdyby miała pana Szczepańskiego, to też nie wierzę. Oraz nie wierzę, że wtedy nie przerobiono tego pokoju na samodzielne mieszkanie, skoro już wydzielono go z reszty mieszkania.
                        • guineapigs Re: zamiast kupować te same ksiazki 04.11.12, 19:19
                          O 50 m kw po Szczepanskiej jest mowa w chyba Sprezynie - expressis verbis. Ze dziecko owtorzylo drzwi, za ktorymi bylo 50 mkw pokoju po Pani Szczepanskiej. Tez mnie to lekko zbilo, bo spodziewalam sie powiedzmy 20 mkw, ale 50 mkw to zaprawde powiadam wam - sluszna powierzchnia.
                          • turzyca Re: zamiast kupować te same ksiazki 05.11.12, 00:46
                            W Czarnej Polewce. Tez mnie przytkalo i tez szukalam bledu drukarskiego. I zastanawiam sie, czemu oni tam nie zrobili drugiej lazienki, takiej tylko prysznic, umywalka, toaleta. 4 metry kwadratowe wyjete z takiej powierzchni to nic, a jakby ulatwilo zycie.
                            • ananke666 Re: zamiast kupować te same ksiazki 05.11.12, 02:00
                              Z takiej powierzchni da się wydzielić nie tylko łazienkę, ale i drugi pokój. Nie wierzę, że takie coś miałoby tylko jedno okno. Jak to w ogóle miało wyglądać? 50m kw jednego pokoju?! To jest powierzchnia dwu-trzypokojowego mieszkania. Pokoje w kamienicach są duże, ale nie do tego stopnia chyba? I jakim cudem Pani Szczepańska dostała tyle tylko na siebie? Przecież jeszcze w latach siedemdziesiątych była mowa o problemach z metrażem na jednego mieszkańca?
                              • bupu Re: zamiast kupować te same ksiazki 05.11.12, 02:43
                                ananke666 napisała:

                                > Z takiej powierzchni da się wydzielić nie tylko łazienkę, ale i drugi pokój. Ni
                                > e wierzę, że takie coś miałoby tylko jedno okno. Jak to w ogóle miało wyglądać?
                                > 50m kw jednego pokoju?! To jest powierzchnia dwu-trzypokojowego mieszkania. Po
                                > koje w kamienicach są duże, ale nie do tego stopnia chyba? I jakim cudem Pani S
                                > zczepańska dostała tyle tylko na siebie? Przecież jeszcze w latach siedemdziesi
                                > ątych była mowa o problemach z metrażem na jednego mieszkańca?

                                Toteż mówię, nie wierzę, że na samym wstępie, zaraz po wojnie, kiedy każdy metr kwadratowy był na wagę złota i ten wielki apartament przy Roosevelta podzielono na mniejsze, nie przerobiono tak ogromnego pokoju na samodzielne mieszkanie. I nie ma mowy, żeby samotna osoba, a nawet żeby dwie osoby mieszkały sobie wtedy na 50 m2.
                                Poza tym pomieszczenie o takich rozmiarach mogło być jedynie reprezentacyjnym salonem, ale wtedy zdecydowanie miałoby więcej niż jedno okno. Które, notabene, ma się mieścić od ulicy, razem z oknem kuchni, zielonego pokoju oraz pokoju Laury i Pyzy. Osobliwe to dosyć.
                                • lutecja4 Re: zamiast kupować te same ksiazki 12.11.12, 07:50
                                  Ja natomiast zastanawiałam się nad tym w druga stronę - skoro pani Szczepańska mieszkała w wydzielonym z jednego wielkiego mieszkania pokoju, to przecież musiała też mieć jakąś kuchenkę i łazienkę, albo chociażby WC; nawet jeśli kuchnia byłą tylko i wyłącznie wydzieloną wnęką, a łazienka to tylko umywalka i większa miska, to WC przecież musiała jakieś mieć nigdzie nie było napisane, że na Roosevelta był jakiś wspólny WC na korytarzu; stąd moje myślenie - skoro Borejki przejęli mieszkanie po Szczepańskiej, które wszak było kiedyś częścią tego ich mieszkania, tym bardziej MM powinna dodać, że rozwiązało to wiele problemów, bo dzięki temu kolejki do WC przestały być problemem.
                              • buka_z_muminkow Re: zamiast kupować te same ksiazki 07.11.12, 17:52
                                MM była słaba z matematyki już w czasie szkoły podstawowej/liceum ;]

                                Jak dla mnie to brak wyobraźni matematycznej.
                        • guineapigs Re: zamiast kupować te same ksiazki 04.11.12, 19:44
                          Albo w Zabie, albo w CP, albo w Sprezynie jest mowa o 50 mkw. Nie jestem tego w stanie teraz sprawdzic, ale gdzies tam jest to powiedziane. A dlacego wiem? No bo sobie w czasie urlopu kupilam te trzy ksiazki, przeczytalam, ale zostawilam u rodzicow.
                          • meduza7 Re: zamiast kupować te same ksiazki 05.11.12, 13:01
                            Pięćdziesiąt mkw???
                            To więcej niż całe moje mieszkanie, trzypokojowe.
                            • nighthrill Re: zamiast kupować te same ksiazki 08.11.12, 17:57
                              Mam mieszkanie o powierzchni 47mkw, trzypokojowe, z kuchnią i łazienką plus DWA przedpokoje. To jest naprawdę duża przestrzeń, zwłaszcza dla dwóch osób. Gdyby wyburzyć wszystkie ściany działowe, uzyskano by naprawdę ogromny pokój. Nie słyszałam o jednopokojowych mieszkaniach tej wielkości. Czasem widuję ogłoszenia o sprzedaży kawalerki o powierzchni 35-40mkw, ale to jest wtedy całe mieszkanie, a nie pokój bez łazienki. Nawet w kamienicach nie ma pokoi większych, niż 30metrów...
                              • anna-pia Re: zamiast kupować te same ksiazki 08.11.12, 22:57
                                nighthrill napisała:

                                > Mam mieszkanie o powierzchni 47mkw, trzypokojowe, z kuchnią i łazienką plus DWA
                                > przedpokoje. To jest naprawdę duża przestrzeń, zwłaszcza dla dwóch osób. Gdyby
                                > wyburzyć wszystkie ściany działowe, uzyskano by naprawdę ogromny pokój. Nie sł
                                > yszałam o jednopokojowych mieszkaniach tej wielkości. Czasem widuję ogłoszenia
                                > o sprzedaży kawalerki o powierzchni 35-40mkw, ale to jest wtedy całe mieszkanie
                                > , a nie pokój bez łazienki. Nawet w kamienicach nie ma pokoi większych, niż 30m
                                > etrów...

                                Za przeproszeniem, ale nieprawda.
                                Są mieszkania z pokojami 50 mkw, i to właśnie takie stare, trzy-czteropokojowe, ze służbówką pewnie z 5 mkw i kuchnią ponad 10 mkw. Do dziś pamiętam szok, jaki przeżyłam za młodu zobaczywszy takie mieszkanie na starym Żoliborzu w Warszawie.
                                Dla mnie wykrojenie 3 pokoi, kuchni, łazienki i dwóch przedpokoi z 47 mkw to jakiś kosmos, ciężko mi wyobrazić sobie tak maleńkie mieszkanie...
                                • mika_p Re: zamiast kupować te same ksiazki 08.11.12, 23:32
                                  anna-pia napisała:
                                  > Dla mnie wykrojenie 3 pokoi, kuchni, łazienki i dwóch przedpokoi z 47 mkw to
                                  > jakiś kosmos, ciężko mi wyobrazić sobie tak maleńkie mieszkanie...

                                  A z jednym przedpokojem? :)
                                  Bo ja mam 45 metrów, 3 pokoje. Z jednym dzieckiem - luksus przestrzenny, z dwójką ciasnawo, odkąd drugie dorosło do wieku przedszkolnego.
                                  Podstawowa wada to nieustawność.
                                  Kuchnia ma prawie 4 metry długości, ale 145 cm szerokości - w jednym końcu okno, w drugim drzwi. Pokój Młodego podobnie, tylko szerszy. Jeden pokój przechodni, ten dzienny, największy.
                                  Blok już grubo powojenny.
                                  • nighthrill Re: zamiast kupować te same ksiazki 09.11.12, 16:18
                                    48 jest tych metrów, sprawdziłam:) Na dwie osoby? Luz. Wchodzi się, jest jeden duży przedpokój i na lewo do kuchni. Idziesz przed siebie i masz duży, przechodni salon, żadnych drzwi, by było przestrzennie. Kolejny przedpokój, już malutki, z którego są wejścia do sypialni, łazienki i gabinetu.
                                    Za te same pieniądze mogliśmy kupić dwa pokoje w podobnym metrażu, nie zdecydowaliśmy się. Chcieliśmy trzy, właśnie z powodu podziału "stref" w zależności od tego, co się robi. Sypialnia jest malutka, łazienka też, ale pozostałe pomieszczenia całkiem wygodne. Zależy też jak się urządzi, u nas jest jasno, pomarańczowo-beżowo, mało mebli, wszystko z jasnej sosny, jasna podłoga, jasne rolety. To naprawdę nie jest jakaś klitka.
                                    Natomiast faktycznie na hasło "trzypokojowe" przed oczami staje 60-70 mkw.
                                    Ale mój post nie miał na celu udowodnienia, że 47m to duże mieszkanie, tylko że gdyby z takiego metrażu zrobić jednopokojowe, to byłaby to ogromna przestrzeń:)
                                    • guineapigs Re: zamiast kupować te same ksiazki 09.11.12, 19:05
                                      OOOOPS! Widze, ze Kolezanka ma bardzo podobny gust do mojego w kwestii interior design. Jasno, bezowo, pomaranczowo, sosnowe meble itp. Z tym, ze ja lubie - snobistycznie, a co - dorzucic jakis element ostro bijacy w oczy, i stad mam designerska sofe (droga jak diabli, ale co tam, niech wiedza, ze gospodyni jest wyrobiona w nowych tryndach), obraz cenionego artysty (lokata kapitalu w sztuke, he he he), na podlodze i scianach w kuchni i lazience drogi kamien, w przedpokoju krysztalowe lustro po dziadach pradziadach (ze niby sroce spod ogona nie wyskoczylo sie, tylko tradycje mieszczanskie sa, a jakze), nowoczesny kominek i to nie taki w stylu 'kazdy taki ma albo podobny'. Co prawda powierzchnia domku to 85 mkw (minimum na jakie pozwolily przepisy lokalne), wiec naprawde jest przestrzennie jak dla 2 osob (nierozwojowych zreszta).
                                      Nie no, moze sama siebie splycam, to nie snobizm tylko po prostu lubie taka prostote przetkac czyms - pardon - zajebistym, co mi sie podoba, i chce to widziec i sie z tego cieszyc.
                                • jhbsk Re: zamiast kupować te same ksiazki 09.11.12, 21:00
                                  > Dla mnie wykrojenie 3 pokoi, kuchni, łazienki i dwóch przedpokoi z 47 mkw to ja
                                  > kiś kosmos, ciężko mi wyobrazić sobie tak maleńkie mieszkanie..

                                  A ja wychowałam się w trzypokojowym 42,5 m2.
                                  • anna-pia Re: zamiast kupować te same ksiazki 11.11.12, 12:45
                                    jhbsk napisała:

                                    > > Dla mnie wykrojenie 3 pokoi, kuchni, łazienki i dwóch przedpokoi z 47 mkw
                                    > to ja
                                    > > kiś kosmos, ciężko mi wyobrazić sobie tak maleńkie mieszkanie..
                                    >
                                    > A ja wychowałam się w trzypokojowym 42,5 m2.

                                    Ale to nie znaczy, że nie ma mieszkań, gdzie taka powierzchnia jest powierzchnią jednego pokoju. Współczuję mieszkania na maleńkich metrażach, takie budowało się za komuny dla ludności bezpartyjnej, ludność partyjna, esbecja i wyżsi oficerowie LWP mieli się całkiem nieźle, jeśli chodzi o mieszkania. Nauczyciele, a szczególnie akademiccy - którym przysługiwał dodatkowy metraż w różnej postaci - też mogli za komuny mieszkać w większych mieszkaniach. No a jak ludzie wychowali się na czterdziestu paru metrach w 4 osoby, to potem 50 mkw wydaje im się nie wiadomo jak dużą powierzchnią.
                                    • bupu Re: zamiast kupować te same ksiazki 11.11.12, 13:57
                                      anna-pia napisała:

                                      > Ale to nie znaczy, że nie ma mieszkań, gdzie taka powierzchnia jest powierzchni
                                      > ą jednego pokoju. Współczuję mieszkania na maleńkich metrażach, takie budowało
                                      > się za komuny dla ludności bezpartyjnej, ludność partyjna, esbecja i wyżsi ofic
                                      > erowie LWP mieli się całkiem nieźle, jeśli chodzi o mieszkania.

                                      Mój jeden dziadek, ludność jak najbardziej partyjna, i może nie szycha, ale szyszunia taka nieduża w lokalnych strukturach, mieszkał latami na niecałych 50m2. Z żoną i piątką dziatek. Naprawdę, sama legitymacja partyjna nie gwarantowała tarzania się w metrach kwadratowych i dobrach użytkowych. Stopień oficerski też wcale nie musiał.
                                      • anna-pia Re: zamiast kupować te same ksiazki 11.11.12, 15:52
                                        Nie chodzi o gwarantowanie czegokolwiek, ale jeśli się takiemu chciało postarać, to miał duże możliwości, których przeciętny Polak nie miał.
                                    • dakota77 Re: zamiast kupować te same ksiazki 11.11.12, 15:01
                                      Nawet jesli wychowywalo sie na ponad 50 metrach w dwie osoby, dalej mozna uwazac jeden POKOJ o pow. 50 metrow za naprawde duzy, szczegolnie jesli wszystko, co jego mieszkancy robia, by podzielic powierchnie jest wstawienie tam regalow. Mozna bylo wydzielic tam i pokoj, i jakis aneks kuchenny/ mala lazienke.
                                      • bupu Re: zamiast kupować te same ksiazki 11.11.12, 15:27
                                        dakota77 napisała:

                                        > Nawet jesli wychowywalo sie na ponad 50 metrach w dwie osoby, dalej mozna uwaza
                                        > c jeden POKOJ o pow. 50 metrow za naprawde duzy, szczegolnie jesli wszystko, co
                                        > jego mieszkancy robia, by podzielic powierchnie jest wstawienie tam regalow. M
                                        > ozna bylo wydzielic tam i pokoj, i jakis aneks kuchenny/ mala lazienke.

                                        Ja się wychowywałam w obszernym domu, a pokój o powierzchni 50 m2 uważam za wielki. I dziwię się, że Gabostryby nie wydzieliły z niego przynajmniej pokoju dla Miągwy oraz wychodka. Te poranne kolejki do łazienki tak ich szalenie kręciły? Kurde, u nas teraz mieszka sześć sztuk, łazienka jest jedna i bywa, że niemożność ze swobodnego z niej skorzystania, bez przytupującej kolejki za drzwiami, doprowadza mnie do szału. A u Borejków zaludnienie bywało przecież większe.
                                        • anna-pia Re: zamiast kupować te same ksiazki 11.11.12, 15:54
                                          Mówimy o dwóch różnych rzeczach: ja tylko przeczę założeniu, że nie mogło być pokoi o pow. 50 mkw. Mogły. A to, że Stryby miały piach w rękawach/węża w kieszeni/inne żyjątko uniemożliwiające działanie, czyli zrobienie z bardzo dużego pokoju małego mieszkanka, to zupełnie inna sprawa.
                                      • guineapigs Re: zamiast kupować te same ksiazki 11.11.12, 18:29
                                        No i wlasnie to jest to sedno: przestrzen 50 mkw a wiemy o tym co? Ze tam spali, ze czytali, ze pracowali na kompie. Na wszystkie Bogi, jakos to chyba musieli zagospodarowac.
                                        Ja lubie spore przestrzenie, ale bez przesady. Poza tym - ogrzewanie. Siedziec w pomieszczeniu 50 mkw zima - to trzeba ogrzac. Fortuna.
                                        MM opisala dokladnie reszte mieszkania (co prawda jakos tam sie to czesto nie zgadza, ale powiedzmy, ze wiemy jak to wyglada), a o tych 50 mkw nie wiemy nic. One po prostu sa i tyle, ot tak, z nieba spadly.
                    • seidhee Re: zamiast kupować te same ksiazki 08.11.12, 10:11
                      > Natomiast dziwienia sie, że młode małżeństwo, z dochodami nauczyciela+studentki
                      > ma TYLKO malutki, dwupokojowy domek - nie rozumiem. Nie ukrywam, ze dla mnie t
                      > o luksus - wiele młodych mażłeństw ma wynajetą kawalerkę...

                      No ale ten szalet nie dlatego jest dziwny, że "niekomfortowo jest mieć mały domek" tylko że budowanie go w takiej formie, to wywalanie pieniędzy w błoto i absolutny brak myślenia perspektywicznego. Bo skoro już bawimy się w podłączanie instalacji, wylewanie fundamentów i co-tam-się-jeszcze robi, to stawianie dwóch maleńkich pokoików jest po prostu bez sensu. I właśnie wynajęta kawalerka czy zamieszkanie na pięterku u Witalisów byłoby rozwiązaniem dużo bardziej zrozumiałym.
                  • dakota77 Re: zamiast kupować te same ksiazki 04.11.12, 17:12
                    Tez tegonie rozumiem. Od bardzo wielu lat uzywam elektrycznych czajnikow, tak jak wszyscy czlownkowie najblizszej rodziny. Zwyklego czajnika zdarzylo mi sie probowac uzyc raz, gdy zepsul sie elektryczny i zanim pobieglam do sklepu po nowy. Probe gotowania w num wody szybko sobie odpuscilam, myslalam, ze oszaleje czekajac jak sie zagotuje;-)
                    • iwoniaw :-) 04.11.12, 18:44
                      Czytnik nie czajnik, Piotr pisał o czytniku jak rozumiem - czymś w stylu Kindle'a np. No ale to nie u Borejków, w KG padało otwartym tekstem, że e-booki wraże nie pożrą _prawdziwego_ czytania _prawdziwych_ książek i na pohybel im. Czego nie rozumiem, nawiasem mówiąc (znaczy podejścia MM, nie tego, że papier nie został/nie zostanie w najbliższych tygodniach całkiem wyparty z użycia).
                      • dakota77 Re: :-) 04.11.12, 19:40
                        Ha ha:)) Wstalam o 4, a spalam jakies 2 godziny, moze to mnie usprawiedliwi:))
                  • ciotka_scholastyka Re: zamiast kupować te same ksiazki 05.11.12, 11:07
                    piotr7777 napisał:

                    > ...nie lepiej sprawić sobie elektroniczny czytnik?
                    > Czy M. M. (a w ślad za nią Borejkowie) uważa to jakże wygodne rozwiązanie za pr
                    > ofanację?

                    Podejrzewam, iż u Borejków jest to absolutnie wykluczone :)
                    Czy to na tym forum czytałam, że MM nie chce się nawet zgodzić na (legalne) ebooki, gdyż to jest pójście na łatwiznę (a niewidomi mają przecież książki pisane braillem, więc ebooki im nie potrzebne?).
                    Myślę, że z czytnikami byłoby podobnie, książka, która nie pachnie papierem, kurzem i farba drukarską i nie obciąża rozkosznie półki w przedpokoju, nie jest książką.
                    (Dostałam od dzieci czytnik na urodziny i jestem nim zachwycona.)
                    • dakota77 Re: zamiast kupować te same ksiazki 05.11.12, 11:17
                      Tak woja droga, czytnik tez kazdy musialby miec wlasny, inaczej nie potrafiliby sie dogadac, kto czyta nowa ksiazke w pierwszej kolejnosci, tak samo jak nie moga sie dogadac w przypadku wersji papierowej;-)
                      • kopiec_esmeralda Re: zamiast kupować te same ksiazki 05.11.12, 11:24
                        Co jest bardzo dziwne. W tak harmonijnym, ustępującym sobie i zgodnym stadle, jak św. Gabryjeli ze Strybą - trzeba aż kupować po dwa egzemplarze książek, bo inaczej kłótnia murowana!
                        • klawiatura_zablokowana Re: zamiast kupować te same ksiazki 08.11.12, 23:27
                          A mi się wydaje z deczka podejrzane, że oni czytają zawsze to samo i w tym samym czasie. Owszem, zdarzają się zapaleni fani jakiegoś gatunku, którzy będą polować na to samo, ale taka 100% niemalże zbieżność gustów? Sama jestem molem książkowym i mieszkałam zawsze z molami książkowymi, najpierw w domu rodzinnym, potem z mężem. Owszem, wyrywanie sobie książki zdarzało się, ale na litość, w wieku 13 lat! Od dojrzewania mniej więcej idzie się dogadać "skończę do środy i ci dam", wtedy druga osoba mówi "ok, to ja w tym czasie sobie zacznę/dokończę X...". Naprawdę nie ma potrzeby kupowania aż dwóch egzemplarzy, bo prawdziwy bibliofil zawsze ma inną lekturę na podorędziu, którą może się zająć w kolejce na jakiś upragniony tom, co więcej, tacy maniacy z reguły czytają dosyć szybko, więc nikt z niecierpliwości nie umrze.

                          Stąd te kupowanie 2,3,4+ egzemplarzy to jakiś kosmos. Jeszcze rozumiem dwa egzemplarze, kiedy kolejka wynosi 10 osób (załóżmy, że napalony jest cały dom, od dzieci szkolnych po dziadków), ale po tomie na łebka?!
                          I gdzie, do diabła GDZIE są te tytuły, które Borejkowie sobie z rąk wyrywają? Plutarch i Mickiewicz kurzą się wdzięcznie na półce, a powieści rozrywkowe, jeśli już, czytane są po cichu i ukradkiem (vide "Mnich" czy Artur Conan Doyle), o żadnym wyrywaniu sobie tomów nie ma mowy. Nigdzie nie jest wspomniany żaden autor, żadna seria czy choćby gatunek, który by wszyscy Borejkowie lub jakaś większa grupa czytali tak maniakalnie.
                          • bupu Re: zamiast kupować te same ksiazki 09.11.12, 00:04
                            klawiatura_zablokowana napisała:

                            > A mi się wydaje z deczka podejrzane, że oni czytają zawsze to samo i w tym samy
                            > m czasie. Owszem, zdarzają się zapaleni fani jakiegoś gatunku, którzy będą polo
                            > wać na to samo, ale taka 100% niemalże zbieżność gustów? Sama jestem molem ksią
                            > żkowym i mieszkałam zawsze z molami książkowymi, najpierw w domu rodzinnym, pot
                            > em z mężem. Owszem, wyrywanie sobie książki zdarzało się, ale na litość, w wiek
                            > u 13 lat!

                            Moja mamusia, osoba w wieku nader dojrzałym, ma ten miły zwyczaj, że wyrywa, spod ręki niemal, zaczętą książkę. Załóżmy siedzę w kuchni i czytam. Muszę coś tam zrobić, odkładam książkę na stół, wykonuję czynność, chcę wrócić do lektury i krewa, książki nie ma. Mamusia porwała. Bez pilnowania lektury jak Koh-I-Noora jest ciągle to samo. Gdyby mnie było stać chętnie kupowałabym po dwa egzemplarze, by wepchnąć jeden w ramiona rodzicielki. Niech ma i niech nie kradnie.
                          • vi_san Re: zamiast kupować te same ksiazki 09.11.12, 09:12
                            O to, to!!! Mądrze prawisz!
                            Też pochodzimy z domów czytających [i ja i mój mąż]. Nie wyrywamy sobie maniacko książek [nawet tych wyczekiwanych!]. Jeśli lektura jest "bardziej" dla mnie - czytam pierwsza, jeśli "bardziej" dla niego - on czyta pierwszy. I nie jest tak, że jak on czyta, to ja siedzę i gapię się, jak kartki przewraca czy zaglądam przez ramię dopytując namolnie kiedy skończy! Zawsze mam coś do czytania na półce i tyle.
                            Ciekawy zaś wątek podjęłaś pytaniem, jakież to "bezcenne" nowości Strybowie i Boreje sobie wydzierają z odnóży? Klasykę mieć powinni na półkach [zapewne nawet w kilku egzemplarzach], literatury lekkiej czytać nie uchodzi [no, może siedząc na sedesie...]... Seneka i Plutarch czas jakiś już temu tworzyć przestali z racji zejścia śmiertelnego, Mickiewicz i Słowacki takoż... No to co oni sobie wyrywają? Sagę "Zmierzch" czy "Harrego Pottera"?
                            • vi_san Re: zamiast kupować te same ksiazki 09.11.12, 09:16
                              He, he, he! A może kolejne tomy "Jeżycjady"? Autoreklama wielką szansą!
                      • iwoniaw Re: zamiast kupować te same ksiazki 05.11.12, 13:01
                        No ale mimo wszystko czytnik nie kosztuje aż tyle, żeby się nie opłaciło po jednym na osobę kupić w domu, gdzie notorycznie się kupuje _nowości_ po kilka sztuk - już po kilku tytułach by się im zamortyzowało ;-)
                        Oczywiście to czysto teoretyczne dywagacje, skoro niepapierowa książka jest nieprawdziwa (nadal się zdumiewam - czemu???)
                        • ananke666 Re: zamiast kupować te same ksiazki 05.11.12, 17:28
                          Książka to przede wszystkim słowa, tak jak muzyka to dźwięki. Nie zapis.
                          • berek_76 Re: zamiast kupować te same ksiazki 05.11.12, 18:15
                            > Książka to przede wszystkim słowa, tak jak muzyka to dźwięki. Nie zapis.

                            O nie, nie zgadzam się! W moich ukochanych książkach ich forma jest dla mnie równie istotna co treść. "Panów Tadeuszów" czy "Alicji w Krainie Czarów" mam po parę sztuk, ale te ukochane egzemplarze są szczególne i mają własną duszę. Na "Sadze rodu Forsyte'ów" moja cioteczna babcia robiła dopiski, które znaczą dla mnie tyle, co treść sagi. Z innej książki po niej wypadł ręcznie przepisany wiersz Lechonia, który mam do dzisiaj - z e-booka by nie wypadł...
                            Tyle tylko, że nie każda książka musi od razu być takim niezwykłym obiektem. W tych zwyczajnych faktycznie liczy się przede wszystkim treść. Ale dla mnie przeciwstawianie książek drukowanych - elektronicznym to jak przeciwstawianie książek w ogóle filmom. Przecież to w ogóle jest co innego :)

                            -----------------------
                            Berek, mama Żaby (11.06.2002) i Dasi (19.03.2005)

                            You've got to kick a little
                            • vi_san Re: zamiast kupować te same ksiazki 06.11.12, 19:26
                              A nie sądzisz, że racja leży po środku? Owszem, są książki "papierowe", których nigdy nie zamienię na ebooki. Takie jak wydany w jęz. rosyjskim podręcznik szkolenia psów myśliwskich [jak żyję nie polowałam i nie mam zamiaru, a rosyjski znam baaardzo słabo!], z zapiskami na marginesach robionymi przez mojego PRADZIADKA. Jak "Pan Tadeusz" z autografem i dedykacją od Andrzeja Seweryna. Jak prześliczny, stareńki elementarz Falskiego, z którego uczyły się czytac kolejno moje ciotki, mama i w końcu moja siostra i ja... Ale oszałamiającą większość zamieniłam na ebooki. I bardzo sobie to chwalę! E - zajmują mniej miejsca [pen zamiast metrów bieżących], a treść taka sama.
                              • zla.m Re: zamiast kupować te same ksiazki 07.11.12, 12:54
                                vi_san napisała:

                                > A nie sądzisz, że racja leży po środku? Owszem, są książki "papierowe", których
                                > nigdy nie zamienię na ebooki. Takie jak wydany w jęz. rosyjskim podręcznik szk
                                > olenia psów myśliwskich [jak żyję nie polowałam i nie mam zamiaru, a rosyjski z
                                > nam baaardzo słabo!], z zapiskami na marginesach robionymi przez mojego PRADZIA
                                > DKA. Jak "Pan Tadeusz" z autografem i dedykacją od Andrzeja Seweryna. Jak prześ
                                > liczny, stareńki elementarz Falskiego, z którego uczyły się czytac kolejno moje
                                > ciotki, mama i w końcu moja siostra i ja...

                                Ale w tym momencie wartość książki nie wynika z tego, że jest to papier zadrukowany treścią (a to jest istota książki), tylko w tym, że jest to rzecz stara, należąca długo do rodziny (więc mogłaby też być cukiernica z Kiejdan) albo papier, na którym ktoś coś napisał - i jest formą przypadku, że te napisy powstały akurat na książce, a nie na zaproszeniu na ślub babci czy innym dokumencie, który wtedy stałby się wartościowy. Ja rozumiem sentyment do takich pamiątek, sama go mam i hołubię, ale nie świadczy on o wyższości książki jako takiej, choć rzeczywiście trudno o czytnik sprzed 3 pokoleń (ale notatki już robić się da).
                                • vi_san Re: zamiast kupować te same ksiazki 07.11.12, 20:17
                                  A niech będzie rupieć po Radziwiłach, nie żałuję im. Ja tylko odpowiedziałam Berek na jej stwierdzenie "dla mnie przeciwstawianie książek drukowanych - elektronicznym to jak przeciwstawianie książek w ogóle filmom"... No, proszę cię, bez żartów! "P. Tadeusz" Wajdy ma się do mickiewiczowskiego oryginału jak kwiatki [groszku] do kożucha! Natomiast "Pan Tadeusz" w wersji "papierowej" i elektronicznej - to jednak wciąż ten sam tekst! I wyłącznie od umiejętności czytającego zależy, czy będzie "żywy" czy drętwy.
                                  • berek_76 Re: zamiast kupować te same ksiazki 09.11.12, 09:23
                                    > A niech będzie rupieć po Radziwiłach, nie żałuję im. Ja tylko odpowiedziałam Be
                                    > rek na jej stwierdzenie "dla mnie przeciwstawianie książek drukowanych - elektr
                                    > onicznym to jak przeciwstawianie książek w ogóle filmom"... No, proszę cię, bez
                                    > żartów! "P. Tadeusz" Wajdy ma się do mickiewiczowskiego oryginału jak kwiatki
                                    > [groszku] do kożucha! Natomiast "Pan Tadeusz" w wersji "papierowej" i elektroni
                                    > cznej - to jednak wciąż ten sam tekst! I wyłącznie od umiejętności czytającego
                                    > zależy, czy będzie "żywy" czy drętwy.

                                    No proszę Cię :) To, że Ty widzisz w książce tylko tekst, to nie znaczy, że każdy tak ma. Dla mnie książki to również właśnie druk, oprawa - introligatorska i graficzna :P - notatki na marginesach i związana z nimi historia.
                                    Pewnie, że jest wiele takich książek, które będą tylko tekstem i nie przeszkadza mi, że poznam je w e-booku czy audiobooku,. Natomiast nie jest to dla mnie tożsame z książką papierową, bo e-book nie zostanie na zawsze jako rodzinna pamiątka, poprzekładana fragmentami rodzinnej albo i innej historii, nie przekażę go dziecku, przy okazji pokazując, gdzie zostawiłam ślady brudnej łapy, a gdzie podkreśliłam ulubione słowa...
                                    No, jest to co innego i tyle. Dla mnie, oczywiście. Ale nie możesz twierdzić, że nie mam racji, bo tu nie ma żadnej racji :) Po prostu inne rzeczy mają dla nas znaczenie.
                                    Może moje odchyły wynikają z faktu, że pochodzę z bibliofilskiego domu, spędziłam część dzieciństwa w zabytkowych księgozbiorach, a część wręcz na aukcjach starych druków, gdzie zabierała mnie mama i naoglądała się, nadotykałam i nawdychałam żywych książek. Z duszą. Książek, których dotykał też, na przykład, Stanisław August. Które ktoś ręcznie, z poświęceniem, ilustrował. I one miały tak mało wspólnego z e-bookiem, że to po prostu trudno wyrazić :)

                                    -----------------------
                                    Berek, mama Żaby (11.06.2002) i Dasi (19.03.2005)

                                    You've got to kick a little
                                    • seidhee Re: zamiast kupować te same ksiazki 09.11.12, 09:38
                                      A dla mnie jest jeszcze jeden aspekt czytnika, który mi się nie podoba - książki, które kupiłam w wersji papierowej, spokojnie będą mogły przeczytać moje dzieci, bo do przeczytania ich wystarczy para oczu. A taki e-book ile pożyje? w sensie, że za 10 lat może wejdzie nowa super technologia, niekompatybilna ze starymi wersjami. Ale może to tylko moje czarnowidztwo ;)
                                      • villanden Re: zamiast kupować te same ksiazki 09.11.12, 23:23
                                        seidhee napisała:

                                        > A dla mnie jest jeszcze jeden aspekt czytnika, który mi się nie podoba - książk
                                        > i, które kupiłam w wersji papierowej, spokojnie będą mogły przeczytać moje dzie
                                        > ci, bo do przeczytania ich wystarczy para oczu. A taki e-book ile pożyje? w sen
                                        > sie, że za 10 lat może wejdzie nowa super technologia, niekompatybilna ze stary
                                        > mi wersjami. Ale może to tylko moje czarnowidztwo ;)


                                        Moje ksiazki z Kindla sa nie tylko na urzadzeniu ale i na amazonowym koncie w sieci, wiec jesli e-book padnie to moge sobie je sciagnac na nowe urzadzenie. Mysle (optymistycznie zakladam) ze nawet jesli wejdzie nowa technologia to znajdzie sie jakis sposob zeby plik przerobic. (jak muzyke z plyt kompaktowych na mp3 ;-)
                                        Dla mnie Kindle byl objawieniem i kocham go oblednie. Jedyna jego wada jest to, ze w Europie nie mozna pozyczac ksiazek innym uzytkownikom, ale moze to i dobrze, bo ja chyba i tak przesadzam z wciskaniem znajomym literatury ktora sie aktualnie zachwycam ;-)
                                      • ciotka.scholastyka Re: zamiast kupować te same ksiazki 02.09.22, 13:51
                                        seidhee napisała:

                                        > A dla mnie jest jeszcze jeden aspekt czytnika, który mi się nie podoba - książk
                                        > i, które kupiłam w wersji papierowej, spokojnie będą mogły przeczytać moje dzie
                                        > ci, bo do przeczytania ich wystarczy para oczu. A taki e-book ile pożyje? w sen
                                        > sie, że za 10 lat może wejdzie nowa super technologia, niekompatybilna ze stary
                                        > mi wersjami. Ale może to tylko moje czarnowidztwo ;)

                                        Minęło dziesięć lat. Mój kindle ma się dobrze :D I książki na nim też.
                                    • vi_san Re: zamiast kupować te same ksiazki 12.11.12, 16:16
                                      Napisałam, że mam kilka książek, których nie zamienię na ebooki za nic. Bo stanowią jakąś rodzinną pamiątkę, bo WIEM, że należały do kogoś dla mnie ważnego, bo notatki na marginesach... Są i takie, które po prostu JA lubię i dla mnie są ważne - w których ja zakreślam słowa czy wersy, które być może kiedyś dla kogoś dzięki temu nabiorą wyjątkowej wartości.
                                      Natomiast większość książek - mam na ebookach [nawet te "ukochane"]. Nie znaczy to, że likwiduję książki papierowe! Ale... Ostatnio "ściągnęłam" sobie komplet przygód Tomka Wilmowskiego. Uwielbiałam to jako dzieckiak, z przyjemnością przeczytałam ponownie... Ale kupować książki? Szkoda by mi było miejsca na półkach i pieniędzy. Natomiast twoje zestawienie "książka elektroniczna = ekranizacja" jest, jak dla mnie, idiotyczne! Bo jednak często w ekranizacji poza nazwiskami bohaterów trudnoby się domyślić oryginału literackiego [chociażby fatalnie sfilmowane "Lato leśnych ludzi"], film jest jednak projekcją odbioru tekstu literackiego przez scenarzyste i reżysera. A książka w wersji elektronicznej pozostaje tym samym tekstem! Nie namawiam nikogo do "prze4rzucania się" na ebooki, wolna wola. Natomiast ja widzę różnicę między "książka - tekst pisany" [niezależnie od "nośnika", czy papierowy czy elektroniczny] a "ekranizacja - obraz wybranych elementów tekstu literackiego".
                                      • slotna Re: zamiast kupować te same ksiazki 12.11.12, 16:31
                                        Miedzy e-bookiem a ksiazka papierowa jest taka roznica jak miedzy filmem na dvd a filmem na kasecie wideo. Tresc ta sama, inny nosnik.
                                        • vi_san Re: zamiast kupować te same ksiazki 12.11.12, 17:04
                                          Dokładnie. Jakoś jak usiłowałm to wyjaśnić, to mi takie porównanie do głowy ne przyszło, a jest przecież OCZYWISTE!
                    • ciotka_scholastyka Re: zamiast kupować te same ksiazki 05.11.12, 11:43
                      > Czy to na tym forum czytałam, że MM nie chce się nawet zgodzić na (legalne) ebo
                      > oki, gdyż to jest pójście na łatwiznę (a niewidomi mają przecież książki pisane
                      > braillem, więc ebooki im nie potrzebne?).

                      Jezu, AUDIOBOOKI oczywiście. Ebooki zaiste nie przydadzą się niewidomym. Też mało dzisiaj spałam...
                      • verdana Re: zamiast kupować te same ksiazki 05.11.12, 17:51
                        Ależ przydadzą się. Mój czytnik przeczyta każdy ebook. Kocham mój czytnik. Możliwość zapakowania na wakacje regału książek powinna ucieszyć serce każdego prawdziwego czytelnika. Chyba, ze kocha się papier, a nie to, co jest na nim wydrukowane.
                • dakota77 Re: Śledzie w beczce 04.11.12, 17:10
                  Moze zarabiaja. Tylko jeszcze pare tomow temu Palys byl neurologiem, ktorego MM nagle zrobila neurochorurgiem, nie wiadomo czemu. Bo prestiz wiekszy wg niej?Bo myslala, ze tokolejny etap w karierze neurologa?:P

                  Marek musialby zrobic najpierw specjalizacje z chemii, potem moglby dopiero sie przekwalifikowac.
                  • grzalka Re: Śledzie w beczce 04.11.12, 23:16
                    dakota77 napisała:


                    > Marek musialby zrobic najpierw specjalizacje z chemii, potem moglby dopiero sie
                    > przekwalifikowac.

                    Z jakiej chemii? Jak ma dyplom lekarza to może zrobić każdą specjalizację, jak mu się znudzi być neurochirurgiem to może zostać pediatrą, tylko to wymaga czasu, ale chemii do tego nie mieszajmy. A MM się pomyliła moim zdaniem- poza tym neurochirurg zdecydowanie bardziej pasuje do opisu wiecznie niewyspanego i wiecznie nieobecnego w domu Mareczka
                    • dakota77 Re: Śledzie w beczce 04.11.12, 23:30
                      Rany, co ja dzis za bzdury wypisuje, ale powtorze, ze wstalam o 4 rano po jakichs 3 godzinach snu. Z chirurgii, chcialam napisac:) Neurochirurgiem zostaje sie po specjalizacji z chirurgii, nie po neurologii. Sorki za kolejny nieprzytomny post. Oczywiscie, ze lekarz moze zrobic kazda specjalizacje, na ktora uda mu sie dostac, ale Markowi zrobienie tej chirurgii a potem neurochirurgii zajeloby lata, szkoda czasu i moim zdaniem tylko pomysla autorki.
                      • yvi1 Re: Śledzie w beczce 04.11.12, 23:40
                        Nie wiem jakie sa drogi kariery lekarskiej w Polsce.Tutaj sie robi studia,idzie do szpitala na staz,wybiera specjalizacje,zdaje egzamin i jest sie nie lekarzem ogolnym,tylko np. gastroenterologiem.Jezeli chce do tego byc chirurgiem,prosze bardzo,kolejny staz,kolejny egzamin ,nastepna specjalizacja.Trwa to wszystko latami,a np. chirurg nie zrobi sie po dwoch miesiacach neurochirurgiem,ani neurolog tez.
                        Ale moze w Polsce to wyglada inaczej.
                        Tak czy owak pokoj po pani Szczepanskiej dziwnie gabaryty zmienia,zaleznie od pamieci pani MM.Akurat teraz znowu cala Jezycjade sobie powtarzam,ze szczegolnym naciskiem na bledy i mnostwo ich ,panie dzieju....
                  • zla.m Re: Śledzie w beczce 05.11.12, 12:31
                    dakota77 napisała:

                    > Tylko jeszcze pare tomow temu Palys byl neurologiem, ktorego MM
                    > nagle zrobila neurochorurgiem, nie wiadomo czemu.

                    Naprawdę, dakota, ty chyba w bloku mieszkasz, tak się czepiać o nędzne parę literek. Jedno i drugie to nuero-coś-tam jest i wystarczy. W następnym tomie będzie neuronem.
                    • jottka Re: Śledzie w beczce 05.11.12, 12:34
                      albo neurotykiem, wykluczyć nie można:)
                      • yvi1 Re: Śledzie w beczce 05.11.12, 19:55
                        Nerurofizykiem
                        Neuronautem
                        Neuropsychologiem
                        Neurobiologiem
                        I jak to tam dalej szlo z tymi slowami na f albo n?
                        Obojetnie jak,zdolny jest.Tak we snie te wszystkie specjalizacje zdobywa ...:)
                    • rannie.kirsted Re: Śledzie w beczce 05.11.12, 21:43
                      albo nefrologiem. nefrochirurgiem ewentualniez
                      • meduza7 Re: Śledzie w beczce 05.11.12, 22:16
                        Albo Nefretete. Tylko niech wąsy zgoli.
                        • yvi1 Re: Śledzie w beczce 05.11.12, 22:32
                          Nosferatu?:)
                          • meduza7 Re: Śledzie w beczce 05.11.12, 22:56
                            Nostradamus.
                          • bupu Re: Śledzie w beczce 05.11.12, 23:00
                            yvi1 napisała:

                            > Nosferatu?:)

                            Całkiem niewykluczone, że tym nosferatu to Mareczek już jest, zważywszy na fakt, że całe dnie przesypia w podziemiach. To jest w suterenie.
                            • yvi1 Re: Śledzie w beczce 05.11.12, 23:52
                              Jeszcze zaraz dojdziemy do tego,ze nam nowy Zmierzch wyjdzie :)
                              • meduza7 Re: Śledzie w beczce 05.11.12, 23:54
                                Ha! Mareczek nie wyłazi z piwnicy, bo się boi, że zacznie sparklić!
                                • yvi1 Re: Śledzie w beczce 06.11.12, 00:04
                                  Ale na rybach cholera byl,no chyba ze sobowtor albo jaki inny zombie.Albo jaki inny Niesmiertelny.
                                  O mam Niesmiertelny Neurologicznie Nosferatu!
                                  Albo Nigdy Niewidzany Neurologiczny Nostradamus!
                                  Sorry,glupawke mam:)
                                  • akniwlam Re: Śledzie w beczce 08.11.12, 16:28
                                    Nawet do Zmierzchowego kompletu mamy etatowego wilkołaka! Mianowicie Patrycja obawia się Baltony, że zje ją, jak wilk Czerwonego Kapturka, razem z butami i czapeczką i do wilkołaka też go porównuje!
                                    A Grześ czyta w myślach Gabrysi niczym boski Edward.
                                    Tylko faktycznie coś nie sparklą (może inny gatunek)?
                                    Dawajcie dalej. Zmierzch u Musierowicz, to jest coś!
                                    • bupu Re: Śledzie w beczce 08.11.12, 19:05
                                      akniwlam napisał(a):

                                      > Nawet do Zmierzchowego kompletu mamy etatowego wilkołaka! Mianowicie Patrycja o
                                      > bawia się Baltony, że zje ją, jak wilk Czerwonego Kapturka, razem z butami i cz
                                      > apeczką i do wilkołaka też go porównuje!
                                      > A Grześ czyta w myślach Gabrysi niczym boski Edward.
                                      > Tylko faktycznie coś nie sparklą (może inny gatunek)?
                                      > Dawajcie dalej. Zmierzch u Musierowicz, to jest coś!

                                      Pyza to jest wypisz wymaluj Bella Swan. Rozmamłane, bezkształtne, bez osobowości, zafiksowane na złapaniu i utrzymaniu chłopa. No toczka w toczkę.
                                      • akniwlam Re: Śledzie w beczce 12.11.12, 11:24
                                        Twierdzisz, że Pyzy procesy myślowe są równie nieprzeniknione (wg niechętnych - nieistniejące), co u panny Swan?
                                        • anutek115 Re: Śledzie w beczce 12.11.12, 11:34
                                          akniwlam napisał(a):

                                          > Twierdzisz, że Pyzy procesy myślowe są równie nieprzeniknione (wg niechętnych -
                                          > nieistniejące), co u panny Swan?

                                          Ja stawiam na nieistniejące ;). Trudno przeniknąć coś, co nie istnieje :DDD.
                                        • bupu Re: Śledzie w beczce 12.11.12, 18:07
                                          akniwlam napisał(a):

                                          > Twierdzisz, że Pyzy procesy myślowe są równie nieprzeniknione (wg niechętnych -
                                          > nieistniejące), co u panny Swan?

                                          Trudno przeniknąć coś, czego nie ma...
                    • sacacorchos Re: Śledzie w beczce 09.11.12, 11:53
                      ale to może taki przemyślny zabieg autorski jest

                      przecież to Boorejki na początku nie znały Mareczka za dobrze, coś im się tam o uszy obiło, że jest lekarzem, jakimś tam neuro coś tam

                      dopiero z biegiem lat sobie to w łepetynach doprecyzowali, nieprawda
    • vi_san Re: Śledzie w beczce 09.11.12, 09:58
      - Kołchoz na Roosvelta został już wielokrotnie omówiony - i jak dla mnie [a także dla wielu innych] to dopiero jest sytuacja patologiczna!
      - Na Słowackiego prawdopodobnie mieszkają państwo Żakowie, myślę, że Hajduki i Kołodzieje już dawno są na swoim, a tabliczkę zostawili z sentymentu i dla podkreślenia więzi rodzinnych - które tam mogą jeszcze być prawdziwe, a nie "borejkowskie" czyli w gębie jeno.
      - Kuchnia prof. D. musiała być niewąsko elastyczna: Dambo mieszkał za kotarą, i miał kozetkę, stolik i szafkę, a potem z tego kąta Ogorzałka wykroił co najmniej dwupokojowe mieszkanie? Dobry być musiał...
      - W kwestii mieszkania Rojków na poddaszu, to z tego co wiem nie jest powiedziane, że to był dom Kowalików, nie jeden dom przy Noskowskiego stoi. A mieszkanie na poddaszu może być pięknym apartamentem.
      - Szalet z resztek Maszpaństwa to kpina ze zdrowego rozsądku czytelniczek!
      Pominęłaś zaś jedną cudowną parę - państwa Pałysów, lekarzy, z trójką dzieci gnieżdżących się w piwnicy. Dom Baltony i Patrycji Górskich też wykazuje niejakie zdolności elastyczne, choć nie w takim stopniu jak mieszkanie przy Roosvelta.
      A na marginesie: ciekawi mnie co tez dzieje się z Wiesią Górską [ciocią Cesi Żak - Hajduk, mamą Baltony]? Nie jest nigdzie napisane, że mieszka z Florkami, więc co, została na Słowackiego? Synuś nie życzy sobie mamusi, więc niech gniecie się kątem u brata czy siostry? Coś nie halo. I nawet przy okazji wigilii u Florków nie jest wspomniana! Jest, że Patrycja świetnie gotuje, a wystarczyłoby dorzucić, że np. karpia zrobiła mama Florka. A może ją też MM ukatrupiła, bo ona zdaje się ma słabość do zabijania matek...
      • ciotka_scholastyka Re: Śledzie w beczce 09.11.12, 14:18
        > - W kwestii mieszkania Rojków na poddaszu, to z tego co wiem nie jest powiedzia
        > ne, że to był dom Kowalików, nie jeden dom przy Noskowskiego stoi. A mieszkanie
        > na poddaszu może być pięknym apartamentem.

        Tak, tylko że jak niedawno o tym pisałam - NIE WIERZĘ, że Musierowicz pisząc o mieszkaniu Rojków na Noskowskiego nie miała na myśli ich mieszkania w willi Mamertów, w której przecież już mieszkali.
        Po prostu jak to Musierowicz, nie pomyślała nie tyle, że te dwa malutkie pokoiki to za mało (kiedyś tam się gnieździli Mamertowie z dwójką dzieci plus Aniela), ile że na prawdę w dzisiejszych czasach rzutki przedsiębiorca może sobie pozwolić na samodzielne, trzypokojowe mieszkanie. tak samo jak dwójka lekarzy (co do której zgadzasz się, że to nie jest normalne).
        • akniwlam Re: Śledzie w beczce 09.11.12, 16:41
          Ale może oni mają na tym poddaszu więcej niż dwa pokoje? (Zakładając, że faktycznie mieszkają u Kowalików, z ktorymi wszak nie są związani rodzinnym krwiobiegiem.) Mogli tam być jeszcze inni lokatorzy, którzy się wyprowadzili, mogli od Tosi (spadkobierczyni cioci Lili) odkupić kawałek domu, w końcu ich dzieci już dawno się wyprowadziły. Na poddaszu w Noelce i Pulpecji mieszkali Tomek z Romą, musiały być ze dwie sypialnie i jeszcze jakiś "salon", tzn. to miejsce, gdzie Roma urządzała sylwestra (skoro wszyscy siedzieli na podłodze z wyjątkiem wyelegantowanego Marcelka, który zajął fotel bujany, to raczej nie było tam zadnego łóżka, kanapy czy innego sprzętu do spania - więc nie siedzieli w sypialni). Może nawet kuchnia? Gdzieś tam Romcia podgrzewała tę chińszczyznę i co tam jeszcze podawała, za każdym razem szła do maminej kuchni czy może miała jakiś własny kącik kuchenny? Wejście na pewno było osobne, bo Elka czyta strzałkę "Do Romy i Tomasza" i nie wchodzi do mieszkania rodziców, widzi Mamerta dopiero jak już kolędują u Borejków. Roma z tymi garami też by chyba nie latała na zewnątrz... Myślę więc, że to może być całkiem spora i funkcjonalna powierzchnia, coś w rodzaju loftu nawet (jeśli zaadaptowali jakieś komórki, suszarnię czy co się na takich poddaszach mieści).
          Ale to dywagacje, bo nie wiemy, czy ta willa na Noskowskiego, w której mieszkają Rojkowie jest faktycznie tą Kowalików. O Natalii i Robercie w ostatnich tomach mamy mało danych.
          • bupu Re: Śledzie w beczce 09.11.12, 17:32
            Z "Pulpecji" i "Noelki" wiemy, że mieszkanie na poddaszu zawierało w sobie dwa pokoiki oraz malutką kuchenkę. Zawierało tez zapewne łazienkę i klitkę po Anieli, w której z wysiłkiem mieściła się kozetka, stojak na ubrania i krzesło bodaj. Mikry dosyć lokal na czteroosobową rodzinę. A że Rojki mieszkają w willi Kowalikostwa wiemy stąd, że Robroj wynajmował mieszkanko na poddaszu dla Belli, jak w "Tygrysie i Róży stoi". A potem zamieszkał tam z małżonką. Co jest dziwne, bo jeśli stać go było uprzednio na opłaty za własny lokal, ganz egal, w Łodzi, czy w Poznaniu, a do tego jeszcze na płacenie za mieszkanie córki, to z całą pewnością starczyłoby mu pieniędzy na wynajęcie czegoś większego niż ów apartament na poddaszu, zwłaszcza, że po ślubie do budżetu doszły jeszcze zarobki Nutrii. I jej tajemnicze oszczędności, których miało starczyć na małe mieszkanko.
            • vi_san Re: Śledzie w beczce 09.11.12, 21:19
              Jak już pisałam TEORETYCZNIE jest możliwe, że Rojkowie [Robert z Natalią] mieszkają na Noskowskiego nie u Kowalików. Natomiast gdyby się upierać przy domu Tosi i Mamerta... Może być, że np. Mamertowie przenieśli się na parter [w miejsce dawnej kwiaciarni], innych lokatorów wymiotło, albo tez inaczej ich szlag trafił i Robert odkupił od Tosi piętro i poddasze? Ni czorta nie pamiętam, ile też pięter liczył sobie ów szacowny budynek. Ale dopuszczam taką możliwość [podkreślam: NIE PAMIĘTAM jak to tam było, a nie chce mi się w tej chwili szukać i sprawdzać], że po wyjeździe Tomcia i Romci Tosia i Mamert - starsi już w końcu państwo, przenieśli się na parter, adaptując na salony własne dawniejsze lokum kwiaciarni "Florek", a piętro [niegdyś kwaterę własną] i poddasze [niegdysiejszy lokal dziatek] odsprzedali Rojkom, o których Boreje, stare konserwy, z przyzwyczajenia mówią, że "mieszkają na poddaszu". A to by zmieniało diametralnie postać rzeczy - dwupoziomowy apartament to nie klitka po Anieli, więc nawet pasuje do rzutkiego przedsiębiorcy. A co do uporu w kwestii Kowalików - to też mogę zrozumieć. Robrojek [był taki czas] miał słabość do Anieli, zapewne bywał u niej i zna rodzinę Kowalików od lat, może nawet ich lubi, okolica też mu bliska... To chyba jedyne sensowne wytłumaczenie, MM go nie daje, ale też od kilku tomów co najmniej traktuje Nutrię i Robrojka po macoszemu i ma ich w nosie, żyją to i chwała Bogu.
              A na marginesie: że zamieszkał u Kowalików po ślubie, nie jest W REALU jednoznaczne z tym, że musi tam mieszkać do u...śmiechniętej śmierci. W chwili pojawienia się dzieci mógł się przeprowadzić, albo jak napisałam powyżej.
              • bupu Re: Śledzie w beczce 09.11.12, 21:55
                vi_san napisała:

                > Jak już pisałam TEORETYCZNIE jest możliwe, że Rojkowie [Robert z Natalią] miesz
                > kają na Noskowskiego nie u Kowalików. Natomiast gdyby się upierać przy domu Tos
                > i i Mamerta... Może być, że np. Mamertowie przenieśli się na parter [w miejsce
                > dawnej kwiaciarni], innych lokatorów wymiotło, albo tez inaczej ich szlag trafi
                > ł i Robert odkupił od Tosi piętro i poddasze? Ni czorta nie pamiętam, ile też p
                > ięter liczył sobie ów szacowny budynek.

                Parter + poddasze. Żadnych pięter pomiędzy.

                > Ale dopuszczam taką możliwość [podkreśl
                > am: NIE PAMIĘTAM jak to tam było, a nie chce mi się w tej chwili szukać i spraw
                > dzać], że po wyjeździe Tomcia i Romci Tosia i Mamert - starsi już w końcu państ
                > wo, przenieśli się na parter, adaptując na salony własne dawniejsze lokum kwiac
                > iarni "Florek", a piętro [niegdyś kwaterę własną] i poddasze [niegdysiejszy lok
                > al dziatek] odsprzedali Rojkom, o których Boreje, stare konserwy, z przyzwyczaj
                > enia mówią, że "mieszkają na poddaszu".

                No ale w "Sprężynie" o mieszkanku na poddaszu nie mówią Boreje konserwowe, tylko autorka pisze. Mieszkanku, podkreślam, nie połowie willi.
                • vi_san Re: Śledzie w beczce 09.11.12, 23:56
                  Czyli co, jak w "Pulpecji" tą kwiaciarnię otworzyli [Tomcio i Baltona] to w salonie Tosi? Coś mi się nie zgadza. Trzeba by sięgnąć do "Kłamczuchy" - tam zapewne najpełniej opisano ów dom. Ale moja "Kłamczucha" wraz z całą resztą Jeżycjady po ostatnich porządkach w książkach jest w trzecim rzędzie na półce pod sufitem i mi się nie chce skakac po meblach. Jeśli to był tylko parter i stryszek - to, moim zdaniem, wyklucza mieszkanie tam Rojków z dziećmi. Mogę jeszcze zrozumieć, że po ślubie Robert i Natalia mieszkali w wynajmowanym od Kowalików mieszkanku - niech będzie: nie byli jeszcze na 100% pewni czy zostaną w Poznaniu, czy wyjadą do Łodzi, byli zresztą tylko we dwoje - Bella dorosła i mieszkająca osobno, więc się nie liczy - mogli. Ale kiedy pojawiły się dzieci - nie wierzę, żeby rozważny, niegłupi i NIEBIEDNY Robrojek nie postarał się o coś własnego dla rodziny! A choćby i wynajęte, ale normalne, a nie jakies klitki po Anielce, dobre może dla stukniętej artystki w wieku licealnym, ale nie dla rodziny z dwójką małych dzieci!
                  A co do autorki, to [niestety] często pisze różne głupoty i potem na forum konstatujemy radośnie, że w oczach Magdy Grześ i jego syn Ignacy Grzegorz "są niemal identyczni", choć pierwszy ma brązowe, kędzierzawe włosy i takąż afro brodę, a drugi gładko ulizane, czarne włoski z pojedynczym loczkiem opadającym gdzieniegdzie. Jakim cudem mogą być identyczni - za Chiny Ludowe nie pojmę...
                  • bupu Re: Śledzie w beczce 10.11.12, 01:41
                    vi_san napisała:

                    > Czyli co, jak w "Pulpecji" tą kwiaciarnię otworzyli [Tomcio i Baltona] to w sal
                    > onie Tosi? Coś mi się nie zgadza.

                    Kwiaciarnia była w suterenie. Na parterze mieszkały stare Kowaliki, a na pięterku, jak autorka zwie również poddasze, młode. Pierwsze piętro jeśli było, to zaginęło w akcji.
                • vi_san Re: Śledzie w beczce 10.11.12, 00:11
                  A jednak nie zdzierżyłam, sięgnęłam po "Kłamczuchę" a tam stoi jak byk: "Przed nią wznosiła się nieduża piętrowa willa, której ciemny fronton urozmaicały szkarłatnymi plamami kwitnące na balkonie pelargonie. Powyżej balkonu, w otwartym oknie poddasza, suszyły się dwa niebieskie podkoszulki dziecięce, cztery pary małych skarpetek, a także nawleczone na nitkę grzyby.". Przed nią - czyli przed Anielą. Z czego wynika, że willa miała parter, piętro i poddasze użytkowe. Czyli, gdyby MM się upierała, że Rojki tylko z Mamertami - mogłoby być tak jak już pisałam, że Tosia i Mamert na parterze, Nataia i Robert - na piętrze, a Szymon i Jędrek [za prawdziwość imion nie ręczę] - na poddaszu. I to by miało ewentualnie jakiś cień sensu.
                  • bupu Re: Śledzie w beczce 10.11.12, 01:32
                    vi_san napisała:

                    > A jednak nie zdzierżyłam, sięgnęłam po "Kłamczuchę" a tam stoi jak byk: "Przed
                    > nią wznosiła się nieduża piętrowa willa, której ciemny fronton urozmaicały szka
                    > rłatnymi plamami kwitnące na balkonie pelargonie. Powyżej balkonu, w otwartym o
                    > knie poddasza, suszyły się dwa niebieskie podkoszulki dziecięce, cztery pary ma
                    > łych skarpetek, a także nawleczone na nitkę grzyby.". Przed nią - czyli przed A
                    > nielą. Z czego wynika, że willa miała parter, piętro i poddasze użytkowe.

                    No to willa gdzieś po drodze zgubiła jedno piętro, bo z opisów w "Noelce" i "Pulpecji" nijak to pierwsze piętro nie wychodzi.

                    > , gdyby MM się upierała, że Rojki tylko z Mamertami - mogłoby być tak jak już p
                    > isałam, że Tosia i Mamert na parterze, Nataia i Robert - na piętrze, a Szymon i
                    > Jędrek [za prawdziwość imion nie ręczę] - na poddaszu. I to by miało ewentualn
                    > ie jakiś cień sensu.

                    Mogłoby, gdyby Musierowicz nie pisała wyraźnie o mieszkanku na poddaszu.