luciola9
09.08.10, 19:02
Powracam tu ... by opisac to co mnie nurtuje...
Oczekiwania mojej teściowej-
Mimo, że sytuacja zdecydowanie się zmieniła nadal wg. jej zachowuję
się nietaktownie w pewnych sytuacjach. Problem polega na tym, że ona
jest samotna, jest wdową, a jej jedyny syn wybrał mnie za żonę:)
Przez to już od samego początku nie było dobrze..... jednak zawsze
chodziło jej o to ,że nie bierzemy jej pod uwagę w swoich planach.
Kiedy kontrolowała sytuację, wiedziała, jakie mamy plany itp, było
ok. Nawet stało się tradycją,żę omawialiśmy we 3 nasze sprawy -
dosłownie.
Kiedy teraz patrzę wstecz z jednej strony podziwiam się, za
cierpliwosć, z drugiej ganię za brak działania i wyzanaczenia
jakichkolwiek granic. Wiem, że swoją postawą sama doprowadziłam do
takiej sytuacji, ale byłam młoda, grzeczna, chciałam żeby było
dobrze między nami i przede wszystkim myślałam,że to się kiedyś
zmieni....
Zmieniło się, ale były to ciężkie chwile dla nas wszystkich.
Dziwne, bo nawet nie mogę powiedzieć,że jej nie lubię, wręcz
przeciwnie, uważam ,że to fajna kobieta, odważna, wygadana, obyta,
kochająca rodzinę. Jednak, kiedy wchodzi w coś - to na całego,
czasami czuję się tak jakby "wypijała ze mnie krew". Dlatego nie
chcę mieć z nią bardzo bliskich relacji(matka:córka)- bo potem obie
cierpimy, ona nie rozumie moich racji, ja jej.
Takich sytuacji jest mnóstwo:
Jedziemy gdzieś na zakupy - nie pomyslimy,że ona też by sobie cos
kupiła.
Jedziemy do Kazimierza - nie myślimy, żeby ją zabrać.
Idziemy na spacer - nic by sie nie stało, gdybyśmy wstąpili po nią.
Robię obiad - przecież ona je mało .
Idę do koleżanki, wyjeżdzam do siostry, kupuję cos nowego - powinam
jej powiedzieć...
Wg jej dbam tylko o swoją rodzinę,a ona nie ma nikogo, bo każdy się
od niej odseparował. I wtedy trochę się gniewa, trochę szantażuje,
trochę płacze, trochw wypomina. Później się usokoi, ale sytuacja
notorycznie się powtrza.
Próbuję się nie przejmować, ale nie mam odwagi jej powiedzieć, że ja
sama wiem co powinam robić, bo zaraz zacznie się wszystko od
początku. A ja naprawdę nie mam ochoty ciągle powracać do tego
samego- bo to zwyczajnie nie ma żadnego sensu.
Czy któras z Was ma podobną sytuację, jak sobie radzicie? Macie
jakieś sposoby na dobrą, zdrową relację?
I jak mam jej pomóc, żeby nie czuła się tak wyobcowana?