garibaldi12
27.09.21, 10:34
Życie na naszej planecie od tysiącleci toczyło się własnym torem. Ludzkość miała swoje chwile wzlotów i upadków, całkowicie zapominając o przeszłości i istnieniu potężnego „Antyżycia”. Wszechmocna energia mogąca niszczyć całe układy gwiezdne, cały czas czaiła się jednak w mrokach kosmosu. Teraz sam Darkseid dostrzegł jej przebudzenie i nadejście wielkiego niebezpieczeństwa. „Przeciwnik” jest na tyle potężny, że nikt nie może się z nim mierzyć samemu. Nie pozostaje więc nic innego jak tylko połączyć siły z dotychczasowymi wrogami (superbohaterami) i wspólnie spróbować powstrzymać nadchodzącą zagładę.
Historia napisana przez Jima Starlina to „klasyka” doceniona zarówno przez krytyków, jak i fanów na całym świecie. Opowieść pierwotnie została opublikowana w ramach mini-serii wydawanej końcem lat 80. Decydując się więc sięgnąć po ten album, należy być gotowym na mocną dawkę „retro”. Fabularnie tytuł stanowi zamkniętą całość, nie ma więc potrzeby znać dziesiątek historii pobocznych, aby móc w pełni cieszyć się jego zawartością. Dzięki temu po komiks mogą sięgnąć zarówno doświadczeni fani DC, jak i zupełnie nowi czytelnicy.
Główny wątek historii to mieszanka prostoty i sprawdzonych rozwiązań, które skupiają się na dostarczeniu czytelnikowi masy widowiskowej akcji. Starling doskonale wie jak pisać kosmiczne opowieści, które być może nie są nadmiernie innowacyjne, na pewno jednak potrafią być intrygujące i mocno angażujące. Stworzona przez niego historia to od pierwszej do ostatniej strony istna galaktyczna „jazda bez trzymanki”, gdzie dosłownie każda strona czymś zachwyca. Pod wierzchnią warstwą widowiskowości potrafi on również umieścić bardziej „głębsze” treści odnoszące się do złożoności superbohaterów i skomplikowanych relacji zachodzących pomiędzy nimi...
Cała recenzja na:
popkulturowykociolek.pl/recenzja-komiksu-kosmiczna-odyseja/