Dodaj do ulubionych

Porodówka w Redłowie - fakty i mity

12.05.06, 14:24
10 maja udało się doprowadzić do bardzo ciekawego, w mojej ocenie, spotkania
członków Komisji Zdrowia i Rodziny Rady Miasta Gdyni z dyrekcją i ordynatorem
położnictwa Szpitala Morskiego w Redłowie.

Spotkanie to odbyło się z mojej inicjatywy, gdyż od dłuższego czasu zbieram
wiele sygnałów dotyczących tej placówki. Mam też własne doświadczenia - 2004
poród rodzinny i narodziny mojej córki Alinki, 2006 - poród rodzinny i
narodziny mojej córki Agatki, w tych samych latach dwa porody mojej siostry,
oraz mnóstwo innych relacji i uwag, w tym tych wyczytanych na forach, gdzie
mamy dzielą się doświadczeniami.

Widząc wiele nieprawidłowości, przede wszystkim w sferze braku dbałości o
potrzeby kobiet i niezbyt podmiotowego traktowania rodzących (tematy opłat,
dziwacznej procedury kwalifikacji do porodu rodzinnego i niedopuszczania do
niej, rutyny lekarskiej, nieinformowania kobiet o podawanych im lekach,
rutynowym nacinaniu krocza, braku remontu w sali porodowej od 10 lat itd.
itp.)- chciałem dowiedzieć się, jak te sprawy widzi - i czy widzi - dyrekcja
szpitala. Poprosiłem też o obecność innego z radnych, który jest świeżo po
porodzie w Wejherowie i trudnej dla lokalnego patrioty decyzji o porodzie poza
Gdynią, by opowiedział o tym dlaczego nie zdecydował się na Redłowo.

Nie wydaje mi się celowe zaśmiecanie tego forum szczegółową relacją z tego
spotkania - ją zamieszczę 13 maja na blogu trzebiatowski.blox.pl (zapraszam
osoby zainteresowane do czytania i komentowania)- w tym miejscu chciałbym
podjąć tylko jedną kwestię:
Pani dyrektor w toku dyskusji (dość gorącej)oznajmiła mi, że:
1. do szpitala nie wpłynęła ANI JEDNA SKARGA od osoby rodzącej;
2. w szpitalu rozdawane są do wypełnienia (nie wiem w jakim trybie ale na
pewno nie wszystkim) ankiety, w których można podsumować i ocenić pracę izby
przyjęć i oddziału. Zbiorcze wyniki tych ankiet włączone zostały do
dokumentacji związanej z ubieganiem się przez szpital o certyfikat jakości ISO
, świeżo otrzymany zresztą - w tych ankietach, według pani dyrektor, ponad 90%
osób oceniło pozytywnie całokształt i zadeklarowało polecenie placówki innym,
w tym osobom najbliższym...
W kontekście własnych doświadczeń i relacji innych osób- jestem zdumiony.

Wnioski:
Jeśli macie Państwo jakieś uwagi - zgłaszajcie je na piśmie dyrekcji. Nie
robiąc tego, nie zmieniacie przekonania, że jest bardzo dobrze. Wiem dobrze,
że miedzy poczuciem komfortu a skargą jest ogromna przestrzeń - ale nalegam,
by pisać choćby krótkie pisma w formie wniosków, by był ślad Państwa opinii.
Co do ankiet - proszę o informacje, czy któraś z Pań miała okazję taką
wypełniać, w jakich warunkach to się odbyło, czy dawało poczucie anonimowości
i bezpieczeństwa, czy też było inaczej. To bardzo ważne, bo chciałby mten
wątek kontynuować - dyrekcja już obiecała mi reakcję w kilku aspektach a ja
chciałbym swoją wiedzę uzupełniać i poszerzać, dla dobra kolejnych matek i
dzieciaków. Może i mi przyjdzie tam kiedyś jeszcze wrócić? Niezależnie od tego
uważam, że Gdynia zasługuje na lepszą porodówkę i dużo dobrego można w tej
sprawie niewielkim nakładem środków uczynić - zwłaszcza w kwestii stosunku do
rodzących, ułatwienia im życia, lepszej informacji, mniejszego zrutynizowania
czynności itd.

Proszę o kontakt w tej sprawie wszelkie osoby, które mają coś do "dorzucenia"
w tej sprawie: opisy sytuacji, które miały miejsce, wnioski dotyczące zmiany,
usprawnienia funkcjonowania tego oddziału itd.

Kontakt ze mną: Zygmunt Zmuda Trzebiatowski, zygmunt@trzebiatowski.pl , 502
153 888, trzebiatowski.blox.pl
Obserwuj wątek
    • zuzanna123 Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 12.05.06, 14:37
      Owszem takie ankiety są dostępne, ale najpierw trzeba poprosić o otrzymanie jej
      (wolałabym by były ogólnodostępne) i tak sobie myślę,że kobieta po porodzie
      zwyczajnie nie ma ani czasu ani siły wypowłniać ankiety. Moje doświadczenie
      (tegoroczne) z pobytu w tejże placówce oceniam średnio. Może wsponę o tym, co
      mi nie odpowiadało:
      1. brak informacji o podawanych lekach w czasie porodu
      2. brak pytania czy zgadzam się na indukowanie porodu oraz masaż szyjki macicy
      (okropnie bolesny)
      3. położna, która była po prostu chamska(żałuję,że nie zapamiętałam jej
      nazwiska)
      4. i sprawa, która mnie najbardziej zbulwersowała: odmówiono mi znieczulenia
      zzo, mimi iż chciałam oficjalnie za nie zapłacić. twierdzoo,że nie ma
      anastezjologa. tylko,że dziewczyna która rodziła w sali obok dostała je, bo
      miała znajomego lekarza...
      5. mimo całej sympatii dla położnych na oddziale noworodków spotkałam się ze
      stwierdzeniem,że "z takich piersi to pani karmić nie będzie" (odziwo idzie mi
      całkiem dobrze)
      Są i plusy tego szpitala, ale pan chyba zbiera informacje o negatywach tej
      placówki.
      Pozdrawiam.
      • zygmuntzt Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 12.05.06, 15:17
        Dziekuje za odzew - potwierdza moje spostrzeżenia i sam nie wiem czy mnie to
        cieszy (że nie bredzę), czy martwi (że tak, niestety, jest). Wiem jedno -
        gromadzę te informację i w niedługim czasie skomplilowane i opisane znów będę
        przedstawiał.
        • dmgr Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 12.05.06, 20:46
          Moge dodac doswiadczeneie z mojgo porodu marzec 2005:
          - na moje szczescie moj porod odbierala polozna, ktora dobrze znam wiec nie
          wiem co by bylo gdyby nie ona wiec do samego porodu (rodzinnego) zastrzezen nie
          mam,
          - lekarz, ktory mnie zszywal krzyczal na mnie, byl niegrzeczny, wolgarny,
          - rodzilam w swieta wiec na oddziale noworodkowym musialam bardzo sie starac
          aby ktos mogl mi pomoc w nauce karmienia czego nie uczyniono i stwierdzono, ze
          idzie mi dobrze a po wypisie mala nie umiala chwycic piersi i skonczylam w
          nakladkach do karmienia zeby tylko byla mozliwosc naturalnego karmienia,
          - nie otrzymalam zadnej ankiety ani zadnych produktow promocyjnych co nalezy
          sie wszystkim pacjetkom, gdyz jest to ufundowane przez sponsorow (tydzien
          pozniej oraz 4 dni wczesniej rodzily moje kolezanki i dostaly),
          - po dwoch dobach wyposzczono mnie do domu mimo podwyzszonej zoltaczki dziecka
          z czy po paru dniach trafilam tam zpoowrotem,
          - denerwuje mnie fakt, ze kilkoro moich znajomych za porod rodzinny nie placilo
          a ja tak,
          - mam jeszcze wiele uwag do calego szpitala, gdyz trafilam tam juz w ciazy i
          tez mialam nieprzyjemne incydenty
          • zygmuntzt Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 13.05.06, 11:50
            Z opłatami też jest ciekawie, gdyż szpital nie miał konsekwentnej polityki w
            tym zakresie - najpierw wprowadził opłaty, później z nich zrezygnował, później
            do nich wrócił - i chyba do końca władze szpitala nie wiedzą jakie rozwiązanie
            jest optymalne, dlatego tu też uwagi zainteresowanych mogą być cenne.
            Dziękuję za odzew.
            • zuzanna123 Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 13.05.06, 13:05
              z własnego doświadczenia wiem,że na izbie przyjęć (miałąm wątpliwą przyjemność
              w czasie ciąży potrzebować pomocy) bardzo zwracają uwagę na pieczątkę lekarza
              prowadzącego. personel potrafi stanąć na baczność przed pacjentką, która jest
              prowadzona przez lekarza z redłowa, nie wspominając już o ordynatorze....
              • jowa3 Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 13.05.06, 16:03
                Byłam w czasie ciąży na patologii ciąży i byłam bardzo niemiło potraktowana,
                gdyż nie spodobało się pewnemu panu doktorowi nazwisko pana doktora z Invicty,
                który mnie do szpitala skierował (chyba za bardzo za sobą nie przepadali :( )

                Potem rodziłam w tym samym szpitalu w roku 2003, całe szczęście, że prowadził
                mnie lekarz, który miał akurat dyżur, ale i tak mnie wiele spraw zaskoczyło.
                Otóż:
                - pielęgniarki położne bardzo niesympatyczne, prawie wcale zresztą ich nie
                było, no, ale jak wybrałam poród rodzinny to po co położne ;) Była akurat taka
                godzina, kiedy następowała zmiana personelu medycznego więc panie były bardzo
                niezadowolone, że już mają iść odbierać poród, kiedy dopiero przyszły do
                pracy...
                - upierały się przy pozycji do rodzenia, w której wcale nie było mi do rodzenia
                wygodnie... sygnalizowałam o tym przy każdym parciu. Na szczęście przyszedł
                lekarz zapytał o co chodzi i przy ostatnim parciu dziecko się urodziło.
                - wanna, która stała w sali porodów rodzinnych była chyba tylko do dekoracji,
                bo nawet nikt nie zapytał czy chciałabym położyć się w tejże wannie w wodzie...
                - na oddziale noworodków, pielęgniarek jakby nie było, wyłaniały się przy
                zbliżającym się obchodzie, poprawiały poduszki i pytały o samopoczucie...
                - do łazienki, żeby się "doczłapać", trzeba było przejść korytarz i pokój
                odwiedzających!!!!
                - krocze miałam tak mocno zszyte, że nie mogłam wytrzymać z bólu, ale myślałam,
                że tak ma być, w szpitalu dawano środki przeciwbólowe. W domu kiedy na niczym
                nie mogłam się skupić i z bólu prawie zemdlałam, przyjechała położna, która
                sprawdziła co się dzieje i powiedziała, że jestem bardzo ścisło zszyta...
                - lekarze i pielęgniarki mało co wyjaśniali...
                To na razie tyle
                Pozdrawiam
          • agunia1980 Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 17.05.07, 11:39
            Rodzilam w tym szpiatlu w listopadzie 2006 roku.Ogolne wrazenie pozytywne ale
            lekarze sa tragiczni.W trakcie porodu gdyby nie pielegniarki (czy polozne) nie
            wiem czy bym sobie poradzila.Byly naprawde bardzo mile i pomocne.Lekarze
            naprawde niemili,niegrzeczni i zupelnie nie bioracy pod uwage samopoczucia
            kobiety(czyli mnie).Prosilam o znieczulenie-nie dostalam.Tlumaczono mi ze
            dziecko rodzi sie o 3 tyg za wczesnie i nie moga mi podac.Rozmawialam na ten
            temat z dziewczynami z sali i zadna go nie dostala bo u kazdej lekarz
            stwierdzil jakies przeciwwskazania.Oczywiscie wczesniej zapewniano mnie o
            mozliwosci skorzystania ze znieczulenia.Obchody byly po prostu okropne.Kazda z
            nas czekala na nie jak na skazanie.lekarze baaardzo niesympatyczni.Prosilam o
            wczesniejsze zdjecie szwow bo czulam ze mnie strasznie ciagnie.Lekarz nie
            wyrazil na to zgody.Dopiero po mojej prosbie skierowanej do poloznej sie zgodzi
            (ale to bylo na nastepny dzien dopiero).Szwy oczywiscie wrosly ;/// sciaganie
            ich bardzo bolalo.A i po wyjsciu ze szpitala po wizycie u prywatnego lekarza
            okazalo sie ze nie wszystkie szwy sciagnieto.Pani pediatra tez niezbyt mila.Za
            to chwale sobie bardzo opieke poloznych juz po porodzie.No i
            praktykantki...super mile dziewczyny.To tyle.Wszystko by bylo dobrze gdyby nie
            LEKARZE.
    • morsk2 Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 13.05.06, 16:25
      No proszę, chwali się bardzo, że radny naszej pięknej Gdyni (i to radny
      męskiego rodzaju!;-)) zajął się takim tematem:-)
      Czytając opinie utwierdzam się w przekonaniu, że bardzo dobrze zrobiłam
      wybierając dwa razy Wejherowo. A pierwsze dziecko rodziłam 10 lutego i
      za "zdradę" ominął je prezydencki miś i srebrna łyżeczka;-)

      A może młodego ojca zainteresuje też temat pokonywania różnorakich barier w
      naszym mieście przez kobietę z wózkiem, np jak dostać się do SKM???
      • zygmuntzt Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 13.05.06, 21:03
        No pewnie, że interesuje;)
        A swoją drogą chciałbym mieć dziecko urodzone 10 lutego;) Alinka urodziła się
        26-go i z łyżeczki nici;)
        Pozdrawiam
        • morsk2 Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 13.05.06, 22:21
          Skoro interesuje, to polecam lekturę wątku:
          forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=617&w=30110826&v=2&s=0
          Radny jest z Chylonii, prawda? Polecam spacer z córeczkami na ten peron;-)
          A potem może do Parku Kilońskiego? Żal patrzeć jak jest ostatnio zaniedbany:-(
          To coś, co znajduje się w piaskownicach z pewnością jest poza wszelkimi normami
          sanitarnymi, a huśtawki dla maluchów rozklekotane i niebezpieczne po prostu:-(
          • zygmuntzt schody i Park 14.05.06, 23:34
            Chylonia, owszem:) Widzę, że jestem prześwietlony;)
            Co do dworca w Chyloni - dramat. Żona mi się zbiesiła i odmawia jazdy kolejką z
            tej stacji jeśli jest sama i ja ją najzupełniej rozumiem - chyba nigdzie nie ma
            takiej liczby schodów i to tak ciężkich..
            Można zwalać na PKP ale ostatnio wyremontowane schody na bulwar w okolicach
            Nadmorskiego (a to już miasto) też nie mają ani pół podjazdu. Szok zupełny.
            Natomiast co do Parku Kilońskiego, to chętnie spotkałbym się z Panią - bywam
            tam na spacerach z Alinką często i poza tematem psów i ich mocno
            niefrasobliwychwłaścicieli (piaskownice, o tak!! itd) to nie narzekam. Ale być
            może mam mniejszą wrażliwość lub mniej wyobraźni,więc chętnie spotkam się na
            wizji lokalnej. To ważny temat i chętnie podejmę. Pozdrawiam.
            • gosia.testy Re: schody i Park 18.05.06, 09:52
              A znacie jakiś inny dworzec w Gdyni, gdzie bezpiecznie z wózkiem można sie
              dostać? Jak wejść do SKM-ki???? Jak z dzieckiem miałam jechać do lekarza do
              Gdańska to mame do asysty musiałm wykorzystac, bo sama z wózkiem nie odważyłam
              sie wybrać. A liczyć na pomoc ludzi??? hmmmm
    • sylwia_z_gdyni Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 13.05.06, 21:58
      moja córeczka urodziła się 10 lutego w gdyni:)
      pozdrawiam
      • natkare Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 14.05.06, 15:47
        Moje dwa pierwsze porody(oba przez cesarskie cięcie) miałam w Szpitalu Miejskim
        w Gdyni.Jednak gdy miałam rodzić trzecie dziecko porodówka była już zamknięta.
        Podczas ciąży dwukrotnie leżałam na Patologii Ciąży w Redłowie.
        Miałam niezłe komplikacje podobnie jak w poprzednich ciążach, lekarz prowadzący
        ten oddział lekceważył moje samopoczucie.
        Rodzina przeniosła mnie do Wejherowa i następnego dnia miałam wykonywane cc,
        kolejny stan przedrzucawkowy podobnie jak w porrzednich ciążąch, ponadto przez
        cały dzień i noc mnie nawadniali bo miałam fatalne wyniki.
        Nikomu nie polecam PATOLOGII w GDYNI, jak tam traficie to odechce się Wam
        rodzić gdynianina lub gdynianinkę.
        Mama Maciejka 15.04.1999, Dominiki 9.09.2003 i Mikołajka 10.03.2005
        PS.Po moim wypisie zaczęło wrzeć na Patologii bali się że ich zaskarżę i
        zrobili czystki- dużo było cc i porodów wywoływanych 10.03.2005:)
        • elen.w Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 14.05.06, 20:11
          Panie Zygmuncie, czekam na Pańską relację na Pana stronie.

          Pozdrawiam
          • zygmuntzt Relacja jest - uff... 14.05.06, 23:36
            Uprzejmie donoszę, że swe wiekopomne dzieło zamieściłem: trzebiatowski.blox.pl
            Zapraszam do lektury i do nadsyłania uwag i własnych refleksji. Pozdrawiam
    • mamakasi5 Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 14.05.06, 22:50
      Witam, bardzo cieszę się, że ktoś wreszcie zająła sietym tematem. Gratuluję!!!
      Rodziłam córkę w Redłowie we wrześniu 2004. Wybór placówki był całkowicie
      świadomy. Mieszkam w Gdańsku choć pochodzę z Gdyni. Nie sentyment jednak do
      miasta zadecydował o Redłowie, ale miedzy innymi szeroko wychwalane hasło, że w
      Redowie rodzisz po ludzku, że są supe warunki, nowe, wyremontowane sale do
      porodów rodzinnych, że szpital nastawiony jest na karmienie piersią itd itp
      Uczęszczałam również do szkoły rodzenia prowadzonej przrze p. Iwonę Guć w tym
      szpitalu.
      Poród muszę z bólem nazwać ale był najgorszym doświadzenim w moim życiu.
      Do szpitala przyjechaliśmy z mężem ok godz 14 (od rana miałam już skórcze - na
      początku malo bolesne). Po pytaniu w izbie przyjęć "o co chodzi" i mojej
      dodpowiedzi, ze rodzę, podłączone mnie do KTG i zostawiono w obskórnej sali
      samej sobie. Dobrze że mąż mógł być ze mną...
      Dodam tu, iz miałam szczeście że zdecydowałam się na poród rodzinny i przeszłam
      kwalifikacje miesiąc wcześniej. Okazało sie bowiem, ze porodówka jest akurat
      remontowana, wszytkoie położnice lezą razem na patologii a osoby, które nie
      były zakwalifikowane i nie opłaciły wcześniej porodu rodziinnego, mimo
      rozpoczętej akcji porodowej, były odsyłąne do Gdańska albo Wejherowa..
      Po ok 2 godz KTG (raz na pół godziy zachodził lekarz w przelocie) przeszłam do
      pokoju obok, gdzie lekarz mnie zbadał (fotel oraz USG) a następnie już w
      obecności męża zaczął przeprowadzać wywiad...wszytsko zapisywał na starej
      maszynie do pisania, co w moim stanie było potwornie irytujące nie wspominając
      już o niewygodnym drewnanym krzesle, na ktorym musialam siedziec, mimo iż bóle
      stawały się już całkiem bolesne.
      Po decyzji, że przyjmują mnie na porodówkę wykoanano mi lewatywę (byłam pytana
      o to czy chce). Warunki do jej przeprowadzenia, nie były jednak zbyt
      europejskie...słowem, brzydziłam się usiąść na sedesie....
      Później pani położna ogoliła mi krocze. Na szkole rodzenia uczulano nas by
      zbrać swoje maszynki(oczywiście jednorazowe)...jednak położna nie chciała o tym
      słyszeć!
      Dotarliśmy w końcu do sali porodowej. Nie były to żadne super warunki, choc był
      TV(najistotnisza rzecz przy porodzie).
      Akurat była zmiana na oddziale. Nowa położna przyszła się przywitać, podłączyła
      mnie do KTG i opóciła salę. Przychodziła raz na jakiś czas, albo jak ją
      wolaliśmy. Lekarza zobaczyłam dopiero przy pełnym rozwarciu a trwało to i
      trwało...
      Położna kazała mi generalnie leżeć. Chodzenie niewskazane...Gdy odeszły mi wody
      mąż wezwał położne. Pomogły mi się przebrać, na naowo zasłały łożko.
      Branie prysznicu - oczywiście możliwe, jednak warunki fatalne.
      Nie dostałam żadnych leków, przyspieszaczy, znieczuleń...jedynie sól
      fizjologiczną gdy położna dowiedziała się że jestem jedynie na cieniutkim
      śnadaniu.
      Poród miałąm ciężki...wymiotowałam..nikt nie krzyczał. Położna wręcz
      uspokajała, pomagała..ale zawsze to mąż musiał ją wzywać.
      O 4.30 nad ranem (w szpitalu byłam od 14 dnia poprzedniego a na porodówce od
      17) zdecydowano, że trzeba mi "pomóc" i przyszło dwóch lekarzy. Nacięto mi bez
      uprzedzenia krocze, jeden lekarz rzucił się na mnie i zaczął wyciskac
      dziecko...ja myślałam, że do tego wszytkiego połami mi żebra. Krzyczałam, że
      mnie boli, że zebra, a on ze mam sie zamknąc że oni są lekarzami i mam sie ich
      słuchać. A mi krzyk pomagał znieść ból...I tak wyciśnięta przyszła na świat
      moja córeczka o 4.55
      Lekarze natychmiast się "zmyli". Zostały same położne, wezwano neonatologa.
      Gdy zabrano mi KAsieńkę na badania, mierzenia itp, przyszedł lekarz zszyć mi
      krocze.Na początku była z nami jeszcze położna, późni wezwano ją do inego
      porodu a ja zostałam sama z "rzeźnikiem".
      Lekarz zrobił mi znieczulenie. Za pół godz kończył 24 godzinny duzur i był uż
      potwornie przysypiający. On mni zszywał a ja go zagadywałam, widząc jak leci mu
      głowa i oczy same zamykają. A do tego fotel...jedna noga odpadała, więc miałam
      obowiązek ją przytrzymywać!!!!! Jają trzymałąm ze strachu!!!! Że drgnie a
      przysypiajacy lekarz dzgnie mnie igłą nie tam gdzie trzeba! KOSZMAR!!!
      Po zszyciu dano mi Kasieńkę i razem z mężem przysnęliśmy sobie z godzinkę z
      naszym nowonarodzonym szkrabem...
      Wnet jak huragan (było ok 7) wtargnęła położna, że mamy się stąd zbierać,
      przygotować ubranko dla malej i mąż ma wracać do domu...
      Mąż wyjąl przygotowane ubranko na malestwa, ale coś sie niepodobało położnej,
      bo kazała szuać innego. Na szczęście mieliśmy kilka zestawów. Gdy położna
      wzięła od mnie Kasię powiedziała "a co ona taka brudna?!" A jak ma wygladać
      swieżo urodzone dziecko, którego nie raczono po porodzie troszkę obmyć?
      Przerzucono (dosłownie!) mnie na inne łóżko i przetransportowano do pokoju na
      oddziale położniczym. Mężowi zdązyłam jedynie pomachać...
      Przez 2 dni gdy tam lezełam z mała, lekarze zachodzili do nas jedynie na
      obchód. Nikogo nie interesował nasz (położnic) stan. Nikt nie przyszedł nie
      obejrzał, czy np dobrze goją nam się rany po nacięciu krocza (a to standar w
      szpitlu, wiec wszytkie cztery na sali miałymy cięcie)...
      Gdy poprosiłam jedną z położnych, by pomogła mi po raz pierwszy przewinąć mała,
      usłyszałam odpowiedź "przecież chodziła pani na szkołę rodzenia". I co miałam w
      tej sytuacji odpowiedzieć? Powiedziałam prawdę "w szkole rodzenia powiedzano
      nam, że do pierwszego przewijania przyjdzie położna by pomóc". Powidziałam i
      poszłam zrobiłam sama...

      I jeszzce jdna refleksja...2 tyg po porodzie, wylądowałam z Kasią ponownie w
      Redłowie. Tym razem już na oddziale dziecięcym, ale tuż obok położnoctwa.
      Wszystcy dziwili się że karmię piersią i chcieli wciskać mieszanki. Ten sam
      szpital! O co tu chodzi??? Ja zgłupiałam. A do tego fatalne warunki...mogłam
      zostać przy dwutygodniowym noworodku, ale nie miałm prawa się położyć. Jedynie
      siedzieć 24 godz/ dobe na krzesle. Czy tu chodzi o pieniadze, których szpitalom
      brakuje? A może o zwykłe ludzkie checi, i rzeczywiste traktowanie młodych matek
      po ludzku. Mnie tak nie niestety nie potraktowano.
      • mamakasi5 Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 14.05.06, 23:07
        PS do poprzedniego...ankiety żadnej nie dostałam...opłata za poród i
        kwalifikacje 250 lub 300 pln (nie pamiętam).
        • zygmuntzt Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 14.05.06, 23:28
          Szanowna Pani,
          Przeczytałem uważnie Pani relację i - powiem szczerze - aż bolało. Bolało jako
          faceta, męża, ojca i gdynianina. I będzie bolało jeszcze przynajmniej tak
          długo, aż coś się, do diaska! ruszy w końcu...
          Dziękuję za to świadectwo.
          Moje wrażenia po rozmowie z reprezentantami szpitala już zamieściłem:
          trzebiatowski.blox.pl
          • mamakasi5 Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 15.05.06, 10:39
            Witam, bardzo cieszę się, że zajął się Pan tematem oddziału położniczego w
            Redłowie (bądź co bądź jedynego w Gdyni!). Mam nadzieję, że uda się Panu
            odnieść sukces i zmienić ten ponury wizerunek szpitala na lepszy. Tak, by
            porody nie byly koszmarem a jednym z najpiękniejszych doświadczeń w życiu
            kobiety.
            • beata1974 Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 16.05.06, 09:07
              Co do piaskownicy w Parku Kilońskim to niedogodności zauważy Pan dopiero w
              chwili kiedy Pańskie dziecko będzie chciało się tam bawić - po 15 minutach
              ręce, ubranko, buciki itp wygląda okropnie - piasek w piaskownicy tej bliżej
              szkoły nie był wymieniany nie wiadomo jak długo - wszystkie mamy się skarżą
              tylko nie wiemy jak to zgłosić aby coś z tym zrobić - puki co mj maluch
              codziennie ciągnie na plac zabaw a ja cierpliwie czekam n swojego brudasa -
              Pozdrawiam Beata - mama prawie 3 latka.
              • zygmuntzt Pani Beato, zapraszam na nowy wątek 16.05.06, 10:35
                W trosce o czystość forum i parku;) pozwoliłem sobie założyć nowy wątek związany
                z Parkiem Kilońskim - zapraszam do dyskusji i odniesienia się do kwestii, które
                już tam opisałem. Chyba jest szansa na krok do przodu...
                Pozdrawiam
            • zygmuntzt Kolejna odsłona - list po komisji 16.05.06, 13:59

              Aby ustalenia z Komisji Zdrowia gdzieś nie umknęły i by była okazja prowadzić
              część dyskusji na papierze, w dniu dzisiejszym osobiście dostarczyłem do
              szpitala w Redłowie pismo - zainteresowanych treścią odsyłam na poniższy blog.
              Pozdrawiam.
              • aniulekq Re: Kolejna odsłona - list po komisji 16.05.06, 17:12
                Nawiążę tylko do patologii ciąży (jedynej w Gdyni!)
                Na upragnioną ciążę czekaliśmy z mężem 4 lata i w momencie gdy pojawiło się
                plamienie natychmiast pojechaliśmy do szpitala w Redłowie. Na izbie przyjec
                poinformowano mnie że zaraz przyjdzie lekarz ale wcześniej położna uświadomiła
                mnie, że mam sie pogodzic z poronieniem bo zwykle tak bywa poprostu.
                Myślałam, że umrę z rozpaczy gdy to usłyszałam. Potem było już czekanie...po
                godzinie przyszedł lekarz zadał kilka pytań i poszedł, po następnej godzinie
                już zostałam zbadana i przyjęta na oddział. W sumie czekaiśmy 2 godziny w takim
                strachu! Pobyt na oddziale patologii też nie wspominam za dobrze - nikt mnie
                nie informował co się dzieje, jakie rokowania...słyszalam tylko, że mam leżec.
                Pełna kospiracja. Po ponad 2 tygodniach leżenia wypisano mnie ze szpitala, bez
                żadnych wskazań do dalszego postępowania
                Brak słów...
                Rodzic napewno będę w Wejherowie choc bardzo chciałabym tu w Gdyni ale tak
                bardzo boję się o moje maleństwo, że chyba nie będę ryzykowac

                I dobrze, że wreszcie może ktoś zrobi porządek z tymi lekarzami położnikami z
                Redłowa bo to teraz święte krowy i pacjentka jest dla nich a nie on dla nas!

                • ka_wier kwalifikacje do porodu 17.05.06, 10:28
                  Drogi panie!

                  przede wsyztskim serdeczne gratulacje z okazji narodzin córki.

                  ja mam jedną uwagę, na temat szpitala w Gdyni. w 2004 pojechalam tam na
                  kwalifikację do porodu- nie wiem czy nadal sie to przeprowadza. kosztuje to 50
                  zł. obmierzono mnie żelazną aparaturą czy się nadaje do porodu rodzinnego-
                  autentycznie- sprawdza sie czy rozstaw bioder jest odpowiedni aby rodzić
                  rodzinnie. prawdziwa kwalifikacja. rozumiem ze szpital pozbywa sie klopotu-
                  jak kobieta ma wąskie biodra to nie moze rodzić z meżem- wiadomo po co, zeby w
                  razie czego nie było dowodów na zaniedbania szpitala? rodzącej nie uwierzą, a
                  mężowi - zawsze...

                  generalnie jestem kobietą z jajami,walczę o swoje itd.ale ciąza strasznie mnie
                  rozstroiła, jak dowiedziałam sie że w tym szpitalu nie będę mogła rodzić
                  rodzinie, popłakalam sie a młoda lekarka, która była wtedy obecna (dr sowińska)
                  wzruszyła lekceważąco ramionami,że takie są przepisy.... będzie pewnie świetnym
                  fachowcem...

                  ostatecznie rodziłam na zaspie z mężem. nikt nie pytal go o moje wymiary, które
                  to w gdyniu dopuszczają męża do udziału w porodzie lub nie...



                  uważam to za skandal.

                  pozdrawiam, karolina
                  • zygmuntzt Re: kwalifikacje do porodu 17.05.06, 21:31
                    Dzięki za relację - tak oto potwierdza się stawiana na spotkaniu z
                    reprezentantami szpitala teza, że z czegoś w założeniach sensownego zrobiło się
                    coś kompletnie uznaniowego, zależnego od widzimisie lekarza i kompletnie
                    niezrozumiałego dla zainteresowanych ... Ech ...
    • iwi787 Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 18.05.06, 00:36
      Witam.gratuluję i cieszę się ze kobiety nie zostaja same z tymi problemami.nasz
      porod 2003.w związku z tym informacje moga byc troche przestarzale.nie
      przypopminam sobie zebym wypelniala ankiete.kwalifikacja duzy stres.mierzenie,o
      czym pisaly wczesniej dziewczyny, za duza sprzezna i stwierdzenie: beda
      problemy.bardzo uspokajajace dla kobiety przed porodem.w dodatku pierwszym.ale
      o dziwo dopuszczenie do porodu rodzinnego.porod wywolywany 14 dni po
      terminie.zaznaczam ze w tamtym czasie wydawalo mi sie ze tak byc musi i ze bylo
      niezle.rano lewatywa. wszystko byloby dobrze tylko pani kazala wytrzymac jak
      dlugo sie da.bardzo sie staralam.jakiez bylo moje zdziwienie (i rozpacz)gdy
      okazalo sie ze w toalecie nie ma papieru.na sali porodowej jakos sie krecilo.
      spacery dookola kroplowi.pani polozna powiedziala ze troche mi pomoze bo po co
      mam sie tak meczyc i podkrecila kroplowke.potem spacer pod prychnic przez
      korytarz i sale odwiedzin z patologi.mi bylo juz wszystko jedno ale widok dla
      calej reszty mysle ze niezbyt ciekawy.lozko do rodzenia niestety beznadziejne,
      bez regulacji i oparcia na nogi.rodzilam na lezaco a gdy doszlo do parcia i
      uslyszalam ze mam sobie trzymac podkurczone nogi to myslalam ze sie
      rozplacze.po prostu nie mialam na to sily.dziecko nie moglo sie
      urodzic.najpierw urodzila sie raczka i dalej ani rusz.przyszla pani doktor,puls
      dziecka zaczal zanikac.sala zapelnila sie.potem pamietam juz tylko jak
      przyszedl ogromny pan doktor i "wypchnal" dziecko naciskajac na brzuch.dziecko
      zdrowe i cale ale krocze w stanie bardzo oplakanym.szycie bolalo okrutnie i
      trwalo wiecznosc.krocze jeszcze po 8 miesiacach "wiedzialo" co przeszlo.dzien
      po porodzie mialam bardzo duze problemy z przemieszczaniem sie a pani na
      poloznictwie wpadla na sale ze zaraz bedzie obchod z ordynatorem i prosze
      porzadkowac rzeczy(torby pod szafki,rzeczy ze stolika do szafki itp).ja
      naprawde nie mialam sily tego zrobic i wtedy bylo mi po prostu glupio.wczesniej
      dostalam jeszcze bure ze przez noc pobrudzilam przescieradlo.nic dziwnego
      wstanie po porodzie z takiego lozka jakie mialam graniczylo z cudem.a nie sadze
      zebym trafila na jakies wyjatkowe. dowiedzialam sie jeszcze ze o karmieniu to
      moge nie marzyc bo jak mam takie "wielkie" to jak dziecko ma sobie z nimi
      poradzic.czulam sie okropnie.Prognozy pań z poloznictwa nie sprawdzily sie -
      karmilam 20 miesiecy a drugiego malucha pojechalam (sierpien 2005)rodzic z
      mezem bez kwalifikacji do Wejherowa.rewelacja.wszystkim polecam.przepraszam za
      gadulstwo.pozdrawiam wszystkich obecnych i przyszłych rodziców.
      • jowa3 Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 19.05.06, 23:27
        Właśnie, pielęgniarki przy moim porodzie też bardzo upierały się przy trzymaniu
        podkurczonych nóg. Niestety, nijak nie szło....
        To chyba jakoś wbrew fizyce;)
        A ja wybierając szpital długo i wnikliwie, myślałam, że będę rodziła po
        ludzku...
        Nie wystarczy wanna w sali i telewizor(?), muszą zmienić się ludzie....
        Pozdrawiam

    • gosia.testy Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 18.05.06, 09:47
      Powiem krótko - HIPOKRYZJA Pani Dyrektor....

      Rodziłam niedawno...na Zaspie.Ale plany miałam w Redłowie. Niestety po rozmowie
      z p. doktorem w czaasei kwalifikacji do porodu rodzinnego i udzielenie mi jej
      warunkowo! na moją prosbę spowodowały, ze zrezygnowałam. Odczucia miałam takie,
      ze w czasie porodu rodzinnego kobieta nie ma wystarczajacej opieki medycznej.
      Dlatego doktorek proponował mi poród na sali oglen. Martwił sie przede
      wszytskim tym co będzie jak trzeba będzie męża wypraszać, bo będą
      komplikacje...

      Pani dyrektor o mojej sprawi na pewno wie. Żeby wydobyć piniądze za przdpłatę
      porodu + kwalifikację trzeba napisac pismo do saem pani dyrektor szpitala. Ja
      takie napisałam i uzasadniłam. Jasno z tego wynikało, ze mam obawy rodzić w tym
      szpitalu.
      Co wiecej trzeba jej napisać??? To za mało?
      Odbierając pieniądze, wiem, ze takich osób jak ja jest wiecej - rezygnujących z
      porodu po przeprowadzienj kwalifikacji do por. rodzinnego i wycofujących
      pieniądze.
      Moze Pani dyrektor po prostu nie czyta tych pism i wnisoków.........
      wtedy rzeczywiscie moze być zdziwiona niezadoleniem i złymi opiniami.


      Popieram akcję. Mamy tylko jeden szpital w Gdyni. A do tego ruszyła akcja
      rodzić po ludzku. Miałam nadzieję, ze chociaż na tym im zależy, ale nie.....
    • saba76 Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 18.05.06, 18:05
      2wa porody jeden w 1999r, rodziłam na ginekologii septycznej i jak na tamte
      lata rewelacja ,małe ale co do pomocy przy rodzeniu a raczej pierwszej fazie |(
      trwała 3dni!), a leżałam w szpitalu.
      2003r, żadnej ankiety, ani darmowych próbek które podobno powinno dostać każde
      dziecko. Pomoc pielęgniarek przy noworodkach –znikoma a raczej żadna, przy
      porodzie nie byłam poinformowana o aplikowanych lekach, a tym bardziej o zgodę.
      Położne zdawały się nie być zainteresowane tym co się dzieje, nie mówiąc o
      pomocy, zdziwione stwierdziły ,ze mam krwotok-po porodzie.
      Warunki: przejście przez sale odwiedzin, korytarz jest co najmniej trudne
      zwłaszcza po porodzie, łazienka- tragiczna.
    • bianne Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 19.05.06, 10:51
      witam

      rodziłam w redłowie w zeszłym roku swoje drugie dziecko i przyznam, że poród i
      wcześniejszy pobyt na patologii był największym koszmarem mojego życia. Mimo, iż
      rodziło się moje ukochane dziecko, chciałabym o tym zapomnieć.
      Patologia:
      spędziłąm tam prawie dwa tygodnie. Nie wolno było nawet nosa za drzwi wyściubić,
      nie mówiąc o spacerze....a był piękny i ciepły maj.
      Nikt nie informował mnie co się dzieje, jakie badania będę miała, jakie leki
      dostaję, jakbym była przedmiotem.
      Personel, szczególnie lekarze, niemili, opryskliwi traktujący pacjentki "z
      góry". Salowe tłukące się niemiłosiernie po sali o 5 nad ranem!!!!!
      Największym koszmarem były testy oksytocynowe...koszmar...naprawdę
      koszmar....pozostawiona sama sobie, w bólu bez rozwarcia, oczywiście leżąc plackiem.
      Poród:
      Rodzinny, wywoływany, prosiłam o zneczulenie, ale mi go odmówiono....bo
      anestezjolog się gdzieś zapodział, choć wcześniej wpisano mi w karcie wyraźnie
      życzenie znieczulenia.
      Oczywiście mnie nacięto i nikt nie zapytał czy tego chcę czy nie. Dodam, że
      rozerwało mnie strasznie. Skutki odczuwam bardzo dotkliwie do dzissiejszego
      dnia. Położna zaglądała.....właściwie nie zaglądała. Gdyby nie mój mąż, pewnie
      urodziłąbym sama.
      Zafundowano mi również masaż macicy i przebijanie pęchcerza płodowego.
      Poród oczywiście plackiem na plecach. A żeby było tragiczniej, cały czas od
      podania oksytocyny musiałam leżeć na boku i nie drgnąć. Aż mi serce pęka, jak
      sobie przypomnę.
      Położnictwo:
      Ojciec dziecka może je obejrzeć przez szybę!!!!! nie spotkałam się z czymś takim
      nigdy w życiu. Przemycanie smoczka to standard....bo nie wolno.
      Personel średno miły....właściwie miły tylko w trakcie obchodu.

      Zastanawiam się kto pozwolił na używanie przez ten szpital hasła "Szpital
      przyjazny dziecku". Mam wrażenie, że czas zatrzymał się tam w latach 70-tych.
      W porównianiu do szpitala w Wejherowie - Redłowo wygląda jak szpital tortur.
      Jestem silną babką, ale pobyt w Redłowie złamał mnie całkowicie i dłuuuugo nie
      mogłam się otrząsnać po ty, co mi tam zafundowano.

      oczywiście o żadnej ankiecie nie słyszałam. Pewnie, gdyby były ogólnodostępne,
      skarg byłoby mnóstwo.

      pozdrawiam
      marzena
      • zygmuntzt Może jakiś głos drugiej strony? 21.05.06, 22:15
        Doszły do mnie ostatnio niepokojące głosy, że jakoby część środowiska
        lekarskiego/położniczego czuje się obrażona/urażona/niesprawiedliwie osądzona.
        Abstrahując od trafności tego typu spostrzeżeń, chciałbym w tym miejscu
        zaapelować o głos kogoś z tego środowiska: jeśli z Państwa perspektywy wygląda
        to inaczej, jeśli pewne kwestie wyglądają tak jak wyglądają z określonych,
        uzasadnionych powodów, jeśli są jakieś kwestie o których tu się (np. z braku
        wiedzy) nie mówi, to proszę o głos. Myślę, że wszyscy zapoznamy się z nim z
        uwagą. Jestem przekonany, że wbrew pozorom mamy wspólne cele i "gramy do jednej
        bramki"... Zapraszam do dyskusji...
    • aldona_t1 Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 24.05.06, 21:52
      Przed porodem (kwiecień 2006)spędziłam tydzień na patologii. Moje uwagi na ten
      temat:
      - do szpitala trafiłam około godziny 10 rano, na oddział zostałam przyjęta
      około 17, zaś pierwszy posiłek, ktory otrzymałam, to śniadanie następnego dnia.
      Dano mi w międzyczasie jakąś kroplówkę wzmacniającą, ale nie zaspokoiła ona
      wcale głodu- tak wygląda odżywianie kobiet w ciąży- myślałam, że nie doczekam
      tego śniadania...
      - nikt nie poinformował mnie, jakie i kiedy będę miała badania (ktg,
      temperatura, ciśnienie)i za każdym razem, kiedy wychodziłam na odwiedziny,
      okazywało się, że mam natychmiast wracać, bo "przecież wiem, że zaraz będę mieć
      mierzone..." coś tam- wstawić wedle uznania. Pielęgniarki wściekłe ganiały za
      pacjentkami wzywając je do sali, a czy to taki problem poinformować, kiedy
      trzeba się w niej znajdować? Kiedy w końcu wydobyłam informację, że ostatnie
      ktg mam o 22-ej, o 21 pojawiła się w drzwiach sali siostra, by
      mnie "podłączyć"... taka wkurzająca dezorientacja
      - niestety, na moim łóżku nie było poduszki- siostra obiecała przynieść ją za
      chwilę- doprosiłam się jej po dwóch dniach...
      A co do samego porodu (rodzinnego):
      - przyszłam do szpitala bez kwalifikacji do porodu (zamierzałam pierwotnie
      rodzić w Wejherowie), lekarz na izbie przyjęć stwierdził, iż nie ma już
      możliwości, by kwalifikację przeprowadzić, gdyż jest już za późno (42 tydz.).
      Jednak na oddziale inny lekarz powiedział, że nie ma żadnego problemu- i w
      końcu rzeczywiście tak było. Potrzebna tu jednolita polityka w tej sprawie.
      - oczywiście nacięcie bez mojej wiedzy i zgody, a ostatnia faza porodu na
      plecach
      - na pytanie, ile szwów zostało mi założonych lekarz odparł:"wystarczająco".
      Pozostawiam bez komentarza.
      - na salę porodową przyszłam bez skórczy, poprosiłam więc o włączenie
      telewizora znajdującego sie w sali- okazało się jednak, ze nie istnieje do
      niego pilot. To chyba taka sama atrapa, jak wanna- ładnie wygląda, lecz raczej
      nikt nie korzysta.
      - niezwykle miło bierze się prysznic w łazience z dużymi oknami, bez
      jakiegokolwiek parawanu, zasłonki itp...
      Zaznaczam jednak, że generalnie wspominam poród całkiem sympatycznie, ale takie
      sprawy powinno się poprawić.
      • jogaj Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 24.05.06, 22:34
        Ja tez bylam na patologii ciazy,nie wspominam tego zle,choc faktycznie brak
        informacji, lekarze czesto jak "bostwo" sie traktuja,na wszystko trzeba
        czekac,ale czesciwo to rozumiem,bo sa jakies nieprzewidziane zabiegi,malo jest
        tych pielegniarek,a robia doslowie wszystko,lacznie ze scieleniem lozek itp. Ja
        jakos wczualam sie w klimat lekarzy i bardzo,bardzo jestem im wdzieczna,bardzo
        byli fajni,w wiekszosci. Szkoda tylko,zeby cos usyskac np. dodatkowy koc trzeba
        lazic za pielegniarkami i przypominac ciagle. Ja mialam w koncu cc i
        pielegniarka po operacji super,ale potem widzialam inna i szok!! myla
        dzieczyne,cala ja odslonila,a tam w dzwiach wielkie szyby i krecacy sie
        robotnicy (moja zamknela dzwi i powiesila na nich przescieradlo). Na
        noworodkowym niby ladne,wyremontowane sale,ale brak zarowki w lapce i nie ma
        nowej od piatki do poniedzialku,mialysmy spac przy zapalonych gornych
        swiatlach,na szczescie pielegniarka oddala nam swoja lampke na biurko,a w pon
        zmielili zarowki,drzwi do lazienki skrzypia tak,ze dzieci sie budzily,z drugiej
        strony drzwi w ogole sie nie zamyklay.Jedna tylko lazeinka z prysznicem to
        zdecydowanie za malo. Kazda pielegniarka mowi co innego na temat karmienia
        piersia,obiecuja,ze przyjda i nie przychodza,ciagle trzeba sie o wszystko
        upominac. Denerwujace to,ze ciagle o wsyztko trzeba walczyc.
        Sama cc bardzo sympatyczna,lekarze,pielegniarki rozmawiaja i uspakajaja.
        Jola
      • trudy77 Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 29.05.06, 22:21
        Po pierwsze- gratulacje Aldono:)) z okazji urodzenia drugiego dziecka. Lucyna.

        A teraz do rzeczy: moje wspomnienia z porodu w Redłowie (12. 04.) są mieszane.
        Najbardziej irytował mnie brak informacji o planowanych posunięciach lekarzy.
        Na moje wyraźne pytania kilkakrotnie zostałam zignorowana, a raz wręcz
        dowiedziałam się, że za dużo chcę wiedzieć. Oj, powiedziałam co o tym myślę!
        Położne- niektóre cudowne anioły (niestety nie znam nazwisk) inne po prostu
        wredne (to dobrze, że nie znam nazwisk, hehe}. Moje odczucia są być może
        niekorzystne z powodu trudnego porodu. Urodzenie siłami natury dziecka o wadze
        4650 g uważam za mocno kontrowersyjne. Tym bardziej, że poród był wywoływany
        (po upszednim nieudanym teście oksytocynowym); przeszłam masaż szyjki,
        wypychanie na siłę dziecka, oczywiście nacinanie i na końcu łyżeczkowanie.
        O pomoc doradcy laktacyjnego musiałam kilkakrotnie prosić.
        Cóż, całokształt pozostawia wiele do życzenia i jesli będzie drugi raz... to
        nie wiem czy w Redłowie, chociaż żal byłoby pozbawiać dziecka obywatelstawa
        ukochanej Gdyni!
    • hana_a Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 05.06.06, 14:31
      Panie Zygmuncie!
      Cieszę się z podjętego przez Pana tematu tym bardziej, że w lipcu tego roku
      urodzi się nasze pierwsze dziecko:)i chceilibyśmy, aby urodziło się w Gdyni!
      Właściwie byliśmy zdecydowani na szpital w redłowie, ale po przeczytaniu
      wszystkich wypowiedzi na tej stronie i relacji na Pana blogu ze spotkania z
      personelem szpitala... mamy mieszane uczucia. Jeszcze jest trochę czasu...
      Chciałam się przy okazji dowiedzieć czy otrzymał Pan odpowiedź na list, który
      przekazał Pan do szpitala w Redłowie? Jeśli tak, to prosiłabym o jakąś
      wzmiankę, bo bardzo mnie ciekawi ten temat - minęło sporo dni od momentu
      umieszczenia tego listu na Pana blogu, więc może doczekał się Pan już
      odpowiedzi.
      Z pozdrowieniami,
      Hania
      • zygmuntzt Stanowisko szpitala 06.06.06, 11:50
        Witam;
        Właśnie odłożyłem słuchawkę po rozmowie z panią dyrektor Elżbietą Kruszewską.
        Przekazała mi ona następujące stanowisko:

        Do dnia wczorajszego kwestia uruchomienia pomorskiego centrum onkologii była
        gundamentalna, kluczowa i absorbowała większość personelu szpitalnego i całą
        dyrekcję, stąd niemożnośc udzielenia odpowiedzi na pismo.

        Dyrekcja Szpitala uznała wagę problemu i deklaruje poważne i systemowe podejście
        do tematu. Tematem osobiście zainteresowana jest pani dyrektor Erecińska- Siwy.
        W najbliższym czasie mają odbyć się bardzo poważne rozmowy, natomiast bardzo
        istotne jest (z czym się całkowicie zgadzam), by uczestniczył w nich ordynator
        oddziału, jako osoba odpowiedzialna za kształtowanie polityki i codziennych
        praktyk oddziału. Niestety (o czym też wiem), od kilku(nastu?) tygodni drMetler
        przebywa na zwolnieniu lekarskim i ma/miał poważne kłopoty zdrowotne. Na dziś
        obowiązuje wersja, że zwolnienie potrwa do 15 czerwca.
        Do tego czasu dyrekcja czeka ze spotkaniem, a jednym z jego rezultatów będzie
        pisemna informacja o podjętych decyzjach. Gdyby zwolnienie się przedłużyło,
        spotkanie odbędzie się bez obecności ordynatora, z udziałem jego zastępcy.

        Pani Haniu;
        Gratuluję i trzymam kciuki za ostatni miesiąc ciężkiej drogi "ciężarówki";)
        Cieszy mnie to, że chce Pani rodzić w Gdyni - znam i lubię taką potrzebę. Chcę
        wierzyć, że Pani relacja będzie zupełnie inna niż te powyższe i widzę taką
        szansę. Mogę obiecać, że do tego czasu jeszcze sporo się zadzieje i ręka będzie
        na szpitalnym pulsie non- stop;)
        Mam nadzieję, że czas porodu będzie momentem konsumowania pierwszych owoców w/w
        spotkania i okazją do obserwacji Nowego, lepszego oblicza szpitala;)
        W końcu jak to śpiewają klasycy: "A po nocy przychodzi dzień"...

        Pozdrawiam

        Zygmunt
        • hana_a Re: Stanowisko szpitala 06.06.06, 13:11
          Panie Zygmuncie!
          Bardzo dziękuję za odpowiedź i z niecerpliwością będę czekała na rozwój sprawy!
          Też mam nadzieję, że co nieco się zmieni w szpitalu do czasu naszego pobytu
          tam:) chociażby ta nieszczęsna zasłonka w łazience-przecież to nie wymaga
          ogromnego nakładu pracy ani środków finansowych!!!
          Z pozdrowieniami i życzeniami powodzenia!
          Hania.
        • m.kotarska Re: Stanowisko szpitala 16.05.07, 21:21
          Ciągle czytam w postach na temat wypychania dziecka. Widzę, że w Redłowie to
          praktyka "codzienna". Jeżeli czytają to lekarze chciała bym przypomnieć, że
          zgodnie z obecną wiedzą medyczną to praktyka niedopuszczalna, jest próżniocią,
          są kleszcze... Zresztą Państwo lepiej wiedzą, aj nie jestem lekarzem..... Może
          szkoda
    • mitoch Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 19.06.06, 08:39
      Witam,
      bardzo chciałam urodzić synka w Gdyni bo jestem sentymentalna:) Na wielkie moje
      "szczescie" mialam cukrzycę ciążową i musialam rodzić na Klinicznej. Ale przez 2
      dni dane mi bylo lezec na patologii ciąży w szpitalu redłowskim - jeden wielki
      koszmar. Zacznę od tego ,że w 28 tc twardniał mi brzuch to na wszelki wypadek
      pojechaliśmy zrobić ktg, to byl wielki błąd - niedziela, zapis ktg w normie
      (takie stawianie sie brzucha to norma)ale przywolany pan doktor stwierdził po
      badaniu ginekologicznym rozwarcie i znaczne skrócenie szyjki. Bardzo załamana
      mialam zostac na odziale. Nie pozwolono mi poczekać nawet na męza z koszulą
      nocną, dostałam sztywną płachtę i wielki szlafrok i totalnie zalamana i
      zmartwiona poczlapalam na patologię ciązy. A tam to dopiero była patologia. Nie
      bede sie rozpisywac na temat warunków sanitarnych bo to horror - 2 toalety, w
      tym jedna nieczynna a druga bez światała, grzyb w łazience itp. Najbardziej
      poraziła mnie niekompetencja lekarzy.
      1. pan doktor - nie znam nazwiska nie potrafił zlokalizować na usg szjki macicy
      2. dostalam leki na podtrzymanie ciązy - podniosly mi poziom cukru do granic
      niebezpiecznych, powinnam dostać insulinę - lekarz stwierdził, że u nich sie
      tego nie praktykuje !!!
      3. po zmierzeniu cukru na czczo (swoim glukometrem) oznajmiłam ze mam wysoki
      poziom - to dostalam do wypicia roztwor glukozy - w celu wykazania cukrzycy !!!
      4. pan dr Trawiński to nie wiedzial nawet jaka jest norma poziomu glukozy we krwi !!
      Skutek był taki, że po 2 dobie uciekłam do szpitala na Kliniczną. Tam sie
      okazał, że żadnego rozwarcia nie ma i na drugi dzień wypisali mnie do domu.
      Leki na podtrzymanie przestalam brac po tygodniu i synek przyszedl na swiat w
      terminie, w innym szpitalu, ale to juz zupelnie inna historia ( a poród na
      Klinicznej i pobyt na patologii ciąży i po urodzeniu bede bardzo cieplo wspominać).
      Podsumowując: Lekarze niekompetentni (pracuję w AMG, więc potrafię analizować
      dane biochemii krwi:)), położne niemiłe, warunki sanitarne koszmarne.
      To tyle, mimo moje wielkiej miłości do Gdyni - porodówka w Redłowie to pomyłka
      pozdrawiam

      • mitoch Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 19.06.06, 08:42
        ps. na odziale patologii ciązy w redłowie znalazłam sie w styczniu 2006
        • zygmuntzt Spotkanie na oddziale ginekologiczno- polozniczym 23.06.06, 12:09
          Witam;
          Jestem po rozmowie telefonicznej z panią dyrektor.
          Zapowiadane spotkanie na oddziale odbyło się wczoraj, wiem, że były na nim obie
          panie dyrektorki, nie było natomiast ordynatora, który wciąż przebywa na
          zwolnieniu - słusznie, że czas oczekiwania się skończył, wszak oddział nie może
          być sparaliżowany i musi normalnie funkcjonować.
          Nie wiem jak było i co ustalono - podobno obecnie powstaje odpowiedź na moje
          pismo i w poniedziałek ma ono ruszyć w moim kierunku.
          Jak tylko je otrzymam, zaraz oczywiście dam znać i poproszę wszystkich
          zainteresowanych o komentarz.
          Pozdrawiam i zapraszam nadal do nadsyłania własnych spostrzeżeń - są czytane
          także w szpitalu a jeśli umkną, postaram się, by dotarły do zainteresowanych
          zmianami.
          Zygmunt
          • m.meg Re: Spotkanie na oddziale ginekologiczno- polozni 27.06.06, 18:23
            W tym szpitalu(porodówka) naprawdę dzieje sie coś niedobrego. Zauwazcie, ze
            odchodzą z tamtąd też lekarze..... Zobaczcie jaka tam jest kadra. Sami młodzi .
            Ilu jest doświadczonych lekarzy z dobrą opinią? A ilu kiedys było. Nie ma tam
            już Bierżyńskiego, Zalewskiego.... Dlaczego po likwidacji położnictwa w Szpit.
            Miejskim jego lekarze nie zasili szregów Redłowa?
            Czy to również nie jest przyczyną tego stanu?

            Ja też chciałam rodzić w Redłowie. Niestety skutecznie mnie zniechęcono.
            Własnie podczas kwalifikacji. Zbyt wiele miałam obaw. A siedząc w poczekalni,
            czekając na lekarza do kwalifikacji ( 2 godziny!) posłuchałam też sobie szepty
            pielęgniarek z izby przyjęc. Były podniecone jakąś plotką, ze ZNOWU ktos
            odchodzi z oddziału! I kto tu będzie pracował, jak juz jest takie obłozenie, a
            lekarzy mało. To też mnie przeraziło.
            • zygmuntzt Odpowiedź szpitala 29.06.06, 10:12
              Poniżej wybrane fragmenty odpowiedzi pani dyrektor Szpitala Morskiego.
              Dziś odebrałem ten list z urzędu i na razie pozwolę sobie go nie komentować -
              wstrzymam się z tym jeszcze chwilę, by uporządkować myśli...


              Szanowny Panie Radny,
              przepraszam za zwłokę w odpowiedzi na pismo, które osobiście Pan złożył w
              sekretariacie Szpitala, w dniu 18 maja 2006 r. Powody zwłoki są Panu znane i
              niezależne od nas.
              W dniu dzisiejszym odbyło się spotkanie dyrekcji z personelem lekarskim Oddziału
              Ginekologii i Położnictwa (w chwili, gdy Pan dzwonił do szpitala, trwało
              poniższe spotkanie). Poświęciliśmy je między innymi kwestiom poruszanym w
              Pańskim piśmie, poddano analizie uwagi czynione przez Pana Radnego.
              Nie ulega wątpliwości, że celem zarówno zarządu szpitala, jak i też lekarzy i
              położnych jest dalsze podnoszenie jakości świadczeń udzielanych w Oddziale
              Położniczym, podobnie, jak w pozostałych oddziałach Szpitala Morskiego. Służy
              temu między innymi uzyskanie przez szpital w maju 2006 r. Certyfikatu Jakości
              ISO 9001-2000 (o ile mi wiadomo jesteśmy jedynym szpitalem w województwie
              pomorskim, który wdrożył system jakości ISO). Nie zamierzamy poprzestać w
              wysiłkach prowadzących do poprawy jakości opieki medycznej, jak również poprawy
              infrastruktury.
              [...] w latach 2004-2005 wydaliśmy na remont i wyposażenie Oddziału Położniczego
              kwotę 617 tysięcy zł, z czego dotacja z Urzędu Marszałkowskiego wynosiła 483
              tys., resztę finansował szpital. to dla nas bardzo duże obciążenie finansowe,
              szczególnie w świetle zadłużenia szpitala, ale mogliśmy dołożyć brakującą kwotę
              dzięki środkom pozyskanym między innymi z porodów rodzinnych.
              Zdajemy sobie sprawę z konieczności przeprowadzenia dalszych remontów i prac
              adaptacyjnych, które z czasem sprawią, że wygląd sali porodowej, sal pacjentek,
              łazienek i toalet zaspokoi w pełni oczekiwania położnic. Pańskie stwierdzenie,
              że, cytuję "Gdynia zasługuje na oddział położniczy na najwyższym poziomie, tak,
              by gdyńskie rodziny chciały i mogły bez obaw rodzić dzieci w Gdyni," jest w
              pełni zasadne. Całkowicie zgadzam się z Panem. Mam nadzieję, że Pańska akcja
              walnie przyczyni się do znalezienia środków finansowych (np. z Urzędu Miasta
              Gdyni? inne propozycje?) na konieczne dalsze remonty, oczekujemy na
              przedstawienie możliwości Pana Radnego w tym zakresie. Szacujemy, że potrzebna
              kwota to ok. 500 tysięcy zł.
              My możemy przeznaczać jedynie środki pozyskane z porodów rodzinnych. Środki z
              Urzędu Marszałkowskiego (483 tys. zł.) zostały już wydane na remont położniczej
              izby przyjęć.

              W odniesieniu do stawianych przez Pana Radnego pytań zawartych w piśmie z dnia
              15 maja 2006 stwierdzam, co następuje:

              - opłaty za tzw. "porody rodzinne" pobierane są także przez inne szpitale z
              uwagi na to, że NFZ ich nie finansuje, uważając, że jest to procedura
              ponadstandardowa
              - opłaty za porody rodzinne nie zasilają konta fundacji, wpływają na konto szpitala
              - środki finansowe pozyskane z wpłat na porody rodzinne w całości przeznaczane
              są na inwestycje i remonty Oddziału Ginekologii i Położnictwa
              -szpital uczestniczy w akcji "Rodzić po ludzku". Nastawienie dyrekcji szpitala i
              lekarzy jest bardzo pozytywne, nasz szpital był pierwszym szpitalem w
              województwie, a trzynastym w kraju, który uzyskał tytuł "Szpital przyjazny dziecku."
              - my również cieszymy się, że nie ma rejonizacji, gdyż rodzi u nas wiele kobiet
              np. z Gdańska
              -ustne złożenie skargi nie wstrzymuje możliwości złożenia jej na piśmie, chyba,
              że rozmowa ustna satysfakcjonuje skarżącego i decyduje on poprzestać na tym.
              - ankiety satysfakcji pacjenta są w pełni dostępne dla wszystkich położnic, nie
              ma natomiast obowiązku ich wypełniania, jest to akt dobrowolny [...]
              - zagadnienia medyczne, jako że mogą być omawiane na poważnie w gronie osób
              posiadających specjalistyczną wiedzę medyczną - pozostawiamy bez odnoszenia się
              do nich.
              Szanowny Panie Radny, lektura wypowiedzi na forum internetowym, z oczywistych
              względów nie była dla nas budująca. Myślę, że wypowiedzi tam zamieszczane
              dotyczą grupy niezadowolonych Pań, te zadowolone nie wystapiły na forum.
              Podtrzymuję, że zbiorcza analiza ankiet satysfakcji pacjenta świadczy o
              wysokiej, dobrej ocenie. Istnienie choćby niewielkiego odsetka niezadowolonych
              jest rzeczą naturalną. Inny wynik świadczyłby o nierzetelnie przeprowadzonej
              analizie [...]
              Dla równowagi, pozwalam sobie dołączyć do pisma artykuł z Gazety Wyborczej z
              dnia 20 czerwca 2006, gdzie przypadkowa Pani wypowiadająca się do gazety,
              wystawiła nam bardzo dobrą opinię, a na koniec stwierdza, cytuję: "jeśli
              rodziłabym jeszcze raz, znów wybiorę Redłowo".
              Myślę, że obala to forsowany przez Pana mit, że w Redłowie jest aż tak źle.
              Z poważaniem
              Z-ca dyrektora ds. Lecznictwa
              lek. med. Elżbieta Kruszewska
              • zygmuntzt Moja odpowiedź dla szpitala 19.07.06, 13:52
                osoby zainteresowane zapraszam na blog -
                trzebiatowski.blox.pl/2006/07/Neverending-szpital-story.html
                wrzuciłem tam swoją odpowiedź na list pani dyrektor...
                Może ta korespondencja nie wszystkim wydaje się ciekawa, ale obowiązek nakazuje
                dzielić się z Państwem na bieżąco - to też dowód na to, że sprawa nie śpi. W
                najbliższych dniach planuję spotkać się w tej kwestii z Prezydentem Gdyni i
                wspólnie zastanowić się, co i jak możliwe jest do zrobienia.
              • gosia.testy Re: Odpowiedź szpitala 25.07.06, 22:06
                Żenująca ta odpowiedź. Naprawdę.
                Pani Dyrektor skupiła sie na kwestiach technicznych a problem chyba głównie
                tkwi w kwestiach kadrowych. W podejściu personelu do pacjentek.

                O tym nie wspomniała.

                I jescze przypomina czasy, gdy otrzymali nagrodę za szpital przyjazny dzieku i
                matce.....

                Chyba spoczęli na laurach. To było 13 lat temu. A już 5 lat temu ich wynik nie
                był imponujący. Lepszy był wtedy Szpital Miejski w Gdyni.

                Przykre to. Tym bardziej jak przypomnę sobie mój poród. Miałam poród niemal
                błyskawiczny i prawie urodziłam na izbie przyjęć. Ale jadąc do szpitala (na
                Zaspie) miałam taki przebłysk, że moze jednak do Redłowa, w końcu będę tam za 3
                minuty. Ale zaraz zapaliła mi sie alarmowa żarówka! NIE! Boję się! Zaspa
                kojarzyła mi sie bezpieczeństwem i opieką. To ludzie tworza taką atmosferę,
                wymalowane ściany i ładna sala to kwestia drugorządna, choć oczywiście ważna.

                Choćbym miała urodzić dziecko w samochodzie wolałam jechać na Zaspę! A naprawde
                chciałam,zeby moja córka była Gdynianką! Chciałam,ale mnie tak skutecznie
                przestraszono. Zycie i zdrowie mojego dziecka najważniejsze.
          • belferx Re: Spotkanie na oddziale ginekologiczno- polozni 30.06.06, 12:24
            Szanowny Panie. Zastanawia mnie, dlaczego będąc Przewodniczącym Komisji Oswiaty
            zaniedbuje Pan problemy tak istotne w dzisiejszej dobie, a dotyczace wychowania
            i nauki naszych pociech.Przed zbilzajacymi sie wyborami samorzadowymi chce
            poznac osiagniecia Komisji, ktorej Pan przewodzi w tym temacie, jak rowniez
            chce, aby Pan przyblizyl mi swoje stanowisko wobec proponowanych zmian w
            oswiacie przez nowego ministra. Chyba takze i na tym "podworku" jest wiele do
            zrobienia, zarowno w zakresie ksztalcenia, wychowania, jak i zapewnienia
            bezpieczenstwa milusinskim ( chocby przed narkotykami )- nie mowiac juz o
            zapewnieniu odpowiedniego doboru kadr ( podobno pedagogicznych )i warunkow do
            nauki ( stare zaniedbane budynki i braki w wyposazeniu ). Mam nadzieje otrzymac
            od Pana jego stanowisko w sprawie j.w. - jak rowniez oczekuje reakcji innych
            rodzicow na poruszony temat, rownie bliski jak ochrona zdrowia ( a Panu zapewne
            blizszy z racji pelnionej funkcji Przewodniczacego Komisji Oswiaty ).
            Pozdrawiam-belfer i rodzic.
            • zygmuntzt Re: Spotkanie na oddziale ginekologiczno- polozni 30.06.06, 16:03
              Szanowna Pani;

              Chętnie podyskutuję z Panią na temat polityki oświatowej naszego miasta, którą
              oceniam wysoko (co ważne, oceniają ją tak także inne podmioty, vide nagrody:
              "Samorząd przyjazny oświacie", jedne z najwyższych w kraju wyniki testów
              kompetencji na poszczególnych szczeblach, nakłady na oświatę, poziom inwestycji,
              procent młodzieży zdającej maturę itd.) - gotów jestem także do rozmowy na
              tematy natury wychowawczej (jako instruktor harcerski, ojciec dwójki dzieci i
              radny), natomiast chyba nie jest to właściwy wątek na tym akurat forum.
              Może rozwiązaniem byłoby założenie przez Panią odrębnego wątku?
              Obiecuję, że się włączę;)

              Natomiast już w tym miejscu pragnę wyrazić zdziwienie Pani zdaniem: "Zastanawia
              mnie, dlaczego będąc Przewodniczącym Komisji Oswiaty zaniedbuje Pan problemy tak
              istotne w dzisiejszej dobie, a dotyczace wychowania i nauki naszych pociech."

              Dlaczego uważa Pani, że je zaniedbuję? Na jakiej podstawie formułuje Pani taką
              opinię? Nie mogę się z nią zgodzić. To, że zabieram głos w sprawie szpitala
              Redłowie nie powoduję, że przestaje mnie interesować tematyka oświatowa, tak jak
              nie przestaje mnie interesować własna praca i inne obowiązki. Świat jest zbyt
              złożony, by zawężać swoje spojrzenie do jednej z dziedzin, więc tego nie czynię.
              Zachęcam do dyskusji i wskazania konkretnych kwestii, do których zdaniem Pani
              powinienem się odnieść i pozdrawiam.
              • belferx Re: Spotkanie na oddziale ginekologiczno- polozni 30.06.06, 19:00
                Zluje, bo myslalam, ze porusza Pan tematyke rozna ( np.dot.piasku w piskownicy
                i schodow na dworcach , a te dot.oswiaty w szczegolnosci). Widze ze jest Pan
                czlowiekiem renesansu. Ja natomiast wychodze z zalozenia, ze jak ktos "robi"
                zbyt duzo i dziala na wielu polach - to tak naprawde nie robi nic dobrze i do
                konca.Z wyrazami podziwu - belfer.
                • mamatosi1 Re: Spotkanie na oddziale ginekologiczno- polozni 30.06.06, 23:39
                  Czasami jak czytam wypowiedzi nauczycieli to aż wstyd mi się przyznać, że i ja
                  do tego "półświatka" należę"... nie rozwijam tematu, wszak wątek powołany
                  został w innej sprawie. Dorzucam swoje spostrzeżenie odnośnie przeżytego
                  porodu, może dzięki temu kolejny zniosę godziwiej.
                  W Redłowie niestety:
                  - nikt nie informuje pacjentek o tym co się aktualnie z nią dzieje, jakie
                  podaje się leki i czemu one służą
                  - rutynowo dokonuje się cięcia krocza oraz nie ma możliwości porodu w innej
                  pozycji niż na plecach
                  - sale porodowe ( bynajmniej ta do której ja trafiłam ) nie są wyposażone w
                  cywilizacyjne wynalazki porodowe typu worek sako, drabinki itp...
                  - kabiny natryskowe nie przypominają miejsca do kąpieli zwłaszcza dla kobiety,
                  która przeżyła poród i jest osłabiona
                  - nie pomaga się kobietom w opiece nad noworodkiem, bylam swiadkiem jak przez
                  cala dobe noworodek poloznicy z sali obok plakal prawie bez przerwy,a
                  pielegniarki zamiast chociaz sprobowac znaleźc przyczyne albo po prostu
                  pocieszyc i dodac psychicznego wsparcia mlodej mamie zostawily ja same sobie
                  komentujac w mojej sali jej nieudolnosc macierzynska
                  -lekarz pediatra, ktory badal moje dziecko nie mial czasu aby udzielic mi
                  rzeczowych informacji na zadawane pytania
                  - w szpitalu panuje hałas, o każdej porze dnia i nocy ( nie chodzi mi tu o
                  płacz dzieci, bo to logiczne i oczywiste, ale o głośne zachowanie personelu na
                  dyzurze nocnym, moze to tylka ja trafilam na szpitalna impreze)
                  - uważam, ze nie powinno się płacić za porody rodzinne, wiem ze kilka innych
                  mlodych mam, z ktorymi sie spotkalam na odzziale, tylko ze wzgledow
                  finansowych nie zdecydowalo sie na wspólny porod!!!!!!!
                  Dziękuję i pozdrawiam!
    • est3 Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 17.07.06, 01:45
      Rodziłam w Redłowie w 2003 i, gdyby nie porównania z Puckiem(2005), to nie
      byłoby tak źle.
      Ale: po klasyfikacji do rodzinnego przed porodem przeszłam procedurę raz
      jeszcze (pewnie wymiary przez te 2 tyg mi się zmieniły), a nie jest to
      przyjemne. Paniom nie podobało się, że przytyłam 25 kg. (Ja też byłam zdumiona,
      bo pół ciąży męczyły mnie wymioty. Do swej zwykłej niedowagi doszłam 6 mies. po
      porodzie.)Nie mogłam chodzić, cały czas na łóżku. Panie narzekały na słabe
      skórcze. Po 3 godz. miałam pełne rozwarcie, ale przez następne dwie kazały
      powstrzymywać parcie, "bo dziecko nie zeszło". Jak pojawił się lekarz,
      powiedziały, że to tyle trwa, bo słabo prę.
      Dziecko po urodzeniu leżało gdzieś na sali obok i serce mnie bolało jak
      płakało. Nie dano go mężowi, bo, podobno, zimno.
      Nikt o niczym nie informował i o nic nie pytał.
      Od razu na wstępie Pani poinformowała mnie, że z takimi brodawkami nie mam
      szans na karmienie. Pomogła mi tylko jedna położna P.Woźniak, szkoda, że to
      pomoc jednorazowa. Poza tym pomoc przy karmieniu sprowadzała się do podania
      dziecku mieszanki. Ale w książeczce napisali, że karmię naturalnie.
      Dla informacji - bez niczyjej pomocy i wbrew twierdzeniom pań z Redłowa udało
      mi się karmić piersią dziecko przez 1,5 roku.
      I nie bardzo wiem, dlaczego pobiera się opłatę za rodzinny - kosztuje powietrze
      zużywane przez męża, czy co? Przecież nawet fartucha mu nie dali.
      I dorzucę jeszcze wrażenia z patologii - przy pierwszym plamieniu czekałam
      strasznie długo na izbie. Plamienie zamieniło się w obfite krwawienie i, gdy
      już wszystko ze mnie wyleciało w obskórnej toalecie, po badaniu lekarz spytał z
      powątpiewaniem "A pani to w ogóle była w ciąży, bo ja tu nic nie widzę".
      Przy kolejnej ciąży zjawiłam się z przedwczesnymi skórczami. Przerażona (dwa
      poronienia już miałam) leżałam na sali już po koszmarze izby przyjęć i najpierw
      przez przeszło godzinę spisywano moje dane, które już raz podawałam (do czego
      im te komputery?)a następnie zostawiono samej sobie z narastającymi skórczami.
      Na pytanie, kiedy zaczną coś ze mną robić, pani pielęgniarka spytała "A co mamy
      robić?" Potem , oczywiście podano mi kroplówki.
      Szkoda, że nie znam nazwiska tej pielęgniarki, gdyż spotkałam się z nią
      kilkakrotnie i uważam, że to dzięki niej głównie personel szpitala jest tak źle
      oceniany.
      I jeszcze coś. Po pierwszym poronieniu na wypisie napisano mi 15 dni
      zwolnienia. Ale dano tylko 2. Zadzwoniłam do szpitala i spytałam, czy mi tę
      pomyłkę wyprostują, czy mam wziąć zwolnienie od mojego lekarza. Panie
      powiedziały, że wyprostują. Po czym zamalowały korektorem w wypisie 15 i
      napisały 2. Cóż - lekarz wyraźnie mówił, że daje 15, więc chyba jednak nie o to
      chodziło.
      Trzecie dziecko urodzę w Pucku, jak drugie. Żałuję, że nie pojechałam tam z
      pierwszym.
      A jeśli mogę coś dodać do spraw dzieckich - mieszkam na Dąbrowie. Jest tu
      mnóstwo małych dzieci i 1 przedszkole, do którego nie sposób się dostać,
      szczególnie, jeśli jest siedzi się w domu z drugim dzieckiem. Podobno jest
      możliwość wysłania dziecka do przedszkola na kilka godz. dziennie i jest to
      nieodpłatne. To oczywiście teoria. Jak załatwić, żeby było to rzeczywiście
      możliwe? Ja mogę siedzieć z dziećmi w domu, ale uważam, że przedszkole jest
      dziecku potrzebne do normalnego rozwoju, a na prywatne normalnie mnie nie stać.
      Pozdrawiam serdecznie i rzyczę sukcesów w walce o poprawę sytuacji dzieciatych
      kobiet.:))
      • zygmuntzt Dzisiejsze spotkanie z prezydentem Szczurkiem 20.07.06, 10:59
        Dziś w temacie szpital byłem na porannej rozmowie z Prezydentem Wojciechem
        Szczurkiem i wyszedłem mocno podbudowany:
        - po pierwsze: temat był już mu znany nie tylko z mojej korespondencji, ale też
        z rozmowy z p. ordynatorem Metlerem, który w prywatnej rozmowie z nim temat
        poruszył;
        - znalazłem zrozumienie dla poruszanych kwestii i uzyskałem zdecydowane poparcie
        dla tematu i zachętę do kontynuacji;
        - pan prezydent obiecał mi realne wsparcie przede wszystkim poprzez wspólną
        naradę z ludźmi ze szpitala nad konretnymi kwestiami i sposobami ich
        rozwiązania, także z udziałem miasta (takie sensowne, robocze spotkanie);
        - wygląda na to, że z powodów radosnych i osobistych Pan Prezydent będzie mocno
        zaangażowany w problematykę porodów w Gdyni:)
        - umówiliśmy się po urlopie Prezydenta, czyli po 15 sierpnia na takie spotkanie
        robocze.
        A wszystkie osoby, które mają w tej sprawie refleksje, obserwacje itd.
        nieustająco namawiam do pisania - sprawa zaczyna zataczać coraz szersze kręgi,
        do gry weszła także Fundacja "Rodzić po ludzku", ale o tym niebawem...
        Pozdrawiam
    • demonii Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 20.07.06, 18:51
      Witam Pana
      Na temat gdyńskiego szpitala PCK pisałam juz na forum Trójmiejska Służba
      zdrowia, temat również rozpoczęty przez Pana.
      Przeczytałam wiele opiniii i doszłam do jednego wniosku : w tym szpitalu rodzi
      sie dzieci (Mamy rodzą dzieci - to bardzo istotne, choc personel niezwykle
      rzadko to zauważa), ale na pewno nie po ludzku !!!
      Zyczę powodzenia i wytrwania...
      Aśka
    • mamakubusia5 Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 22.07.06, 12:32
      Witam serdecznie. Myślę, że mogę wtrącić tutaj parę zdań, choć nie rodziłam w
      Redłowie ( na szczęście). Leżałam tam na patologi ciąży. W izbie przyjęć
      spędziłam kilka godzin. Jedynym miłym aspektem, było badanie przez młodego
      lekarza (żałuję, ale nie pamiętam nazwiska) w ładnym gabinecia. Póżniej już
      było tylko gorzej. Miałam się przebrać w koszulę- pokój do jakiego mnie
      zaprowadzono nawet nie przypominał pokoju- remont na całego, ubikacja dawno
      zapomniała o swojej świetności. Po kilku godzinach trafiłam wreszcie na salę,
      która także wymagałaby porządnego remontu (nie wspomnę o ubikacji i
      prysznicach!!!!!!)Od poczatku byłam lekceważona, nikt nie pofatygował się, aby
      poinformować mnie o moim stanie i o podjętym leczeniu> dodam, iż kobiety leżące
      ze mną na sali traktowane były w taki sam sposób.Największym koszmarem było
      badanie przez pana doktora (zastepcę ordynatora). Pokoik malutki, na środku
      fotel ginekologiczny, który przypominał zabytek sprzed 50 lat, wokół około 13-
      tu osób. Byłam tak zszokowana, że nie potrafiłam walczyć o swoje i poprosić o
      <sam na sam zlekarzem>. Poproszono mnie na fotel , na który dosłownie musiałam
      się wdrapać, położna chlusnęła na mnie środkiem odkażającym z butelki.Samo
      badanie byłoby nawet ok, gdyby doktor nie próbował pokazywać wszystkim
      szczegółów mojej anatomi-było to bardzo bolesne i naprawde poniżające. Liczyłam
      dni do wyjscia z tego pseudoszpitala. Jednak cieszę się, że tam trafiłam przed
      porodem. Uchroniło mnie to przed popełnieniem największego błędu w zyciu-
      porodu w tym szpitalu. Rodziłam w Pucku- było miło i sympatycznie. Ordynator to
      wspaniały człowiek, położne miłe i pomocne. wszystko w najlepszym porządku.

      W czasie pobytu w Redłowie leżałam na sali z wieloma dziewczynami. Ale w głowie
      utkwił mi przypadek jednej 19-latki. Dziewczyna przyszła do szpitala 4 tygodnie
      przed terminem porodu. Lezała juz 2 tygodnie a nadal o swoim stanie wiedziała
      tyle co ja z lektur kolorowych czasopism. Traktowana była żle, żeby nie
      powiedzieć <po chamsku>. Zaczęły odchodzić jej wody (choc położne przez długi
      czas twierdziły, że to śluz). Nikt nie przyszedł, aby z nia porozmawiać, choć
      była bardzo zdenerwowana. Po dwóch godzinach dostała bardzo silnych dreszczy i
      goraczki ok. 40 stopni. Pielęgniarki zaczęły wtedy biegac jak szalone, dostała
      lek na uspokojenie-tętno było bardzo wysokie. Po następnej godzinie pojawił sie
      lekarz, spojrzał i zarządził natychmiastową ewakuację z sali pozostałych
      pacjętek. Dodam, iz same musiałyśmy dżwigac swoje toboły mimo iż byłysmy tzw.
      leżące. Chwilę póżniej dziewczyna była juz po cesarce. Gdy teraz to piszę,
      zastanawiam się, czy ludzie pracujący w tym szpitalu pozbawieni są wszelkich
      uczuć. Choć szpital jest obskórny i zaniedbany, to trochę życzliwości ze strony
      personelu mogłoby dużo zdziałać.
      Pozdrawiam i życzę wytrwałości w walce o "gdyńskie ciężarne".
    • mamusia_synusia Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 25.07.06, 12:20
      Witam,
      rodziłam w Redłowie w lutym 2005 roku. Troszeczkę jestem zdziwiona niektórymi
      opiniami, chociaż absolutnie nie mam zamiaru ich podważać. Sama mam różne
      odczucia, ale większość, dla mnie tych ważniejszych, jest pozytywna.
      Ja też przeszłam kwalifikację, która wydaje mi się jest po to, żeby wyciągnąć
      dodatkowe pieniądze. Opłata za poród rodzinny - koszmarnie wysoka i szczerze
      mówiąc, za co ona jest to nie wiem. Za ten stołeczek przy łóżku? Przecież ci
      ojcowie jeszcze w większości spraw wyręczają położne.
      Ale do rzeczy. Moje pierwsze wrażenie ze szpitala - uciekać. Trafiłam tam
      podczas remontu izby przyjęć, wrażenie masakryczne. Ale sama "osbsługa" bardzo
      symaptyczna. Spędziłąm najpierw kilka dni na patologii. Warunki fatalne, zca
      ordynatora - bez komentarza. Brak kompetencji, chamski i arogancki. Przez niego
      mogłam się nie doczekać dziecka, ale to inna historia.
      Później trafiłam do szpitala, gdy przyjechałam do porodu. Panie na izbie
      (obrzydliwej) bardzo miłe. Położne na porodówce, bardzo symatyczne, wspominam je
      naprawdę super. Lekarz, który asystował na koniec i potem mnie zszywał, bardzo
      miły (jeden z młodych - nie pamiętam nazwiska, ale chyba Żółtowski).
      Podczas porodu mogłam chodzić, skakać i co tam sobie chciałam ;), chodziłam pod
      prysznic (fakt, że miejsce nie najszczęśliwsze, na szczęście rodziłam w nocy).
      Po porodzie mogliśmy być razem z mężem prawie 3 godziny.
      Jakąś godzinę po porodzie przyszła Pani od laktacji, przesympatyczna osoba.
      Pomagała wszystkim kiedy tylko mogła.
      Kilka rzeczy, na które wtedy wcale nie zwracałam uwagi. Lewatywa - łazienka
      obrzydliwa. Golenia nie było, sama ogoliłam się w domu. Nie informowano mnie o
      podawanych lekach i wykonywanych zabiegach. Nacięcie - standardowo. Studenci -
      bez pytania o zgodę.
      Na oddziale położniczym widać było zmiany, ale niestety nie wszędzie. Sale
      bardzo ładne, niestety tylko na niektórych były wtedy nieskie drewniane łóżka.
      Ja miałam tego pecha, że trafiłam jeszcze na wysokie metalowe łóżko, z którego
      było mi ciężko schodzić i na nie wchodzić. Ale rozumiem, że nie dało się
      widocznie wszystkiego na raz. Jednaj jedna łazienka na cały oddział to bardzo mało.
      Jeśli chodzi o pielęgniarki, każda jedna przesympatyczna. Bardzo miło wspominam
      zwłaszcza jedną, niestety nie wiem jak się nazywa.
      Przychodziły często, pytały czy nie zmienić podkładu (wiadomo, że szybko się
      brudziły). Lekarze na obchodzie badali, sprawdzali wszystko. W razie potrzeby w
      ciągu dnia można było poprosić pielęgniarkę i lekarz też przychodził.
      Pielęgniarki od noworodków - większość super, tylko jedna taka, że mogłabym ją
      udusić własnymi rękami. Niesympatyczna i w ogóle okropna.
      Jednak jak w nocy moje dziecko długo płakało, przychodziły i zabierały do
      siebie. Przynosiły po jakimś czasie, przewinięte i słodko śpiące :).
      Karmienie, nacisk na karmienie naturalne, dokarmianie tylko za zgodą pediatry
      (żadko wyrażali zgodę). Smoczki przemycane, ale rozumiem to, zaburzają laktację.
      Sala odwiedzin - jest to oczywiście przykre, jak tatuś musi na dziecko patrzeć
      przez szybkę, ale ja uważam to za plus. W końcu są to małe dzieciaczki, które
      dzień dwa wcześniej były jeszcze w brzuchu mamy. Te wszystkie tłumy gości z
      pewnością mogą poczekać te kilka dni. Pamiętam, jak wszystkie mamy były
      strasznie oburzone, jak jeden uparty ojciec wlzał za tą szybę z dworu w zimowej
      kurtce. Zaraz go wyrzuciły.
      To tyle moich spostrzeżeń. Warunki takie sobie, są plusy i minusy. Ale na
      personel narzekać nie mogę w żadnym wypadku, oprócz tych dwóch opisanych osób.

      Niedługo znów będę rodzić, ale tym razem wybieram się jednak do Pucka, ze
      względu na porody w wodzie.

      Pozdrawiam.
      • mamusia_synusia Re: Porodówka w Redłowie - 10 luty 25.07.06, 12:27
        Jeszcze chciałam napisać jedną rzecz. Mój synek urodził się 7 lutego, ale 10-go
        byliśmy jeszcze w szpitalu. Przyszedł Pan Prezydent z prezentami dla maluchów
        urodzonych w tym dniu. Muszę przyznać, że dla reszty mam nie było to miłe. "Ty
        dostaniesz misia a ty nie".
        Można rozwiązać to jakoś inaczej, np. przy wypisie, albo paczkę do domu z
        gratulacjami.

        Jeszcze do wcześniejszego postu: paczkę z gratisami dostałam, ale dużo później.
        Bylismy w szpitalu dosyć długo i jakbym wychodziła wcześniej to chyba bym jej
        nie dostała (skończyły się??).
        Ankiety - pierwsze słysze o możliwości wypełnienia jakiejś ankiety.



        Co do listu Pani Dyrektor, gdzie stwierdziła, że dobrze że są osoby
        niezadowolone, to chyba jakaś pomyłka. Ja rozumiem że broni swojej placówki, ale
        ma chyba klapki na oczach. Nie odniosła się absolutnie do opisywanych tu
        sytuacji. Jakby ich nie zauważyła. Dla mnie ten list to jakieś nieporozumienie.
        "alnie wody" i tyle.
        • aka772 + & - 26.07.06, 15:46
          za bardzo nie mam czasu, zeby sie rozpisywac (a pewnie tez byloby o czym), ale
          moge sie podpisac pod wiekszoscia tego co napisala mamausia_synusia. zgadzam
          sie,ze szpital ten ma zarowno polusy jak i minusy. wiadomo, ze ciezko o ideal,
          tyle ze jakby za duzo jest tych negatywnych aspektow:( ciesze sie, ze temat ten
          jest poruszany i po cichu licze, ze cos to zmieni. pozdrawiam!
          • zygmuntzt Piątek, 12:00 - spotkanie z p. dyrektor Erecińską 27.07.06, 13:55
            Witam;
            Informuję, że jutro (piątek) o 12 mam potwierdzone spotkanie z Panią Dyrektor
            Erecińską - Siwy. Mam nadzieję, że osobiste spotkanie okaże się bardziej owocne
            od ścieżki korespondencyjnej, wierzę też, że Pani dyrektor jako specjalistka od
            położnictwa ma zrozumienie dla mojej akcji i rozumuje w sposób zbliżony do mojego;)
            Napiszę oczywiście po spotkaniu.
            Pozdrawiam.
            • zygmuntzt Po spotkaniu 31.07.06, 08:55
              Kilka słów o spotkaniu z Panią Dyrektor:
              1. Ponad godzina spotkania to sporo (zwłaszcza jak na napięty grafik dyrekcji -
              i za to dziękuję) i mało, jeśli chodzi o mnogośc tematów, ale wydaje się, że
              większość została omówiona, choć niektóre pobieżnie.
              2. Pierwsza dobra informacja: trwa remont w łazienkach na oddziale - byłem,
              widziałem, potwierdzam:) trochę to potrwa, bo nawet instalacje trzeba zmieniać
              ale jest ważny krok. No i nie będzie kultowej firanki ale będą rolety - słowa
              Pani Dyrektor:)
              3. Atmosfera bardzo miła i zbliżona do partnerskiej, choć myślę, że
              rozpoczynając ją, Pani Dyrektor obawiała się, czy nie przyjdzie jej rozmawiać z
              jakimś rewolucjonistą - oszołomem. Mam nadzieję, że rozwiałem takie ewentualne
              obawy...
              4. Sprawy finansowe: Pani dyrektor nie jest zwolenniczką opłat za porody, ale
              uważa to rozwiązanie na obecnym etapie za bardzo pomocne szpitalowi i
              pozwalające na niewielkie, ale zawsze, podnoszenie standardu (lampki, szafki
              nocne itd). Myślę, że przekonałem do idei zwalniania z opłat osób w cięzkiej
              sytuacji i do systemu częściowych lub ratalnych płatności. Teraz trzeba to
              przekuć na zapisy i informację dla pacjentów.
              5. Dla Pani dyrektor kluczowe kwestie to te, związane z bezpieczeństwem dziecka
              i matki - one są zdecydowanie priorytetem. Natomiast do kwestii związanych z
              pewnego rodzaju "marketingiem", postawą personelu itd - mam wrażenie, że mamy
              nieco inny stosunek.
              6. Podobno od lipca personel jest uczulony na dostarczanie rodzącym ankiet -
              oprócz tego mają być one dostępne do samodzielnego pobrania, żeby ktoś
              "przypadkowo" nie pominął np. krytycznie nastawionej mamy. Zobaczymy jak to
              zadziała.
              7. Lada moment wejdzie nieistniejący do tej pory system motywacyjny, czyli kasa.
              To dobry motywator i wprowadzenie mechanizmów oceny - to może odnieść oczekiwane
              skutki.
              8. Zgodziliśmy się też co do jednego - potrzebna jest Osoba i jej energia i
              motywacja do dokonania istotnych zmian na oddziale. Jest taki trop - tyle na
              razie mogę powiedzieć...
              9. Ogólnie - jest pole do twórczego dialogu choć jest sporo różnic w
              postrzeganiu skali pewnych zjawisk i ich rankingowaniu. Wierzę, że dalsze
              rozmowy i Państwa głosy pozwolą na rozwój tych rozmów i ich dalsze skutki -
              oczywiście, w procesie...
              Pozdrawiam
      • mamusia_synusia Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 31.07.06, 00:33
        A to cytat ze strony Fundacji "rodzić po Ludzku"

        Data: 2006-07-28 17:36:09 Wystawił: Kama Data porodu: 13.11.2006
        "Bylam dzisiaj na trakcie porodowym.Mieszkamy 10 minut drogi od Redłowa.Rodzic
        tam na pewno nie bede.Nie ma podpórek pod nogi.Pytam czego wiec o co mam sie
        zaprzec przy porodzie.Polozna odpowiada ze nie wie.Pytam o znieczulenie.Nie
        dają.Było ale wycofali około roku temu bo to "bez sensu",kobieta i tak
        urodzi.Pytam dlaczego nie podadzą znieczulenia zeby zaoszczedzic bólu
        rodzącej.Połozna odpowiada ze kazda kobieta da rade urodzic bez znieczulenia
        obojetnie ile by ją to kosztowało trudu,a jak mam problem do zglosic sie do
        Funduszu Zdrowia.Pytalam o zle opinie na forach internetowych,o prawa
        pacjenta.Odpowiedz krótka:"Prawa prawami a zycie zyciem".Wyszlismy ze szpitala w
        lekkim szoku.Te kobiety ktore rodza tam i są zadowolone to wyjątki.Widac ze to
        zwykla loteria.Albo wspomnienia beda dobre albo tragiczne.Po co ryzykowac."
        • ppolkaa Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 31.07.06, 11:52
          mamusia_synusia napisała:

          > A to cytat ze strony Fundacji "rodzić po Ludzku"
          >
          > Data: 2006-07-28 17:36:09 Wystawił: Kama Data porodu: 13.11.2006
          > "Bylam dzisiaj na trakcie porodowym.Mieszkamy 10 minut drogi od Redłowa.Rodzic
          > tam na pewno nie bede.Nie ma podpórek pod nogi.Pytam czego wiec o co mam sie
          > zaprzec przy porodzie.Polozna odpowiada ze nie wie.Pytam o znieczulenie.Nie
          > dają.Było ale wycofali około roku temu bo to "bez sensu",kobieta i tak
          > urodzi.Pytam dlaczego nie podadzą znieczulenia zeby zaoszczedzic bólu
          > rodzącej.Połozna odpowiada ze kazda kobieta da rade urodzic bez znieczulenia
          > obojetnie ile by ją to kosztowało trudu,a jak mam problem do zglosic sie do
          > Funduszu Zdrowia.Pytalam o zle opinie na forach internetowych,o prawa
          > pacjenta.Odpowiedz krótka:"Prawa prawami a zycie zyciem".Wyszlismy ze szpitala
          > w
          > lekkim szoku.Te kobiety ktore rodza tam i są zadowolone to wyjątki.Widac ze to
          > zwykla loteria.Albo wspomnienia beda dobre albo tragiczne.Po co ryzykowac."


          tak niestety wygląda rzeczywistość i podejście do pacjentki w szpitalu
          redłowskim,a nie tak jak próbuje lukrować ją Pani dyrektor...wiem,bo znam z
          autopsji,
          leżałam na patologii, rodziłam w mękach przez 12 godzin-bez znieczulenia mimo
          tego ,ze błagałam o nie(udawali ,że nie wiedzą o co mi chodzi)...osłabiona tak
          długim porodem,nie miałam sił na końcu wypchnąć dziecka...potem bardzo silny
          krwotok, łyzeczkowanie na żywca(niehumanitarne, szczególnie w XXI w.) ...mimo
          tego ,że minęły 4 lata od tego traumatycznego dla mnie wydarzenia do dziś boję
          się zdecydować na drugie dziecko:-(
          tak wygląda poród po ludzku w wydaniu szpitala redłowskiego i niech łaskawie
          Pani dyrektor nie wyciera sobie ust sloganami troski i dbałości o dobro rodzącej
          i dziecka,tak naprawdę liczą się tylko i wyłącznie statystyki...

          nigdy wiecej nie będę rodzić w Redłowie, jeśli wogóle do tego dojdzie...
    • hana_a Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 05.08.06, 14:04
      Chciałabym opisać mój pobyt i poród w szpitalu w Gdyni-Redłowie. Nie jestem
      zadowolona! Jestem BARDZO ZADOWOLONA!!! Trafiłam do szpitala na 2 dni przed
      terminem porodu – wydawało mi się, że rodzę – skurcze miałam coraz częstsze,
      ale nieregularne. Zdecydowaliśmy się pojechać, bo może to już? W izbie przyjęć
      bardzo sympatyczna pielęgniarka, lekarz natomiast też bardzo, ale nieprzyjemny;
      ( to na szczęście pierwszy i ostatni niemiły moment w szpitalu – nie udało mi
      się zauważyć nazwiska lekarza – jakoś chyba mnie wyczuł, że chcę go
      zidentyfikować – ale wygląd zapamiętałam: niski, z brodą, siwy, gburowaty, na
      pewno po 50; może koło 60 (wiek) – chyba jedyny taki egzemplarz ze wszystkich
      ginekologów. Jak mnie zbadał, to myślałam, że gwiazdy zobaczę – moje stęknięcie
      bardzo niegrzecznie skwitował, więc przestałam się odzywać. Oznajmił mi co i
      jak z rozwarciem i jeszcze kilka słów, po czym powiedział, że kieruje mnie na
      porodówkę, a jak nie urodzę – patologia. Na tym na szczęście kontakt z nim się
      zakończył – pielęgniarka powiedziała, gdzie mam się przebrać i na porodówkę.
      Było już koło 23. Podłączono mnie pod ktg. Mąż cały czas mi towarzyszył. Co
      jakiś czas przychodziły położne i sprawdzały czy wszystko
      z zapisem dobrze. Byłam informowana o wszystkim, co się wokół mnie działo i
      pytano mnie (!) czy mogą mi podać kroplówkę z witaminami i czy mogą mi wbić
      wenflon. Ponadto przepraszano, że po raz kolejny będzie mnie ktoś badał, ale
      wyjaśniano, że to konieczne, aby sprawdzać czy poród (rozwarcie) postępuje.
      Niestety, nie mogłam chodzić (mimo, że była to pierwsza faza porodu), ponieważ
      tętno dziecka zbyt mocno się wahało. Wyjaśniono mi, że właśnie dlatego nie mogę
      aktywnie przejść tej fazy porodu. Trudno – wszystko dla dobra Maleństwa.
      Odłączano mnie od ktg jedynie na wyjścia do toalety. Po pewnym czasie (nie
      pamiętam już dokładnie jakim) przyszedł lekarz i po krótkiej rozmowie i
      obejrzeniu zapisu ktg zdecydował o podaniu mi tlenu i zastrzyku dotleniającego
      dziecko i mnie (tu nie pytano o zgodę, ale informowano co robią i dlaczego).
      Koło 3 w nocy zrobiono mi jeszcze usg – lekarz chciał obejrzeć serduszko
      dziecka i oszacować wagę. Wróciłam na salę i właściwie bez żadnych postępów
      porodu dotrwaliśmy do rana. Po godzinie 8 rano przyszedł zastępca ordynatora
      (przedstawił się z imienia, nazwiska i powiedział jakie ma stanowisko na
      oddziale), zapytał jak się czuję i powiedział, że niestety, ale on również musi
      mnie zbadać. Jak ogromnie ważne jest podejście do pacjentki! Od razu człowiek
      ma lepszy humor i samopoczucie jak czuje, że jest traktowany po ludzku!
      Zakończyło się tym, że skierowano mnie na oddział patologii, ponieważ byłam 1
      dzień przed terminem. Mąż pojechał do domku, a ja na patologię. Warunki na tym
      oddziale nie są najlepsze – wszystko chyba z lat 70, ale miły personel to
      wynagradza! Moim zdaniem pielęgniarki i położne naprawdę wkładają dużo serca w
      swoją pracę i ja jestem bardzo zadowolona z pobytu na tym oddziale. Jeśli
      chodzi o kwestię zasłonki przy prysznicach to sprawa została rozwiązana – jest
      naklejona taśma na okna, która uniemożliwia podglądanie:). Wszędzie jest
      czysto, jest papier toaletowy, mydło i ręczniki papierowe. Jeden dzień po
      przewidywanym terminie porodu, podjęto decyzję o sprawdzeniu koloru wód
      płodowych – ponieważ tętno w czasie codziennych (czasem dwu czasem
      trzykrotnych) zapisach ktg wahało się. Nic miłego, ale przynajmniej po badaniu
      było wiadomo, że z Dzidzią wszystko dobrze. Poinformowano mnie w czwartek, że
      na następny dzień zostanie mi zrobiony test oksytocynowy – aby sprawdzić
      wydolność łożyska. W związku z tym następnego dnia rano ponowna lewatywa i na
      salę porodową. Mąż w międzyczasie przyjechał. Od 8 podłączono mnie pod ktg i po
      chwili podano oksytocynę. Ponownie powiedziano mi, dlaczego nie mogę chodzić,
      tylko muszę leżeć. Wszystko wyglądało dobrze, czas mijał, a poród nie bardzo
      postępował. Kilka minut przed 12 tętno dziecka spadło poniżej 80 – mąż biegł
      zaalarmować położną i za kilka sekund w sali był już lekarz i położne. Wszystko
      odbywało się ekspresowo, praktycznie bez słów – widać było, że każdy wiedział,
      co ma robić. Mi powtarzano tylko „proszę oddychać!” – tu bardzo przydały się
      oddechy ze szkoły rodzenia – pomagały dotlenić dziecko; wcześniej pomagały
      przetrwać skurcze. Natychmiast odłączono oksytocynę, lekarz podjął decyzję o
      przebiciu wód płodowych – były jasne, a tętno po chwili wróciło do normy, więc
      nieco się uspokoiłam. W międzyczasie położna biegła na salę operacyjną i już
      dała znać personelowi, że mają się szykować do cesarskiego cięcia – mąż to
      widział i później mi opowiadał, do mnie chyba nie bardzo docierało co się
      dzieje... Wiedziałam, że skoro wody przebite – będę na pewno w ten dzień
      rodzić! Bardzo się cieszyłam, bo nie mogłam się już Maleństwa doczekać:) Męża
      poproszono ponownie na salę do mnie (w czasie badań go wypraszano), znów
      byliśmy razem. Wszystko wróciło do stanu poprzedniego – leżałam pod ktg, powoli
      podawano oksytocynę. Było bardzo gorąco – dostałam nawet wentylator:) -
      naprawdę położna bardzo starała się mi pomóc – bardzo miło z jej strony! Tak
      leżałam do 17 – co jakiś czas przychodził lekarz lub położna mnie badać – poród
      nie postępował. Tętno jeszcze kilka razy spadło, ale na szczęcie nie tak mocno
      jak poprzednio. I po 17 lekarz przyszedł po raz ostatni – zbadał i powiedział,
      że niestety, ale poród rozwiązujemy poprzez cesarskie cięcie… Smutno mi się
      zrobiło, bo myślałam, że dam radę urodzić Córeczkę siłami natury, ale
      wiedziałam, że to dla jej dobra! Przewieziono mnie na salę operacyjną, lekarze
      się już szykowali; pani anestezjolog wypytała mnie o kilka rzeczy, wyjaśniła co
      mi podadzą i jak to zadziała, po czym przystąpiono do pracy. Niewiele pamiętam,
      bo krótko po znieczuleniu zewnątrzoponowym po prostu zasnęłam i obudziłam się
      dopiero jak mi położono córeczkę na ramieniu i powiedziano: „ma Pani córeczkę”.
      Powiedziano ile waży i mierzy; zapytałam tylko ile dostał punktów (10!) i byłam
      szczęśliwa! Mężuś po chwili został poproszony do pomieszczenia obok i widział
      Córeczkę w kilka minut po urodzeniu:) Przewieziono mnie na salę pooperacyjną,
      mąż na moment też mógł wejść i przywieziono Maleństwo zapytano czy chcę
      dziecko („Oczywiście:)”) i przystawiono mi ją do piersi… ze szczęścia się
      popłakałam – Nasze dziecko leżało mi na piersi, a Mężuś obok nas… piękna
      chwila! Niestety, po krótkim czasie dumny Tatuś musiał nas zostawić… Tak minęła
      noc – położna przychodziła zajrzeć do nas, dziecko przewijała i nakarmiono ją
      (ale nie butelką – ku mojej radości!). W nocy byłam pionizowana, a rano
      przeniesiona na oddział położniczy. Jak tam ładnie! Wszystko kolorowe, łóżka
      wygodne, łazienki nowiutkie i czyściutkie no i przede wszystkim bardzo miły i
      pomocny personel! Pielęgniarki i położne zawsze służyły pomocą, panie od
      laktacji i noworodków o każdej porze dnia i nocy pomagały przystawiać Maluszki
      do piersi. W ogóle w tym szpitalu jest ogromny nacisk na karmienie naturalne,
      więc naprawdę znajdzie się tam oparcie i pomoc w każdej chwili – sama raz
      walczyłam z Córcią ponad pół godziny i w końcu się poddałam – poprosiłam o
      pomoc panią od laktacji i po pewnym czasie udało się:) Spędziłyśmy tam ponad 3
      dni i nie mogę złego słowa powiedzieć! Może poza jedną pielęgniarką, ale
      mniejsza z tym – może po prostu miała gorszy dzień – każdemu się zdarza!
      Podsumowując, gorąco polecam ten szpital i dziękuję personelowi za opiekę i
      zaangażowanie! Mam nadzieję, że moja relacja choć trochę przekona (albo chociaż
      spowoduje przemyślenia) u przyszłych Mam, które
    • hana_a Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 05.08.06, 14:09
      Nie zmieściła się całość:)
      Podsumowując, gorąco polecam ten szpital i dziękuję personelowi za opiekę i
      zaangażowanie! Mam nadzieję, że moja relacja choć trochę przekona (albo chociaż
      spowoduje przemyślenia) u przyszłych Mam, które zastanawiają się nad wyborem
      szpitala – bo nie wiem skąd się biorą te negatywne opinie!
      Pozdrowienia!
      Hana
      • aldona_t1 Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 05.08.06, 15:48
        Hana_a - miło, że jesteś taka zadowolona ze szpitala, sądzę, że i sporo osób,
        które się tu wypowiadalo, mogloby dorzucić i kilka miłych słów- jednak tu
        chodziło o sugestie, gdzie potrzebne są zmiany- więc na tym się skupia.
        Ale do rzeczy- dwie uwagi- zasłonki nie ma w łazience przy schodach obok traktu
        porodowego, a nie na patologii- tam rzeczywiście okno jest oklejone.
        I druga sprawa- fajnie, że tak miło opisujesz swoje wrazenia tuż po cc-
        leżałam tydzień na patologii i nie raz słyszałam i widzialam pielęgniarki
        krzyczące na tatusiów i inne bliskie osoby przychodzące do kobiet leżących po
        cc- że tu nie wolno i nic ich nie obchodzi- fakt, babki latają cały dzień i są
        zmęczone, ale to nie powód, by tak krzyczeć.... Nie wspomnę już o dwóch
        całkowicie niemal nieprzespanych nocach- noworodki straszliwie płakaly po kilka
        godzin, mlode mamay niezbyt mialy sily, by do nich wstać, a nikt im nie
        przyszedł pomóc...
        Na pewno wiele zależy po prostu od szczęścia- na jaką ekipę dyżurującą się
        trafi.
        A z-ca ordynatora, dr Szczepaniak to rzeczywiście chyba jeden z
        najsympatyczniejszych wg mnie osob....
      • demonii Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 05.08.06, 19:40
        Hanna, gratuluję :-) miałaś szczęście :-) Ja wiem (niestety) skąd się biorą
        negatywne opinie n/t redłowskiego szpitala. Tymbardziej gratuluję :-)
        pozdrawiam
        (Byćmoże wreszcie zaczyna się coś zmieniać i bardzo możliwe, że również
        dzięki Autorowi tego wątku:-) )
    • hana_a Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 06.08.06, 09:50
      Aldona - Wiem po co ten wątek został założony, ale stwierdziłam, że dorzucę
      swoją relację chociażby po to, aby dziewczyny, które się zastanawiają nad
      wyborem szpitala (tak jak ja jakiś czas temu)nie musiały czytać tylko tak
      negatywnych opinii (można się naprawdę wystraszyć), ale też coś pozytywnego -
      bo nie tylko ja jestem bardzo zadowlona z pobytu w szpitalu - dziewczyny, z
      którymi leżałam też stwierdziły, że opiszą na forach internetowych pobyt - bo
      są zadowolone, a te wszystkie złe opinie tylko odstraszają od fajnego szpitala!
      Pozdrawiam!
      PS. Zapomniałam jeszcze dodać, że byłam w szpitalu całkiem niedawno - od 17 do
      25 lipca tego roku.
      • naplus Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 06.08.06, 16:57
        Może i ja dorzucę swoje trzy grosze. Tylko nie wiem, czy autor tego forum
        oczekuje takich pozytywnych opinii. Bowiem wydaje się,jak to zauważyła hana_a,
        że forum to ma gromadzić jedynie negatywne relacje z pobytu na porodóce. Dla
        mnie natomiast poród w Redłowie był jednym z najpiękniejszych przeżyć w życiu.
        Opieka położnych była serdeczna i fachowa, a lekarze - może nie tak
        komunikatywni - ale zawsze odpowiadali na moje pytania. Może miałam szczęście
        trafić na wyjątkową kadrę - zapewne tak jak inne mamy, które się tu nie
        wypowiadają w przekonaniu, że to forum założono w innym celu. Koleżanki za moją
        namową także rodziły w Redłowie i nigdy tego nie żałowały. Szkoda, że forum ma
        na celu "nastraszyć" i przestrzec potencjalne mamy przed rodzeniem w tym
        szpitalu.Moja ocena jest pozytywna. P.S. pewnie, że zawsze i wszędzie można
        dopatrywać się minusów - ale przeciez nie rodziłam za ciężkie pieniądze w
        prywatnej kilince, ale w niedofinansowanym ( jak cała służba zdrowia )
        publicznym szpitalu.
        • zygmuntzt Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 07.08.06, 09:33

          Tu gdzieś opłotkami wrzucana jest hipoteza, że nie jestem zainteresowany
          pozytywnymi wątkami... Ależ jestem:) Oby wszystkie były takie, życzę tego
          wszystkim paniom, które w stanie błogosławionym się znajdą- naprawdę!
          Mało tego, sam nie uważam się za osobę skrzywdzoną przez ten szpital - widzę po
          prostu sporo rzeczy, które można zrobić lepiej, mniej rutynowo, z większym
          zaangażowaniem i empatią - a Państwa opinie zbieram właśnie po to, by tego typu
          działania się zadziały, by szpitalną rzeczywistość wspólnie zmieniać - wszak
          zawsze może być lepiej, prawda?
          Nie chcę zaklinać rzeczywistości - chcę maksymalnie szeroko zebrać dane i
          spróbować wspólnie z władzami miasta i szpitala zastanowić się, co można zrobić
          od razu, co później, a co niestety zmieni się nieprędko. Tym bardziej, że jak
          napisałem wcześniej także pan Prezydent będzie w najbliższym czasie osobiście
          zainteresowany przemianami w tej placówce;)
          Pozdrawiam
          Pozdrawiam
          • hana_a Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 08.08.06, 16:14
            Tak sobie pomyślałam (ale nie wiem czy to się w jakimkolwiek szpitalu
            praktykuje), że rewelacyjną sprawą byłaby możliwość przebywania mamy i taty po
            cesarskim cięciu wspólnie z Maluszkiem po porodzie - tak jak po porodzie
            fizjologicznym... Nam osobiście dane było jakieś 30 minut bycia razem, ale
            minęło błyskawicznie! Mogłoby to być np. opcjonalnie, bo wiem, że nie każda
            kobieta po cc czuje się od razu dobrze. Mnie akurat rozpierała energia i
            szczęście, więc bardzo mi tego brakowało...Może warto to przemyśleć?
            Z pozdrowieniami!
            • mamusia_synusia Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 12.08.06, 19:39
              hana_a ogromnie gratuluję takich wspomnień :).
              • kobitka22 Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 14.08.06, 17:03
                No to może ja też się dopiszę :
                Mój poród trwał zaledwie 55 minut i każdemu życzę takiego ekspresowego porodu :)
                Nie będę się rozpisywać, bo sama nie lubię czytać długich wątków, no więc w
                skrucie i bez szczegułów.
                Po dojechaniu do szpitala, już praktycznie ze skurczami co 3 minuty zostałam
                podłączona pod KTG, dobrze że był ze mną mąż bo Pielęgniarka sobie poszła
                chociasz mówiłam że czuje skurcze parte, stwierdziła rozwarcie na 6 palców,
                poinformowała mnie że ja przeciesz TYLKO rodzę i umknęła.
                Mąż widząc że ja naprawde już pre zawołał lekarza ktury akurat przechodził,
                ten mnie zbadał i na cały szpital wszczął alarm :):) o wuzek dla mnie bo już
                główkę wyczuwał. Jazda wózkiem na porodówkę, kilka głebokich wdechów, parć i
                moje słoneczko było już ze mną. To było naprawde ekspresowe, nawet lekarze byli
                zdziwieni :)
                No a teraz do rzeczy, nie jestem całkiem negatywnie nastawiona, a wręcz powiem
                że w większości byłam zadowolona. Może wymienie plusy i minusy tak będzie
                szybciej:

                Minusy:
                - sala porodowa nie dawała przyjemnych odczuć
                - Lekarz nie miło skomentował to jak radzę sobie z bólem, gdy krzyczałam
                powiedział że mam się zamknąć, gdy próbowałam nie krzyczeć mówił że nie mam
                miauczeć jak kot bo to nie schronisko :O
                - moje dziecko zostało ze mnie wypchnięte siłą, chociasz poród postępował
                dobrze i nie było takiej potrzeby
                - podano mi coś dożylnie nie informując mnie o tym
                - nie miałam gdzie położyć nóg, musiałam sama je przytrzymywać, miałam spocone
                ręce i nogi mi się wyślizgiwały za co dostałam niezły ochrzan
                - nacięto mi krocze gdy nie miałam skurczu, poprostu na żywca, był to najgorszy
                ból, gorszy chyba od samych skurczów.
                - Lekarz ktury mnie szył, taki mały siwy starszy facet, krzyczał na mnie przy
                każdym poruszeniu się, a nie ruszać się nie było łatwo gdy w tym samym momencie
                położna wyciskała ze mnie resztke wód płodowych. Zszył mnie tak mocno że
                skutki odczuwam do dnia dzisiejszego.
                Ogólnie złe wspomnienia miałam tylko z porodówki, potem oprócz jednego
                incydentu naprawde było super.
                Pielęgniarki ekstra, na obchodach też bardzo miło, lekarz nawet z nami
                żartował, sale czyściutkie, nawet panie sprzątaczki były nastawione do nas
                naprawde miło. Najgorsza była toaleta, gdy jedna osoba brała prysznic musiałam
                z obolałym kroczem i pełnym pęcherzem pędzić przez sale odwiedzin na drugą
                stronę, to nie było zbyt miłe.
                Nie było tak żle, no mówię oprucz kilku niemiłych incydentów, może też i
                dlatego że rodziłam tak krótko. Leżała ze mną na sali dziewczyna ktura rodziła
                16 godzin, mdlała, leciała jej krew z nosa z braku sił, dziecko ważyło prawie 5
                kilo a oni ją męczyli. Jeszcze lekarz wypchnął z niej dziecko i coś tam małej z
                rączką narobił. Potem się tłumaczyli że to nie jego wina że tak czasem się
                zdarza.... ale to już inna śpiewka.
                To było na tyle, miło że ktoś poruszył wkońcu ten temat.
                Dodam jeszcze że rodziłam w tym roku w lutym. Pozdrawiam
    • angelas Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 26.08.06, 12:47
      Cieszy mnie fakt, że temat ten wreszcie znalazł zainteresowanie, ponieważ
      dotyczy on poważnego problemu. Ja również oprócz mojego maleństwa wyniosłam z
      tego szpitala bardzo przykre doświadczenia, które powinny stanowić przestrogę
      dla kobiet wybierających ten własnie szpital. W tym czasie trwały remonty, a
      stan izby przyjęć nie zrobił na mnie dobrego wrażenia wręcz obudziła we mnie
      lęk przed porodem. Za poród rodzinny zapłaciliśmy niezłą sumkę więc
      spodziewałam się super warunków, jednak lekarz nie pozwolił nam obejrzeć sal
      przeznaczonych do porodów rodzinnych gdyż, jak zapewnił własnie odbywały się
      tam porody. W wyznaczonym terminie porodu trafiłam na izbę przyjec ze skorczami
      będąc w przekonaniu że to już. Już na wstępie przeraziły mnie toalety i
      prysznic! Tragedia!
      Rano okazało się że był to fałszywy alarm, skierowano mnie na patologię. Pan
      ordynator na obchodzie stwierdził, że do jutra na pewno urodzę. Niestety, na
      patologii spędziłam 2 tygodnie, najbardziej przerażające dwa tygodnie jakie
      kiedykolwiek przeżyłam. Toalety – obskórne kible! Przecież kobieta w ciąży i to
      jeszcze przebywajaca na tym oddziale powinna mieć zapewnione komfortowe warunki
      i sterylną czystość! Sale z pewnością pamiętają jeszcze nasze babcie. Była
      zima, okna nieszczelne więc się przeziębiłam. Złe oświetlenie, niewygodne łóżka
      itp.itd. Jedzenie okropne-kawa inka jakas lurowata, a do tego dania których nie
      powinno się podawać kobietom w zaawansowanej ciąży. Lepsze posiłki dostają w
      więzieniu. Być może przez te koszmarne warunki wytworzyła się we mnie blokada i
      nie mogłam urodzić. Torturą dla mnie były badania, które odbywały się w
      obskórnej salce, na środku fotel ginekologiczny dosłownie naprzeciwko wielkiego
      okna, a dookoła mnóstwo pielęgniarek i studentów. Czułam się jak w sali
      kinowej. Koszmar! Rutyna i jeszcze raz rutyna. Lekarze i pielęgniarki (tylko z
      nielicznymi wyjatkami) nietaktowni, traktujący pacjętke z góry. Zwłaszcza jeden
      lekarz, chyba szef tego oddziału czy zast., nie pamiętam nazwiska, taki w
      średnim wieku w okularach – świńskie, poniżające odzywki.Wszelkie informacje na
      temat pacjentki były ścisle zastrzeżone jakby to była jakas tajemnica.
      Pielęgniarki bardziej zajęte plotkowaniem jak wykonywaniem swojej pracy, byłam
      świadkiem kiedy taka jedna antypatyczna(wygladem przypominająca faceta)nadawała
      na swoja nową koleżankę po fachu. Wiele z nich popełniały poważne błędy
      medyczne co mogło mieć nieodwracalne konsekwencje. Pewnien lekarz powiedział,
      że wyjdę z tego szpitala jedynie z dzieckiem i będzie to dla nich obraza i
      skandal jeśli opuszczę oddział pat. na własne życzenie. Także etyka lekarska
      łamana na każdym kroku. Pewną pacjentkę trzymali 4 tygodnie po terminie, a
      kiedy już zabrali ją na cięcie okazało się że jeszcze trochę i dziecko mogło
      się udusić ponieważ wystąpiły już wszelkie oznaki przenoszenia ciązy. Mnie
      lekarz zapewnił toz przed porodem że dziecko waży 3,600 (USG) a okazało się,
      niestety już po urodzeniu, że waży ponad 4 kilo! Poród był ciężki, rodziłam 14
      godzin, nie podano mi znieczulenia na moje życzenie, dostałam oksytocynę. Byłam
      wyczerpana po nieprzespanej nocy i miałam potworne bóle. Bardzo pomógł mi mąż i
      super położna. Nie rozumiem za co płaciliśmy bo ta sala pozostawia wiele do
      życzenia. Przynajmniej telewizor nie był atrapą i mogłam go włączyć :) A każda
      pacjentka po porodzie rodzinnym powinna mieć osobistą salę jak jest w innych
      szpitalach. Nie miałam siły przeć więc lekarz wypchną dziecko, całe szczęście
      zrobił to fachowo bo strach pomyślec…Nie rozumiem dlaczego nie zrobili mi
      cesarki, poród naturalny mógł okazać się nieodwracalny w konsekwencjach dla
      dziecka..Na oddziale po porodzie warunki okazały się znacznie lepsze, tylko
      brak dodatkowych toalet-minus. Duza i fachowa pomoc w sprawach laktacyjnych ale
      mało dodatkowej opieki nad noworodkiem(nie miałam siły zajmować się moją
      kruszynką, miałam takie samoloty że idąc do toalety trzymałam się ściany więc
      jak mogłam utrzymać moje maleństwo, bałam się). Trzy nieprzespane noce i ciężki
      poród wyczerpał mnie totalnie. W mojej psychice poród i sam pobyt na tym
      oddziale pozostawił trwały ślad i niechęć. Co do skotkow porodu –dochodziłam do
      siebie przez 3 miesiące. Drugie dziecko? Być może, za parę lat. Porodówka w
      Redłowie -nigdy!
      Szczerze odradzam przyszłym mamom tego miejsca, chyba, że coś się zmieni w
      dobrym kierunku, a Pana, panie Zygmuncie serdecznie pozdrawiam :)
      • zygmuntzt Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 21.09.06, 08:54
        Witam;
        Czy któraś z Pań ostatnio rodziła lub przymierzała się do porodu w Redłowie?
        Chodzi o to, czy zauważalne są jakieś zmiany w podejściu i nastawieniu po
        "rozmowach wychowawczych", które się odbyły? Bo oczywiście wyremontowana w końcu
        łazienka cieszy niezmiernie (:)) ale do sukcesu droga daleka i wyboista.
        Proszę zatem o relacje.
        Jednocześnie informuję, że prowadzę intensywne roboty w sprawie gdyńskiej debaty
        "Rodzić po ludzku". To może być mocny impuls i znaczące poszerzenie i
        nagłośnienie dyskusji.
        Pozdrawiam

        zygmunt
    • zygmuntzt Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 14.11.06, 11:03
      Ponieważ już po kampanii, można spokojnie wrócić do merytorycznej dyskusji bez
      podejrzeń o niejasne intencje - dlatego informuję, że kolejne moje spotkanie z
      dyrekcją szpitala w Redłowie mam 16 listopada. Ma być ono poświęcone tym razem
      próbie budowy konkretnych projektów mogących coś realnie zmienić na porodówce,
      taki wyraz kompromisu i krok do przodu do burzliwych rozmowach dotyczących stanu
      obecnego.
      Relację ze spotkania oczywiście tradycyjnie zamieszczę, natomiast chętnie
      poczytałbym jakieś nowe relacje z Redłowa z ostatnich 2-3 miesięcy. Czy coś
      drgnęło w Państwa ocenie?
      • frawashi Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 15.11.06, 13:59
        rodziłam w Redłowie 16 października. Ogólnie jestem bardzo rozczarowana.
        Chodziłam do przyszpitalnej szkoły rodzenia i byłam przygotowana na to, że
        rodzenie będzie odbywało sie "po ludzku", tzn. bedę miała mozliwosc przejścia
        pierwszej fazy porodu chodząć, cwicząc, itd. Tymczasem zostałam położona na
        bardzo wysokim łózku porodowym, przypięta pod KTG i pozostawiona sama sobie (no
        mąż był przy mnie na szczęście. Dopiero po wielu prosbach, przychodziła połozna
        (na szczeście bardzo miła)i na chwile mnie odpinała i pozwalała trochę
        pochodzić. Nie mogłam też wziąć prysznica. Nawet gdybym mogła, nie wiem czy bym
        się zdecydowała, gdyż w łazience, do której trzeba było się doczłapać były
        pootwierane szeroko okna (niższy personel szpitala urządził sobie tam
        palarnię!). Sama sala do porodu nie nastrajała optymistycznie.Gdyby chociaż
        pomalowano sufit, na który chcąc nie chcąc musiałam patrzeć, na którym widniały
        ogomne brunatne plamy przypominające krew. Nie mogłam wybrac pozycji do porodu.
        Musiałam rodzic w nienaturalnej i ogromnie dla mnie bolesnej, z powodu urazu
        kości krzyzowej, pozycji leżącej. Była na szczescie lamka nocna. Tyle w skrócie
        o porodówce. Znacznie gorzej było później. Rodziłam o świcie. OK. 6-7
        przewieziono mnie na odział poporodowy. Męża wygoniono do domu. Przerzucono mnie
        na przewysokie łóżko na sali,pod łóżko rzucono torbę, obok połozyli dziecko i
        zostawili. Prosiłam o pomoc w rozpakowaniu torby- nie doczekałam się. Za chwilę
        wpadała pielęgniarka i zaczęła poganiać, żeby iść sie szybko umyć, bo będzie
        obchód. Totalnie zignorowała fakt, że nie mam siły się podnieść. Po kolejnej
        chwili wpadły 2 kolejne pielegniarki i zaczęły poganiać, żeby rozebrac dzieci do
        obchodu pediatrycznego. Z trudem i ogromnym bólem podniosłam się i zrobiło mi
        się czarno przed oczami. Na szczęcie koleżanki z sali pomogły z maleństwem i
        torbą. Na szczeście w szpitalu byliśmy tylko 2 doby. Personel na noworodkach
        wielce obojętny, poza panią Iwoną od laktacji, której jako jedynej, należą się
        ogrome słowa pochwały. Nie jestem osoba wymagającą, szybko sie przystosowuję,
        bylam pewna, ze bede zadowolona z porodu w Redłowie- niestety poród zapamiętam
        jako traumę. Może wystarczyłoby, gdyby mąż mógł ze mną zostać na sali
        poporodowej przynajmniej jeszcze godzinkę, rozpakowałby torbę, pomógł przy
        maleństwie. Szkoda, ze poród rodzinny kończy się w momencie porodu. Szkoda, że w
        salach do porodów rodzinnych nie prysznica, drabinek, itd, skandalem jest, że w
        salach popordowych nie ma łazienek- ale to wszystko kwestia finansów.
        Najbardziej szkoda, że młoda, przerazona, nieprzytomna z bólu matka,razem z
        jeszcze bardziej przerazonym noworodkiem sa pozostawieni sami sobie...
        Zdecydowanie szpital w Redłowie nie zasługuje na zaszczytny tytuł szpitala, w
        którym rodzi sie "po ludzku".
        • kalmar12 Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 15.11.06, 14:24
          Ja w Redłowie rodziłam 6 lat temu, ale z opisu łożek, sufitu, prysznica vel
          palarni widze ze niewiele sie zmieniło :-( A szkoda.
          Swoje drugie dziecko pomimo że mieszkam w Gdyni rodzilismy w Wejherowie, i
          powiem jedno REWELACJA !!!!! Miło, sympatycznie, czysto, profesjonalnie,
          kompetentnie, naprawdę super. No i przez 2 dni pobytu w szpitalu spotkałam aż 4
          Gdynianki, a przecież nie zaczepiałam wszystkich położnic ;-) Gdynianki wola
          rodzić w Wejherowie, w Pucku, na Zaspie, wszędzie byle nie w Redłowie. Smutne
          to, że szpital który parę dni temu uzyskał certyfikaty jakości ISO tak naprawdę
          przeraża.
          Pozdr
          Kalmar12
          • piola1 Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 18.11.06, 21:33
            Dołączam do wielbicielek szpitalu wejherowskiego. Po prostu super!!!!
    • doonna5 Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 15.12.06, 09:50
      Witam
      Bardzo się cieszę, ze powstał ten wątek i zainteresowanie "sprawą" jedynej
      gdanskiej porodówki.

      Mam bardzo niemiłe wspomnienia z pobytu w Izbie Przyjęć gdynskiej porodowki,
      gdzie trafiłam we wrzesniu ubieglego roku w 6 tyg ciąży z krwawieniem. wezwany
      lekarz dr Józef Biguszewski nie udzielił mi żadej pomocy, zwyzywał mnie i
      mojego męża, nie badając mnie stwierdził (po oczach chyba)ze juz poronilam ze
      nic nie da się zrobić !!!odebrał nadzieję,słowem przezyłam przez niego KOSZMAR.
      Złozyłam na niego skargę do NFZ, Izb Lekarskich i Dyrektora Szpitala, skutkiem
      czego zostal zwolniony z pracy w trybie natychmiastowym( moje relacje
      potwierdzia połozna obecna na tym dyzyże). A ja nastepnego dnia trafiłam do
      Invicty, doatłam leki na podtrzymanie ciąży i ... dziś mój Tomus dziś ma 7 msc
      i zdrowym dzieckiem.
      Wiem,że Pan dr Biguszewski wrócił jednak do pracy w szpitalu po pół roku ...
      bez komentarza...

      A co do slów Pani Dyrektor Szpitala, że we wrzesniu byla w Gazecie Wyborczej
      bardzo pozytywna opinia na temat porodówki, to zapomniala dodać że w
      pażdzierniku byla też moja opinia(tez w gazecie Wyborczej) ale negatywna, bo
      opisałm co mnie tam spotkało.
      pozdrawiam

      Mojego synka urodziłam w Wojewodzkim i bardzo sobie chwalę, a porodowka w
      Redłowie nigdy juz mnie nie zobaczy.
      • mamooschka Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 27.12.06, 23:25
        To się chyba wyłamię: nie było żle, wręcz przeciwnie. W 1999 r. rodziłam w
        Szpitalu Miejskim, to była tragedia - personel, stan techniczny, pomoc...
        W Redłowie rodziłam w kwietniu 2005: panie miłe, informowały co się dzieje, na
        moją prośbę mnie nie nacinano, lekarz żartował ze mną podczas porodu:) , po
        porodzie położne same przychodziły i pytały czy trzeba w czymś pomóc, jak sama
        prosiłam to nigdy nie odmówiły. Podobało mi się.
        • aldona_t1 Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 28.12.06, 13:50
          Poważnie- na Twoją prośbę Cię nie nacięto?? A który lekarz jest taki miły?
          Bo mi lekarz powiedział, że nie ma takiej możliwości, wszystkich nacinają "na
          wszelki wypadek", bo inaczej jest zbyt wiele powikłań. A nacinania bardzo nie
          chciałam, dziecko niewielkie, poród drugi- więc miałam nadzieję, że
          się "wykręcę".
          • mamooschka Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 28.12.06, 20:49
            Nie pamiętam żadnego nazwiska, ani lekarza, ani położnej. Położna wydała mi się
            niemiła, więc miałam obawy czy mnie wogóle wysłucha, ale na wypadek poprosiłam,
            że jakby się dało bez nacinania, to ja poproszę... Powiedziała "zobaczymy", no
            i nie cięła, jeszcze potem przy parciu mówiła do drugiej położnej że "pani
            prosiła bez nacinania". Udało mi się :)
    • mamulinek77 Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 29.12.06, 18:44
      Rodziłam w Redłowie pod koniec listopada 2006. Jestem bardzo zadowolona.
      Przemiły personel poczynając od porodówki przez salę pooperacyjną na oddziale
      połozniczym kończąc. Lekarze i położne wykazywali dużo zainteresowania
      pacjentkami. Poród był trudny i skończył się cesarką. Położne na porodówce
      bardzo zyczliwe, pomocne i podtrzymujące na duchu. Lekarze stale zaglądali nie
      tylko po to aby zbadać, ale również aby zapytać o samopoczucie. na oddziale
      położniczym również czułam sie bardzo dobrze. Wszyscy mili, pomocni,
      usmiechnięci. Bardzo pomagano w przystawianiu dzieci do piersi. Gdy tylko była
      potrzeba zaraz zjawiał się ktoś z personelu. Jedyne mankamenty to jedna na całym
      oddziale łazienka i fatalne posiłki. dieta lekkostrawna dla kobiet karmiacych to
      np. na sniadanie talerz zupy mlecznej i dwie parówki. Nad tym warto się
      zastanowić... Ale poza tym jestem bardzo zadowolona i kolejne dziecko będę
      rodziła również w Redłowie ( mimo, że mieszkam w Gdańsku).
      • zygmuntzt Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 02.01.07, 14:33
        No i jesteśmy po finale akcji "Rodzić po ludzku"
        23 grudnia potwierdziło się niezwykle wiele z tego, co czułem, wiedziałem a co
        niektóre osoby usilnie starało się zdyskredytować. Machano ankietami, opiniami,
        brakiem skarg itd.. Jasne. Tymczasem prawo wielkich liczb zadziałało i wynik
        jest smutny, moim zdaniem. Redłowo oceniane jest wyraźnie niżej od większości
        pomorskich szpitali. Ciężko czytać taki raport jako gdynianinowi, choć przecież
        takiego się spodziewałem, bo znam te relacje, wiele widziałem, wiele słyszałem i
        proces obserwuję już jakiś czas.
        Mam nadzieję, że w oparciu o ten surowy werdykt uda się znów zrobić kroki do
        przodu. Jeśli nie teraz, to już naprawdę nie wiem, kiedy...
        • zygmuntzt Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 16.04.07, 21:20
          W weekend dowiedziałem się, że w Redłowie wreszcie znieśli opłaty za porody
          rodzinne i wysłuchałem relacji, z której jasno wynika, że coś drgnęło jeśli
          chodzi o klimaty międzyludzkie. Pomijając satysfakcję człowieka, który rozpętał
          tę małą krucjatę, to po prostu mnie to wielce ucieszyło, po wcześniejszych
          informacjach o wreszcie zrealizowanym remoncie łazienki i poważnych zmianach
          kadrowych na oddziale, teraz i to:)
          Ktoś ostatnio miał okazję tam przebywać i ma jakieś spostrzeżenia? Bardzo o
          takie proszę..
          • zozolica Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 17.04.07, 08:21
            ja byłam pacjentkaporodówki w lipcu 2006 roku i cóż... poza niemiłą obsługa na
            izbie przyjęć (A pani tu co chce - dosłowne pytanie)wszystko inne ok. Rodziłam
            na sali jednoosobowej, cały czas była przy mnie połozna, która wszystko
            sprawnie prowadziła, lekarz pomógł rodzić i zszył niemal koronkowo.O wszystkich
            zabiegach i czynnościach mnie informowano. Po porodzie , w zweiązku ze złym
            samopoczuciem przyniesiono mi okład z lodu na obolałe krocze, nie odmawiano
            pomocy. Na oddziale same miłe panie pielęgniarki, które dzien i noc służyły
            pomoca i cały czas pytały się czy w czyms pomóc. Ja mimo, że początkowo nie
            planowałam rodzić w Redłowie jestem bardzo zadowolona, że tam się wszystko
            skończyło. Jeżeli chodzi i łazienki i czystośc na oddziale to moim zdaniem bez
            zarzutu. Ogólnie DUŻY POZYTYW dla tego szpitala.
    • lipsy Re: Porodówka w Redłowie - fakty i mity 23.05.07, 23:21
      Rodziłam w lutym bż.r. i wybrałam ten szpital tylko dlatego że był blisko - i
      nie żałuję.Powiedziano że za poród rodzinny się nie płaci.Poród odbył się
      bardzo sprawnie, miłe położne i lekarz który nawet żartował, chociaż rodziłam
      na sam koniec ich zmiany.Za to o dziwo nieprzyjemny był lekarz który obejmował
      zmianę, mąż tylko trochę mógł przy nas być po porodzie, choć i tak leżałam
      przez 2 godz. sama, nie wiem w czym mąż przeszkadzał.Opieka po porodzie była
      bez zastrzeżeń, cały personel był miły (lekarze i położne).Położne często
      zaglądały i służyły pomocą.Na dodatek udało mi się bo po porodzie przywieziono
      mnie do sali po cesarce - bo była wolna i dzięki temu pod nosem miałam
      łazienkę :)Oprócz mnie były dwie dziewczyny, które również nie były po
      cesarce.Sala była ładnie wyremontowana tylko szkoda że nikt nic nie robi z
      pojawiającym się grzybem.
      Generalnie byłam miło rozczarowana, bo naczytałam się wiele niepochlebnych
      opini o tym szpitalu i obawiałam się jak to bedzie.

      pozdrawiam
    • Gość: Kasia skandal -szpital pck Gdynia - brak poszanowania! IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 19.06.14, 02:08
      SKANDAL - W SZPITALU DOZNAŁAM DEPRESJI PRZEZ KILKA DNI!!!!
      NIBY TEN SZPITAL JEST PRZYJAZNY DZIECKU ??? SZCZEGÓLNIE SŁYSZĄC OD POŁOŻNEJ , KTÓRA WYPEŁNIAJĄC DOKUMENTY KRZYCZY NA NOWORODKA ZAMKNIJ SIĘ!!! A NOWORODKI LEŻĄ SOBIE NAGUSIE I IM ZIMNO. MATKA KARMI DZIECKO NADCHODZI CZA OBCHODU, TO NIE INTERESUJE ICH, ŻE DZIECKO ZACZĘŁO JEŚĆ ODRYWA DZIECKO OD PIERSI ROZBIERA I PRZYGOTOWUJE DO ŚMIESZNEGO SMAROWANIA KREMEM!!! NA JEDNEJ RĘCE MOŻNA POLICZYĆ PRZYJAZNE PIELĘGNIARKI, ALE JAK CO DO CZEGO PRZYCHODZI TO I TAK ONE NIE STANĄ ZA PACJENTEM TYLKO ZA SWOJĄ KOLEŻANKĄ. WSPÓŁCZUJE KOBIETOM , KTÓRE ZOSTAJĄ TAM DŁUŻEJ JA TEN HORROR MAM ZA SOBĄ!!!!! NIE POLECAM ODDZIAŁU POŁOŻNICZEGO JEDYNYM PLUSEM DOBRZE TRAFIŁAM NA POŁOŻNĄ ODBIERAJĄCĄ PORÓD!! Wyjątek z reguły! Nie wiem kto daje te tabliczki szpital przyjazny dziecku ??Chyba ich własnym dzieciom!!! Dziewczyny omijacie dużym łukiem ten szpital!!!! Oni tam człowiek traktują jak śmiecia!!!! Prawa pacjenta ?? Śmiechu warte odezwiesz się coś nie tak , to mogą coś zrobić dziecku. Żadna z nas się nie ode
      zwie, ale ja już jestem w domu i będę wszędzie pisała aby ochronić inne!!Gdzie te kontrole ?? Jak idzie czas na obchód to nie ważne, że Cię boli masz się umyć pościelić łóżko i w 30 sekund rozebrać noworodka!!
      DZIEWCZYNY NIE BÓJCIE SIĘ PISAĆ SKARG I NA FORUM!! Jestem w trakcie pisania skargi do NFZ

Nie pamiętasz hasła

lub ?

 

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nakarm Pajacyka