lawendowe_pola
25.03.06, 18:39
Witam na wstepie, jestem tu nowa.Potrzebuje sie wyzalic, poradzic, wiec pisze
tu wlasnie.Jestem w długoletnim zwiazku, mamy osmioletnie dziecko.
Moj facet jest typem dominatora, co tak naprawde zaczelo mnie strasznie
draznic pare lat temu.Wczesniej wierzylam, ze bedzie dobrze, jakos to
wszystko szlo.Do czasu, gdy po raz pierwszy mnie spoliczkowal, wowczas
dziecko mialo rok.Od wtedy juz kilkukrotnie zdarzylo sie, ze mnie popchnał,
uderzyl w twarz, zwymyslal.Jest bardzo porywczy i nie przebiera w slowach,
bluzgi leca takze przy dziecku( a w miedzyczasie miły, dbajacy, taka wieczna
hustawka).To spowodowalo, ze zaczelam sie od niego odsuwac, nie spimy w 1
łozku juz z 6 lat, ja przenioslam sie do sypialni dziecka.Do seksu sie
zmuszalam, na rózne sposoby próbujac nabrac checi.Ale niestety- nie jestem w
stanie wspolzyc z kims, kto na mnie wyladowuje swoje frustracje i mi
ubliza.On z kolei ma mi za zle, ze jestem oziebla i nie chce sie z nim
kochac.Kazda rozmowa sprowadza sie do tego, ze on mnie obwinia, a swoje
zachowania tłumaczy desperacja- ze niby go sprowokowalam.Ostatni seks byl pol
roku temu, zreszta po ostrej awanturze, dla swietego spokoju.On sie nie
domaga.Dodam, ze ma 50 lat, ja 35.Wczoraj zrobil mi awanture o nic.Mam go
dosyc, mysle o wyprowadzce do rodziców, choc to nieciekawa perspektywa.No i
nie mam pracy, zostalam zwolniona(likwidacja stanowiska).Boje sie ze sobie
nie poradze finansowo, samotnosci sie nie boje bo i tak jestem w tym zwiazku
samotna od dawna.Boje sie, ze nie uda mi sie nikogo poznac, choc jestem
atrakcyjna, ale niesmiala, nie przepadam za kontaktami z ludzmi, trzeba mnie
z domu wyciagac.Napiszcie, czy naprawde jest szansa ulozenia sobie zycia?
Znam pare rownolatek rozwiedzionych, ktore latami sa same.Mam tyle
watpliwosci, moja mama mnie namawia na definitywne rozstanie, w trosce o mnie
i dziecko , ktore jest swiadkiem jego wrzaskow.
Nie jestesmy malzenstwem, w razie rozstania zostaje z niczym.
Mowi sie, ze wina lezy po obu stronach, moze uswiadomicie mi moja?
Jak słucham partnera to okazuje sie, ze :ze czegos nie posprzatalam, nie
przykladam sie do obowiazkow, jak on to mowi, mam wszystko gdzies(w
rozumieniu, ze nie martwie sie o to, czy bedziemy mieli pieniadze).Sam jest
nieprawdopodobnym balaganiarzem, pieniadze swoje zawsze mialam, moze nie
jakies wielkie, ale byly.Teraz mam zlecenia, ktore wymagaja wyjazdow do
innego miasta i on mi kategorycznie zabrania jechac, czyli po prostu
przeszkadza mi w zarobkowaniu, a jednoczesnie twierdzi, ze podchodze do zycia
lekko i o nic sie nie martwie, nie wspieram go w problemach.Te zlecenia sa
bardzo rzadkie, wiec nie moga stanowic źródla wiekszych dochodow, to raptem
400- 500 zł.Co do alimentow na dziecko, tez sie tym martwie, bo nawet jesli
bedzie wyrok, sprawa trafi do komornika to niewiele wskoram, bo to sa jego
koledzy.Nie bedzie z czego sciagnac ewentualnych alimentow, jest dobrze
zabezpieczony pod tym wzgledem.
Próbuje znaleźc jego pozytywy:jest osoba powszechnie lubiana, towarzyska,
bardzo inteligentny, zaradny, pieniadze na zycie daje, nie pije.Jednoczesnie
zas traktuje mnie momentami jak ostatnia scierke.Moja ambicja, dusza wrecz
wyje z ponizenia.Jestem osoba nie znoszaca konfliktów, ugodowa,pomocna, co ze
mna nie tak, ze mnie tak traktuje? Czy to wlasnie przez to, ze unikam
zblizen? Ale przeciez potrafil po upojnej nocy na drugi dzien sie awanturowac-
czyli czy jest ten seks czy go nie ma sytuacja ta sama.
Przepraszam za chaos, ale pisze troche w nerwach.Czy jest jakis sens
ratowania tego, czy w ogole jest mozliwosc?
Dziekuje z gory za odpowiedzi.