ad.a6
12.11.13, 09:35
Witam wszystkich. Podczytuję Was czasem, do tej pory nie miałam powodów by pisać (w zeszłym tygodniu założyłam wątek na forum "Oszczędzamy"), ale czuję, że nie wytrzymuję i muszę się komuś wygadać. Według mnie - powinnam chyba podjąć jakąś terapię. Chodzi o mnie i o mojego partnera. Mieszkamy razem 3 lata, planujemy ślub, ale jest pewne ALE. Mam wrażenie, że od jakiegoś czasu żyjemy obok siebie. Nasz cel to tylko praca. Zaliczyć "dzień" i paść ze zmęczenia. Nie mogę powiedzieć, że jestem zmęczona pracą samą w sobie - prowadzę małą działalność gospodarczą (więcej nt problemu w moim wątku na forum Oszczędzamy). Robię to, co lubię. Problem leży w ciągłej niepewności. Moja działalność polega na uczeniu, douczaniu języków obcych (angielski i niemiecki). Taka działalność najbardziej mi odpowiada, gdyż zarobię w ten sposób więcej, niż zarobiłabym w firmie w moim mieście, przy tym jestem w domu, mam na oku córkę (lat 10), odrabiam z nią lekcje, wyprowadzam psa, ugotuję obiad i dopilnuję wszystkiego. To ja piorę, gotuję, prasuję, opiekuję się dzieckiem, psem, płacę rachunki (mieszkanie z kredytem są moje). Problem polega na tym, że partner w niektóre sprawy nie angażuje się wcale, lub angażuje się w bardzo małym stopniu. Nie wiem jak to ująć konkretnie, bo on nie pali, nie pije, nie wychodzi nigdzie z kolegami, nie ma tu swoich znajomych, przyprowadził się do mnie z innego województwa. To ja czuję "że trzeba więcej zarobić", to ja trzymam rękę na pulsie, to ja za wszystko płacę, partner zarabia tzw "najniższą" i chyba mu z tym dobrze. Aha, ta najniższa przelewana jest na moje konto i ja tym dysponuję. Mam wrażenie że "dwoję się i troję" by było dobrze. Jego pensja starcza na ratę kredytu + czynsz. Resztę opłat, jedzenie, sprawy dziecka, psa, samochodu (jest nasz wspólny) ja mam na głowie. Rozmawiamy dużo i często, nie wybuchają kłótnie, on się po prostu zamyka w sobie i słyszę "nie masz to idź i zarób, bo ja już więcej nie mogę". Aplikacje składa wszędzie, ale odzew znikomy, jeśli jest, to albo praca w innym mieście, gdzie pensja może i wyższa, ale po odliczeniu dojazdu wyszłoby na to samo. Zaczyna się dziać źle między nami, bo ja czuję się jak robot do zarabiania pieniędzy, nie jak kobieta. O sobie mogę powiedzieć tyle, że mam 34 lata, jedno dziecko..... (partner chciałby drugie ale skutecznie sprowadzam go do parteru argumentem że kto nas utrzyma), czuję się bardzo nieatrakcyjna - przed poznaniem partnera mogłam wziąć sobie 500 zł i wydać w centrum handlowym tylko na siebie, kupić buty, torebkę i płaszcz na zimę. Teraz mogę o tym pomarzyć. Zrobiłam się wredna, wybuchowa, sfrustrowana...nie wyglądam na kogoś, kto prowadzi dg, uczy 2 języków i zarabia dość sporo jak na kobietę. Wyglądam jak 7 nieszczęść. Jak rozmawiamy nt zakupów to on mówi "no oczywiście, kup sobie". Taaaaa, mam sobie kupić i potem martwić się bo nie ma??? Chodzi mi o to, że on nie myśli o tym żeby coś zrobić dodatkowo. Jestem wiecznie zalatana, nerwowa i nie mam dla siebie absolutnie ani czasu, ani pieniędzy. Nie mam czasu na zainteresowania. Ostatnio mi powiedział, żebym zrobiła coś ze sobą, żebym była bardziej kobieca. Ja stwierdziłam "daj mi na to". Czuję się jak robot do wszystkiego i zaczynam żałować tego związku. Nie że facet jest zły. Nie wyzywa, nie poniża, nie pije, w domu przy sprzątaniu pomaga, dobrze się dogaduje z moją córką. Tylko ja mam dosyć tego, że mam na karku absolutnie wszystko. Kiedyś, gdy z córką mieszkałyśmy jeszcze w mieszkaniu mojej mamy, a ja dorabiałam na boku poza firmą gdzie się dało, to wiedziałam, że te pieniądze będą moje, absolutnie moje (na ciuchy, kosmetyki, fryzjera). Teraz wszystko idzie "w domu" i dla mnie osobiście nie zostaje nic, albo kombinuję "z lumpa". Nie mogę się też od dłuższego czasu przekonać do uprawiania seksu. Do tego muszę się sama czuć atrakcyjna i kobieca. Chciałabym żeby partner mi powiedział coś miłego, na samym początku związku było cudownie w sprawach łóżkowych....potrafił sprawić że czułam się NAJ, jak ktoś absolutnie wyjątkowy, ale też muszę przyznać że dbałam o siebie o wiele więcej bo też i miałam dla siebie więcej kasy. Nie wiem jak sobie z tym poradzić i zakończyć to błędne koło. Zwariuję niedługo albo zacznę szukać potwierdzenia własnej atrakcyjności w Internecie. Czuję się bardzo niepewna siebie i jak przysłowiowa ścierka do podłogi. Do tego doszły problemy z włosami- wypadają na potęgę, mimo książkowych wyników badań lekarskich. Włosy obcięłam, i czuję się jeszcze gorzej - zawsze miałam piękne, długie i czarne. Teraz została tylko część. Coraz częściej płaczę, z byle powodu. Czuję, że muszę tak się zapracowywać, bo inaczej nie będzie co jeść, bo z jego pensji zapłacę czynsz z kredytem i ...co dalej??? Błędne koło.