yabbaryt
20.06.23, 23:03
Właściwie to nie pisze o Sewie czyli Sewerynie, który to ostatnio popisał się erupcją chamstwa, ale o Krystianie Lupie, który zdaje być jego ideowym bratem bliźniakiem.
Nasz tytułowy Sewiks, czyli Krystian Lupa jest reżyserem teatralnym, podobno dobrym. Ale nie mnie to oceniać. Co do poglądów społeczno-politycznych to typowa ośmiogwiazdkowa rozgwiazda, warto jednak zacytować jego słowa o pisowskim suwerenie:
To są przedszkola targane przez ludzi-manipulatorów – mówił o wyborcach PiS Krystian Lupa, oskarżając o sterowanie ludźmi m.in. duchownych. – To są ludzie niedojrzali, mówiąc bardziej oględnie, głupi w kwestiach rozeznania w pewnych mechanizmach – ocenił Polaków przy okazji wywiadu na temat swojego najnowszego spektaklu „Capri”.
No i fajnie. Nasz dzielny Europejczyk i obrońca demokracji został zaproszony do Szwajcarii aby zrealizować sztukę teatralną. I w tejże Szwajcarii, kraju demokratycznym i świetnie zorganizowanym miał możliwość konfrontacji z suwerenem szwajcarskim w postaci pracowników technicznych teatru...no i warto zacytować jak zachowywał się wielki reżyser i jaka była reakcja Szwajcarów. To pokazuje różnice mentalności między obiema nacjami. Zacytujmy obszerne fragmenty:
15 maja, a więc na dwa tygodnie przed planowaną premierą, uczestniczyłam w analitycznej próbie teatralnej w La Comédie. Przygotowywałam artykuł na temat sztuki w reżyserii Krystiana Lupy dla genewskiego dziennika "Le Courrier". To wtedy doszło do incydentu, od którego teatr zachwiał się w posadach.
Krystian Lupa, w otoczeniu milczących przeważnie aktorów, krążył po scenie zanurzony w niejasnych rozważaniach, pozbawionych wytycznych dla zespołu. Przekazywał je w sposób kolokwialny, co utrudniało tłumaczenie z polskiego na francuski. Przez kilka godzin tłumaczyła go jego wieloletnia współpracowniczka Agnieszka Zgieb. Kiedy około godz. 21.30 poprosiła o 5 minut przerwy ze względu na skrajne wyczerpanie, reżyser, jakby wybity z hipnotycznego transu, wpadł w szał. Zerwał się, wyrzucając do góry ręce, wrzeszczał wniebogłosy i rzucał przekleństwami, zakazując jej opuszczenia sceny.
Krzyczał: "Agnieszko, nie możesz w środku, kurwa, zdania mi pójść, do cholery! Nie możesz, kurwa, lekceważyć mnie w tym momencie, kurwa mać!".
Dołączył do niego Piotr Skiba, sztandarowy aktor Krystiana Lupy, w Genewie oficjalnie kostiumolog, a nieformalnie asystent reżysera. Skiba z impetem opuścił miejsce na widowni, nacierając na tłumaczkę i obrzucając ją wyzwiskami.
Miałam wrażenie, że się przesłyszałam! Obecni na sali świadkowie: personel techniczny, dziennikarze, jak również dyrektor teatru Denis Maillefer, byli porażeni tym aktem przemocy. Roztrzęsiona Agnieszka Zgieb wyszła z teatru, a następnego dnia nie pojawiła się w pracy.
- Wszyscy w teatrze, bez wyjątku, stanęli po mojej stronie - podkreśliła w rozmowie ze mną kilka dni później. - Jestem im za to głęboko wdzięczna. Nigdy w mojej karierze zawodowej nie zetknęłam się z zachowaniem z taką klasą.
Reżyser w opublikowanym w "Libération" liście nazwał swoje zachowanie „bardzo gwałtowną reakcją na niespodziewane przerwanie tłumaczenia przez tłumaczkę Agnieszkę Zgieb". Podkreślił, że jest ona jego wieloletnią przyjaciółką i współpracowniczką.
Napisał: „Nie chcę iść dalej w tej kwestii, ponieważ nie chodzi o to, kto miał rację, a kto nie". I przyznał: „Nie powinienem był tak zareagować". Dodał, że wszystko sobie z Agnieszką Zgieb wyjaśnili i zaprzeczył, że "użył pod jej adresem słów obraźliwych". Tłumaczką listu Lupy przesłanego gazecie jest właśnie Zgieb.
Bunt techników
Jak się okazało, incydent wpisał się w narastający konflikt między polskimi gośćmi a doświadczonymi realizatorami dźwięku i światła z La Comédie. Technicy nie byli w stanie tolerować zachowania Lupy, który lekceważył przyjęte formy współpracy, i to ich skargi miały decydujący wpływ na decyzję dyrekcji o anulowaniu przedstawienia.
A mowa o spektaklu z budżetem ok. 930 tys. franków (ok. 4,3 mln zł), na który oprócz genewskiej sceny La Comédie złożyły się słynny festiwal w Awinionie, teatr Odéon–Théâtre de l’Europe w Paryżu, Triennale di Milano, a także teatry w Montpellier i Strasburgu.
Właśnie ukazało się ośmiostronicowe oświadczenie techników z La Comédie. Zawiera ono istotne wyjaśnienia w sprawie krachu, do jakiego doszło po trzech miesiącach przygotowań do premiery. Pracownicy skarżą się na anormalny charakter współpracy z Lupą i na skrajny brak profesjonalizmu. Piszą m.in.:
· "Pomimo rzucanych autorytatywnie nakazów, przytłaczającej atmosfery w pracy, upokorzeń i przykrych epitetów, które uniemożliwiały współpracą, staraliśmy się jednak nawiązać dialog z polską ekipą. Pracowaliśmy w stresie i lęku, czasem ze łzami w oczach. Towarzyszyło nam przerażenie, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczyliśmy w naszym zawodzie".
· "W czasie ośmiogodzinnych prób, na pięć dni przed premierą, Krystian Lupa przeznaczał na swoje monologi od 5 do 7 godzin, pozostawiając aktorom na grę od 5 do 20 minut i rzucając nam, technikom, z rzadka drobne wskazówki".
· "W czasie kręcenia wideo w plenerze Krystian Lupa piętrzył wymagania tak, że w rezultacie pracowano dziesięć dni zamiast przewidzianych pięciu, a koszty produkcji wzrosły czterokrotnie. Ekipa polska po raz kolejny wykazała się na wyjeździe brakiem respektu dla innych. Sypali reprymendami i naigrawali się z nas. Zdarzały się też pijackie zagrania".
· "Piotr Skiba przychodził pijany do pracy i mnożył wyskoki pod naszym adresem".
· "22 maja w czasie kolejnej próby doszło do incydentu z reżyserem światła. Lupa domagał się w kategoryczny sposób wprowadzenia nowego efektu świetlnego, a ponieważ jego żądanie nie zostało natychmiast wyegzekwowane, zaczął się denerwować i obrzucać technika inwektywami, które przeszły we wrzaski. Skiba się przyłączył i zaatakował współpracownika za »amatorszczyznę«, a obecnego na widowni dyrektora teatru poczęstował epitetem »szatan«".
· "Nie przytaczamy tu słów Lupy i Skiby użytych podczas próby 15 maja, ale już one same w sobie stanowiłyby wystarczający powód do anulowania produkcji spektaklu".
Koniec obszernego cytatu.
Spektakl odwołano, Lupę pożegnano ozięble. Można powiedzieć, że pan Lupa to wyjątkowy cham i odbiega od normy. Ale pan Lupa funkcjonuje w polskim teatrze od lat i nikt nie reagował do tej pory na jego ekscesy. Tak więc domniemać, że podobne rzeczy są dość powszechne i nie tylko w teatrach ale i postępowej redakcjach i telewizjach. Postępowi Europejczycy typu Krasko, Lis czy Durczok…przykładów mamy wystarczajaco dużo co świadczy o powszechności zjawiska.
Wielki Pan reżyser zachował się w Szwajcarii jak typowy polski dziedzic motywujący pańszczyźnianych chamów do pracy najpierw wyzwiskami a potem nahajem. O tyle dobrze że pan Lupa przyjechał ze swoim partnerem i nie egzekwował należnego przeciez mu prawa pierwszej nocy. A takie rzeczy tez mają miejsce w stołecznych redakcjach.
I to, reasumując jest najgorsze jak łatwo we współczesnej Polsce odtwarzamy pańszczyźniano-folwarczne stosunki pracy. Niby mamy demokracje ale teatrem zarządza wielki pan Rezyser, szpitalem zarządza wielki pan ordynator Kopertfield.
A przecież sami doskonale wiemy, że takie stosunki społeczne są anachroniczne, wpływają fatalnie nie tylko na morale ludzi, ale bardzo skutecznie obniżają wszelka produktywność. Tyle, że nasza pato-elita rwąca się teraz do władzy pod sztandarami europejskości i demokracji, inaczej nie potrafi.