Dodaj do ulubionych

sucha galaretka do bitej śmietany

11.10.19, 22:03
Czy mozna?
Ktoś próbował/

Tak mi przyszlo do głowy bo robie ptysie na potluck. Sama bita śmietana wydaje się być trochę mdława w smaku. Znalazłam w szafce galaretkę malinowa i pomyślałam, że moze z kolorową masą będą wyglądac ciekawiej. Ubiłabym je razem.
Co o tym myślicie?
Obserwuj wątek
    • pinkink3 Re: sucha galaretka do bitej śmietany 11.10.19, 22:04
      Prosze o szybką odpowiedż bo ptysie juz w piecu.
      Dzieki z góry.
    • autumna Re: sucha galaretka do bitej śmietany 13.10.19, 10:51
      Żelatyna może się nie rozpuścić - prawdopodobnie tylko spęcznieje i przybierze postać drobnych glutów rozproszonych w śmietanie. Nie bez powodu galaretkę wsypuje się do gorącej wody.
      • bene_gesserit Re: sucha galaretka do bitej śmietany 13.10.19, 17:28
        Tak tak.
        Nie wiem, jaka jest ta twoja żelatyna, ale polska się w zimnym nie rozpuści. W śmietanie będą żelatynowe grudki o konsystencji gumowej kaszy, a śmietana będzie miała kolorek i aromat galaretki. W sumie niezjadliwe.

        Do mdlej śmietany lepiej dodać odrobinę likieru ew trochę soku i skórki z cytryny/limonki. Z oboma rzeczami oszczędnie, bo nadmiar zetnie białko.

        Tak czy siak, jak się skończyła historia z ptysiami?
    • filga Re: sucha galaretka do bitej śmietany 13.10.19, 17:43
      Rozpuściłabym galaretkę w minimalnej ilości wody i dodała do uhijanej śmietany. Pod koniec
      • bene_gesserit Re: sucha galaretka do bitej śmietany 13.10.19, 17:48
        W zasadzie słusznie, ale ja bym najpierw zahartowała galaretkę paroma łyżkami śmietany.
    • pinkink3 Re: sucha galaretka do bitej śmietany 13.10.19, 19:54
      Dzieki za odpowiedzi jakkolwiek przyszly troche "po kompocie".
      Moja wina, bo zadalam pytanie po 10 wieczor polskiego czasu kiedy ludzie juz leza w piernatach.

      Nie zaryzykowalam jednak z galaretka choc kusila mnie przygoda. Historia pokazuje, ze moj ped do wymyslania roznych 'wynalazkow' rzadko konczy sie dobrze a tu chodzilo o reputacje polskiej kuchni, ktorej przeciez nie moglam narazac na szwank. Wiec poszla klasyka. Bita smietana + custard waniliowy. Pozarli bez mrugniecia okiem.
      I dobrze, bo wizja czerwonych grudek w smietanie moglaby publike zrazic. A moze nie? Moze wygladaloby i smakowalo interesujaco?
      Sprobuje przy bardziej kameralnej okazji.

      BTW - moje ptysie, ( tu nazywane cream puffs) jak i reszta przyniesionych potraw zbladly przy niesamowicie dobrej "chicken green enchilada" zrobionej wlasnymi raczkami przez mojego kolezke. Znakomite danie!
      • bene_gesserit Re: sucha galaretka do bitej śmietany 13.10.19, 20:07
        Grudki raczej były by białe, aromat i kolorek są dodawane osobno, żelatyna osobno. Białe, gumiaste krupki, które zostają na języku, raczej coś paskudnego. Radziłabym eksperymentować na homeopatycznej ilości, noi bez śmietany, wystarczy wrzucić pół łyżeczki suchej galaretki do zimnej wody, efekt będzie chyba bardzo podobny, tylko bez efektu zawiesiny.

        Te enchilady faktycznie - wyglądają łatwo i smacznie, dzięki.

        PS MOże następnym razem zrób im pieczone pierogi z ruskim farszem?
        • pinkink3 enchilada, zelatyna i pierogi 14.10.19, 04:41
          Rzeczywiscie jest prosta do zrobienia wymaga jednak okreslonych ingrediencji.
          Podstawa tejze jest zielona salsa. Robi sie ja z tomatillos, ktore oby byly w Polsce, bo kiedy kilka lat temu byla o nich mowa na tutejszym forum ( a moze w Galerii, nie pamietam) , to ich w Polsce nie bylo.
          Sugerowalam nawet uzycie w zamian surowego, zielonego = niedojrzalego agrestu .

          Kurczaka sie gotuje a nastepnie rozcapirza na piorka, wlokienka. To technika rowniez w Polsce (chyba) nieznana. Nazywa to sie 'shredded chicken/ pork/ beef, etc.
          No i tortille. Z masy. Z dobrej tortilleryi.

          Kiedys robilam z 'naszych' nalesnikow czyli z maki pszennej, nie 'masy' i to nie bylo TO. Dobre, ale nie TO.

          Tak sugestywnie opisalas gumiaste grudki zelatyny ze skutecznie mnie zrazilas do eksperymentowania za co Ci serdecznie dziekuje.

          Rozne pierogi, wontony, dumplingi, empanady lumpie i rozne takie przynosza Azjaci i Latynosi wiec nie bede im sie wkrecac w biznes. Wbrew pozorom nie jest to cos nieznanego tylko ma inna nazwe i czasem inaczej wyglada.
          Sama bym zjadla 'ruski farsz' ale tu naszego sera nie ma, a jak jest, to drogi jak nieszczescie.
          Umiem robic ser ale to bierze duzo czasu. Bez pierogow zycie jest tez piekne;)
          • kk345 Re: enchilada, zelatyna i pierogi 14.10.19, 10:30
            >Kurczaka sie gotuje a nastepnie rozcapirza na piorka, wlokienka. To technika rowniez w Polsce (chyba) nieznana

            Znana, ale rzadko używana do gotowanego kurczaka, natomiast powszechnie do tzw"szarpanej wieprzowiny"
            • pinkink3 Re: enchilada, zelatyna i pierogi 14.10.19, 21:04
              Ciekawe, czy polska szarpana wieprzowina ma cos wspolnego z meksykanska 'carnitas'?
              Bo to cala ceremonia jest. I jest przepyszna! W trakcie wielogodzinnego duszenia w slowcooker (nie znam polskiego okreslenia) dodaje sie oprocz oczywistych skladnikow: (sol, pieprz, cebula sok) rowniez sok pomaranczowy. Albo Coca-cola. Albo to i to.;)
              W skutek czego mieso odchodzi od kosci i latwo sie poddaje rozdzieraniu na wlokna.
              Nastepnie idzie do pieca gdzie sie je lekko zapieka podczas czujnego podlewania sosami z poprzedniego pieczenia.
              Nieopisany smak - chrupkosc z zewnatrz i soczystosc wewnatrz.
              I to jest dopiero produkt wyjsciowy do tacos, enchiladas, chimichangas etc.

              A do jakich potraw stosuje sie "szarpana wieprzowine"?
              • krysia20000 Re: enchilada, zelatyna i pierogi 15.10.19, 11:21
                Szarpana wieprzowina to po prostu przetłumaczony na polski amerykański 'pulled pork'. Jeśli więc ma mieć coś wspólnego z meksykańską to raczej za pośrednictwem teksaskich bbq i innych takich mięsodajni szybkiej obsługi, czy to oglądanych na małym ekranie, czy też doświadczanych bezpośrednio w lokalach na świeżo zgentryfikowanej dzielni. Jada się też na podpatrzoną u jankesów modłę, czy to w bule, czy to z frytkami/ pieczonymi ziemniakami, sosem bbq i czym tam jeszcze, może nawet kolesławem i chrupiącą skórą.
                • pinkink3 pulled pork, shredded chicken 15.10.19, 21:45
                  "Szarpana"wieprzowina to dosc zgrabne polskie tlumaczenie, moim zdaniem.
                  Podoba mi sie.
                  Tyle, ze wieprzowina po wielogodzinnym duszeniu rozpada sie sama, rozciaga sie wlokna co najwyzej i nie trzeba jej szarpac jak to ma miejsce czasem przy kurczaku,. Stad: "pulled".

                  Nie wiem, co bylo wczesniej - amerykanskie czy meksykanskie, i ktory wplyw byl silniejszy.
                  Wiem, co w pld CA rzadzi. Mexico!

                  Jesli petycja o odwolanie pro-illegal-immigration nowego gubernatora Newsoma odniesie skutek, prosze uprzejmie o pozostawienie meksykanskiej kuchni po tej stronie granicy;)
                  • shachar Re: pulled pork, shredded chicken 16.10.19, 01:22
                    Weź sprawy w swoje ręce i zagłosuj na tego, kto jest najbardziej przytomny.
                    Rozrywać na kawałki wieprzowinę nauczymy go potem, no problem.
                  • krysia20000 Re: pulled pork, shredded chicken 16.10.19, 11:41
                    Kiedy proponowałem 'rozwleczoną wieprzowinę'. 'Szarpana' sugeruje siłowe rozwiązanie.

                    Co się zaś tyczy tradycji bbq, do której pulled pork także należałoby zaliczyć, to jest ona wynikiem pogranicznego dialogu gringos i chicanos, z jakimś tam pewnie zapomnianym wkładem ludności rdzenniejszej od potomków wpierw hiszpanojęzycznych a potem anglojęzycznych kolonizatorów.

                    Wszechobecność meksykańskiego (lub zmeksykanizowanego) żarełka to nie tylko SoCal (którą niecały miesiąc temu odwiedziłem, razem z pozaziemskimi krajobrazami Utah i Nevady), a w chwili obecnej wręcz all-American thing, niczym swego czasu kuchnia indyjska na Wyspach Brytyjskich i w Irlandii. Pozostaje mieć nadzieję, że z jej ogromna popularność nie zabije ducha autentyczności, tak jak to miało miejsce na przykład z kuchnią 'włoską' przeniesioną za ocean i dopiero od niedawna naprawiającą tam barbaryzujące wynaturzenia w postaci pizzy franczyzowej dajmy na to, czy familijnych restauracyjek włoskich. A że tak się może stać nie trzeba przekonywać nikogo, kto był w Chipotle. Na mojej wsi odpowiednikiem jest sieć Boojum, sieć burrito w kraju, w którym akurat meksykańskich emigrantów tyle co kot napłakał, za to jest mnóstwo Brazylijczyków i hiszpańskich Hiszpanów, którzy specjalnie się do etnicznej gastronomii nie garną. W tej konkurencji od lat rządzą chińsko-ogólnodalekowschodnie lokale, a Indusi ustąpili miejsca bliskowschodnim opcjom. Do tego dziwaczny, choć zrozumiały po dłuższej obesrwacji mix fish'n'chipsiarnio-pizzerrio-kebabiarni: światowa wyżerka dla gorzej sytuowanych mieszczuchów.

                    Natomiast jeśli chodzi o piekarstwo/ciastkarstwo, to lepiej aby Meksykanie trzymali się od tego rzemiosła troszkę dalej. Co jak co, ale ich dmuchanym chlebom i naiwnie pstrokatym, przesłodzonym ciachom brakuje trochę do eurokontynentalnej tradycji. No i zarówno hipsterskie kafeje, jak i działy z pieczywem/wypiekami drobnymi Whole Foodów, Vonsów i Sproutsów trzymają się w zasadzie francusko-wiedeńskiej doktryny, z lekkim, choć charakterystycznie amerykańskim akcentem, niczym osobliwa gramatycznie konstrukcja 'did you need a bag today?'.
                    • pinkink3 ciasteczka 16.10.19, 23:36
                      krysia2000[u]0 napisał(a):

                      > Kiedy proponowałem 'rozwleczoną wieprzowinę'. 'Szarpana' sugeruje siłowe rozwią
                      > zanie.

                      Moze byc, choc "rozwleczone" kojarzy mi sie z szatami:) to Nie mam pojecia jak inaczej nalezaloby przetlumaczyc slowko 'pulled'. Chyba zapominam juz troche polskich slow.
                      >
                      > Co się zaś tyczy tradycji bbq, do której pulled pork także należałoby zaliczyć,
                      > to jest ona wynikiem pogranicznego dialogu gringos i chicanos, z jakimś tam pe
                      > wnie zapomnianym wkładem ludności rdzenniejszej od potomków wpierw hiszpanojęzy
                      > cznych a potem anglojęzycznych kolonizatorów.

                      Wcale nie zapomnianym. Zajrzyj do sieci, a najlepiej przy najblizszej okazji sprobuj prawdziwego, meksykanskiego barbacoa, takiego z dziury w ziemi. Niech sie schowaja wszystkie BBQ!
                      >
                      > Wszechobecność meksykańskiego (lub zmeksykanizowanego) żarełka to nie tylko SoC
                      > al Pozostaje mieć nadzieję, że z jej ogromna popularność nie zabije ducha autentyczności,

                      O, nie, nie! Takiej obawy nie ma przy ciaglym naplywie ludu z poludnia, ktory sie znakomicie asymiluje w kwestii ameryk. socjalu [bezplatne szkoly, sluzba zdrowia, tanie mieszkania, zapomogi itd.] ale angielskiego juz uczyc sie nie chce, zachowuje swoje obyczaje w tym - kuchnie. Sa do niej bardzo przywiazani.

                      >
                      > Natomiast jeśli chodzi o piekarstwo/ciastkarstwo, to lepiej aby Meksykanie trzy
                      mali się od tego rzemiosła troszkę dalej. Co jak co, ale ich dmuchanym chlebom
                      > i naiwnie pstrokatym, przesłodzonym ciachom brakuje trochę do eurokontynentalne
                      > j tradycji.
                      Prawda, ale oni tak lubia, robia to dla siebie. Jesc tego stanowczo nie nalezy, chociaz sa wyjatki - np tres leches. Potrafi byc b. przyjemne.

                      No i zarówno hipsterskie kafeje, jak i działy z pieczywem/wypiekam
                      > i drobnymi Whole Foodów, Vonsów i Sproutsów trzymają się w zasadzie francusko-w
                      > iedeńskiej doktryny,

                      ?????
                      Czy jestes pewien, ze byles w So-Cal?
                      O jakiej Ty francusko - wiedenskiej doktrynie piszesz? !
                      Wymienione sieci sklepow oferuja glownie bezowe, krowie placki z wgniecionymi wen kawalkami czekolady albo kolorowymi M&M. I donuts. To sa szczyty piekarnictwa.
                      W sieci Pavilions jest troche obficiej - obok w.wym. sa cheese cakes, z NY na czele, Boston cake i Red Velvet cake. To sztandary amerykanskiego cukiernictwa na West Coast. Potem ida Angel cakes i kilka pies, glownie z jablkami.
                      .
                      To wszystko, Prosze Pana.
                      Zadne Wiednie, zadne Paryze. East Coast - to co innego. Tam wplyw Europy sie czuje. I smakuje. Tu - ciagle ciastkarski Dziki Zachod. Dlatego tak sie ucieszylam odkrywajac niedawno Porto's.

                      > z lekkim, choć charakterystycznie amerykańskim akcentem, n
                      > iczym osobliwa gramatycznie konstrukcja 'did you need a bag today?'.

                      Tutaj kasjer albo jego pomagier zajmuje sie pakowaniem zakupionych przez ciebie towarow. [Czy w Polsce juz zaczeli, bo jakies kilkanascie lat temu bedac w Kraju bylam zdziwiona, ze tego nie robia i czekalam jak glupia;)]

                      Wobec zakazu uzywania plasticowych toreb kasjer chce wiedziec czy przyniosles swoja torbe czy moze chcesz kupic w kasie, za 10 centow
                      Zwykle pytaja "Do you need a bag?" chyba, ze trafiles na swiezoprzybylego Indianina z Peru.:)
                      • krysia20000 Re: ciasteczka 17.10.19, 14:15
                        Mi rozwleczone kojarzy się z rozwłóknionym (mięsem). Pulled natomiast z drzwiami. Albo nogą.

                        Barbacoa jako termin wywodzi się z Karaibów raczej niż Mezoameryki. Jeśli więc trafiło do Meksyku, to za pośrednictwem Hiszpanów. Sama zaś technika pieczenia w ziemnym wykopie jest stara jak świat i predatująca czasy wczesnej metalurgii i pieców z prawdziwego zdarzenia, wpierw lepiankowo glinianych, potem ceglanych. Jako taka dawno zapomniana była w Starym Świecie, zastąpiona przez piec i naczynia. Maorysi mają swoje hangi, Polinezyjczycy umu/imu. Amerykański pas barbeque ciągnący się po południowej stronie linii Dixona-Masona od Wirginii po Teksas powstał przez zaadoptowanie tych pierwotnych technik i wyniesienie ich ponad poziom gruntu, przy zachowaniu głównej zasady obróbki termicznej, a więc półpieczenia-półwędzenia w niskiej temperaturze.

                        A byłem w San Diego, najpołudniowszej i najkaliforniejszej Kalifornii. Już bardziej na południe jest tylko bezbarwne National City, Chula Vista, San Ysidro i dalej Meksyk z Tijuaną. I mimo fizycznej bliskości z Meksykiem (w wielu opracowaniach demograficznych San Diego-Tijuanę traktuje się jako transgraniczną konurbację) lokalna scena gastronomiczna przez meksykańską kuchnię zdominowana nie jest. Choć może nie w tej dzielnicy przebywałem, co trzeba, bo na gejowsko-studenckim Hillcrest/North Parku. Pizzeria z neapolitańską pizzą, restauracja rosyjsko-gruzińska drzwi w drzwi z kenijską, taqueria z ozorkami w tamales naprzeciwko wietnamskiej pączkarni, kwiaciarnio-kawiarnia dla pracujących z ajfonami, budka z hot-dogami od tęczowego tatuśka, libańska mezzodajnia, afgański gryl - multikulti full wypas bez wyraźnej dominanty etnicznej, poza białymi mężczyznami w średnim wieku i z pieseczkami.

                        W każdym razie na polu piekarsko-ciastkarskim w San Diego ton nadaje 'Bread and Cie', 'cie' jak we francuskim 'compagnie'. Spora piekarnio-kawiarnia specjalizująca się we francuskich wypiekach, z przerobem na tyle dużym, że swoje wyroby rzuca na półki okolicznyc spożywczaków, nawet tych 'etnicznych'. Bagietki, tarteletki, croissanty, palmiersy, te sprawy. W okolicznych kawiarniach dominuje późnohipstersko-zdywersyfikowany wystrój i atmosfera, gdzie do ekologicznych kaw prażonych bez wykorzystania niewolniczej pracy dzieci i parzonych na miejscu przez zielonowłosą obsługę o nieokreślonej płciowości podawane są przeróżne wariacje na temat wiedeńskości, żadne tam mamusine cupkejki z kolorową posypką. Nawet przy koreańskim megasamie Zion Market jest kafejka o jakże stereotypowo francuskiej nazwie 'Paris Baguette', należąca do sieci Paris Croissant, której właścielem jest Grupa SPC, południowokoreański konglomerat cukierniczy. Z tego co widzę, w tej północniejszej SoCal też mają lokale, 4 czy 5 w ścisłym LA, Fullerton, Irvine, Aliso Viejo... Nawet w dzikozachodnim skansenie na Old Town udało mi się nabyć precla, prawie jak z Monachium, posypanego solą i podanego z musztardą. A w głębi terytorium Navajo kiszone ogórasy! Co prawda ze sporym dodatkiem octu i ostrych przypraw, no ale nie bądźmy aż tak koszerni.

                        Osobliwość pytania 'did you need a bag today?' dotyczy jego gramatyki, nie społeczno-ekologicznego aspektu. Na mojej wsi też pytają, czy potrzebna jest mi torebka do taśtania zakupów, tylko miejscowi nie stosują do tego czasu przeszłego, w domyśle mającego ugrzecznić pytanie. Do ugrzeczniania używa się trybu przypuszczającego, przynajmniej w europejskiej angielszczyźnie, więc 'would you like/need a bag?' usłyszy się od polskiej ekspedientki w irlandzkim Lidlu. Na 'did you need a bag today' - zadane nie raz i nie dwa bynajmniej nie przez niegramotnych Peruwiańczyków, a prawilnych Jankesów z ogorzałymi od nadmiaru słońca twarzami o zgrubsza germańskich rysach - aż chciałoby się odpowiedzieć 'yes, but that was 2 hours ago and in another shop.'
                        • pinkink3 Re: ciasteczka 19.10.19, 01:27
                          Troche sie boje, ze nas moderacja przegoni bo pozwolilismy sobie mocno od tematu odleciec.

                          1. Barbacoa
                          doceniam bardzo Twoj edukacyjny zapal, bo choc kazdy gugla ma, to nie kazdemu chce sie szperac w nim jak Tobie. A tak - prosze bardzo!

                          2. San Diego
                          mam nadzieje, ze przyjemnie spedziles tam czas bo miasto jest piekne, kolorowe i na luzie.
                          Tez znam je tylko z turystycznej perspektywy choc zagladam od czasu do czasu.

                          To, ze nie widziales meksykanskiej gastronomii mnie nie dziwi. Jest, ale z dala od turystycznych szlakow. Tak jak i samych Meksykanow, ktorych tez za bardzo nie widac bo mieszkaja gdzie indziej. Ale ktos te ogrody i baseny sprzata. Doglada dzieci i czysci domy.

                          Po ciezkiej pracy musza miec swoje burrito, tamales czy pupusas. Takie jak od abueli w Meksyku. Przeciez nie beda chodzic do Baja Fresh czy Taco Bell i udawac, ze to meksykanska kuchnia;)
                          Trzeba wiedziec gdzie pojsc.

                          3. Ciasteczka
                          - mamy prawdopodobnie inne wyobrazenie o wiedensko francuskich wypiekach. Repertuar z Bread & Cie jest mi znany i oczywiscie powtarzany w rozmaitych sieciowych i niesieciowych miejscach i Amerykanie uwazaja, ze to szczyt europejskiego wykwintu. "Nice, but too sophisticated". I wybiora swoje krowie placki.
                          Niech im bedzie.

                          4. Gramatyka
                          "Nie ucz ojca dzieci robic" - tak mi sie nasunelo piekne porzekadlo w zwiazku z Twoja uwaga, ze polska ekspedientka lepiej zna jezyk niz jakis glupi Jankes.

                          Od zawsze wiadomo, zwlaszcza samym Polakom, ze sa genialni.
                          Zwlaszcza ci z Irlandii.;)
                          • pinkink3 cofam 19.10.19, 08:41
                            Krycha, gdybym mogla wycofac moj post, zrobilabym to.
                            Niepotrzebnie bylam zlosliwa. Przykro mi, ze moglam sprawic Ci przykrosc i ze bylam paskudna.
                            • krysia20000 Re: cofam 19.10.19, 20:41
                              Ależ niczego złośliwego nie napisałaś, luzik.

                              San Diego może trochę lepiej niż standardowy turysta znam, bo nie spędzam tam czasu w hotelu w centrum miasta, a w prywatnym mieszkaniu pośród lokalsów. Do tego rowerem dość obszernie zjeździłem zarówno miasto, jak i kawałek hrabstwa: całą Zatokę od Del Mar aż po Imperial Beach i Srebrną Mierzeją na Coronado, La Mesa, El Cahon, Barona, Ramona i do samego jabłecznikowego Julian już nie dojechałem, bo zabrakło wody i wolałem nie ryzykować udaru z moją bladą twarzą, chronicznie niedoświetloną po tylu latach przebywania pod ciężkim, stalowym niebem Irlandii. Od kilku dni przyglądam się bacznie pieprzykom na ramionach i plecach i się zastanawiam, czy mam je od urodzenia, czy może zakiełkowały podstępnie w czasie kalifornijskich wakacji...

                              W każdym razie jak napisałem wcześniej, głównie kręciłem się po północno-wschodniej części miasta, czyli patrząc od strony Zatoki i centrum, na tyłach Parku Balboa. Dzielnice Mission Hills, Hillcrest, Univeristy Heights i North Park mają dość mocno zdywersyfikowany i młody duchem charakter, bez wyraźnej dominanty etnicznej (tzn. niebiałej). Może dlatego w oczy rzuca mi się Bread & Cie, tęczowa kawiarnia, Whole Foods i czwartkowe lotne targowisko z różnorodnymi propozycjami, nawet brudnym ryżem po akadyjsku bardziej niż taqueria tu, czy tam. Z tego co się orientuję, centrum hispanojęzycznej ludności (czyli 'meksykowo') w Świętym Dydaku to Barrio Logan, przez które przejeżdżałem, ale specjalnie okolica nie zachwyca i przytulnym charakterem etniczno-mniejszościowej społeczności nie grzeszy. Ot, magazynowo-portowa okolica w pobliżu bazy Marynarki Wojennej USA zaraz przy węźle na most Coronado.

                              Dla porównania, kilka lat wcześniej do USA latałem do Chicago i mieszkałem w Pilsen, wbrew czesko-niemieckiej nazwie meksykańskiej dzielnicy pełną gębą, gdzie właściwie jedyną niemeksykańską opcją gastronomiczną (poza MCDonaldem i innymi fast foodami) był startujący podówczas 'Dušek' w odnowionym Thalia Hall, z całkiem udaną interpretacją kuchni środkowoeuropejskiej, na tyle udaną, że znany francuski producent opon docenił. Poza Duszkiem po Pilsen taqueria na churrerii cervecerią poganiała, a jakby tego było mało, to w każdy weekend każdy, kto żyw wystawiał przed drzwi grilla, kolumienki podpięte do ajpoda z kolekcją corrid i ranczerskich przyśpiewek i fiesta trwała do poniedziałku. No i pod względem ludnościowego krajobrazu San Diego odbieram jako wyluzowaną, leciutko prowincjonalną metropolię-kurort i wczesne emerytkowo dla zasłużonych oficerów US Navy, nad wyraz spokojną jak na ponadmilionowe miasto. Obecny tam etniczny żywioł, nie tylko meksykański, bo mniejszość azjatycka (a właściwie wietnamska) jest tam równie liczna, za to Afroamerykanów mieszka tam zdecydowanie mniej niż w LA wydaje się być mało ekspresyjny (zarówno w pozytywnym, jak i negatywnym rozumieniu), a jeśli już to w takiej 'wysterylizowanej' i przystępnej dla białasów formie. Takie są moje wrażenia i doświadczenia, jak każde indywidualne wrażenia i doświadczenia subietkywne i przez to ułomnie niepełne.

                              A znowu wracając do 'did you' używanego jako grzecznościowa forma pytania, to nie chodzi mi o to, że Jankesi są niegramotni (czyli głupi), tylko o to, że ta gramatyczna forma jest charaterystyczna dla amerykańskiego angielskiego, tak samo jak formalnie niedopuszczalne 'youse' jest charaterystyczne dla hiberno-angielskiego, australijsko-angielskiego, czy dialekcie New Jersey w niektórych potocznych rejestrach. Jak to powiedział George Bernard Shaw (swoją drogą Irlandczyk) o Brytyjczykach i Amerykanach: dwa wielkie narody rozdzielone wspólnym językiem.
                              • pinkink3 Re: cofam 19.10.19, 23:23
                                To dobrze, ze sie nie pogniewales.

                                Juz dawno przyszlam do wniosku, ze obserwacje/ wrazenia po krotszym, tzw.turystycznym pobycie w jakims nieznanym dotad miejscu sa na ogol bardziej odkrywcze, interesujace poznawczo, wyraziste. Z czasem, kiedy osiadasz na dluzej, zdolnosc do dostrzegania, nazwijmy to, niezwyklosci, mija, oko sie przyzwyczaja i obojetnieje.
                                Bede musiala wyostrzyc moje ucho i oko ;)

                                Wrazenia z S.D mam podobne. Lubie miasto za niefrasobliwa atmosfere, koloryt i cienka bo cienka ale zawsze historyczna warstewke odbita w architekturze, zwlaszcza, ze na stale mieszkam w Orange County - miejscu bez historii [przedtem krowie pastwiska, sady pomaranczowe i tarantule], za to teraz bodaj jedyny w calej CA bastion Republikanow co to chca Ameryki 'Great Again". Zadne tam fiu-bzdziu, tu rzadzi pieniadz i to gruby pieniadz!
                                Ale twierdza zaczyna sie powoli kruszyc za sprawa dziesiatek a moze nawet setek tysiecy tzw.undocumented immigrants, ktorych tu urodzone dzieci sa juz calkowicie"documented, maja prawa wyborcze i przechylaja szale w strone Demokratow.
                                zobaczymy co to dalej bedzie ale raczej nie wrozy to dobrze "ciasteczkom z Wiednia".
                                • kieszonkowa Re: cofam 24.10.19, 19:25
                                  Prosze nie przerywajcie tej rozmowy. Cudownie sie to czyta.
    • krysia20000 Re: sucha galaretka do bitej śmietany 14.10.19, 14:01
      Następnym razem listki żelatyny rozpuszczonej i lekko przestudzonej wkręć, z sokiem z malin.
      • pinkink3 Re: sucha galaretka do bitej śmietany 14.10.19, 21:16
        Trzeba najpierw ten sok miec;)
        Ale zapamietam i kiedy sie trafi okazja (albo fantazja) - zrobie.
        A tymczasem...
        dzis dokonczylam dziela pt. Bienen Stich Torte, a w jezyku bardziej znanym - Bee Sting Cake. Zachecil mnie pewien piekarczyk amator, a w cywilu powazny bankier.
        Tak mi to pszczele zadlo zachwalal, ( dodatkowo nadmienil, ze latwe,) ze sie zawzielam i zrobilam.
        Rzeczywiscie, nietrudne.
        Drozdzowy placek z miodowymi migdalami na wierzchu, przepolowiony i naladowany kremem waniliowym (bita smietana + budyn z zoltek i corn starch).
        Powinien byc dobry. Siedzi w zimnym i sie zwiazuje.
        Znasz to moze?
        • krysia20000 Re: sucha galaretka do bitej śmietany 15.10.19, 11:29
          Jak to soku z malin na stanie nie ma??? ;)

          Bienenstichtorte nie znałem, ale może się skuszę, bo brzmi interesująco. Dziecięciem będąc nie przepadałem zarówno za ciastami drożdżowymi, jak i kremozą, więc może dlatego nie znałem. No i migdały w tamtych latach istniały w zasadzie tylko w niebiesko-metaforycznej postaci. Ale z upływem czasu wkracza postęp a zęby wypadają i jeszcze może mi się odmienić.
          • pinkink3 Re: sucha galaretka do bitej śmietany 15.10.19, 21:13
            "Jak to soku z malin na stanie nie ma??? ;)"
            Jest, jest ale w domu nie ma.

            "Bienenstichtorte nie znałem, ale może się skuszę,"

            Zjesc sie da ale bez ekstazy. Ot, zwykla drożdżówa z mokrym w srodku i migdalowa posypka. Zadne cudo
            Amerykanom by moze smakowalo [jeszcze nie przetestowalam] ale ja jestem troche rozwydrzona bedac Polka z urodzenia (cukiernie, cukiernie) i z dobra tradycja domowych wypiekow, tortow i ciasteczek zapamietana z polskiego dziecinstwa.
            Plus - ostatnio odkryta kubanska cukiernia + piekarnia [Porto's) ktora co jakis czas zaspokaja moje slodskie zadze. Jest troche daleko - na cale szczescie - ale w pustynnym krajobrazie piekarnictwa w pld. Kalifornii to perla.
            Tak, ze germanskie pszczele żądło mnie specjalnie nie dziabło.

            Ale sprobuj. Bo ze mnie piekareczka raczej do luftu i moze to moja wina.

        • ania_m66 Re: sucha galaretka do bitej śmietany 15.10.19, 12:23
          w niemczech to klasyka wszystkich piekarni (ciastkarni jako takich u nas nie ma, sa tylko piekarnie, albo kawiarnie z wyszynkiem)
          w tanich mechanicznych piekarniach sa tez croissanty typu bienenstich. czyli z nadzieniem budyniowym i posypane posiekanymi migdalami/orzechami i sropem-lukrem o smaku miodu i posypane cukrem pudrem. jak jeszcze jadlam wegle, to raz na ruski rok kupowalam tort, ciasto, albo i croissanta :)

          pinkink3 napisała:

          > Trzeba najpierw ten sok miec;)
          > Ale zapamietam i kiedy sie trafi okazja (albo fantazja) - zrobie.
          > A tymczasem...
          > dzis dokonczylam dziela pt. Bienen Stich Torte, a w jezyku bardziej znanym - Be
          > e Sting Cake. Zachecil mnie pewien piekarczyk amator, a w cywilu powazny bankie
          > r.
          > Tak mi to pszczele zadlo zachwalal, ( dodatkowo nadmienil, ze latwe,) ze sie za
          > wzielam i zrobilam.
          > Rzeczywiscie, nietrudne.
          > Drozdzowy placek z miodowymi migdalami na wierzchu, przepolowiony i naladowany
          > kremem waniliowym (bita smietana + budyn z zoltek i corn starch).
          > Powinien byc dobry. Siedzi w zimnym i sie zwiazuje.
          > Znasz to moze?
          • pinkink3 Bienenstich 15.10.19, 21:29
            Tak, ja wiem, ze to niemecki specjal. Nawet trzymalam sie 'echt' niemieckiego przepisu online.
            Polecajacy bankier - cukiernik naturalnie tez germanskiej odmiany.

            Jestem prawie pewna, ze blad jest po mojej stronie - ciasto bylo z innego przepisu i okazalo sie malo 'gabczaste', powiedzialabym, ze raczej zwarte.

            Smietana po potraktowaniu 'cream of tatar' nabrala dziwnej kwaskowatosci.

            Migdalowe platki kupilam gotowe, juz oblepione/obsmazone w miodzie.
            Moglabym za jakis czas powtorzyc eksperyment unikajac poprzednich bledow ale obawiam sie, ze nie nastapi to zbyt szybko.
    • Gość: Mara Re: sucha galaretka do bitej śmietany IP: *.175.226.26.maxnet.net.pl 11.11.22, 12:01
      Z lenistwa próbowałam dwa razy. Zwłaszcza, ze lubię klasyczne pianki z bitej śmietany i rozrobionej galaretki. Niestety w wersji na sucho nie wychodzi. Z galaretki robią się kolorowe grudki. Mnie to nie przeszkadza, smaku mi nie psuje, ale efekt raczej wskazywałyby na kiepskie umiejętności kulinarne twórcy. Zastanawiam się nad trzecią próbą, czyli suchą galaretkę dodaję do śmietany na początku ubijania, nie w trakcie.
      • malenka9 Re: sucha galaretka do bitej śmietany 24.11.22, 18:10
        Lepiej chyba do już ubitej śmietany dodać stężałą galaretkę. Ze śnieżką to wychodziło.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nie pamiętasz hasła lub ?

Nakarm Pajacyka