irhana
14.01.12, 21:26
Miejsca, które odwiedziliśmy: Luksor, Kair, Oaza Fajum, Wadi Ar-Rajlan (Słone wodospady), Wadi Hitan (Dolina Wielorybów), Pustynia Fajum, Wielka wydma Abu Muharrak, Oaza Baharija, Pustynia Aqabat, Ain El Maqfi (Zielone trawiaste jezioro), Ain El Serw (Źródełko na środku pustyni), Ain Khadra (Magiczne Źródło), Biała Pustynia, Kryształowa Góra, Czarna Pustynia.
Do Egiptu wybraliśmy się rejsowym samolotem LOTu. Pierwszy tydzień z założenia miał być leniwy, na miejsce swojego lenistwa i zabawy Sylwestrowej wybraliśmy uroczy Luksor. Do Kairu przylecieliśmy późnym popołudniem, w drodze na dworzec kolejowy postanowiliśmy odwiedzić ostatnio bardzo sławny Plac Tahrir. Niestety nasze aparaty nie wzbudziły jakoś sympatii na placu więc nie zabawiliśmy tam długo, prawdę mówiąc nie wysiedliśmy nawet z samochodu, pamiętając jeszcze wszystkie ostrzeżenia przeczytane i usłyszane w Polsce na temat bezpieczeństwa. O tym że nasze obawy są niepotrzebne dowiedzieliśmy się tydzień później ponownie odwiedzając to miejsce. Na dworzec kolejowy w Gizie, skąd odjeżdżają nocne pociągi do Asuanu dotarliśmy trochę za wcześnie, więc postanowiliśmy wypalić pierwszą egipską sziszę i napić się herbatki w pobliskiej kawiarni. Miło było tak posiedzieć, porozglądać się po okolicy i poprzypominać sobie jak bardzo lubimy to miasto. Pozytywnie nastawieni do kolejnej przygody wsiedliśmy wreszcie do pociągu. Przedziały sypialniane to malutkie klitki, które lata swojej świetności już dawno mają za sobą, ale dla nas były miłe i przytulne. Z trudem upchnęliśmy siebie i bagaże, i ruszyliśmy w drogę do Luksoru. Był już wieczór więc ciężko było cokolwiek podziwiać za oknem. Po jakimś czasie dostaliśmy kolację, na którą składała się jakaś potrawka z baraniny z ryżem i sałatką. Jedzenie może mało wyszukane, ale mi smakowało bardzo. Zmęczeni minionym dniem poszliśmy dosyć szybko spać. Łatwe to nie było, bo wszystko stukało i łomotało, dla kogoś nieprzyzwyczajonego tak jak ja do nocnych podróży pociągiem zapadnięcie w błogi sen to trudna sprawa, po jakimś czasie na szczęście się udało. Przebudziłam się w czasie wschodu słońca, chyba gdzieś tak w okolicach Asjut, szyby w pociągu nie były aż tak brudne jak niektórzy straszyli więc spokojnie popijając poranną kawkę mogłam podziwiać mijane miasta i wioski. Po 10 godzinach jazdy dotarliśmy do Luksoru. Mimo wczesnej pory przed dworcem "czyhała" na nas cała grupa taksówkowych naganiaczy, oczywiście taksi każdego było najlepsze i najtańsze. Wybraliśmy jeden z samochodów i pojechaliśmy do wcześniej zarezerwowanego hotelu, padło na Pyramisa Isis, zlokalizowanego na wschodnim brzegu Nilu ok. 2 km od Świątyni Luksorskiej. Mimo wczesnej pory zameldowano nas bez dodatkowych opłat, co było bardzo miłe. Kolejnym miłym zaskoczeniem był pokuj z widokiem na Nil, widok o poranku niesamowity, ale i zimno też niesamowicie, lodowaty wiatr wiejący od strony Nilu cały czas przypominał mi , że w Egipcie panuje zima. Po kilku godzinach dodatkowego snu i szybkim prysznicu postanowiliśmy wyjść na spacer, naszym celem była Świątynia Luksorska i Karnak. Jak na tą szerokość geograficzną i południowe godziny wcale nie było ciepło, sweterek okazał się niezbędny. Spacer po Luksorze to wcale nie taka łatwa rzecz, już od samego wyjścia z hotelu musieliśmy dziesiątki razy podziękować za dorożkę, sprawiając tym przykrość wielu Egipcjanom nierozumiejącym czemu chcemy chodzić na nogach zamiast skorzystać z ich usług. W połowie drogi poddaliśmy się i do Świątyni dojechaliśmy z sympatycznym Karimem, który towarzyszył nam później jeszcze kilka razy. O Świątyniach rozpisywać się nie będę, bo je poprostu trzeba zobaczyć samemu. Cały dzień bez jedzenia zaczął dawać się nam we znaki, poprosiliśmy więc Karima żeby zawiózł nas do jakiejś restauracji, nie pamiętam jej nazwy, ale pamiętam że jedzonko było pyszne. Na stole nie mogło zabraknąć mojej ulubionej tameji i wielu innych typowych dla Egiptu potraw. Najedzeni i szczęśliwi wróciliśmy do hotelu. Kolejne dwa dni postanowiliśmy przeznaczyć na lenistwo. Po całym dniu wypoczynku i czytaniu książek nad basenem przyszedł czas na sylwestrowe przygotowania. Nie bardzo miałam ochotę na tego Sylwestra, ale co tu robić w pokoju jak inni się bawią? Koniec końcem wystrojona w zabraną pierwszy raz na wakacje sukienkę i szpilki potupałam na imprezę sylwestrową. Zorganizowali to nawet sympatycznie, był wirujący Derwisz, tancerka tańcząca taniec brzucha, była muzyka na żywo i dobre jedzenie, dostaliśmy nawet maski i czapeczki sylwestrowe. Zabawa skończyła się ok pierwszej w nocy. Kolejny dzień był równie leniwy jak poprzedni...