Gość: Fredzio
IP: *.bmj.net.pl / *.bmj.net.pl
12.07.05, 09:59
Uwaga! Czytanie poniższego tekstu nie jest obowiazkowe.
"02.06.
Po śniadaniu zakupy (chleb za 4,-kn), potem jedziemy nową (od pewnego miejsca)
drogą do Kanału Limskiego, takiego tutejszego fiordu długości 9 km. Jedziemy
m.in. przez Žninj: zestawienie głosek „nj” wydaje się nie do wymówienia,
dochodzę do wniosku, że „j” spełnia tu rolę „miękkiego znaku”, czyli pewnie
czyta się to „Żniń”, w końcu zapomniałem zapytać o to tubylców. Droga bardzo
miła, przeważnie łagodnymi wzniesieniami, ale niekiedy pochyłości są spore
(np. 10%), a ilość zakrętów przekracza wszelkie wyobrażenia, nawet na
niewielkich odcinkach biegnących zupełnie poziomo, znowu machanie dźwignią
zmiany biegów i kręcenie kierownicą (…”to lubię..”), trochę nieuzasadnionych
ograniczeń szybkości (np. 60 na długiej prostej) – nie przestrzeganych.
Dojeżdżamy do Kanału: bardzo malowniczy jęzor morza wcinający się między
wysokie zielone wzgórza, stąd kolor wody też zielony. Przystań statków
wycieczkowych, kilka restauracji, dużo stoisk z oliwami smakowymi, rakiją,
serami. Częstują nas serami - miejscowym odpowiednikiem parmezanu i drugim w
smaku oscypka, kupujemy połówkę tego drugiego za 40 kn., pijemy cappuccino,
trochę zdjęć i jedziemy do Rovinja. Miasto chwyciło mnie za serce, taki
mniejszy Neapol, niesłychana i rozległa plątanina uliczek, przepustów, bram
przechodnich i niebotyczne wręcz schody, schody, schody. Na szczycie miasta
oczywiście kampanila katedry św. Eufemii, którą zjadły lwy, ale potem jej
relikwie cudem przypłynęły z Aleksandrii i umieszczono je w ogromnym
sarkofagu pochodzenia rzymskiego (aż tyle tego przypłynęło, pewnie te lwy nie
miały apetytu?). Na szczycie dzwonnicy figura św. Eufemii na obrotowej
podstawie wskazuje aktualny kierunek wiatru... Wiele resztek dawnych umocnień,
mnóstwo domów w uroczym zaniedbaniu, o ścianach odchylonych od pionu, na
dolnych ulicach wyrastają wprost w morza, ciaśniutkie zaułki – po prostu model
średniowiecznego miasta śródziemnomorskiego. Ulice znowu wybrukowane
wygładzonymi przez chodzących sporymi bloczkami kamiennymi, niepokojąco
śliskimi. Roninj leży na czymś w rodzaju okrągłej patelni, połączonej z lądem
jedną wąska szypułką, spod katedry widać wokół morze, gdy więc znowu
zabłądziliśmy, szliśmy (nie)spokojnie przed siebie, wiedząc, że na parking
przy wjeździe do miasta musimy trafić. Oczywiście port jachtowy, przystań
statków wycieczkowych i setki kawiarń, restauracji, sklepów, w tym dużo
jubilerskich i zegarmistrzowskich. Sporo polskich wycieczkowiczów, zresztą
zwiedzających mnóstwo, ale miasto tego warte. Wieczorem taras restauracji
prawie pełny, przyjechała chyba duża grupa Czechów, a więc muzyka gra, ale
pomimo to zasypiam – i śpię.
Przeb.: 218,4 km, śr. zuż. 5,8 , szybk. 47 km/g