krytyk2
30.09.07, 19:41
Od pewnego czasu zdaję sobie sprawę ,ze to wszystko,co zwię miłością
ma więcej wspólnego ze mna niz z obiektem mojej milości.To moja
siła albo słabośc ,to mój egocentryzm albo altruizm okreslaja siłę
tego uczucia.Podniety nie leża na zewnątrz.To moje czujniki
wykrywają cos ,co jest bardziej odpowiedzia na moją potrzebę anizeli
cechuja "obiekt"..
I jeszcze jedno:decydujące jest to czy potrafie brać a nie to czy
potrafie dawać.Jak sie jest zakochanym/pierwsza faza
zauroczenia/dawanie stanowi najłatwiejszą czynnośc na swiecie.
Prawdziwy sprawdzian mojej zdolności do miłości rozgrywa sie na
polu "brać".
Czy jestem w stanie przyjąc cos tak cudownego jak bezgraniczne
oddanie?
Czy jestrem w stanie przyjąć całą te istotę ,ktora tu oto jest mi
ofiarowana/
Wielkie trzeba mieć serce,żeby co do okruszynki przyjąc czyjąś milość
W doświadczaniu czyjejs miłości do nas objawia się zdolnośc do
maksymalnego otwarcia i dostrzeżenia czyjegoś piękna w całej
krasie,az do głebi.