Gość: Zdradzona żona
IP: *.147.124.127.nat.umts.dynamic.eranet.pl
18.02.11, 11:12
Do zeszłego roku, dobre małżeństwo z dwójką dzieci, nie tylko mąż i żona również przyjaciele. On zmiana pracy, coraz częściej nieobecny, zamyślony obecny ciałem ale duchem nie, przestaje się przytulać, nie mówi, że kocha i nie okazuje tego. Szok!!! Ma romans z koleżanką z pracy mężatką z dwójką dzieci wydaje mu się, że ją kocha. Moje życie, zawaliło się, mój świat..... kilka miesięcy obiecywania, że to koniec i dalej oszukiwanie. Po kolejnym kłamstwie pakuje mu walizki. Błaga, że się zmieni, że tak kobieta nic nie znaczy itp. Uwierzyłam. Kilka miesięcy wzlotów i upadków, pretensji do mnie, że jestem taka siaka i milion rożnych rzeczy. Ja w tym czasie wyczulona, komórka i mail pod kontrolą. Spalam się. Postanowienie, dam mu szanse nie kontroluje, nie pytam. I co mnie spotyka, kolejny szok. Przegrałam ze sobą skontrolowałam komórkę i znalazłam ślad, że wysyłał do niej sms-y. Zapytałam, zaczął się plątać, przycisnęłam - przyznał się. Spokojnie powiedziałam mu, że to koniec i składam pozew o rozwód. Nie krzyczę, nie wyrzucam, o nic nie pytam. Prawie rok kopania się z koniem. Mam do siebie żal, że tyle czasu w tym tkwiłam - chciałam utrzymać rodzinę, chciałam aby moje dzieci miały normalny dom. A co im zafundowałam? Prawie rok, życia nad przepaścią. A sobie? Kobietę żebrającą o uczucia, o zauważenie, starającą się zmienić - bo to moja wina, że on tak zrobił/robi, bo to ja jestem tym słabym ogniwem. Dziś podjęłam decyzję, składam pozew o rozwód. Wiem, że nie będzie łatwo, ale muszę dać sobie radę.