kanarek2
23.06.04, 18:45
[kanarek do jenn, La Varsovie]
Ma chere,
spotkanie z panią de Y. wypadło niedzielnym popołudniem.
Jak świetnie wiesz, obiad jedzony we dwoje potrafi być przeżyciem głęboko
łączącym. W niedzielę sytuacja była inna, pani de Y. była głodna i zjadła
obiad, a ja nie więc nie. Przypadła mi więc rola widza, a talerz z zupą
stojący między nami pełnił rolę fosy dzielącej jedzącą i poszczącą stronę
stolika. Siłą rzeczy obserwowałem akcję naprzeciw mnie.
I oto fizjologia jedzenia, na którą przecież nie zwracamy uwagi podczas
wspólnych posiłków, objawiła się z całą mocą. Z przyjemnością patrzyłem na
celowe posunięcia noża i widelca, baletowe pas de deux przypominające rytmy
przedstawień Bejarta. I na liście szpinaku zwijane w apetyczne kłębuszki,
wędrujące z talerza do ust - ot, taki krótki lot szpinakowej kulki ku
nieśmiertelności (odbitej w nieco dłuższym paznokciu, głębszym spojrzeniu czy
zaokrągleniu).
Post scriptum nastąpiło wczoraj.
Na kolację podano młody szpinak.
Kopiując wiernie sekwencję gestów pani de Y. zwinąłem liść szpinaku w
kłębuszek, i zapewniłem mu nieśmiertelność.
Pozdrawiam wiosennie,
k