quelquechose
05.04.23, 10:44
Jestem w związku niemałżeńskim od 15 lat. Mamy córkę 14-letnią i mieszkamy w mieszkaniu mojego partnera. Każde z nas ma swoje konto oraz mamy wspólne, na które przelewamy co miesiąc taką samą kwotę (plus ja dodatek na dziecko i rodzinny). Ja pracuję, mam dość dobrze płatną pracę, mąż przestał po drugim zawale i po odziedziczeniu po rodzicach pokaźnej kwoty. Okazjonalnie partner zafunduje coś ekstra od siebie, ale przeważnie to podział fity/fifty. Męczy mnie, że nie mogę urządzić się po swojemu w mieszkaniu partnera oraz to, że uważa on, że córka powinna odziedziczyć wszystko po nim (no mówi, że może mi coś zostawi, ale na pewno nie połowę). Tak w zasadzie to moja terapeutka uzmysłowiła mi, że to nie jest ok. Do tej pory uważałam, że powinnam radzić sobie sama - także finansowo. Mam zawsze mi tłumaczyła, że nie można być od faceta zależną i jakoś to we mnie wsiąknęło - nie mam zaufania.
Po rozmowie z terapeutką podjęłam temat małżeństwa z partnerem i on niby jest na tak, ale po kupieniu pierścionka zaręczynowego (półtora roku temu) nic się nie zmieniło. Jak podejmowałam temat ślubu, to zawsze są jakieś wymówki. Prawda jest taka, że wypłynął również temat dziedziczenia i tu mamy odmienne zdania. On chciałby intercyzę. O ile nie przeszkadza mi ona w regulacji praw wypadku rozwodu, to uważam, że powinniśmy o siebie zadbać na wypadek śmierci. Ponieważ partner zostawiłby po sobie odziedziczony majątek rodzinny, uważa, że to córka powinna być głównym beneficjentem. Ja mam tylko to, co sama zarobiłam. Ponieważ chcę zabezpieczyć swoją przyszłość na wypadek rozstania lub czegoś gorszego, kupiłam sobie dom na kredyt (planuję go na razie wynająć) - będę go spłacać przez 20 lat, a gdyby coś poszło nie tak mam kąt dla siebie. Pomijam, że zawsze marzyłam o mieszkaniu w domu, a partner nie chce zmieniać mieszkania.
Chciałabym poznać opinię innych, żeby spojrzeć na problem z innych perspektyw.