stokrotka00000
11.12.22, 11:42
Są takie sytuacje w życiu, kiedy trudno jest spojrzeć obiektywnie na problem. Liczę na Wasze opinie.
Mam koleżankę/przyjaciółkę od lat przedszkolnych, czyli znamy się już kilkadziesiąt lat. Po maturze wyprowadziła się z naszego miasta i już na stałe do niego nie wróciła, mieszka w odległości pozwalającej na odwiedziny i swobodny dojazd tam i z powrotem w ciągu jednego dnia.
Jestem chrzestną jej dziecka i tu zaczyna się mój problem. Tak mnie wychowano i nauczono w domu rodzinnym, że chrzestny to osoba bliska dziecku, nawet jeśli nie jest członkiem rodziny. Chrzestnych u nas w domu się zapraszało na urodziny dziecka, umożliwiało się/ułatwiało kontakt z chrześniakiem. Też tak robię w przypadku chrzestnych moich dzieci. Są zapraszani z wyprzedzeniem min dwutygodniowym na ich urodziny, na Mikołaja, bo wiem, że tego oczekują, sprawia to wszystkim radość. Mają okazję pobyć z nami dorosłymi, pogościć się, wręczyć prezent (przy okazji wręczam jakiś prezencik ich dzieciom) i jednocześnie utrzymać kontakt ze swoimi chrześniakami, czyli moimi dziećmi. Układ czysty i przyjemny dla wszystkich.
Ja jako chrzestna nie mam już tak lekko. Nie mogę liczyć na zaproszenie na urodziny chrześnicy. Matka chrześnicy prowadzi ze mną przed zbliżającym się terminem urodzin luźne rozmowy jak zwykle o wszystkim, na temat urodzin milczy. Ew informuje jaki tort i zabawy szykuje dla kolegów i koleżanek dziecka, jaki rodzaj imprezy dziecięcej itp. Następnie okazuje się, że po kinderbalu organizowane jest spotkanie dla rodziców i jej rodzeństwa. Mnie się nie uwzględnia. Czuje się z tym bardzo źle, jakby wmanipulowana w bycie chrzestną. Z jednej strony wybierając mnie do tej roli pokazuje, że będę ważna osobą w życiu ich i ich dziecka, a nie zwykła koleżanką. Tak to było przez lata przedstawiane. Jak już dochodzi do organizacji ważnych wydarzeń, to jestem pomijana, znów mam rolę zwykłej znajomej.
Nie wiem jak się zachować. Dzwonię do chrześnicy z życzeniami urodzinowymi, bo już ma swój telefon, ale już mam dość wypraszania się na te urodziny. Efekt jest taki, że nielubiane rodzeństwo koleżanki, z którym nie ma pozytywnych relacji w ciągu roku, wciąż na nie narzeka, zawsze się spotyka razem w ważnych momentach jak np urodziny dziecka.
Co zrobiłybyście na moim miejscu? Mam dość wypraszania się w kolejnych tygodniach po dacie urodzin, aby wręczyć prezent chrześnicy. Odnoszę wrażenie, że jestem dobrą przyjaciółką ponoć siostrą z wyboru, kiedy koleżanka ma problemy, musi się wyżalić, poradzić, a kiedy zbliżają się święta, urodziny, czy nawet tak ważna uroczystość jak ślub i wesele, to już staję się zwykłą koleżanką na telefon.
Z drugiej strony kiedy spotykam przypadkowo jednego z jej rodziców na mieście w rozmowie da się wyczuć, że jestem przedstawiana jako chrzestna niewywiązująca się ze swoich obowiązków.
Co robić? Nie ukrywam, że jestem zmęczona ta sytuacją i mam ochotę odczekać z ew. kontynuacją znajomości aż wszystkie dzieci dorosną.