diabollo
23.11.20, 10:49
Policjant starszy wie, że nie sztuka upokorzyć demonstranta. Policjant młody szybko się podpala
Jan M. Piskorski
Nawet Bóg w końcu zrozumiał, że zastosowana przez niego u zarania świata metoda policyjna zawiodła.
Prof. dr hab. Jan M. Piskorski – historyk, wykładowca akademicki, autor wielu prac naukowych, publicysta, pracuje na Uniwersytecie Szczecińskim
Pierwszy znany z imienia policjant, archanioł Michał, pilnował bram raju po wypędzeniu przez Boga Ewy i Adama. Kainowi, który co rusz zmuszony był wysłuchiwać opowieści zaharowanych rodziców o wspaniałości rajskiego zboża, udało się przekonać boskiego funkcjonariusza, aby pozwolił mu zabrać garść nasion. Pełen wiary w przyszłość namalował zaciekawionemu aniołowi wizję postępu czekającego ludzi w wyniku wytrwałej nauki i pracy. Przekonywał, że opanują leczenie chorób, i próbował wciągnąć go w rozmowę o decyzji Pana Boga dotyczącej jabłek z drzewa wiadomości dobrego i złego.
Nie rozumiał – utrzymywał Erazm z Rotterdamu, u którego znalazłem zaczyn dla tej opowieści – ani boskiego uporu, ani kary, która zdawała mu się nieadekwatna do występku rodziców (o okrutnej zemście Zeusa na Prometeuszu nie słyszał). Anioł, któremu ciążył ogromny miecz, rozmarzył się, gdy usłyszał z ust Kaina, że u wygnańców pilnowaniem bram zajmują się już tylko psy. Boski strażnik po ludzku przymknął oko lub sam przekazał sprytnemu intruzowi kilka ziaren ze strzeżonego zazdrośnie ogrodu. Jahwe domyślił się oczywiście przyczyny sukcesów przedsiębiorczego rolnika i nie wchodząc w szczegóły pozyskania przez niego cudownych nasion, postanowił dać ludziom kolejną nauczkę. Za bunt przeciw wszechmocy nieba ostentacyjnie wynosił Abla nad Kaina. Chciał zmusić starszego z braci do uległości, rozniecił zawiść. Skończyło się śmiercią Abla w braterskim zamachu i skazaniem Kaina na udrękę wiecznej tułaczki.
Bóg nie przypadkiem wybrał na wzór młodszego z braci: nie zawracał niebianom głowy, o innowacjach nie myślał, pasł podarowane mu owce i składał z nich hojne ofiary. Że każda władza lubi, gdy się jej kadzi, przekonał się Utnapisztim. Po osadzeniu arki przy pierwszym odkrytym skrawku ziemi niezwłocznie złożył bogom ofiarę. Starczyło, że poczuli woń dymu, zapisał pewien kapłan babiloński, by zlecieli się do ludzi jak muchy do miodu w oczekiwaniu na niezasłużone wyrazy wdzięczności.
Bogowie, niezależnie od proweniencji, nie są źli z natury. Nawet groźny żydowski Jednowładca uniósł się w dobrych zamiarach. Nie wiedział, że nimi zostanie wybrukowana droga do piekła. Nigdy wcześniej nie miał okazji skonfrontować się ze stworzonym przez siebie różnorodnym światem. Żył w przekonaniu, że sam jeden wie, co leży w interesie wszystkich stworzeń, a wobec narastającego braku wzajemnego zaufania roztaczał nad nimi coraz ściślejszą kontrolę. Musiał być świadom nieszczęść, jakie niesie modernizacja, i kierowany nadmierną troską, znaną wszystkim młodym rodzicom, pragnął nas chronić metodą nakazów i zakazów. Przeświadczenie o własnej racji nie pozwoliło mu wyobrazić sobie, że człowiek przedłoży niepewną wolność nad syte bezpieczeństwo pańskiego zapiecka. Jest prawdopodobne, że kiedy Ewa i Adam przekroczyli bramy raju i poczuli wicher hulający swobodnie pomiędzy bezkresną przyszłością a bezdenną przeszłością, zapragnęli wrócić do bezpiecznej zagrody. Wtedy zapewne Bóg uniósł się pychą – matką wszystkich nieszczęść (Tomasz Morus) – i kazał swojemu strażnikowi zastąpić im drogę. W odpowiedzi chwycili się mocniej za ręce.
Bogatszy o tysiąclecia doświadczeń Bóg zrozumiał, że zastosowana przez niego u zarania świata metoda policyjna zawiodła. Przesłanie ewangelicznej przypowieści o synu marnotrawnym nie pozostawia wątpliwości: wracające do domu dzieci należy przyjąć.
Refleksja przyszła za późno, Ewy i Adama nie udało się już zawrócić z drogi. Zbyt daleko zaszli i mimo że idą w nieznane, ani myślą wracać. – A gdybym wtedy jak mój marszałek połączonych sił zbrojnych porozmawiał z nimi albo chociaż przymrużył oko? – roztrząsa odtąd Wszechmocny w poczuciu niemocy. Kiedy nie radzi sobie z żalem, sięga po kwiat lotosu. W tradycji islamskiej rośnie on w siódmym niebie po prawicy Pana, według hindusów stwórca świata Brahma siedzi na nim. Jego skosztowanie osłabia przejściowo pamięć i tym samym łagodzi traumy przeszłości. One są najgorsze, bo przeszłości odmienić nie sposób.
Prawo w czasach powszechnego bezprawia
Stworzony na obraz Boga człowiek też uczy się tylko na własnych błędach. Wysiłki wychowawców i zalecenia z boskich ksiąg nie skutkują. Dotyczy to szczególnie sytuacji kryzysowych, gdy nawet demokratyczne władze zapominają, co im wolno. Szwecja chyba jako jedyna nie zdecydowała się na wprowadzenie restrykcji epidemicznych, argumentując, że nie ma dla nich konstytucyjnych podstaw. W pozostałych krajach rządy potraktowały obywateli jak małe dzieci – podsumowuje nie bez racji Zoe Strimpel w brytyjskim „The Daily Telegraph”. Felietonistka dostrzega, że tendencja do pouczania nasila się od kilku dziesięcioleci (powiedziałbym, że paradoksalnie wraz z narodzinami masowej demokracji w XIX w.), tyle że w dobie koronawirusa przybrała rozmiary równoległej epidemii. Ustawodawcy, biurokraci i wszyscy inni, którym nie w smak poważna rozmowa z obywatelami, pospieszyli „dla naszego dobra” ograniczać zapisane w konstytucjach wolności lub w najlepszym razie uczynić z nich przedmiot darowizny. Do pomocy, trzeba dodać, ruszyli technokraci, w znacznej mierze z własnego mianowania. Łączyła ich nonszalancja wobec obowiązującego prawa, lekceważenie przeciwnych poglądów równie dobrze wykształconych kolegów, wreszcie przekonanie, że wiedzą, co należy robić w związku z pojawieniem się zarazy.
CDN...