soova
20.11.09, 13:36
Muszę powiedzieć, że ponowne spotkanie po latach z "Kłamczuchą" okazało się... bardzo miłą niespodzianką, naprawdę. Fajne, krwiste, dobrze narysowane postacie, akcja poprowadzona bez pudła (pewnie, że z niewielkim elementem nieprawdopodobieństwa w postaci zawiązania znajomości Anieli i Pawełka i jej kontynuacji, ale w końcu to książka dla młodzieży ;)). Znakomita scena z Mamertem karcącym dzieci za wynajem zabawek w piaskownicy. Po prostu tak podskórnie wyczuwałam, że wcale im tak bardzo nie miał za złe tego biznesu, ale że ogólnie w tamtych czasach i kręgu społecznym panowała niechęć do "prywaciarstwa" i nie daj Boże, zarabiania pieniędzy, więc nie mógł dzieci pochwalić, a musiał skarcić, zatem wybieg z kasztanami był jak dla mnie super. :) Zauważcie przy okazji, jak bardzo zmieniło się podejście wychowawcze. W Polsacie leci już ładnych parę lat "Rodzina zastępcza plus". Jednym z jej bohaterów jest Filip (obecnie już maturzysta), który chce zostać biznesmenem i zarabiać duże pieniądze, więc podejmuje różne działania biznesowe ;) (sprzedaż starych mebli na Allegro, obrót nieoczekiwanie uzyskaną gotówką na giełdzie) już w młodym wieku. Rodzice wcale się temu en masse nie sprzeciwiają, a karcą go jedynie za głupie czy nieetyczne pomysły.
Kłamstwa Anieli wydawały mi się jakieś takie wymuszone przez okoliczności. Nie wiem, czy usprawiedliwione, bo to jednak nieładnie opowiadać dalekim krewnym nieweryfikowalne bajki o macosze i młodszym braciszku - ale z drugiej strony jak inaczej uzyskać lokum blisko uliy Roosevelta? :D Dziś pewnie powiedzielibyśmy na to "kreatywna przedsiębiorczość" :) Po prostu jak to z kłamstwami bywa, w pewnym miejscu sprawca tak się zaplątuje, że musi w nie brnąć dalej, czy tego chce czy nie. Dobrze, że w otoczeniu znalazła się ciotka Lila, która nie wdeptała Anieli w ziemię za Fałata, ;) a przeciwnie, dała jej szansę, słusznie wyczuwając, że za parawanem kłamstewek ukrywa się wcale niekonwencjonalna i ciekawa osobowość.
No i wniosek końcowy, niestety druzgocący, bo właśnie wczoraj skończyłam "Kwiat kalafiora", gdzie recenzja nie będzie już tak dobra. "Kłamczucha" jest świetna, bo opowiada prawdziwie o młodzieży, nie o domu Borejków i nie krzewi borejkowskich ideałów rodzinnych. Nawet Mamertowie, mimo że Tosia piecze w sobotę ciasto, mają nieposprzątane. :)